środa, 26 października 2011

Zatracenie.

Szybko! Szybko! Muszę zdążyć!
Jeszcze trochę, jeszcze chwila.
Muszę dotrzeć na miejsce, zanim zatęsknisz.
Muszę przybiec, póki jeszcze mnie pamiętasz.
Chcę czuć, że mnie potrzebujesz.
Chcę wiedzieć, że mnie pragniesz.
Zapominam o sobie by dać Ci siebie.
Zapominam o życiu, by Tobie niczego nie brakło.
Mknę przez przeszkody, pogrążam swe pragnienia, poświęcam życie...
Jestem kroplą wody dla Twych spragnionych ust.
Jestem kromką chleba dla zaspokojenia Twego głodu.
Jestem oparciem, kiedy upadasz.
Jestem otchłanią, gdy chcesz się zatracić.
Lecz i ja mam swoje granice...

piątek, 14 października 2011

Beata.

    Lodowaty wiatr smagał zbocza urwiska. Pod skałami szalała spieniona woda a dookoła panował mrok. W pustce dało się jednak dojrzeć białą poświatę, która zmieniała swoją pozycje wraz z kierunkiem wiatru. To Beata stała na jednej ze skalnych półek a jej ciało wraz z białą, koronkową suknią dawało wrażenie, jakby na tej skale zmaterializował się duch. Tak w zasadzie się czuła. Tonęła myślami w pustce. Jej lewa noga unosiła się lekko nad ziemią a ręce miała rozłożone. W oczach czaiła się głębia smutku, łzy na jej policzkach już dawno zamarzły tworząc srebrne linie. Chciała skakać, chciała zapomnieć i przestać wreszcie udawać silną osobę jaką nie była.
    Serafin wiedziony dziwnym przeczuciem, wyszedł z domu i ruszył przed siebie. Po co? Gdzie? Tego nie wiedział. Po prostu szedł. Stanął w końcu na skraju ścieżki na urwiska i zamarł. Przez chwilę faktycznie miał wrażenie, że widzi ducha. Wystraszył się choć nie powinien. To nie duchów trzeba się bać tylko ludzi, jak powiadał zawsze jego dziadek. Podszedł bliżej i rozpoznał w duchu Beatę. Tylko, że widok ten, wcale go nie uspokoił. Mało tego, wystraszył się jeszcze bardziej. Dziewczyna wyglądała jakby szykowała się do skoku. Krzyknąć? A jak się wystraszy i spadnie? Co robić? Postanowił bardzo cicho i spokojnie podejść jak najbliżej i rozeznać się na razie w sytuacji.
    Beata zamknęła oczy i odetchnęła głęboko. Nie czuła już ciała, tak bardzo zmarzła. W głowie słyszała ostatnie słowa Logana: Kocham cie, ale Chrisa kocham bardziej. Widziała oczyma wyobraźni każdą jego łzę, jego trzęsące się ciało i każdą krople goryczy jaka wlała się w jej duszę. Zacisnęła zęby i postąpiła krok do przodu balansując na samej krawędzi. Jej myśli pędziły tylko w jednym kierunku, ku rozbijającym w dole się falom. Jeszcze wczoraj wmawiała sobie, że będzie dobrze, że da sobie radę, ale nie wytrzymała. Strata chłopaka po raz drugi dobiła ją do końca.
    - Nie, nie, nie... Wystarczy- mruknął Serafin. Z Beatą działo się coś złego i on nie miał zamiaru stać i patrzeć na to bezradnie. Wskoczył sprawnie na skałkę, na której stała i objął ją w pasie, odciągając szybko od krawędzi. - Beata? - zapytał, kiedy stali już w bezpiecznym miejscu. - Co ty robisz? Co się stało? - odwrócił dziewczynę twarzą do siebie i trzymając ją za ramiona, biegał wzrokiem po jej udręczonej twarzy, na której lśniły srebrne, zlodowaciałe stróżki.
    - Zostaw, tak będzie lepiej - szepnęła, spuszczając wzrok.
    Jego ciepło zbiło ją z tropu jakim miała iść ale teraz to nie było ważne. Chciała odpocząć i uwolnić się. Serafin jej w tym nie pomagał, chociaż przytuliła go. Było to jednak na pożegnanie. Miała zamiar się odwrócić, skoczyć i wreszcie wszystkim ulżyć ale zmęczone ciało odmówiło posłuszeństwa i osunęła się w ramionach chłopaka bezwładnie, nie tracąc na szczęście przytomności.
    - Jasne - szepnął i nie czekając aż dziewczyna straci resztki sił, wziął ją na ręce i ruszył do jej domu. - O niczym innym teraz nie marzę, jak tylko popatrzeć jak lecisz samotnie w dół. Zrobisz to ale nie dziś. Zrobisz to ze mną, kiedy będzie na tyle ciepło by miało to sens.
    Przytulił dziewczynę do siebie, starając się ukryć ją w swoich ramionach przed wiatrem. Szedł szybko. Chciał by mogła się jak najszybciej zagrzać. Zabrałby ją do siebie, tam było bliżej, ale przecież ona, nawet w takim stanie, nie zasługuje na brudny domek leśniczego. Na szczęście doszedł na miejsce dość szybko i już po chwili stanął przed drzwiami.
    - Otworzysz? - zapytał cicho. - Czy mam sobie sam z tym poradzić?
    - Otwarte jest - mruknęła, wtulając twarz w jego szyje i uraczyła go lodowatym dotknięciem nosa.
    Serafin odwrócił się i otworzył drzwi tyłkiem. Czuł jak dziewczyna trzęsie się coraz bardziej. Była przemarznięta. Po co narażała tak swoje zdrowie? Wniósł ją do pokoju i położył na kanapie, przed kominkiem. Podszedł do ognia i wrzucił do niego kolejne polana by rozpalił się jeszcze mocniej. Zrzucił z siebie kurtkę i sięgnął po pled, okrywając nim Beatę. Pogłaskał ją z czułością po policzku i uśmiechnął się delikatnie.
    - Leż. Zrobię ci coś ciepłego do picia. Chyba, że chcesz coś innego? - zapytał przytulając dłoń do zimnego policzka dziewczyny i przyglądając się ponownie jej twarzy. Biedactwo. Była taka drobna i taka bezbronna. Aż mu się serce krajało.
    - Chce umrzeć - stwierdziła z bólem i odwróciła od niego wzrok jednocześnie odsuwając policzek od jego dłoni. Miała ochotę się rozpłakać ale nawet na to nie starczało jej siły. - Serafin, ja nie potrzebuję dobrej wróżki. Nie potrzebuję opieki tylko kogoś kto mnie będzie kochać. Mnie i tylko mnie i kogo ja będę kochała.
