poniedziałek, 17 września 2012

Zapach Ciemności. - Prolog


Opowiadanie, które dzisiaj zacznę tu wstawiać, powstało dzięki temu, że miałam z kim tchnąć życie w postacie. Byłoby lepsze, gdyby nie fakt, że to ja zajęłam się jego korektą. Ale jest, jakie jest. Kto chce niech czyta.
_____________________________

~ Prolog ~

Las dzielący Silverymoon od Lamentu Nad Wodą był stary i od dawien dawna okryty złą sławą. Wiele niebezpieczeństw czyhało w nim na podróżników, zbirów czy nawet myśliwych, którzy myśleli, że znają go jak własną kieszeń. Pogrążony w całkowitym mroku i ciszy, od czasu do czasu przerywanej piskiem uwięzionego gdzieś zwierzęcia czy też tajemniczym szmerem, nie zachęcał do nocnych wędrówek. A jednak czasami znajdowali się śmiałkowie, którym ciemność była niestraszna. Troje mężczyzn o dość wątpliwej reputacji, kroczyło jedną z wydeptanych, leśnych ścieżek. Dwóch z nich ciągnęło za sobą rannego, nieprzytomnego człowieka.
- Może trzeba było go zostawić na skraju lasu? – burknął cicho jeden z nich, rozglądając się dookoła. Nie podobała mu się ta okolica, mimo że mieli dwie pochodnie i broń.
- Po co? Mała strata, jak zdechnie. Przynajmniej nie będzie sprawiał problemów – rzucił oświetlający drogę dryblas, na oko przywódca bandy, bowiem był z nich najbardziej rosły.
- Niby tak, ale może gdybyśmy go potrzymali, to rodzinka sypnęłaby złotem? Wiesz, ukochany synuś, w dodatku szanowany artysta.
- Zapomnij. Szkoda czasu na opiekę i pilnowanie jakiegoś paniczyka. Niedługo jarmark, to z pewnością trafi nam się jakaś kupiecka karawana. Zarobimy dwa razy tyle, a i kłopotu będzie mniej – ton mężczyzny nie znosił sprzeciwu.
Pozostawiwszy na pastwę leśnych stworów rannego człowieka, opryszkowie ruszyli z powrotem w stronę miasta, zapewne po to, aby okraść jakiegoś mało uważnego szlachcica błąkającego się po ulicach Silverymoon.

***

Wycieczki po lesie urządzał sobie zazwyczaj wieczorami, o ile miał na nie czas i ochotę. Wymagająca praca perfumiarza nie pozwalała mu na codzienny odpoczynek, a to wiązało się z brakiem możliwości wyjścia na samotny spacer w leśnych ciemnościach.
Nie zabrał pochodni, wszak nie była mu potrzebna. Chciał pogrążyć się na kilka chwil w ciemnej otchłani, aby docenić światło księżyca, kiedy już wyjdzie z lasu. Brnąc tak na oślep, potknął się o coś i wyrzucając z siebie stek przekleństw, upadł na poły na ziemię, na poły na ludzkie ciało. Mruknął coś niezrozumiale, zbierając się jak najszybciej na równe nogi.
- Co do… - Zerknął na leśne poszycie. Niewyraźnie rysowała się nań sylwetka mężczyzny, który jęknął cicho, zapewne z bólu, bowiem perfumiarz oprócz niezwykłej woni ciała osoby leżącej na ziemi, wyczuł też zapach krwi.
Sam nie wiedział, czym kierował się jego umysł, gdy kazał mu podnieść mężczyznę i zabrać do domu. Może poczuł się zobowiązany do wyniesienia go z lasu, gdzie zginąłby pewną śmiercią, a może wiedziony był dziwnym przeczuciem, że jeśli zostawi tutaj nieznajomego, to będzie miał wyrzuty sumienia. Poza tym ten oszałamiający zapach, który zawładnął jego nozdrzami, kiedy tylko znalazły się blisko szyi rannego, z pewnością prześladowałby go w snach i nie pozwalał w spokoju tworzyć nowych receptur.
Dom perfumiarza był połączony z pracownią i sklepem, w którym wyroby sprzedawał czeladnik pomieszkujący kątem u swojego pracodawcy. Uczeń Lamberta nie spał, kiedy jego pan wrócił do domu.
- Co się stało, proszę pana?
Chłopak wyglądał na niesłychanie zatroskanego. Jego pan nigdy nie wracał ze spacerów w towarzystwie. A co dopiero w takim towarzystwie.
Lambert położył rannego na łóżku i zaczął rozpinać mu koszulę.
- Cyziu - zwrócił się do czeladnika, nie przerywając pozbawiania poranionego mężczyzny odzienia. - Biegnij zaraz do uzdrowiciela. Niech tu przyjdzie jak najszybciej.
Chłopak, bez słowa pokiwał głową i wybiegł z domu.
Nieznajomy poruszył się niespokojnie, jęcząc niezrozumiałe słowa. Perfumiarz przytrzymując go za ramię, odgarnął ostrożnie włosy z jego czoła i aż skrzywił się, kiedy zobaczył rany na twarzy. Ciężko mu było określić w jakim wieku jest mężczyzna. Mało tego, nie był nawet w stanie powiedzieć, czy to aby na pewno jest mężczyzna, czy jeszcze chłopiec. Cała twarz nieznajomego była brudna od krwi. Na policzkach przykleiły się liście i igliwie. Włosy posklejane miał w strąki od sączącej się z ran krwi, a na szyi była widoczna paskudna rana od noża. Jednak nie to było najgorsze. To, co przeraziło perfumiarza nie na żarty, było skupiskiem ran ciętych, siniaków, brudu i zaschniętej krwi w miejscu, gdzie powinny znajdować się oczy rannego. Najwyraźniej ktoś nie chciał, by mężczyzna był kiedykolwiek w stanie go rozpoznać.
