wtorek, 22 lipca 2014

Aiden 13.

- Polowanie... – Aiden cofnął się od krat mając przekonanie, że niechybnie kolejny z wampirów właśnie zjawił się w jego życiu i kolejny zechce zapolować właśnie na niego. Patrzył na Phila, będącego całkiem uroczym obiektem po środku celi i zaciskał palce na świeczniku. – Błagam, powiedz, że polujesz na myszy albo szczury alb, nie wiem, nawet muchy byłyby dobre. – Miał cichą nadzieje, że właśnie zwierzęta okażą się celem polowania mężczyzny.
- Czasami też na niedźwiedzie i jelenie, ale preferuję wampiry – odpowiedział Phil z niebywałą lekkością. Zupełnie, jakby polowanie na wampiry było czymś naturalnym. Siedział po turecku, trzymając ręce na kolanach. Wygładził spodnie, mimo że i tak były całe pogniecione. Po prostu chciał wyglądać jak człowiek, kiedy rozmawiał z drugim człowiekiem. – Rodzinna profesja – mruknął cicho, wzruszając ramionami.
- Aach... – Dzięki temu wizerunek Phila zyskał nieco inne barwy, ale za to chłopak miał wiele do przemyślenia. – To chyba już wiem dlaczego tamten cię tu zamknął – mruknął wracając do krat i uważniej oglądając pomieszczenie za nimi. – Pomogę ci. Tylko powiedz mi czego mam szukać. Jak on otwiera te kraty? Ma klucz przy sobie czy gdzieś... – W tym momencie jego spojrzenie padło na klucz, który leżał na tym samym stoliku co świecznik. – Co za idiota... – mruknął chłopak i sięgnął po metalowe zbawienie dla więźnia.
Mężczyzna uśmiechnął się szeroko, widząc, że Aiden zaraz go uwolni. To było jak niespodziewana gwiazdka w środku lata. Musiał teraz tylko pomyśleć, jak uwolnić się od łańcucha, ale wiedział, że zaraz na coś wpadnie.
- Nie ma tam może jakiegoś wytrycha? – zapytał z płonną nadzieją. No bo przecież nie poprosi faceta o wsuwkę!
- Moment...
Zamiast otworzyć celę, Aiden odwrócił się z kandelabrem w ręce i ruszył na poszukiwania wytrycha lub czegoś co mogłoby za takie coś służyć. W zasadzie nie wiedział po co wampirowi miałby być wytrych, więc nie spodziewał się, że będzie on stanowił cześć wystroju pomieszczenia, ale poszukać nie szkodziło.
- Albo klucza do kajdan? Wsuwki do włosów? Cokolwiek?
Mężczyzna za kratami starał się rozglądać jakoś po pokoju, ale prawdę mówiąc... gówno widział. Westchnął ciężko, trochę się niecierpliwiąc. Cały czas miał wrażenie, że Aiden zaraz go zdradzi i pójdzie po tego drugiego. Albo że nagle z niezapowiedzianą wizytą wpadnie do nich właściciel.
- Dobrze, dobrze... – Chłopak nie miał najmniejszego zamiaru zdradzać Phila ani nawoływać w poszukiwaniu wampira, który gdzieś zniknął. Teraz myślał tylko o tym jak wydostać łowcę z celi. W czasie poszukiwań zabłąkał się też w okolice stolika, na którym stały słodycze i zgarnął sporą część do kieszeni. A co! Należało mu się coś od losu! – A może być metalowe krzesło? – krzyknął do mężczyzny oglądając wspomniany mebel z niepewną miną. – Albo... Uhm.... Hej, ja mam scyzoryk! – Olśnienie spłynęło na niego niczym kojący prysznic z dodatkiem pachnącego płynu do kąpieli.
Phil przyglądał się swojej nodze. Mało widział, więc musiał poczekać, aż Aiden podejdzie do niego ze świecznikiem.
- Może coś zdziałam. Trochę to stare i zardzewiałe, więc może puści – Podrapał się po szyi, patrząc za Aidenem. – I nie krzycz tak – pouczył go ostrym tonem. Chciał żyć, a nie ściągnąć na siebie oprawcę.
- Okej, okej, już jestem cicho.
Chłopak wrócił do celi, starając się zachowywać jak najciszej, choć nie było to takie proste, gdyż, na wszelki wypadek przyciągnął do krat metalowe krzesło, o którym wspomniał. Mogło się przydać gdyby jego scyzoryk okazał się mało pomocny. Otworzył więzienie i po chwili stanął pochylony w celi nieopodal Phila. Postawił obok niego krzesło i wyjął z kieszeni scyzoryk, podając mu go z niepewną miną.
- Proszę.
- Dzięki, mały – więzień uśmiechnął się życzliwie do chłopaka, który na dobrą sprawę mu się nie przedstawił. Słyszał co nieco, więc znał jego imię, ale wolał o tym nie wspominać. Poza tym chciał je poznać od właściciela. – Mógłbyś mi poświecić?