    Jej głos był bezbarwny a w szklistych oczach odbijały się płomienie, uwidaczniające cienie pod nimi i zmęczenie organizmu.
    Chłopak uklęknął przy kanapie i objął ją ramieniem. Zabolało. Tak bardzo zabolało go to, że odwraca się od niego. Tylko, że czego on oczekuje? Przecież powinien się już przyzwyczaić do tego, że tak jest. Że zawsze jest coś lub ktoś. Że zawsze jest jakaś bariera pomiędzy min a innymi.
    - Więc pozwól na to - wyszeptał. - Pozwól by ktoś miał szansę cię pokochać. Beti, nie kryj się we własnym świecie. Wiesz dobrze, ile dla mnie znaczysz. Wiesz, że jesteś teraz dla nie światem. Tylko spraw, bym nie bał się czuć tego co czuć bym chciał. Pozwól bym mógł dać ci tyle, ile dać chcę i nie kryj się przede mną za swoimi tajemnicami.
    Głowa opadła mu na kanapę. Zacisnął zęby ze zgrzytem i zacisnął powieki. Czuł się taki bezradny, kiedy ona cierpiała a on nawet nie znał przyczyny jej bólu.
    - Ser - jęknęła i w końcu popłakała się nie mogąc tego znieść. Jeszcze bardziej od swojej samotności nienawidziła kiedy ktoś cierpiał w jej obecności. Wplotła palce we włosy chłopaka i głaskała go machinalnie po głowie i po szyi, jakby to była odpowiedz. - Kochasz Christin, a ja kocham Logana. Nie chce byś cierpiał przeze mnie i zadręczał się, że nie mogę ci dać wszystkiego bo ty nie możesz. Chciałabym czuć cię przy sobie wiedząc, że tylko ja jestem w twoim sercu. Nie wiem, nie wiem... - szepnęła udręczona, a jej ciało zadrżało wraz z płaczem.
    Serafin podniósł głowę i spojrzał na dziewczynę ze smutkiem. Ponownie wyciągnął dłoń w stronę jej twarzy i przytulił ją do jej policzka.
    - Wiesz, że nigdy tak nie będzie. Ani w moim ani w twoim sercu nigdy nie będzie gościć tylko jedna osoba. - Nie chciał płakać. Nie teraz. Nie kiedy ona płacze. Ulży sobie, kiedy będzie sam. - Nie płacz, skarbie. Nie jestem wart ani jednej twojej łzy. To prawda, że kocham Christin. I prawda, ze nigdy o niej nie zapomnę ale czy ty będziesz w stanie zapomnieć o Loganie? Wiem, że nie. - Otarł łzy z twarzy dziewczyny i objął ją wtulając się twarzą w jej szyję. - Nie płacz - powtórzył. - Nie wrócimy tego co było. Oni się kochają i tak musi pozostać. Dla szczęścia ludzi, których kochamy powinniśmy chyba zamknąć te rozdziały naszego życia.
    Skąd w nim tyle rozsądku? Sam siebie do tego przekonać nie potrafił a teraz stara się przekonać Beatę? Dobre.
    - Wiesz, że Cię pragnę - mruknęła do jego ucha cicho i pocałowała go w skroń, czy raczej przylgnęła do niej ustami. Palcami głaskała jego szyję. Ciepło wracało do jej ciała chociaż nadal miała ochotę płakać. Takie cholerne uczucie rozdarcia wdało się w jej serce. Potrzebowała bliskości i ciepła. Chciała mieć złudne wrażenie, że ktoś jej potrzebuje i pragnie. Chciała by chociaż on ją doceniał i pożądał. - Serafin... - zaczęła, ale i tak nic nie umiało jej przejść przez gardło.
    Była teraz taka mała, taka krucha, taka udręczona... Chłopak podniósł się z podłogi i bez najmniejszego problemu podniósł ją z kanapy by po chwili usiąść na niej z dziewczyną na kolanach, owiniętą nadal w koc. Zamknął ją w swoich ramionach i przytulił do siebie.
    - Tak? - mruknął jej przy uchu. - Co chciałaś powiedzieć? Nie przerywaj myśli tak nagle. Nic mnie nie jest w stanie zranić a chce wiedzieć co czujesz. Chce byś potrafiła mi zaufać.
    - Ale... - zaprotestowała niemrawo i zeszła z jego kolan. Stanęła nieco chwiejnie na nogach, a koc wylądował na podłodze. - Idę do łazienki - stwierdziła.
    Nawet nie zamykając za sobą drzwi, puściła gorąca wodę, rozebrała się i weszła pod prysznic. Wyglądała jak skazaniec kiedy oparła dłonie o kafelki czekając aż jej skóra się rozgrzeje, a osoba Serafina przestanie ją dręczyć będąc zbyt blisko a jednak tak daleko.
    Chłopak siedział przez chwilę otępiały. Nie miał pojęcia czy wyjść, czy zostać. Chciał być w końcu szczęśliwy i chciał potrafić dawać szczęście. Oparł głowę na oparciu kanapy i wpatrzył się w sufit. Co robił źle? Co sprawiało, że unieszczęśliwiał nie tylko siebie ale i Beatę? Szlag! Ukrył twarz w dłoniach i zatonął w rozmyślaniach.
    Nie na długo jednak. Po kilku minutach jego twarz zmieniła się, zdawał się podjąć ważną decyzje. Tylko czy będzie w stanie ją zrealizować? Podszedł do drzwi łazienki i zapukał. Słysząc szum wody był prawie pewien, ze Beata i tak go nie słyszy. Chwycił za klamkę, a kiedy drzwi ustąpiły, wsunął przez nie głowę.
    - Mam wyjść? - zapytał wchodząc po chwili do środka i zamykając drzwi by dziewczyna nie zmarzła.
    - Nie - powiedziała wypluwając wodę i zakręciła ją. Wyszła spod prysznica, spojrzała na niego bez skrępowania. Nie miała nic do ukrycia. Stala i patrzyła na niego ociekając powoli. - Chce żebyś ze mną był. Teraz i zawsze - stwierdziła stojąc dalej jak posag.
    Rozejrzał się za ręcznikiem lub szlafrokiem lecz nie widząc nic z tych rzeczy ściągnął z siebie koszulę i wsunął ją na dziewczynę. Nie czekając nawet by jej ręce znalazły się w rękawach przytulił ją do siebie. Była mokra ale przynajmniej ciepła, rozgrzana.
