niedziela, 29 stycznia 2012

Miłość wymaga wyrzeczeń. 18.

W pokoju Logana, jak zwykle było niezwykle cicho i spokojnie. Tak tu bywało, przynajmniej, gdy był w nim sam. Tak więc, w idealnym porządku, jaki tam panował, dało się z łatwością zauważyć Logana, siedzącego na biurku. Ubrany dziś był, o dziwo, w biały garnitur, z błękitną koszulą - bez muchy, bądź krawatu. Na nogach miał niebieskie trampki. Widocznie na coś, bądź kogoś, czekał z, jak zwykle, nieciekawą miną. Nagle rozległo się stukanie do drzwi.
To Chris postanowił, że może w końcu zobaczy się ze swoim chłopakiem, bo się strasznie stęsknił. Stał teraz przed jego pokojem i czekał, aż panicz Xellet go łaskawie wpuści do środka. Nie był ubrany tak elegancko jak tamten. Miał na sobie niebieską koszulkę, stare i wytarte jeansy oraz glany. Natomiast, jego ręce wsadzone w kieszenie i zmrużone oczy świadczyły o tym, że był niemiłosiernie zmęczony.
Logan spojrzał w stronę drzwi i automatycznie uśmiechnął się promiennie, dzięki czemu wyglądał znacznie przystojniej niż zazwyczaj. Zeskoczył bezszelestnie z biurka i podszedł sprawnie do drzwi, otwierając je szybko, nadal się uśmiechając. Był dziś jakoś dziwnie blady, ale to pewnie przez zmęczenie.
- Dien - mruknął, wyraźnie ucieszony i cofnął się parę kroków, wpuszczając go do środka.
- Dla mnie się tak wystroiłeś? - spytał podejrzliwie Chris, kiedy przekraczał próg pokoju Logana. Na jego ustach igrał wesoły uśmiech. Nie chcąc pognieść tego, jakże pięknego stroju, nachylił się tylko lekko i cmoknął Logana soczyście w usta - Na kogo czekasz? - spytał po chwili już poważniej.
- Na ciebie - odparł dość radośnie Logan, spoglądając na Kota wymownie.
Drzwi same się zamknęły po jego słowach, a on popchnął mocno Chrisa na ścianę, przywierając do niego szczelnie i wpijając się w jego usta z pasją. W oczach Logana tańczyły rozbawione iskierki.
"Jezus Maria..." - przeleciało Chrisowi przez głowę, zanim poczuł, że jego biedny kręgosłup wbija się w ścianę. Przytrzymał mocno Logana przy sobie i poddał mu się w tym, jakże gorącym, pocałunku. Zastanawiał się intensywnie, co strzeliło do głowy Xelletowi, by nagle zalewać go taką falą uczuć i pożądania.
Nagle usłyszeli otwierające się dość energicznie drzwi, a następnie coś poderwało Logana w górę i chłopak przeleciał przez całe pomieszczenie, zatrzymując się na ścianie, z której posypał się tynk.
W drzwiach natomiast stał... Logan! Świecące szafirowe oczy, ciemne rurki, błękitny t-shirt i trampki. Do tego zmierzwiona grzywa, morderczy wyraz twarzy i rozpostarta dłoń wycelowana w klona - nie wyglądał on zbyt miło. Spojrzał jedynie na Chrisa przelotnie, po czym wszedł kilka kroków do pokoju, wpatrując się w chłopaka leżącego pod ścianą, który, nadal z uprzejmym uśmiechem, właśnie podnosił się do pionu.
- Też się ciesze że cię widzę! - rzekł.
Mina Chrisa świadczyła dokładnie: "wtf?!", a wzrok był nieco skołowany. Wyglądał, jakby mu ktoś przerwał jazdę na rollercoasterze, do której się zaczynał przyzwyczajać.
- Powie mi ktoś o co chodzi? Bo za chwilę mnie opuści dobre samopoczucie - warknął, ale w końcu wyszła mu mina naburmuszonego dzieciaka z problemami psychicznymi.
- Twoje żarty nigdy mnie nie bawiły - powiedział, bez większego przejęcia, Logan, patrząc na swojego klona dość ironicznie. - Więc... wynoś się z mojego życia! Już ci to mówiłem - warknął i tracąc resztki cierpliwości, uniósł ponownie dłoń, z której buchnął słup ognia, lecąc wprost w chłopaka.
Gdyby nie brak krzyków to pewnie nikt by nie zauważył, że chłopaka nie ma wewnątrz owego mini ogniska. Dopiero po chwili, coś uderzyło Logana w brzuch, rzucając go bez problemu na ścianę.
- A ja ci powiem, że zabawa dopiero się zaczyna - rzucił obcy, który teraz uśmiechnął się promiennie do Diena i zniknął.
Zostało po nim tylko zwęglone pół pokoju, stojący pod ścianą Logan z krwawiącą głową i Dien, który nawet gdyby chciał, to by nie ogarnął. Nawet Xellet nie do końca rozumiał co się właśnie stało. Jednak odepchnął się od ściany, zły na samego siebie, i sięgnął ku tyłowi swojej głowy. Cofnął rękę gdy poczuł pulsujący ból.
- Nie ogarniam.
Tyle był w stanie powiedzieć Christian i zamiast pomóc Loganowi, który intensywnie krwawił, osunął się po ścianie, aż na podłogę, ponieważ umysł i płuca odmawiały mu posłuszeństwa. Gdyby nie to, że Logan jeszcze stał... Zaraz. Tu Logan, tam Logan. O co tu chodzi? Czując zbliżającą się migrenę, Dien ukrył twarz w dłoniach i jękną.
Xellet zerknął na Chrisa. Podszedł do niego, jakoś automatycznie, zapominając o bólu i przykucnął obok. Odrobinkę zakręciło mu się w głowie, jednak nic nie powiedział. Ba! Nawet się nie skrzywił, tylko odsunął chłopakowi delikatnie dłonie od twarzy i ujął ją we własne.
- To właśnie był powód mojego wyjazdu. Dokładnie mówiąc, to był mój wujek, który podszywa się pode mnie od dobrych kilku miesięcy... - Logan skrzywił się
Jego plecy były coraz bardziej zakrwawione, ponieważ otwarta rana na głowie krwawiła na tyle obficie, że chłopak zaczynał mieć mroczki przed oczyma.
- Jezu, czuję krew - Christian otrząsnął się z szoku, po czym bez problemów wziął chłopaka na ręce i zaniósł na łóżko. Chwiał się nieco i chciało mu się wymiotować, ale na krew był zbyt uczulony.Odwrócił Xelleta na bok i zerknął na ciecz. - Wezmę wodę i coś do zatamowania krwi, nie odpływaj - mruknął i popędził do łazienki, gdzie gorączkowo przeszukiwał szafki.
Logan słyszał jak, kiedyś zgrabny olbrzym obija się niezgrabnie o meble. Kilka chwil i był z powrotem. Zabrał się za opatrywanie rany, najlepiej jak umiał.
- To trzeba zszyć... - powiedział, kiedy skończył.
- Daj mi po prostu chwilkę - Logan syknął cicho przez zęby.
Uśmiechnął się blado, ale przynajmniej szczerze, przepraszająco. Jednak szybko ów uśmiech zastąpił niezbyt przyjemny grymas, a ciepła czerwona ciecz przesiąknęła przez opatrunek Chrisa i zaplamiła spory kawałek łóżka.
- Okej, okej - zdenerwowany Chris zaczął nerwowo krążyć po pokoju.
Logan wyszeptał coś, zamykając oczy i rana zasklepiła się, pozostawiając wielkiego strupa. Przynajmniej nie krwawiło, a to i tak cud, że w takim stanie rzucił poprawnie zaklęcie.
- Eh... no już lepiej - stęknął i podniósł się szybko do pozycji siedzącej.
Zrobił to jedna o dużo za szybko. Zakręciło mu się w głowie i niewiele brakowało, by ponownie opadł na łóżko. Podtrzymał się jednak Diena, który właśnie siadł przy nim.
- Czeka cię trochę odpoczynku - powiedział Chris, uśmiechając się do przyjaciela. - Daj sobie godzinę zanim znów pomkniesz go szukać, hm? Chyba nic tragicznego nie zrobi? - Pogłaskał Logana po policzku i ujął jego dłonie, by móc swobodnie go przytulić. - Możesz teraz na spokojnie mi o nim opowiedzieć.
- Wujek Benjamin - zaczął Xellet, krzywiąc się na samo wspomnienie. - Nigdy nikt go nie lubił, a gdy no... dorosłem okazało się, że wyglądamy identycznie. Pierwszy raz spotkałem go rok temu, i przez niego pokłóciłem się z rodzicami. Ogólnie to ostatnio upatrzył sobie podszywanie się pode mnie i ... no... - zamilkł, bo nie wiedział co ma niby teraz mówić. To dość niecodzienny widok - widzieć samego siebie.
- Musisz coś nosić ze sobą. Inaczej cię nie rozpoznam. Chyba, że on nie jest animagiem - powiedział rzeczowo Dien, głaskając chłopaka po chłodnym policzku. - Napijesz się czegoś? Straciłeś trochę krwi i przydałby się jakiś sok - mruknął, rozglądając się za czymś sensownym do picia, bo jego samego również od tego zamieszania nieziemsko suszyło.
- Nie, nie jest animagiem - potrząsnął przecząco głową Xellet i syknął z bólu. - A picie ... - zerknął w stronę szafki, która aktualnie wyglądała jak kupka popiołu. Może dlatego, że to była kupka popiołu. W każdym razie, chłopak uśmiechnął się, jak zawsze obrzydliwie wrednie, i wzruszył ramionami. - A picia nie ma - dokończył i wstał powoli, żeby sprawdzić czy nie zaliczy spotkania z podłogą. Jednak było w miarę okej. - Dobra... Przepraszam za niego.
- Nie no spoko, nawet fajnie było. Chociaż wiesz, gdybym od razu wiedział, to bym się nie dał.
Chris uśmiechnął się i rozłożył w poprzek na łóżku, bo poczuł się dziwnie zmęczony. Chciało mu się niemiłosiernie spać, ale dzielnie wpatrywał się w prawdziwego Logana.
- Tsa... bardzo groźny ty...
Xellet przewrócił teatralnie oczami, jednak po chwili uśmiechnął się do przyjaciela, po czym położył się obok, kładąc głowę na jego ramieniu i wtulając się w niego mocno. Chris przytulił go do siebie i cmoknął w czoło, czy raczej przyłożył do jego głowy usta, zaciągając się zapachem chłopaka.
- No bardzo groźny, o co ci chodzi? - mruknął mu w ucho. - To, że ty mnie tam wiesz... na widelcu masz, to nie znaczy, że nie dam sobie rady gdzie indziej. Chociaż, drugi ty.... To mi się nie podoba, jeszcze nie obczaiłem podstawowej wersji! - prychnął, a po chwili zaśmiał się delikatnie.
- Aaaa! Nate! - Logan poskoczył jak poparzony i uścisnął z całej siły łańcuszek na swoim nadgarstku. - On właśnie mi pomagał ogarnąć to wszystko... I Benjamin o tym wie... - skrzywił się, podszedł do okna, nie bardzo przejmując się tym, że ubabra sobie wszytko w popiele. - To wszystko moja wina...
- No to Salvatore ma przerąbane, krótko mówiąc, a co za tym idzie moja kuzynka też. Jesteśmy już w czarnej dupie, czy dopiero się do niej zbliżamy? - spytał nieco ironicznie Chris, chociaż prawdziwie się przejął losem rodziny. - Obiecuję ci, że go zabiję każdym możliwym sposobem, jak ci się coś stanie - mruknął twardo, jak na wielkoluda przystało.
- Nawet go nie dotykaj. Sam rozwalę mu ten wampirzy tyłek od środka... - warknął Xellet, po czym podszedł do chłopaka i położył się znów obok. - Ale to jutro... Na razie sobie da spokój, jak go znam. Więc.. - nachylił się nad Chrisem i uśmiechnął do niego, po chwili składając na ustach wielkoluda czuły pocałunek.
- Jesteś zdecydowanie bardziej rozkoszny, jak jesteś zmęczony - mruknął mu wprost w usta Dien i zgarnął do siebie, głaszcząc po plecach. - Spać mi się chce, jak babcię kochałem - powiedział i jeszcze raz ziewnął.
- To śpij, kochanie.
Logan położył się przy przyjacielu wygodnie. Wiedział jednak, że nie uśnie. Czuł się fatalnie, do czego za nic się nie przyzna i do tego martwił się o Chrisa, Nate'a, Rinę... o wszystkich. Nawet o swoja głupią siostrę.

środa, 18 stycznia 2012

Miłość wymaga wyrzeczeń. 17.

