poniedziałek, 26 grudnia 2011

Miłość wymaga wyrzeczeń. 9.

Z kąta, na ciemnym poddaszu, dochodziło ciche pochrapywanie. Chris smacznie odpoczywał z dala od całego zgiełku szkoły i innych hałasów. Był wykończony po wieczornym polowaniu. Nie miał zamiaru wracać do pokoju, bo wiedział, że raczej tam sobie nie odpocznie. No i pod postacią pumy wypoczywał znacznie lepiej. Kocisko mruczało naprzemiennie z wydawaniem odgłosów chrapania. Skrył się w najdalszym zakątku poddasza, więc nie przejąłby się nawet tym, że ktoś pojawił się w tej ciszy. Zresztą, tutaj nikt raczej nie przychodził a nawet jakby, to Chris pozostawał niewidoczny w swoim zakamarku. Poddasze było idealnym miejscem na koci sen. W nocy panowała tu idealna cisza, a ciemności były rozświetlane jedynie przez słabą poświatę księżyca. No i od niepamiętnych czasów, Christian był tu zawsze sam.
Jednak nie dziś. W pewnej chwili, pod sufitem, rozbłysły dwa szafirowe światełka. Coś poruszyło się tam bezszelestnie. Po kilku minutach, z belki pod sufitem zeskoczył miękko Xellet. Wrócił do szkoły po dłuższej nieobecności i to czego dowiedział się od Roxanne skłoniło go do rozmyślań. Znał poddasze równie dobrze co Christian i także lubił przychodzić tu, by zaznać ciszy i spokoju. Jego powrót nie okazał się dla niego tak sympatyczny jak Logan na początku przypuszczał.
Chociaż wątpił w prawdomówność Roxanne od zawsze, to jednak teraz jej uwierzył. Dlaczego? Może dlatego, że gdzieś tam, w głębi duszy czuł się trochę winny? Westchnął cicho i niestety przyznał sobie rację. Wyjechał bez słowa. Nie odezwał się do Christiana ani razu. Nie powinien więc obwiniać go teraz o to, że ten szukał szczęścia u boku innego. Potrząsną głową i skrzywił się. Musiał się uspokoić, a w jego przypadku nie było to łatwe.
Nagle do uszu Xelleta dotarł dźwięk pochrapywania. Co u licha? Chłopak przekręcił głowę w stronę owego pomruku z miną mordercy i przeszedł kilka kroków, zbliżając się do źródła hałasu. Standardowo nie miał problemów z widzeniem w ciemnościach, więc gdy tylko ujrzał pumę stanął jak wryty. Szlag! Zacisnął zęby, patrząc na zwierzę całkowicie obojętnie.
- Czyżbyś nie miał gdzie spać? - zapytał spokojnie, lustrując go wzrokiem. Po chwili zacisnął dłonie w pięści i założył na siebie ręce, unosząc pytająco brwi. Guzik go obchodziło, że właśnie budził Kota.
- Mam gdzie spać - mruknął Christian, zaraz po tym jak błyskawicznie powrócił do swojej ludzkiej postaci. I choć widok Xelleta był dla niego zaskoczeniem, ziewnął przeciągle, jak gdyby nigdy nic. Podniósł się z podłogi i spojrzał na Logana pytająco. - Nie było cię - stwierdził. Przeciągnął się niedospany, a echo nastawianych kości poniosło się po poddaszu. - Nie raczyłeś nawet napisać krótkiego listu. Ale teraz... - westchnął wymownie i uśmiechnął się delikatnie. - Wypadałoby bym dostał buziaka na przeprosiny.
Xellet oparł się obojętnie o jakiś drewniany, zakurzony słup i przyjrzał się uważnie Dienowi. Na jego twarzy pojawił się nikły uśmiech, pełen złośliwej ironii i chęci mordu.
- Wypadałby poczekać trochę z adoptowaniem nowej zabawki - wycedził przez zęby. Jednak już po chwili opanował nerwy i dorzucił ironicznie. - Tęskniłeś?
Jego świecące ślepia były dość irytujące gdy w ciemności przelatywały badawczo po sylwetce Chrisa. Nie czekając na odpowiedź, Logan odepchnął się od słupa i podszedł do jakiegoś starego fotela. Potraktował mebel kopniakiem, przez co wzbił się w powietrze tabun kurzu, po czym siadł spokojnie, odganiając ręką kurz sprzed twarzy.
- Nowa zabawka? - Christian przewrócił oczyma ze znudzeniem. Mógł się domyślać, że tak będzie i teraz zachowanie Logana nie robiło na nim tak wielkiego wrażenia. - Nikogo nie adoptowałem - odparł spokojnie. - A jeśli ci chodzi o Maxa, to tylko naiwny dzieciak - oparł się wygodnie o filar. Kąciki jego ust podjechały lekko w górę. - Jesteś zazdrosny? - spytał cicho, choć odpowiedź malowała się przed nim bardzo wyraźnie w zachowaniu Xelleta.
To było widać, nie mógł mieć złudzeń. Najgorsze było jednak to, że sam Chris nie wiedział czego tak naprawdę chciał i ogarnęło go uczucie delikatnej paniki pomieszanej z sytuacją bez wyjścia.
Logan przez chwilę wpatrywał się bez słowa w Kociaka, zastanawiając się, czy w ogóle ma chęć na tę dyskusję.
- Właściwie to... byłem zazdrosny - odparł ze spokojem, odgarniając grzywkę na bok. Założył nogi na szafkę obok, zrzucając przy okazji jakieś pudełko. - Ale teraz ciesze się twoim szczęściem - uśmiech na twarzy chłopaka tym razem nie wyglądał tylko złośliwie. On po prostu był w tym momencie wredny. - A co tam u ciebie ogólnie słychać? - dorzucił zbędne pytanie, by zamaskować prawdziwe emocje, jakie teraz nim targały.
- Jakim szczęściem? - odparł spokojnie Christian, chociaż miał mu ochotę strzelić w twarz za to, co powiedział. - Nie wiesz, co mówisz - warknął. Tęsknił za nim, a ten oczywiście, jak każdy naiwny człowiek, musiał najpierw posłuchać innych. Odetchnął głęboko kilka razy i przymknął oczy. - Nie musisz być złośliwy. Nic mnie z Maxem nie łączy głębokiego.
Ostatnie zdanie nie zabrzmiało jednak zbyt pewnie. No bo cóż z tego, że Max mu się podobał? Wolałby mieć przy sobie zdeterminowanego i pewnego siebie Logana niż jakiegoś rozemocjonowanego chłopaka. Choć w zasadzie, to już sam nie wiedział, co myśleć.
Logan podniósł się z fotela i uraczył Christiana szerokim uśmiechem.
- To tak, jak ze mną - powiedział spokojnie i ruszył do klapy by opuścić poddasze. - Miłego wieczoru i dobranoc, Kocie - rzucił wymijając go i klepiąc w ramię.
Postanowił wrócić do swojego pokoju i zacząć się znów pakować. Walczył z emocjami z całych sił. "Tylko nie rycz! Nie rycz mówię!" - przekonywał sam siebie, kiedy podnosił klapę.
- Świetnie. Rób co uważasz - warknął w odpowiedzi Christian i zamrugał oczami, bo cisnęły mu się do nich jakże zdradzieckie łzy złości.
Nie będzie za nim leciał, oj nie. To chyba nie ta bajka. Kopnął jakimś kawałkiem drewna w kierunku Xelleta, ale roztrzaskało się ono o ścianę. Złość tak w nim wzbierała, że czuł iż jak tylko Logan wyjdzie, to rozniesie poddasze.
- A i pozdrów Maxia - mruknął cicho Xellet, szykując się do zejścia.
Nie był to już ton pewnego siebie Xelleta. Dało się wyczuć w nim smutek, wręcz rozpacz i zwykły żal. Nie czekając już ani chwili, zeskoczył na dół i puścił biegiem, byle by dalej od Chrisa i od problemu.
*
Drzwi od szkolnej kuchni zaskrzypiały delikatnie, kiedy wielkie kocisko wsuwało się do pomieszczenia. Nie chciało mu się polować. A, że był głodny, postanowił zajrzeć po prostu do lodówki. Musiał zresztą zająć się myśleniem, a nie polowaniem. Powrót Logana wzniecił w jego głowie pożar, a ugasić go mogło tylko stanowcze podjęcie decyzji. Musiał sam przed sobą przyznać, czego pragnie bardziej.
Nie rozejrzał się nawet po pomieszczeniu, tylko spokojnie poszedł do pierwszej lepszej chłodziarki i otworzył ją zgrabnie by wsadzić w nią włochaty nos.
- Nie ładnie tak zakradać się do kuchni zamiast samemu coś zdobyć, Dien - rozległ się ironiczny głos gdzieś z tyłu.
Kociak, z resztkami steku w pysku, odwrócił się i spojrzał na jednego z tutejszych profesorów, a mianowicie Salvatore'a. Zmienił się w człowieka i wytarł dłonią krew z brody zanim się odezwał.
- Obrońca sprawiedliwych - przewrócił wymownie oczyma i ponownie zmierzył wzrokiem rudzielca. - Nie lubię, kiedy ktoś mi mówi co mam robić - westchnął i zamachnął się dłonią, by zatrzasnąć lodówkę.
- Oczywiście, że nie - sarknął profesor. - Bo po co się przejmować innymi?
Salvatore nawet nie spojrzał na Christiana. Grzebał jedynie w resztkach jedzenia na swoim talerzu. Nie chciał się z nim kłócić, ale cały dzień siedział z Loganem i po prostu nie umiał być miły. Od niedawna Xellet zrobił się dla Nate'a ważny, a on nigdy nie dopuszczał do krzywdy bliskich mu osób.
- Nie przesadzajmy. Przecież nikt mi nie wmówi, że to moja wina - Chris prychnął, doskonale zdając sobie sprawę z tego, co jego, kiedyś niemal przyjaciel a teraz tylko znajomy, ma na myśli. - Wszyscy myślą, że ja to o, na pstryknięcie palca. Czy ja do cholery wyglądam jak pszczółka, albo inne cholerstwo, co skacze z kwiatka na kwiatek? Nie! Dlatego zastanawia mnie, czy ludzie naprawdę są tacy głupi - wyrzucił z siebie na jednym oddechu. Nie wyspał się przez Logana i teraz całe sfrustrowanie wychodziło z niego na polowaniu bądź w rozmowie z niewinnymi osobami.
- Nie no gdybym ja się dowiedział od Roxanne, że Rina zamieszkała w jednym pokoju z takim Maxem to też bym nie miał pytań, naprawdę. Zwłaszcza, że jego siostrzyczka, dodała pewnie coś od siebie. A, że mu na tobie... - Nate zamknął się, bo właśnie powiedział o pół zdania za dużo. Logan go zabije. - Przynajmniej nie wyjechał - dorzucił i wstał z krzesła, by wrzucić talerz do zlewu.
- Tylko, że on nie chce tłumaczenia - syknął wściekle Chris. - Nie chce mnie dopuścić do słowa. On zawsze wie lepiej... I nie wspominaj mi o Maxie - jęknął, a fala złości zalała mu twarz. Ręce zacisnęły się w pięść, a płuca wzięły głęboki oddech. - Nie wiem, czy dobrze, że nie wyjechał. Teraz kiedy sądzi, że nic go tu nie trzyma, to by chyba było najlepsze wyjście.
- Myślisz, że nie chciał? Olał moje protesty, ale nie ma gdzie pojechać - Nathan skrzywił się delikatnie, przypominając sobie rozmowę z Xelletem. - A jeżeli chodzi o tłumaczenia... To... Po prostu go to boli, a to i tak dziwne - wrzucił naczynia do zlewozmywaka i ruszył do wyjścia. - Jesteś z Maxem? - zapytał jeszcze, stając w drzwiach.
- Musisz o to pytać? - Christian skulił się niczym rażony ogromnym bólem. - Jak Xellet będzie chciał znać prawdę, to sam zapyta.
- On się ciebie boi - Salvatore rzucił Christianowi ostatnie spojrzenie i zniknął za drzwiami.
Chris usiadł ciężko na najbliższym krześle. Złożył ręce na stole, a głowę położył na nich. Miał dość. Szlag go już trafiał słysząc wszystkie te oskarżenia. Wyjechać i zostawić wszystko jest okej, ale zostać pozostawionym bez wieści i nadziei na ponowne spotkanie już nie. I oczywiście jedynym winnym jest Christian!
- Cześć! - rozległ się nagle tuż przy nim delikatny, damski głosik.
- No cześć - odmruknął, podnosząc głowę i zerkając z niezadowoloną miną na osóbkę, która ośmieliła się w tak bezceremonialny sposób przerwać jego rozmyślania.
- Nudzi ci się, widzę - stwierdziła idealnie uczesana i wymalowana laleczka. Wyciągnęła z szafki metalowe pudełko z ciastkami i, siadając bezstresowo obok chłopaka, otworzyła metalową pokrywkę. Wsunęła tam dłoń i po chwili, zapychając się już ciastkami, powiedziała: - Nora jestem.
