niedziela, 23 marca 2014

Grand - Rozdział 23.

- Och – westchnął Ferez głęboko, kiedy jego uczeń zasiadł na kamieniu. To był bardzo inspirujący widok, który aż prosił się o odzwierciedlenie na jakimś obrazie. Bynajmniej nie czuł się jakimś panem i władcą, aby narzekać na to, co miał zamiar zrobić. Nie przepadał za wodą, choć był czystym do bólu człowiekiem i nie miał zamiaru się w niej moczyć, kiedy nie było to konieczne. – Wyglądasz uroczo, wiesz? – mruknął, podchodząc bliżej, nieco od strony pleców chłopaka, aby móc po nich przejechać dłonią.
Teraz widział je dokładnie i wcale Grand nie wyglądał z bliska, jak jakieś chuderlawe i bezsilne stworzenie, choć pewnie nie miał okazji tego oglądać w lustrze. Nagrodą samą w sobie dla niego była możliwość dokładnego poznania ciała swojego ucznia, a że przy okazji chciał mu sprawić jeszcze inną przyjemność, to wyszło samo z siebie. Zmoczył materiał w wodzie solidnie, aby nasiąknął cieczą i zapachem ziół, po czym przyłożył do karku młodego i pozwolił, aby ciepłe woda spłynęła gładko po jego plecach, a zaraz po tym, aby poczuł, jak i materiał ociera się o jego skórę.
- Gdybyśmy byli w zamku, byłoby nam łatwiej. Może następnym razem wezmę z akademii, jakąś balie na wodę? – wymruczał Ferez z półuśmiechem na ustach, kiedy nabierał kolejną porcję wody i tym razem moczył nią ramiona chłopaka.
Grand przymknął powieki już w chwili, kiedy poczuł na plecach dłoń mistrza. Dotyk był delikatny, kojący. A przyjemność potęgował unoszący się aromat z kociołka. Przeciągnął się nieznacznie i pochylił głowę do przodu, gdy mężczyzna ułożył na jego karku przyjemnie ciepły kompres. Tego mu było potrzeba. Relaksu, jaki dawało ciepło wody i dotyk mistrza. Miał wrażenie spokoju i odprężenia, czując jak ciepłe strugi płyną mu przez plecy. Wiedział, że gdyby była balia, przyjemność byłaby większa, ale czy wtedy dostałby również dotyk męskich dłoni? Zamruczał cicho, przechylając głowę na bok i zerkając przez ramię na Fereza.
- Jeszcze trochę i weźmiesz na barki całą akademię, by ją tu przytaszczyć i ustawić na polanie miast naszej groty – odezwał się młody po kilku chwilach.
Nie zwrócił uwagi na to drobne słówko, które wcisnął przed grotę. Jakoś samo wskoczyło w jego wypowiedz, a że nie raziło go specjalnie swą obecnością, pozwolił, aby pozostało i nie czepiał się samego siebie za takie określenie. Skupił się na mistrzu i na tym co wyprawiały jego dłonie. Skupił się na zniewalającym zapachu ziół i na przyjemności, jakiej mu dostarczały.
- Mam nadzieję, że ci dobrze – mruknął kusząco Mistrz wprost do ucha swego ucznia, kiedy nachylił się z nową porcją wody, aby przesunąć materiałem po ramionach i po obojczykach.
Nadal stał z tyłu, więc musiał się odrobinę przychylić, aby sięgnąć dalej do piersi Granda. Nie chciał zmieniać tej pozycji, bowiem mógł się przytulić do wilgotnych pleców swojego ucznia i zrobił to z niemałą przyjemnością, po chwili jednak znów się odsuwając, aby wziąć kolejną porcję wody. Każdy skrawek ciała, który dosiągał, został obficie zmoczony wodą i ‘wymyty’, jeżeli można było to nazwać myciem.
Chłopak znieruchomiał, kiedy poczuł jak jego mistrz tuli się do niego. Nie, żeby mu to przeszkadzało, lecz sam fakt iż znalazł się tak blisko i w objęciach mężczyzny, który jawnie mówił o tym jak bardzo Grand go pociąga, powodował u niego swego rodzaju lęk przed nieznanym i niespodziewanym. Nie bał się tego, że mistrz rzuci się na niego jak kocisko na zdobycz, nie. Raczej chodziło o to jak mogło zareagować jego ciało. Bał się, że się wycofa, a mężczyzna odbierze to jako przytyk do swojej osoby. Nie chciał go ani stracić ani urazić. Nie chciał też poczuć się źle ze świadomością, że czegoś od niego oczekiwano, a on zawiódł.
Przyszła niestety kolej na miejsca, których Mistrz nie był w stanie dopieścić z obecnej pozycji i przeszedł nieco od przodu. Uśmiechnął się pod nosem delikatnie, przyglądając się młodemu przez chwilę, nim przesunął gałgankiem po jego brzuchu i po pierwszym udzie. Nie mógł sobie też odmówić, aby nie spojrzeć na przylegający materiał gatek, w bardziej strategicznych miejscach. Zrobiło mu się względnie gorąco na ciele, ale zignorował to uczucie. Przyglądał się jednak twarzy chłopaka, kiedy przykucnął i ujął jego nogę w swoją dłoń.
- I nie, nie przyniosę tu całej akademii. Zabiorę cię kiedyś do niej po prostu, ale dopiero za jakiś czas – zdecydował, nadal nie podnosząc głosu wyżej niż do dosłyszalnego pomruku.
- Nie obiecuj mi takich rzeczy, dobrze? Nie obiecuj mi czegoś, co może być niemożliwe niezależnie od twoich chęci.
Grand nie mówił z wyrzutem, tylko stwierdzał. Wiedział, że tak właśnie może się stać. Wszak to nie jego nauczyciel prowadził Akademię, nie on był tym, który wydawał pozwolenia i zakazy. Chłopak nie spodziewał się, że będzie mu dane kiedykolwiek zajść w mury akademii, nie oczekiwał tego. Jeśli do tego dojdzie, będzie szczęśliwy, ale jeśli nie, nie będzie mu żal, bo prawdę mówiąc pojęcia nie miał, co tam się znajduje. Nie interesowało go to aż tak, aby się w tym zagłębiać.
- Przyjemnie – Uśmiechnął się do mistrza, gdy ten pojawił się przed nim i rozpoczął mycie jego ciała z przodu. Nie mógł zaprzeczyć, że było to mile. – Ale czy to nie ja powinienem wykonywać takie czynności względem ciebie?
- Sądzisz, że gdybym wiedział, że coś może być dla mnie niemożliwe, to bym ci to obiecywał? Zaproszenie cię do murów akademii jest dla mnie, jak najbardziej możliwe. Chyba, że Rektor przeklął mnie już w myślach, że mu nie grzeję wieczorami łóżka. I mam na myśli tylko grzanie – powiedział powoli Ferez, zabierając się za drugą nogę. Trochę się musiał wyciągnąć w stronę kociołka, ale nie groziło to utratą równowagi. Z cierpliwością godną psa, dopieszczał skórę chłopaka centymetr po centymetrze, a kiedy padło pytanie, uśmiechnął się do niego z czułością. – I dlaczego uważasz, że powinieneś wykonywać te czynności względem mnie? To żadna ujma, to czysta przyjemność, widzieć na czyjejś twarzy zadowolenie. Ani ze mnie egoista, ani ze mnie wielki pan, ale to nie zmienia tego, że owszem będziesz mi się mógł kiedyś odwdzięczyć – Uśmiechnął się jeszcze szerzej i uniósł obie nogi Granda w górę. – Potrzymaj je tak chwilę, żeby się nie ubrudziły nim wyschną – poprosił, głaszcząc przez chwilę jeszcze jedną z łydek swojego ucznia i wstał, żeby przygasić ognisko.
- Obawiam się, że moje mięśnie brzucha nie są aż tak silne, bym mógł tak wisieć jakoś bardzo długo…
Młody niemal jęknął, starając się utrzymać nogi w wyznaczonej pozycji. Nie był to jakiś specjalnie trudny wyczyn, ale jednak wymagał nieco wysiłku. Chłopak uśmiechał się, wspierając się dłońmi o kamień i zerkał na mistrza. Po chwili podkurczył nogi tak, że nie miały możliwości dosięgnięcia do ziemi i zaczął machać nimi nucąc nieskładną melodię. Wyglądał trochę jak chłopczyk, któremu mama kazała długo siedzieć i czekać na obiecane słodycze, które miał dostać tylko, jeśli jego nóżki pozostaną czyste. Odchylił się przy tym trochę w tył, a jego głowa zwisła tak, że teraz zamiast mistrza, ślepia chłopaka patrzyły na migoczące w górze pierwsze gwiazdy. Nawet nie wiedział, że zrobiło się już aż tak późno.