Max stanął przed drzwiami kwatery Aleksy i westchnął głęboko. Bolało go całe ciało a nie chciał, by ona cokolwiek zauważyła. Postarał się więc o promienny uśmiech i zapukał delikatnie do drzwi. Może jej nie będzie? A może będzie spała? Miał nadzieją, że pokój będzie pusty i dane mu będzie odsapnąć samotnie przed kominkiem i uspokoić, zanim zjawi się gospodyni. Jeśli tylko drzwi będą otwarte, oczywiście. Po krótkiej chwili usłyszał ciche tąpnięcie, jakby ktoś usiadł z wysiłkiem na kanapę. Jednak Aleksa była w środku. Wdech, wydech... Maxymillian robił wszystko, by się uspokoić i by na jego twarzy pojawił się uśmiech.
- Wejść! - usłyszał burknięcie.
- Aj... Chyba przychodzę nie w porę - powiedział z uśmiechem, wchodząc do saloniku. - Jeśli przeszkadzam to ...
Wskazał dłonią na drzwi i popatrzył na dziewczynę pytająco. Nie miał zamiaru jej denerwować, a już na pewno nie chciał jej w niczym przeszkadzać. Nie mógł się jednak oprzeć pokusie obejrzenia jej sobie od stóp aż po czubek głowy. Wyglądała jak zawsze tajemniczo i kusząco. Zwłaszcza, że miała na sobie krótki, jedwabny szlafrok, a w umyśle Maxa, pod nim nie miała nic.
- Wcho... - zatrzymała się w pół słowa i spojrzała na fryzurę Maxa badawczo, po czym podeszła do niego i zdzieliła go najpierw w rękę, później w brzuch, a na końcu jeszcze poklepała go po plecach. - Możesz zacząć jęczeć - westchnęła i wróciła na kanapę beztrosko, siadając na niej po turecku i podsuwając mu kubek z pitnym miodem.
Reakcją na 'pieszczoty' Aleksy było syknięcie Maxa z bólu. Skrzywił się koszmarnie i z głupią miną popatrzył na dziewczynę zdziwiony. Usiadł jednak obok niej i posłusznie sięgnął po kubek, zrzucając przedtem z siebie kurtkę i wieszając ją na oparciu.
- Cóż za czułe powitanie - jęknął i zatopił usta w płynie jaki mu podała. - Co robiłaś? - zapytał kiedy przełknął kilka sporych łyków.
- Lewitowałam - odparła cicho, bardziej zajęta obserwowaniem chłopaka niż jego pytaniem.
- Ach, to jednak przeszkodziłem?
- Troszkę - uśmiechnęła się lekko i przeciągnęła niczym kotka. - Zdekoncentrowałeś mnie i wylądowałam na kanapie, a następnie na podłodze ale ... - uśmiech zniknął z jej twarzy.
Ponownie wbiła wzrok w Maxa, ale tym razem wyglądała na zatroskaną. Chłopak przez chwilę nie wiedział co powiedzieć. Głupio mu było, bo nie chciał by przez niego burzyła sobie porządek dnia. Uśmiechnął się do dziewczyny czule i pogłaskał ją po policzku.
- Przepraszam - wyszeptał cicho.
Aleksandra zaczęła go delikatnie głaskać po plecach, niemal nie wyczuwalnie. Spojrzała mu głęboko w oczy, obdarzając ślicznym i niewinnym uśmiechem. Jej ciało przechyliło się w jego stronę, a zwłaszcza usta, które najwyraźniej liczyły na pocałunek.
Niestety, kiedy tylko jej dłoń powędrowała na plecy chłopaka, ten odruchowo odsunął się od dotyku, by uniknąć kolejnego ataku bólu. Nie potrafił oprzeć się jednak spojrzeniu dziewczyny i, mimo dość niekomfortowej sytuacji jego obolałego ciała, nie odważył się zwrócić jej uwagi. Jej uśmiech go powalał, a usta kusiły słodyczą. Zawahał się przez ułamek sekundy, lecz nie mogąc się powstrzymać ucałował ją delikatnie w kącik ust.
- Dzień dobry, tak w ogóle - powiedział i uśmiechnął się. - Jestem niewychowanym chamem.
- Jesteś poobijanym chamem - stwierdziła tylko i uśmiechnęła się szerzej. - Rozbieraj się.
Mruknęła władczo, a w jej oczach zalśniły iskry. Przeciągnęła się, po czym wstała zgrabnie i skierowała się do łazienki.
Max powędrował za nią spojrzeniem i zamyślił się z uśmiechem. Czy ona zawsze już będzie mu się kazała rozbierać przy każdym spotkaniu? Jak nie spodnie, to dzisiaj to? Poczuł się nieswojo, a jeszcze bardziej irytowało go, że ledwie wczoraj miał spotkanie z wampirem, a ona już wie, że coś się stało. A może nie wie? Może tylko domyśliła się bo unikał jej dotyku? Jakby nie było, nie miał teraz innego wyjścia, jak posłusznie pozbyć się odzieży. Wstał z kanapy i, krzywiąc się z bólu przy każdym ruchu, zdjął z siebie koszulkę i pozostał w samych spodniach. Wykręcił przez chwilę głowę jak najdalej w tył, usiłując zobaczyć czy bardzo kiepsko wyglądają jego plecy, ale nic z tego. Musiałby chyba pójść do łazienki, do lustra... Ehh, czemu on się w to wpakował?
- Już? - zawołała Aleksa.
Weszła z powrotem do pokoju z lekkim uśmiechem na twarzy. Oceniła z lubością jego niezbyt umięśnione ciało i stanęła obok niego. Chwyciła go za ramiona i odwróciła do siebie plecami. Co z tego, że bolało - ona była Rosjanką i dla niej takie zachowanie przy urazach było normalne.
- Hm. Interesujące - zamruczała przejeżdżając palcami po zarysowaniach i siniakach, chociaż w zasadzie wszystko wyglądało, jak jeden wielki siniak, nie ma co. - To była jodełka, czy może buk?
- A skąd ja mam wiedzieć? - skrzywił się wykręcając ciało tak, by jednak bolało jak najmniej. - Jakoś nie miałem okazji popatrzeć od jakiego drzewka się odbijam, słońce. Bardzo źle to wygląda? - zapytał i kolejny raz wykręcił głowę jak najdalej w tył, usiłując coś dojrzeć. - I w ogóle to skąd wiedziałaś?
- Nieważne - przysunęła się, kładąc mu dłonie na ramionach, a jedno z nich pocałowała delikatnie. - Wolisz, bym cię posmarowała, czy zaleczyła czarami? To pierwsze bardziej boli, ale jest przyjemniejsze w ogólnym odczuciu.
Max poczuł na szyi jej oddech. Odwrócił się z niewyraźnym uśmiechem i przyjrzał się jej uważnie. Cały czas spoglądała w jego oczy, czekając na reakcje, a to co robiła zdawało się być naturalne, jakby byli co najmniej kilka lat po ślubie. Maxymillian westchnął. Nieważne, że bolało. Teraz widział tylko jej cudne oczy i zatonął w nich bez pamięci. Uśmiechnął się słodko i nie mogąc powstrzymać się przed zaznaniem odrobiny czułości, pocałował ją delikatnie. Może nawet 'pocałował' to zbyt brutalne kreślenie dla jego czynu. Musnął przelotnie usta dziewczyny własnymi i wyszeptał, łaskocząc ją wargami, gdyż pozostał na tyle blisko jej ust.
- Rób co tylko chcesz, Alekso. Oddaje się w twoje ręce.
- Brzmi kusząco.
Odsunęła się tak nagle, że nawet nie zauważył, a w jej dłoni zalśniła tubka z jakąś dziwną i o zgrozo, niemagiczną maścią! Wycisnęła nieco na dłonie, przechodząc za niego, po czym delikatnie przyłożyła ręce do jego pleców. Maść była zimna, więc wzdrygnął się. Jęknął, uciekając przez chwilę przed zimnym dotykiem. Na szczęście nie był narażony na niego zbyt długo. Wraz z okrężnymi ruchami jej dłoni substancja stała się niemal gorąca. A kiedy ciepło zaczęło rozchodzić się po jego plecach, tuż za dotykiem dziewczyny, przymknął oczy i poddał się zabiegowi z zadowoleniem.
- Jeden raz nie wystarczy, ale przestanie boleć póki co. Będziesz musiał się częściej smarować kochanieńki.
- Kochanieńki? - roześmiał się. - Moja babcia tak na mnie mówiła.
Przez chwilę chciał nawet odwrócić się w stronę dziewczyny, jednak zrezygnował z pomysłu, by nie zostać przez nią brutalnie powstrzymanym. Musiał przyznać, że maść, choć niemagiczna, dawała efekty bardzo szybko. Pomału przestawał czuć ból i odprężał się coraz bardziej.
- Rosyjskie kobiety lubią używać zdrobnień - rzuciła krótko, nie przerywając zabiegu.
Zmieniła jednak sposób wcierania i teraz zaczęła posuwiste ruchy od dołu w górę pleców. Głaskała jego skórę, powodując, że nie traciła ona ciepła i stawała się odprężona.
- Na razie tylko tyle, ale jak zejdą siniaki, to cię mogę pomasować - powiedziała, kiedy nagle ciepełko dłoni zniknęło z jego pleców, a pozostało ciepło, jakie dawała maść.
Odwrócił się do dziewczyny i chwycił za dłonie z uśmiechem, w którym zawarte było jego zadowolenie z ulgi jaką mu przyniosła i chęć odwdzięczenia się za jej pomoc. Czuł się zażenowany, że była zmuszona do oglądania go w takim stanie i zrobiło mu się strasznie głupio.
- Dziękuję - wyszeptał, położył sobie jej dłonie na piersi, przytulając je czule. - Jesteś aniołem. Nie wiem jak mam ci się odwdzięczyć. Jeśli wpadniesz na jakiś pomysł to daj znać. Dobrze?
Uniósł jedną z jej rąk do swojej twarzy z zamiarem ucałowania wnętrza dłoni.
- Nie całuj! - jęknęła i klepnęła go po ręce, roześmiana. - Muszę najpierw zmyć to cholerstwo z siebie, a potem mnie będziesz mógł całować gdzie będziesz chciał. Możesz się ubrać.
Pokręciła ze śmiechem głową i udała się do łazienki, gdzie rozległ odgłos odkręcanego prysznica. Gdy tylko zniknęła za drzwiami, Max zarzucił na siebie koszulkę i rozsiadając się wygodnie na kanapie, dopił napój jaki wcisnęła mu w ręce zaraz po wejściu.
Alexandra wyszła z łazienki mokra i pachnąca migdałami. Obserwował ją z uśmiechem kiedy wracała i stwierdził, że zdążył się za nią stęsknić przez tych kilka chwil.
- No to teraz w zasadzie... - zaczęła delikatnie, wchodząc na kanapę kocim krokiem, na kolanach i podpierając się dłońmi o siedzisko. - Jak myślisz, co by mnie zadowoliło? Tylko błagam nie myśl o seksie, bo chcę dalej myśleć, że jesteś niezwykłym facetem...
Max rozsiadł się wygodnie w samym rogu kanapy, a kiedy usłyszał pytanie, uśmiechnął się i ujął ją za ramiona przyciągając do siebie.
- Mogę opowiedzieć ci bajkę lub zanucić piosenkę, jeśli się nie boisz.
Cmokając ją w policzek, posadził ją tak, by opierała się plecami o jego tors. Objął Aleksę ramieniem i palcami drugiej ręki przeczesał jej wilgotne włosy, zaciągając się zapachem, jaki przyniosła na sobie z łazienki.
- Hm, to zależy czy nie śpiewasz jak ci buce z opery mydlanej - wyszczerzyła się, odchylając głowę, by móc mu spoglądać w twarz. - Jeśli nie, to możesz śpiewać!
Wyglądała, jakby była co najmniej lekko przymroczona lub śpiąca. Na jej ustach błąkał się uśmiech, a białe zęby połyskiwały, kiedy raz za razem się uśmiechała. Zamruczała słodko, niczym chomik i ułożyła się wygodniej, wtulając się w objęcia chłopaka.