Lambert zostawił na chwilę rannego i poszedł po miskę z wodą. Nie wierzył w to, co widział. Jak można tak zmasakrować człowieka? Kiedy wrócił i zaczął powoli pozbywać się brudu z twarzy i torsu mężczyzny, ten ożywił się nagle i zdawał się mieć ochotę na ucieczkę. Odsunął się nerwowo od perfumiarza i dość niewyraźnie wybełkotał prośbę by ten zostawił go już w spokoju, że ma dość i że kolejny cios go zabije.
Majaczył. Lambert ujął go delikatnie za ramiona i przytrzymał na łóżku.
- Spokojnie - powiedział łagodnie, stwierdzając w myślach, że mężczyzna ma potwornie wysoką gorączkę. - Jesteś już bezpieczny. Nie kręć się. Muszę cię obmyć i rozebrać z tego brudnego odzienia.
Ranny wsłuchał się w głos, który do niego tak łagodnie przemawiał i uspokoił się. Pokiwał głową na znak, że zrozumiał, ale skulił się rażony niemiłosiernym bólem. Wyglądał, jak małe pisklę wyrzucone z gniazda.
- Dobrze już, nie ruszaj się. - W ręce Lamberta ponownie znalazła się mokra szmatka, a z ciała pokrzywdzonego zaczęły znikać ślady brudu i zaschniętej krwi.
Niedługo potem pojawił się uzdrowiciel. Wyprosił Lamberta i Cyzia z pokoju i bardzo długo, uważnie badał rannego. Założył mu opatrunek na oczy a pozostałe rany zasmarował maścią.. Kiedy wychodził z pokoju jego mina powiedziała więcej niż słowa. Pokręcił przecząco głową i wyjaśnił Lambertowi, w jakim dokładnie stanie jest jego gość i jak należy się teraz nim zajmować.
Opieka medyka pomogła. Ukoiła ból na tyle, że ranny zasnął. Nie był to jednak spokojny sen. Rzucał się, kręcił, płakał. Co chwilę wybudzał się i krzyczał. Wydarzenia w lesie powracały do niego raz za razem. Lambert nie odstępował go na krok. Czuwał przy nim przez całą noc. Ocierał pot z czoła, uspokajał. Mówił cicho i łagodnie i widać było, że jego głos działa na chorego kojąco.
Siedział przy łóżku, bo spać i tak by nie spał. Nie, gdy miał w domu obcego człowieka. I to w swoim pokoju.

niedziela, 9 września 2012

Miłość wymaga wyrzeczeń. Epilog.

Na podłogę pokoju posypały się rzeczy z plecaka Maxa. Wyglądały bardziej na stos śmieci, niż na ubrania nadające się do noszenia. Razem z nimi wyleciały również inne przybory potrzebne człowiekowi do życia. Max przykucnął nad tym nieciekawym stosikiem i zaczął wszystko sortować. Część do prania, część do wyrzucenia i część do przemyślenia, czy cokolwiek się da jeszcze z tym zrobić. Mieszkanie w opuszczonej chacie najwyraźniej nie sprzyjało zachowaniu eleganckiego wyglądu nie tylko ludziom, ale i wszystkim ich rzeczom. Masakra, jakie to wszystko pogniecione. Dodatkowo szybkość, z jaką się pakował spowodowała wymieszanie wszystkiego. Ciężkie westchnienie poniosło się po pokoju, kiedy Max wygrzebał spośród przemoczonych ubrań podręcznik nasiąknięty wodą. Gdzie on miał głowę podczas pakowania? A gdzie mógł mieć? Oczywiście przy Chrystianie. Od poprzedniego wieczoru nie myślał o niczym innym.
Jak za dotknięciem magicznej różdżki czy raczej dłoni Chrisa, rzeczy Maxa wysuszyły się i poskładały. Chris stał w drzwiach z uśmiechem na ustach i obserwował nieudolną, ale jakże zabawną przeprowadzkę Maxa. Miał jednak w nosie czy on sobie poukłada te rzeczy. Podszedł do chłopaka od tyłu i zamknął go w swoich wielkich ramionach.
- Myślę, że to możne poczekać - szepnął mu do ucha, wsuwając jednocześnie ciepłą dłoń pod jego koszulkę i głaszcząc jego brzuch z czułością.
- Myślę, że nawet powinno.
Max uśmiechnął się i z tkliwością wtulił w objęcia Kota. Odchylił głowę lekko w bok i przylgną policzkiem do policzka przyjaciela. Jak on za nim strasznie tęsknił. Jak bardzo był spragniony jego bliskości... Przekonał się o tym już wczoraj, ale teraz, kiedy znów usłyszał ten głos i poczuł dotyk dłoni na swojej skórze, tęsknota znów dała o sobie znać. Ułożył ręce wzdłuż rąk Chrisa i zamruczał cicho.
- Ciągle mi ciebie mało - wyszeptał. - Tak bardzo mi ciebie brakowało.
Pogłaskał chłopaka po rękach i jeszcze bardziej zatonął w gorących ramionach. Christian przytulił go mocno. Chciał poczuć, że nadal działa na niego tak jak dawniej. Zsunął dłonie niżej po delikatnej skórze Maxa i odpiął sprawnie pasek jego spodni. Tęsknił za jego ciałem w ten najbardziej palący sposób. Nos wsadził w zagłębienie jego szyi i muskał ją delikatnie ustami i językiem. Palce, tak bardzo ciekawskie i gorące, znalazły się w mgnieniu oka pod materiałem spodni, a dłoń jak w transie objęła z czułością wypukłość Maxa. Chris aż jęknął, tak bardzo podniecała go sama bliskość chłopaka. Mógłby zadowalać się samymi pieszczotami tego cudownego ciała, jego ciała. Druga dłoń zdecydowała się by powędrować z powrotem w górę pod koszulkę, a jej palce zadziornie zaczęły pocierać sutki Maxa, który z cichym jękiem zamknął oczy i zadrżał od narastającego podniecenia. Powstrzymywał się przed tym by nie rzucić się z pasją na Christiana. Powstrzymywał z całych sił, choć w sumie nie wiedział dlaczego. Pragnął jego bliskości całym sobą. Więc czemu miał nie okazać tego Christianowi? Bo się bał. Bał się, że za chwilę otworzy oczy i znów przekona się boleśnie, że to tylko sen. Że leży samotnie na twardym posłaniu w ciemnej chacie.