Przesunął się tak, by światło mogło paść na jego nogę. Było mu teraz cholernie niewygodnie, ale musiał tak siedzieć, żeby poszperać przy tym mechanizmie. Chłopak pokiwał jedynie głową, ustawiając świecznik pod odpowiednim kątem. Starał się bardzo, żeby jego pomoc była skuteczna i pożyteczna. Obserwował mężczyznę nie kryjąc przed samym sobą podziwu dla jego ciała. On sam był jak delikatna lalka a tak bardzo chciał być męski.
- Wiesz w ogóle gdzie jesteśmy? Myślisz, że daleko stąd na Church Way? Muszę wrócić do domu przed świtem – Zapytał cicho i lękliwie, jakby się bał, że jego słowa przeszkodzą Philowi w uwolnieniu się.
- Zaraz się dowiemy - mruknął pod nosem mężczyzna i stęknął, bo musiał się wysilić, aby odgiąć ten zardzewiały metal. – Cholerstwo - warknął pod nosem, nie przestając majstrować, aż w końcu coś szczęknęło i mężczyzna oswobodził nogę. – Wolność – westchnął z ulgą.
Teraz musieli się tylko wydostać z tego pomieszczenia. Phil wyszedł z celi i przeciągnął się, mrucząc przy tym z zadowolenia. Tak, zdecydowanie lepiej było stać, niż siedzieć jak kołek. Aiden, któremu już pomału cierpł kark od schylania się, również uśmiechnął się z zadowoleniem i bez zbędnego ponaglania także opuścił celę, prostując się z prawdziwą ulgą.
- Tak, dowiemy się, jeśli tylko ten nadęty dupek nie zamknął drzwi – mruknął wskazując brodą na metalowe drzwi, które dzieliły ich od wolności. - A tak nawiasem mówiąc... – Wyciągnął w stronę Phila rękę. – Jestem Aiden.
- Philo... Phil – Mężczyzna uścisnął rękę chłopaka, posyłając mu przyjazny uśmiech. – Trzeba się tu trochę rozejrzeć. Kilka rzeczy może się przydać. – Na przykład buty mogły mu się przydać, bo był boso. Nawet skarpetek nie miał.
- Zdaję się na twoje doświadczenie. Ja niestety najchętniej otworzyłbym te drzwi i ruszył biegiem do domu.
Aiden z głupawym uśmiechem wzruszył ramionami i, kiedy tylko odstawił kandelabr bezpiecznie na stolik, wsunął dłonie w kieszenie. Po chwili wyciągnął z jednej z nich batona i podał Philowi czerwieniąc się, bo poczuł się właśnie jak kompletny kretyn. Groziła im śmierć z wampirzej ręki jeśli nie uciekną. Miał przed sobą łowcę tych plugawców. A on co? Proponował mu skradzionego batona! Tylko on mógł wpaść na tak idiotyczny pomysł w takiej sytuacji.
- Jestem głodny jak wilk, dzięki.
Ku zaskoczeniu chłopaka, mężczyzna przyjął batona z wdzięcznością i jak tylko go rozpakował, to wgryzł się w niego, jakby był to kawał dobrego, grillowanego mięsa. Po chwili poszukiwań znalazł jakieś buty, ale były odrobinę za małe na jego stopę, więc, posługując się scyzorykiem Aidena, zrobił dziurę w miejscu, gdzie są palce, aby nie sprawiać sobie niepotrzebnego dyskomfortu. Następnie sięgnął po płaszcz wiszący na drzwiach szafy i zarzucił go na siebie.
- I jak? - mruknął z ustami pełnymi czekoladowego batona.
Aiden zakrył sobie usta dłonią i zachichotał jak panienka z dobrego domu, patrząc na paluchy Phila wystające z butów. W obecnej, przepełnionej bądź co bądź grozą, sytuacji, taki widok podziałał na niego jak łaskotki. Nie potrafił przestać chichotać przez dobrą chwilę. Na koniec zamachał dłonią przed twarzą jakby mu brakowało powietrza i kiwnął głową.
- Jak dla mnie... Spoko – Unosząc w górę palec na znak, że jest dobrze, ponownie odrobinę zachichotał ale zaraz odetchnął i odkaszlnął, zmuszając się do powagi. – Przepraszam – mruknął wiedząc, że zrobił z siebie błazna a na znak rozejmu wyjął z kieszeni kolejnego batona i wyciągnął w stronę Phila.
- To nie moja wina, że mam takie duże stopy – Skrzywił się mężczyzna, ale przyjął batona, bo musieli zawrzeć pokój. – Przydałaby się jakaś broń, bo tym twoim scyzorykiem to za dużo nie zdziałamy – podrapał się po karku trzonkiem "broni", o której właśnie wspomniał.
- Nie znam się na broni. Jakoś nigdy nie myślałem nad uzbrojeniem bo istoty, z którymi mam do czynienia są albo nie do uśmiercenia albo... – Wzruszył ramionami z miną przepełnioną rezygnacją. – Albo są wampirami, którym i tak nie jestem w stanie niczym zagrozić – Taka była prawda. Nie myślał nawet o tym jak miałby pokonać wampiry, skoro wiedział, że ma na tyle mało siły, że nawet gdyby chciał... – Wiesz, drewniany kolek w moich rękach to raczej zagrożenie dla mnie. Znając moje szczęście, trafiłbym na kość i dostał rykoszetem - przyznał z rozbrajającą szczerością, czując jak jego twarz pokrywa się rumieńcem. Właśnie poczuł się jak kompletnie bezużyteczne dziecko, które nie potrafi nic, poza rozmawianiem z duchami, choć i to szło mu raczej marnie.