- Jak sobie życzysz - uśmiechnął się i pochylił, by ucałować czubek jej głowy.
Wplótł palce w jej włosy jeszcze bardziej i zaczął cichutko śpiewać starą, niemiecką kołysankę, jaką dawno temu śpiewała mu jego matka. Uśmiechał się przy tym co chwilę i błądził czule palcami wśród jej kosmyków. Po jakimś czasie przytulił policzek do głowy Aleksy i, nie przerywając śpiewania, zjechał dłonią z włosów na kark dziewczyny muskając go delikatnie. Poznawał każdy skrawek jej skóry na szyi, ale omijał przezornie blizny, by nie poczuła się w żaden sposób skrępowana.
- Mmm. Możesz śpiewać dalej.
Szepnęła cichutko, kiedy kołysanka ucichła. Przymknęła oczy i zatopiła się w dźwiękach jakie rozległy się ponownie. Wyglądała teraz jak mała dziewczynka. Z drugiej strony, Maxymillian nie widział co się z nią dzieje, prócz rumieńców na policzkach. W każdym bądź razie miał wrażenie, że rozpływała się, i przez przerywane krótkie momenty, nie wie czy to jawa czy sen. Nie przerwał. Nie chciał psuć tej magicznej chwili, kiedy zdał sobie sprawę z tego, że sprawia jej przyjemność swoim śpiewem. Po skończeniu kołysanki ucałował jedynie delikatnie czubek jej głowy i z jego ust popłynęły dźwięki kolejnej. Irytowało go kiedyś, że matka traktował go jak małe dziecko i śpiewała kołysanki gdy tylko był chory. Ale teraz? Teraz ucieszył się, że zna ich na tyle dużo, by móc zapewnić Aleksie choć kilka chwil relaksu. Nie przerywając śpiewu, ułożył dziewczynę ostrożnie na swoich kolanach i, przyglądając się jej twarzy i zamkniętym oczom, wodził łagodnie palcem po jej policzku, potem brodzie, a na koniec, ledwie dotykając jej skóry, zatoczył kółko naokoło jej ust. Była taka śliczna i taka delikatna, kiedy potrafiła się odprężyć.
- Okej, okej bo zasnę, tak bardzo odpływam.
Wymruczała Aleksandra w połowie trzeciej kołysanki i podniosła dłonie by przyciągnąć do siebie jego twarz. Głaskała go cały czas delikatnie po policzkach i nie otwierając oczu - na chybił trafił, znalazła jego usta i wpiła się w nie delikatnie. Ot, taka nagroda za to cudne śpiewanie.
Max poddał się pocałunkowi z niemałą i nieskrywaną przyjemnością. Jego dłoń powędrowała pod plecy dziewczyny by, kończąc pocałunek, przytulić ją do siebie, chowając twarz w jej szyi.
- Śpij, jeśli chcesz. Posiedzę jeszcze chwilę i wrócę do siebie by cię nie krępować. Nie przeszkadzaj sobie Alekso. Nie przeze mnie. Dobrze?
Wyszeptał i podniósł się odrobinę by kolejny raz przyjrzeć się jej twarzy. Nie miał dość wpatrywania się w nią. Nie wiedział czy to dlatego, że była dla niego taką zagadką czy dlatego, że potrafiła sprawić, że świat znów nabierał dla niego kolorów. Czuł, że staje się dla niego ważna. Czuł, że zaczyna potrzebować jej obecności, by nie oszaleć, ale nie chciał włazić w jej życie i mieszać w jej poukładanym świecie.
Jego rozmyślania przerwał szept Aleksy.
- Zostań ze mną, pozwolę ci spać ze mną w łóżku - mruknęła i przeciągnęła się solidnie.
Podniosła się z błogiego lenistwa, ale bynajmniej nie po to, by zostawić go, lecz by usiąść na jego kolanach okrakiem.
- Naprawdę jesteś śliczny i przepraszam, że to powiem, ale... Będę musiała podziękować twojemu amantowi, że cię zostawił - dodała, a jej usta znalazły się na jego czole, potem ciut niżej i takim delikatnym sposobem, obcałowała jego twarz, aż do miękkich ust, które polizała, jakby nie mogła się powstrzymać.
Maxymillian położył dłonie na pasie dziewczyny i przymknął oczy, pozwalając jej na obcałowanie mu twarzy. Mruczał rozkosznie, kiedy to robiła i uśmiechał się delikatnie. Jednak czując jej język na swoich ustach nie potrafił już nad sobą tak doskonale panować. Poczuł jak fala podniecenia przepływa przez całe jego ciało i przesunął ręce na plecy dziewczyny, by przytulić ją do siebie zachłannie.
Wpił się w jej usta z utęsknieniem i namiętnością. Dłonie błądziły wzdłuż kręgosłupa Aleksandry, a jego namiętność narastała z chwili na chwilę coraz bardziej. Zapamiętał się na dobre w tym pocałunku, policzki zaczęły mu płonąć z gorąca, jakie rozeszło się po jego wnętrzu. Mógłby tak trwać przez wieki, ale musiał oddychać, jak każdy biedny śmiertelnik. Oderwał się więc niechętnie od ust dziewczyny i łapiąc z trudem powietrze oparł czoło na jej brodzie, spuszczając wzrok.
- Nie będę z tobą spał Alekso - wyszeptał. - Nie mogę ręczyć za to, że powstrzymam się przed samym sobą i przed tym, jak na mnie działasz. Zostanę jeśli chcesz, ale będę spał tutaj.
- Max, nie przesadzaj. Nic ci się nie stanie. Nie możesz spać w niewygodnym miejscu, bo cię będzie jeszcze bardziej bolało - powiedziała stanowczo, ale uśmiechała się cały czas. Podniosła palcami jego brodę i cmoknęła w usta delikatnie. - Jeśli się nie będziesz mógł powstrzymać, to ja to zrobię. Skutecznie. - Zabrzmiało to nieco jak groźba, ale z jej wyrazem twarzy nikt by tego tak nie odebrał. - Ale muszę przyznać, że całujesz wręcz cudownie. Gdzie ty się taki beze mnie uchowałeś?
Chciał protestować. Nawet bardzo chciał. Jednak jej kolejny pocałunek skutecznie zamknął mu usta i jeszcze skuteczniej rozwiał wszelkie wątpliwości. Zatapiając się w fali namiętności jaką wywołała jej bliskość, ponownie ją do siebie przytulił i głaskał po plecach, oddając jej pocałunek za pocałunek. Błądził ustami po jej wargach i muskał je delikatnie, kiedy potrzebował oddechu. Spijał z jej ust tyle słodyczy, ile tylko zdołał i chłonął całym sobą każdy jej oddech i każde westchnienie. Odpływał do krainy przyjemności i chciał, by i ona poszybowała tam razem z nim. Zjechał ustami na brodę Aleksy, a następnie, odchylając ją delikatnie w tył, zaczął składać ostrożne pocałunki na jej szyi i niżej, aż na skraju dekoltu. Nie zabawił tam jednak długo. Powrócił na szyję i pocierając policzkiem o policzek Aleksy wyszeptał jej do ucha:
- Jesteś tak kusząca, że przebywanie z tobą powinno być karalne - ukąsił ją delikatnie w płatek ucha i, w ramach przeprosin, pocałował w szyję tuż pod nim.
- A skąd wiesz, że nie jest - zamruczała mu do ucha i przytuliła się, mocno, ale nie na tyle mocno, by zrobić mu jakąkolwiek krzywdę, czy urazić go w bolące miejsca. - Może właśnie samo przebywanie ze mną jest karą? Nie znasz mnie, przecież ci mówiłam - dodała cicho i zaczęła go lekko kołysać.
Trwało to kilka chwil, bo nagle zsunęła się z niego i wyciągnęła do niego ręce.
- Idziemy do łóżka! - jakkolwiek to zabrzmiało, to raczej nie miała nic złego na myśli.
- Jeśli tak wygląda kara... To chyba powinienem częściej być niegrzeczny - uśmiechnął się, podając jej dłonie i wstał z kanapy.
Niestety, plecy dały o sobie znać, kiedy tylko zaczął się podnosić. Skrzywił się z bólu, lecz uśmiechnął po chwili niewyraźnie, starając ukryć ból przed Aleksą.
- Prowadź więc - powiedział, obejmując dziewczynę w pasie.
Poprowadziła go do obszernej sypialni. Pokój zachowany był w ciemnych, zimnych kolorach, przypominających pokój wampirzycy. Magiczne świece paliły się wszędzie gdzie nie było zagrożenia pożarowego, co dawało niemal straszną, ale podniecającą atmosferę. Aleksa odwróciła się do Maxa i zaczęła go powoli rozbierać. Najpierw koszulka, później odpięła pasek spodni i też je ściągnęła. Został w samych bokserkach, a ona nie mogąc się powstrzymać, przejechała palcami po samym środku jego klatki piersiowej i wzdrygnęła się przez przyjemne ciarki, jakie przebiegły przez jej kręgosłup.
- Teraz ty. W zasadzie nic nie mam pod tym szlafrokiem takiego, ale możesz się pobawić - szepnęła, wspinając się na palce, by kolejny raz musnąć jego usta.
- Aleksandro, kusisz mnie.
Spróbował zaprotestować, ale nie dał rady powstrzymać się przed tym, by jednak sprawdzić, co takiego kryło się pod jej szlafrokiem. Położył dłonie na ramionach dziewczyny i bardzo wolno zsunął je wzdłuż jej rąk na dół. Patrzył przy tym w oczy dziewczyny głęboko i uśmiechał się delikatnie. Kiedy napotkał pod palcami skórę dłoni, zaplótł przez chwilę ich palce i pochylił się do ust Aleksandry. Nie pocałował jej jednak. Musnął jedynie odrobinę nosem jej nos i wyplątał palce spomiędzy jej palców, wsuwając dłonie za pasek szlafroka. Przesunął je do węzła i rozplątał go sprawnie. Rozchylił poły szlafroka odrobinę i przejeżdżając rękoma po jego brzegach dotarł do szyi Aleksy. Nie spuszczał wzroku z jej oczu, więc nie widział czy ma coś pod spodem, czy raczej nic. Ujął krawędzie szlafroka na wysokości ramion i zsunął go z niej, aż do pasa. Tam wypuścił materiał z rąk i pozwolił, by opadł miękko na podłogę. Dopiero teraz spojrzał na odkryte ciało dziewczyny. Faktycznie, nie miała na sobie zbyt wiele. Króciutka jedwabna koszulka nocna z wdziękiem okrywała figurę dziewczyny. Cieniutkie ramiączka zalśniły czernią na białej skórze Aleksy, a materiał koszulki zafalował delikatnie przy podmuchu powietrza, jaki wywołał opadający szlafrok. Maxymillian przejechał dłońmi po ramionach dziewczyny i chwycił ją za ręce pożerając wzrokiem jej, prawie nagie, ciało.
- Jeśli pozbędę się i tego, ze spania nici - powiedział szczerze i ponownie zaplótł czule palce ich dłoni.
- Nie musisz. Nie dzisiaj - odparła lekko i odwróciła się by wejść na łóżko na klęczkach, pozostawiając Maxowi wolny wgląd w tylne krągłości.
Pochłonął wzrokiem to na co pozwoliła mu popatrzeć i uśmiechnął się pod nosem. Dzięki Bogu, że choć ona nad sobą panowała. Aleksa zakopała się w kołdrę i kiwnęła na niego palcem.
- Chodź spać - szepnęła cichutko.
Maxymillian wsunął się posłusznie pod kołdrę, tuż obok dziewczyny i cmoknął ją w ramię odwracając tyłem do siebie. Zamknął ją w objęciach i wyszeptał ciche 'Dobranoc' całując ostatni raz jej szyję. Zamknął oczy, przytulił się policzkiem do jej pleców i jeszcze bardzo długo leżał, usiłując zasnąć.