- Christian - odpowiedział i gapił się na nią przez chwilę. Zastanawiał się, czy skądś jej nie zna, albo czy jej przypadkiem nie widział, ale niestety nie kojarzył jej. - Nowa jesteś? Nie widziałem cię nigdy - zmierzył ją dość ostentacyjnie z góry, aż po same czubki butów i z powrotem, tak jakby to była najbardziej naturalna rzecz w jego życiu.
Ciastka znikały w jej ustach w niesłychanie szybkim tempie a, że długie włosy zaczęły jej przeszkadzać włażąc do ust, zwinęła je sprawnie w mały koczek i wyciągnęła kolejne ciastko.
- Chcesz? - wyciągnęła dłoń ze słodyczą w stronę Chrisa. Nie wiadomo dlaczego, ale nie odpowiedziała mu na pytanie.
- Jadłem przed chwilą - spojrzał na ciastka i uśmiechnął się lekko na myśl o słodyczach. Zamyślony założył nogę na nogę, przy czym uwaga... nie wyglądało przy jego posturze komicznie. Jak to sam Max stwierdził, wyglądał niczym grecki, czy tam alpejski bóg.
- Nie to nie - skoro nie chciał, to dalej sama pałaszowała ciastka. "Pójdzie w dupę, jak nic!"- skarciła się w myślach, ale i tak nie miała zamiaru przestać się opychać. Za bardzo to lubiła. - Muszę znaleźć Derona. Nie widziałeś go może? - zapytała z pełnymi ustami uśmiechnęła rozbrajająco.
- Derona, a któż to? - zdziwił się, marszcząc czoło. - Twój chłopak? - mruknął, bo nie zdziwiłby się, gdyby tak było. Zresztą, chyba za dużo myślał o facetach. "A gdyby tak iść w pizdu? Nie no, nie bawmy się w Logana" - warknął w myślach, a Norze posłał nieco wymuszony uśmiech.
- Tak. Chyba tak - Nora zrobiła dość dziwną miną i, rzucając za siebie pustą puszkę jak zwykły papierek po batonie, westchnęła teatralnie. - A ty masz dziewczynę? - zapytała tak swobodnie, że Christiana aż wgniotło w krzesło z wrażenia.
- Cóż, mam z nimi problemy... One są jak... - tu przez chwilę zapanowała cisza bo Dien nie mógł się wysłowić normalnie. Nie znajdował dobrego określenia na Maxa i Logana. Byli dla niego niepojęci. - Są jak pogoda, zresztą, co ja ci będę mówił - przewrócił oczyma, komunikując tym samym, że jego problemy są zbędnym tematem rozmowy. W sumie mógłby się wygadać, ale po co?
- Hmm... kobiety. Masz lepiej... Gdybyś miał ogarnąć psychikę facetów miałbyś gorzej - zerknęła na niego spokojnie i podkuliła nogi, opierając je na stole. Ach, gdyby ona wiedziała jak bardzo teraz trafna była jej uwaga.
- Masz rację, dobrze, że to baby. Typowe baby - mruknął złośliwie z hołdem dla Maxa i Logana i uśmiechnął się szeroko. - Powiedz mi, co mam zrobić, by odzyskać tą, która zniknęła i wróciła, a potem jeszcze mnie oskarżyła o zdradę? No może nie jestem święty, ale kurw... - jęknął i spojrzał na nią wymownie, wręcz prosząco.
- Em... i jeszcze żyjesz? - Nora uniosła brwi zdziwiona ale potem roześmiała się spokojnie. - Ja bym cię zabiła, więc wiesz... A zrobiłeś coś nie tak? Czy tylko ona ma schizy? - zapytała, przyglądając się Chrisowi.
- Nie wiem, a ta niewiedza jest zajebiście bolesna. Ciągnie mnie do tej drugiej, ale kocham pierwszą. Zaczynam się zachowywać jak schizofrenik. Niedawno bym niemal zabił, chłopaka który się przystawiał do tej drugiej... Rozszarpałbym go na befsztyki - schował twarz w dłoniach i jęknął długo i żałośnie. - Nie, nie ogarniam, w ogóle.
- Hmmm... a byliście parą z numerem pierwszym? - zapytała z rozbawieniem, widząc jego rezygnację.
- Tak. Nie. Nie wiem - popatrzył na Norę umęczonym wzrokiem. - Kocham go tyle wiem. A Max... - syknął i spojrzał na nią z lekkim przestrachem, po czym przymknął oczy. - Nie mam dziewczyn, nie lubię dziewczyn. - przyznał w końcu, zezłoszczony na siebie. Miał dość wszystkiego i w ogóle miał ochotę sobie po prychać na cały świat jak rozkapryszona panienka lub wściekły kot.
Nora uśmiechnęła się i oparła plecami o wielkie ramie chłopaka, przymykając oczy.
- To już tłumaczy dlaczego to takie skomplikowane - powiedziała z lekką nutką rozbawienia w głosie. - A Max jest uroczy i kochany i nie możesz sobie go odpuścić - stwierdziła ot tak po prostu, rozsiadając się wygodnie na stole oparta o wielkoluda.
Chris zmroził wzrokiem jej plecy i podrapał ją za uchem.
- Max, to plastelina... Lubię kiedy poddaje mi się w dłoniach i kiedy na jego twarzy pojawia się ten grymas, kiedy nie wie czy ma iść dalej, czy powiedzieć dość - westchnął. - Z drugiej strony ten wstrętny kocur Xallet każe mi za sobą gonić i jestem do niego bardziej przywiązany. Czy on nie kuma, że to od niego zależy? Zostawi mnie i co? Mam płakać i czekać? Dobrze, owszem, czuję się źle, jestem zdekoncentrowany, poobijany przez to, że się skupić nie mogę i... Zaczynam się rozgadywać jak baba. Pięknie - jęknął i nabrał powietrza w usta by nic już nie mówić.
Kiedy Nora zorientowała się, że chłopak cały czas mówił o Loganie, wyprostowała się tak gwałtownie iż zjechała ze stołu, a lądowanie na tyłku na ziemi nie było przyjemne. Aż jej się koczek lekko poluźnił, a szpilka podtrzymująca go, wylądowała na ziemi.
- LOGAN XELLET? - miała minę jakby ktoś zafundował jej ślicznej buzi spotkanie z patelnią. - Przecież to najgorszy palant w tej szkole.
Christian pochylił się nad dziewczyną i wyciągnął do niej dłoń z lekkim uśmiechem.
- On wcale nie jest palantem. Jestem większym - przewrócił oczyma bo niemal zakuło go, kiedy powiedziała o Loganie per palant. - Wiesz, nie mam mu nic do zarzucenia prócz tego, że ma zdolność do znikania, a ja nie umiem czekać.
- Ogólnie to Xellet ratował mnie z depresji gdy ... no gdy ją miałam, a potem go wcięło. Nie wiedziałam nawet, że wrócił. Choć przez pięć dni, nie robił nic innego jak poprawianie mi humoru i był wtedy naprawdę kochany i zajebisty, to jak wyjechał mnie wkurzył i do tego wrócił i nic nie powiedział! I... - zamilkła by nabrać powietrza po tym napadzie słowotoku.
- No cóż... - Chris wykorzystał chwilę milczenia Nory i wpadł jej w zdanie. - Nie wiem, jak to jest, ale nie wyobrażam sobie, że go więcej nie zobaczę. Znikanie znikaniem, ale złości mnie to, że nie wierzy. Zresztą, tak jak powiedziałem, nie będę czekać aż łaskawie się zdecyduje komu ufać. Max mi może dać wszystko...- zamilkł bo zrozumiał nagle jak bardzo się właśnie myli. - Nie! Nie może... Zgłupieje z nimi i jeszcze ta wkurzająca dziewczyna. Jak ja zniknę to znaczy, że ją zamordowałem - powiedział sycząco w stronę drzwi, jakby Izabella się miała w nich zjawić.
Nora wskoczyła ponownie na stół i rozsiadła się na nim z szerokim uśmiechem. Nie posiedziała jednak długo, bo kiedy tylko chłopak usiadł obok niej, bezceremonialnie ułożyła się na blacie tak, by jej głowa spoczęła na jego kolanach. Uśmiechnęła się do niego radośnie i, patrząc mu prosto w oczy, zaproponowała z niesłychaną lekkością:
- Jak chcesz, mogę zabić dziewczę. Większość kobiet to głupie suki. Jakbym była facetem byłabym gejem - zakończyła spokojnie i zamknęła oczy, zakładając nogę na nogę i machając nią w powietrzu. - W ogóle, jeżeli chcesz żeby ten palant cię słuchał to go do tego zmuś.
- Że niby mam go brutalnie...? Ale, ale... Ja mu nie chcę zrobić krzywdy, a jeszcze ponoć się mnie boi, co jest dla mnie chore. Niemniej jednak, toż to kruszynka jest. Ja bym go małym paluszkiem złamał - uniósł brew w górę, zdziwiony jej słowami, ale każda szara komórka w jego mózgu zaczęła analizować to wszystko. Wiadomo, jest iskra to będzie i wielkie bum, czyli w przypadku Chrisa, kolejny genialny w jego mniemaniu plan.
- A ja myślę, że powinieneś to przemyśleć.
Zerwała się nagle z jego kolan i kilkoma susami znalazła się przy drzwiach. Zniknęła za nimi jeszcze szybciej niż się pojawiła, a w powietrzu pozostało po niej tylko echo szybkiego 'Pa!'.

niedziela, 25 grudnia 2011

Miłość wymaga wyrzeczeń. 8.

Maxymillian szedł zamyślony krętą ścieżką. Miał tyle do przemyślenia i tak mało czasu. Tęsknił. Jak zawsze ostatnio. Od kiedy przyjechał do tej szkoły nie było właściwie dnia by nie dopadło go to uczucie.
- Christian... - wyszeptał do siebie i uśmiechnął się.
Fakt, nie widział go znów od kilku dni ale czy to ważne, kiedy widok osoby, na którą czekamy zawsze koi nasze nerwy? Nieważne! A ostatnia wspólna noc była taka cudowna. Miał nadzieję, że już wkrótce dane mu będzie spotkać się z przyjacielem ponownie. Obiecał sobie nawet, że jak tylko go zobaczy, to wypyta się dokładnie o te jego nocne wypady i kilkudniowe zniknięcia.
Nagle zza jednego z drzew wyskoczyła Izabella. Jak zawsze uśmiechnięta i bez trosk i jak zawsze strasznie rozkrzyczana.
- Maxiu! - wrzasnęła wpadając na niego z rozpędu i wieszając mu się na szyi. - Gdzie byłeś jak cię nie było? Czekałam na ciebie na błoniach. Nie zjawiłeś się więc wyruszyłam na poszukiwania i tu cię mam.
- Masz mnie? - zdziwił się chłopak, ale odruchowo złapał Izabellę w pasie i przytulił. - Nie krzycz tak, dobrze? Nie jestem głuchy, a ty oznajmiasz całej społeczności szkolnej, że mnie znalazłaś - odstawił ją na ziemię i uśmiechnął się. - A po co ja ci jestem potrzebny?
- Bo strasznie się nudzę - Izabella wykrzywiła usta w podkówkę i zrobiła smutną minę. - No przecież wiesz, że jak nie ma ciebie w pobliżu to i z zabawy nici. Wiesz, że od jakiegoś czasu obejść się bez ciebie nie potrafię. - Zatrzepotała rzęsami jak kokietka i uśmiechnęła się słodko.
Jej ręka powędrowała do policzka Maxa i przejechała po nim czule. Oczy zrobiły jej się maślane, a głowę przekrzywiła jak szczeniak.
- Nie przesadzaj, Iza. Nie jest aż tak źle - niby chciał zaprotestować ale widząc jej rozkosznie słodkie oblicze uśmiechnął się i położył dziewczynie ręce w pasie. - Kotek, ja nie jestem jedynym facetem w tej szkole. A już na pewno nie jestem jedynym na tej planecie - Odwrócił ją delikatnie tyłem do siebie i opierając brodę o ramię dziewczyny wyszeptał jej do ucha. - Zmykaj bo muszę pomyśleć. Jak skończę to może zjawię się na błoniach.
*
W tym czasie Chris był na polowaniu. Dzikie przeczucia zawiodły go, aż na urwiska. Bezszelestnie przeskakiwał wielkim kocim cielskiem po skalnych półkach, a kiedy tylko dosłyszał jakieś krzyki, zatrzymał się. Brązowe oczy wraz z łbem wychyliły się zza jednej ze skalnych półek i natychmiast zmrużyły się niebezpiecznie. To co zobaczył wcale go nie pocieszyło, ani też nie poprawiło humoru. Przyczaił się niczym ukryty smok i obserwował to zdarzenie z umiarkowanym, jak na niego, spokojem. Zdradzał go tylko ogon poruszany z dość dużą prędkością, którą powodowała dziwna złość i kłucie w sercu. Przez jego głowę przylatywała jedna uparta myśl: "Rozszarpię ją...".