- Każdego można zabić – powiedział Phil pewnym tonem, szperając w szufladach i gdzie tylko dało się poszperać.
Miał nadzieję, że może gdzieś znajdzie chociażby młotek albo patelnię. Tak, nauczył się, że patelnia to dobra broń, szczególnie w rękach kobiety, a że Aiden jego zdaniem miał raczej kobiecą naturę, patelnia byłaby dla niego idealna.
- Nie, nie każdego – mruknął chłopak, przekonany co do swojej racji. Duchy już nie żyły więc nie było mowy o zabijaniu ich. – Ale proszę, szukaj broni. Pomogę ci jeśli chcesz.
Zaczął również przeszukiwać każdy zakamarek jaki udało mu się przeszukać. Wyrzucał na łóżko jakieś zardzewiałe nożyczki, połamany kilof, starą miotłę, a nawet stary metalowy nocnik, który wyglądał na dawno nieużywany, bo inaczej nie wziąłby tego do ręki.
- Jest – szepnął pod nosem Phil i wyciągnął z dolnej szuflady srebrny łańcuszek z zawieszką w kształcie splecionych skrzydłami sześciu nietoperzy, tworzącymi niesprecyzowany kształt. Podniósł się z kolan i podszedł do Aiden. – Weź go. Weź i obiecaj, że zawsze go będziesz miał przy sobie – powiedział grobowym tonem, wpatrując się w chłopaka uparcie.
Aiden zabrał łańcuszek z ręki mężczyzny, ale zamiast patrzeć na zawieszkę, jego oczy spoczęły na twarzy Phila. Nie miał pojęcia skąd u nowopoznanego mężczyzny taka troska o jego bezpieczeństwo.
- Co to jest? – zapytał wreszcie, starając się nie wyjść na kompletnego ignoranta. – Czy ja czegoś nie wiem? Czy jest coś... - Nie dokończył, wiedziony przeczuciem, że lepiej będzie jeśli teraz nie będzie męczył Phila natłokiem pytań. Założył łańcuszek na szyje i położył dłoń na zawieszce, przyciskając ja do piersi.
Mężczyzna już miał sięgnąć po coś, co mogłoby służyć za broń, aby mogli iść dalej, ale zdębiał. Stanął w miejscu i zaczął nasłuchiwać. Obszedł Aiden dookoła, zatrzymując się za jego plecami.
- Wraca. Wybacz mi – powiedział cicho i mocno uderzył chłopaka w tył głowy, by ten stracił przytomność.
Młody nie miał szansy zareagować. Nie miał nawet czasu na otworzenie ust, kiedy ziemia osunęła mu się spod nóg a świat spowiła czerń. Odpłynął - to było bardzo odpowiednie określenie stanu, w jaki wpędził go Phil. Jego młode serce zabiło trzy razy szybciej niż normalnie a zaraz potem chłopak osunął się wprost w ramiona mężczyzny.
*
Obudził się w komnacie, na łóżku wampira, który go tam przyniósł. Było ciemno i cicho. Dookoła nie było ani jednej żywej duszy. Martwej zresztą też nie. Aiden był sam a na jego szyi nie było srebrnego łańcuszka, który dał mu Phil.
Otworzył oczy i rozejrzał się dookoła. Przez ostatnią dobę niemal co kilka godzin tracił przytomność i budził się w innym miejscu. To nie było mile. Nie podobało mu się w żadnym wypadku. Czuł się okropnie i bolał go tył głowy. Podnosząc się do siadu rozmasował bolące miejsce i syknął.
- To zakrawa na jakiś kiepski żart – mruknął sam do siebie mając wrażenie, że jego życie zapętla się co jakiś czas i wraca do punktu wyjścia, choć stawia go w innym miejscu i w nieco zmienionej rzeczywistości. Po chwili jego dłoń automatycznie dotknęła piersi. - No pięknie… - jęknął przeciągle zapominając natychmiast o bolącej głowie. Ledwie obiecał nie zdejmować łańcuszka a już go nie miał.
Było ciemno, więc rozglądanie się nic mu nie dało. Nie było nic widać, a także nikt go nie wołał. Phil zupełnie jakby rozpłynął się w powietrzu, a może wampir go gdzieś zabrał lub nie daj Boże zabił.
Chłopak poczuł jak wzbiera w nim złość. Miał dość swojego życia, które kolejny raz zamieniało się w koszmar. Zeskoczył z lóżka i nie patrząc na to, że jest cholernie ciemno i że jeśli tylko zrobi krok lub dwa wpakuje się zapewne na coś, co wyrządzi mu krzywdę, ruszył dziarsko przed siebie. Miał zamiar wydostać się z tego miejsca, albo przynajmniej dowiedzieć się gdzie jest.
- Phil! – krzyknął zaraz po tym, jak jego piszczel zaliczył bolesną randkę z jakąś skrzynią, lub czymś co wysokością właśnie skrzynie przypominało. – Phiiil! Cholera jasna – tym razem warknął wściekle, zły na ból i swoją ślepotę w ciemnościach.