wtorek, 17 stycznia 2012

Miłość wymaga wyrzeczeń. 16.

Izabella wsunęła ręce w kieszenie i, szurając niezdarnie nogami przemierzała leśne ścieżki. Była wściekła, że Max jej gdzieś zwiał zanim zdążyła z nim porozmawiać. Niech go szlag! Jeszcze zrobi coś głupiego! Opatuliła się szczelniej swetrem i usiłowała znaleźć wyjście z lasu, co w ciemnościach jakie już zapanowały było dla niej bardzo nierealne. Żeby jeszcze mogła użyć czarów. Rozświetliłaby sobie nieco drogę. Ale nie, przecież nie byłaby Izabellą gdyby odpuściła. A mogła po prostu darować Amadeuszowi i nie paraliżować go za to, że powiedział o niej 'Wredota'. No i teraz ma za swoje. Czary są dla niej zakazane jeszcze przez dwa dni. Koszmar. Zagryzła mocniej zęby i skoncentrowała się na ciemnościach. Potykała się co chwilę i klęła pod nosem, ale i tak widoczność poprawiła się jej dopiero, kiedy zza chmur wyłonił się księżyc. Teraz przynajmniej widziała sylwetki drzew i przestała bez przerwy na któreś wpadać. Jedyne co ją jeszcze martwiło, to odgłosy, jakie docierały do jej uszu ze wszystkich stron. Tu skrzypnięcie, tam stuknięcie, a tam z kolei jakieś pomruki.
Nagle tuż, przed sobą usłyszała kolejną porcję trzaśnięć gałęzi i ujrzała dwa, błyszczące w ciemnościach, punkciki. Zawahała się i zamrugała szybko, by dostrzec coś poza nimi. Jednak to, co zamajaczyło przed nią wraz z niebieskimi rozbłyskami, nie pocieszyło jej w ogóle. Puma! Dlaczego znowu puma? W ciemnym lesie, jego oczy to było jedyne, co teraz widziała, ale nie podeszła jednak całkiem blisko. Nie miała na tyle odwagi. Nie po tym, co spotkało ją niedawno ze strony animaga.
- Dien? - zapytała drżącym głosem.
Ogon Kota poruszył się niespokojnie. Jeszcze przed chwilą przechadzał się po lesie leniwie. Był naprawdę znudzony, bo jakoś ten wielki dupek Dien zniknął mu sprzed oczu. Gdy zawiał wiatr, wyczuł, że w lesie znajduje się ktoś jeszcze - inna uczennica, jak mniemał. Podszedł więc w jej kierunku, szybko i prawie bezszelestnie. Gdy stanęła przed nim i odezwała się, zirytował się odrobinę.
- Dien, mam nadzieję, że to ty i, że za chwilę pójdziesz jednak w cholerę i zostawisz mnie w spokoju - powiedziała po chwili Izabella, nie widząc żadnej reakcji ze strony zwierzaka. - Nie mam ci już nic więcej do powiedzenia i nie mam zamiaru słuchać ciebie.
Objęła się rękoma w geście ochronnym, tak, jakby to miało jej w czymkolwiek pomóc. Prawda była taka, że się go bała. Tutaj, w tym pustym lesie, mógł zrobić wszystko, a jej krzyków nie usłyszałby nikt. Z przerażeniem patrzyła jak Kot wstaje powoli i podchodzi do niej. W przeciwieństwie do Christiana był on całkowicie czarny, co dostrzegła dopiero po chwili i odetchnęła z ulgą. Gdy był jakiś metr od niej, zmienił się w niskiego szatyna z obojętną miną. Ubrany był w czarne rurki, niebieskie trampki i biały t-shirt. Mimo wszystko, jego oczy dalej świeciły dość intensywnie, a czarna czupryna świadczyła o tym, że się dziś nie czesał.
- No ja pier...- wyrwało się z jej gardła, kiedy chłopak powrócił do ludzkiej postaci.
Nienawidziła takich nagłych przemian. I jeszcze go pomyliła z Dienem. I to kogo? Jego chłoptasia Xelleta! Tylko jego jej tutaj brakowało. Cofnęła się odruchowo i potykając o jakąś gałąź, zatrzymała plecami na drzewie. Dzięki opatrzności, że tam w ogóle było.
- Czy każdy musi mnie z nim mylić? - spytał chłopak spokojnie, choć było to raczej pytanie retoryczne. Zlustrował ją uważnie wzrokiem. - Zgubiłaś się, czy tak tylko się szlajasz po lesie w nocy?
- Szlajam się i... Nie twoja sprawa.
- Okej, radzisz sobie. Jasne. No to pa...
Chłopak przyglądał jej się chwilę, po czym uśmiechnął się dość wrednie - bo zawsze tak wyglądał jak się uśmiechał i trudno mu było to zmienić. Po chwili cmoknął cicho i obrócił się na pięcie, ruszając powolnym, lecz miarowym krokiem w ciemność. No bo co się będzie narzucał.
- Miłego spaceru! - dodał, jeszcze zerkając nań przez ramię, wciąż z tym samym, toksycznym uśmieszkiem.
- Ej! - krzyknęła za chłopakiem i podeszła kilka kroków w jego stronę. - Przepraszam. Nie miałam zamiaru warczeć, bo w sumie nic mi nie zrobiłeś ale... - westchnęła żałośnie i przystanęła zrezygnowana, bo jak znała swoje szczęście to i tak nic już nie naprawi. - Może mi chociaż powiesz, w którą stronę mam iść -Wyszeptała bez nadziei na odpowiedź. Jak nic, przyjdzie jej tu nocować albo błąkać się pół nocy.
- No chodź tu...
Chłopak przystanął. Obracając się do niej i czekając aż podejdzie. Uśmiechnął się nawet, starając się. by nie wyglądało to mega wrednie.
- Jestem Logan, miło mi - tym jednym zdaniem Xellet zadziwił sam siebie. Od kiedy on jest taki miły?
- Wiem kim jesteś. Wiem jak się nazywasz i... - nie skończyła. Nie powiedziała tego co chciała powiedzieć, bo wystraszyła się własnego pomysłu. - Ja jestem Izabella. I, szczerze mówiąc, to nie wiem, czy mam się cieszyć, że cię spotkałam. No chyba, że odprowadzisz mnie do zamku - przyglądała mu się bardzo uważnie i walczyła sama ze sobą, by nie wypalić jednak z kolejną złośliwością.
- No to idziemy - ruszył spokojnie, w sobie tylko znanym kierunku. - Mogę wiedzieć czym zasłużyłem sobie na taką sławę? Zapewne niczym dobrym - zagadnął, kiedy się z nim zrównała.
- Em... Niczym? - zająknęła się. - Tak po prostu. Ludzie dużo gadają, a jak gadają to i ja się dowiaduję.
Potykając się niemiłosiernie, szła obok chłopaka ze spuszczoną głową. Dlaczego miała mu teraz opowiadać o tym skąd go zna? Przecież jak on się dowie prawdy to zapewne skończy się podobnie, jak po spotkaniu z Dienem. Miała nadzieję, że Logan nie czyta w myślach. Bo jeśli tak, to prowadzi ją pewnie w jakieś bardziej ustronne miejsce z zamiarem mordu, w ramach solidarności z chłopakiem.
- Ja jestem głupi, naprawdę, ale nie aż tak - odezwał się po dłuższej chwili milczenia. - Ale niech ci będzie. Powiedz chociaż skąd znasz Chrisa. Ilekroć ktoś nas pomyli, dowiaduję się ciekawych rzeczy. Może i ty masz dla mnie jakieś rewelacje - stwierdził spokojnie, skręcając za sporym drzewem i dalej idąc przed siebie.
Izabella zauważyła, że zerka na nią co chwilę. Czyżby sprawdzał, czy jeszcze mu nie uciekła? Milczała przez jakiś czas, zaciskając zęby, by nie wykrzyczeć mu co sądzi na temat Diena.
- Znam Christiana - odezwała się wreszcie. - Ale raczej wolałabym nie znać. Nie czekaj na jakieś pochwały pod adresem swojego chłoptasia. Nienawidzę go i tyle powinno ci wystarczyć - ucięła szorstko, z nadzieją na zakończenie tematu.
Czuła, że złość zaczyna w niej wzbierać, więc i głos jej się podnosił z minuty na minutę. Jeszcze chwila i nie wytrzyma. Wykrzyczy mu w twarz co myśli o Christianie.
- Jak miło. No dobra, nie wnikam, bo Chris jest irytujący więc... - skomentował spokojnie, jednak po chwili zaczął się cicho śmiać. - A tak w ogóle, to co ci zrobił? - spytał z szerokim uśmiechem, starając się już nie chichotać jak głupi.
W Izabelli zawrzało tak, że aż zapomniała patrzeć pod nogi. Efekt? No oczywiście, panna niezdara, po kolejnym potknięciu, zatrzymała się z rozpędu na ramieniu chłopka.
- Nie denerwuj mnie, dobrze?! - ryknęła wściekła o pytanie i potknięcie, bo przecież to jego wina, że prawie się przewróciła. - Nie chcę go znać i już. Damski bokser i sadysta... - syknęła pod nosem i otrzepała się, ruszając dalej.
- Mogłabyś być nieco milsza, więc proszę cię bardzo nie drzyj się na mnie - odparł spokojnie. - Nie udaje, że Chris jest idealny, więc nie będę go bronił, a skoro nie masz zamiaru mówić to okej.
- Jeszcze nie słyszałeś jak krzyczę. A skoro wiesz jaki on jest, to nie powinieneś się dziwić, prawda?
Milczał. Izabella starała się uspokoić trochę bardziej, by nie zaliczyć widowiskowego upadku na twarz. Uważnie śledziła kroki Logana. Nie miała zamiaru tu pozostać, a już na pewno nie miała zamiaru zostać porzuconą w środku lasu, przez kolejnego wściekłego na nią Kota.
- Faceci... - jęknęła po chwili, nieświadoma tego, iż zrobiła to na głos.
Wsunęła zmarznięte dłonie w kieszenie sweterka. Jak teraz się potknie, to będzie po jej ślicznych ząbkach. Trudno, pomyślała przez chwilę, ale chęć ogrzania rąk wygrała i pozostały one w kieszeniach.
- Cóż, dla mnie jest miły, więc nie za bardzo wiem o co ci chodzi - przerwał milczenie Xellet. - Ale podobno nie masz ochoty o tym rozmawiać - mruknął spokojnie, po czym zerknął przez ramię na dziewczynę i dodał cicho - Poczekaj chwilę.
Zmienił się błyskawicznie w kota i wskoczył na najbliższy pień, wbiegając po nim zwinnie na najniższe gałęzie, po czym zaczął skakać po nich w górę. Po chwili zniknął jej z pola widzenia.
- Pięknie - warknęła pod nosem.
Z rozdrażnienia kopnęła jakiś korzeń, który jednak okazał się kamieniem, więc jęknęła z bólu i podskakiwała przez chwilę na jednej nodze. Czy wszystkie Koty w tej okolicy są takie milusie? Uniosła głowę w górę, szukając chłopaka wzrokiem. Fajnie, że w ogóle widziała cokolwiek. Zrezygnowana, klapnęła tyłkiem na tym czymś w co przed chwilą kopnęła i wsparła brodę na dłoniach. Jak nic, czeka ją nocleg pod drzewem.
- Niech cię szlag, Max! - syknęła cicho i nabrała sporo powietrza w płuca, by choć trochę się uspokoić.
- Och, Max! Tego za to ja uwielbiam - mruknął spokojnie Xellet, zjawiając się nagle za jej plecami z założonymi rękami. - Nareszcie wiem skąd cię kojarzę. Widziałem cię z nim w amfiteatrze - uśmiechnął się, podchodząc spokojnie bliżej.. - Obstawiam więc, że jesteś jakąś psiapsiółką, tudzież laską Maxa. Czy coś w tym guście, skoro tak nienawidzisz Chrisa.
- Nie jestem niczyją laską - warknęła może trochę zbyt ostro. Nie odwróciła się jednak do niego, by nie widział jak bardzo ją właśnie wystraszył. Nie musi o tym wiedzieć. A jej serce i tak się zaraz uspokoi. - Jestem jego przyjaciółką, a Christian jest na tyle nadętym palantem, że wścieka się o naszą znajomość. Co to, Max? Jego własność, do jasnej cholery? A w ogóle to skończmy już, okej? Ty najwyraźniej masz problem z Maxem, a ja z Chrisem - odetchnęła głęboko i wstała z kamienia - Tylko nie waż się, mówić źle o Maxie - dodała cicho i spokojnie.
- Właśnie mi nawrzucałaś na chłopaka, więc przestań mi mówić co mam robić - wyminął ją i ruszył dalej przez las.
Izabella podążyła za nim w milczeniu. Szczerze mówiąc miała już dość tej dyskusji. Jest jak jest i będzie najlepiej, jeśli tak pozostanie. Christian trzyma się swojego Logana a Max powoli wraca do normalności. Dzięki Bogu nie skończyło się gorzej. Dzięki Bogu, że na jego drodze stanęła Alexandra. Maxymillian wydaje się przy niej znów stawać się tym samym chłopakiem, którego poznała. Nawet zaczyna się znów uśmiechać.
- A jeżeli chodzi o twojego Maxia... - głos Xelleta wyrwał ją z zamyślenia. - To nic mnie on nie obchodzi. Nie znam go i nie chce poznawać. I on również nie chce, żebym go poznał, uwierz.
- Nie rozumiem tylko, o co my się właściwie sprzeczamy - powiedziała szczerze. - Ja nie znam ciebie, a ty mnie, a kłócimy się o znajomych.
- W sumie masz racje - przyznał.
W tym samym momencie wyszli spomiędzy drzew. Xellet stanął na brzegu błoni szkoły i uśmiechnął się do niej delikatnie, wskazując na szkołę.
- Zamek, proszę bardzo. Poleć nasze linie lotnicze znajomym - zaśmiał się cicho.
- Ach... - rozpromieniła się na widok upragnionego schronienia. - Nie wiem jak mam ci dziękować. Masz u mnie dług wdzięczności - ruszyła szybko w stronę zamku, lecz po chwili odwróciła się jeszcze i pomachała do Logana. - I pozdrów tego gbura - po chwili jednak uśmiech zniknął, a Iza dodała cicho: - Albo lepiej nie, bo i ciebie będzie pilnował.
Chłopak wzruszył tylko ramionami i po sekundzie zniknął między drzewami. Izabella nie miała już, ani chęci, ani sił na szukanie Maxa. Stwierdziła, że zapewne znów siedzi u Aleksandry i z nikłym uśmiechem skierowała swe kroki do pokoju.
*
Max jednak nie siedział w ciepłym i pachnącym amortencją pokoju Aleksy. Miał dziś jeden z gorszych dni. Zdawał sobie sprawę z tego jaki potrafi być dołujący i jaki wpływ wywiera jego depresja na innych. Postanowił więc, że aby nikogo nie narażać na swoje ponure towarzystwo, jak i przeczekać falę załamania w samotności, najlepiej zrobi zapuszczając się w najodleglejszy kraniec lasu. I okazało się to słuszną decyzją. Samotność przez cały dzień dobrze mu zrobiła. Nikt nie pytał co mu jest, kiedy zamyślał się na dłuższą chwilę. Nikomu nie musiał tłumaczyć się z każdej spływającej po jego policzku łzy. Nikomu też nie musiał obiecywać, że to ostatnie krople żalu jakie przelewa i, że od dziś będzie już coraz lepiej. W spokoju i samotności przemyślał wszystkie za i przeciw, i podjął decyzję o poświęceniu pamięci o nieudanym związku na rzecz tego, co mógł dostać od Aleksy.
Czas zleciał mu tak szybko, że dopiero, kiedy księżyc uśmiechnął się do niego zza chmur, przypomniał sobie o spotkaniu z Izabellą. Pięknie. Czy tak zachowują się przyjaciele? Postanowił, że zanim wróci do chaty gajowego, zajrzy do niej i przeprosi.
Wyszedł właśnie na błonia, kiedy nagle, nie wiadomo skąd, ktoś się przed nim pojawił. Był to niski, szatyn z idealnie ułożonymi włosami, ubrany w biały garnitur, błękitną koszulę i błękitne trampki, które pasowały do jego świecących, szafirowych oczu. Był blady, a światło księżyca sprawiło, że jego oczy świeciły intensywniej niż zazwyczaj. Logan!
Na widok Maxa, chłopak uśmiechnął się promiennie i przechylił głowę na bok, przyglądając mu się z zainteresowaniem. Maxymillian stanął jak wryty i wlepił w niego oczy. Każdego się tu spodziewał. Po prostu każdego. Tylko dlaczego los zesłał akurat tego osobnika, z którym nie miał najmniejszego zamiaru spotkać się w przeciągu najbliższego stulecia? Jasna cholera. Jeszcze tylko brakuje uśmiechniętego ironicznie Chrisa i pełnia szczęścia. A miało być tak pięknie.
- No, no, no... Kogo ja tu widzę - padło z ust Logana.
- Zapomnij, że mnie widziałeś - wyszeptał Max i wyminął chłopaka idąc w stronę zamku.
Nie chciał z nim rozmawiać, bo po co? Nie miał właściwie nic do niego, ale nie mógł powiedzieć, by marzył o tej właśnie znajomości. Najlepiej więc będzie urwać ją, zanim się jeszcze zaczęła.
Niestety, chłopak najwyraźniej nie był taki łatwy do spławienia i nie wiadomo jakim cudem, znów pojawił się przed nim. Tym razem bliżej, na wyciągnięcie ręki. Ironiczny uśmiech nie znikał z jego twarzy, a oczy lustrowały Maxymilliana bezustannie.
- Max, prawda? - spytał, choć widać było, że jest prawie pewny tego, że to właśnie przed Maxem R. stoi.
- Pytasz czy stwierdzasz? - najwyraźniej miał to być jednak najgorszy wieczór w życiu Maxa. - Miejmy to już za sobą, okej? - postanowił przejąć inicjatywę w rozmowie z nadzieją, że w ten sposób szybciej ją zakończy. - Jestem Max i tak, mieszkałem z twoim chłopakiem, ale już tam nie mieszkam. Coś jeszcze? - zapytał, łamiącym się głosem i zacisnął zęby, aż zazgrzytały.
Raz kozie śmierć! A dokładniej, Maxowi. Może Logan ulituje się nad nim i zabije go na tyle szybko, by się nie zorientował, że to już.
- Dziękuję za informacje. Skoro tak, to pewnie nie będziesz miał mi tego za złe...
Logan uśmiechnął się do Maxa uroczo, po czym błyskawicznie złapał go za ramię i cisnął nim o najbliższe drzewo. Max skrzywił się z bólu, ale nie wydał z siebie nawet jednego jęknięcia. Zamknął jedynie oczy i zagryzł mocniej zęby, by nie dać satysfakcji napastnikowi. Po chwili Logan stanął tuż przy nim i ściśle przyciskając go do pnia, wciąż wyglądając nieskazitelnie perfekcyjnie, wysyczał mu w twarz.
- Mam nadzieje, że się dobrze odżywiasz.
Dopiero teraz, gdy lodowate dłonie przyciskały go z niewyobrażalną siłą do drzewa, Max zrozumiał, że to nie Xellet. A kiedy napastnik ponownie uśmiechnął się szeroko, ukazując ostre białe zęby, zyskał pewność. To był wampir.
- Pierdolona szkoła - odezwał się ponownie krwiopijca. - Powiedz mi jeszcze kim jest dokładnie Dien?
- Słucham? Jak to kim jest Dien? A kim jesteś ty?
- No, a na kogo ja niby wyglądam?
Wampir znów otworzył usta by coś dodać, jednak nie odezwał się, a uśmiech powoli spłynął z jego twarzy. Odwrócił się nagle w bok. Max, wędrując spojrzeniem za wzrokiem napastnika, ujrzał niewysokiego rudzielca.
- Salvatore... - syknął wampir przez zaciśnięte zęby. - Jak miło.
W tym momencie jakaś siła wyrzuciła go w powietrze, a Max osunął się na ziemię. Zdekoncentrowany wampir wylądował parę metrów dalej, z hukiem uderzając o ziemię. Rudzielec natomiast powoli przysuwał się coraz bliżej Maxa, nieustannie celując w szafirowookiego mężczyznę dłonią.
- Może najpierw przywitasz się ze mną? - rzucił Salvatore z ironicznym uśmiechem i wymalowaną na twarzy pewnością siebie.
Xellet, a raczej to co wyglądało identycznie jak on, wstał błyskawicznie i posyłając im jedno wściekłe spojrzenie, zniknął gdzieś między drzewami. Salvatore stał z uniesioną dłonią, nasłuchując jeszcze dłuższą chwilę, po czym opuścił ją, odwracając się w stronę Maxa. Pochylił się, pomógł mu wstać z ziemi, przyjrzał mu się uważnie.
- Nic ci nie jest?
- Nie, nie.
Maxymillian jęknął i przeciągnął się niezgrabnie, sprawdzając czy jego żebra są w stanie używalności. Na jego twarzy malował się brak zrozumienia i lekki szok. Wpatrywał się nadal w miejsce, w którym zniknął napastnik i zastanawiał się kim on u licha był, że zapytał o Diena i o co tu, do cholery, chodzi. Przeniósł po chwili wzrok na wybawcę i pocierając bark odezwał się dość niepewnie.
- Czy może mi ktoś powiedzieć, o co tu chodzi? Jakoś nie bardzo rozumiem co się stało. Może ty?
- Właściwie to dość skomplikowane. Ogólnie, to nie był Logan, chociaż on też pewnie chciałby cię zabić.
Krótkie podsumowanie, ale przynajmniej zawierało to, co rudzielec najbardziej miał zamiar przekazać. To nie był Logan. To było przynajmniej pewne. Jednak mimo wszystko wyglądał jak Xellet. Jak to możliwe?
- Sądząc po pytaniu nic ci nie jest, więc wracaj już lepiej do środka.
Nieznajomy odsunął się kilka kroków od Maxa, wskazując głową na budynek.
- Ale skoro to nie był Logan to... - Maxowi zabrakło słów.
Jakoś sam nie wiedział, co chciałby w tej chwili powiedzieć. Nie miał jednak już ochoty na wizytę w zamku, więc pokręcił przecząco głową.
- Nie, dzięki. Jakoś odechciało mi się tam wchodzić. Muszę wracać do siebie - przyglądał się jeszcze przez chwilę wybawcy z nieskrywaną ciekawością. - Tylko wiesz co? Ja jednak wolałbym wiedzieć kto i za co chce mnie zabić. Nie żeby robiło mi to jakąś różnice, bo w mam gdzieś powody. Ale nie mogłem chyba narazić się całej społeczności z okolicy tylko dlatego, że pozwoliłem sobie na chwilę nieuwagi i dałem się ponieść uczuciom.
- Spokojnie, on to robił dla rozrywki - odparł chłopak, uśmiechając się smutno.
Zanim zniknął, posłał jeszcze Maxowi spojrzenie pod tytułem "Zmykaj, zanim wróci i urwie ci główkę." Tyle, że Max poważnie nie miał już najmniejszej ochoty na wizytę w zamku. Skwitował zniknięcie mężczyzny westchnieniem i odwrócił się w stronę, z której przyszedł, kierując się do siebie.

czwartek, 12 stycznia 2012

Miłość wymaga wyrzeczeń. 15.