- A kiedy nadejdzie chwila odwdzięczenia się? – zapytał, choć nie podniósł głowy i nadal wpatrywał się w ciemniejące niebo. Poczuł się tak beztrosko, że z ogromną łatwością przychodziło mu zachowanie godne chłopczyka, a nie młodego mężczyzny.
Ferez zalał ognisko resztką wody z kociołka, a rękawy koszuli, które służyły za myjkę rozwinął i rozwiesił na obrzeżach naczynia, które było jeszcze ciepłe. Do rana powinny wyschnąć. Zabrał też pochodnię z ziemi, aby zanieść ją na swoje miejsce i zgarnął ubrania Granda, czego jednak myśliciel nie mógł dostrzec.
- Kiedyś, kiedy polubię długie moczenie się w wodzie – odparł mistrz w zastanowieniu.
Tak. Dla niego nawet takie mycie było zbyt długim posiedzeniem w wilgoci, choć nie raz i nie dwa musiał znosić gorsze warunki, chociażby pogodowe, gdzie nie miał możliwości ucieczki przed wodą. Wrócił z pustymi rękoma nim minęły dwie minuty i nie pytając o zdanie nikogo, a w szczególności samego zainteresowanego, porwał Granda na ręce, aby go zanieść do jaskini, do łóżka.
- To jeszcze nie koniec przyjemności – zamruczał wesoło. Wszak po coś miał buteleczkę z niezidentyfikowaną zawartością przy sobie, prawda? Niemniej chłopak mógł dostrzec, że jego ubrania leżały na łóżku, czy raczej spodnie, a on sam wylądował w bardzo miękkiej pościeli, której kołdrą został przykryty. Ferez chwycił w dłoń spodnie i podał mu je. – Ubierz się, nie będę patrzył, ale musisz mi oddać bieliznę, żeby wyschła.
Grand zapadł się w miękkie łóżko z widoczną przyjemnością i satysfakcją. Aż mu się zakręciło w głowie od różnicy, jaką poczuł między swoim posłaniem, a łóżkiem, które jak mniemał i tak nie było najlepszym z łóżek, będących na wyposażeniu Akademii.
- Jak miękko... – jęknął, zakrywając się kołdrą niemal po same uszy i uśmiechając się do Fereza. Po krótkiej chwili rozkoszowania się posłaniem, wyciągnął spod przykrycia rękę i sięgnął po spodnie. – No dobrze, ale masz się odwrócić.
Jego łypiące z nad brzegu kołdry oczęta śmiały się i iskrzyły feerią barw. Nie wstydził się aż tak, siedział przecież pod przykryciem i mężczyzna i tak niczego by nie zobaczył. Skoro jednak miał okazje zachowania się jak wstydliwa pannica, to chciał to zrobić na tyle dobrze, żeby przynajmniej rozbawić nauczyciela.
- Och, oczywiście. Przepraszam mości panie – powiedział Mistrz powoli z udawaną powagą w głosie i tlącym się na ustach wyrazem rozbawienia.
Skłonił się dość nisko i odwrócił się, aby w żadnym wypadku nie urazić niczym swojej księżniczki, która tak ładnie zalegała w puchowej pościeli, że łapał się na tym, iż nie może od niej oderwać wzroku. Dla lepszego efektu zakrył sobie oczy dłonią, a kiedy już chłopak nie widział jego twarzy, uśmiechnął się pod nosem szeroko.
Chłopak pospiesznie przebrał się w suche spodnie, co skutkowało dodatkowym doznaniem rozanielenia kiedy jego cenne klejnociki zostały otulone suchym materiałem zamiast kurczyć się z zimna w mokrych gatkach. Za to Mistrz, poczekał cierpliwie, aż jego uczeń przebierze spodnie i odda mokrą bieliznę do wysuszenia. Jak tylko wreszcie dorwał białe gacie, sprężystym krokiem wyszedł z jaskini i rozwiesił je na kociołku.
Nie minęły dwie minuty, jak wrócił do ich sypialni i uśmiechnął się do młodego promiennie.
- No, a teraz w zasadzie możesz się odwrócić na brzuch i pozwolić mi, abym sprawił, że odpoczniesz całkowicie należycie – wyszeptał z błyskiem w złocistym spojrzeniu i zaczął ściągać buty, aby móc wejść do łoża.
Gdy mężczyzna czmychnął na zewnątrz, Grand przeciągnął się leniwie pod kołdrą, wspominając niedawną podróż do jaskini w ramionach mistrza i uśmiechając się do tego wspomnienia. Było mu tak dziwnie przyjemnie, kiedy te męskie ręce trzymały go pewnie i tuliły do torsu, dbając o to, aby nie spotkał się z ziemią. Zamruczał nawet z rozkoszy, nim mistrz pojawił się ponownie i zagadnął o przewrócenie się na brzuch. Aż uniósł brwi w zadumie.
- Ale, że po co? Nie lubię spać na brzuchu – wymruczał, trzepocząc rzęsami i uśmiechając się. Umościł się na posłaniu jeszcze wygodniej, wyciągnął ręce spod przykrycia i ułożył na nim wzdłuż swojego ciała. - A niech mi jaśnie pan powie, gdzie to jaśnie pan zamierza spać tej nocy, skoro w komnacie jest tylko jedno łoże? – zapiszczał, udając kolejny raz pannice z dobrego domu. – Wszak nie godzi się spać z dziewicą przed ślubem. Co by na to mości pana ojciec powiedział?
- Nie kuś mnie, bo jeszcze dzisiaj znajdę kapelana, aby nas związał węzłem małżeńskim skoro mi nie ufasz – odparł z rozbawieniem Ferez i machnął dłonią na chłopaka, aby ten się przesunął. – I nie będziesz spać na brzuchu mój drogi, jeszcze w ogóle nie będziesz spać nim nie dokończę dzieła dopieszczania cię przed snem – dodał poważnie, machając buteleczką wyciągniętą zza pasa spodni.
W środku niej był miodowy, jak jego spojrzenie płyn, delikatnie przelewający się to w jedną, to w drugą stronę, kiedy machał buteleczką. Trochę mu było zimno w bose stopy, które pozbawił butów, ale warto było czekać na chwile spełnienia. Mentalnego i empatycznego oczywiście, bowiem o innym nie myślał. Zamknął zdrożne myśli, gdzieś po swojej litanii o tym, że chce dla chłopaka, jak najlepiej i tam też głęboko ukryte sobie siedziały – na razie.
Grand zaśmiał się krótko, acz radośnie. Nie spodziewał się od mężczyzny niczego złego, więc ochoczo przesunął się na łożu, robiąc mu miejsce. Kiedy pomyślał jak musi marznąc, stojąc tak na kamiennej podłodze, aż nim zatrzęsło z wrażenia. Patrząc na tajemnicza buteleczkę przyszło mu do głowy, że to jakiś eliksir z zielnika wioskowej lub akademickiej wiedzmy zielarki. Nic innego jakoś mu się nie nasunęło. Odwrócił się też powoli na brzuch, lecz cały czas zerkał na nauczyciela podejrzliwie, choć bez cienia lęku.
- Ach, więc najpierw mnie umyłeś, teraz mnie namaścisz i może natłuścisz, a potem upieczesz nad ogniskiem jak babcia jagnię. Też tak robi. Moczy w zalewie ziołowej, potem smaruje jakimś tłuszczem, a na koniec nadziewa na kij i opieka nad ogniskiem – Skąd mu się wziął pomysł akurat takiego potraktowania przez mistrza jego osoby? To wie tylko i wyłącznie pokręcony umysł Granda, bo nawet on sam nie ma nad tym kontroli.
- Tak, dokładnie to mam zamiar zrobić – odparł Mistrz z kamienną miną, ale zaraz po tym roześmiał się i zaczął gramolić do łóżka.