Ale Phila nie było ani widać, ani słychać. Tak samo jak łańcuszka, który mężczyzna wcześniej znalazł. Zresztą ciężko było cokolwiek zobaczyć w tej ciemności. Po stopie Aiden przebiegła mysz, która po chwili zatrzymała się i zapiszczała żałośnie.
- Aaa! – wrzasnął piskliwie i odskoczył przestraszony w tył.
Nienawidził niczego co było małe, niewidzialne i szybko biegało. Nie bał się! Ale nienawidził. Oczywiście jego próba uniknięcia spotkania z piszczącym potworem zakończyła się twardym lądowaniem na tyłku i poobijaną kością ogonową, ale przynajmniej zapomniał o myszy.
- Dlaczego tu jest tak ciemno? No dlaczego? – Gorycz jego słów niemal łamała serca.
Masując obolałe pośladki, podniósł się na nogi i postanowił najpierw poszukać czegoś co będzie oknem, albo jakimś źródłem światła. Ostrożnie pochylił się i wymacał w ciemnościach skrzynie, będącą sprawcą jego upadku. Kiedy położył na niej dłoń, okazało się, że stoi tam stary kandelabr.
- Dzięki ci opatrzności – mruknął, po czym zacisnął na świeczniku palce jakby się bał, że ten dziwnym trafem ożyje i ucieknie.
Teraz pozostała jedynie kwestia odnalezienia źródła ognia. Szybko przypomniał sobie, że zabrał przecież zapałki, które posłużyły mu w poprzednim miejscu, w jakim się obudził. Z westchnieniem wyciągnął je z kieszeni i zapalił świece. Miał światło. Teraz mógł rozejrzeć się po komnacie i zastanowić co dalej.
Już po chwili okazało się, że był dokładnie w tym samym miejscu, w którym poznał Phila i w którym zemdlał. Z tym, że na kamiennych, brudnych ścianach nie było zasłon, więc nie było też nigdzie kraty, za którą mógłby kryć się Phil. Zupełnie, jakby nigdy czegoś podobnego tu nie było.
- Co do…?
Rozglądał się dookoła z miną świadczącą o tym, że pojęcia nie ma co się dzieje. Trzeci raz budził się w tej samej komnacie. Trzeci raz wracał do początku jakiegoś koszmaru, którego zakończenie zdawało się być coraz odleglejsze. Pomieszczenie było to samo ale inne. Brakowało zasłon, brakowało krat, brakowało celi. A może mu się to wszystko przyśniło? Raz jeszcze pomacał pierś by sprawdzić czy ma na sobie łańcuszek otrzymany od Phila i raz jeszcze przekonał się, że go tam nie ma. Coraz bardziej przekonywał sam siebie, że spotkanie z mężczyzną było jedynie snem. W desperacji i z nagłym przypływem odwagi i pewności, że mu się uda, ruszył ku drzwiom. Nie miał zamiaru tu umierać. Miał w planach wrócić do domu i miał zamiar ten plan zrealizować.
W pewnym momencie coś chrupnęło cicho pod jego butem, kiedy stanął przy drzwiach. Na podłodze lśnił srebrny łańcuszek, którego zawieszka miała dokładnie taki sam kształt, jak ta, którą dał mu Phil. Tylko zapięcie zostało zniszczone przez podeszwę Aiden.
Podniósł zgubę i przyjrzał się jej w świetle świec.
- Więc jednak to prawda – mruknął, kiedy zawieszka zakołysała się przed jego oczyma na trzymanym przez niego łańcuszku.
Podrzucił całość w górę i złapał zgrabnie, zamykając skarb w pięści, po czym schował go do kieszeni. Naprawą zajmie się później. To co znalazł wlało w jego serce jeszcze więcej pewności i jeszcze więcej desperacji w czynie. Odnalazłszy klamkę nacisnął na nią z impetem, nastawiając się na to, że drzwi będą zamknięte. Musiał jednak sprawdzić i postanowił zrobić co w jego mocy by się z tego miejsca wydostać.
Ku jego zdziwieniu drzwi ustąpiły i ukazały korytarz, na którego ścianach znajdowały się świece w kinkietach. Chłopak miał teraz do przejścia kawałek w górę. Łańcuszek schowany do kieszeni zrobił się ciepły, jakby coś go rozgrzało, a przecież blisko było tylko udo Aiden. Syknął przestraszony nagłą zmianą temperatury biżuterii i szybko wyciągnął go z kieszeni żeby się mu przyjrzeć raz jeszcze.
Nie stał jednak w miejscu. Skoro drzwi ustąpiły ruszył korytarzem w górę, zerkając to na drogę, to na zawieszkę z łańcuszkiem, które teraz spoczywały w jego dłoni. Coś było nie tak z tym czymś. Coś podziałało na zawieszkę w dziwny sposób. Nie miał pojęcia co, ale postanowił, że się dowie. Najchętniej założyłby go teraz na szyje ale nie miał możliwości z uszkodzonym zamknięciem. Z westchnieniem raz jeszcze schował srebro do kieszeni, gdy dotarł na górę korytarza.