Porywisty wiatr nie miał zamiaru przestać targać włosów Maximilliana. Irytowało go to tak bardzo, jakby od tego zależało całe jego życie. Ale cóż, dzisiaj irytowało go po prostu wszystko. To, że łóżko w domku gajowego jest twarde, to, że są tam przeciągi, to, że jest tam zupełnie sam i to, że wczoraj zachował się jak ostatni kretyn przy Aleksandrze. Nosiło go tak, że nie był w stanie usiedzieć spokojnie w żadnym miejscu. Wyszedł na spacer, ale i tu dopadła go irytacja. Nie dość, że wiało, to jeszcze nie potrafił dziś zapanować nad swoim rozdrażnieniem i przez to potykał się o każdy wystający kamień czy gałązkę. Co chwilę klął pod nosem lub warczał na siebie i swoją głupotę. Nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, że wyszedł właśnie na plaże nad jeziorem, póki nie stanął po kostki w wodzie. Efekt? Poleciały kolejne przekleństwa, a Max usiadł na jakimś zwalonym dawno temu przez huragan drzewie i zdjął buty, by pozbyć się z nich części jeziora.
Był tak pochłonięty tym zajęciem, że nie zauważył kiedy Alexandra stanęła tuż za nim. Miała znakomity humor już od samego świtu, kiedy to obudziła się do życia. Tradycyjnie w swoich czarnych szatach, cały dzień spędziła na szwendaniu się po zamku lub czytaniu książek w szkolnej bibliotece. Teraz chciała się troszeczkę przewietrzyć, ale naprawdę troszeczkę, więc kiedy ogarnęły ją przerażające podmuchy wiatru, schroniła się między drzewami lasu. Traf chciał, że swoimi małymi i cichymi krokami dotarła do jeziora. Zauważywszy Maxa, westchnęła tylko i przewróciła oczyma, jakby nie miała ochoty na jego towarzystwo. W gruncie rzeczy wolała być sama i sama cieszyć się swoim dobrym samopoczuciem, ale skoro natknęła się na chłopaka, to przecież nie będzie go unikać.
- Nie boisz się, że się przeziębisz? - wyszeptała mu wprost w ucho.
Max, zląkł się potwornie, kiedy rozległ się głos dziewczyny. W efekcie podskoczył na drzewku i zjechał niezgrabnie w tył.
- Alexandra? - bardziej zapytał czy to na pewno ona, niż się z nią przywitał.
Nie wyglądał teraz zbyt ciekawie, leżąc na plecach z jedną nogą w górze i mokrym butem w ręce. Poczuł jak czerwienieje ze złości i chcąc jak najszybciej powrócić do pozycji nadającej się do oglądania przez kogokolwiek, zerwał się na nogi i stanął za pniem, opierając o niego bosą stopę.
- Nie, nie... Jestem zahartowany - wybąkał zmieszany.
Uśmiechnął się nieśmiało i spojrzał na but trzymany w ręce, po czym błyskawicznie schował go za plecy. Dziewczyna zakryła usta ręką, by opanować atak śmiechu i spojrzała na niego, jak na dziwaka. Wyglądał po prostu bosko z tą zdeterminowaną miną ekstremisty amatora, ale nic nie mógł na to poradzić.
- Ty chyba się chcesz na kolejną herbatkę załapać... - mruknęła, wzdychając teatralnie, jakby w ogóle nie powiedziała właśnie zaproszenia.
Oboje byli głupi, że wychodzili w taką pogodę i trzeba było jakoś złagodzić sytuację. Tyle, że Max nie bardzo wiedział jak. Spuścił głowę i przez chwilę zastanawiał się, jak zgrabnie z tego wybrnąć. Musiał jakoś odziać stopę, bo przecież nie pójdzie w jednym bucie, prawda. Rzucił więc niedbale but na piach i popatrzył ukradkiem na dziewczynę.
- Wiesz, tylko, że ja...- jąkał się niezdarnie. - No ja chyba powinienem skończyć czyszczenie obuwia najpierw. I skarpetek jeszcze nie wysuszyłem - Matko! Co on w ogóle bredzi?! No już nic bardziej głupiego wymyślić się chyba nie dało.
- Chłopcze, nie jestem twoją matką, by cię karać za to, żeś fajtłapa i do wody wlazłeś - powiedziała ze śmiechem i chwyciła go za rękę, by poddać ich teleportacji przed jej skromny pokoik. - Zaraz cię wysuszymy, mój drogi - dodała cicho, kiedy byli już na miejscu i otworzyła przed nim drzwi bezceremonialnie.
Wprowadziła go do środka i zostawiając przy kanapie, skierowała się do barku po herbatę.
- Rozgość się, ale najpierw ściągnij spodnie, bo masz je mokre niemal do kolan - powiedziała, nalewając płyn do kubków.
Max otworzył usta, by się sprzeciwić. Nie była jego matką, fakt. Tylko, że teraz właśnie tak się zachowała, a on nie potrafił się przeciwstawić mamie więc i jej nie zdołał.
- Spodnie? - zapytał, stojąc po środku pokoju z głupią miną.
Spojrzał na mokre nogawki i westchnął ze zrezygnowaniem. Po chwili jego kurtka poszybowała na oparcie fotela, a spodnie spoczęły na krześle, które przysunął do kominka. Usiadł czym prędzej na kanapie i zgarnął jakiś koc, by choć troszkę się okryć. Powiódł spojrzeniem po pokoju i z uśmiechem powitał Aleksę, która właśnie podsunęła mu pod nos, dość sporych rozmiarów kubek z parującym napojem.
- Nie musisz się mnie wstydzić - powiedziała dziewczyna radośnie, siadając na fotelu na przeciwko.
Wpatrywała się w niego z uśmiechem, a w głębi siebie dusiła się ze śmiechu, bo zachowywał się jak prawiczek. Chociaż w sumie...
- A czy ja się wstydzę? - zapytał, płonąc ze wstydu jak pierwszak na pasowaniu na ucznia. Wbił wzrok w kubek z herbatą i, zamykając go w dłoniach, przysunął sobie do piersi, zaciągając się jej zapachem. - Jest mi zwyczajnie zimno.
Dodał cichutko i, aby zająć się czymkolwiek, upił łyk płynu. No, może raczej usiłował upić, bo pierwsze zetknięcie z gorącą herbatą nie było zbyt przyjemne.
- No wstydzisz, wstydzisz - odparła Alexandra spokojnie, jakby tłumaczyła coś dziecku i rozłożyła się w fotelu głęboko, trzymając mocno kubek w dłoniach. - Opowiadaj, co u ciebie? Przeszła ci ta depresja? - zapytała, a z jej ust wyrwało się dość solidne ziewnięcie.
Trafiła w samo sedno. Wstydził się. Miała rację ale przecież on się nie przyzna do tego. Dziękując losowi za zmianę tematu uśmiechnął się niewyraźnie i, obracając w rękach kubek, patrzył jak ulatuje z niego para.
- Nie wiem czy przeszła. Z depresją jest tak, że mija na chwilę, a kiedy się tego nie spodziewam powraca. Chyba najgorzej jest w nocy. Choć właściwie nie wiem dlaczego, bo i tak większość nocy spędzałem samotnie.
Zagryzł zęby aż zgrzytnęły i odetchnął głęboko. Nie chciał teraz dać się porwać wspomnieniom i musiał się trzymać tego postanowienia za wszelką cenę.
- Spokojnie, minie ci - powiedziała prawie radośnie. - Zaproponowałabym ci u siebie miejsce, ale musiałbyś spać na kanapie, bo raz, że zapewne się wstydzisz, a dwa, że ja się lubię wysypiać. Po trzecie można dodać, że strasznie chrapię.
Max patrzył na Aleksę zdziwiony, kiedy przedstawiała wszystkie te argumenty z wesołym uśmiechem, nie zważając na to, że chłopakowi właśnie latają jakieś nieprzyzwoite sceny przed oczyma. Tak, tak... To o czym pomyślał w pierwszej chwili, po propozycji nocowania tu, nie było dla ogółu. Może i wstydził się przed dziewczyną, ale jego myśli jakoś nic sobie z tego nie robiły. Aleksa opłukała gardło herbatą i otrzepała się. Wyciągnęła przed siebie dłoń, ledwie zauważalnym gestem podsyciła ogień. Dopiero teraz zaczęło się robić niesłychanie ciepło. Tak, że jej skóra spociła się i zalśniła w blasku ognia.
Max z trudem oderwał od niej wzrok i upił solidny łyk herbaty. Poczuł jak i jemu robi się coraz ciepłej, a koszulka zaczyna przyklejać się do jego ciała. Herbata? Czy dziewczyna i jej czary? Ciekawe, co aż tak na niego działało.
- Wiesz co? - odezwał się, odstawiając kubek na podłogę. - Chyba wolę jednak zostać tam gdzie teraz. Niezbyt dobrze zakończyła się moja znajomość z kimś, do kogo wprowadziłem się zaraz po zapoznaniu.
- Hm, nie wnikam co się działo, ale ja cię nie mam zamiaru gwałcić nocami i przywiązywać do kaloryfera. Sprzątać też bym ci nie kazała, bo od tego są skrzaty - uśmiechnęła się, wzruszając ramionami. - Zrobisz jak będziesz uważać, ja cię nie namawiam.
- Aleksandro? Czy ty każdego zapraszasz na noc do swojego pokoju? Czy tylko ja jestem na tyle beznadziejnym przypadkiem, że nikt nigdy nie ma żadnych oporów przed zaproszeniem mnie?
Zadał to pytanie z miną umęczonego stworzenia, które samo siebie nie potrafi do końca zrozumieć. Podkulił nogi i wtulił się w róg kanapy, układając się nieco wygodniej. Przyglądał się gospodyni z rosnącym zachwytem. Musiał przyznać, że jej lśniąca od potu skóra roziskrzyła się w świetle płomieni bardzo ładnie.
- Nie jesteś beznadziejnym przypadkiem, ale budzisz zaufanie. Dla mnie lepiej, jakbyś był jednak tym gwałcicielem, no ale nie można mieć wszystkiego, prawda?
Po pokoju poniósł się jej cichy śmiech. Alexandra wstała, odstawiając kubek i rozbierając się z peleryny. Szalik i inne badziewia także ściągnęła. Została w koronkowej czarnej sukience i, o dziwo, miała na rękach opaski zakrywające blizny, a na szyi aksamitny paseczek z wisiorkiem w kształcie serca, pokryty delikatnymi diamentami i posrebrzanego. Przeciągnęła swoją małą figurkę i opadła ponownie na fotel już w ogarniętym stanie i bardziej przytomna.
Max nie mógł się oprzeć pokusie i śledził łakomym wzrokiem każdy ruch dziewczyny. Była śliczna jak na Rosjankę. Uważnie przejechał wzrokiem po każdej fałdzie jej sukienki, a zatrzymawszy się na wcięciu w pasie, jęknął cichutko.
- Aż tak brak ci emocji i niebezpieczeństwa, że marzysz o gwałcie? - zapytał, nadal wlepiając w nią zachłannie spojrzenie.
Nie potrafił po prostu przestać. Gorąco jakie ogarnęło go przez herbatę i jej ćwiczenia z ogrzewaniem zamieszało mu nieco w głowie tak, że czuł jakby cały świat odpłynął, a pozostali tylko oni.
- Moje pragnienia są bardzo specyficzne, ale nie wiem czy byś je chciał poznać.
Powiedziała dziewczyna i wstała ponownie, by do niego podejść powoli. Kiedy się zbliżała, Maxymillian miał wrażenie, że za chwilę stanie się coś, nad czym panować nie będzie umiał i przeraziło go to lekko. Działała na niego bardzo dziwnie. Nie wiedział dokładnie dlaczego, ale chwilami miał wrażenie, że się jej boi, a chwilami pożerał ją wręcz wzrokiem. Nachyliła się nad nim, nieumyślnie eksponując piersi i uśmiechała się słodko. Oczywiście jego wzrok sam powędrował do jej dekoltu, ale zaraz siłą woli postarał się o opanowanie godne mistrza i uśmiechnął się do Aleksy. Spojrzał na jej kształtne usta i piękne oczy.
Dziewczyna nachyliła się do jego ucha i wyszeptała:
- Zawsze możesz spróbować, ale to nic pewnego - uśmiechnęła się jeszcze szerzej i odchyliła się nieco, by spojrzeć w jego zamglone oczy.
- Ja nie mam nic przeciw poznawaniu ludzkich pragnień. Tylko czy ty tego chcesz? - wyszeptał.
- Nie śpieszy się nam - mruknęła, nachylając się jeszcze bardziej i musnęła jego usta delikatnie.
Powróciła do poprzedniej pozycji na kilka sekund, by już za chwilę wyprostować się z dłońmi Maxa w swoich. Stała blisko fotela, więc wystarczyło, by się nachylił i położył dłonie na jej biodrach gdzie ona sama je położyła. Ręce Maxymilliana drżały ledwo dostrzegalnie, kiedy spoczęły na jej kształtach. Uśmiechnął się słodko i opuścił nogi, by po chwili przyciągnąć ją do siebie, sadzając sobie na kolanach i obejmując jedną ręką w pasie.
- Zostajesz u mnie na noc - zadecydowała, przekręcając lekko głowę i uśmiechając się, jak przystało na nią, niewinnie.
- Jesteś pewna? - zadał kolejny raz pytanie, mające dać pewność nie tyle jej co jemu.
Uważnie przyglądał się twarzy dziewczyny i szukał choćby najmniejszej oznaki niepewności. Nie potrafił się jednak oprzeć jej bliskości, a kiedy jego druga dłoń spoczęła na jej udzie, przejechał po nim delikatnie palcami i zatonął w jej czarującym spojrzeniu.
- Jestem - odparła.
Wpiła się w jego usta gwałtownie, przed długą chwilę pieszcząc go delikatnie językiem i wplatając, nieco chaotycznie, ale zmysłowo, palce w jego włosy. Zaskoczył go ten pocałunek. Zaskoczył na tyle mocno, że nie potrafił przez chwilę wykonać nawet najmniejszego gestu odwzajemnienia. Nie trwało to jednak długo. odzyskał świadomość, przynajmniej częściowo, już po chwili i przytulił Aleksę do siebie, przesuwając dłonie na jej plecy. Była taka słodka i taka kusząco inna od... Nie, tego imienia nie miał zamiaru wymawiać w tej chwili, by nie spanikować.
- Naprawdę mi się podobasz, ale nie chcę cię na jeden raz, to byłoby nie fair, prawda? - szepnęła i wstała, by kocim krokiem pójść do sypialni. Jeszcze w drzwiach obróciła się i spojrzała na chłopaka. - Dobranoc Max.
Odprowadził Aleksandrę wzrokiem do drzwi sypialni.
- Dobranoc Aleksandro - odparł z nikłym uśmiechem. - Dziękuję.
Zwinął się na kanapie i narzucił na siebie koc. Długo nie mógł znaleźć ukojenia we śnie. Leżał i wpatrywał się w ciemność. Niby nie zrobił przecież nic złego, ale czuł się jakby zdradzał sam siebie. Jakby próbował zagłuszyć tęsknotę bliskością innej osoby. Czy tak właśnie powinien zrobić? Czy to na tym powinno polegać leczenie zranionej duszy i złamanego serca? Tego nie wiedział. Wiedział tylko tyle, że teraz potrzebna mu było bliska istota. Że lgnął do Aleksandry jak pszczoła do nektaru i pragnął, by była blisko kojąc go swoim głosem i poprawiając mu nastrój dzięki swojemu wesołemu usposobieniu.

środa, 11 stycznia 2012

Miłość wymaga wyrzeczeń. 14.

- Iza, ale ja... - spojrzał gdzieś przed siebie i zamyślił się na chwilę. Siedział na fotelu, na przeciwko kominka, przy którym stała jego przyjaciółka. - Ja nie rozumiem. Nie wiem czego ty chcesz ode mnie. Przecież to co mówiłaś miało się okazać tylko wymysłem twojej wyobraźni. Nie chciałem ci wierzyć i, szczerze mówiąc, nadal nie chcę. Jedyne czego chcę, to żeby się okazało, że jednak się pomyliłaś. Że to nieprawda. Że to tylko chwila - Max ukrył twarz w dłoniach i, niepatrzący na dziewczynę, kontynuował cicho. - Tylko, że on nie zareagował nawet na moje wyjście. Nie odezwał się. Nie zatrzymał mnie. Po prostu stał i czekał aż wyjdę - jego głos był bezbarwny. Właściwie bez emocji. Po prostu chciał to z siebie wyrzucić.
Izabella stała chwile i patrzyła na chłopaka, przerzucając w milczeniu lizaka z jednej strony buzi na drugą. W końcu jednak nie wytrzymała. Podeszła do niego, chwyciła za ramiona i pchnęła, by się wyprostował. Następnie rozsiadając mu się na kolanach wyjęła z ust lizaka i podniosła mu twarz za brodę, by spojrzeć w jego smutne oczy.
- Wiesz co? - zapytała z uśmiechem, a kiedy Max otworzył usta by zapytać "co?", wsunęła mu do ust lizaka. - Strasznie dużo dziś mówisz - zaszczebiotała. - Zamknij się już, bo i tak połowy z tego już nie pamiętam, a reszta uleci gdzieś za chwilę. Zapomnij o nim. To tylko dupek, któremu potrzebny był miś do przytulania po wyjeździe Logana. Trafiło na ciebie. Przykro mi - uśmiechnęła się i pogłaskała Maxa czule po policzku.