Kiedy dłoń dziewczyny znalazła się na policzku Maxa, serce kociaka podeszło mu do gardła, a sierść zjeżyła się dość mocno. Natomiast gest Maxa, kiedy odwrócił ją do siebie tyłem i szeptał... Christian jednym susem przeskoczył całą półkę skalną i znalazł się tuż przy nich, warcząc wściekle. Jego myśli były jednoznacznie skierowane na mord tej panny, która jakkolwiek próbowała mu odebrać jego własność. Nie zastanawiał się nad konsekwencjami swoich czynów, ponieważ targała nim żądza mordu, zemsty i zazdrości.
Naprężone mięśnie szykowały całe kocie cielsko do skoku i gdyby nie to, że Max stał za blisko tej wywłoki, to zapewne już by dawno wgryzał się w jej szyję i spoglądał z kocim zadowoleniem, jak zdycha w męczarniach.
Izabella wrzasnęła jak opętana słysząc ten ryk. Odwróciła się w stroną, z której dochodził i oczy powiększyły jej się trzykrotnie. Zakryła ręką usta i cofnęła się o kilka kroków. Niestety, efekt tego był taki, że życiowa niezdara wylądował twardo na pośladkach.
- Max! - krzyknęła przerażona i wskazała dłonią w stronę kota. - Max! Uważaj!
Maxymillian odwrócił się prawie równocześnie z dziewczyną w stronę kota i w pierwszej chwili jego gardło ścisnął strach. Nie był w stanie nawet krzyknąć. Po minucie, może dwóch, dotarło do niego jednak, że stworzenie, które właśnie przed nim stoi to Christian. Ale dlaczego wygląda jakby chciał pożreć ich oboje? Dlaczego ma tak niebezpiecznie roziskrzone oczy? Odwrócił się do dziewczyny i starając się nie roześmiać z jej obecnego położenia, wyciągnął do niej rękę.
- Iza, nie bój się. Ja go znam. Wstań, proszę. Jeśli nie będziesz wykonywać gwałtownych ruchów to raczej nic ci nie grozi.
Szczerze mówiąc sam w to w tej chwili nie wierzył. Starając się uspokoić dziewczynę, starał się zrobić to samo ze sobą. Christian wyglądał przerażająco.
Puma podeszła nieco bliżej szczerząc swoje kły. Na Maxa nawet nie spojrzała, bo Chris nie miał mu zamiaru nic robić. To dziewczyna była dla niego przeszkodą i to ją miał zamiar upolować. Miał też ochotę jej nagadać do słuchu, ale to za chwilę. Teraz może spokojnie ją postraszyć. Wyprężył się więc jeszcze bardziej, jakby już miał skakać i zaryczał mocniej, aż skalne półki gdzieniegdzie usypały się od tego ryku.
Max popatrzył z niedowierzaniem jak kolega go wymija i z najeżonym groźnie karkiem podąża w stronę Izabelli.
- Chris? - zagadnął go dość cicho.
Musiał przyznać, że serce ma w gardle i drży z przerażenia widząc przyjaciela w takim stanie. Nie żeby nie widział go jako kota. Ale nigdy nie widział go tak groźnego. Zachodził w głowę o co chodzi Christianowi i jak temu zaradzić. Niestety, jakoś nic mądrego mu teraz na myśl nie przychodziło.
- Ma...Ma....Maaax!
Jąkanie dziewczyny zakończyło się krzykiem. Nie zdążyła się nawet podnieść z ziemi, a już śmierć zaglądała jej w oczy. Czuła na sobie oddech kociska, ręce jej drżały a nogi odmawiały posłuszeństwa. Nie była w stanie się teraz podnieść. Patrzyła przerażona w osłabiające ją z minuty na minutę oczy Pumy i drżała przy każdym kolejnym powiewie jej oddechu.
Puf! Chris w jednej sekundzie zmienił się w człowieka. Człowieka wielkiego i powalającego rozmiarami, tak samo jak najeżone kocisko. Spojrzał na Izabellę niczym na robaka w szkolnych krzakach po czym prychnął cicho, spluwając jej pod nogi.
- Żebyś mi się więcej nie ważyła do niego zbliżyć, bo obiecuję że cię zabiję - mruknął nadal wbijając w nią czekoladowe spojrzenie.
Serce nie chciało mu opaść z gardła, łomotało, a krew pulsowała w żyłach jak szalona. Najchętniej by ją teraz zrzucił z urwiska dla świętego spokoju, ale czuł na karku przerażone spojrzenie Maxa.
Człowiek, nawet takich rozmiarów jak ten teraz przed nią, nie przerażał już aż tak bardzo Izabelli. Mimo, że miał koszmarnie piorunujące spojrzenie i widziała w jego oczach pewną śmierć, podniosła się z ziemi i stanęła z nim twarzą w twarz. Patrząc z boku nie przyszłoby nikomu do głowy takie określenie ich spotkania bo twarz Izabelli znalazła się dokładnie na wysokości piersi chłopaka, ale niech już tak zostanie. Podparła się pod boki i nabierając porządnie powietrza wysyczała mu z miną wściekłego wilka.
- A czy ty uważasz, że on jest twoją własnością? - wskazała ręką na oniemiałego Maxymilliana i kontynuowała. - To człowiek, jakbyś nie zauważył. Ma własną wolę i jest sam sobie panem. Nie masz żadnego prawa zakazywać mi zbliżania się do niego. Nie masz też prawa zabraniania mu spotykania się z kim zechce - zapomniała chyba na chwilę o strachu zupełnie.Teraz po prostu kipiała ze złości.
Natomiast Maksymillian stał z otartymi ustami i nie wiedział co ma powiedzieć. Chciało mu się śmiać z rozwścieczonej Izabelli ale też bał się o nią bo Chris nie wyglądał na oazę spokoju. Miał mieszane uczucia. Nie wiedział czy cieszyć się, że Chris jest o niego zazdrosny, czy złościć się na niego za ton jakim zwracał się do Izabelli. Przecież ona w sumie nic takiego strasznego nie zrobiła.
Nastała chwila ciszy, skomponowana przez Christiana, a potem niezauważalnie jego dłoń podniosła się i przecięła powietrze ze świstem, znajdując barierę na policzku dziewczyny. Nie chciał uderzyć z pełną mocą, bo faktycznie by się przewróciła, albo spadła z urwiska. Uderzył ją, owszem, ale w pełni świadomy. Nie spotkał jeszcze drugiego człowieka, który by go tak irytował, uważając, że wie wszystko lepiej. Może i miała rację, ale Chris mimo, że się nie wydawał, to potrafił się zdenerwować. Jej szczęście, że Max tu był, bo gdyby ją spotkał samą, to Amadeusz wydawałby się przy nim potulnym Puszkiem Pigmejskim.
Ten cios to był szok! Szok, który spowodował, że Izabella zamilkła. A to już wielki sukces. Nikt do tej pory nie potrafił zamknąć jej ust, kiedy się aż tak nakręciła jak przed chwilą. Podniosła rękę do policzka i patrzyła na Christiana z szeroko otwartą buzią. Nie trwało to jednak zbyt długo. Już po kilku sekundach milczenia oczy dziewczyny zwęziły się niebezpiecznie.
- Tyyy...- warknęła wściekle i zrobiła krok w przód z rękoma zaciśniętymi w pięści.
Widząc to Maxymillian błyskawicznie znalazł się pomiędzy nią a Christianem. Stojąc do przyjaciela twarzą, położył mu obie ręce na klatce piersiowej i spojrzał w oczy. Nie podobało mu się to, co w nich zobaczył. To była przerażająca wściekłość i ogniki mordu skierowane w Izabellę.
- Christian, proszę - wyszeptał, lustrując go cały czas wzrokiem. - Skarbie, daj spokój. To tylko mała, słaba kobietka.
- Co? - rozległ się za jego plecami głos Izabelli.
- Zamilcz na chwilę, błagam - ryknął gniewnie do dziewczyny, zerkając na nią przez ramię.
Jego wzrok po sekundzie powrócił na twarz chłopaka, a na jego ustach starał się jak mógł, wykwitnąć choć nikły uśmiech. Nie dopuści przecież do tego, by Chris zrobił coś, czego będzie potem żałował.
- Właśnie widać, że mocna to ona tylko w buzi jest. Ciekawe czy ze wszystkim tak jej te usta pomagają - Chris uśmiechnął się mściwie.
Po cóż było ją bić, skoro równie dobrze mógł ją doprowadzić do łez samymi słowami? Nie znał jej, fakt. Sam jednak był na tyle sprytnym człowiekiem, by odwrócić wszystko na swoją korzyść i teraz także tak było. Pogłaskał dłoń Maxa na swojej piersi delikatnie, a wzrok pełen tryumfu skierował w tęczówki Izabelli. Na jego twarzy pojawiła się tak przenikliwa kpina, że w każdej chwili i Max, który go dotykał, mógł się nią zarazić.
- Chris, odpuść jej. To tylko dziewczyna. Nie jest warta twoich nerwów - Maxymillian przemawiał do chłopaka jak najspokojniej. Nie cierpiał awantur i nie chciał dopuścić do tego by jego znajomi skakali sobie do oczu. Nie chciał tego tak samo mocno jak tęsknił za Christianem. Odwrócił się do Izabelli i mrugnął do niej porozumiewawczo. - Może jednak zawiesicie broń i podacie sobie ręce na zgodę, co? - zaproponował, starając się nie słyszeć tego, jak Chris obrażał właśnie Izabelle i tego, jak zapewne ona naskoczy za chwilę na Christiana.
- Czy ty nie słyszysz jak on o mnie mówi? - warknęła Izabella zgodnie z jego oczekiwaniami. - Nie pozwolę by taki ktoś...
- Milcz! - powiedział ostro Max i uniósł dłoń w geście nakazującym jej zamkniecie natychmiast buzi. Równocześnie cofnął się odrobinę by wtulić się plecami w tors Christiana i ujął go za rękę, obejmując nią siebie w pasie. - To największy skarb w moim życiu, Iza. Nie pozwolę by coś stanęło miedzy nami, ale nie chcę też byś była przez niego obrażana. - Uniósł i lekko odwrócił głowę, by zerknąć na oczy przyjaciela. - To jak? - zapytał, uśmiechając się słodko.
W głębi duszy nie wierzył, by to przyszło mu z taką łatwością ale zawsze można mieć nadzieję. Może jednak sprawdzi się w roli negocjatora? Oby, bo szczerze mówiąc, miał już tej awantury serdecznie dość. Wolałby teraz siedzieć na dywanie, przed kominkiem, wtulony w objęcia Chrisa i szczęśliwy, że ukochany jest przy nim.
Kociak przyciągnął chłopaka do siebie władczo i posłał Izabelli ironiczny uśmiech. Nos Christiana znalazł się we włosach Maxa.
- Lepiej będzie dla ciebie, jeśli przestaniesz się do niego zbliżać, a i na mnie się lepiej nie napatocz - powiedział do dziewczyny cicho, ale jego oczy zmrużyły się i zaiskrzyły kocim blaskiem przez krótką chwilę.
Jeśli chodzi o pogodzenie się to raczej nie było najmniejszej nadziei, że wyciągnie do niej rękę. Już sama jej obecność w pobliżu Maxa wywoływała u Kota konwulsje, a co dopiero zabójcze myśli, kiedy go nie było w pobliżu.
- Sam widzisz, Max - prychnęła jak oblana zimną wodą kocica i odwróciła się na pięcie. - Do zobaczenia, jak tego czegoś nie będzie w pobliżu - rzuciła jeszcze przez ramię i posłała z ironicznym uśmiechem buziaka w powietrzu w kierunku Maxa,
Oddaliła się tak szybko, że nawet nie dała szansy Maxowi na odpowiedź. Najwyraźniej miała dość konfrontacji, w której zdaje się i tak była z góry przegrana.
Max bez słowa odprowadził dziewczynę wzrokiem i odetchnął ciężko, kiedy zniknęła. Zamknął oczy i nie odwracając się wtulił się bardziej w objęcia Christiana. Był wykończony całym zajściem. Czuł się jakby przebiegł sto mil bez chwili na odpoczynek. Czuł jak nogi same mu się uginają i cieszył się, że ma za plecami Chrisa bo chyba nie ustałby w miejscu.
- Mam dość. Nienawidzę jak ktoś się kłóci - wyszeptał i odetchnął głęboko kolejny raz. - Nie mogłeś odpuścić?
- A ja nienawidzę, jak ktoś mi zabiera to co kocham - powiedział cicho Christian i poczochrał włosy Maxa, przytrzymując go, by mu czasami nie zemdlał.
Wpatrzył się w stronę, gdzie zniknęła Izabella, z planem mordu przy najbliższym spotkaniu. Owszem, obchodziło go co myśli Max, ale ona była dla niego osobistą porażką i rzepem na kocim ogonie. Pech, że akurat na jego.
- Przesadzasz, wiesz? - Max odwrócił się twarzą do Christiana i uśmiechnął zawadiacko.