Lecz ile można walczyć z pragnieniem? Odwrócił się, powoli otwierając oczy i spojrzał w twarz Christianowi. Wyciągnął dłoń do jego policzka i pogłaskał go czule układając palce tak, by zgrały się idealnie z kształtem twarzy chłopaka. Nie zniknął. Jego ukochany nadal tam był. Prawdziwy, realny, jedyny... Maxymillian uśmiechnął się słodko i kładąc drugą dłoń na karku przyjaciela, pogłaskał go po nim delikatnie. Wbił spojrzenie w oczy Chrisa i przygryzł sobie z wrażenia dolną wargę. Był znów tylko dla niego. Zupełnie tak, jakby nic się nigdy nie wydarzyło. Jakby tych kilka tygodni po prostu nie istniało. Gdy to zrozumiał, przestał walczyć ze sobą i z tym jak bardzo pragnął Chrisa. Uniósł głowę do góry i musnął językiem usta chłopaka. Napawał się jego zapachem i smakiem jego ust. Kosztował go po trochę, rozkoszując się każdą sekundą.
- Mój... - wyszeptał wprost w usta Kota i ucałował je ostrożnie.
- Twój... - odszepnął i jednym stanowczym ruchem podniósł Maxa, jak piórko i posadził na swoich biodrach. Zdążył już otworzyć drzwi do sypialni, skąd unosił się kuszący zapach jego perfum. W kilku krokach przeniósł chłopaka do tego pokoju. Po drodze z czułością błądził wargami po jego ustach sprawdzając każdą nierówność i zagłębienie. Chociaż w pokoju było tylko ciepło, ciało Chrisa płonęło, jakby było czterdziestostopniowe lato. W końcu ułożył Maxa miękko na łóżku, samemu układając się między jego nogami i przykrywając go swoim ciałem niczym płaszczem pożądania.
Max mruknął. Było mu tak dobrze w objęciach Chrisa. Tak spokojnie i rozkosznie. Niczego mu więcej nie było trzeba. Chłopak był jego życiem. Jego oddechem i każdym uderzeniem jego serca. Lądując miękko na łóżku poczuł się jak w bajce. Bajce, której treścią był Chris. Zatracił się w kolejnym pocałunku, wsuwając język pomiędzy wargi przyjaciela i pozwalając, by odszukał on rozkoszną miękkość języka ukochanego. Zatopił palce we włosach Chrisa i błądził nimi po jego karku i głowie. Przygnieciony ciałem Kota poczuł, jak jego własne pokrywa się kropelkami potu. Było mu niewygodnie w ubraniu. Czuł się skrępowany i rozdrażniony tym, że cokolwiek dzieli go od niedoszłego, a zarazem przyszłego kochanka. Zsunął dłonie na krawędź koszulki Chrisa i czekając aż ten pomoże mu się jej pozbyć, zakończył niechętnie pocałunek.
Christian bardzo chętnie ściągnął koszulkę. Pozbył się również górnej części odzieży Maxa, od razu zsuwając usta na jego obojczyk. Pragnął by było mu dobrze, by drżał pod wpływem jego dotyku. Dłońmi gładził ciało Maxa dokładnie przechodząc od nierówności jego ramion, aż do płaskiej piersi. Kawałek po kawałku, schodził niżej i niżej. Błądził językiem po jego twardych sutkach i zostawił mokry ślad aż do pępka. W końcu podniósł się i złapał za nogawki upierdliwych spodni, które i jemu przeszkadzały. Ciepłymi dłońmi zrównoważył temperaturę po stracie odzienia, po czym wsunął je pod nogawki spodenek penetrując zagłębienia miedzy udami, a męskością Maxa. Maxa, który był jak wulkan. Wypełniała go namiętność i pożądanie, rozdzierające jego wnętrze i usiłujące wydostać się na zewnątrz. Każdy ruch Chrisa powodował, że przeszywała go kolejna fala gorąca. Każde muśnięcie ust było jak porażenie prądem na jego skórze. Serce mu oszalało, a w uszach usłyszał szum krwi krążącej w jego żyłach, jak potok górski. Kiedy dłonie Chrisa zakradły się pod nogawki jego spodenek jęknął z rozkoszy, a jego ciało w jednej sekundzie napięło się jak struna. Był prawie w niebie. Świat był piękny, a jego napełniała miłość. Odszukał rękoma ramiona Chrisa i zacisnął na nich palce.
- Wracaj tutaj - wyszeptał unosząc głowę nad poduszkami. Było mu cudnie, ale wciąż było mu mało ciała ukochanego. Chciał go mieć jak najbliżej. Skryć się w jego objęciach i oddać mu całego siebie. Chciał, by Chris poczuł, jak bardzo go pragnie. Jak nie potrafi zaspokoić się jego bliskością. Jak bardzo go kocha.
- Nie - odparł lekko Kot i uśmiechnął się uroczo.
Odchylił się lekko i pozbawił Maxa spodenek. Nie zabrał się jednak do rzeczy jakby mogło się wydawać. Uniósł delikatnie nogę chłopaka by ucałować jego stopę.
- To jest moje... - westchnął i z każdym pocałunkiem, który przybliżał go do męskości Maxa, mówił to samo, uśmiechając się zadziornie.
Kiedy już całował ostatni wolny kawałek przestrzeni, zrobił krótką przerwę, a potem bez ostrzenia polizał jego penisa kilka razy wręcz jakby próbował lizaka. Nie zatrzymał się i wspiął się by znów go przykryć swoim ciałem i ucałować namiętnie jego spragnione usta.