Dni mijały. Maxymillian spędzał każdy kolejny tak samo. Budził się rano i leżał w łóżku tak długo, aż robił się głodny. Wtedy wychodził z chaty, w której mieszkał i szedł do szkolnej kuchni. Co prawda, mógł zabrać ze sobą zapas jedzenia, tylko po co? Cały czas miał w planach wyjazd. Przestał pojawiać się na zajęciach z nadzieją na wyrzucenie go z placówki. Tyle że jakoś dyrektor nie spieszył się z tym zbytnio. No cóż, poczeka. Jedyną osobą, z którą rozmawiał była Iza. Wpadała do niego codziennie i wychodziła z siebie, by poprawić mu humor. Nawet nauczył się już udawać, że jej opowieści poprawiają mu samopoczucie i uśmiechał się, kiedy tego oczekiwała. Dzięki temu nie męczyła go ciągłym powtarzaniem, że musi wziąć się w garść i zapomnieć. Może i tak byłoby lepiej. Tylko, że on nie chciał zapomnieć. Nie chciał wyrzucać Chrisa ze swojego serca i pamięci. Kiedy przychodził wieczór i zostawał sam, wszystko do niego wracało. Czuł każdy dotyk, jakim kiedyś obdarzył go przyjaciel. Słyszał każde jego słowo. Zamykał oczy i czuł na skórze oddech ukochanego, jego usta, jego delikatne i, spragnione jego ciepła, palce. Co noc łzy paliły ścieżki na policzkach Maxa. Co noc wracało do niego uczucie szczęścia, które stracił tak nagle. Był sam i było mu z tym cholernie źle. Świat przestał dla niego istnieć. Zdawał się zatapiać we wspomnieniach, by zasnąć z nadzieją na zmianę kolejnego poranka, a budził się w poczuciu pustki i osamotnienia. Nie potrafił już być dawnym Maxem. Nie potrafił być, ani szczerze wesoły, ani złośliwie wrednym i krytycznym, jak kiedyś. Był nikim. Teraz był tylko powłoką cielesną dla udręczonej duszy. Mimo wizyt Izy, był sam i sam chciał pozostać. Wiedział, że jeśli wróci między ludzi, to tylko stanie się dla nich kimś, kogo należy unikać, by nie zepsuć sobie dnia. Wolał więc pozostać na odludziu.
Lecz nie dziś. Dziś miał ochotę na spacer. Chciał w ciszy i spokoju pomyśleć, tysięczny już raz, nad sobą. Musiał się ogarnąć. Musiał zacząć ponownie żyć. Tylko najpierw musiał pomyśleć jak się zabrać do tego powrotu.
Drzewa szumiały ponuro, a na ich gałęziach pozostały już tylko resztki listowia. Jesień. Wszystko zaczyna umierać lub zasypiać przed zimą. Tak samo jak serce Maxa po rozstaniu z Chrisem. Był wściekły na cały świat i raczej nie chciał słuchać ani widzieć nikogo. To, że chwilami pozwalał Izabelli na wyrwanie go z zadumy, nie oznaczało wcale, że wraca do świata żywych. Miał serdecznie dość i nic tego nie mogło zmienić. Nic, bo i nikomu ani niczemu nie chciał na to pozwolić. Dlatego właśnie podjął decyzję o tym samotnym spacerze.
Zawędrował na urwiska. Stając na skraju skały, zamknął oczy i rozłożył ręce na boki, rozkoszując się powiewami wiatru, targającymi mu włosy. Czuł przez chwile jak odlatuje. Jak jest gdzieś, gdzie nie ma już krzywd i trosk. Jak jest w świecie, w którym nie ma, i nigdy wcześniej nie było, Christiana Diena.
- Zimna woda jest. Nie opłaca się skakać.
Dziewczęcy głos rozległ się, jakby z oddali, a blond włosa Rosjanka, zgrabnie przeskoczyła na płaską stronę urwiska. Zauważyła chłopaka z daleka, oczywiście nie kojarząc go, bo po cóż by się kimkolwiek miała przejmować. Jak zwykle czarna szata, czarne rękawice i czarny szal, a na ciele czarna sukienka i lekkie półbuty. Było jej zarówno ciepło, jak i pod strojem ukryła wszystkie niedoskonałości. Na jej twarzy igrał delikatny uśmiech. Podeszła do chłopaka, stając obok i spojrzała na niego z dołu, swoimi szarymi oczami.
- Ale ja...- otworzył oczy i, lekko zaskoczony nagłym pojawieniem się kogokolwiek tutaj, przyjrzał się uważniej dziewczynie. - Nie mam zamiaru skakać. Skąd taki pomysł?
Cofnął się o krok do tyłu, jakby na potwierdzenie własnych słów i skrzyżował ręce na piersi, mierząc ja spojrzeniem. Dziewczyna. Matko! Dlaczego znów przyplątała się jakaś dziewczyna? Dopiero co uwolnił się na chwilę od Izy. Patrzył na nią z bardzo niewyraźną miną, mówiącą coś w stylu 'Dlaczego nie ma w tej szkole miejsca, gdzie można być samotnym?'
- Ja też tu lubię przychodzić i patrzeć jak woda rozbija się o skały. Czasami chciałabym być tą wodą - szepnęła zamyślona i nachyliła się nieco w stronę samego spadu. Po chwili zamyślenia spojrzała na chłopaka i uśmiechnęła się. - Nie wyleczysz tu swoich problemów.
Westchnęła i poprawiła szalik, który niedawno zatańczył niemal na jej głowie przez porywisty wiatr. Niemiłosiernie wiało. Otrzepała się jeszcze z gracją i oblizała spierzchnięte usta.
- Mam na imię Aleksandra - przedstawiła się prawie radośnie.
- Maxymillian - wypadało się również przedstawić, więc chłopak zrobił to.
Nie mógł powiedzieć, by miał ochotę na rozmowę, ale głos dziewczyny działał na niego dziwnie kojąco. Obejrzał ją sobie ponownie i postarał się, by na jego twarzy wykwitł uśmiech.
- Dlaczego myślisz, że mam problemy do wyleczenia? Aż tak to widać?
Zadziwiła go tym stwierdzeniem. Myślał, że potrafi doskonale się maskować. Miał przynajmniej taką nadzieję. Ale skoro obca osoba mówi coś takiego, to chyba bardzo kiepsko mu szło.
- Nie, dlaczego? Teraz mi to powiedziałeś. A po prawdzie, to zazwyczaj po to się tu przychodzi.
Rosjanka zaśmiała się delikatnie. Nie miała na celu jakiegokolwiek żartowania sobie z niego, czy robienia z siebie nie wiadomo kogo. Lubiła od czasu do czasu wprawić ludzi w zakłopotanie, dla zabawy.
- Chciałbyś się odciąć, prawda?
Mruknęła, a Max zauważył, że na jej twarzy tańczy podobny uśmiech, jak ten, który zawsze malował się na buzi Chrisa. Tyle tylko, że jej miał zupełnie inny przekaz i zdawało się, że cały czas w głowie szaleją jej niezliczone dzikie pomysły i twórcze plany.
- Chciałbym. Nawet bardzo - rozpromienił się odrobinę, bo poczuł, że właśnie ma okazję wygadać się komuś, kto nie zagłuszy jego problemów wesołym szczebiotem, tylko wysłucha go spokojnie. A może jednak się mylił? Jeśli tak, to trudno. - Podejrzewam, że gdyby nie pogoda, to jednak kiedyś skoczyłbym w dół - wskazał brodą na skraj urwiska i uśmiechnął się tajemniczo. - Ciekawe jak to jest? Poczuć pęd powietrza i zanurkować wśród spienionych fal - przeniósł wzrok na oczy dziewczyny i spoważniał nagle. - Jak myślisz? Przeżyłbym?
- Nie w tym miejscu - pokręciła głową przecząco i ujęła go za dłoń, jakby się bała, że jednak skoczy.
Nawet na niego nie spojrzała, tylko poprowadziła go na skalną półkę, która układała się niczym wygodne siedzenie. Zasłonięci od porywistego wiatru, spokojnie poczuli ostatnie delikatne i ciepłe podmuchy wiatru. Aleksandra usiadła na skale. Chociaż zachowanie dziewczyny wydało mu się za bardzo swobodne, to jednak pozwolił się zaprowadzić na półkę i usiadł grzecznie obok niej. Ułożyła się wygodnie z nogą założoną na nogę i spojrzała na Maxa.
- No to mów, chętnie posłucham.
- Wiesz, to nieważne. To zwykłe problemy, zwykłego chłopaka. Fakt, miałem ochotę się wygadać, ale dlaczego mam zamęczać cię problemami, które w ogóle cie nie dotyczą?
Uśmiechnął się nie zdając sobie nawet z tego sprawy i poprawił jej delikatnie, niesforny szal. Nie zauważył tego, ale dziewczyna wzdrygnęła się, kiedy przez jej zdenerwowanie i panikę świat zwolnił a ona patrzyła, jak dłoń chłopaka wędruje do jej szalika. Mruknęła coś niezrozumiale i ponownie zaszczyciła go uśmiechem.
- Dzięki za chęć wysłuchania. Mało jest takich osób jak ty - powiedział zabierając rękę.
- Po prostu nie mam swoich problemów i lubię słuchać. Czasami ludzie tego nie zauważają, a to pomaga. Niedawno wyleczyłam swoje złamane serce, więc śmiało. Chyba już nic mnie nie zaskoczy - odparła lekko, a jej stopa poruszyła się energicznie.
- Ty wyleczyłaś, a ja mam zamiar wyleczyć - jęknął cicho i zwiesił głowę wpatrując się w ziemię. - Nienawidzę się tak czuć. Przyjechałem tu z postanowieniem, że nie dam się pokonać żadnym uczuciom i zapomnę o tym, że w ogóle mam serce, a wpadłem jak śliwka w kompot. Stałem się zabawką na chwile samotności i zostałem wyrzucony na śmietnik wraz z pojawieniem się starej miłości - podniósł zaszklone oczy na twarz dziewczyny i uśmiechnął się żałośnie. - Wiesz jak to jest, kiedy ktoś cię potrzebuje tylko na chwilę?
- Tak się składa, że po moim powrocie mój facet oznajmił mi, że ma chłopaka - mruknęła i aż się jej go żal zrobiło. Podniosła swoją białą dłoń i z rozgoryczeniem na swojej ślicznej buzi, przejechała mu palcem po policzku, muskając go nim pod okiem, jak gdyby spłynęła mu łza, a ona chciała ją zetrzeć. - Skoro ja się pozbierałam, to i ty się pozbierasz, nie widzę problemu - wzruszyła ramionami, powracając do przejrzystego i mamiącego spokojem spojrzenia, oraz do ciepłego uśmiechu.
- Faceci to świnie - szepnął nieśmiało i patrzył wręcz natrętnie w oczy dziewczyny.
Jego myśli szalały. Jego głowa była teraz pełna wyzwisk i rozgoryczenia, ale jego serce... głupie serce, nie chciało pozwolić, by wszystkie krzywdy zostały przez niego wykrzyczane. Tylko dlaczego? Westchnął ciężko i zamknął oczy z udręczoną miną, a kiedy znów otworzył usta jego głos był matowy i bezbarwny.
- Nie wiem dlaczego tracisz czas na mnie. Nie jestem wart niczyjej uwagi.
- Mam bardzo dużo czasu - westchnęła, a uśmiech się jej nieco poszerzył.
W jej głowie pojawiła się myśl, że zaczyna lubić tego chłopaka. Oczywiście nie omieszkała mu tego powiedzieć, skoro już ruszyła się, by w ogóle na niego spojrzeć.
- Dziwię mu się, że cię zostawił. Wydajesz się taki zwykły, a jednocześnie masz coś w sobie, co nie pozwala oderwać od ciebie wzroku - pokręciła głową z niedowierzaniem.
Max otworzył szeroko oczy i popatrzył na dziewczynę zdziwiony. Miał minę jakby widział największą tajemnicę świata, a ona właśnie mu tłumaczyła dlaczego jest taka tajemna.
- Aleksandra, ja mu się nie dziwię. Nie mogę równać się z kimś, kto potrafi zniknąć bez słowa, a po powrocie i tak zawładnąć sercem Christiana.
Nieświadomie wypowiedział imię przyczyny swego smutku i aż się skrzywił z bólu. Zlustrował uważnie wzrokiem twarz dziewczyny w nadziei, że jednak nie będzie miała pojęcia o kim właśnie wspomniał. Bo po co? Nie chciał, by wiedziała. Nie teraz. Może kiedyś... Jeśli spotkają się jeszcze.
- To oznacza tylko, że nie był ciebie wart. Ale nie możesz go spisywać na straty. Pamiętaj, że każdy człowiek robi coś, bo tego chce. Skoro on chciał ciebie, to nie była jego głupia zachcianka, tyko wewnętrzna potrzeba i najwidoczniej dałeś mu to, czego tamten mu nie dał. Sprawiłeś, że on się czuł szczęśliwy. Z pewnością mu źle teraz i sądzę, że się pogodzicie. Tak jak ja pogodziłam się z Loganem.
Jej głos był spokojny i miarowy. Koił nerwy Maxa, a jej dłoń, która przypadkowo znalazła się na kolanie chłopaka wykonywała wąskie, delikatnie i kojące ruchy na uspokojenie. Tylko, że... Czy on dobrze słyszał? Czy ona właśnie wymówiła nazwisko Logana? Boże, ale ten świat jest porąbany! Dlaczego stawia na jego drodze osobę skrzywdzoną przez Logana? Czy los chce mu udowodnić, że tak właśnie miało być? Czy jego życie musi splatać się z życiem Logana?
- Wiesz co? - położył dłoń na jej ręce, by zaprzestała jednak głaskania. Wydało mu się to dziwnie kuszące i poczuł się skrępowany.- Ja nie oceniam Chrisa w ten sposób. Cieszę się, że jest szczęśliwy i wiem, że na zawsze zostanie w moim sercu jako ktoś, kto potrafił rozpalić je aż do tego stopnia, bym nie mógł o nim zapomnieć. Zawsze, w jakimś stopniu będę go kochał - podniósł jej dłoń ze swojego uda i zamknął w objęciach własnych dłoni. Nie mógł się powstrzymać i zadał natrętne pytanie. - Znasz Logana?
- Logan Xellet, czwarta klasa, animag puma. Poznałam go, kiedy zakochałam się nieszczęśliwie w nauczycielu. Kiedyś był dla mnie w stanie zrobić wszystko, ale musiałam wyjechać. Po powrocie już miał chłopaka - spuściła wzrok i westchnęła, o dziwo się uśmiechając. - Nie mam mu tego za złe. Raczej to, że nie dał mi się wytłumaczyć, dlaczego tak było, a nie inaczej. To bardzo uczuciowy chłopak, mimo tego, że wygląda jak skała granitowa - pokiwała głową, lekko się śmiejąc i podniosła wzrok na Maxa.
A on... Roześmiał się. Nie był to jednak szczery śmiech, jakim reaguje się na coś, co nas cieszy, ale bardziej śmiech z bezsilności i rozpaczy. Taki, jakim reaguje człowiek bezsilny i nie mający pomysłu na to, co dalej. Kiedy zdołał się odrobinę uspokoić, by nie wypaść jak szaleniec, odezwał się niepewnie.
- Wiesz, że jesteśmy ofiarami tego samego chłopaka? A raczej jego miłości do kogoś innego? - podniósł dłoń dziewczyny do swoich ust i ucałował nonszalancko. - Miło mi poznać bratnią duszę.
- Spokojnie. Najwidoczniej Logan ma coś w sobie, nie wiem co, bo się wyleczyłam, ale coś ma - stwierdziła i obróciła się tak, by móc po prostu się przytulić do Maxa i na chwilę zamknąć oczy. - Wiesz czego ja zawsze chciałam? Spokoju i ciepła, bo sama jestem niczym huragan. Logan to ta sama strona i może dlatego nie było nam ze sobą tak dobrze.
Przekręciła się znów i tym razem po prostu ułożyła mu głowę na kolanach, mrucząc z zadowoleniem, że udało jej się znaleźć wygodną pozycję.
- Ty i huragan? - uśmiechnął się, widząc jej głowę na swoich kolanach. Nie czuł się już skrępowany. Wręcz przeciwnie, nagle ogarnęło go uczucie radości z jej towarzystwa, a to już było bardzo dziwne jak na jego stan. - Jesteś, a raczej wydajesz mi się być osobą zrównoważoną i spokojną. Huragan to ja już jeden znam i właśnie przyszedłem sobie troszkę od niej odpocząć.
Z nieznikającym uśmiechem przyglądał się jej rysom twarzy. Delikatnie odgarnął kilka niesfornych kosmyków i przejechał palcem po linii jej nosa, jakby sprawdzał, czy aby na pewno jest prawdziwa. Taka dziewczyna z krwi i kości, a nie marmurowa figurka.
- Nie znasz mnie.
Streściła krótko to, co wiedziała, a czego nie chciała mu teraz opowiadać. Uśmiechnęła się ślicznie i podniosła w górę rękę, by dłonią go pomacać po nosie. Na ślepo, więc miała problem, by trafić za pierwszym razem.
- Lubię zapamiętywać twarze. Masz śliczną twarz - z przejęciem wodziła palcami po jego skórze na buzi.
W pierwszym odruchu chłopak chciał cofnąć głowę, bo nie wiedział do czego ona zmierza. Może powiedział coś lub zrobił nie tak i zasłużył na policzek? Kiedy jednak usłyszał komplement i poczuł jej delikatne palce na policzku uśmiechnął się mimowolnie.
- Słyszałem już wiele rożnych rzeczy na swój temat, ale o tym, że mam piękną twarz... Nie, tego jeszcze nie słyszałem.
Nagle stwierdził, że jest to najdziwniejszy wieczór w jego życiu. Dziewczyna, którą widzi pierwszy raz prawi mu komplementy, leżąc u niego na kolanach, a on... On czuje się z tym bardzo dobrze. Jakby znał ją od chwili urodzenia. Dziwne. Przekrzywił lekko głowę i przyglądał się Aleksie z nikłym uśmiechem. Natomiast ona zrobiła kilka delikatnych kółeczek po jego twarzy, po czym ścisnęła go za policzek, niczym dobra ciocia małe dziecko. Uśmiechnęła się jeszcze szerzej i otworzyła oczy, wlepiając je w jego nos.
- No cóż, może jestem inna. Może dostrzegam w ludziach ich ukryte piękno? Nie sądzę jednak, byś dla innych był trollem, a dla mnie księciem z bajki. Zapewne nie trafiłeś na nikogo tak bezpośredniego jak ja - i wypadałoby dodać, że skromnego, ale Aleksa darowała sobie dopowiedzenie tego. - Nie masz ochoty napić się czegoś ciepłego? Mojej współlokatorce porwali rodziców i musiała wyjechać, więc mam wolny pokój. Nie musimy marznąć - powiedziała, lekko przygryzając czerwone usta.
Wiadomość o porwaniu przeszła jej przez gardło tak gładko, że strachliwe dziecko spokojnie by się mogło mocno wystraszyć. Max zawahał się przez chwilę i z poważną miną spojrzał jej w oczy. Czy ona właśnie go zaprasza do siebie? Przecież nawet go nie zna. Zgarnął delikatnie z jej twarzy kosmyk włosów, który, mino jego poprzednich starań powrócił tam, gdzie być go nie powinno, i ułożył dłoń na szyi dziewczyny.
- A nie boisz się, że właśnie zapraszasz do pokoju seryjnego mordercę? I to jeszcze takiego, który jest zraniony i zdesperowany? Co jeśli cię uduszę, by ulżyć sobie w cierpieniu?
- Prędzej ja bym to mogła zrobić, króliczku.