Jego dłonie znalazły się na karku przyjaciela a usta zbliżyły się do jego ust. Bezgłośnie wypowiedział słowa, jakie chciał powiedzieć już dawno ale cały czas brakowało mu odwagi. Nieme 'Kocham Cię' zakończył czułym pocałunkiem. Chłonął całym sobą obecność przyjaciela. Uwielbiał go, a po tym co dzisiaj zobaczył był już pewien, że nic tego nie zmieni. Christian był o niego zazdrosny! A przecież zazdrość to siostra bliźniaczka miłości. Czuł jak ciepło wypełnia go coraz bardziej. Przywarł do ukochanego całym sobą i zamienił delikatny pocałunek w namiętny taniec ich języków. Spijał słodycz z ust Christiana, a w zamian dawał mu całą miłość jaka kryła się w jego sercu.

Miłość wymaga wyrzeczeń. 7.

Maxymillian siedział po turecku na łóżku i rozmyślał nad pójściem na zajęcia. Szczerze mówiąc, nie chciało mu się wychodzić, ale skoro jest tu jako uczeń... Trzeba się chyba ruszyć, ubrać i wyjść. Oj, kurde, no. Miał strasznego lenia i nawet nie zdołał się jeszcze ubrać, a co dopiero wyjść. Przeciągnął się leniwie i ziewnął. Nie! Nigdzie się stąd nie rusza. Po co? I tak nie mogą go wyrzucić więc ma to w nosie.
Z drugiej jednak strony... Może będzie Iza? Może zdoła wyjaśnić z nią kilka spraw. Kapitalnie im się rozmawiało od kiedy razem walczyli przeciw pająkom. Była wspaniałą przyjaciółką i nigdy się przy niej nie nudził. Zapomniał już nawet, że kiedyś go tak strasznie irytowało jej zachowanie. Nie znał jej wtedy po prostu.
A teraz? Ha! Potrafiła w ciągu jednej chwili poprawić mu humor. Zawsze wiedziała jak odwrócić jego uwagę od tematów, które go pogrążały w rozpaczy lub zwykłym smutku. Zupełnie tak jak kiedyś Catherina. Choć nie. Cath to całkiem inna bajka. To bolesna przeszłość. Przeszłość, do której nigdy już nie wróci. A Iza? Hm.... Iza jest jak promyk słońca w jego czarne dni. Jak światełko w tunelu, prowadzące go do celu. Potrzebował jej bo potrzebował kogoś, kto oderwie go od tęsknoty. Co prawda wolałby by to był Christian ale ten zniknął gdzieś znowu na kilka dni.
Cóż, chyba będzie musiał zacząć przyzwyczajać do prawdy. Christian ma własne życie. Przygarnął go do siebie jak zabiedzonego kundla bo mu go było żal. Dobrze mu się z nim mieszkało, fakt, chyba jednak pora się wynieść. Chyba zbyt mocno przywiązywał się do myśli, że kiedyś może stać się dla Chrisa kimś więcej. Kimś, kim Chris stawał się pomału dla niego.
Szlag! Głowa Maxa spoczęła ciężko na jego rękach, wspartych łokciami o kolana. Znów zaczynał odpływać w niedostępny dla niego świat. Znów pozwolił sobie na nierealne marzenia i znów pogrążał się w cierpieniu. Iza! Potrzebował teraz Izy z jej szczebiotem zagłuszającym myśli. Wstaje!
W chwili, kiedy właśnie podjął decyzję o wyjściu, przez drzwi do pokoju wsunęła się rozczochrana głowa Christiana. Jego czekoladowe spojrzenie zlustrowało szybko pomieszczenie i zatrzymało się na Maxie.
- A ty dlaczego jeszcze leżysz? - spytał mrużąc oczy i wsunął się do pomieszczenia.
Wyjątkowo miał na sobie szatę, co oznaczało, że nie zamieniał się w kota. Pozostawała ona rozpięta, a spod niej wystawała niebieska koszula i ciemne jeansy.
- Tylko nie mów, że cały dzień tu siedzisz. - Chris warknął wręcz na chłopaka i zamknął drzwi... na klucz.
- Nie leżę, tylko siedzę, prawda? - Max przybrał lekko obronny ton i podniósł głowę, by zerknąć na przybysza.
Maxymillian obiecał sobie przed chwilą, że już nigdy nie pozwoli sobie na chwilę zapomnienia przy Chrisie i miał zamiar się tego trzymać. Ale ten klucz? Dlaczego? Cholera, dlaczego zamknął drzwi na klucz? Wbił wzrok w oczy chłopaka i zacisnął usta. Musiał przyznać, że się przestraszył. Zapewne zaraz zobaczy co oznacza gniew Christiana. Zapewne naraził mu się swoim zachowaniem i tym, że pozwalał sobie na zbyt wiele w jego obecności.
Christian w kilku krokach znalazł się przy łóżku. Jego szata została gdzieś przy drzwiach, a on stanął na przeciwko Maxa. Nachylił się lekko, patrząc na niego jak lekarz i sprawdził dłonią czoło, czy czasami nie ma gorączki. Po chwili lekko go pchnął by się położył. Kiedy Maxymillian opadł miękko na poduszki, Chris wdrapał się na łóżko i usiadł mu na biodrach.
- Musimy sobie chyba coś wytłumaczyć - mruknął i złapał za dwa końce szlafroka Maxa delikatnie, jak za zapalnik jakiejś bomby.
- Coś się stało? - głos Maxa drżał. Leżał na łóżku ale nie mógł powiedzieć by było mu miło i przyjemnie. Przerażenie w nim wzbierało więc zalała go fala gorąca. - Przecież... przecież... - No właśnie co? Przecież co? Do ciężkiej cholery! - Posprzątałem wszystko.... - uchwycił się czegokolwiek, by tylko nie wypowiedzieć słów jakie mu się nasuwały na myśl. Jąkał się niemiłosiernie.
- Chyba nie będziesz płakać? - brew Chrisa podjechała w górę, a na jego twarzy pojawił się lekki, ironiczny uśmiech.
Pociągnął lekko za końce szlafroka by go rozwiązać i po chwili odchylił jego poły, wpatrując się w nagi tors chłopaka. Naturalnie nie umiał się opanować przed oblizaniem ust. Nie wiadomo jak w jego dłoniach pojawiła się mała buteleczka, której zawartość, czy raczej jej część wylądowała na piesi Maxa. Zapach zielonego owocu rozniósł się po pokoju, a Chris ułożył swoje dłonie na ciele chłopaka i delikatnie zaczął rozcierać tłusty, ale przyjemny w dotyku płyn.
Myśli Maxa galopowały jak szalone przez jego umysł. Płakać? Nie, nie. Nie miał zamiaru płakać. Był zdenerwowany i lekko przerażony. Szukał w myślach przyczyny, dla której Christian chciałby go ukarać ale to? To raczej nie była kara. Poczuł rewelacyjny zapach rozchodzący się po pokoju, a dłonie Diena na jego ciele przywołały wspomnienia prysznica. Zaczerwienił się niespodziewanie i, śledząc spojrzeniem każdy ruch przyjaciela, przygryzł dolną wargę i poruszył się niespokojnie.
Dłonie Christiana błądziły delikatnymi, ale stanowczymi ruchami po jego piersi. Rozprowadzał oliwkę dokładnie, a skóra Maxa stawała się przyjemnie śliska. Sam Chris zsunął się niżej, by teraz zjechać dłońmi na brzuch przy czym uśmiechał się zadziornie. Max poczuł jak spodenki zaczynają robić się nieco zbyt ciasne i zrobiło mu się strasznie głupio. Przecież obiecywał sobie, prawda? Obiecywał spokój i rozsądek. Żadnego podniecania się i żadnego pozwalania na szaleństwa serca. Chwycił dłonie Christiana i odsunął je delikatnie od swojego brzucha.
- Christian, co robisz? - zapytał trzęsącym się, tym razem z podniecenia, głosem.
- Sprawiam ci przyjemność. - Szybkim i pewnym ruchem pozbawił Maxa spodenek. - Jak ci źle to powiedz.
Christian spojrzał na przyjaciela i jego erekcję z zadowoleniem. Przeniósł wzrok na twarz Maxa i z zadziornym uśmieszkiem zabrał się za wcieranie oliwki w jego uda.
- Nie, nie...
Maxymillian potrząsnął przecząco głową. Zaprzeczył zbyt gorliwie jak na sytuację i własne postanowienia. Musiał przyznać przed sobą, że sprawia mu to ogromną przyjemność. Że nie czuł się tak od wieków i pragnął dotyku Chrisa jak niczego innego.
- Ale potem ja też chcę się odwdzięczyć. Dobrze? - szept Maxa był cichy.
Oddychał nieregularnie z trudem łapiąc powietrze. Zamknął oczy i pozwolił sobie na chwilową ekscytację z doznań jakie fundował mu właśnie Chris.
- Skoro chcesz... - Christian mruknął i spojrzał na przymykające się oczy chłopaka.
Kontynuował delikatne ruchy, aż do kolan, po czym zawrócił, zbliżając się niebezpiecznie w okolice krocza. W końcu po krótkiej pauzie, chwycił w dłonie naprężoną męskość Maxa i zaczął ją masować, wraz z jądrami. Zapach oliwki go nieco otumanił i też czuł się przyjemnie, aż za bardzo. Gdyby całym ciałem napierał na chłopaka, ten mógłby to przymroczenie pomieszane z podnieceniem poczuć, ale nie chciał się jeszcze przed nim zdradzać. No i nie chciał by było mu ciężko.
Po pokoju niczym szept tajemniczego ducha poniósł się jęk rozkoszy Maxa. Przyjemność jaka rozeszła się po jego ciele wraz z dotykiem dłoni Christiana pozbawiła go resztek opanowania i samozaparcia. Świat zawirował a Maxymillian razem z nim. Zacisnął pięści na pościeli i powstrzymywał się od kolejnych jęków z obawy o to, że wszystko nagle pryśnie niczym bańka mydlana, a on znów obudzi się w opuszczonym pokoju.
Podniecenie Maxa wywołało zadowolenie u Chrisa. Co jak co, ale lubił sprawiać ludziom przyjemność i chyba mu się udało. Nie wspominając o tym, że wolałby mieć tylko bokserki, a nie ciasne jeansy, no ale przeżyje. Jego ruchy przestały być delikatnie, a stały się miarowe i coraz szybsze. Dłoń mocniej zacisnęła się na męskości Maxa, pieszcząc ją wyjątkowo starannie. Max odpływał. No tak, przyjemność stawała się uporczywie natrętna. Nie mógł zapanować nad sercem, oddechem, umysłem. Chciał spełnienia ale nie chciał tego tylko dla siebie. Ujął dłonie Chrisa i podniósł się unosząc mu ręce ku górze. Dość stanowczym ruchem wysunął się spod chłopaka i wpatrzył w jego oczy nie puszczając mu rąk.
- Jesteś słodki, wiesz? Ale to nie powinno dziać się w ten sposób. To powinno być inaczej - wyszeptał i pochylił się by na ustach Diena złożyć delikatny pocałunek.
Chwycił go za ramiona i popchnął lekko, prowokując Chrisa do odchylenia się nieco w tył. Christian zdziwił się trochę, ale nie protestował. Odchylił się w tył na kolanach i oparł dłońmi na pościeli. Spoglądał na Maxa, co rusz oblizując usta. Był nieco zły, że ten nie dał mu skończyć. Maxymillian przejechał palcem po policzku chłopaka wpatrując się w jaśniejszy ślad jaki zostawał na skórze tuż po dotknięciu. Uwielbiał rysy twarzy tego chłopaka. Kochał się mu przyglądać i korciło go by wydobyć z niego jęk rozkoszy. Uśmiechnął się zadziornie i sięgnął do brzegu koszulki Chrisa. Wsunął pod nią chłodne dłonie i wolno zaczął unosić ją do góry. Kiedy tylko ukazał się skrawek ciała za koszulką powędrowały po nim i usta. Delikatnie, powoli czule. Wznosząc się coraz wyżej i wyżej.
Christian zamruczał niczym rasowy kociak i spoglądał na Maxa z czułością. Uniósł ręce w górę, by Max ściągnął z niego koszulkę i miał lepszy dostęp do jego ciała. Wraz z każdym pocałunkiem Maxa podniecenie w jeansach Christiana stawało się coraz bardziej nieprzyjemne i ciasne.
Kiedy już żadna szmatka nie stawała Maxowi na drodze do ciała chłopaka uśmiechnął się sam do siebie i przejechał delikatnie paznokciami od ramion aż po pas Christiana. Badał przy tym zachłannie każdy jego mięsień i sprawdzał ukradkiem wyraz twarzy przyjaciela, mrucząc cicho z zadowolenia niczym kot. Och, niczym wielki i strasznie pobudzony kot.
Christian spoglądał pożądliwie na Maxa. Skrzywił się przez chwile nieco, czując kolejne pulsowanie w spodniach. Zamaskował to jednak westchnięciem godnym mistrza i uśmiechem. Maxymillian odebrał to jako zachętę. Jego palce zatrzymały się na skraju spodni Diena. Wsunął je delikatnie cal pod pasek i przejechał kusząco raz w jedną a raz w drugą stronę.