Był wolny. Mógł wrócić do domu.

wtorek, 8 lipca 2014

Aiden 12.

Chłopak nie słyszał słów mężczyzny i nie czuł jego, bądź co bądź, opiekuńczych dłoni. Nie krzyczał już, ale dla kogoś kto jedynie na niego patrzył, pozostawał nieobecny, zapatrzony w dal, zamyślony. Jego, szeroko otwarte, oczy biegały po ścianach kaplicy jak oszalałe.
- Dobrze – padło ciche stwierdzenie, gdy jego napięte do tej pory ciało nieco zwiotczało. – Przepraszam...
Po kolejnym, pełnym spokoju, ale i rezygnacji słowie, Aiden zamknął oczy i zapadł w sen. Nie był to zwykły sen, raczej omdlenie. Jego narażone na intensywne wrażenia ciało straciło siły na obronne i zrezygnowało z aktywności.
- Cholerny egoista – warknął po raz enty tego dnia wampir i pochwycił chłopaka w ramiona, aby wynieść go z tego śmierdzącego miejsca na świeże powietrze i w jakieś normalne miejsce, które nie kojarzyło się z cmentarzami.
Jego prywatna krypta wydała się być odpowiednią więc nogi poniosły go w stronę stacji metra. Opuszczony trakt też wcale nie zachęcał do odwiedzin, a i zapach to nie były fiołki z różami. Gdzieniegdzie biegały szczury, kapała woda z rur miejskich, odpadał stary tynk a sufit trzeszczał i ostrzegał przed swym rychłym zawaleniem się.. Krypta też kryptą nie była, ani luksusowymi komnatami. Było to zapomniane, spore pomieszczenie, które niegdyś planowano zagospodarować jako hall na kasy biletowe. Teraz miejsce było zupełnie osłonięte od świata i bezpieczne dla wampira, który w dzień na słońcu nie mógł przebywać.
Mężczyzna zatrzasnął za sobą drzwi kopniakiem, a chłopaka rzucił na prowizoryczne łóżko, złożone z metalowych prętów i materaca. Prócz pomieszczenia tylko rzeczy w nim były czyste. Jakaś stara komoda znaleziona przez niego na jednym ze śmietników, wytarty fotel, przyniesiony tu dla koloru i wygody mężczyzny, kilka krzeseł, które bardziej przeszkadzały w pomieszczeniu niż stanowiły elementy wystroju, mniejszy i większy stolik i szafa pancerna. Na jednej ze ścian wisiała też stara, ciężka, aksamitna zasłona. Zapewne następująca drzwi do pomieszczenia obok.
Uwolniwszy ręce od chłopaka, wampir włączył gazową lampę nad jednym ze stolików i zasiadł na fotelu, czekając aż panicz medium się ocknie..
Nie musiał czekać wieki. Aiden ocknął się po kilkunastu minutach rozglądając się z widocznym oszołomieniem dookoła.
- Gdzie ja... Ech, to ty…– jęknął, widząc nieopodal swojego ochroniarza. Jakoś nie potrafił cieszyć się z obecności tego typa obok. Może to było mało wdzięczne i powinien najpierw mu podziękować ale niechęć jaką do niego czuł była silniejsza. – Mówiła coś jeszcze? – zwrócił się do wampira w pełnym przekonaniu, że i on widział te dziewczynę, która pokazała mu się zaraz po tym jak dotknął biurka.
Nie był to wprawdzie piękny widok, bo dziewczyna miała rozszarpane połowę twarzy, ale przecież mężczyzna chciał uchodzić za nieustraszonego, więc chyba taka mała dziewczynka nie zrobiła na nim wrażenia.
- Tak, to ja i nie mam pojęcia o kim mówisz – Wampir machnął dłonią zbywająco.
Przez czas oczekiwania tylko siedział i wpatrywał się w chłopaka, tonąc w swoich myślach. W życiu by się nie przyznał nikomu, że ulżyło mu, kiedy gówniarz się obudził. Z rezygnacją i nienawiścią do wszelkich rzeczy, których nie był w stanie zobaczyć, złapał za batona leżącego na stoliku i wgryzł się w niego z niebywałą mocną, wręcz z groźbą w spojrzeniu. Nadgryziona słodycz wylądowała w koszu, niemalże przepełnionym już tak samo nadgryzionymi batonami.
- I nigdzie teraz nie pójdziesz, a spróbuj mi się postawić, to cię zwiążę. Masz odpocząć – W głosie wampira pojawiła się stanowczość i nakaz. Nie miał zamiaru pozwalać na nieposłuszeństwo chłopaka w tej kwestii.
- Jasne, może jeszcze mnie zakneblujesz i poddasz elektrowstrząsom – warknął młody, siadając gwałtownie, co wywołało na jego twarzy grymas bólu. Dokładnie tak samo czuł się za każdym razem, kiedy dusza taka jak ta z kaplicy, szukała u niego pomocy. – Cholera – jęknął, masując sobie kark i przechylając na chwilę głowę to w jedną to znów w drugą stronę. – Jesteś beznadziejnym ochroniarzem – wyrzucił jeszcze z siebie, po czym wyciągnął z kieszeni skradziony na cmentarzu cukierek, wrzucił go sobie do ust i rozgryzł gwałtownie, podobnie, jak mężczyzna, lecz z zamiarem zjedzenia go a nie wyrzucenia.