Dziewczyna uśmiechnęła się ironicznie i zsunęła się z niego, by wstać i się przeciągnąć. Zamruczała przy tym rozkosznie i ziewnęła. Po chwili zreflektowała się, czując, że sukienka podjechała zdecydowanie za wysoko niż powinna. Odetchnęła i w kilku krokach znalazła się na przeciwko Maxymilliana. Nachyliła się, zakładając ręce do tyłu, co wyglądało jak oaza niewinności. Zbliżyła twarz do jego twarzy, niemal ścierając się nosem o nos.
- Mówiłam ci, że mnie nie znasz. Wystarczy słowo byś przekonał się, jaka jestem - przekrzywiła ślicznie główkę i spoglądała w jego niebieskie oczy z zaciekawieniem, pytaniem i oczekiwaniem.
Max zaczerwienił się lekko, kiedy przyłapał sam siebie jak bezceremonialnie przygląda się dziewczynie. Mierzył ją wzrokiem z góry na dół i uśmiechał się delikatnie. Ale do czasu. Kiedy tylko dotarło do niego jak właśnie się zachował zazgrzytał zębami i bez słowa wpatrywał się w oczy, które teraz znalazły się tak blisko i zdawały się skrzyć niebezpiecznie i kusząco. Poczuł jak coś ściska go za gardło i przełknął głośno ślinę, by móc w ogóle wydobyć z siebie głos.
- To ja się chyba zastanowię czy wypowiedzieć to magiczne słowo...- wyszeptał, z trudem panując nad głosem. - A na razie może jednak poproszę o tę herbatę? - uśmiechnął się niezdarnie, ale nie podniósł się z miejsca, bo jakoś ciało nie chciało go słuchać.
- Tak chyba będzie szybciej. Uważaj!
Dziewczyna chwyciła Maxa za dłoń i po chwili pyknęli cicho teleportując się wprost przed jej pokój. Drzwi uchyliły się pod dotykiem jej dłoni, a ona otworzyła je szeroko, zapraszając Maxa do środka.
Pierwszą część pokoju stanowił mały, kwadratowy salonik ze skórzaną kanapą i okrągłym kawowym stolikiem. Do tego dwa fotele, również w ciemnobrązowej skórze. Rozsunięte zasłony wpuszczały do ciemnego pomieszczenia światło księżyca, więc nie panował całkowity mrok. Skinięciem dłoni Aleksa zapaliła lampy i teraz można było zauważyć, że pokój zachowany jest w karmelowych i przyjemnych dla oka, wręcz uspokajających, odcieniach. Z saloniku prowadziły wąskie drzwi do łazienki i większe, z podwójnym skrzydłem, do sypialni. Wszędzie unosił się słodki zapach kwiatów wanilii i wszystkiego, co mogło zdawać się słodkie, chociaż było tak skomponowane, że tylko delikatnie uderzało w nos. Max przez chwilę poczuł się oszołomiony. Dla bystrych czarodziejów, zapach kojarzył się z rzeczami, które uwielbiali, a to dlatego, że gdzieś w salonie Aleksa miała schowaną i otwartą buteleczkę z amortencją, właśnie dla tego zapachu. Widać było od razu, że to nie jest męski pokój. Piękno i subtelność dodatków nasuwały na myśl kobiecą rękę, a zapach, choć lekko oszałamiający, koił nerwy i uspokajał.
- Rozgość się, a ja ci zrobię herbaty. Słodzisz, czy może chcesz miodu? Ewentualnie mam świetny rum, gdyby ci jeszcze było zimno - powiedziała dziewczyna, przechodząc w głąb.
Po drodze jej dłoń niemal niezauważalnie zahaczyła o plecy chłopaka, subtelnie się o nie ocierając. Ot zwykły gest, by sobie utorować drogę.
Max przez chwilę przyglądał się pomieszczeniu z nieukrywanym zachwytem i zaskoczeniem. Uśmiechnął się, nie słysząc nawet dokładnie co Aleksa do niego mówi i poszedł za nią, choć jego głowa odwrócona była nadal w stronę pokoju i jego zniewalającej atmosfery.
- Idę z tobą - bąknął dość cicho i wyciągnął przed siebie rękę jak ślepiec, nie chcąc zatrzymać się na jakiejś ścianie, czy meblu. - Ładnie tu masz. Tak...Tak...- oderwał wreszcie wzrok od pokoju i podążył nim za dziewczyną. - Tak bardzo kobieco - dokończył myśl, doganiając gospodynię.
- Gdyby to całkowicie był mój pokój, to nie byłoby tutaj tak ładnie. Możesz zresztą zobaczyć sypialnię, tam, chociaż czysto i pachnąco, to nie jest jak tutaj.
Dziewczyna zatrzymała się przy niewielkim barku i otworzyła go tak, że drzwi szafeczki stanowiły doskonałą podpórkę dla każdego naczynia. Nie miała, jak niektórzy, wiecznie ciepłego dzbanka. Postawiła więc już gotową, niedawno parzoną herbatę na podgrzewaczu i odwróciła się w stronę chłopaka, opadając miękko plecami na ścianę.
- Nie wdychaj tego za wiele, bo potem nie będziesz chciał wyjść. Dziewczyna, z którą mieszkałam, tak właśnie wabiła swoich niedoszłych chłopaków - mruknęła i przewróciła z uśmiechem oczami.
W zasadzie nie wiedziała dlaczego tak dużo mówiła, chociaż sprawiało jej to przyjemność. Nie czuła się skrępowana, kiedy mogła porozmawiać o takich pierdołach, zamiast zakopywać się w jakieś bezsensowne wojny czarodziejów i miłosne zawody. Oczywiście jej zawody, nie czyjeś, bo o cudzych lubiła słuchać.
- A ty jak wabisz swoich chłopaków?
Max uśmiechnął się zadziornie, a pytanie samo się właściwie zadało. Nie poznawał sam siebie. Nie rozumiał chwilami dlaczego ma tyle odwagi, by rozmawiać z nieznajomą dziewczyną w taki właśnie sposób. Może to jej usposobienie tak na niego działało, a może tego właśnie było mu teraz potrzeba - spokojnej rozmowy, spokojnego słuchacza, odrobinę odmiennego podejścia do życia. Westchnął głęboko i spojrzał na grzejącą się herbatę, by oderwać się na chwilę od wpatrywania się w dziewczynę.
- Przepraszam, nie moja sprawa. Nie powinienem - rzucił.
Tak. Maxymillian szybko łapał się na nieodpowiednim zachowaniu i starał się załagodzić sytuację, zanim zupełnie się pogrąży.
- Nie muszę ich wabić. Spójrz na siebie - uśmiechnęła się jeszcze raz, patrząc na jego skruszoną twarz i nalała pachnącej aronią herbaty do filiżanek. - Pytałam się wcześniej, czy słodzisz, czy może miodu chcesz. Ewentualnie, jak już wspomniałam, mam rum.
Mruknęła, ostrożnie niosąc obie filiżanki do stolika. Mimo, że miała je na tacy, to musiała iść uważnie. Jej talent do rozwalania, łamania i ogólnej dewastacji był ogromny, toteż musiała się pilnować. Ustawiła to wszystko na okrągłym stoliku i ściągnęła z siebie szatę, po czym szal, a na końcu rękawiczki. Zapomniała się przez chwilę, czy raczej przez dłuższy moment. Zaprosiła Maxa na fotel obok, z szerokim uśmiechem. Nie zdawała sobie sprawy w tamtym momencie, że odsłoniła wszystko, co od niedawna chciała ukryć, czyli trwałe blizny po pętach na szyi i nadgarstkach. Posiadała je również na kostkach, czego nie było widać, plecy również były zakryte.
- Ja? - zapytał kiedy już zasiadł wygodnie w fotelu. - Ja to inna bajka, wiesz? Ja nie czyham na dziewczęta z nadzieją na szybką i niezobowiązującą przygodę.
Nie mógł się oprzeć pokusie patrzenia na blizny. Zrobiło mu się słabo, kiedy pomyślał jak bardzo musiała cierpieć, że zostały jej tak potworne pamiątki. Taka piękna szyja, a tak poraniona. Poczuł się winny. Poczuł się tak, jakby to przez niego działa się jej taka potworna krzywda i skrzywił się nieco.
Dziewczyna jęknęła cicho i spojrzała na niego przepraszająco, kiedy uświadomiła sobie, że powinna siedzieć ubrana, jak matrioszka.
- Poproszę rum - uchwycił się natychmiast błahego tematu i z ogromnym trudem oderwał wzrok od blizn. Przeleciał spojrzeniem przez pokój setny raz, ale powrócił do dziewczyny szybciej, niż się tego spodziewał. - Aleksandro, skąd pochodzisz? - zapyta,ł by nie dać się ponieść kolejnej fali rozgoryczenia z powodu jej cierpień.
Po chwili na stole pojawił się rum, a ona nalała im obojgu dość sporo. Nie chciała bynajmniej go upić, tylko dłonie jej zadrżały, kiedy usłyszała pytanie.
- Jestem z Rosji, kraju śniegu i wódki - tutaj nie powstrzymała się przed krzywym uśmiechem.
Sięgnęła po rękawiczki by je z powrotem zacząć wkładać. Wyłapała jego spojrzenie i nie chciała mu sprawiać obrzydzenia, czy robić jakiejkolwiek przykrości swoją osobą. Chłopak przechylił się przez stolik i złapał ją za ręce. Delikatnie wyciągnął z nich rękawiczki i położył na stoliku, z przepraszającym uśmiechem.
- Zostaw - powiedział i zamknął jej dłonie w swoich, patrząc jej w oczy i prosząc spojrzeniem o wybaczenie.- Nie chowaj dłoni, proszę. Nie przeszkadza mi to.
Zauważył, że wystraszyła się w chwili, kiedy tak nagle się do niej przechylił i spoglądała na niego ze zdziwieniem. Pogłaskał ją więc delikatnie po bliźnie i cofnął ręce, powracając do pozycji sprzed chwili. Oparł się wygodniej, ujął w dłonie herbatę, zaciągając się jej zapachem.
- Trochę ci się przelało - uśmiechnął się, ale upił łyk ciepłego napoju.
Po chwili mógł rozkoszować się przenikliwym ciepłem, jakie rozeszło się po wnętrzu jego, jak się teraz mógł przekonać, niesamowicie zmarzniętego ciała.
- Wiesz, nie wszystkim się robi miło, dlatego raczej nie rozstaję się z ochraniaczami - powiedziała cicho Aleksandra. Zdawało się, że już nie raz musiała widzieć obrzydzenie w spojrzeniu innych.
Nie ruszyła swojej herbaty, ponieważ było jej dziwnie i nieswojo. Skuliła nogi pod siebie i oparła się wygodnie na podłokietniku. Max zrozumiał, jak bardzo ją zranił, wpatrując się w blizny. Nie zrobił tego jednak specjalnie. Wzrok sam do nich powędrował. Westchnął ciężko i przyglądał się w milczeniu filiżance, obracając ją na spodku.
- Przepraszam - powiedział cicho.
- Nieważne - odparła i uśmiechnęła się odrobinę. - A ciebie skąd przywiało? - spytała, by tylko jakimś sposobem, nie myśleć o bliznach i o sobie.
- Ze środkowych Niemiec - odparł i odstawił filiżankę, przyglądając się uważniej dziewczynie.
Coś się stało. Coś zmieniło się w jej zachowaniu, a czego przyczyną było chyba jego zachowanie. Nie chciał, by czuła się źle przez niego, więc oparł się łokciami o stolik i wsparł na dłoniach brodę, patrząc na nią uparcie.
- Czemu nie pijesz? Jest zatruta? - postanowił spróbować rozładować napiętą atmosferę.
Zdecydowanie bardziej wolał poprzednie wcielenie Aleksandry. To z urwiska. Tę swobodną i wesołą kobietkę, która sprawiła, że na chwilę zapomniał o troskach.
- Nie, nie. Jakże bym śmiała truć swojego księcia z bajki.
Nie powiedziała tego zbyt radośnie. Wstała i przeniosła się na kanapę. Max śledził ją wzrokiem zaniepokojony. Aleksandra ułożyła się wygodnie i wpatrzyła w niego z łagodniejszym niż przed chwilą wyrazem twarzy.
- Jakoś nie mam ochoty pić. Kiedy sobie uświadamiam, dlaczego mam te blizny, to żołądek podchodzi mi do gardła i odechciewa mi się żyć.
Po chwili, ściągnęła również z dłoni coś, co miała przyklejone do skóry. Skoro już być szczerym, to dlaczego nie do końca? Max był w tym momencie drugą osobą, która zobaczyła na jej ręce wypalony znak Zakonu Templariuszy, ale chyba bolał ją ten fakt mniej, niż owe blizny.
- Więc może teraz zamienimy się rolami? - zapytał i nie chcąc pozostawać tak daleko od dziewczyny przeniósł się z fotela na dywan przy kanapie. Usiadł, opierając się plecami o siedzenie i podciągnął kolana pod brodę. - Może teraz ty powiesz mi co cię dręczy? Ja również potrafię słuchać i czasami nawet uda mi się powiedzieć coś mądrego i budującego - odchylił głowę tak, by na nią spojrzeć i uśmiechnął się. - I nie przesadzaj z tym księciem, bo jestem gotów uwierzyć.
Wyprostował się ponownie i zapatrzył przed siebie. Dziewczyna poprawiła się, tak, że teraz nachylała się nad nim w dość dziwnej pozycji. Głowę zwiesiła tuż obok jego ucha, a jej opadające włosy przyjemnie łaskotały go po szyi. Przymknęła oczy i uśmiechnęła się.
- Po co mam ci opowiadać? Czyż nie powiedziałam ci wcześniej, że ja nie mam problemów? Jestem tu bezpieczna i tylko to się liczy. Mogą mnie, co najwyżej, zabić za to, co mam na ręce i nic więcej - mówiła powoli i chicho.
Max odchylił głowę lekko w bok, by móc przyjrzeć się twarzy dziewczyny. Już miał na końcu języka kolejne pytanie z serii 'Ale kto i za co?' ale zrezygnował i chwycił w dłonie ręce dziewczyny, którymi ta oplotła jego ramiona, by móc się przytulić i oprzeć. Miała wyjątkowo ciepłe dłonie. Zupełnie inaczej niż on. To, że herbata ogrzała go od środka, nie pomogło jednak jego dłoniom. Uśmiechnął się do niej i, nie wiedzieć czemu, cmoknął ją w policzek.
- Jesteś niezwykła, wiesz? - powiedział cicho. - Nie znam ludzi bez trosk. Nie wierzę też w to, że ty ich nie masz, ale skoro chcesz bym tak uważał... Niech tak będzie.
- Może i mam, ale nie przytłaczają mnie. Teraz jedynie mogę odczuwać wstyd i nie mam nikogo, kto byłby przy mnie - odparła szczerze i wlepiła w niego oczy.
W zasadzie nie przychodziło jej do głowy nic, co by mu mogła teraz jeszcze powiedzieć. Zamilkła, wpatrując się w każdy szczegół na jego gładkiej buzi i uśmiechała się pod nosem do siebie. Po całusie policzki nieco jej poróżowiały, jakby wypiła herbatę, ale twarz pozostała niezmienna.
Max przyjrzał się dziewczynie z miną znawcy sztuki, oceniającego obraz i uśmiechnął się promiennie.
- Z taką osobowością i z taką urodą... Nie wydaje mi się, by stan samotności był dla szanownej pani bardzo długo dostępnym. A jako znany w świecie wróżbita oznajmiam, iż przyjaźń czai się tuż za zakrętem, a miłość przyjdzie kiedyś sama - roześmiał się i pogłaskał Aleksandrę po dłoniach, składając na każdej z nich delikatny pocałunek.
- Nie szukam miłości - powiedziała szybko i powróciła do normalnej pozycji, pozostawiając Maxa bez jej ciepłych objęć. - A co do przyjaźni, mam od tego Logana.
- Mhm... - mruknął cicho, bo dźwięk tego nazwiska nie podziałał na niego najlepiej.
Poczuł nagle, jak rozpalona żywym ogniem strzała przeszywa go na wylot i aż skulił się przez chwilę, zaciskając zęby, by nie jęknąć. Jak długo jeszcze będzie tak reagował? Cholera. Przecież to nie powinno tak być. Nie może przez resztę życia reagować tak intensywnie na samo wspomnienie Christiana lub Logana.
- Może jednak napijesz się herbaty? - zapytał, podnosząc się z dywanu i podchodząc do stolika.
- Skoro nalegasz... - odparła z westchnięciem i spojrzała za nim.
Zwinęła się w pozycję siedzącą i czekała, aż jej poda filiżankę. Nie wiedziała czemu nagle ją tak bardzo coś dobiło. Miała ściśnięte gardło i zachciało jej się płakać. Może ta herbata coś pomoże. "Ogarnij się dziewczyno!". I jeszcze ten tępy pulsujący ból głowy, który miała w nocy, i który z każdym dniem się nasilał.
- Nie nalegam. Nigdy nie nalegam, pamiętaj. Pomyślałem tylko, że dobrze ci zrobi łyk ciepłej...
Podszedł z filiżankami do kanapy i stanął nad dziewczyną, przyglądając się jej uważnie. Nie wyglądała zbyt dobrze. Mało powiedziane! Wyglądała, jakby coś jej się stało. Coś, co spowodowało, iż ból wymalował się na jej twarzy tak intensywnie, że chyba tylko zapatrzony w siebie idiota nie zauważyłby tego. Zamiast podać dziewczynie herbatę uklęknął przed nią i odstawił filiżanki na podłogą. Jego ręce spoczęły na jej kolanach, a wzrok zatonął w jej oczach, szukając odpowiedzi na nie zadane jeszcze pytanie.
- Co się stało? - wyszeptał cicho.
- Nic mi nie jest, to akurat taka pora. Czasami się czymś zajmę, a czasami po prostu... Jutro będzie lepiej, a ty się nie powinieneś martwić. Mówiłam ci, że mało o mnie wiesz - uśmiechnęła się, kładąc dłonie na jego dłoniach i pogłaskała je jak świąteczną serwetę.
- Taka pora? - zdziwił się, ale postanowił nie zadawać pytań, których ona najwyraźniej sobie nie życzyła. - To jak? Herbatka?
Zapytał z uśmiechem, który przyszedł mu z niemałym trudem, ale jednak przyszedł, i podał Aleksie filiżankę. Sam pozostał jednak na podłodze, na klęczkach, wpatrzony w dziewczynę jak w obrazek i obserwujący każdy jej ruch. Była dla niego taką zagadką. Tylko czemu się dziwić? Przecież widzieli się dzisiaj pierwszy raz w życiu. Uśmiechał się, kiedy wzięła od niego filiżankę i napiła się łyków. Niestety, nie poprawiło jej to humoru. Spojrzała na chłopaka przepraszająco.
- Nie chce cię wyganiać, ale lepiej będzie jak pójdziesz - odezwała się nagle. - Możemy się jutro zobaczyć.
Max zerwał się na równe nogi, jakby nagle ktoś przyłapał go na jakiejś zakazanej rzeczy. Otrzepał kolana i uśmiechnął się do dziewczyny pełen poczucia winy i wstydu. Wszystko zrobił tak szybko, że nawet nie zauważył jej wyciągniętej do niego dłoni.
- Przepraszam - wyszeptał.
Porwał z podłogi filiżankę z niedopitą herbatą i odstawił ją na stolik. Dopiero przy drzwiach odwrócił się w stronę gospodyni i zastanowił przez chwilę nad tym, co ma powiedzieć. Prawie minute stał z ręką na klamce i otwartą buzią, ale w końcu głos powrócił do jego krtani.
- Dziękuję za herbatę. Za towarzystwo. Za czas jaki zmarnowałaś dla mnie - uśmiechnął się smutno i otworzył drzwi. - Jeśli będziesz miała chęć na spotkanie, to ja nie mam nic przeciw.
Nie poczekał jednak na odpowiedź tylko zniknął za zamykającymi się drzwiami.