- Mmm... - z ust Maxa wyrwało się mruczenia zadowolenia.
Czuł dreszcze biegnące przez jego ciało przy każdym kolejnym pocałunku. Jego ciało nie miało zamiaru udawać, że nie jest mu dobrze. Każdy mięsień napinał się gwałtownie pod dotykiem Chrisa. Skóra pokryła się gęsia skórką, a Max płonął z pożądania. Umysł przestał pracować bo cała krew odpłynęła do jego lędźwi. Jak można się było domyślić, jego podrażniona męskość zareagowała natychmiast, prężąc się boleśnie. Kiedy tylko Chris i jego usta znaleźli się ponownie w zasięgu ust Maxa, wpił się w nie zachłannie z potężnym jęknięciem. Uniósł się wolno, prowokując Chrisa do położenie się na plecach i zaczął błądzić drżącymi palcami po piersi chłopaka. Sprawdzał, czy skóra nadal jest tak kusząca jak wcześniej. Czy nadal jest tak samo ciepła i aksamitna jak ją zapamiętał. Nie odrywał ust od ust ukochanego aż do chwili, gdy płuca upomniały się o powietrze. Ułożył się wtedy na ciele Chrisa jak na wygodnej kanapie i pocałował go w sam koniec brody.
- Czy ty w ogóle wiesz co ze mną robisz? - zapytał szeptem, rysując palcem bliżej nieokreśloną ścieżkę na piesi chłopaka. - wiesz, że przez ciebie tracę nad sobą kontrolę?
- Wiem - odparł cicho i ułożył się wygodnie na plecach, teraz wzajemnie chłonąc dotyk swojego chłopaka. Przymknął oczy uśmiechając się blogu i objął Maxa rekami by znów go poczuć przy sobie, a jednocześnie zostawił mu swobodę ruchów by mógł bez skrepowania odkrywać jego ciało na nowo. Każdy mięsień Kota był napięty z podniecenia, a jego męskość gotowa i prężąca się na każde muśniecie. Po chwili zsunął dłonie na pośladki chłopaka i ścisnął je wojowniczo wsuwając miedzy nie palce.
- A wiesz, że to kocham? - zapytał Max, tylko po to by nie dać Chrisowi szansy na szybką odpowiedź. Przygryzł ostrożnie wargę chłopaka a następnie w ramach przeprosin pocałował to miejsce delikatnie. Pocałunkami zsunął się na jego szyję i krążył po niej chwile, drażniąc skórę Chrisa łagodnymi muśnięciami ust i języka. Dłonie Maxa spoczęły na ramionach Kota i gładząc je z góry na dół zsuwały się coraz niżej. Max także się zsunął. Zsunął się na bok by kolejną falą pocałunków utorować sobie drogę przez pierś Chrisa aż do jego brzuch. Dłonie posłusznie podążały za ustami a kiedy te zatrzymały się chwile w okolicy pępka, jedna z rąk wsunęła się za spodnie Kota.
- Tego chyba już nie potrzebujemy?
Max uśmiechnął się spoglądając na twarz Christiana i rozpiął mu spodnie. Dość szybko i sprawnie pozbył się całej dolnej części garderoby chłopaka i ułożył się ponownie obok niego. Głowę położył na brzuchu kochanka i dłonią wodził czule po jego udach. Z nieskrywaną satysfakcją patrzył jak męskość chłopaka reaguje gwałtownie za każdym razem, kiedy jego dłoń zbliżała się do niej. W końcu ujął ją w delikatny uścisk i zaczął masować powoli z góry na dół. On sam miał wrażenie ze za chwilę spłonie z pożądania a czując jak pod wpływem jego pieszczoty członek Chrisa twardnieje i napręża się coraz bardziej zawirowało mu w głowie. Kot jęknął słodko i wplótł palce we włosy chłopaka. Wraz z każdym pocałunkiem i dotykiem Maxa jego męskość pulsowała i twardniała coraz bardziej, a on czul, ze nie wytrzyma. Chciał posiąść Maxa ale tamten był chyba sprytniejszy niż sądził. Z drugiej strony jego ciało było obezwładnione przyjemnością więc nie protestował. Maxymillian nie wytrzymał. Nie umiał się już dłużej powstrzymać przed skosztowaniem Christiana. Zsunął rękę do samej nasady członka chłopaka a jej uścisk zastąpił łagodnym objęciem ust. Zacisnął je delikatnie i nim pozwolił by męskość chłopaka wypełniła mu usta podrażnił ją najpierw językiem. Po czym układając wargi tak, by zawsze dopasowywały się do kształtu członka, poruszył nimi po całej jego długości. Wolno. Bardzo wolno. Smakując zachłannie każdy kawałek skory na męskości Chrisa. Dłoń zsunęła się na jądra chłopaka, masując je czule. Po kilku minutach zwiększył nieco tempo a jego dłoń powróciła na członek pomagając ustom w namiętnym i coraz gwałtowniejszym masażu. Jego własny członek wyprężył się do granic możliwości i pulsował niemiłosiernie. Spełnienie było tylko kwestią minut a wolna dłoń Maxa zacisnęła się w pięść ma brzuchu Christiana.
- Chodź do mnie! - jęknął Chris, jeszcze bardziej przeciągle, ratując się przed eksplodowaniem.
Pogładził Maxa po szyi, podciągając się nieco by dosięgnąć do jego karku. Ledwo widział na oczy przez łzy od powstrzymywania się przed wybuchem. Chciał, by Max był teraz cały przy nim. Na nim a najlepiej by już mu się oddal.
-Mmm... - Mruknął Maxymillian i niechętnie wypuścił członek Chrisa z ust i uścisku.
Wspiął się posłusznie do ust chłopaka i zatonął w jego objęciach i pocałunku. Drżał z podniecenia i wyczekiwania. Świat wirował wokół niego a on miał w głowie tylko Chrisa i jego rozkosznie reagujące na Maxa ciało. Odszukał dłońmi jego włosy i wplątał w nie palce.