- Bo nie umiem cię ochronić przed wizjami? – zdziwił się odrobinę wampir, bo nie rozumiał dlaczego dzieciak uważa go za beznadziejnego ochroniarza. Aiden żył więc jakoś łowca nie miał sobie nic do zarzucenia. – A co do zakneblowania i poddania elektrowstrząsom... Nie kuś mnie lepiej chłopczyku – Uśmiechnął się lekko i pohamował przed sięgnięciem po następnego batona. Miał ich mnóstwo w misie na stole. Aiden tylko nie rozumiał po co mu one, skoro ani jednego nie zjadł a jedynie kosztował i wyrzucał. – Jestem ciekaw co tam masz w tej swojej główce, kiedyś to sprawdzę – wymamrotał jawnie, choć zainteresowany bólem głowy Aidena nie zwrócił uwagi na to, że mówi coś co pomyślał głośno.
- Będzie to gwoździem do twojej trumny, zapewniam cię – wypalił chłopak pełen wściekłości na bezczelność mężczyzny. Właśnie oświadczył mu oficjalnie, że ma zamiar szperać mu w głowie. No co za ignorant! Ze złością, która miała być skierowana do wampira, poderwał się z łóżka i skradł ze stolikowych zapasów jednego z batonów. Potrzebował czegoś w żołądku by nie zemdleć raz jeszcze a że nie miał niczego innego, słodycz wydała mu się bardzo odpowiednia. – Nie masz do tego prawa. Zrób to, a zobaczysz jakim chłopczykiem potrafię być! – ryknął wściekle. Oczywiście nie miał bladego pojęcia jak ma wypełnić swoja groźbę, ale nie przeszkadzało zagrozić.
Kiedy przełknął pierwszy kęs batona, jego młode ciało dość boleśnie spotkało się z materacem. Łowca znalazł się przy nim w ułamku sekundy i zawisł nad nim, jedną dłonią przygniatając go do łóżka.
- Nigdy więcej nie rzucaj w moją stronę gróźb, bo to się może dla ciebie źle skończyć, kiedy jestem głodny – wywarczał, zbliżając swoją twarz do pobladłej twarzy Aidena. Jego chabrowe oczy przepełniała czerwień. Zirytował się niemiłosiernie, kiedy chłopak kolejny raz wspomniał coś tak prozaicznego jak trumna. Trumny go irytowały. Z dziką satysfakcją i ironicznym uśmiechem przesunął usta w stronę pulsującego miejsca na szyi Aidena. – A teraz przeproś.
- Prze... – Już miał przeprosić, rażony strachem przed gwałtowną reakcją mężczyzny. Już miał mu się poddać i okazać skruchę, kiedy przypomniała mu się podobna scena. Cyprian... Ta wizja wlała w jego serce złość i sprawiła, że ponownie stal się krnąbrnym i nieposłusznym podopiecznym wampira. – Zapomnij – wysyczał przez zaciśnięte zęby, spinając wszystkie mięśnie i zaciskając dłonie w pięści. Nie! Nie będzie go przepraszał, choć pewnie przypłaci to życiem.
Ale ten mężczyzna to nie był Cyprian. Może postąpiłby jak brat nawet i bez przeprosin. Wystarczyła odrobina skruchy. Nie otrzymał jej jednak, toteż dalej szedł w zaparte i zmierzał nieuchronnie do swego celu, jakim zagroził chłopakowi. Chłodne usta zetknęły się z gorącą skórą szyi, więc Aiden poczuł jak wampir uśmiecha się, będąc jeszcze cierpliwym. Wykrzesując z siebie resztki cierpliwości.
- Przeproś Aiden. Ze mną nie ma sensu się bawić, a naprawdę nie chcę skrzywdzić takiego niewiniątka – wymruczał, łaskocząc wargami miejsce, w które zamierzał się wgryźć.

*
- Ej, mały – szepnął ktoś, ale na tyle głośno, że Aiden go usłyszał. Głos dochodził gdzieś z mroku panującego w pomieszczeniu. – Obudź się w końcu – powiedział poirytowany mężczyzna, wpatrując się w ciemność przed sobą. – Rusz tyłek i wypuść mnie stąd. Ile mam tutaj siedzieć? – Uderzył otwartą dłonią o ścianę i syknął, kiedy coś ostrego nieznacznie rozcięło mu skórę.
Obaj znajdowali się w miejscu, do którego wampir zabrał Aidena, jednakże chłopak leżał na podłodze, a ktoś, kto do niego mówił, musiał znajdować się w zamknięciu, skoro prosił o uwolnienie.
- Ech... – jęknął Aiden, podnosząc się z posłania, na którym zostawił go Cain i masując kark zdrętwiały od leżenia w jednej pozycji przez dłuższy czas. Nie miał pojęcia, że nadal znajduje się w tej starej komorze. Zamrugał oczami, przyzwyczajając je do mroku i usiadł. – Kto tu jest? – zapytał cicho.