- Może się tego pozbędziemy? - zapytał słodko i uśmiechnął się. - No chyba, że bardzo lubisz jak twoje maleństwo dusi się w spodniach - uśmiech jaki pojawił się na jego twarzy był niesłychanie kuszący.
- I kto tu mówi o maleństwie? - Chris spojrzał na przyjaciela z dzikim uśmiechem i wstał, chwiejąc się nieco na łóżku.
Ściągnął spodnie, zostając w luźnych bokserkach i uwalniając po części swoją męskość. Odetchnął z ulgą, stojąc nad Maxem przez chwilę, a później padł na kolana.
- Prawda, że lepiej? - Maxymillian wyszeptał kusząco i pocałował Chrisa delikatnie w kącik ust.
Popatrzył przez chwilę na twarz przyjaciela i roześmiał się szczerze. Nie czekając nawet na gest zaproszenia zarzucił mu ręce na szyję wpijając się w jego usta. Lecz nie bardzo nachalnie. Delikatnie, namiętnie z poczuciem chęci sprawienia mu przyjemności i oddania mu choć odrobiny swojego serca przez kilka zwyczajnych, jak to mówią, pocałunków.
Christian po chwili przytulił go do siebie, całując namiętnie po całej twarzy. Smakował jego twarz, będąc bardziej zachłannym niż Max. Pieścił też jego plecy, czując jednocześnie, że się do niego przykleja przez oliwkę.
Mruczeniem można było nazwać to czym Max przywitał pierwszą pieszczotę Christiana, teraz to już był jęk rozkoszy. Posłusznie przesuwał się w tył i dawał się całować jak tylko się Christianowi podobało. Wręcz poddawał się jego pocałunkom. Kochał to uczucie, kiedy przyjaciel był tak blisko. Chłonął każdym skrawkiem swojego ciała ciepło bijące od niego i zaciągał się jego zapachem jakby chciał zaspokoić się tym na zapas. Nienawidził gdy tamten znikał. Niecierpiał być bez niego. Wiedział jednak, że tak musi być więc gdy tylko znalazł się blisko Chrisa, starał się czerpać z tych chwil pełnymi garściami i zamykać każde odczucie w sejfie swojego ciała, duszy, serca...
Christian pchnął go lekko na łóżko i przez chwilę wpatrywał się w niego i jego płonące ciało. Chociaż sam wcale nie czuł się mniej rozpalony, podobało mu się jak tamten reagował. Max uważnie śledził każdy ruch chłopaka. Przeskakiwał spojrzeniem z mięśnia na mięsień, gdy tańczyły pod jego skórą przy każdym jego ruchu. A kiedy ciało Chrisa zalśniło dzięki olejkowi, przy tańczących w kominku płomieniach.... Max aż jęknął cichutko.
Christian mruknął i opuszkami palców jednej ręki przejechał leciutko po jego plecach. Drugą zgarnął go do siebie mocno, aż poczuł doskonale jego bijące serce. Usta Kota znalazły swoje miejsce w szyi chłopaka, pieszcząc ja delikatnie językiem. Co chwilę wzdychał, czy raczej oddychał głośno, by się opanować i nie zrobić mu krzywdy.
- Może chcesz.... Może...
Maxymillian nie mógł załapać tchu. Nie potrafił dokończyć jednego prostego zdania kiedy język Chrisa i jego usta błądziły po zakamarkach jego szyi. Przylgnął do chłopaka tak, jakby nie chciał by dzieliło ich nawet pół centymetra powietrza. Tak, jakby to powietrze miało mu skraść jego największy na świecie skarb. Odchylił lekko głowę na bok i przygryzł sobie dolną wargę. Zbyt mocno! Poczuł metaliczny posmak w ustach, ale to było nieważne. Ważne, że było mu tak cudnie.
- Nie okaleczaj moich ust - warknął do niego Christian niby groźnie.
Dłonie Chrisa wraz z pieszczącymi plecy opuszkami powędrowały niżej. Ścisną delikatnie pośladki Maxa i uśmiechnął się. Jego głowa uniosła się w górę, tak, że usta znalazły się koło ucha. Max, bardzo niechętnie odsunął się odrobinę od chłopaka aby spojrzeć na niego łapczywie. Patrzył na Chrisa z takim uwielbieniem, jakby podziwiał jedyne w swoim rodzaju dzieło sztuki.
Kociak był taki... No właśnie, jaki? Max nie wiedział jak ma to określić. Słodki? Nie, to zdecydowania nie pasowało do Chrisa. On nie był słodki. Był wulkanem. Był rozbrajający. Ale na pewno nie słodki. Max położył dłonie na brzuchu przyjaciela i spojrzał mu w oczy. Delikatnie przejechał rękoma w górę i w dół, a następnie rozsunął na boki i koniuszkami palców powędrował po jego żebrach. Wzrokiem wodził za swoimi dłońmi i uśmiechał się, widząc jak jego dotyk wywołuje miejscami gęsią skórkę na ciele chłopaka. Pocałował go delikatnie w brzuch i zsunął dłonie do jego członka.
Christian przeczesał palcami blond włosy Maxa. Każdy dotyk sprawiał mu przyjemność w wykonaniu Maxa, ale w przeciwieństwie do chłopca wolał się katować i brać mniej, by później jeszcze bardziej rozkoszować się zwycięstwem. Chwycił jego dłoń i położył na swojej piersi w miejscu serca. Nie wypowiedział ani jednego słowa. Zatonął po prostu w spojrzeniu Maxa i uśmiechnął się do niego kusząco.
Max poczuł jak serce Chrisa tłucze się w jego piersi. Jego wcale nie pozostawało spokojniejsze. Wręcz przeciwnie, wydawało się jeszcze bardziej rozszalałe. Delikatnie pogładził palcami skórę na piersi chłopaka. Zbliżył twarz do jego twarzy i muskając ustami jego usta wyszeptał :
- Wiesz, że przez ciebie wariuję? Wiesz jak tęsknię gdy cię nie ma? - Pogładził nosem nos ukochanego i zajrzał w bezkres jego oczu.
- Wiem - wyszeptał Chris. Uśmiechnął się słodko i przygarnął do siebie Maxa gwałtownie. Płonął! Miał dość czekania.
Maxymillian ponownie przylgnął na chwilę do Chrisa, zabierając całą wolną przestrzeń między nimi. Dokładnie tak, jakby stawali się wówczas jednym ciałem. Wplótł palce we włosy chłopaka i odszukał ustami drogę do jego ust. Wpił się w nie pocałunkiem namiętnie, zacisnął mimowolnie dłonie w pięści zamykając w nich włosy kochanka. Pragnął go tak bardzo.
Nie potrzymał go jednak długo w ramionach, bo po chwili, Chris pchnął go na łóżko dość mocno, wprost w stertę poduszek, obserwując każdy unoszący się kosmyk jego włosów i twarz, na której wykwitło chwilowe zaskoczenie. Zamruczał, jak kot i wszedł nad niego. Patrzenie na Maxymilliana z góry sprawiało mu wielką przyjemność.
Max miał ochotę coś powiedzieć. W sumie rozmowy z przyjacielem także mu bardzo brakowało ale... Nie. Teraz po prostu uśmiechał się i patrzył na Christiana z takim uwielbieniem w oczach, że jego spojrzenie byłoby w stanie roztopić każdą bryłę lodu na świecie. Uniósł dłonie i palcami przejechał po piersi chłopaka. Po jego gładkiej jak aksamit skórze. Jedyne co zdołał z siebie wydusić to westchnienie z tęsknoty za bliskością.
Christian przeniósł wzrok dokładnie na łydkę Maxa i na swoją dłoń, która się na niej znalazła. Miękkim ruchem począł się wspinać po jego nodze, muskając ją pieszczotliwie. Oczy dokładnie śledziły ścieżkę, jaka powstawała po jego dotyku. Wspinał się wyżej i wyżej, aż na żebra Maxa, a następnie zaczął schodzić ponownie na dół. Maxymillian drżał jak wiosenna trawa przy ciepłych powiewach wiatru. Rozkosz to chyba zbyt płytkie określenie na to, co teraz czuł. Jego ciało napinało się jak struna przy każdym muśnięciu dłoni Christiana. Serce szalało, a w głowie szumiała jego rozpędzona w żyłach krew.
- Chris...- jęknął w przypływie podniecenia i przejechał paznokciami delikatnie po skórze przyszłego kochanka.
Uwielbiał go. I to było teraz jedyne co wiedział na pewno. Christian odsunął się nieznacznie. Chciał, by Max wiedział, jaką wielką przyjemność mu sprawia doprowadzanie go do szaleństwa. Nachylił się nad nim i językiem zaczął znaczyć drogę od szyi kochanka aż po jego brzuch. Zatrzymał się tam na chwilę i pocałował kilka razy, leciutko kąsając. Popatrzył na twarz Maxa i z uśmiechem powrócił do wędrówki językiem po jego ciele. Po chwili musnął wewnętrzną stronę jego uda. Uniósł lekko głowę i zlustrował łapczywym spojrzeniem męskość Maxymilliana. Pogłaskał dłonią udo chłopaka, a drugą położył wyprostowaną na jego brzuchu.
Max zacisnął palce na pościeli i zamknął ją w uścisku z kolejnym jęknięciem. Mrowienie jakie biegło po jego ciele tuż za pieszczotą Christiana było niemalże nie do zniesienia. Wrzało w nim z podniecenia, a zęby co chwilę zaciskały się na jego dolnej wardze. Tracił kontrolę nad swoim ciałem i nad swoimi reakcjami. Coraz bardziej dawał się nieść uczuciom i coraz głębiej tonął w rozkoszy z bliskości przyjaciela. Christian był tak blisko niego, a równocześnie nadal tak bardzo daleko.
Kiedy wargi Kota znalazły się blisko męskości chłopaka, już wiedział, że nie oprze mu się w żaden sposób. Wilgotny język przejechał po erekcji pieszczotliwie, unosząc ją w górę jeszcze bardziej. Max wpadł w sidła rozkoszy z jakich wydostać go mogło jedynie spełnienie. Przeniósł dłoń na głowę kochanka i zatopił palce w jego włosach. Chciał czuć jak głowa Christiana tańczy przy każdym jego ruchu. Chciał by jego zmysły były dzięki temu uprzedzane przed każdą kolejną falą rozkoszy jaką fundował mu chłopak.
Pieszczota była delikatna, lecz bardzo pewna i rozkosznie namiętna. Będąc wyżej, usta Chrisa zasysały się, a jego wzrok kierował się na twarz Maxa. Maxymillian poczuł, że jeszcze chwila i w pościeli Chrisa zostanie kilka dziur po jego palcach. Zaciskał pięść i bardzo starał się by nie zrobić tego samego z dłonią we włosach kochanka. Uniósł się nieco nad poduszkę i spojrzał na chłopaka. A kiedy napotkał jego wzrok, uśmiechnął się i ponownie opadł na łózko z dość głośnym jęknięciem z rozkoszy i podniecenia. Krew pulsowała mu w członku z takim naporem, że miał wrażenie jakby go rozrywało.
Christian zwiększył nieco tempo ruchów. Paznokciami wbił się w udo kochanka i jęknął cicho przechodząc w mruczenie. Trwał niewzruszony w półuśmiechu i czekał cierpliwie aż Max zaleje jego usta ciepłym nasieniem. No i nie musiał czekać długo. Przez ciało Maxymilliana przeszła fala rozkoszy naprężając jego mięśnie i tworząc z nich niezniszczalne skały. Wygiął się nieznacznie w łuk i krzyknął z rozkoszy jaka nim zawładnęła kiedy, tak jak przypuszczał, jego męskość eksplodowała. Nie zdołał już się kontrolować i zacisnął obie dłonie w pieści. Było mu rozkosznie dobrze.
Christian powstrzymał się, by nie syknąć, kiedy poczuł zaciskającą się dłoń na jego włosach. Po chwili wypuścił męskość Maxa z ust, odchylił się i głaskając jego uda, wspiął się wyżej i położył obok niego. Cały czas pieścił dłonią jego zmęczonego i śliskiego od resztki spermy członka.
- Wiesz, że muszę iść? - spytał, chociaż nie chciał go zostawiać.Przytulił się do piersi Maxa i westchnął ciężko.
- Niestety wiem - wyszeptał Max i ucałował czubek głowy chłopaka. - Nie chcę tego. Nie zostawiaj mnie, proszę. Nie teraz.
Wiedział, że zapewne jego prośby i tak nic nie dadzą. Chris miał swoje życie i on to szanował. Nie mógł jednak znieść myśli, że zostanie teraz sam. Nie chciał spędzić kolejnej nocy bez bliskości ukochanego.
- Dobrze - Chris chyba potrafił zaskakiwać nawet samego siebie. Naciągnął kołdrę, ciepłą i puchatą, na ich nagie ciała i przytulił swoje wielkie cielsko do ciała Maxa, wtulając nos w jego szyję. - Nie zostawię - uśmiechnął się pod nosem i przymknął oczy.
Pierwszy raz chyba będzie spać grzecznie w łóżku i pierwszy raz spokojnie.