- Nie ucieknę ci przecież. - Wyszeptał łapiąc oddech w przerwie między pocałunkami. - Już nigdy nikt mnie od ciebie nie odciągnie.
- Masz racje... - mruknął tylko gardłowo i pogładził go po pośladkach wręcz natarczywie. Miał dość czekania. Jego dłonie nieprzytomnie błądziły po dwóch wypukłościach. - Wypnij się... - dodał wręcz rozkazująco.
Jego głos nie był miły, wręcz rozkazujący. Pożądanie rozsadzało go od środka i niszczyło każdą komórkę zdrowego rozsądku.
Oczy Maxa rozbłysły od nagłego przepływu kolejnej fali żądzy. Odwrócił się posłusznie tyłem do chłopaka i ugiął lekko nogi. Nie chciał rozstawać się z objęciami Chrisa a z drugiej strony nie mógł się już doczekać spełnienia i poczucia szczęścia z tego, że i Chris jest wraz z nim w krainie pełnej rokoszy. Nie mógł jednak wyzbyć się obaw. Bał się bólu. Bał się, ze przesłoni mu on zupełnie rozkosz i spełnienie.
- Spokojnie, odpręż się...
Christian sapnął i uśmiechnął się delikatnie, czego Max nie mógł widzieć. Po pokoju rozniósł się uspakajający zapach oliwki z zielonego owocu. Chris rozsmarował odrobinę na środkowym i serdecznym palcu po chwili przejeżdżając nimi miedzy pośladkami chłopaka. Po czym wsunął w niego jednego palca delikatnie. Druga dłonią przyciągnął go do siebie i resztę oliwki rozsmarował na jego piersi. Jednocześnie zwiększał gwałtowność ruchów we wnętrzu Maxa. Rozległo się jęknięcie Maxymilliana. Był coraz spokojniejszy i coraz bardziej podniecony. Płonął w środku i płonęła jego skóra. Był jednym wielkim kłębkiem zmysłów. Zmysłów, które właśnie zostały poddane najczulszym pieszczotom w życiu chłopaka. Przylgnął plecami do piersi Chrisa i zacisnął powieki. Jego ciało wygięło się w łuk a męskość była gotowa do eksplozji. Było mu rozkosznie. Głos Chrisa, jego dotyk, jego oddech na plecach Maxa... Wszystko to sprawiało, że z sekundy na sekundę pożądał go coraz bardziej.
Chris, po chwili wsunął i drugiego palca. Całował skórę szyi Maxa a dłonią wodził po jego piersi i sztywnej męskości.
- Powiedz kiedy - szepnął mu do ucha, przygryzając je lekko.
Powiedz? Max był na takim skraju wytrzymałości, że gdyby teraz otworzył usta zakończyłoby to się krzykiem. Zacisnął z całej siły zęby i starał się uspokoić choć trochę. Jego płuca domagały się powietrza bo oddech stał się nierówny i przerywany. Wykręcił się jak najbardziej zdołał do Chrisa i odszukał jego usta. Pocałował go z taką pasją i namiętnością jak ogromne było teraz jego podniecenie.
- Kiedy tylko... Zechcesz... - wydyszał kończąc pocałunek i odwracając się znów od kochanka.
Chris przytrzymał go mocno ale nie brutalnie. Wsunął w niego swoja męskość zaciskając oczy. Był tak ciasny, że Chrisowi zakręciło się w głowie przez chwile ale wszedł do końca i wstrzymał się chwile by dać mu szansę na oddech. Ręka Maxa zwinęła się w pięść zamykając między palcami część kołdry a zęby boleśnie wbiły się w jego dolną wargę. Gdyby teraz czuł cokolwiek innego, poza falą rozkoszy jaka nim zawładnęła gdy Chris wsunął się w niego ostrożnie, poczułby krew na swoich ustach. Jednak nic nie było teraz tak ważne jak to, że właśnie stał się jednością z Christianem. Tylko tyle go teraz obchodziło. Zadrżał gwałtownie i wygiął się z jęknięciem w tył gdy kochanek pozwolił mu na uspokojenie ciała choć odrobinę. Kot przylgnął do chłopaka ściśle, gładząc go uspokajająco. Starał się oddychać miarowo ale mu to nie wychodziło. W końcu pchnął mocniej i zaczal sie w nim spokojnie poruszać. Całował każdy kawałek ciała Maxa, który był w stanie dosięgnąć. Czul, że za chwile i tak będzie po nim, ale najpierw liczyło się dla niego spełnienie Maxa, któremu każdy mięsień napiął się niemiłosiernie. Każdy skrawek jego skory krzyczał z rozkoszy. Każda jego komórka wrzała z podniecenia. Powstrzymywał wybuch swojego ciała ile tylko zdołał, jednak tęsknota i wyczekiwanie zrobiły swoje. Przez jego ciało przeszedł potężny dreszcz podniecenia. Od ścian sypialni odbił się krzyk rozkoszy i spełnienia a jego członek eksplodował, zalewając falą spermy pościel Chrisa. Max wbił sobie boleśnie paznokcie w dłonie i zaparł się o łóżko by pozwolić Chrisowi wejść tak głęboko jak tylko tego chciał. On jednak po chwili wysunął się z niego dając mu ulgę i odwrócił go na plecy jednym ruchem. Dwoma kolejnymi ruchami swojej dłoni wyrzucił z siebie całą zalegającą w nim rozkosz wprost na brzuch chłopaka. Zanim opadł na jego drgające od orgazmu ciało, uśmiechnął się jeszcze błogo. Czul jak pot uniesienia spływa z niego niczym nasienie, które przed chwila wylał z siebie. Przylgnął do Maxa, wtulając się w niego mocno. Czul ze na dzisiaj to nie koniec wrażeń ale chciał dać mu odpocząć, zarówno jemu jak i sobie.