Mając świadomość, że głos, który teraz do niego przemawia, nie dość, że jest jakiś dziwnie stłumiony, to jeszcze nie należy na pewno do wampira, który go tu przyniósł, starał się rozejrzeć dookoła w panujących gęstwinach ciemności.. Odruchowo złapał się za szyję w miejscu, w którym wampirze kły stykały się z jego skórą tuż przed tym jak odpłynął, bo chyba tylko tak mógł wytłumaczyć to nagle przeniesienie w czasie. Szyja była w porządku - wciąż ładna i nieskazitelna, bez żadnych ran. Najwidoczniej Cain stracił apetyt.
- No w końcu! Wołam cię od pół godziny, stary! - rzucił w jego kierunku mężczyzna, który siedział... za kratami wbudowanymi w ścianę.
Pomieszczenie, w którym go zamknięto było małe, a w dodatku zasłonięte czarną zasłoną. Ciężko było się domyślić, że za nią są kraty, a za kratami kolejna komora, która ktoś wykorzystał sprytnie jako więzienie.
- No dobrze... Słyszę cię i jestem, że tak to ujmę, przytomny.
Aiden musiał uświadomić samemu sobie, że faktycznie tak jest. Że jest przytomny i rozmawia z kimś namacalnym a nie z kolejnym duchem. W sumie duch raczej nie prosiłby go o uwolnienie z jakiegoś miejsca.... Chyba... Wszak każda dusza, która go nawiedza o coś go prosi. Podniósł się z lóżka powoli i ruszył o kilka kroków w kierunku głosu. Szedł ostrożnie, gdyż nie pamiętał układu pomieszczenia na tyle, by nie wpaść na jakieś porozstawiane tu przedmioty.
- Ale nadal nie wiem kim jesteś i gdzie jesteś – dodał po chwili, stając w miejscu i skupiając się na słuchaniu głosu, który najwyraźniej dochodził do niego z lewej strony.
- Za kratą. Znaczy, za zasłoną i kratą – mężczyzna chętnie szarpnąłby za zasłonę, ale nie sięgał, bo był uwięziony na krótkim łańcuchu, który biegł od jego nogi, aż do ściany. – Jestem Phil. A teraz weźże w końcu mnie stąd wyciągnij! – Ostatnie zdanie było przepełnione złością. Phil miał już dość siedzenia w zamknięciu.
- Zasłona i krata. Krata i zasłona... – chłopak mruczał niczym mantrę.
Stawiał kolejne kroki z wyciągniętymi przed siebie rękoma i powtarzał sobie czego szuka. Musiał przecież dotrzeć do mężczyzny wołającego o pomoc. Niestety nie był kotem i w ciemnościach nie widział tak dobrze jak one, dlatego raz za razem na coś wpadał i syczał z niezadowolenia i bólu. Mężczyzna czekał w ciszy aż chłopak do niego dotrze.
- Ale nie milknij – odezwał się Aiden nieco głośniej. – Mów do mnie, bo nie mam pojęcia gdzie cię szukać – poprosił mężczyznę i jęknął, nerwowo mrugając oczami po kolejnym siniaku na piszczelu. Jego oczy bardzo wolno zaczynały dostrzegać jakieś kontury i półcienie, ale nadal widoczność miał bliską zera.
- Jezu, trafił mi się przygłup - mruknął mężczyzna, opierając głowę o ścianę. Nie wiedział, że w pomieszczeniu, gdzie jest chłopak, jest równie ciemno, co w jego klatce, więc uważał, że osoba, do której mówi jest zupełnym czubkiem. – Czemu tu jesteś? – zapytał nagle, bo dopiero teraz pomyślał, że młody może być w komitywie z tym drugim.
- Nie z własnej woli – wypalił Aiden, odpowiadając na pytanie mężczyzny, choć szczerze mówiąc miał ochotę go walnąć za inwektywy, jakie słyszał pod swoim adresem. – A co do twoich spostrzeżeń, to że nic nie widzę, potęguje tylko ostrość mojego słuchu – burknął na koniec, zaciskając usta i z zawzięciem szukając czegoś na tyle miękkiego by mogło uchodzić za zasłonkę.
Nie była to prosta sprawa. Pamiętał, że kiedy rozglądał się po pomieszczeniu przy świetle lamp, widział na jednej ze ścian cos takiego. Uznał wtedy, że musi być to przejście do innego pomieszczenia. Starając się odgonić wściekłość na niewdzięcznika, któremu starał się pomóc poruszał się bardzo wolno i ostrożnie, ale dzielnie brnął do celu.
Gdy tylko jego ręce trafiły na miękkość materiału, zacisnął na nim palce. Nie szarpnął nim jednak. Nagle dotarło do niego, że nie ma pojęcia kim jest mężczyzna siedzący prawdopodobnie za tym właśnie materiałem. A co, jeśli wampir miał powody by go zamknąć?
Mężczyzna usłyszał czyjś oddech za zasłoną. Było na tyle cicho i tak ciemno, że jego słuch wytężony był do granic możliwości.
- No już! Wypuść mnie, cholera jasna. Nie mam zamiaru tu zgnić przez tego kretyna – warknął cicho, szarpiąc za łańcuch. Chciał go wyrwać ze ściany, ale był zbyt słaby, aby to zrobić.
