niedziela, 29 czerwca 2014

Aiden 11.

- Więcej! Daj mi więcej! Nigdy nie będę mieć dość twoich słów Katherino – wyrzucił z siebie nieznajomy teatralnie, z ogromną, prześmiewczą przesadą.
Nie czekał jednak na ciąg dalszy wywodów wampirzycy. Rzucił się na nią, jak tylko schował flet w okowach płaszcza i pochwycił ją za kark brutalnie. Był łowcą, a jednocześnie nim nie był. Był też wampirem, o niesamowitej szybkości, jaką doprowadził do perfekcji podczas szkoleń na łowcę. Siły nie miał zbyt wiele, ale wystarczyło, aby tak stanowczo szarpnąć kobietą, że odrzucił ją na tyle daleko i na tyle gwałtownie by musiała ratować się przed upadkiem wspierając się o nagrobek. Nie poprzestał jednak na odciągnięciu potencjalnego mordercy Aidena. Chciał ją zabić, a śmierć miała być jak najbardziej bolesna, toteż gotowy do zadania ciosu ruszył w jej kierunku z uśmiechem na twarzy i pewnością siebie, która powaliłaby słonia.
Zaskoczył ją. Wampirzyca musiała przyznać sama przed sobą, że zaskoczył ją na tyle iż na chwilę zapomniała o Aidenie. Warknęła z wściekłością. Spodziewała się ataku ze strony nieznajomego, bo wyczuwała go w nim od samego początku. Zdała sobie sprawę, że właśnie to ją tak poirytowało i zdenerwowało. Ale nie spodziewała się go aż tak szybko. Pewność mężczyzny, że jeśli zaatakuje ona nie będzie miała najmniejszej szansy w tym starciu wyprowadzała ją z równowagi. Było to dla niej tym bardziej irytujące, że wiedziała o racji owego przekonania. Gdyby mogła pozostać ta, która zginęła wówczas w parku, mężczyzna miałby poważny problem z przeżyciem dzisiejszego spotkania. Gdyby mogła... Niestety, w obecnym stanie miała szanse pokonać człowieka i zachować przed nim swą wampirzą twarz i postać, ale w zetknięciu z wampirem... Już niekoniecznie.
Ledwo zatrzymała się na kamieniu nagrobnym, zerwała się i z ogłuszającym wyciem uniosła nad ziemia. Jej długie włosy rozsypały się w powietrzu tworząc bezładny wachlarz dookoła jej głowy a ręce wystrzeliły na boki niczym skrzydła.
- Wrócę!
Odbiło się echem tak głośnym, że Aiden miał wrażenie jakby ziemia zatrzęsła się pod jego stopami. Skulił się pod posagiem, zakrywając sobie uszy i chowając twarz w podciągniętych do góry kolanach. Nie chciał się tak czuć, ale niestety nie dano mu wyboru. Jego ciałem wstrząsnęły dreszcze, kiedy lodowate strzały przerażenia przeszyły go na wskroś. Krzyk wampirzycy sprawił, że miał wrażenie jakby jego serce spowiła lodowa klatka niepozwalająca mu na pompowanie krwi. Chciał, żeby ten krzyk zniknął. Chciał ciszy jak nigdy wcześniej i spokoju, jaki mogła mu ona zapewnić.
Kiedy poczuł powiew powietrza, ośmielił się podnieść spojrzenie z nadzieja, że zaraz wszystko się skończy. Niestety, widok wiszącej nad nagrobkiem Katheriny z rozpostartymi rękoma i ubraniem targanym powiewami wiatru niewiadomego pochodzenia, nie pomógł mu w żadnym stopniu. Otworzył usta ze zdumienia i wpatrzył się w nią intensywnie.
Tymczasem kobieta pozostała przez chwilę w zawieszeniu, rzucając mordercze spojrzenie nieznajomemu, po czym uniosła twarz ku czerni nieba i zawyła niczym zarzynane zwierzę. Jej postać rozmyła się zaraz potem, pozostawiając po sobie kłęby dymu i smród siarki.
- Te nowoczesne wampiry... - westchnął łowca z prawdziwym smutkiem i schował broń za pas spodni. - A ty tak właściwie czego się tu szlajasz gówniarzu? - zwrócił się do skulonego pod pomnikiem Aidena. - Mało to razy już niemalże zginąłeś? Wiesz, jakie to trudne ochraniać twój tyłek? Nawet mi za to nie płacą - jęknął na koniec z wyraźnym zniechęceniem.