- Kocham Cie... - wysapał i pocałował go w spierzchnięte usta mocno.
Nie dał mu szans na natychmiastową odpowiedz wiec usłyszał ją dopiero po długim i namiętnym pocałunku.
- Możemy nie wychodzić dziś z łóżka? - zapytał ze szczerym uśmiechem Max, nadal z trudem łapiąc powietrze. - Nie chce być dziś nawet przez chwile sam, bez ciebie.
Położył głowę na piersi ukochanego i przytulił się do niego zamykając oczy. Ciało bardzo wolno uspokajało mu się a on czuł się taki szczęśliwy i kochany, że nic mu więcej nie było potrzebne.
- Możemy zostać ile chcesz w tym łóżku, ale najpierw chyba powinniśmy się umyć i pościel zmienić. Nie, żebym ja miał coś przeciwko Twojemu nasieniu, ale jestem sterylnym kociakiem - mruknął Chris i zamruczał przeciągle.
Wplótł palce we włosy chłopaka, delikatnie je czesząc palcami i miękko układając na jego szyi. Włożył w nie też nos, by móc się narkotyzować zapachem swojego chłopaka.
- Wiem, wiem... To była przenośnia, słońce. Po prostu... - Max uniósł głowę i spojrzał w oczy Kota. - Po prostu nie chcę się z tobą rozstawiać. Nie dziś. Nie, zanim się tobą nasycę tak, bym mógł znieść choć chwilę bez ciebie obok.
Pocałował go delikatnie w czubek brody i ułożył głowę ponownie na jego piersi. Głaskał go powoli po brzuchu i mruczał z zadowoleniem kiedy... Kiedy to po pokoju poniosło się o wiele głośniejsze mruczenie. Mruczenie jego pustego żołądka, który bezczelnie dawał o sobie znać. Max skrzywił się i jęknął.
- No nie... Teraz? - warknął cicho i roześmiał się głośno. - Nie ma to jak wyczucie czasu.
- Ma, oj naprawdę ma. No to co robimy? Prysznic, potem coś dobrego. Mam ochotę na truskawki w bitej śmietanie i lody, chociaż nie loda to ja sobie sam zrobię... - Chris zaczął mówić do siebie rozkojarzony, bo jemu także po głowie chodziło jedzenie.
Pstryknął palcami wcześniej, więc teraz leżeli pod cudownie puchowym, białym kocem i wyglądali jak dwaj bogowie z filmów porno.
- Prysznic! Jak najbardziej prysznic. A potem lody. - Oczy zalśniły Maxymillianowi na sam dźwięk słowa lody. Oparł brodę o klatkę piersiową Christiana i przyglądał mu się teraz z radością. - Zboczuch - mruknął i ucałował skórę na piersi chłopaka. - Ja chcę takie zimne i prosto z lodówki.
Przejechał palcami delikatnie po bokach Kota i przyglądał się jego twarzy by sprawdzić czy ten ma łaskotki tak samo jak on czy raczej guzik go obchodzą biegające po jego żebrach palce. Ten zachichotał dosłownie, jak panienka, ale nie na łaskotki po żeberkach tylko po stwierdzeniu, że jest zboczony. A no jest i niestety nikt nie był w stanie mu tego wyperswadować. Sturlał więc Maxa z siebie, nadal chichocząc i wstał z łóżka, prezentując się nago, no prawie jeśli liczyć spermę, jako ubranie, przed oczyma Maxa. Płomienie delikatnie igrały na jego mięśniach, a dla draki zagryzł jeszcze mały palec i spojrzał na chłopaka, mrugając rzęskami.
- Idziesz, czy mam się sam zadowalać cudowną pianą z egzotycznych specyfików? Hm? - spytał i uśmiechnął się, po czym niczym fotomodel, udał się bardzo kocim krokiem do łazienki. Posłał jeszcze Maxowi kuszące spojrzenie zanim zniknął za jej drzwiami.
- Świnia!
Krzyknął Max i wyskoczył z łóżka zaraz po tym jak skończył się śmiać z występu przyjaciela. Wpadł do łazienki zanim jeszcze Chris zdążył odejść choć o krok od drzwi i objął go w od tyłu w pasie. Pocałował go lekko w kark i mruknął wprost do ucha.
- Miałeś mnie nie zostawiać. A poza tym nie pozwolę ci na pławienie się samotnie w pinie i marnowanie wody na jedną osobę.
Wyminął chłopaka i staną przed nim z miną poważnego profesora, wspierając jedną dłoń na biodrze a drugą grożąc palcem przed nosem Christiana. Kiedy się ponownie odezwał jego głos naśladował poważny i zawsze nieco złośliwi ton głosu profesora od zaklęć.
- Czy ty nie słyszałeś, że na świecie cały czas kurczą się zapasy wody? Aby zaoszczędzić należy korzystać z prysznica co najmniej parami.
Niestety jego wykład został brutalnie zakończony kolejnym burknięciem jego złośliwego brzucha.
- Najwyżej zaczniemy się myć spermą, tego nam chyba starczy na wieki - Chris przewrócił oczyma i złapał Maxa w pasie, podniósł, po czym wsadził pod prysznic i wszedł także pod niego zamykając kabinę. - No więc, teraz mi powiedz, czy jak będę cały czas przy tobie, to ci czasami ten mały sprzęcik nie wysiądzie? - Spytał kładąc dłoń centralnie na męskości chłopaka i ścisnął ją lubieżnie, wpatrując mu się w oczy.
Sięgnął dłonią do kureczka i odkręcił idealnie ciepłą wodę, która polała się strumieniami po głowie... Maxa. Złośliwość rzeczy martwych, nieprawdaż? Maxymillian otworzył usta żeby coś odpowiedzieć ale woda skutecznie mu to uniemożliwiła. Wypuścił tylko nadmiar powietrza z płuc tworząc przy tym dość efektowną fontannę i roześmiał się. Cofnął się o krok by woda utworzyła nikłą barierę pomiędzy nim a Chrisem i wychylił głowę z boku strumienia.