Uśmiech zawitał ponownie na twarzy Maxymilliana. A, że był wykończony, wtulił się w kochanka i nawet nie wiedział kiedy zasnął w objęciach miłości i w krainie spokoju i pełnego zaspokojenia.

niedziela, 11 grudnia 2011

Miłość wymaga wyrzeczeń. 6.

Nie wiadomo gdzie, i nie wiadomo jak, Maxymillian usłyszał, że sporo ludzi zebrało się w Amfiteatrze. Miał się sam nudzić w lesie? Kolejny wieczór? O nie! Biegiem ruszył w tamtą stronę i już po minucie stanął w wejściu z uśmiechem na twarzy i lekko rozczochranymi włosami. Tak, tak, dzisiaj Maxymillian się uśmiechał. Nie wiedział nawet dlaczego. Fakt, obudził się w fatalnym nastroju i miał zamiar przesiedzieć dzień samotnie pod jakimś drzewem, ale kiedy wziął prysznic, wszystko się zmieniło. Postanowił, że pójdzie na spacer. Ale nie po to, by się umartwiać. Miał ochotę pomyśleć i bardziej rozeznać się w terenie szkoły. No i może przy okazji zapoznać bliżej z innymi uczniami. Ostatnia lekcja pojedynków, na której był podobała mu się bardzo. Zwłaszcza kiedy Tragedia posłała tego pewnego siebie typka w powietrze. Może ta dziewczyna będzie i dzisiaj? Może najwyższa pora poznać tę irytującą istotę?
I tak oto stanął w wejściu do amfiteatru i uważnie zlustrował wzrokiem obecnych tu ludzi. Kto rzucił mu się od razu w oczy? No a jakże mogłoby być inaczej. Tragedia! czy raczej Izabella, jak się naprawdę nazywała ta niesłychanie rozweselona dziewczyna. Ale dzisiaj nie przeszkadzała mu ona zupełnie. Mało tego, Max zrobił coś co mogło wydać się pozostałym bardzo dziwne. Podszedł do niej i uśmiechając się wyciągnął dłoń w geście przywitania.
- Cześć. Jestem Max - odezwał się wesoło i przyglądał się jej uważnie.
-A hej! - Na jej twarzy ukazał się szeroki uśmiech, a ręka błyskawicznie wystrzeliła w kierunku dłoni Maxa, zamykając ją w delikatnym uścisku. - Iza. Nareszcie postanowiłeś się ujawnić? Czy może znudziło ci się takie samotne siedzenie pod każdym drzewem?
Max skrzywił się odrobinę i uśmiechnął niezdarnie. Otworzył już buzię, by udzielić jej odpowiedzi na pytania, które wyskakiwały z jej ust jak z karabinu maszynowego. Nie zdołał jednak wypowiedzieć ani słowa, bo Izabella bez skrępowania zakryła mu usta dłonią.
- Cicho! Ja już wiem - powiedziała rozentuzjazmowana i z błyskiem w oczach. - Jesteś tajnym agentem i zbierasz informacje o tej szkole dla ministerstwa. Skończyłeś obserwację i teraz przechodzisz do zadawania pytań.
- Tragedia a raczej Izabella, nie przesadzaj w domysłach, dobrze? - Nie mógł uwierzyć w to, że można wymyślić coś równie nieprawdopodobnego. - Nie jestem żadnym... - przerwał nagle, widząc jak do amfiteatru wchodzi niedawny przeciwnik dziewczyny w pojedynkach.
Oczywiście, chłopak nadal miał na ręce pamiątkę po ostatnim starciu z Izabellą, w postaci gipsu ale widać było, że niewiele się nauczył bo spojrzał na dziewczynę z kpiącym uśmiechem.
Nagle wszystko ucichło. Szum wiatru stał się niewyczuwalny, szmer drzew niesłyszalny. Wszyscy, którzy stali, bądź siedzieli poczuli dość mocne szarpnięcie, a podłoga w amfiteatrze zrobiła się płaska. Zniknęła scena, zniknęło podwyższenie i trybuny. Powstała zamknięta arena. Niebo nad głowami uczniów poczerniało, zrobiło się strasznie zimno i nieprzyjemnie. Max popatrzył pytająco na Izę i rozejrzał się dookoła. Jedna z dziewczyn, która przed chwilą jeszcze siedziała na skraju sceny, wylądowała twardo na ziemi. Poderwała się jednak szybko i rozglądała czujnie wokół. Z twarzy Izabelli zniknął uśmiech. Po pierwsze Amadeusz tu był, a to nie był dla niej najwyraźniej powód do śmiechu, a po drugie zrobiło jej się potwornie zimno. Znowu. A dopiero co ogrzała się biegiem. I jeszcze to ciemne niebo...
- To jakaś apokalipsa chyba. - Skuliła się troszkę i patrzyła niepewnie po obecnych, sprawdzając ich reakcje, bo może to tylko jej wyobraźnia.
- Albo kolejna sztuczka profesora. - Max wyszeptał do dziewczyny z nikłym uśmiechem. - Nie mów mi tylko, że się boisz.
- Ja? Nigdy! - Iza starała się jak mogła zamaskować swoje prawdziwe uczucia.
Pozostali uczniowie wydawali się tak samo zaskoczeni zaistniałymi zmianami co i oni. Wszyscy przyglądali się uważnie zmienionemu pomieszczeniu, choć prawdę mówiąc, niewiele dało się dojrzeć. Chłodne podmuchy wiatru dziwnie się zachowywały, jakby chcąc opleść nogi stojących jeszcze uczniów i zamknąć w sobie tych co wylądowali na ziemi. Targał lubieżnie niektórym z nich włosy, więc fryzury się raczej nie utrzymały. Poprawianie ich też nic nie dało.
- Co jest? Cholera jasna! - Rozległo się ciche i bardzo nerwowe syknięcie Izabelli. Powiewy natrętnego wiatru wydawały się być ledwie namacalnymi mackami jakiegoś dziwnego stworzenia.
Podnosząc nerwowo nogi dziewczyna, starała się jak mogła, odgonić to coś, co ją po nich smyrało. Nic nie była w stanie dojrzeć, więc nie miała pojęcia co to, a wyobraźnia pracowała jak szalona. Właściwie powinna się cieszyć, że nikt nie może jej teraz zobaczyć. Wyglądała jak opętana zaklęciem przymusowego tańca.
Gdzieś niedaleko Maxa rozległa się w ciemnościach inkantacja zaklęcia światła. Potem kolejna i następna. Niestety, były one najwyraźniej nieskuteczne, bo nie rozjaśniły mroku nawet o ton. Czyżby magia nie działała? Możliwe, ale niekoniecznie.
Jak w zegarku, co kilka chwil, na ścianach zapalała się pochodnia. Dopiero trzy kolejne oświetliły cokolwiek. Ściany były gładkie, żadnych kolumn, bruzd, jakby dopiero co wyremontowane. Z prawej i lewej strony od prawidłowego wejścia, a także na przeciwko niego ukazały się kolejne przejścia. Co najciekawsze, były one zakratowane. Kiedy pochodnie zapłonęły wszystkie, zza zakratowanych przejść doszło warczenie jakichś niespokojnych istot.
- No pięknie - Maxymillian podsumował ich obecną sytuację. Uniósł dłoń przed siebie i wpatrzył się w kraty.
Izabella również błyskawicznie uniosła dłoń i wycelowała w jedno z wejść. Na chwilę. Na bardzo krótką chwilę, bo zaraz potem przejechała wzrokiem po kolejnych wejściach, a wraz ze spojrzeniem i dłoń wycelowana była kolejno w każde z nich. Przeszła na sam środek pomieszczenia i ostrożnie obserwowała wszystko dookoła, gotowa do obrony lub ataku.
Max podszedł do dziewczyny i bez słowa stanął przy jej boku. Skoro coś miało się tu zacząć dziać, to chyba najlepiej zrobią trzymając się razem. Pozostali uczniowie również zachowywali czujność. Ich uniesione dłonie, milczenie i skupienie na twarzach, wskazywały na gotowość do zadania, jakie przygotował dla niech profesor.
W pewnej chwili coś zaszeleściło i głośne skrzypienie kraty na wschodnim wejściu oznajmiło wszystkim, że ktoś będzie wchodził, wpełzał lub też wlatywał do pomieszczenia. Najpierw powoli z ciemności wyłoniła się wielka włochata noga, a kiedy krata przestała zgrzytać, dało się słyszeć klekot. Na domiar złego nie był to klekot jednego stworzenia o włochatym odnóżu. Tuż za nogą ukazały się w ciemności oczy, a dokładniej kilka ich par - czerwone i bystre. Tak dokładnie! To była Akromantula. Dość młody osobnik ale jednak już przewyższał ich wzrostem.
- Niech to szlag! - ryknęła Izabella na widok potworów. - Niech szlag trafi tego, kto coś takiego w ogóle stworzył. - Posłała mordercze spojrzenie pająkom. Wycelowała w najbliższego. Mocno zacisnęła dłoń w pięść, a następnie celując w przeciwnika rozpostarła z impetem palce i krzyknęła dość głośno i wyraźnie zaklęcie męczarni.
Maxymillian również nie pozostał bezczynny. Zawtórował Izabelli dokładnie takim samym zaklęciem i gestem. Moc ich magii zjednoczyła się i pomknęła w kierunku najbliższego potwora ze świstem. Akromantula została wyrzucona na chwilę w górę i przewrócona na grzbiet. Leżała teraz i machała bezradnie odnóżami.
Max rozejrzał się po pomieszczeniu oceniając sytuacje pozostałych. To co zobaczył niedaleko nie napawało go nadzieją. Japonka, czy raczej Lorien, bo tak miała na imię ta dziewczyna, stała bez ruchu. Najwyraźniej Akromantule były dla niej koszmarem nie do pokonania. Określenie "zbladła" nawet w połowie nie opisywało tego, co właśnie stało się z czerwonooką. Jej skóra była nie tyle biała, co zielonkawa, a oczy szeroko otwarte, pełne przerażenia. Zrobiła krok do tyłu, nawet nie czując, jak trzęsą się jej ręce.
-Szlag! - warknęła Izabella tuż przy uchu Maxa. - Ona ma arachnofobię. - Już po chwili stanęła przy Lorien. Chwyciła ją za rękę i pociągnęła. - Stań za mną - krzyknęła, a zabrzmiało to prawie jak rozkaz. - Już! - Rozległ się znów dość ostry głos Izabelli, by pospieszyć dziewczynę.
Ręka Izy opadła wzdłuż jej ciała, lecz zaraz po tym, ze świstem przecięła powietrze, zatrzymując się na wprost pająka. Zagrzmiało od wypowiadanego zaklęcia "rozcięcia" i czerwona smuga pomknęła w stronę przeciwnika Izabelli i Lorien.
Maxymillian z pewną dawką niezadowolenia i zgrozy, stwierdził nagle, że jakimś dziwnym zbiegiem okoliczności, znaleźli się w pomieszczeniu tylko w trójkę. Gdzie podziali się inni uczniowie? Tego zapewne nie dowie się nigdy, alby dowie się po czasie. Nie podobało mu się to. Jednakże nie było teraz czasu na zastanawianie się.
Akromantula przed Izabellą rozpadła się na tysiąc kawałeczków. Max uśmiechnął się zadowolony i odwrócił w stronę zbliżającego się do niego potwora. Nie myśląc długo, wywinął zwinnie nadgarstkiem i wykrzyknął zaklęcie "odrętwienia". Skoncentrował się na pałających ogniem oczach stwora i miał nadzieję, że zdoła go powalić bo jak nie, to skończy jako jego przekąska.
Zaklęcie podziałało. Pająk padł odrętwiały a Max miał chwilę by ocenić stan zagrożenia wokół dziewcząt. Lorien, najwyraźniej odzyskała pewność siebie i przemogła się psychicznie, bo miotała sprawnie zaklęciami u boku Izabelli. Nie minęło nawet pięć minut by wszystkie "maleństwa" jakie wtargnęły do pomieszczenia, zostały pokonane.
Niestety, to nie był koniec ich trosk. Pod kolejną z unoszących się krat, zaczęły wchodzić następne włochate bestie. Większe i groźniejsze. Oszołomiona przez Maxa Akromantula zasyczała wściekle i wstała, ale już tak pewnie nie chodziła. Najwyraźniej część zaklęć nie miało zbyt silnego oddziaływania na te stwory. Dwa kolejne widząc nieszczęście kolegi ze stada ustawiły się za plecami dziewczyn, dając im tylko kilka sekund na reakcję zanim wypuściły w ich strony pajęcze sieci.
Iza wykonała szybki obrót i już stała oko w oko z pająkiem. Nie mogła uwierzyć, że kolejne wciąż wchodzą. Coś robili źle. Tylko co? Wykonała dłonią półokrąg i zakończyła ruch smagnięciem w stronę przeciwnika. Równocześnie krzyknęła wyraźnie zaklęcie "odrzucenia w tył" i posłała bestii piorunujące spojrzenie.
- Nie, nie, to nie miało być tak! - warknęła Lorien, natychmiast odbiegając kilka metrów w bok. - Won, sio, uciekać!