Nie obok chłopaka, bo byłoby mu dość niewygodnie. Wsunął się pod kołdrę, którą zarzucił sobie na plecy z zadowoleniem. Była strasznie ciepła, nawet jeżeli nie przylegała do całego ciała szczelnie. Usiadł na pośladkach swojego ucznia i ponownie przyjrzał się jego plecom uważnie, nim odkorkował buteleczkę. Zapach olejku kwiatowego – bowiem tylko taki udawało się stworzyć, aby miał jakiś przyjemny zapach – rozszedł się po jaskini, a wkrótce objął też dłonie Fereza. Uprzednio oczywiście mężczyzna zakorkował buteleczkę, aby nic się nie wylało tam gdzie nie potrzeba i roztarł olejek w dłoniach, aby go rozgrzać. Jego gorące dłonie z czułością spoczęły na plecach młodego. Były dużo cieplejsze niż sama woda i niebywale delikatne, pomimo tego, że mężczyzna dużo się ostatnimi czasy napracował i namachał narzędziami.
Chłopak zamruczał przeciągle i wysunął ręce nad głowę, aby rozciągnąć mięśnie i całe ciało. Wyjątkowo zaskoczyło go to, że siedzący na jego pośladkach mężczyzna pożąda go. Może przyszło mu to tak łatwo dlatego, że wierzył w prawdomówność nauczyciela, a może ufał mu na tyle, że wiedział, iż nie stanie się nic niestosownego. Rozkoszował się zapachem, jaki rozszedł się po jaskini, ale jeszcze bardziej rozkoszował się dotykiem dłoni na swoim ciele. Podobało mu się to, jak sprawnie te silne dłonie rozmasowywały każdy skrawek jego pleców. Zapadał się w przyjemność, jakiej mu dostarczał masaż i pragnął, aby nie zniknął już za chwilę, a najlepiej nigdy. Wcześniej, w całym swoim życiu, nie zaznał takiej przyjemności. Nie był z tej sfery, która mogła sobie na coś takiego pozwalać. Masaże, jeśli już jakieś dostawał, skupiały się głownie na jego lędźwiach i raczej nie prowadziły do rozluźnienia się. Oczywiście, miały też one drobniejsze dłonie i w zasadzie nie sprawiały mu aż takiej przyjemności jak obecny. Obecny bowiem był czysta przyjemnością dla niego, tylko dla niego. To znaczy, on właściwie nie musiał nawet myśleć nad tym jak sprawić, aby masażyście było łatwiej albo, aby go bardziej do tych czynności zachęcić. On po prostu leżał i w całości oddawał się rokoszy cielesnej, niezabarwionej erotyzmem. Przynajmniej dla niego.
Dłonie Mistrza zaczęły masować ciało pod nimi. Najpierw delikatnie, aby nagrzać skórę i oddzielić ją od mięśni, a dopiero później, kiedy skóra Granda była gorąca, nieco intensywniej. Najpierw skupił się środkowych mięśniach, bowiem wiedział z doświadczenia, że te na karku dają najprzyjemniejsze odczucia, kiedy są masowane. Nie starał się też chłopaka łaskotać, czy wykonywać gwałtowniejszych ruchów. Rozkoszował się dotykiem jego gładkiej skóry i z przyjemnością czuł, jak mięśnie się rozluźniają. W końcu tez dotarł na kark i zwiększył intensywność masażu, do granic możliwości, choć nie tak, aby sprawiał on ból. Masował w skupieniu i w ciszy, choć mogło się wydawać, że mruczy i to dosłownie, jak zadowolony kot.
- No, dość tego dobrego, czas spać – zdecydował, kiedy podejrzewał, że ciało Granda, podniesione, będzie niczym szmaciana lalka w jego dłoniach. Przechylił się, aby odstawić buteleczkę z drugiej strony łóżka i legł obok chłopaka ciężko. Teraz naprawdę czuł się zmęczony, ale przyjemnie zmęczony.
- Ach.. – jęknął młody, przeciągając się leniwie po zakończeniu masażu i odwracając się wolno na bok.
Był rozleniwiony i rozprężony niemal całkowicie. Było mu błogo i było mu nieziemsko wygodnie. Właściwie po takim masażu nawet leżenie na kamieniach wydawałoby mu się szczytem wygody. Jego ciało układało się do posłania, choć to posłanie profilowało się zgodnie z położeniem ciała Granda. Uśmiechnął się do mistrza, klepiąc miejsce obok siebie.
- Nie jesteś moim kociskiem ale za taki masaż, pozwolę ci spać przy mnie.
Kolejny raz poklepał poduszkę, aby ponaglić swojego nauczyciela. Nie mógł się już doczekać, kiedy będzie mu dane wtulić się w cieple objęcia i zasnąć, nie martwiąc się o nic i nie myśląc o tym jak wcześnie jutro musi wstać czy jak dużo prac musi jutro wykonać nim dane mu będzie kilka chwil oddechu. Teraz liczyła się jedynie perspektywa spokojnego snu i kojącego ciepła, jakie sobie ukradnie od mężczyzny.
Ferez przysunął się i zgarnął naoliwionego chłopaka w swoje gorące ramiona, przykrywając jego plecy szczelnie kołdrą. Przymknął zaraz powieki, aby oddać się objęciom Morfeusza, a nie myśleć o tym, że ma obok młode, rozgrzane ciało, które w rzeczy samej niesamowicie go kusiło.
- Dobranoc – wyszeptał, głaszcząc jeszcze, czy raczej ślizgając się z wolna palcami po rozmasowanych plecach.
Nie wiedzieć czemu uśmiechnął się do siebie. Dawno już z nikim nie spał, jak przyszło mu wspomnieć, kto nie wydzielał zabójczej ilości ciepła ze swojego ciała, ani nie pachniał, jak palone drzewo sandałowe. Pochodnie nie oświetlały jaskini na tyle, aby przeszkadzało to w zaśnięciu komukolwiek, nawet najbardziej wrażliwym na blask i ludziom cierpiącym na bezsenność. Dla bezpieczeństwa zaczął się zagłębiać w dość głupie myśli o tym, że Lasair mógł w sumie dorzucić do nich jakiś magiczny wyłącznik i włącznik.

niedziela, 16 marca 2014

Grand - Rozdział 22.

- Grand, ciesz się chwilą… - wyszeptał, spoglądając do tobołka z jedzeniem. Nie pogardziłby ciastem, albo jakimś mięsem. W końcu wyciągnął coś, co pachniało i zapewne było niedawno zabitym i obrobionym niedźwiedziem. Odgryzł kawałek, a resztę podsunął chłopakowi do ust. – Otwórz buzię – poprosił, uśmiechając się z czułością.
Gest mógłby zakrawać nawet na romantyczny, gdyby nie ogniki w miodowych oczach, które jeszcze podsycał blask ogniska. Ferez chłonął ciepło z przyjemnością i ciarkami rozchodzącymi się po plecach. Chłonął również zapachy, jakie zaczęły go intensywnie otaczać. Od osmolonego kociołka, przez zapach spracowanego ciała chłopaka, które pachniało jeszcze bardziej intensywnie naturalnym zapachem, aż po zapach jedzenia, które właśnie pałaszowali. Obejmował młodego jedną ręką w pasie, której dłoń wsunął mu na plecy pod koszulkę i podrapał po linii kręgosłupa machinalnie.
- Niepotrzebnie się ubierałeś, wiesz? – Położył dłoń na plecach chłopaka i nie drapał już, a gładził, po całej ich powierzchni, patrząc na twarz młodego uważnie i z półuśmiechem na ustach.
- A co, miałeś ochotę jeszcze bardziej zniszczyć tę biedną koszulę? – Przełknął kęs, który odgryzł od mięsa i uśmiechnął się do mężczyzny.
Nie było mu ani za gorąco, ani niewygodnie w koszuli, więc nie widział problemu w tym, że się ubrał. Pałaszował kolacje z takim samym smakiem, co każdy posiłek przygotowany przez babcię. Uwielbiał jeść. W sumie uwielbiał chyba każdą kuchnię, ale babciną znał od małego, więc zwyciężała.
- Powiesz mi w końcu, co takiego planujesz i po co grzejesz cały kocioł wody? Przecież, jeśli chcesz zrobić tyle herbaty z liści to będziemy ją pić przez tydzień, a nie tylko do rana? – Nadal nie miał pojęcia, co mężczyzna wymyślił. Zresztą, czemu się dziwić skoro nie zastanawiał się nad tym zbyt intensywnie. Pokręcił się odrobine na kolanach mistrza, aby poprawić sposób siedzenia na bardziej wygodny. – Wiesz, mógłbym zacząć gdybać i zgadywać, ale po co, skoro mam tu ciebie i jesteś jedynym wiarygodnym źródłem informacji?