    - Nie wiem jak ty to wytrzymasz - powiedział całując jej mokre włosy. - Ale ja nie mam zamiaru cię opuszczać. Przynajmniej tak długo, jak długo będziesz tego chciała. Chcę być częścią twojego życia, Beata. Chcę byś dała mi szansę. Chcę ... - odsunął się odrobinę i zajrzał jej poważnie w oczy. - Chcę byś nauczyła mnie kochać.
    Już na usta cisnęły jej się raniące słowa. Jej oczy nadal były puste, nie wiedziała co mu powiedzieć, bo była zagubiona razem z nim. Owinęła się szczelnie, stwierdzając, że faktycznie nie powinna marznąc, a jemu to i tak wszystko jedno.
    - Postaram się - powiedziała w końcu, uśmiechając się blado.
    Tak bardzo chciał powiedzieć jej "Kocham". Tak bardzo. Nie potrafił jednak. Nie, kiedy wiedział, że jest zagubiona. Nie, kiedy bał się, że odbierze to jako forma pocieszenia. Nie dziś. Wziął dziewczynę na ręce i wyszedł z nią z łazienki. Był szczęśliwy. Szczęśliwy, że dostał szansę. Szczęśliwy, że trzymał ją w ramionach i, że mógł spokojnie zacząć patrzeć w przyszłość. Stanął na środku pokoju i uśmiechnął się do Beaty.
    - Kanapa czy łóżko? - zapytał, całując ją delikatnie w kącik ust. - Gdzie pani sobie życzy? - Nie wytrzymał. W jego sercu zapłonęła właśnie nowa nadzieja a radość buzowała jak wulkan. Przytulił ją mocno do siebie i zakręcił się dookoła. - Dziękuje - wyszeptał z uśmiechem od ucha do ucha.
    - Łóżko - odpowiedziała cicho. - Ale jak pójdziesz do niego ze mną - dodała, przymykając oczy. Wszystko czego teraz chciała to odrobina czułości. Odrobina? Nie... Zdecydowanie chciała jej dużo. Za długo była sama, a jeśli już z kimś to na odległość i z dystansem, co ją doprowadzało do szewskiej pasji.
    - Powiedziałem, że jesteś na mnie skazana. Mam zamiar się tego trzymać.
    Jej roześmiana twarz sprawiała, że płonął. Płonął z chęci by już zawsze tak było. Skierował się do sypialni wcale nie patrząc gdzie idzie. Jego oczy były zajęte wpatrywaniem się w Beatę.
    Pochylił się i pocałował ją w czubek nosa, potem policzek by w końcu musnąć delikatnie jej usta. Teraz był tylko jej. Chciał by tak pozostało. Kolejny pocałunek nie był już tak delikatny. Krył w sobie tęsknotę i pragnienie szczęścia. Był zachłanny i czuły. Serafin zatracał się coraz bardziej w pożądaniu. Smakował ust dziewczyny jak najsłodszego deseru.
    Kiedy staną przed łóżkiem nie był w stanie oderwać się od jej ust. Nie chciał też wypuszczać jej z objęć. Nie chciał, by choć przez chwilę pozostały one puste, bez niej, bez tego kim stała się dla niego.
    Beata także czuła się przy nim dobrze. Objęła go za szyję, przywierając do jego warg swoimi z tęsknotą za ich ciepłem i ciepłem jego ciała. Drapała skórę na jego szyi, przyciągając jego głowę i całując go bez tchu. Chciała by okrył ją puchową kołdrą swojej miłości, chociaż bala mu się to wyznać. Pragnęła jego zachłannych palców i dłoni na swoim ciele.
    Chłopak zdawał się doskonale odczytywać wszystkie jej sygnały. Usiadł na łóżku, zrzucił szybko buty i odwrócił się tak, by móc położyć ją na pościeli, niewypuszczający z objęć i nie przerywając scałowywania słodyczy z jej ust. Jeśli miał jakieś wątpliwości to właśnie dostały one wypowiedzenie z jego umysłu. Jego drżące i łakome palce wsunęły się pod koszulkę i błądziły po wilgotnej skórze na plecach Beaty. Mruknął cicho, kiedy napotkał granicę pośladków dziewczyny. Przerwał pocałunek i bez słowa wpatrzył się w nią rozmarzonym wzrokiem. Na jego usta cisnęło się pytanie, które jednak nie padło. Ułożył dłoń na pośladki dziewczyny i skrył twarz w jej szyi. Sam nie wierzył, że działo się to na prawdę. Nie wierzył w to, że może aż tak bardzo pragnąć jej bliskości.
    Beata zdawała się mdleć pod wpływem jego dotyku. Sprawiał jej ból, ale taki rozkoszny którego nie chciała się pozbywać. Koszula rozchyliła się nietrzymana, odsłaniając jej ciało, które nagle okrył wstyd. Teraz, kiedy czuła, że ta przyjemność nie jest tylko zachcianką, a pragnieniem, przestraszyła się jak on na to zareaguje. Odchyliła szyję, by miał lepszy dostęp do jednej z wrażliwszych części jej ciała i ścisnęła dłońmi napięte mięśnie jego ramion.
    Serafin był jak w transie. Jak w pięknym śnie, gdzie spełniają się pragnienia, do których wstydzimy się nawet przyznać. Jego usta zaczęła zostawiać gorące ślady na skórze jej szyi. Muskał delikatnie skrawek za skrawkiem. Czuł jak krew tętni jej w żyłach pod skórą. Jedna ręka błądziła ciekawie po plecach Beaty. Zjechał nią ponownie na pośladek i przycisnął do siebie czując jak podniecenie szaleje w nim coraz bardziej. Uwielbiał ją. Jej gładką skórę, jej zapach, rytm jej serca. Ale teraz chciał by to serce szalało. By w jego ramionach Beata odnalazła to, czego pragnie. Zsunął się ustami na skraj obojczyka dziewczyny i nie bardzo panując nad sobą, ukąsił ją delikatnie, z trudem łapiąc powietrze i z trudem powstrzymując się przed tym, by po prostu nie zedrzeć z niej tej cholernej koszuli i nie zatonąć w rozkoszy, jaką zapewne mogła mu dać.
    Dziewczyna jęknęła głośno. Chciała mu wykrzyczeć, że chce więcej i więcej. Teraz jej ciało było już nie tylko wilgotne ale także pierwsze krople potu pojawiły się na jej brzuchu. Nie wiedziała czy ma ściskać drgające uda czy rozchylić je i spłonąć z podniecenia. Błądziła dłońmi na oślep po jego skórze karku, ramion i pleców. A on nie chciał i nie mógł już dłużej czekać. Chciał by wiedziała jak bardzo jej pragnie. By miała pewność, że teraz liczy się tylko ona. Zsunął z jej ramienia koszulę i podążył ustami w ślad za materiałem. Całował każdy kolejny skrawek skóry, jaki ukazywał się przed min, kiedy koszula zjeżdżała w dół.