- Chcesz mnie utopić? - zapytał z udawanym wyrzutem. - Już ci zbrzydłem?
Zamachnął się i machnął ręką przez strumienie aby ochlapać przyjaciela. Był szczęśliwy. Było mu tak cudownie, że miał ochotę się śmiać i tańczyć. Uwielbiał tego niesfornego Kota i zrobiłby dla niego wszystko.
- Cóż, praktycznie rzecz biorąc, dla ciebie mógłbym zostać nawet nekrofilem, więc jak będziesz już dziadkiem, to nie licz na ładny pogrzeb, bo cię zamarynuję - odparł Chris cicho i oblizał usta, jakby słowa nie były jednoznacznie obrzydliwe. Wyciągnął w jego stronę ręce i bez oczekiwania na protest, przyciągnął go do siebie, by przytulić. Zlizał przy okazji kilka kropelek wody z szyi chłopaka, ugryzł ramionko i polizał po policzku. Chyba faktycznie był głodny. - Mam na Ciebie ochotę, ale chyba seks po jedzeniu jest lepszy... - szepnął mu do ucha, głaskając pośladki.
- Jesteś niepoprawny, wiesz? - mruknął Max, wtulając się w niego z westchnieniem. - Smakujesz mnie niczym świeży stek lub dopiero co złapanego kurczaka. Zaczynam się bać o swoje wątłe kończyny, Kocie. - Sam również nie potrafił powstrzymać się przed scałowaniem z ukochanego strumieni ciepłej wody. - Mrauu...- zamiauczał jak mały kociak pieszczony przez właściciela i uśmiechnął się do siebie. Odchylił jednak po chwili głowę w tył i spojrzał na iskrzące się czekoladki w oczach Chrisa. - Może jednak się wykąpiemy, co? Bo ja poważnie mam ochotę na te lody a i tobie przydałoby się coś wrzucić na ruszt. Jeszcze mi zasłabniesz i co ja zrobię? Zanim zdołam cię wytransportować do łóżka to umrę z wysiłku.
- Jesteś czarodziejem, nie średniowiecznym księciem, co w życiu nie miał w dłoni kamienia.
Odparł nonszalancko Kot i poczochrał Maxa dokładnie po włosach, zanim wylał na nie odrobinę szamponu. Wszystko się ładnie zapieniło, a po łazience rozszedł się zapach wanilii i kokosu. Christian wziął się za dokładne szorowanie swojego chłopaka, jak chciał go wystawić gdzieś na witrynę sklepową albo coś. Jego ruchy były jednak tak dobrane, że Max mógł poczuć dotyk na każdym kawałku swojego ciała i czuć, jak otula go aksamitna powłoka żelu pod prysznic.
- Teraz twoja kolej, kochanie. - Po chwili oddał mu buteleczkę i stanął niczym wielki posąg Atlasa z dłońmi opartymi o ścianki prysznica, ściekający wodą i "skromnie" piękny.
Maxymillian, przez chwilę, faktycznie czuł się jak szykowany na pokaz pudel albo jakaś inna włochata kula. Jednak kiedy dostał w swoje ręce buteleczki z szamponem i żelem pod prysznic stanął machając nimi delikatnie i przyglądał się ukochanemu ze złośliwym uśmiechem.
- A coś na zmiękczenie sierści? - zapytał. - Mój Kociak zasługuje na wszystko co najlepsze.
Po chwili oglądania sobie niesamowitego ciała przyjaciela stwierdził, że jeśli za chwilę nie weźmie się za szorowanie kochanka to spędzą pod prysznicem pół nocy albo Chris zemści się na nim wymyślnie. Wylał więc odrobinę szamponu na włosy przyjaciela a żel odstawił na półeczkę by mu nie przeszkadzał. Wmasował dokładnie szampon we włosy Christiana, tworząc mu całkiem interesującą czapeczkę z piany na włosach.
- Wiesz, że tak ci bardzo ładnie - odsunął się odrobinę i ponownie zaczął oglądać Chrisa z uśmiechem i rękoma pełnymi piany.
Pianowa czapa na głowie Chrisa zaczęła spływać strumyczkami po szyi i tworzyła białe ścieżki na torsie Kota.
Ten otrzepał się jednak niczym rasowy owczarek niemiecki, oddając pianę jej stwórcy. Wsadził głowę pod prysznic i spłukał czerep, po czym odwrócił się do Maxa plecami.
- Teraz tu i idziemy jeść! - powiedział władczo, ale obrócił główkę by mrugnąć do niego słodko.
- A tak ci było ślicznie z tymi pianowymi loczkami.
Max jęknął i sięgnął po gąbkę by wyszorować plecy chłopaka, jeśli tak można nazwać głaskanie Chrisa gąbką. Poczekał aż resztki piany spłynął z ciała Kota i zakręcił wodę. Otworzył drzwi kabiny i cmoknął w przelocie policzek chłopaka.
- Już, proszę pana. Wychodzimy.
Otarł się ręcznikiem pobieżnie i owinął go sobie w pasie. Stając przed umywalką i sięgając po szczoteczkę i pastę do zębów. Szorując zęby obserwował w lusterku Christiana uśmiechając się delikatnie.
Chris natomiast się nie owinął, po prostu najpierw nim wyszedł spod prysznica, to sobie dokładnie ociekł. Wpatrywał się przy tym w Maxa z głupim uśmiechem.
- Najpierw zęby, później jedzenie? Polecisz umyć jeszcze raz zanim Cię pocałuję - pokręcił głową ze zrezygnowaniem, ale na usta już cisnął mu się zdradziecki uśmiech, który wszystko mógł spalić.
Max odwrócił się do niego ze zmarszczonym czołem i szczoteczką do zębów w ustach. Spojrzał na chłopaka z wyrzutem ale widząc jego uśmiech złagodniał i odwrócił się ponownie by skończyć szczotkowanie.