- Jak tylko woda się zagrzeje, to zobaczysz i poczujesz do czego jest mi ona potrzebna kocie – odparł lekko, wygrzebując kolejny kawałek mięsa, którego odgryzł kawałek, a drugi podsunął chłopakowi pod usta. Uśmiechnął się do niego uroczo, wręcz z fascynacją, co było odzwierciedleniem poruszenia się pośladków Granda na jego kolanach. Przyciągnął go mocniej do siebie za pas, sprawiając tym samym, aby młody mógł poczuć zniewalające ciepło, rozchodzące się z jego ciała. – I nie mam ochoty niszczyć bardziej tej koszuli. Z nią czy bez będzie przyjemnie, ale skoro ją włożyłeś, to będę miał większą przyjemność pozbawienia cię jej – dodał i zachłysnął się powietrzem, kiedy zerknął do tobołka i dostrzegł w nim nie co innego, jak sam placek. Niekontrolowanie zamruczał, jednocześnie też mlaskając. Ochota na dzielenie się odeszła w zapomnienie, kiedy miękkie ciasto znalazło się pod jego palcami. Niemniej chłopaka nadal i wciąż trzymał blisko przy sobie, a może nawet nieco przyciskał go do swoich kolan, bioder i podbrzusza.
Grand nie odsuwał się. Nie przeszkadzało mu przytulanie, a ciepło ciała kusiło. Silne ramię na talii nie pozwalało mu zsunąć się z wygodnego siedziska, więc i to nie przeszkadzało mu w niczym. Z uśmiechem wyłapał zachwyt na twarzy mężczyzny, gdy jego oczom ukazało się babcine ciasto. Sam je dość lubił, ale czego on nie lubił? Nie miał nic przeciw temu, aby mistrz zjadł cały zapas ciasta. Miał wiele innych smakołyków i wiedział, że z głodu nie padnie. Pokręcił głową, widząc jak dorosły facet rozpływa się nad ciastem.
- Nie uważasz, że zdejmować koszulę przed snem to ja już się dawno nauczyłem? – Nie odpuści sobie przecież drobnej złośliwości, jeśli chodzi o droczenie się z mistrzem. Podświadomie wiedział, że mistrz nie sen miał na myśli ale jakoś nie chciał dopuścić do tego aby zdradzieckie myśli zmąciły mu w głowie. – Wiesz, że masz wiele cech wspólnych z moim Kociskiem? Nie wiem, może wy wszyscy tam w akademii zachowujecie się po prostu bardzo podobnie.
- Wspólnych cech? – Poderwał głowę w górę, a na jego ustach tańczył dość głupi uśmiech z powodu ciasta, które to zaraz też ugryzł. Niekulturalnie ugryzł, bowiem oderwał wielki kawałek i wepchnął sobie go w usta palcem. Tak, wyglądał teraz jak prosiak, ale ogłady przy jedzeniu ciasta jeszcze się nie nauczył. Dopiero opanował sztukę, aby powstrzymywać swoje żądze w piciu mleka. – Posa fym… - Musiał przełknąć, aby nie uraczyć chłopaka porcją okruszków wprost z otwartych ust, które zaczęły wydawać dźwięki. – Będę cię rozbierać przed snem, bo w łóżku będziesz spać grzecznie w ubraniach, żeby mnie twoje ciało zbytnio nie kusiło. A ono potrafi, uwierz – rzucił komplementem swobodnie, łypiąc wymownie na materiał koszuli, a raczej podświadomie na to, co znajdowało się pod nią, czyli na pierś Granda. Pogłaskał go pieszczotliwie po boku i zajął się na powrót jedzeniem placka. Był nienormalnym kotem, gdyby chłopak o tym wiedział. W kociej postaci również uwielbiał ciasto, a żaden normalny kot by się na to nie skusił.
- No tak, wspólnych. Jak widzę czasami jak łapczywie i z jakim błyskiem w oczach podchodzisz do mleka, albo kiedy woda na ciebie kapnie, a ty otrzepujesz się z niej, to jakbym widział Kocisko – Uśmiechał się, pałaszując kolejną porcję mięsa i sera i patrząc na mistrza. Przez jego głowę przeleciały wspomnienia owego widoku, o którym wspominał. Oczu mistrza które błyszczą na widok mleka. Jego otrząsania się albo przeciągania. Co prawda każdy człowiek przeciągał się i wyglądał bardziej lub mniej kocio podczas tej czynności, ale Ferez wyglądał wtedy wyjątkowo kocio. – Teraz jeszcze tylko brakuje tego, by Kocisko porwało babci ciasto, kiedy będzie u mnie następnym razem i pożarło je z taką łapczywością jak ty teraz. Wtedy będę nawet skłonny uznać, że macie wspólnych przodków.
- Chciałbyś, żebyśmy byli jednym i tym samym stworzeniem?
Pytanie może i było głupie, ale wypowiedział je lekko i przyjemnie. Bez żadnych podtekstów, ot czysto teoretycznie. W powietrzu zaczął się unosić zapach wody, więc gdy tylko spałaszował ciasto, sięgnął po woreczek z niezidentyfikowaną zawartością i odwiązał zębami sznureczek. Zajrzał do środka, wciągając zapach zawartości jeszcze bardziej łapczywie niż jadł ciasto, po czym przystawił pod nos Grandowi. Chłopak nie mógł dostrzec zawartości, ale prócz czegoś, co pachniało, jak zioła, była również niewielka flaszeczka. Zapach ziół był zniewalający. Ni to gorzki, ni to słodki, ale z pewnością działał nawet podczas wąchania kojąco na wszelakie zmysły. Jeszcze wtedy owa roślina nie była nazwana. Inne składniki mieszanki pachniały jednak bardzo znajomo. Uśmiechnął się do młodego wręcz lubieżnie i z pomrukiem otarł się policzkiem o jego ramię. Gest w rzeczy samej był dziwny – przyjemny, ale dziwny, kiedy mężczyzna wyglądał, jakby łasił się do swojego ucznia, niczym rasowy kot. Z drugiej strony mogło to zakrawać na specjalne zachowanie pod wpływem porównania, ale tylko Ferez wiedział, że tak działa na niego ta niezidentyfikowana roślina, pod działaniem której staje się strasznie chętny na pieszczoty. Nie te z podtekstem seksualnym, nie. Raczej na takie, jak drapanie za uchem, czy głaskanie.
- Przecież to głupie. Gdybyście byli tą samą istotą, to... Nie, nie powinno tak być, nie chce tak.
Grand pokręcił głową, zlewając się rumieńcem. No bo gdyby okazało się, że Kocisko i jego mistrz to ta sama istota, to oznaczałoby, że tulił się do niego i łasił, dawał mu swoje sprawne paluszki do drapania i szalał z radości na jego widok, podczas gdy był kotem. No i poza tym, sama akcja z niedźwiedziem nie byłaby ani trochę tajemnica dla mistrza, a tego raczej nie chciał. To, że mistrz znał prawdę, to jedno, ale fakt, że byłby świadkiem tego jaka była prawda – to już zupełnie coś innego. Powąchał zawiniątko z rozkoszą. Podobał mu się zapach, bardzo mu się podobał. Uspokajał, koił i kojarzył mu się z napalonymi kociakami ze wsi. Bo przecież zioło to nie wymagało specjalnego hodowania, a działało tak samo na zwykle dachowce jak i na jego mistrza, jak mógł zaobserwować.
- O czym to ja mówiłem? – Mistrz podniósł zamglone, błogie spojrzenie na twarz Granda i otrzepał się. Nie kontrolował tego niestety, a chłopaka słuchał jednym uchem, wypuszczając informacje drugim. – Ach, wiem… Pocałuj mnie – poprosił bezwiednie, nim całkowicie dotarło do niego, że prosi.
Nie nawykł do proszenia, choć nachalny nigdy specjalnie nie był. Ale, żeby prosić? Niemniej zrobił to, po czym przygryzł wargę i westchnął. Może to działanie ziół i to, że Grand był jedyną osobą w pobliżu, a może to sama świadomość tego, że to właśnie ten chłopak, spowodowało, że jego oczy pojaśniały z niemego zachwytu, kiedy przebiegał nimi po młodej twarzy.
- Ja? Ale... – Chłopak wpatrzył się w oczy mistrza z delikatnym uśmiechem na ustach.