Brzęk łańcucha na chwilę zmroził serce chłopaka. Nie kojarzył mu się z niczym przyjemnym. Ten dźwięk był zawsze dla niego taki metaliczny, chłodny, złowrogi. Po kilku sekundach, młode medium otrząsnęło się jednak z odrętwienia. Szarpnął zasłonkę, ale ta nie była aż taka skora do tego, by ustąpić. Widać wampir dołożył starań, by nie dała się aż tak łatwo zerwać.
- Moment, okej – powiedział z namysłem. – Nie jestem jakimś super siłaczem czy kimś w tym rodzaju – odsunął zasłonkę na bok i złapał za kraty, szarpiąc się z nimi, lecz one stanowiły jeszcze trudniejszą przeszkodę. – Słuchaj, a jak ja mam cię niby wydostać zza tych krat? Jest gdzieś jakiś klucz, piłka, cokolwiek. Przecież nie wyrwę ich ze ściany.
Phil zmrużył oczy, aby dostrzec choć kontur ciała Aidena. Nie było to proste zadanie, ale też nie niewykonalne kiedy się siedziało tyle czasu w ciemnościach.
- To nie masz jeszcze klucza? – powiedział ze zdumieniem, bo był przekonany, że chłopak już dawno go znalazł. – I czemu jest tam tak ciemno? Nie zapaliłeś światła? Ręce mu opadały, kiedy widział, jak bardzo ten chłopak jest nieogarnięty.
- Posłuchaj – Aiden wycelował palcem w mężczyznę, choć ledwie go widział. Był zły za takie traktowanie i nie miał najmniejszego zamiaru powstrzymywać tej złości. – Nie jestem właścicielem tego lokum. Nie mam pojęcia czy tu w ogóle są jakieś światła. Nie przyszedłem tu z własnej woli i... – Złapał raz jeszcze za kraty i z wściekłością szarpnął nimi, unosząc nieco głos. – To nie ja potrzebuję pomocy tylko ty, więc ogarnij się i bądź milszy albo zostaniesz tu na pastwę tego tam, pożal się Boże wampira, bo mi do niczego potrzebny nie jesteś.
- Dobra, dobra, nie wściekaj się tak – Phil uniósł ręce w obronnym geście, mimo że chłopak nie mógł tego zobaczyć. – Zawsze zapala tutaj światło, jak odsłania zasłonę. Albo przychodzi ze świecznikiem. Powinien gdzieś leżeć blisko – poinstruował młodego nieco milszym tonem. Naprawdę chciał się wyrwać z tego miejsca.
- Okej...
Chłopak wyciszył się nieco i zostawił kraty w spokoju, odwracając się w bok i szukając wspomnianego świecznika. Miał tez nadzieję, że znajdzie tam zapałki bądź zapalniczkę by nakarmić świece płomieniem. Po chwili trafił rękoma na stolik a na nim faktycznie na świecznik. Po omacku zaczął szukać teraz źródła ognia a kiedy tylko takowe odnalazł zapalił 'światło' i odwrócił się w stronę krat z triumfalnym uśmiechem.
W zakratowanym pomieszczeniu o wymiarach może półtorej metra na półtorej, siedział mężczyzna. Na podłodze, bo poza nim w pomieszczeniu nie było nic. Łańcuch, którym go przykuto do ściany był gruby i zdecydowanie nie chciał dać się rozerwać. Phil nie miał wyglądu amanta filmowego - miał ciemne krótkie włosy, które zdecydowanie wymagały podcięcia. W dodatku były brudne, jak i cały mężczyzna, odziany jedynie w materiałowe, czarne spodnie i bezrękawnik tego samego koloru.
Kiedy zobaczył, że Aiden zbliża się ze światłem, podniósł się na tyle, na ile mógł, w końcu wysokość jego klatki nie przekraczała półtorej metra, a to było dla niego stanowczo za mało, bo jego wzrost wynosił nieco ponad średnią, czyli metr osiemdziesiąt.
- Philomeus Terrence Hall Junior, miło mi – przedstawił się oficjalnym tonem, kłaniając się nisko.
- Philo...co? – Chłopaka aż zatkało jak usłyszał tak długie imię i nazwisko, że nawet po sekundzie nie był w stanie go powtórzyć. Pokręcił głową z niedowierzaniem, rozejrzał się pospiesznie po celi i obejrzał sobie przelotnie mężczyznę. – Czego ode mnie oczekujesz? Jak mam otworzyć tę celę? I... – zawahał się przez chwilę, bo jakoś dziwnie czuł się zadając tak wiele pytań na raz. – Dlaczego tu siedzisz?
- Po prostu Phil... – powiedział więzień cicho po tym całym gradzie pytań, jakim został zasypany. Z ciężkim westchnieniem usiadł z powrotem na posadzce, bo schylanie się strasznie go męczyło. – Bo mnie zamknięto – odparł z rozbawieniem, jakby cała ta sytuacja była dla niego jednym wielkim żartem. – Dostałem w łeb i obudziłem się tutaj. A ojciec mówił: "Synu, jak wybierasz się na polowanie, zawsze miej oczy dookoła głowy!"