Kolejny raz machnęła dłonią, równie szybko, co przed chwilą, lecz bardziej zdecydowanie i zamaszyście. Rozległa się wyraźna inkantacja zaklęcia "obezwładniającego". Oba stwory atakujące dziewczęta zostały trafione zaklęciami z oszałamiającą siłą i precyzją. Widać było, że dziewczyny nie chodziły na zajęcia tylko dla zabicia czasu.
Maxymillian uśmiechnął się zadowolony. "Szkoda, że cię tu nie ma, Chris." - pomyślał i odwracając się w stronę jednego z nadciągających przeciwników wyszeptał zdecydowanie - "Kolejny będzie specjalnie dla ciebie."
Niestety, jego myśli szybujące w stronę przyjaciela nie pomogły mu a wręcz zaszkodziły, rozpraszając go niepotrzebnie. Pajęcza bestia, która stała za Izą, zauważyła rozkojarzonego Maxa. Chłopak wydawał się być dość bezbronny pogrążając się obecnie w swoich marzeniach, więc pająk podbiegł w jego stronę. Spowił go w jednej chwili taką ilością sieci, że Max padł wraz z nią na posadzkę i został pokryty przez pająka kolejną jej dawką. Sieć zakryła go zupełnie. Leżał więc twarzą do podłogi z unieruchomionymi członkami.
Lorien zdążyła uciec przed kolejnym stworem, ale Iza odwróciła się do niego tyłem, więc zarobiła w nogi sporą wiązką lepkiej pajęczyny, by po chwili stracić równowagę i paść na kolana. Na domiar złego kolejne kraty powoli zaczęły się otwierać - stado było wściekłe.
Izabella zaklęła siarczyście. No tak, runęła jak długa na posadzkę ale nie poddała się bo nie miała tego w zwyczaju. Wyprostowała się i, nie zważając na unieruchomienie, cofnęła rękę na lewo by zaraz potem, lekkim łukiem, skierować ją przed siebie i wycelować w kolejną bestię. Rozległo się dość głośno i wyraźnie zaklęcie "kamienia". Dziewczyna miała nadzieję, że bestia zamieni się w posąg, a ona będzie miała czas na uwolnienie się z więzów.
Na szczęście tak właśnie się stało. Kamienny pająk zatrzymał się tuż przy niej, trącając ją jednak na tyle mocno, iż przewróciła się na bok. Podciągnęła się do pozycji siedzącej i rozpalając niewielki płomień na dłoni przecięła krępujące ją sieci. Spojrzała po pomieszczeniu i zaniepokoiła się.
Widziała jak Lorien zacisnęła zęby i biegła. Naturalnie nie robiła tego tak bez celu! W prawo, w lewo, w prawo... Nogi miała sprawne i była dość szybka, a taki slalom powinien chociaż trochę te wielkoludy zmylić. Przecież były za duże, żeby nadążyć. Chyba. Kiedy była w miarę blisko jednego z nich, machnęła dłonią, celując mniej-więcej w odwłok. Rozległo się zaklęcie "cięcia", a Lorien przystanęła na chwilę, by zwiększyć prawdopodobieństwo trafienia. Udało jej się. Pająk rozpadł się na kawałki.
Jednak nie to zaniepokoiło Izę. Nie widziała nigdzie Maxa! A ostatnia krata otworzyła się całkowicie i pięć kolejnych bestii rozbiegło się po pomieszczeniu. Dwie z nich nacierały na Izabellę, gorączkowo przeszukującą wzrokiem pomieszczenie z nadzieją zlokalizowania gdzieś chłopaka.
Lorien podbiegła do koleżanki i szarpnęła ją za rękę pomagając jej wstać.
- Co z Maxem? - zapytała Izabella, podnosząc się dość szybko.
- Nie wiem - odparła Lorien i rozejrzała się. Nagle jej wzrok napotkał kołdrę z pajęczyny. - Tam! - wykrzyknęła, wskazując na uwięzionego chłopaka.
Obie dziewczyny wyminęły sprawnie napierające na nie pająki i podbiegły do stosu pajęczych sieci. Stanęły plecami do niego, by mieć wgląd na sytuacje wokoło. Niestety, właśnie zbliżały się do nich cztery bestie. Każda z innej strony. Najwyraźniej miały zamiar zamknąć uczniów w pułapce.
Izabella omiotła spojrzeniem stwory. Co zrobić? Szybko przeleciała w myślach zaklęcia i niemal machinalnie uniosła rękę nad głowę, przyklękając na jednym kolanie.Wykonała dłonią dość energiczny obrót nad głową, wymawiając dokładnie i głośno zaklęcie "odrzucenia o działaniu odśrodkowym".
odziałało! Bestie zostały wyrzucone z ogromną siłą w tył i odbiły się od ścian. Iza odwróciła się na klęczkach do Maxa.
- Pilnuj ich! Postaram się go uwolnić - rzuciła przez ramię do Lorien.
Japonka przytaknęła i ogarnęła sytuacje wzrokiem. Nie było tak źle. Na razie bestie pozostawały oszołomione. Należało się jednak spodziewać, że nie na długo.
- Pospiesz się - ponagliła Izabellę i powróciła do obserwacji Akromantul.
Tymczasem Iza ponownie rozpaliła płomyczek na dłoni i, z niemałymi obawami o bezpieczeństwo Maxa, rozcięła przykrywające go sieci.
- Max! Max! - krzyknęła rozrywając resztki sieci rękoma. Ze strachem patrzyła na nieruchomą sylwetkę chłopaka. - Max, błagam otwórz oczy i powiedz coś! - Ostatnie strzępy sieci wylądowały gdzieś z boku. - Maax!
Izabella rozdarła się na całe gardło, zabrała w sobie wszystkie siły by odwrócić go na plecy. Chłopak otworzył oczy i syknął z bólu. Jego włosy lśniły od resztek pajęczyny. Dziewczyna uśmiechnęła się radośnie i rzuciła mu się na szyję tuląc przez chwilę jak największy skarb. Półprzytomny Max przywarł do niej odruchowo. Skąd u niego taki przypływ sympatii? Może zmęczenie zawładnęło jego umysłem? A może po prostu samotność wzięła górę nad jego opanowaniem. Zamknął oczy i z westchnieniem ukrył twarz w zagłębieniu między szyją a ramieniem dziewczyny.
- Dobra, wystarczy wam tych czułości gołąbki - rozległ się nad ich głowami głos Lorien. - Ruszać się bo zaczynają wstawać.
Klekot szczęk powracających do przytomności bestii był zniewalający, wręcz ogłuszający. Ile ich tu mogło być? Dziesięć? Zapewne więcej... Po kolei zaczęły wstawać z podłogi, a połowa pochodni zgasła. Widoczność została mocno ograniczona.
Izabella zerwała się na równe nogi, zaraz za nią podniósł się i Max. Zamrugali kilka razy oczami by przyzwyczaić wzrok do ciemności. Ledwo dostrzegali teraz pajęcze sylwetki. Niestety były teraz wszędzie.
- To się musi skończyć! Musi! - warknęła Izabella i stanęła przed towarzyszami z ognikami wściekłości w oczach i szatańskim pomysłem w głowie. - Szykujcie się do pomocy. Będzie potrzebne dużo wody - rzuciła przez ramię do Maxymilliana i Lorien.
Oboje przytaknęli jej ochoczo, pojmując w lot co planuje dziewczyna. Izabella skupiła się na swojej wewnętrznej, magicznej sile i przymknęła oczy by zmaterializować w myślach ognistego lwa, który pożera pająki. Zacisnęła z całej siły dłonie w pięści, uniosła obie przed siebie, odetchnęła głęboko i otworzywszy oczy postarała się, by po rozpostarciu dłoni i wypowiedzeniu zaklęcia "ognistej pożogi" jej Lew stał się równie realny co pająki.
Tak też się stało. Lew zmaterializował się i prowadzony wolą Izabelli, pędził po pomieszczeniu podpalając kolejno wszystkie bestie. Ogień stawał się z chwili na chwilę coraz większy. Wszystko byłoby dobrze, gdyby lew był bardziej okiełznany. Niestety wyczerpana długą walką Iza słabła i choć z całych sił starała się utrzymywać Lwa w ryzach, ręce jej drżały, a nogi same zaczęły się pod nią uginać.
- Błagam, zgaście go bo nie mam siły na utrzymanie go zbyt długo! Zaraz mi się całkiem wymknie! - krzyknęła do towarzyszy i przyklęknęła z wysiłku.
- Na wielki ogień najlepiej zda się wielka woda! - krzyknęła Lorien do Maxa i oboje wyciągnęli ręce rzucając zaklęcie "wodospadu".
Pomieszczenie, które właśnie za sprawą Izy stanęło w płomieniach, teraz spłynęło kaskadami wody. Na szczęście odpływała ona z niego równie szybko jak się pojawiała bo inaczej czekałaby ich kąpiel. A tak, skończyło się na obfitym prysznicu.
Po chwili wszystko zniknęło. Amfiteatr powrócił do dawnego wyglądu, a na trybunach siedzieli uczniowie, którzy wcześniej zniknęli z pola walki i nauczyciel. Rozległy się ciche brawa. Izabella, zupełnie wyczerpana usiadła na podłodze i uśmiechała się. Była cała mokra ale szczęśliwa, że udało im się to zakończyć. Lorien i Max również ociekali wodą i podobnie jak Iza uśmiechali się z zadowoleniem. Lor w przypływie radości sprzedała nawet Maxowi kuksańca w ramię a następnie pomachała radośnie do dziewcząt na trybunach.
Maxymillian przykucnął na przeciwko Izy i chwycił ją za ramiona.
- Byłaś niesamowita - powiedział, przyglądając się jej umęczonej twarzy. Wyglądała okropnie. Jakby miała za chwilę zemdleć. - Izuś, bez ciebie nie dalibyśmy rady. - Objął dziewczynę za szyję i przytulił.
Poczuł jak wpada mu w objęcia i wtula się w niego z ogromną ulgą. Serce podeszło mu do gardła. Przyjacielski gest zamienił się nagle w coś więcej. W jednej chwili, Maxymillian zrozumiał, że właśnie tego brakowało mu ostatnio najbardziej. Tego, by ktoś był blisko i by odwdzięczył się na okazane przez niego uczucie tym samym. By mieć obok siebie osobę, która daje ciepło i radość z życia.
Wziął Izę na ręce i wstał z podłogi. Po amfiteatrze rozszedł się odgłos kolejnej salwy braw. Uśmiechnął się i, uważając by nie upuścić dziewczyny, skłonił się wszystkim odrobinę. Izabella zaczerwieniła się jak buraczek. Rozejrzała się po trybunach a następnie, z szerokim uśmiechem, złożyła na ustach zaskoczonego Maxa bardzo gorący i niesłychanie długi pocałunek. W efekcie, od ścian amfiteatru odbiło się echem wycie i gwizdy zachwyconej publiczności. Maxymillian spłonął rumieńcem ale nie przerwał pocałunku. Podobało mu się to. Może nawet zbyt mocno.

wtorek, 6 grudnia 2011

Miłość wymaga wyrzeczeń. 5.


Z ogromną tacą w dłoniach stanął przed drzwiami kwatery i zastanowił się czy ma je otworzyć nogą, czy delikatniej. Po chwili odwrócił się tyłem i popychając je zgrabnie tyłeczkiem, utorował sobie drogę do środka. Wszedł zadowolony i postawił to, co przyniósł na stoliku. Tuzin ciastek, dzbanek kakao i dwie filiżanki. Odwrócił się z uśmiechem by zamknąć za sobą i aż podskoczył widząc w drzwiach Christiana.
- Czemu nie jesteś na zajęciach? – wszedł do pokoju i zaraz za progiem zatrzymał się, patrząc z wyrzutem na Maxa.
- Bo nie ma teraz?
- Ach… Poważnie?
Chris był najwyraźniej nieco zdezorientowany. Uśmiechnął się do Maxymilliana czarująco i jakby przepraszająco i zatrzasnął za sobą drzwi. Stanął na palcach i zajrzał chłopakowi przez ramie na to, co właśnie stanęło na stoliku.
- Szykujesz przyjęcie na moją cześć? – zapytał opadając na pięty i puszczając oczko do Maxymilliana. – Ja wiem, że jestem genialnym przyjacielem i współlokatorem, ale żeby zaraz przyjęcie?
- Nie. Przyniosłem sobie kolację.
Max starał się ukryć jak wiele radości wlało się właśnie do jego serca. Zdążył już zatęsknić za przyjacielem. Nie widział go od kilku dni. Co prawda starał się zapełnić sobie czas zajęciami szkolnymi, ale wieczorami zaczynało mu brakować kogoś do rozmowy. Uśmiechnął się do niego zawadiacko, choć bardzo nieśmiało i odwrócił się na pięcie by zasiąść na fotelu. Miał zamiar zająć się ciastkami. Nalał sobie kakao i popatrzył pytająco na Christiana.