Prośba nie była jakaś tam znowu niewykonalna, ale była tak zaskakująca dla Granda, że o mało nie zsunął się z kolan mężczyzny na ziemię. Trwało to jednak chwilę, zaledwie chwilę, nim objął twarz Fereza w dłonie i przysunął do jego ust własne. Nie wiedział czy powinien, nie miał pewności, że zrobi to jak trzeba, ale przecież całował już dziewczęta, a pocałunek mistrza pamiętał doskonale. Przycisnął wargi do gorących warg kociego mistrza i poruszył nimi delikatnie, jakby chciał się upewnić czy prośba nie była zwykłym kaprysem bądź chęcią sprawdzenia jego posłuszeństwa. Nie potrafił powiedzieć, dlaczego naprawdę tak chętnie spełnił prośbę. Wiedział jedynie, że od dawna chciał ponownie poczuć te usta i właśnie dokonywał tego, o co się nie podejrzewał.
Może i prośba o pocałunek była uległa, ale kiedy tylko miękkie wargi dotknęły warg mężczyzny, niemal od razu przejął władzę. Nie było to gwałtowne, ani zabierające oddech. Nie było też nachalne. Było to bardzo stanowcze odebranie prowadzenia w pocałunku, z wielką namiętnością w zapasie. Zacisnął też kurczowo palce na woreczku, aby go nie upuścić i obiema rękami przygarnął do siebie chłopaka, przytulając mocno, ale nie boleśnie. W tamtej chwili mógł tak trwać i trwać, pochłaniając te cudowne usta i rozkoszować się ich miękkością w nieskończoność. Jednak po dość długiej chwili, kiedy znów zaczynał czuć próbujące się uwolnić podniecenie, odzyskał rezon na tyle, aby powstrzymać się przed dość gwałtownym zaciągnięciem Granda do łóżka. Kiedy o tym pomyślał, poczuł przerażenie. Nie mógłby, nie. To było za wiele i to było złe, przynajmniej teraz i w tej chwili.
- Pragnę cię, wiesz? Tak cholernie mocno, a jednocześnie się boję, że cię skrzywdzę. Znam siebie, wiem jaki jestem i wiem, że nie zasługujesz tylko na to – wymruczał Ferez przepraszająco, kiedy oderwał się już od ust Granda, ale po słowach cmoknął je jeszcze. – I nie chce, żebyś przez to uciekał i nie chcę, żebyś się mnie bał. Jestem grzecznym kotem – Zamrugał niewinnie i równie niewinnie się uśmiechnął.
- Kotem? Kotem to ty jesteś beznadziejnym – wyznał chłopak szczerze, zaraz po tym, jak odzyskał nieco kontrole nad oddechem, a jego rozszalałe serce zwolniło.
Wiedział, że gdyby mężczyzna bardzo chciał, pewnie nie umiałby się bronić przed żądzą, jaka w nim wzbierała, gdy ich ciała były tak blisko, a usta łączyły tak namiętne pocałunki. Nie chciał jednak, aby tak się stało. Nie dlatego, że Ferez nie pociągał go fizycznie, lecz dlatego, że wiedział, iż jest w tej kwestii zupełnie zielony i że wszystko mogło się stać. Nawet panika z jego strony i ucieczka. Nawet przerażenie i chce targnięcia się na własne życie. Bał się. Temu nie mógł zaprzeczyć. Ucieszyło go, że mężczyzna zakończył chwilę intymności. Czuł wdzięczność i w nagrodę podarował mu czarujący uśmiech.
- Wiem, Ferio, wiem. Nie chce byś robił cokolwiek wbrew sobie i jednocześnie cieszę się, że nie ponaglasz, bo ja... Nie ufam sobie i nie znam swych reakcji.
- I na tym poprzestaniemy. Chociaż pokażę ci dzisiaj mniej związaną z tym przyjemność – Zamachał woreczkiem wesoło, jak tylko się odrobinę odsunął, aby móc to zrobić. Niezmiennie jednak wpatrywał się w usta chłopaka, które drugą dłonią, jak i resztę ciała Granda, do siebie przyciągnął po chwili. – Powiem ci w sekrecie, że bardzo bym chciał cię ponaglić, żeby zobaczyć twoją niewinność proszącą o więcej, wiesz? Chciałbym ci też pokazać o wiele więcej niż tylko to, że pociąg do mężczyzny nie jest niczym złym. Chciałbym ci wiele pokazać. Od machania mieczem, poprzez przyjemność obcowania z innym ciałem, aż po świat. Ale to moja tajemnica i nikomu jej nie zdradzaj, dobrze? – Uśmiechnął się, wprost w wargi młodego. Miodowe spojrzenie wpatrywało się w ciemne oczy chłopaka w tym czasie, a kocie przyzwyczajenie sprawiło, że Ferez przytknął nos do drugiego nosa. – A teraz musisz się rozebrać. Z koszuli i ze spodni.
- Ach... – Z każdym słowem oczy chłopaka otwierały się coraz bardziej i nabierały coraz większego blasku. Słowa mężczyzny dawały nadzieję i sprawiały, że Grand zaczynał wierzyć w niemożliwe. Zaczynał nabierać pewności, że może wszystko, że kiedy tylko zechce i nabierze pewności siebie, dostanie rzeczy o których nawet nie śnił i nie marzył. Nie komentował obietnic, jedynie przytaknął skinieniem, kiedy mężczyzna prosił o zachowanie tajemnicy. – No wiesz, obiecywałeś, że to ty bardzo chętnie mnie pozbawisz koszuli, ale skoro wymiękasz...
Roześmiał się i czmychnął z kolan mężczyzny czym prędzej. Nie chciał prowokować go za bardzo. Potrafił się sam rozebrać i wiedział, że mistrz ma jeszcze coś do zrobienia z woreczkiem który tak ściskał. Całe szczęście, że w porę złapał tobołek z jedzeniem, bo to co zostało, mogłoby się rozsypać po ziemi.
- Nie będę kusił losu, skoro i tak zaraz będę miał cię jeszcze więcej – odparł mistrz z uśmiechem i również wstał.
Nie zabronił chłopakowi zwiać z jego kolan. Przeciągnął się mocno, kiedy wyprostował zasiedziane kończyny, a każdy mięsień pod skórą poruszył się majestatycznie. Woreczek związał, bowiem zapach nie był już tak kuszący, choć wiedział, że za jakiś czas znów zacznie odczuwać to samo. Odłożył go na ziemię i zabrał się do przesuwania kamieni odrobinę bliżej ogniska, a w końcu ustawił jeden na drugim, aby zrobić trochę wyższe siedzisko. Oczywiście nie omieszkał przy tym zerkać na rozbierającego się Granda. Właściwie mógłby kazać mu się rozebrać do naga, ale nie chciał naginać jego granic wytrzymałości. Sprawdził jeszcze, czy kamienie się trzymają, zgarnął woreczek do ręki, po czym poszedł do kociołka. Woda była ciepła, kiedy zamoczył w niej palec, a na cieple znał się doskonale, prawie tak samo, jak na zapachach. Najpierw wyciągnął niewielką buteleczkę z woreczka, aby móc swobodnie wsypać jego zawartość do kociołka. Zapach był cudowny wręcz dla koneserów ziół. Buteleczka wylądowała za pasem spodni, a on sam zajął się rękawami koszuli, które misternie skręcił w ładny, gładki gałganek.
- Siadaj na kamieniu – poprosił chłopaka, dźwigając naczynie z wodą obok kamienia. Nie mógł zalać przypadkiem ogniska, skoro dawało światło i ciepło.
Grand nie powiedział ani słowa na komentarz Fereza. Nie chciał dokładać drew do jego płomienia, bo nie chciał, aby mężczyzna zrobił coś pochopnie. Spodziewał się, że i tak jego niecierpliwe ręce dosięgną młodego ciała czy Grand tego będzie bardzo chciał, czy też nie, ale obecnie nie chciał się tym zamartwiać ani nad tym rozmyślać. Wolał pozwolić, aby niespodzianka mistrza, jaką miał otrzymać za dzień ćwiczeń, sprawiła mu przyjemność i dała satysfakcję im obu, jeśli tylko będzie to możliwe i w zasięgu jego mocy. Rozebrał się z koszuli, pozbawił się też spodni, ale pozostał w gatkach, które podciągnął nieco wyżej i poprawił tak, aby nie odkrywały więcej niż to konieczne. Podszedł posłusznie do kamieni ustawionych przez nauczyciela i ostrożnie wdrapał się na nie, siadając stabilnie i w miarę bezpiecznie. Wyglądało na to, że miał zostać potraktowany pięknie pachnącą wodą. Ale dlaczego to mistrz miał zająć miejsce posługacza? Wszak to on był niżej urodzonym i to jemu należała się ta funkcja. Nie czuł się komfortowo. Miał dziwne wrażenie, że znajduje się na niewłaściwym miejscu i że nie wróży to nic dobrego. Patrzył z uwagą na mężczyznę, na końcu języka mając protest i chęć zamiany rolami.