    - Beata - jęknął w narastającej rozkoszy.
    W szalonym pośpiechu i dość niezgrabnie pozbył się spodni. Był na skraju wytrzymałości a to, jak ona reagowała na jego dotyk sprawiało, że tracił zmysły. Powrócił do niej całkiem nagi i jak gdyby wstydził się tego, wsunął się w jej objęcia.
    Objęła go mocno. Zarówno rekami, które przyległy do jego pleców jak i udami w pasie. Ledwo oddychała ale dawała radę, muskać go ustami tam gdzie one sięgały. Po chwili jej dłonie zsunęły się na biodra chłopaka, niemal na pośladki a palce zacisnęły się dość mocno na nich.
    - Chce cię w sobie poczuć - szepnęła mu do ucha głosem drgającym i łamiącym się od nadmiaru pożądania.
    Zamknął jej usta pocałunkiem. Wsunął ręce pod ramiona dziewczyny i przylgnął do niej spragniony. Jego męskość od dawna była sztywna i gotowa do działania. A teraz, kiedy zdobyła się na odwagę by mu to wyszeptać, zapulsowała z podniecenia. Delikatnie, bez pośpiechu, choć hamując się z nie lada wysiłkiem, wszedł w nią głęboko i zatrzymał się zaciskając usta, by nie krzyknąć pod wpływem uczucia jakie właśnie w nim wezbrało. Przywarł do dziewczyny całym sobą i dał im obojgu chwilę na uspokojenie ciał.
    Beata już dawno odpłynęła, więc kiedy w nią wchodził, nie poczuł żadnego oporu. Od chwili kiedy jego dłonie znalazły się na jego ciele już była gotowa by go przyjąć. Chciała jednak by to nie był czysty seks, mimo tego, że sama nie mogła wytrzymać. Jęknęła, przygryzając wargę i automatycznie, raczej z przyzwyczajenia, odsunęła się delikatnie. Nie trwało to długo, dzięki temu, że dał jej chwilę na przyzwyczajenie się i poczucie go. Odetchnęła głęboko i ujęła jego twarz w swoje dłonie, by móc go pocałować. Nie zamykała oczu. Chciała zobaczyć u niego ten nieznośny ból pożądania i chciwości.
    Serafin przestraszył się, że swoją natarczywością sprawia jej ból. Kiedy jednak wróciła do niego nie myślał już o niczym innym, tylko niej. O tym jak bardzo chce dać jej choć kilka chwil rozkoszy, jak bardzo potrzebuje tego i on. I o tym, jak szczęśliwy czuje się, wiedząc, że jest tu wyłącznie dla niej. Zapominając się w pocałunkach jakimi go obdarowała, zaczął się w niej poruszać. Wolno, spokojnie, delikatnie. Jego dłoń zsunęła się z ramienia i wędrując po żebrach, poznawała jej ciało.
    Zatrzymał się na pasie dziewczyny, a kiedy wykonał kolejne delikatne pchnięcie, jęknął z rozkoszy i zacisnął palce na skórze dziewczyny. Była cudowna, taka ciepła i taka oddana.T ylko jego i tylko dla niego. Powędrował dłonią w górę i po chwili spoczął nią na piersi dziewczyny. Okrył ją czule rozpostartymi palcami i wspierając się na drugiej ręce oderwał się niechętnie od ust dziewczyny. Nie przerywając ruchów w jej wnętrzu, spojrzał na jej wygłodniałe ciało i zacisnął zęby jęcząc z rozkoszy coraz głośniej.
    Dziewczyna spoglądała mu w oczy z zaciekawieniem. Każde pchnięcie, każdy ruch w jej ciele wykonywany przez niego kończył się cichym jękiem. Uśmiechała się niekiedy, aż przymykając oczy. Wtedy też mocniej unosiła biodra w jego stronę. Ocierał się więc o jej ciepły brzuch. W pieszczotach też nie pozostała mu dłużna i wodziła palcami po jego biodrach, czując się jek w niebie. Brakowało jej tylko jednego, wolałaby by był przy niej całym ciałem, grzał ją, jej piersi, brzuch. By wodził dłońmi po jej pośladka i udach.
    Palce chłopaka zacisnęły się bezwiednie na jej piersi. Uśmiechnął się i ponownie przesunął dłoń na żebra dziewczyny. Opadł na jej ciało okrywając je własnym i z głośniejszym jęknięciem skrył twarz w zagłębieniu na jej szyi. Poczuła na skórze jego gorący oddech i łaskotanie jego ust, kiedy przesuwał je przy kolejnych pchnięciach. Stały się one zarazem szybsze i bardziej stanowcze ale nie brutalne. Jego wędrująca po ciele dziewczyny dłoń zabłąkała się na jej pośladek i uścisnęła go lekko.
    Czuł jak odpływa. Jak staje się jednością z Beatą i z tym co teraz działo się w jego wnętrzu. Uwielbiał ją i nie krył się już z tym jak bardzo jej pragnie. To właśnie ta pewność i te chwile we wszechogarniającej prawdzie, sprawiały, że nie potrafił się jej oprzeć. Zaciskając teraz powieki, widział jej rozkoszne oczy, przymglone z podniecenia.
    Zatrzymał się. Nie dlatego, że nie miał chęci tego kontynuować ale dlatego, że chciał przez chwilę po prostu do niej przylgnąć i zabrać od niej tyle ciepła i uczucia ile się tylko da, oddając jej w zamian własne. Powrócił ręką pod ramię dziewczyny i całował ją przez chwilę łapczywie po skórze szyi, słonej od potu i pulsującej od szalejącej pod nią krwi.
    Beata wstrzymała oddech. Czytał jej w myślach. Nie wiedziała co zrobić, więc ułożyła miękko dłonie na jego plecach, głaskając każdy jego mięsień. Znów opadła na poduszki, umęczona jednak tym co robił. Zmęczenie było jednak, jak tortura - jedna z najsłodszych tortur jakie mógł jej zapewnić. Oddychała, jakby przebiegła co najmniej z czterdzieści kilometrów, a sam oddech był urywany. Serce wprost szalało, a skóra parzyła nawet ją samą. Chciała ją zdjąć, by być jeszcze bliżej niego, by złączyć się z nim i zatracić się zupełnie. Najlepiej nie wracać już tylko trwać w tym błogim stanie. Po plecach dziewczyny przeszły ciarki.