- Nalej, nalej… – odpowiedział na nieme pytanie chłopaka i z uśmiechem siadł na łóżku. – Ciekawe, czemu przyniosłeś w takim razie dwie filiżanki? – No tak, nie uszło to jego uwadze.
- Jakoś tak… – Max nalewał kakao i zastanawiał się nad odpowiedzią. – Wiesz, pomyślałem sobie, że może zjawisz się nad ranem i będziesz miał chęć.
- Troszczysz się o mnie?
- Tak jakoś wyszło – Max odstawił dzbanek i ujął filiżankę podając ją przyjacielowi.
Christian pokiwał przecząco głową i rozłożył ręce na boki uśmiechając się szelmowsko.
- Chodź tu. Stęskniłem się.
Ręka z filiżanką zadrżała Maxowi tak bardzo, że pojedyncze krople kakao poleciały na dywan. Czy on dobrze słyszał? Czy Chris właśnie powiedział, że się za nim stęsknił? Odstawił filiżankę na stolik i spojrzał na chłopaka z niedowierzaniem.
- No chodź, chodź – ponaglił go tamten.
Max nie zastanawiał się dłużej. Przesiadł się z fotela na kolana chłopaka i wtulił się w niego jak spragnione bliskości małe dziecko. Christian uśmiechnął się ciepło i objął go ramionami, przytulając mocno. Maxymillian teraz dopiero poczuł jak bardzo mu brakowało przyjaciela. Jak niewymownie tęsknił za nim przez tych kilka dni. Jak pragnął ponownie spojrzeć w te czekoladowe oczy i zaciągnąć się jego zapachem. Objął przyjaciela i przejechał dłonią po plecach. Delikatnie, bardzo ostrożnie. Jakby bał się, że kiedy ruszy się gwałtowniej to tamten zniknie. Christian przytulał go przez chwilę w bezruchu.
- Widzę, że ty też tęskniłeś – rozległ się szept przy uchu Maxymilliana.
Christian odchylił się nieco i ujął przyjaciela pod brodę. Wpatrując się nachalnie w oczy Maxa zbliżył twarz do jego twarzy. Maxymillian czuł teraz delikatne łaskotanie powietrza przy każdym oddechu Christiana. Jego dłonie spoczęły na pasie przyjaciela a wzrok błądził łapczywie po twarzy chłopaka. Christian trwał tak w bezruchu przez prawie minutę. Zdawał się toczyć ze sobą jakąś walkę. Zdawał się nie wiedzieć, czy jest na właściwym miejscu o właściwej porze. Po jakimś czasie zacisnął powieki i kiedy jego ręka opadła na udo Maxa, zwiesił bezradnie głowę.
- To, co? – zapytał nie patrząc na Maxymilliana, który również siedział teraz z zamkniętymi oczami i ze wszystkich sił starał się uspokoić oddech. – Spróbujemy, co tam dobrego przyniosłeś? – odezwał się ponownie Christian podnosząc się z łóżka na tyle wolno by Max mógł w porę stanąć na nogi.
- Jasne – Maxymillian postarał się o wesoły ton głosu i zasiadł na powrót w fotelu. – Podobno te są najlepsze – Wygrzebał ze stosu ciastek takie, które było oblane czekoladą i posypane migdałami.
Christian tymczasem zajął przeciwległy fotel i przysunął sobie filiżankę z kakao. Ujął ją w dłoń i zamiast raczyć się ciepłym napojem zaczął obracać ją w miejscu i wpatrywać się w nią jak w czarodziejską kulę. Bez słowa, bez uśmiechu, zupełnie jakby był myślami bardzo daleko. Maxymillian mimowolnie przejął nastrój przyjaciela. Obracał ciastko w palcach i obserwował Christiana.
- Chodź do mnie – odezwał się nagle Chris.
Max aż podskoczył, tak było to nagłe. Dłoń z ciastkiem zacisnęła się i okruchy poleciały na podłogę. Niestety, głos Chrisa na tyle wytrącił Maxa z równowagi, że próbując niezgrabnie złapać sypiące się okruchy potrącił filiżankę z kakao i zalał nim pół stolika. Z głupią miną popatrzył na przyjaciela. W końcu to jego pokój, prawda? A on robi z niego śmietnik.
- No chodź – Christian wyciągnął rękę w stronę Maxa i ponaglił go spojrzeniem.
- Przepraszam – wyszeptał Max, chwytając przyjaciela za wyciągniętą dłoń i podchodząc do niego.
- Nie szkodzi – odparł ze złośliwym uśmieszkiem Chris, sadzając sobie chłopaka na kolanach.
- Posprzątam – Max miał najwyraźniej ochotę zrobić to natychmiast, byle tylko nie narazić się niczym współlokatorowi.
- Mmm… – mruknął gardłowo Christian i przytulił policzek do policzka chłopaka. – Będziesz mi sprzątał pokój na kolanach – wyszeptał, muskając przy tym kusząco płatek ucha Maxa. – Ale nago – dorzucił na zakończenie i ukąsił delikatnie ucho przyjaciela.
Maxymillian zadrżał. Z jednej strony pragnął bliskości Chrisa całym sobą, a z drugiej w jego głowie zapaliła się czerwona lampka ostrzegawcza. Jakiś natrętny głos powtarzał raz za razem : „Panuj nad sobą! Nie pozwól się ponieść emocjom! To nie prowadzi do szczęścia tylko do cierpień! Max, nie pozwól mu na wtargnięcie do twojego serca i pamięci!” Chłopak przymknął oczy i jęknął żałośnie. Bolało. Tak bardzo bolało go to, że targają nim tak sprzeczne emocje.
Christian potarł policzkiem o policzek przyjaciela i zamruczał zupełnie tak jak jego kocie wcielenie. Odchylił się, ujmując pod brodę twarz chłopaka i pocałował go delikatnie w kącik ust. Max objął go za szyję i uśmiechnął się uroczo. Już nie walczył. Już podjął decyzję. Wybrał ścieżkę prowadzącą w stronę odwrotną do rozsądku. Zatonął w spojrzeniu przyjaciela i wplótł palce w jego włosy, pieszcząc przy tym kark Christiana.
- Chcesz tego? – zapytał Chris, łaskocząc usta Maxa swoim oddechem.
- A czego ty chcesz? – wyszeptał w odpowiedzi Max i, nie mogąc oprzeć się pokusie, złożył na ustach przyjaciela przelotnym pocałunek.
- Ja… Ja? – zająknął się Christian i zerwał się z fotela tak gwałtownie, że gdyby przez chwilę nie przytrzymał Maxa, ten zapewne wylądowałby na podłodze. – Sam do cholery nie wiem, czego chcę! – wykrzyknął wściekle.
Patrzył jeszcze przez moment na oniemiałego z zaskoczenia Maxa, a następnie chwycił z tacy ciastko i wrzucając je sobie w całości do ust, odwrócił się na pięcie i ruszył do wyjścia. Przed samymi drzwiami odwrócił się jeszcze i rzucił:
- Pamiętaj, że masz to sprzątnąć!
Maxymillian zrezygnowany opadł ciężko na fotel. Zanim jeszcze zdążył ukryć twarz w dłoniach, mignęła mu w drzwiach kocia postać Christiana i usłyszał trzaśnięcie drzwi. Poczuł jak wzbiera w nim wściekłość. Kipiało w nim coraz mocniej, a krew pulsowała w uszach niczym wrząca lawa.
- Cholera jasna! – wrzasnął rozwścieczony do granic obłędu. – Dlaczego?!
Taca z ciastkami poszybowała z impetem w ścianę nad kominkiem i roztrzaskała się tam na tysiąc kawałków. Oczy zapiekły go żywym ogniem, ręce trzęsły się jak u staruszka. Odwrócił się w stronę okna i wpatrzył w mrok. Znów został sam. Normalna, jak na niego, kolej rzeczy. Tylko, dlaczego samotność jest zawsze taka bolesna?
Nie mógł tak siedzieć w nieskończoność. Za oknem już dawno zapadła noc i zapanowały egipskie ciemności, więc i tak nic tam nie było widać. Max wpatrywał się jednak w te ciemności z uporem maniaka. Nie dlatego, że miał tak sokoli wzrok by cokolwiek tam dojrzeć. Nie. On po prostu miał nadzieje, że gdzieś między drzewami, w nikłym blasku księżyca dostrzeże kocią sylwetkę. Że dane mu będzie nacieszyć się widokiem, choć cienia Christiana.
Był idiotą. Zachowywał się jak kretyn, kiedy zaczynało mu na kimś zależeć i zawsze wszystko niszczył. Tak jak teraz. Pozwolił, by jego serce zapanowało nad jego zachowaniem. Pozwolił, by samotność przesłoniła mu fakty i pozwolił sobie odebrać zdolność do racjonalnego myślenia. Przez krótką chwilę poczuł, że jest dla Chrisa kimś więcej niż kolegą. Przez jeden, cudowny moment wmawiał sobie, że to coś więcej niż przyjaźń.
- Idiota! – krzyknął i odpędził od siebie marzenia. – Dość!
Stwierdził, że wystarczy tego użalania się i wypatrywania w ciemnościach. Przecież Christian nie biega pod oknami i nie zagląda z nadzieją do własnego pokoju, by go zobaczyć. Nie, nie. To nie tak. On ma, z kim spędzać wieczory i noce.
Logan! Tak, tak! Dokładnie to nazwisko usłyszał od kogoś w połączeniu z nazwiskiem Christiana. Kim on jest, że potrafił zdobyć serce Chrisa? Chyba powinien przejść się po szkole i okolicy by go znaleźć. Może wtedy zrozumie, jakim człowiekiem nigdy się nie stanie? Może nareszcie przestanie wyobrażać sobie siebie u boku kogoś, na kogo nie zasługuje? Tak. To powinien być jego nowy cel życiowy.
Wstał z fotela i popatrzył na bałagan, jaki panował w pokoju z jego winy. „Posprzątasz to na kolanach. Nago.” Szlag! Wyciągnął dłoń i jednym sprawnym ruchem zakręcił nią wypowiadając zaklęcie. Po chwili nie było śladu po jego niezdarności i nerwach. Rzucił ostatnie spojrzenie na pokój i poszedł do łazienki. Przechodząc nago obok lustra zerknął na swoją twarz i uśmiechnął się do siebie krzywo.
- Witaj książę idiotów! – Skłonił się sobie i z drwiącym śmiechem wskoczył pod prysznic.
Miał ochotę zmyć z siebie wspomnienia. Zatopił się w strumieniach gorącej wody i zaczął nucić jakąś melodię. Zamknął oczy i odwrócił twarz tak by poczuć na niej strugi wrzątku. I co? I to był chyba największy błąd, jaki popełnił tego wieczoru. Oczyma wyobraźni zobaczył przed sobą twarz Christiana. Ten szelmowski uśmiech, te nieprzeniknione oczy, te kuszące jak cholera usta. Przez jego ciało przebiegł dreszcz. Nagle powróciło do niego uczucie z chwili, kiedy to ich usta spotkały się i podarowały im falę przyjemności. Objął się rękoma i jęknął. Poczuł, jak krew uderza mu do głowy. Jak zaczyna mu szumieć w uszach a gorąca woda staje się zbyt zimna. Zalała go fala wspomnień i namiętności. Zalała go fala pożądania. Czuł na ciele dłonie Christiana. Czuł jego oddech i słyszał przyspieszone bicie serca. Podniecenie zaczynało wypełniać go cal po calu. Krew krążyła mu w żyłach niczym oszalały strumień górski i wodospadem spływała w dół. Jego członek zareagował natychmiast. Naprężył się gotowy do działania. Maxymillian jęknął cicho i zsunął dłonie po torsie w dół. Na pas, potem brzuch i uda. Przygryzł boleśnie wargę i wstrzymał oddech. Jego własne dłonie błądziły po jego ciele niczym zachłanne dłonie kochanka. Czuł pod palcami swoje napięte mięśnie i ich taniec przy każdym swoim ruchu. Kolejna fala podniecenia przeszyła go na wskroś. Zacisnął ręce na udach, wbijając sobie w skórę paznokcie. Poczuł metaliczny smak krwi w ustach, przygryzając sobie wargę z niekontrolowaną siłą. Nie potrafił już powstrzymać reakcji własnego ciała.
- Christian… – wyszeptał boleśnie i skulił się, gdy jego członek eksplodował, pulsując raz za razem.
Po nogach spłynęły mu dowody spełnienia, a przed oczami pojawiły się mroczki. Uklęknął na kafelkach i oparł się na dłoniach dysząc ciężko.
Był wyczerpany. Fizycznie, psychiczne, uczuciowo. Nie myślał, nie analizował. Teraz chciał tylko spać. Spać i śnić. Śnić o bliskości kogoś, kogo zapewne nigdy nie będzie miał blisko. Chciał Christiana, ale musiał pogodzić się z tym, że on nie chce jego. Postarał się uspokoić. Wyrównał oddech i z palącymi policzkami wyszedł z łazienki, owinięty w szlafrok. Z ociąganiem wślizgnął się pod kołdrę i chowając się pod nią razem z głową, zasnął w poczuciu pustki i tęsknoty.