czwartek, 6 marca 2014

Grand - Rozdział 21.

Nawet nie zauważył, kiedy jego mistrz wrócił z jaskini. Gdyby nie to, że legły obok niego kawałki krzesełka, zapewne nadal nie miałby pojęcia o obecności mężczyzny.
- Tak, uczył mnie. Wszak każdy chłopak powinien mieć pojęcie, jak sklecić meble z tego co się znajdzie. Nie jesteśmy zamożni, więc musimy radzić sobie nieco inaczej – Obszedł dołek dookoła i energicznie wbił łopatę tuż obok. Otarł pot z czoła wierzchem dłoni i uśmiechnął się do mężczyzny. – Ale nie masz chyba zamiaru zlecić mi poskładania tego mebla, hm? Po tym jak cię ono potraktowało, ja bym je wrzucił w ogień – Uniósł wysoko brwi, po czym wyciągnął ręce nad głową, zaplatając palce dłoni i przeciągając się, aby dać odpocząć plecom. Zakręcił też przy okazji głową, co spowodowało łupnięcie kilku stawów. – Ech, jestem dziś jakiś niepowyciągany. Chyba zbyt dobrze mi się spało w kocich objęciach – Opuścił ręce, podchodząc do kawałków krzesła. Przykucnął przy nich, uniósł dwie z nóg i obejrzał uważnie. – No w sumie... Dałoby się jednak coś z tego sklecić.
Mistrz spojrzał na swojego ucznia wymownie, unosząc w górę brew i robiąc przy tym dość komiczną minę.
- Nie jestem jak widać każdym… - mruknął, po czym uśmiechnął się szeroko, a nawet niemal zachichotał. – I nie będziemy go wrzucać w ogień, tylko wykorzystamy twój pomysł z kijaszkiem, na którym można zawiesić kociołek, więc musimy pomyśleć, jak to poskładać, aby był wytrzymała podpórka – wyjaśnił, przyglądając się Grandowi z uwagą.
W zasadzie odkąd chłopak przykucnął obok, to cały czas na niego spoglądał, zamiast na rzeczone, złośliwe krzesełko. Uwagę o kocie puścił mimo uszu, choć zrobiło mu się bardzo przyjemnie gdzieś w środku ciała. Mile go te słowa połechtały, a gdy jeszcze usłyszy podobne po wspólnej nocy w miękkim łóżku… Aż otworzył usta pod wpływem swoich myśli i otrzepał się wymownie.
- W każdym razie jutro się powyciągasz, a dzisiaj zajmijmy się czymś przyjemniejszym, jak przygotowywanie paleniska, abyśmy mogli zagrzać wodę. Pomyśl, a ja jeszcze muszę coś zrobić – dodał po chwili, kiedy już przełknął ślinę i pochylił się w stronę chłopaka. – Mogłeś nie ściągać koszuli, sam bym to z chęcią zrobił – wyszeptał, nim podniósł się i poszedł po ową koszulę. Biedaczka, gdyby mogła protestować, to zapewne zrobiłaby to bardzo głośno przed haniebnym czynem zniszczenia jej.
- I miałbym potem uciekać do lasu przed twoimi niecierpliwymi łapkami?
Grand jęknął, kiedy wypowiedział te słowa. Jego usta czasami powinny jednak poczekać aż głowa dokładnie przemyśli, to co chcą one wypowiedzieć. Spłonił się rumieńcem, pojmując w lot znaczenie swojego stwierdzenia i odkaszlnął nerwowo.
- Raczej miałbyś małe szanse, aby uciec przed moimi niecierpliwymi rękami – odparł Ferez, kiedy powrócił z pochwyconą koszulą. Spojrzał na chłopaka z góry, uśmiechając się nieco ironicznie, ale równocześnie kusząco.
- Ok, więc podpora na kocioł... – zamruczał Grand, udając, że nic wcześniej nie mówił i nie wie dlaczego jego policzki aż tak bardzo palą go ze wstydu.
Rozłożył części krzesła na ziemi i zaczął przekładać je wedle swojej inwencji. Potrzebował najmniej sześciu stabilnych drążków. Nadawały się idealnie nogi, ale były tylko cztery. Musiał więc oderwać oparcie i wykorzystać drążki, które stanowiły jego część. Tak, miał już plan jak ustawić w miarę stabilne rusztowanie. We wsi często robili ognisko i piekli nad nim barana lub mniejszą dziczyznę, więc nie miał większego problemu z wymyśleniem sposobu na umocowanie kociołka.
- Masz jakieś sznury lub coś, czym mógłbym to związać? – Chłopak nie wiedział jak obszerne wyposażenie Ferez zgromadził, więc lepiej było się zapytać niż iść do jaskini i przeszukiwać ją cal po calu.
- Jakieś sznurki są obok narzędzi w jaskini. Nie miałem pojęcia, że będą potrzebne, ale widać ktoś pomyślał za mnie – odparł Mistrz cicho, chwytając mocno pierwszy rękaw swojej cennej koszuli.
Nie przejmował się ubiorem, bowiem w zasadzie mógłby przebywać cały czas nago, ale koszula w rzeczy samej była z dobrego materiału, który nie łatwo było dostać. Rektor będzie mu musiał wybaczyć jej sprzeniewierzenie. Po chwili Grand, jak i cały las, mogli usłyszeć dźwięk rozdzieranego tworzywa. Zmiennokształtny spiął wszystkie mięśnie do tego zadania, bo koszula miała również porządne szwy.
- Będziesz sobie musiał poradzić bez nich jutro, ale za przyjemność trzeba płacić – mruknął zabierając się za drugi rękaw. Stwierdzenie nijak miało się do darcia koszuli, więc młody mógł się solidnie zdziwić.
Chłopak podniósł się, aby przejść do jaskini po sznury i dokończyć dzieło jakim się zajął. Nie doszedł jednak nawet do wejścia, bo zobaczył, jak mężczyzna zbliża się do niego z koszula i...
- Czyś ty oszalał? Taka porządna koszula? Przecież mogłeś powiedzieć, że potrzebne ci szmaty. Oddałbym ci swoje spodnie!
Grand nie wierzył w to co usłyszał i zobaczył. Jak można było tak paskudnie zniszczyć koszule, która była chyba najcenniejsza rzeczą jaka dane mu było kiedykolwiek na siebie założyć? O mało się nie rozpłakał, gdy ujrzał tak koszmarnie potraktowany pierwszy z rękawów. Ruszył w stronę mistrza i zanim się zorientował co robi, złapał za koszulę i szarpnął z impetem, aby pozbawić mężczyznę możliwości zniszczenia jej do końca.
- Spodnie ci się bardziej przydadzą, a koszula, jak koszula. Mam takich dużo, mogę ci kiedyś dać kilka, jak chcesz – odpowiedział powoli Ferez, a że koszulę trzymał mocno i miał zamiar właśnie urywać drugi rękaw, to chłopak bardzo mu się przydał, ze swoją siłą rozpaczy. W dłoni mężczyzny został drugi rękaw, którym pomachał Grandowi. – Resztę możesz zabrać. Musisz coś na siebie założyć, jak będziesz jutro wracać do domu – mruknął, składając rękawy dość ładnie i powoli. Zerkał przy tym na zrozpaczonego ucznia i uśmiechał się do niego lekko. Nic się przecież nie stało, to tylko materiał. Nie rozumiał o co chłopak robił tak wielkie zamieszanie.
- O nie... Ty podstępny, wstrętny, niszczycielu ubrań... – jęknął młody i niewiele myśląc ruszył do ataku na swojego mistrza.
Nie, żeby podarta koszula była dla niego aż taką tragedią skoro Ferez oznajmił, że ma ich wiele i nie zależy mu na tej. Ale jak on mógł tak podstępnie wykorzystać fakt frustracji Granda i przy jego pomocy dokończyć dzieła zniszczenia? No jak? W odwecie za koszulę, Grand postanowił sprawić mistrzowi pouczające manto przy pomocy pozostałości po odzieniu. Oczywiście ciosy nie były nie wiadomo jak mocne i niszczycielskie, ale były i chyba ona sam nie zdawał sobie sprawy z tego, jaką właśnie wykazał się odwagą w stosunku do podejścia do mężczyzny. Po pierwszych ciosach na ustach młodego pojawił się uśmiech, ale zwalczył go. Nie chciał, aby Ferez zobaczył już teraz, że prawda jest zgoła inna niż jego reakcja.