- Ubierasz się czy idziesz jak cię Pan Bóg stworzył? - zapytał Max wychodząc z łazienki i pozostawiając otwarte drzwi. - A w ogóle to gdzie idziemy? - dorzucił kolejne pytanie wkładając na siebie kolejne sztuki odzieży, nie zwracając zbytniej uwagi na to co dokładnie na siebie wkłada.
- Ja bym się na twoim miejscu nie ubierał.... - odparł Kot ze spokojem w głosie i nutą ironii. Przeszedł nago do pokoju, prężąc się przy tym, jak dziki kot - Nie chciałeś wychodzić z łóżka, więc sobie pomyślałem, że przyda się catering - dodał i puścił w stronę chłopaka oczko.
Max mógł zauważyć, że na stoliku stała pełna zastawa, od świeżych bułeczek, przez wędliny, sery, dżemy i takie różne pierdoły, aż po ciepłe cappuccino. Chris rozsiadł się na kanapie i wziął w dłoń bułeczkę, która po chwili była rozkrojona i zaczęła być maltretowana śmietanowym masłem.
No tak - pomyślał Max. Tak to jest jak się nie patrzy po pokoju tylko myśli o... Nieważne o czym. Zdążył już zarzucić na siebie koszulkę i spodnie więc patrząc na nagiego Christiana z bułką w dłoni uśmiechnął się złośliwie.
- Będziesz miał okruszki w warkoczykach - zachichotał i wskoczył na kanapę tuz przy chłopku. Wyciągnął szyję ponad jego ramieniem i zerknął na tacę z jedzeniem.- A gdzie lody? - zapytał z wyrzutem, lustrując bułki zawiedzionym wzrokiem. - I truskawki i bita śmietaną i... - zamyślił się nad tym czego jeszcze mógł sobie zażyczyć i nagle uśmiechnął się szeroko i wymruczał wprost w ucho Chrisa. - i czekolada?
- Lody są za galaretkami, truskawki za lodami, czekolada obok kakao.
Odparł beznamiętnie Kot, ale uśmiechnął się i podał mu bułeczkę z dżemem wprost do buzi, by tylko zatkać mu usta czymś do jedzenia. Nienawidził, kiedy ktoś w jego otoczeniu był głodny, chociaż on sam mógł głodować. Rozłożył się na kanapie wygodnie, zakładając nogę na nogę i wziął kolejną bułeczkę, tym razem nie rozcinając jej tylko wsadzając sobie do ust. Przegryzł ją kawałkiem kabanosa maczanego w musztardzie.
- Ale ja nie chcę…
Max nie dokończył zdania bo usta zapchane pieczywem raczej to uniemożliwiały. Pochłonął bułeczkę w ekspresowym tempie i przesiadł się na kolana chłopaka by mieć bliżej do kakao i kubeczków. Nalał im ciepłego napoju i upił solidny łyk. Chyba faktycznie był głodny.
- Kochanie a jak twoje stłuczenia? - zapytał przejeżdżają dłonią po piersi Chrisa, dopiero teraz tak na prawdę widząc jak bardzo jest nadal poobijany.
- Już wszystko dobrze misiaczku - wtulił się w niego między kolejną porcją bułeczki i kabanosa.
Niektóre blizny faktycznie zostaną, ale czuł się o niebo lepiej. W ogóle czuł się, jak nowo narodzony i pomyśleć, że mógł się tak czuć już kilka tygodni temu. Zaiste ciekawe! Wziął sobie także kakao, co w jego wykonaniu było dziwne, ponieważ je jeszcze dosłodził solidnie. Spoglądał na Maxa z czułością i miał ochotę... On cały czas miał ochotę go całować, bo nie mógł uwierzyć, że jest przy nim znów.
- To dobrze - uśmiechnął się Max i znów pogładził Chrisa dłonią po piersi.
Po chwili pochylił się nad stolikiem i sięgnął po deser, którego się już doczekać nie mógł. Odezwał się w nim łasuch jak za czasów dzieciństwa. Tak już miał, że kiedy był szczęśliwy to pochłaniał ogromne ilości owoców, lodów i czekolady. Zamruczał przeciągle stawiając obok siebie miskę z truskawkami i bitą śmietanę. Popatrzył zadziornie na Christiana i ujął delikatnie, za szypułkę jedną z truskawek, zanurzył ją w śmietanie i zbliżył do ust chłopaka z szerokim uśmiechem.
- Aaaa....- powiedział do niego i czekał aż ten posłusznie otworzy usta.
- A mogę przełknąć kabanoska? - spytał zanim rozdziawił usta by pochłonąć truskaweczkę. Po chwili została mu na nosie tylko bita śmietana, a on z wyszczerzem jak wariat, spoglądał na Maxa z niewinną miną. - Chciałbym tą śmietanę skądinąd zlizać - dodał szeptem i oblizał usta, pozostawiają brudny nos by zrobić Maxowi tę przyjemność.
- Mówiłem ci już, że straszny z ciebie zboczuch?
Zapytał ze śmiechem i sięgnął po kolejny owoc aby tym razem całą śmietanę, która na nim się znalazła po zanurzeniu wysmarować usta Christiana. Przyglądał się chwilę kochanemu brudasowi a następnie z pasją i ponownie narastającym w nim pożądaniem, scałować słodkości z nosa i z ust Kota. Truskawka wylądowała na stoliku a palce Maxa zatonęły w wilgotnych jeszcze włosach chłopaka. Zamruczał cicho łapiąc oddech i ponownie wpił się w ukochane usta z pasją. Jak on go pożądał. Wydawało mu się, że nigdy się nim nie nasyci. Nigdy. Łaknął jego bliskości jak wygłodniały dziki zwierz trzymany w klatce bez jedzenia przez kilka tygodni. Bo tak dokładnie było. Czuł się głodny jego obecności i dopiero teraz rozumiał jak bardzo bolało go kiedy był daleko.