    Serafin wznowił swój taniec miłości we wnętrzu dziewczyny. Wolno, spokojnie... Jednak już po kilku minutach jego ruchy przyspieszyły i stały się gwałtowniejsze i pewniejsze niż wcześniej. Zacisnął dłonie na ramionach Beaty i nie dając już rady powstrzymywać się przed podnieceniem i dopełnieniem rozkoszy, przerwał obcałowywanie jej szyi, uniósł lekko głowę i spojrzał przez chwilę na jej twarz. Uśmiechnął się i zabrał ręce z jej ramion zaciskając je w pięści na poduszkach.
    - Kocham cię...
    Jego szept zlał się z jękiem rozkoszy jaki wyrwał się z jego ust, kiedy naparł na nią gwałtownie kilka razy i wyprężył się jak napięta struna kiedy poczuł jak jego członek eksplodował w niej, zalewając ją falą gorącej spermy. Nie przestał jednak. Nie przerwał póki nie był zupełnie pewien, że i ona znalazła się właśnie tam, gdzie zaprowadzić ją pragnął. W niebie, zwanym spełnienie. W niebie, jakie pragnął jej ofiarować najbardziej na świecie.
    Nie musiał długo czekać by i ona musiała zacisnąć zęby, by nie krzyknąć. Drżała, jak zawsze drżała mocno. Przez jej ciało przepływały gorące strumienie orgazmu. Wbiła paznokcie w plecy Serafina i uniosła się nieco, nie mogąc złapać tchu. W końcu opadła i przyciągnęła go do siebie. Jego twarz była teraz obok jej twarzy, a jej usta przy jego uchu.
    - Ja ciebie też - odparła cichutko.
    Tak właśnie się teraz czuła. Spełniona i szczęśliwa, a przede wszystkim kochana. Po minucie na jej policzku ukazały się łzy, które spłynęły zatrzymały się w jej włosach bezgłośnie.
    Serafin wtulił się w nią bez sił na cokolwiek innego. Nie potrafił jeszcze zapanować nad oddechem ani nad swoim ciałem. Po prostu opadł na nią, zakrywając ją swym rozgrzanym do czerwoności ciałem i osunął się po chwili na bok by nie przygniatać jej, blokując możliwość ruchu bądź oddechu. Niespieszno było mu wyślizgiwać się z niej. Było mu tam dobrze, i ciepło. Wysunął się jednak niechętnie i wsparł głowę na łokciu by popatrzeć na jej twarz. Przejechał palcem po mokrym śladzie na policzku i pocałował ją delikatnie w skroń.
    -Sprawiłem ci ból? - zapytał zatroskany.
    - Nie, nie! Nie, kochanie. Czy ja wyglądam, jak dziewica? - spytała i zaśmiała się krótko. - Po prostu to emocje. Nie ważne czy złe czy dobre, ja zawsze płaczę - wyjaśniła mu delikatnie i przylgnęła do jego boku. Wodziła dłonią po jego piersi.
    - To dobrze. Nie chciałbym byś przeze mnie cierpiała. Nigdy! - przygarnął ją do siebie, wtulając ją w swoje objęcia. Przytulił policzek do głowy dziewczyny i westchnął cicho. - Nie żałujesz? Nie jesteś teraz na siebie zła za to, że pozwoliłaś mi na tak wiele?
    - Dlaczego miałabym żałować? Dlaczego mam żałować seksu z facetem, który daje mi szczęście i którego kocham? Który jest blisko mnie i grzeje mnie swoją miłością? - spytała, mrugając zdziwiona.
    W sumie mogła się tego domyślić. Mogła się spodziewać, że Serafin to wrażliwa istota. Wrażliwa zarówno sama w sobie, jak i wrażliwa na uczucia innych. Uśmiechnęła się i przymknęła oczy, a jej dłoń chwyciła jego dłoń i ułożyła na brzuchu.
    Tylko tyle mu było teraz potrzeba. Tej pewności że jest tak jak powinno. Tego uczucia, że nie zrobił nic źle.
     - Chodź tu, łobuzie. Chodź do mnie i daj mi buzi póki jeszcze nie czuje się bardzo samotny - wyszeptał z uśmiechem, czekając na buziaka.
    - Poproś - szepnęła w jego usta, ale kiedy już miała go musnąć ustami, odchyliła się.
    - Proszę ... - wyszeptał. - Błagam, pożądam i... Zawiesił głos i z wesołym uśmiechem przyciągnął dziewczynę do siebie i ucałował.

poniedziałek, 10 października 2011

Płomienny sen.

- Słucham cię kochanie - powiedziała dźwięcznie do słuchawki telefonu, który właśnie wyrwał ją z zadumy nad książką.
- Nie wrócę dzisiaj na kolację. Nie czekaj na mnie - rozległo się po drugiej stronie a z twarzy dziewczyny nagle zniknął uśmiech, zastąpiony troską.
- A co się stało?
- Nic, skarbie. Muszę zostać dłużej.
- Ach... No dobrze, poczekam.
- Nie, nie czekaj. Nie męcz się siedząc do późna. Połóż się a jak wrócę to cię obudzę.
- Ale....
- Nie chcę słyszeć 'ale'. Chcę byś się położyła.
- No ale... Nooo
- Proszę cię, kochanie. Obiecuję, że obudzę cię jak tylko wrócę.
- Dobrze. Położę się skoro tego chcesz. Kocham cię i wracaj szybko.
- Ja też cię kocham. Wrócę tak szybko jak tylko będzie to możliwe. Pa, słoneczko.
- Pa.
    Telefon powędrował na półeczkę obok łóżka a kobieta udała się pod prysznic. Nie uśmiechało jej się samotne zasypianie ale raczej nie miała innego wyjścia. W końcu obiecała. Prysznic nie przyniósł ukojenia w bólu samotności, lecz rozgrzał ją i kiedy znalazła się w łóżku, zasnęła tak szybko jak niemowlę po wieczornej kąpieli.
    Śniła o wiosennej łące, pełnej kwiatów i kolorowych motyli. Było jej tam dziwnie miło i przyjemnie. Uśmiechała się przez sen, choć sama tego wiedzieć nie mogła oczywiście.
    W pewnej chwili poczuła delikatne muśnięcie swojego policzka. To motyl! Taki duży i wyjątkowo piękny. To jego delikatne skrzydło sprawiło, że jej policzek pokrył się roziskrzonym pyłem. Wyciągnęła do niego dłoń, ale kiedy chciała go dotknąć, motyl uciekł. Za to delikatne mrowienie pojawiło się na drugim policzku. Zadrżała. Poczuła jak elektryzujące iskierki przyjemności, promieniują spod dotknięć skrzydeł przez całą jej twarz aż do skóry szyi.