Mistrz najpierw się zasłaniał chwilę. Był przecież z goła bezbronny w tym boju, który wytoczył mu chłopak. Następnie, niewiele myśląc, rozwinął poskładane rękawy i unikając ciosów skręcił je w coś na kształt bicza.
- Na mnie się porywasz, o wielki wojowniku? – spytał ironicznie, ale uśmiechał się szeroko.
Musiał odstąpił kilka kroków, co zakrawało na ucieczkę, ale po chwili przybrał godną postawę poważnego i dostojnego wojownika. Zmrużył miodowe ślepia i machnął swoim własnym odzieżowym orężem w stronę chłopaka. Celował na wysokość pośladków, aby nie zrobić Grandowi krzywdy, bo nawet miękki materiał mógł powodować szkody, jak trafił z impetem w twarz, czy oczy.
- Ou... Widzę, że zaczynasz się stawiać – wyrzucił z siebie chłopak, odskakując przed pierwszymi ciosami.
Przeskakiwał ze strony na stronę, chcąc w ten sposób oberwać jak najmniej i podobnie jak mistrz próbował trafić przeciwnika materiałem. Ferez po chwili ruszył na młodego powoli, raz się osłaniając, a raz atakując jego pośladki.
- Jak śmiesz podważać kompetencje wielkiego woja? – wypalił Grand, cofając się gwałtownie w tył, kiedy cios nauczyciela dotarł do celu i pośladek nieco go zapiekł. - Au... – jęknął, łapiąc się za piekące miejsce. Zmarszczył groźnie brwi, zamachnął się, uskoczył do tyłu przed kolejnym ciosem i... I o mało nie fiknął koziołka przez podstępny dołek, który sam pod sobą wykopał.
Kiedy Ferez zauważył, że jego uczeń zbliża się niebezpiecznie do dołka, chwycił jego część koszuli, która teraz była bezrękawnikiem i przyciągnął go do siebie mocno, a w zasadzie w swoje ramiona. Całe szczęście, że mimo nieokrzesania i porywczości młodego, mistrz kontrolował sytuacje i złapał go pewnie w swoje objęcia. Roześmiany i szczęśliwy spojrzał w górę na twarz Fereza.
- Oszukujesz – zarzucił mu z udawanym żalem skrytym za radosnym uśmiechem.
- Wiesz, ktoś mi ostatnio wspominał o wspaniałej broni, która może pokonać każdego, zatwardziałego wojownika – mruknął Mistrz tak samo roześmiany, jak chłopak.
Po chwili odrobinę spoważniał i przytulił go mocniej do siebie, korzystając z podboju, jakiego udało mu się dokonać. Trzymał go mocno i stabilnie, aby czasami dzielny uczeń nie pomknął w niepowołane rejony, ale trzymał go jedną ręką w pasie, bowiem druga powędrowała na kark Granda, aby nie mógł się osłonić przed kolejnym ciosem. Był nim oczywiście soczysty całus w sam środek jego wyciągniętych w uśmiechu ust. Trwał niezbyt długo, ale mężczyzna postarał się, aby zwalczyć wszelakie chęci buntu i spowodować miękkość kolan chłopaka.
- Jak się będziemy tak zbierać za to ognisko, to nas ranek zastanie, wiesz? – spytał, gdy z cichym pomrukiem zadowolenia oderwał się od rozkosznych warg i pogłaskał małego, dzielnego wojownika po policzku z czułością.
Grand nie miał najmniejszego zamiaru uciekać, czy wyrywać się. Było mu dobrze w objęciach mistrza i w zasadzie musiał mu przyznać, że wygrał. Otrzymawszy taką nagrodę nie miał co do tego żadnych wątpliwości. Uniósł brwi i zacmokał, udając bardzo zacnego myśliciela. Zerknął też w tył, na to co miało być paleniskiem i miejscem na uwieszenie nad nim kociołka.
- A czy to nie ty coś wspomniałeś, że zostajemy tutaj do jutra? Bo jeśli mnie słuch nie mylił, to mamy jeszcze sporo czasu - Nie mówił poważnie. Jego oczy błyszczały zadziornie, a policzki zarumieniły się od napływu przyjemności, jaka go ogarnęła. Objął Fereza w pasie i przytulił się jeszcze bardziej. - To jak będzie, mości Freizerze?
Grand chyba nie zdawał sobie sprawy, jak mocny skurcz w żołądku Fereza wywołały jego słowa. Poważnie, czy mniej poważnie, samo przytulenie się chłopaka sprawiło, że wciągnął powietrze i zamruczał gardłowo, nie kontrolując tego dźwięku. Zsunął dłoń na jego pośladki, ale zaraz powrócił na plecy, a kark chłopaka rozmasował dość mocno, takim ruchem, jakim kociak wystawia pazury i chowa, kiedy jest mu przyjemnie. W końcu przychylił się i oblizał usta swojego ucznia, a nawet wciągnął jego zapach głęboko w płuca.
- Chyba… - zaczął chrapliwie i odchrząknął, otrzepując głowę ledwo zauważalnie. – Chyba powinniśmy się zająć ogniskiem. Potem będziemy mieli dla siebie i tym podobnych przyjemności dużo czasu, kiedy już cię… - zamilkł gwałtownie i uśmiechnął się zadziornie. - Nie, nie zdradzę, co będziemy robić.
Pokiwał głową, jakby właśnie młody zadał jakiekolwiek pytanie odnośnie tej kwestii. Opuścił jego kark, jeszcze przez chwilę pozostawiając go w swoich objęciach. Przyjemnie mu się tak stało, czując rozgrzane pracą, młode ciało. A może rozgrzane nie tylko pracą? Nie chciał na ten temat gdybać, nie teraz. Przystawił usta do ucha Granda i uśmiechnął się wprost do niego, nim wyszeptał.
- Idź przynieś sznurki.
-Tak, a ty mnie nimi skrepujesz i wy... Oczywiście
O mały włos! O mały, maleńki włos powiedziałby o kilka słów za dużo. Na szczęście resztki jego opanowania i jako takiego rozsądku, zamknęły mu usta w samą porę nim się zbłaźnił lub wywołał niepotrzebną konsternacje mistrza. Wyśliznął się sprytnie z objęć, które zelżały na tyle iż nie miał z tym najmniejszego problemu i ruszył do jaskini. Ruszył o wiele za szybko i o wiele zbyt energicznie, zapominając, że tuż za jego stopami znajduje się podstępny, wykopany przez niego dołek. Wpadł do niego z rozpędu i zachwiał się złowieszczo. Miał przed oczyma klęskę. Widział, jak leci twarzą w ziemie i kaleczy się niesamowicie o kamienie i wykopane podłoże. Na szczęście, a może przez czuwającą nad nim opatrzność, zdołał wyciągnąć przed siebie ręce i oprzeć na nich upadające ciało. Odetchnął z niemałą ulgą. Serce stanęło mu na chwilę, ale ruszyło zaraz po tym jak sytuacja została opanowana. Pokręcił głową, podniósł się do pionu i udał się do jaskini. Tam, pod osłoną kotary, pochylił się do przodu, wsparł dłonie na kolanach i odetchnął. Nie zbłaźnił się kolejny raz. Nie runął na ziemie, jak ostatnia siermięga. Opanował zachwianie i wyszedł cało z opresji. Odszukał spojrzeniem sznurki, porwał je czym prędzej i wyszedł na polane z uśmiechem i tym czego potrzebował do ukończenia konstrukcji.
Gdyby teraz Ferez był kotem, to łapa na pysku nie zabolałaby tak mocno, jak dłoń na czole, którą się uderzył, kiedy chłopak się potknął i o mały włos nie nabił sobie wielkiego guza. Odetchnął z wielką ulgą, kiedy sierotka pozbierała się z ziemi i ruszyła w dalszą drogą. Grand nie mógł widzieć, jak przez ciało Fereza przetacza się zduszony i niedosłyszalny dla nikogo śmiech. Było jednak widać trzęsące się ramiona i łzy w jego miodowych oczach nim wcisnął rękawy koszuli za pas spodni i poszedł na skraj lasu, aby przynieść nieco drewna na opał. Ognia im było pod dostatkiem, więc nie musieli się martwić o to, czy podpałka jest sucha, czy też mokra. Nazbierał sporo, aby odpowiednio zagrzać wodę, więc wrócił zza drzew, kiedy chłopak już zabierał się do dzieła ukończenia stojaka z podpórką na kociołek. Na dworze zaczynało się powoli ściemniać i robić chłodniej, co nawet on poczuł na swojej, zawsze gorącej, skórze.