piątek, 6 stycznia 2012

Miłość wymaga wyrzeczeń. 13.

Christian biegł jak oszalały. Był nieco zdyszany, spocony jak prosie w peruce, ale wytrzepany z niecnych planów zabicia Izabelli. Nie chciał się już nią zajmować. Miał jej dość i miał nadzieje, że doskonale zrozumiała go wczoraj. Jeśli nie, to zleci zajęcie się nią komuś innemu. Szkoda mu było na nią jego czasu i nerwów. Teraz musiał poukładać sobie wszystko i podjąć decyzję, jak przekonać Logana do powrotu.
W zasadzie nie wiedział, gdzie podążał, a jego przyciasne jeansy wydawały charakterystyczny świst, kiedy noga pocierała nogę. Niestety, jako puma widział w ciemnościach, jako człowiek - nie bardzo. No i oczywiście po chwili, kiedy już miał skręcać, musiał wpaść na coś, co go rozłożyło na łopatki i sprawiło, że po korytarzu poniósł się głuchy łoskot, obijanego o posadzkę ciała, jego ciała. Przejechał kawałek po posadzce i zatrzymał się dość brutalnie na ścianie, wydając z siebie jęk.
Czarny kociak przechadzał się swobodnie pustymi korytarzami starego skrzydła budynku. Oprócz ciszy, przynajmniej chwilowej, która tam panowała, Xellet napawał się też otaczającą go ciemnością i spokojem. Jego oczy, delikatnie rozpraszały mroczną atmosferę swoim szafirowym blaskiem, jednak dzięki temu, nawet gdyby ktoś się tu zabłąkał, Logan miał pewność, iż osoba taka, szybko stąd zniknie. Stawiał leniwe, powolne kroki, kręcąc, niemalże niezauważalnie, ogonem i co chwilę pomrukując smutno. Pragnął spokoju. Nie zwracał więc uwagi na dźwięki, dochodzące z otoczenia. Totalnie zignorował świst jeansów, jednak, gdy do jego nozdrzy doszedł intensywny zapach Chrisa, który rozniósł się bardzo szybko po korytarzu, zwierzak stanął jak wryty.
I popełnił błąd. Dokładnie kilka sekund po przystanięciu, poczuł na swoim boku nogę Christiana i mógł podziwiać jego, niesłychanie efektowny lot nad jego grzbietem i lądowanie na ścianie. Bok, w który dostała puma zabolał, ale nie na tyle, żeby ten się ruszył. Gapił się tępo na chłopaka, leżącego na ziemi, a świecące oczy oddawały wybuch sprzecznych emocji, który nastąpił właśnie w głowie Xelleta.
- Kurwa, kurwa, kurwa! - Chris leżał, nieco zamulony, pod ścianą i ściskał, jakże bolące i spuchnięte, ramię.
Spoglądał w ciemność. Kiedy zobaczył, wpatrzone w niego ślepia, totalnie opuściło go złudzenie, że ma w życiu szczęście. Po kilku głębszych oddechach podniósł się i stanął chwiejnie na nogach.
- Wielkie dzięki - mruknął i znów się zachwiał.
Xellet zmienił się w człowieka i stanął przed chłopakiem z niewyraźną miną.
- Sorka - powiedział spokojnie. Przyjrzał się chłopakowi, niby to obojętnie. - Nic ci nie jest?
Logan postąpił krok w stronę Diena, jednak szybko się cofnął, wsuwając dłonie do kieszeni. Jakieś stare nawyki. Przecież ten chłopak nie powinien go teraz w ogóle obchodzić.
Christian zmierzył wzrokiem Xelleta z góry na dół. Zatrzymał chwilę wzrok na jego oczach i coś go ścisnęło mimowolnie. A może to tylko ta ręka?
- Złamana ręka, nic specjalnego. Do wesela się może zagoi - odparł. - W głowie mi się kręci, jakbyś był tak miły... - zawahał się. - Albo nie, sam się odprowadzę.
Zdecydował, że nie będzie go o nic prosił i, nie myśląc zbytnio co robi, wyminął chłopaka, ruszając w głąb zamku.
- Swoją drogą, jeśli ci jeszcze nikt nie przekazał, to zerwałem znajomość z Maxem - rzucił, nawet się nie odwracając, tylko odchodząc powoli w ciemność.
Logan, obracając się za Chrisem, gdy ten go wyminął, nadal stał na miejscu. Jednak to, że spokojnie nie oznacza, że cicho. Jego oddech stał się nagle ciężki i przerywany. Dlaczego? Co go obchodziło ich rozstanie? Teraz raczej nic. Wziął kolejny głęboki oddech.
- Nie, raczej nie mam szpiegów, którzy mi donoszą co się dzieje. Nie śledzę twojego życia - bardzo się starał mówić bez cienia nerwowości w głosie. - A stało się coś, czy tak po prostu? - spytał nad wyraz spokojnie, jak na siebie.
- Dobra, powiem ci ale mi pomóż, bo chyba żebro też mam wybite.
Jak nie wilki, to go zwykły kot powala, nie ma co. "Dien jesteś genialny". Odwrócił się w stronę Xelleta i skinął nań głową z nieciekawą miną. Bolało go dosłownie wszystko.
Logan westchnął i podszedł do niego wolno. Walczył sam ze sobą, ale chęć pomocy była silniejsza od dumy. Wyciągnął ręce w stronę Chrisa i, nie dotykając go, z zamkniętymi oczami i skupieniem, przesuwał dłonie wzdłuż jego ciała, mrucząc zaklęcia. Prócz mruczenia Xelleta w korytarzu słychać było ciche chrupnięcia i mimowolne jęknięcia Christiana, kiedy jego połamane kości wracały na swoje miejsce.
Loganowi lekko zakręciło się w głowie jednak nie otworzył oczu. Wypowiedział jeszcze zaklęcie ulgi. Przyjemne ciepło rozlało się po wielkim cielsku Diena, kojąc ból w dużym stopniu, jednak nie całkowicie. Przynajmniej nie był on już tak dokuczliwy. Po dłuższej chwili Xellet otworzył oczy i opuścił ręce.
- Lepiej? - zapytał cicho, odwracając pośpiesznie wzrok.
- Miałeś mnie odprowadzić, nie leczyć - warknął, dość szorstko, Chris.
Miał najwyraźniej nadzieję, że sobie będzie zdychać w samotności i może mu złość przejdzie, albo coś. Spojrzał jednak na Logana z góry i ułożył na jego ramieniu swoją wielką dłoń. Logan poczuł się dziwnie. Spojrzał w oczy rannemu, ale po chwili spuścił wzrok na swoje buty i odkaszlnął nerwowo.
- Nie dziękuj. Nie ma za co - powiedział cicho i, odwracając wzrok, położył swoją dłoń na jego ręce.
Uścisnął ją lekko i, choć wcale tego nie chciał i walczył sam ze sobą, zsunął wolno dłoń Chrisa ze swojego ramienia. Dien skrzywił się. Ten mały gest zabolał go bardziej niż niedawny upadek. Położył dłoń na karku chłopaka, z nadzieją, że ten, da mu powiedzieć to, co chciał wyznać.
- Wiesz, dlaczego to zrobiłem? - zapytał. - Wiesz, dlaczego pożegnałem się z Maxem? Bo są w życiu ważne sprawy, ważni ludzie i ważne rzeczy. Poza tym tylko zabawki, dobre towarzystwo i imprezy. Nie chcę rezygnować z czegoś, w co wierzyłem i w co nadal wierzę. Może jestem teraz nie fair wobec niego, może zrobiłem mu nadzieję. Tylko, że jak samotność wbije gwoździa, to żadne zaklęcie nie pomoże - westchnął, spuszczając oczy. Kciuk dłoni, która zacisnęła się nieco na karku Logana, wykonywał delikatny okrężny ruchy.
Logan milczał uparcie, starając się zbytnio nie myśleć o tym, że w sumie sam jest sobie winien takiego stanu rzeczy. Mógł przecież choćby napisać.
- To co, odprowadzić cię? - Xellet chwytał się jakiegokolwiek tematu, by nie czuć się winnym.
- Teraz, to wiesz - Chris chwycił go za ramiona i odwrócił do siebie przodem. - Spójrz na mnie i powiedz, że to koniec - rzekł spokojnie, jednak jego oczy utkwiły w spojrzeniu Logana. - Nie dotarło do ciebie co ci przed chwilą powiedziałem.
Miał przez chwilę ochotę posłuchać Nory i potrząsnąć nim. Jednak nie chciał się znaleźć ponownie na ścianie. Darował więc sobie to potrząsanie, najwyżej go nie posłucha. - Wyglądasz jakby cię z krzyża ściągnęli, a ja nic nie zrobiłem. Może to tak wyglądało. Jestem kretynem, trudno. Tylko, że ten kretyn, jakim jestem, cię kocha. Stoi tu przed tobą i cię kocha. Byłeś daleko, to też cię kochał. Jak znów wyjedziesz to też będzie. Więc nie rób mi tego, co? Nie udawaj, że jesteś gorszy ode mnie, bo tak nie jest - mówił spokojnie, a jego ciepłe dłonie delikatnie jeździły po ramionach Logana, w te i wewte.
Xellet podniósł wzrok na przyjaciela. Już nie wyglądał tak mizernie i słabo. Wręcz przeciwnie, gdy chłopak podniósł głowę znów emanowała od niego ta głupia pewność siebie. Cmoknął wymownie, przyglądając się Dienowi przez chwilę.
- Wiesz, że ja nie potrafię nie mieć problemów? I cały czas je robię i będę robił?
- Chce być największym z nich - odparł Chris, niemal sztyletując go wzrokiem. Przeniósł dłoń na jego policzek i uśmiechnął się. - Teraz, kiedy ty wiesz, że ja sobie zdaję z tego sprawę, to może zakończymy ten cyrk i się określisz? Nie nawykłem do ckliwych bajek, a przez ciebie rozklejam się, jak baba - przewrócił oczyma wymownie, a wszystkie wnętrzności w jego brzuchu dały o sobie znać wielkim burczeniem.
- Musisz coś zjeść - Logan stwierdził spokojnie. Zsunął dłoń chłopaka z policzka i zmrużył oczy. - Wszystko jest okej, ale ... - urwał na chwilę, zastanawiając się nad czymś. - Zjesz za chwilę - dokończył cicho i niespodziewanie ucałował Chrisa czule w usta, po czym przytulił się do niego z westchnieniem.
- Wystarczysz mi za wszystkie steki świata - wyszeptał Dien.
Po chwili wziął chłopaka za rękę, by powolnym krokiem zaprowadzić go do kuchni. Nie czuł się najgorzej, może jedynie się bał. Bał się okazać nieco więcej uczuć. Aż uśmiechnął się do siebie, kiedy przeanalizował cały ten dziwny okres i sytuację obecną.
- Idziemy na lody - rzucił lekko. - Mam ochotę na coś kalorycznego - powiedział z wyrzutem w stronę swojego kaloryfera, który mu chamsko odpowiedział i pociągnął Logana w stronę kuchni.
- I urośnie ci wielka dupa i będziesz brzydalem - skomentował spokojnie Xellet, jak to robią najlepsi narratorzy bajek, a co! Uśmiechnął się, splatając palce ich dłoni i przysuwając się do niego bliżej.