    Zrobiło się jej gorąco i poruszyła się niespokojnie. Uświadomiła sobie, że chyba właśnie się wybudza i nie chcąc stracić ani chwili z rozkosznego uczucia pieszczoty, zacisnęła oczy.
    Po chwili na jej skórze pojawiło się coś nowego. Coś igrającego z jej odczuciami jeszcze bardziej i intensywniej. Wilgotne, gorące usta zaczęły błądzić po jej szyi. Delikatne pocałunki wywoływały wybuchy rozkoszy, a drżące lekko dłonie wędrowały zaciekawione po jej ciele.
    Było jej coraz przyjemniej. Czuła jak krew krąży jej w żyłach tak szybko, że prawie dało się to usłyszeć. Serce tłukło się w piersi jak oszalałe, a w głowie szumiało jak po dawce alkoholu. Jęknęła cichutko i wyciągnęła dłonie by sprawdzić czy to nie sen. Czy sprawca tych pieszczot nie zniknie kiedy go dotknie.
    Nie zniknął. Jej palce spotkały się z wilgotną skórą, a oczy uchyliły się troszeczkę. I wtedy ujrzała to, czego pragnęła najbardziej. Te ukochane, piękne oczy. To pełne miłości spojrzenie i ten niesłychanie radosny uśmiech. Przylgnęła całym ciałem do Swojego Skarbka i jęknęła "Wróciłaś".     
    Jej usta szybko odnalazły drogę do ust ukochanej i zatraciły się w namiętnym pocałunku. Języki splotły się w tańcu miłości a dłonie szukały nieodkrytych zakamarków ciała partnerki.
     Uniesienie wzmagało się w dziewczętach z minuty na minutę. Oddechy stały się płytkie i urywane. Kołdra zrobiła się zbędna, a ich ciała grzały się wzajemnie swoim ciepłem.
    Dziewczęta zatracały się w namiętności z chwili na chwilę coraz bardziej. Ubrania poleciały na podłogę, podniecone do granic możliwości kobiety, drżały rozkosznie przy każdym ruchu, dotyku, pocałunku.
    Były prawie w niebie. Pieściły się wzajemnie coraz intensywniej. Drażniły swoje piersi i sterczące z podniecenia sutki. Ocierały się o siebie jak rozkoszne małe kociaki i mruczały zadowolone.
    Ich dłonie coraz śmielej pieściły każdą rozkoszną część ich ciał. Pobudzały każdy nerw i doprowadzały je do szaleństwa. Ich kobiecości stały się wilgotne i gotowe na każde kolejne doznanie.
    Rudowłosa przejechała delikatnie pazurkami po plecach Brunetki i przygryzła skórę na szyi partnerki. Zjechała ustami na dekolt i rysowała tam językiem nieokreślone ślaczki. Brunetka wplotła palce we włosy ukochanej i jęknęła głośno. Ten dźwięk tylko zachęcił jej kochankę do śmielszego działania.
    Wędrowała ustami po ciele Rudowłosej aż znalazła dróżkę do piersi. Język zaczął namiętny taniec z sutkami a Brunetka zapamiętując się w rozkoszy kąsała je delikatnie, ssała i całowała na zmianę.
    Dłoń Brunetki zsunęła się po ciele Rudej aż do brzucha, potem pośladków i w końcu dotarła do niesamowicie wilgotnej kobiecości kochanki. Drażniła ją delikatnie palcami, pieszcząc równocześnie piersi dziewczyny ustami, językiem i bajecznymi ząbkami, które co chwile zaciskały się leciutko na sutkach by doprowadzić Rudowłosą do rozkosznego spełnienia.
    Palce dłoni Brunetki zagłębiły się w muszelce Rudej i poruszały się w niej rytmicznie. Podniecona do granic wytrzymałości Ruda odwzajemniła pieszczotę i sprawiła iż obie zaczęły jęczeć rozgrzane i rozpalone własną namiętnością.
    Kiedy Brunetka nie wytrzymała napięcia i odchyliła głowę do tyłu, naprężając całe ciało, jej Rudowłosa kochanka dobrała się ustami do szyi ukochanej. Pieściła ją równie intensywnie jak wcześniej sama była pieszczona. Po czym wpiła się ustami w usta partnerki i zacisnęła delikatnie dłoń na jej łonie.
    Poczuła jak Brunetką wstrząsają dreszcze a ciało jej kochanki napięte jest niczym struna. Wiedziała, że właśnie nadchodzi spełnienie. Że Brunetka doszła do granicy jaką ta chciała przekroczyć razem z nią. Zatrzymała się na chwilę z pieszczotami i oderwała od ust dziewczyny, by popatrzeć na twarz ukochanej kobiety.
    Po chwili, z cichutkim "Kocham Cię" powróciła do pieszczot i namiętnych pocałunków. Poczuła jak Brunetka przeżywa orgazm. Poczuła jak jej ciało pręży się i drży. Jak soki rozkoszy zalewają jej palce i to pomogło jej dojść do identycznego stanu tuż po spełnieniu partnerki. Sama również poczuła rozkosze energetyzujących dreszczy i wilgotne zakończenie pieszczot.
    Dziewczyny przylgnęły do siebie tak mocno, jakby nie chciały pozostawić między sobą nawet odrobiny wolnej przestrzeni. Jakby chciały stać się jednością. Jednym ciałem pełnym miłości i pożądania. Jedną duszą. Kochały się tak mocno i szczerze, że świata poza sobą nie widziały. I to było najpiękniejsze co spotkało je w życiu. Usnęły w poczuciu wszechogarniającej miłości i rozkosznego spełnienia.

niedziela, 2 października 2011

Sobota.

    Sobota wieczorem. Klub zapełniał się z minuty na minutę coraz bardziej. Muzyka grała jak zawsze głośno i energicznie a Konrad kończył pracę na wysokich obrotach. Dzisiaj był ten wieczór, kiedy to pracował do dwudziestej trzeciej a później miał wolne więc czekała go jeszcze godzina pracy i zabawa. Uwielbiał zostawać w klubie po pracy. Lubił atmosferę tego miejsca i ludzi, którzy tutaj mogli czuć się naprawdę swobodnie i szaleć bez wstydu i oporów. Jego brązowe, lekko kręcone włosy opadały w związanym kucyku na plecy, skryte pod atlasową kamizelką. Prócz kamizelki na jego torsie nie znajdowała się żadna inna część odzieży. Taki wymóg szefa. Jednak nie przeszkadzało mu to. Jego umięśnione ciało wyglądało oszałamiająco, przybrane w kamizelkę i czarne, dopasowane spodnie.