- Jeszcze chwila i skończymy – odetchnął z ulgą. Ciepło ogniska kusiło. Ciepłe ciało Granda również.
Granda, który miał na sobie to co pozostało z koszuli i pracował z niemałym zapałem. Doskonale wiedział, jak ustawić kije i jak je sprytnie związać, aby utrzymały ciężar jakim zamierzali je obciążyć. Dziadek potrafił zmusić go do nauki, jeśli miał przekonanie co do faktu, że przyda mu się ona kiedyś. Sprytne dłonie chłopaka bardzo szybko uporały się ze stojakiem. Przyszła pora na próbę. Grand sięgnął więc po jeden z dłuższych i mocniejszych kijków, jakie przytargał Ferez. Nacisnął na oba jego końce, aby sprawdzić czy nie trzaśnie od razu i stwierdziwszy, że powinien się nadać, ułożył go na stojakach.
- Myślę, że jest gotowe. Jeśli tylko ten badyl wytrzyma, bo nie znalazłem innego.
Może gdzieś w jaskini był jakiś bardziej nadający się do tego kij, ale Grand go nie zauważył. Mógł też wziąć jedną z dłuższych pochodni, lecz wolał, aby oświetlały one wnętrze groty. Tak więc jego wybór, miał się za chwilę okazać trafny lub całkiem do niczego.
- Spróbujmy więc, czy twoje zręczne paluszki stworzyły odpowiednią podpórkę – powiedział wesoło Ferez i zaniechał poukładania badyli na rozpałkę, aby wziąć kociołek. - Podniesiesz go, wsuniesz pod rączkę, a później opuścimy i zobaczymy, czy nie runie – dodał jeszcze, dźwigając kociołek w stronę dołka.
Musiał się zaprzeć mocno nogami i wytężyć siłę mięśnie rąk, aby odpowiednio przytrzymać żelastwo nad podporą, aby Grand miał jeszcze miejsce, aby zrobić to, o co prosił go Ferez. Błagał w duchu, aby chłopak się nieco z tym sprężył, bowiem przecież naczynie z wodą było strasznie ciężkie nawet, jak dla silnego wojownika po latach treningów.
Chłopak bardzo szybko wykonał polecenie. Wiedział jak ciężki jest kocioł, bo przecież też dane mu było go nieść. Co prawda wspólnie z mistrzem, ale i tak zdawał on sobie sprawę z ciężaru. Miał cichą nadzieję, że kijaszek wytrzyma. Miał chęć już zakończyć tę zabawę w stolarkę i nie mógł doczekać się tego co mistrz zaplanował, a nie chciał mu na ten temat niczego powiedzieć. Miał też chęć zobaczyć, jak płonie ognisko i jak blask ognia odbija się w oczach mężczyzny. Tak, właśnie o tym myślał, kiedy kociołek nasuwał się na kij, który po chwili został ostrożnie ułożony na miejscu. Powinno się trzymać. Powinno, ale czy faktycznie będzie. Jak na jego oko, mieli się o tym przekonać lada moment. Grand miał też okazję popatrzenia przez chwilę na napięte ciało swojego nauczyciela i właściwie gdyby nie fakt, że nie chciał się nad nim zbytnio znęcać, przeciągnąłby tę chwilę.
Kocur ostrożnie opuścił kociołek, kiedy w tym samym czasie Grand opuszczał kij na podpórkę. Powoli oddawał ciężar żelastwa podporze, która zatrzeszczała złowrogo i ugięła się niebezpiecznie. Przymknął też oczy, kiedy całkiem opuszczał dłońmi uchwyt kociołka i wstrzymał nawet powietrze, ale… Udało się. Przynajmniej wyglądało na to, że jakiś czas kociołek będzie mógł spokojnie wisieć. Aż miał ochotę sobie usiąść na ziemię z wrażenia, lecz tego nie zrobił. Spojrzał za to na chłopaka z dumą w oczach.
- Świetna robota, musisz mnie kiedyś nauczyć stawiania takich rzeczy – powiedział bardzo szczerze i uśmiechnął się, po czym zaczął układać gałęzie w dołku, aby je później rozpalić.
To już była kwestia kilku minut i po chwili wyprostował się i wyciągnął, jak wcześniej Grand. Z tą różnicą jednak, że jemu strzeliły prawie wszystkie stawy i poczuł przy tym niewyobrażalną ulgę. Obszedł kociołek dookoła bezszelestnie, na palcach wręcz i po drodze do jaskini, gdzie jeszcze musiał zajrzeć po dwie rzeczy, cmoknął swojego ucznia w policzek, mrucząc mu przy tym przelotnie do ucha.
- Przytocz dwa kamienie dość blisko, tylko nie dźwigaj już – polecił nim zniknął za czerwoną kotarą. Tak właściwie miał zamiar wziąć trzy rzeczy – pochodnię, woreczek z czymś zgoła jeszcze niezidentyfikowanym i tobołek z jedzeniem, aby mogli zjeść przy ognisku.
Grand był z siebie dumny. Tak bardzo, że aż było to widać na jego twarzy. Uśmiechnął się i odetchnął z ulgą, gdy kij się nie złamał, a potem uniósł w górę brodę i popatrzył na mistrza. Przelotny pocałunek stanowił wystarczającą nagrodę za dobrze wykonaną pracę. Lecz słowa, które padły wcześniej niemal uniosły go nad ziemią. Tak, choć raz był z siebie dumny i wiedział, że pochwała mistrza jest szczera. Zaraz po tym jak mężczyzna zniknął za kotarą, Grand rozejrzał się za odpowiednimi kamieniami. Wybrał dwa, które wydały mu się idealne i zajął się przetaczaniem ich z obecnego miejsca spoczynku do ogniska. Były dość spore. Miały gładkie powierzchnie i wydawały się o wiele cięższe niż były naprawdę. A może to tylko uczucie szczęścia, jakie z powodu pochwały przepełniało chłopaka, powodowało, że kamienie niemal w ogóle nie ważyły? Tego on sam nigdy się nie dowie. Już po chwili siedziska były dokładnie tam, gdzie być miały, a Grand stał i podziwiał swe dzieło. Trzeba było tylko podpalić gałęzie przyniesione przez Fereza, ale chłopak ufał, że właśnie po ogień jego mistrz się udał.
- Cudownie… - zamruczał zadowolony Mistrz, jak tylko dostrzegł kamienie.
Wyniósł rzeczy z jaskini i położył je obok siedzeń, a w zasadzie położył tobołek z jedzeniem. Pochodnią natomiast podpalił bez problemu gałęzie pod kociołkiem i wbił żagiew w ziemię tak, aby dodawała jeszcze odrobinę blasku, kiedy słońce zajdzie już całkowicie.
- Mamy chwilę wolnego nim woda się zagrzeje, więc może zjemy? – zaproponował Ferez i przysiadł na kamieniu, prostując przed siebie nogi i kładąc mały woreczek obok nich, aby pozostał na widoku.
Nie był zmęczony, może odrobinę obolały po czynnościach, które w rzeczy samej były ćwiczeniami o niezrównoważonej sile natężenia. Wyciągnął rękę w stronę Granda, a drugą po klepał swoje udo. Po co chłopak miał gnieść swoje zgrabne pośladki na jakimś twardym kamieniu, jak z miejsca gdzie zasiadł Ferez można było sięgnąć po jedzenie?
Chłopak z ochotą przyjął propozycje. Zarówno tą tyczącą się jedzenia, jak tą, aby jego kościsty zadek nie musiał być zmuszany do siedzenia na twardym kamieniu. Rozsiadł się wygodnie na udzie Fereza i aby nie spaść, objął go jednym ramieniem za szyję.
- Kurczę, zaczynam się przyzwyczajać do tego, że jesteś. Zaczynam nawet zastanawiać się jak to będzie kiedy przyjdziesz jutro, albo jakie znów ćwiczenia dla mnie wymyślisz. Człowiek jednak przyzwyczaja się bardzo szybko do dobrego – Pochylił się, aby sięgnąć po tobołek z jedzeniem, który położył sobie na kolanach. Nie, teraz nie mógł już obejmować Fereza, jeśli chciał się dobrać do posiłku. Zabrał rękę i rozsupłał węzeł. Popatrzył na zawartość. - To czego sobie pan życzy? – Nie patrząc na mistrza, przechylał głowę to w jedną, to znów w drugą stronę i lustrował spojrzeniem jedzenie. Babcia wiedziała, co dobre i dbała o swojego wnuka. Było w czym wybierać.