    Nie był pierwszej młodości. Nie znaczyło to jednak, że nie ma prawa do zabawy. Podczas całego swojego życia miewał różne chwile. Te gorsze - mniej grzeczne i te lepsze - kiedy to wydawało mu się, że odnalazł cel w życiu i wielką miłość. Miał dziwny charakter. Rodzice starali się wychować go na dobrego człowieka ale wyszło im jak wyszło. Czasami człowiek jest zbyt opornym materiałem do kształtowania, mimo usilnych starań i zabiegów. Wśród przyjaciół i znajomych, Konrad uchodził za kogoś, kto doskonale wie czego chce w życiu. Miał opinię bezwzględnego i bezdusznego. Potrafił powiedzieć komuś prosto w twarz, że powinien zacząć dbać o dietę albo spojrzeć w lustro i ocenić swój wygląd, zanim w ogóle ośmieli się wyjść z domu.
    Taki właśnie był. Zawsze nienagannie ubrany, wystylizowany i pachnący. Zdający sobie sprawę ze swojego wyglądu i tego jaki ma wpływ na ludzi dookoła. Uwielbiał łakome spojrzenia kobiet i pożądliwy wzrok mężczyzn, kiedy z kocią zwinnością podawał zamówienia lub bez zahamowań szalał na parkiecie. Miał trzydzieści pięć lat ale świat zdawał się być dla niego ledwie poznanym miejscem. W jego żyłach szalała młodość. Jego oczy lśniły niewymownym blaskiem. Jego serce tłukło się młodzieńczo w piersi. Jego ciało było prężne i jędrne. Wyglądał o dziesięć lat mniej więc nigdy nie kwapił się do przyznawania się do prawdziwego wieku.
    - Kieliszek wódki, albo drinka. Cokolwiek.
    Gdzieś za plecami Konrada rozległo się zamówienie, wypowiedziane dokładnie w przerwie między utworami. Kiedy barman odwrócił się ujrzał samotnie siedzącego młodego mężczyznę, o rozczochranych czarnych włosach. Miał na sobie rozpiętą białą koszule i jeansy. Musiał wracać z pracy albo z uczelni. Ale o tej godzinie?
    - Służę - Konrad przygotował drinka o nazwie "Krwawa Mery" i postawił przed zamawiającym. - Coś jeszcze? - Jego głos przebił się bez problemu przez muzykę. Był w całkiem innej tonacji niż ona. Był spokojny, głęboki, typowo męski.
    Barman wykonywał swą pracę solidnie. Musiał być uprzejmy, nawet gdyby nie miał na to ochoty. W tym jednak przypadku nie było to wymuszone. Gość zaintrygował go widocznym poirytowaniem i podejściem do sytuacji mówiącym: A szlag wie po co ja tu przylazłem. Może uda mi się wyładować swą frustrację na kimś przypadkowym. Szczerze powiedziawszy wyglądał, jakby sam nie wiedział czego chce.
    - Nie, dzięki - odparł klient. Od razu chwycił szklankę i upił z niej prawie połowę na raz. Chciał się napić? A może raczej upić? Kto go tam wie. Wokół siebie roztaczał przyjemny zapach męskich perfum. - Chyba, że pan coś zaproponuje.
    Konrad zarejestrował z satysfakcją spojrzenie nieznajomego, przebiegające po jego sylwetce. No cóż, w końcu nie pierwszy to raz, że klienci tak reagują.
    - Może kartę? Nie zwykłem wmuszać w klientów tego, czym ja się raczę. Wolałbym, żebyś sam dokonał wyboru. - Nie zdawał sobie sprawy z tego, że przechodził na "Ty" z każdym. Odruch. Miał taki zwyczaj we krwi i może właśnie dzięki temu, potrafił zjednać sobie nawet najbardziej znerwicowanego klienta. Ten facet wyglądał źle. Miał na twarzy wymalowane kłopoty i Konrad wiedział, że z takimi trzeba ostrożnie i powoli.
    - Wiesz... Nie znam się na tych wszystkich nazwach, więc nie wiem co jest dobre. Zdam się raczej na ciebie - wzruszając ramionami, niezdecydowany klient rozejrzał się po narastającym tłumie ludzi, którzy coraz liczniej pojawiali się w klubie. Najwyraźniej nawet nie miał zamiaru patrzeć w kartę.
    Konrad podał więc klientowi kolejną "Krwawą Mery" i schował kartę. Pojawili się nowi zamawiający, którymi musiał się również zająć więc mężczyzna został sam. Barman sprawnie i z uśmiechem obsługiwał pojawiające się przy ladzie osoby, które przychodziły po zamówienie i odchodziły. Jakoś nikt, poza czarnowłosym nieznajomym nie miał chęci na siedzenie przy barze. Krótkowłosa blond kelnerka przyniosła tace z pustymi szklankami i z marudnym "Chce do domu" odeszła do stolików.
    - Może pomóc? - Rozległo się pytanie za plecami barmana.
Wyglądało na to, że czarnowłosy chciał sobie jednak znaleźć jakieś inne zajęcie oprócz marudzenia.
    - Em? - nie wierzył w to co usłyszał i zobaczył. Nie dość, że gość bezceremonialnie wszedł za bar, czego mu robić nie było wolno, to jeszcze pytał czy może mu pomóc w pracy. Przez kilka sekund stał wpatrzony w nieznajomego jak w istotę z innej galaktyki. Dopiero po chwili odzyskał równowagę i zdołał wydusić z siebie kilka słów. - Przede wszystkim nie wolno ci tu być - wskazał mężczyźnie powrotną drogę na drugą stronę lady. - A poza tym, ja zaraz kończę.
    - No jak chcesz. Chciałem być miły. I nie patrz tak na mnie, bo w tym momencie serio się dziwnie czuję.
    Na ustach nieznajomego pojawiło się coś w rodzaju uśmiechu. Nie wściekał się, chociaż miał ochotę, ale się uśmiechał, jeśli to można było tak nazwać. Wzruszył ramionami i wrócił z powrotem na swoje miejsce opierając tym razem głowę o ladę i przyglądając się to mężczyźnie, to jego klientom.
    Konrad obsługiwał kolejne osoby ale doskonale zdawał sobie sprawę ze spojrzeń czarnowłosego klienta. Po jakimś czasie z zaplecza wyszedł jego zmiennik i przez kolejne dziesięć minut, sprawnie pozbyli się tłumu. Konrad był wolny. Wyszedł zza lady i stanął obok swojego obserwatora, opierając się plecami o blat.
    - Zostajesz tu? Bo jeśli chcesz możemy pogadać.
    - Nie idziesz do domu? Przecież jesteś już po pracy.
    Mężczyzna był zdziwiony tym, że Konrad nie ucieka z miejsca pracy tylko postanowił tu zostać. Zmierzył go wzrokiem, jakby chciał zapamiętać każdy szczegół jego ubrania i ocenić sylwetkę.
    - Nie, nie idę. Kocham ten klub nawet po pracy i bardzo lubię spędzać tu wolny czas - Wyciągnął rękę w stronę nieznajomego i uraczył go jednym ze swoich kuszących uśmiechów. - Konrad - przedstawił się krótko, taksując spojrzeniem postać gościa. Nie był zły. Miał w sobie coś, co sprawiało, że zatrzymywał na sobie spojrzenie Konrada. I, o dziwo, nie była to jedynie chęć zabawienia się z kimkolwiek w ramach relaksu po przepracowanym dniu.
    - Adrian.
    Konrad zarejestrował, że dłoń, która właśnie uścisnął była lodowato zimna i drżąca. Chłopak, bo teraz dopiero barman zauważył, że gość nie może mieć więcej niż dwadzieścia lat, najwyraźniej nie czuł się w tym miejscu wybitnie komfortowo.
    - Może masz chęć zatańczyć? - Konrad nie miał zwyczaju stać pod ścianą lub wisieć na barze. Wolał szaleć na parkiecie.
    Skinienie głowy Adriana wystarczyło by barman pociągnął go za sobą w tłum skaczących i wyginających się w takt muzyki ludzi. Piosenka, która właśnie leciała była jednym z autorskich remixów ich didżeja. Łączyła w sobie fragmenty twórczości zarówno romantycznych jak i szaleńczo skocznych rytmów latynoamerykańskich. Konrad ściągnął frotkę z włosów i pozwolił im opaść swobodnie na plecy. Na jego twarzy pojawił się wesoły uśmiech a ciało poruszało się płynnie w takt melodii. Kusił. Potrafił to robić i wiedział, że tak zawsze osiągnie swój cel.
    Było tak też i teraz. Widział spojrzenie Adriana przesiąknięte na wskroś rosnącym pożądaniem i sprawiało mu to niemałą satysfakcję. Wybrał "ofiarę" i zrobił to kolejny raz trafnie. Chwile dzieliły go od tego, by chłopak błagał go o możliwość spędzenia z nim nocy. Minut brakowało do momentu gdy dłonie Adriana zaczną szukać możliwości zetknięcia się z jego ciałem. I to było w tym najpiękniejsze. Te sekundy, które wypełniała żądza i spojrzenia pełne obietnic.
    Konrad zamknął oczy i wyciągnął ręce w górę. Jego skóra pokryła się lśniącą warstwą potu, odbijającą kolorowe światła dyskoteki. Rozpuszczone włosy falowały wokół ramion, tworząc tajemniczy wachlarz refleksów.
    Adrian nie tańczył. Stał i wpatrywał się w sylwetkę wirującego barmana z lekko uchylonymi ustami. W klubie pełnym ludzi nikt nie zwracał na to uwagi, a on sam nie myślał w tej chwili o niczym poza chęcią znalezienie się jak najbliżej Konrada. Postąpił o krok w jego stronę i wyciągnął ręce, chwytając barmana w pasie. Konrad uśmiechnął się, zatrzymał i spojrzał chłopakowi w oczy, zbliżając twarz na odległość oddechu. Przez kilkanaście sekund trwał w bezruchu, chłonąc zapach chłopaka. Po chwili jego dłoń przylgnęła płasko do piersi Adriana. Nie została tam jednak na długo. Bardzo wolno zjechała w dół, a napotykając na pasek od spodni chłopaka, przejechała jego skrajem na plecy. Dopiero tam, palce wsunęły się pod spodnie na kilka centymetrów i powróciły na przód, do rozporka. Usta Konrada musnęły delikatnie wargi Adriana i odsunęły się od nich. Nie pocałował go. Nie, nie. Ten rodzaj pieszczoty zarezerwowany był na bardziej  intymne chwile.
    Adrian zadrżał z podniecenia i zacisnął usta w wąską kreskę. Ten facet był dla niego niczym starożytne bóstwo, robiące z wiernymi to, na co tylko miało chęć. Był poddany jego urokowi i bezwolny w jego dłoniach. Konrad mógł wszystko. Zarzucił mu ręce na szyję i przytulił się, kiedy muzyka stała się wolniejsza, kusząca do bliskości i uścisków. Wił się w tańcu ocierając o ciało Konrada i wzmagając w nich w ten sposób podniecenie.
    Kiedy piosenka skończyła się, Konrad chwycił chłopaka za rękę i wyciągnął z parkietu, a następnie z klubu. Na ulicy stał jego samochód. Po kilku minutach zaparkował pod niewielkim domem.
Kiedy tylko Adrian wysiadł z samochodu, Konrad zamknął go w pełnym pożądania uścisku i przycisnął plecami do karoserii. Jego biodra przywarły do bioder chłopaka a usta, poruszające się podczas mówienia, łaskotały płatek jego ucha.
    - Mam na ciebie ochotę - wyszeptał i przygryzł płatek ucha Adriana dość brutalnie. - Mam ochotę zobaczyć jak mdlejesz z rozkoszy i wyczerpania.
    Konrad chwycił chłopaka za rękę i nie czekając na odpowiedź pociągnął za sobą do domu. Zaraz za progiem puścił go i zrzucił z siebie kamizelkę. Poczuł się o wiele swobodniej. Jako dobry gospodarz powinien zaproponować coś do picia. Kto miałby jednak teraz chęć na takie propozycje?
    Nie zapalał świateł. Blask latarni i księżyc, zaglądający przez ogromne okna, wystarczały zupełnie do orientacji w mieszkaniu. Zatrzymał się na środku salonu i czekał aż Adrian dotrze tam za nim. Chłopak czuł się niepewnie, lecz nie miał zamiaru uciekać. Najwyraźniej postać barmana zaintrygowała go na tyle, by zdecydował się na pozostanie w jego towarzystwie.
    Ich rozpalone ciała spotkały się w końcu i splotły w pełnym nerwowych ruchów tańcu miłości. Ubrania zaścieliły parkiet, oddechy stały się urywane i nieregularne, dłonie łakome i chaotycznie ciekawskie. Jeki Adriana wypełniały pusty dom rozkoszną muzyka miłości. Konrad zabrał go w świat pełen barw i dźwięków, jakich nie dane jest zaznać nikomu, kto nie zaznał jego dotyku i czułości. Ich mokre od potu ciała, lgnęły do siebie spragnione i rozedrgane. Szepty mieszały się z jękiem.
    Tej nocy Adrian poznał niemal każdy kąt mieszkania Konrada.