Uważnie przyglądał się chłopakowi i oglądał z każdej strony, nie chcąc pominąć żadnego szczegółu. Cyprian mówił mu jak bardzo chłopaczek jest uroczy, ale do wampira jakoś to nie przemawiało i raczej sporo czasu nie miało zamiaru przemawiać, chyba że Aiden by mu to udowodnił w jakiś sposób. Póki co nie wyglądał na poruszonego ani Aidenem, ani Katheriną, ani jej magicznymi sztuczkami. Stał niewzruszenie, po chwili już z dłońmi w kieszeniach płaszcza, a jego oczy nadal wyrażające głęboką pustkę bez grama uczuć, zatrzymały się na pobladłej twarzy młodego.
- Pilnowania? Nie prosiłem o ochronę - chłopak najwyraźniej nie miał ochoty na tłumaczenie się z powodów jakie przyciągnęły go tutaj o takiej a nie innej porze. Podniósł się z kucek, wspierając o pomnik Anioła i przez chwilę zapatrzył w kamienną twarz swego przyjaciela. - Nie musisz mnie niańczyć - odezwał się, kiedy odwrócił spojrzenie na nieznajomego, otrzepując jednocześnie spodnie z paprochów jakie przywiał wiatr będący dziełem Katie.
Może i zachowanie Aidena było dość niegrzeczne, biorąc pod uwagę fakt, że mężczyzna właśnie w jakiś sposób uratował mu skórę, ale on nadal pojęcia nie miał z jakiego powodu znów wokół niego robi się takie zamieszanie i wszelakiej maści stworzenia niebędące ludźmi, zaczynają włazić w jego życie i układać mu je po swojemu.
- Mój brat... - wampir zasyczał złowrogo - nie zginął na marne. Nie po to trudził się tyle czasu, abyś był bezpieczny. Nie po to popadł w jakieś durnowate zauroczenie, abyś teraz miał prawo wypinać się na oferowaną pomoc, więc radzę ci milczeć i przyjąć to, co dostajesz. W innym wypadku już jesteś martwy. Jak nie Katherina, to znajdą się inni.
Przez chwilę fiolet oczu mężczyzny zastąpiła głęboka czerwień, której Aiden nie dostrzegł, bowiem pod wpływem słów mężczyzny zacisnął powieki i zaczął oddychać nierówno, panicznie łapiąc powietrze.
- I radzę ci się również przyzwyczaić do mojej obecności, aby ci było w miarę miło i abym nie musiał co krok na ciebie warczeć - dorzucił jeszcze łowca, ewidentnie na coś czekając.
Bardzo subtelnie jego postawa sugerowała chłopakowi, że ma zebrać swój tyłek i ruszyć do domu, gdziekolwiek ten się znajdował.
- Twój brat, wampir, sam się prosił o kłopoty zadając się ze mną - odezwał się Aiden cicho, choć z każdym słowem jego głos nabieram mocy. - To nie ja go porwałem i nie ja prosiłem się o opiekę. Masz mnie dość? Świetnie, bo ja tez mam dość tego wszystkiego. Myślisz, że podoba mi się uciekanie przed strzygami? - Sam nie wiedział skąd wzięło mu się właśnie takie określenie wampirów. Strzygi przecież nie istniały i na dodatek miały bardzo mało wspólnego z krwiopijcami. Poczuł jak policzki czerwienią mu się z napływającego wstydu i złości. - Z przyjemnością oddam się w twoje ręce - warknął rozkładając ramiona na boki, jakby właśnie szykował się do ukrzyżowania. - Jeśli tak bardzo ci przeszkadzam to zakończ to. Zakończ swoje i moje mekki, bo nie mam zamiaru kolejny raz być omamiony przez krwiopijcę i wplatany w jakieś wasze sprawy. Wasze! - krzyknął nagle zadziwiając samego siebie swoim zrywem i wściekłością - Wasze! Nie moje i nie z mojej winy.
- Zamilcz - wampir odpowiedział spokojnie i twardo.
To jedno słowo przecięło wszystko, co Aiden powiedział i zostawiło za sobą nienaruszalną ciszę oraz strach przed jej zakłóceniem. Atmosfera wokoło nich zgęstniała, kiedy mężczyzna wbił spojrzenie w młodego tak nachalnie, że pod kimś mniej zdesperowanym ugięłyby się kolana. Bardzo wolno zrobił w kierunku Aidena kilka bezgłośnych kroków i zatrzymał się tuz przed nim. Zapach cedru towarzyszący łowcy unosił się dookoła. Był tak intensywny, że aż dziw, że jeszcze sam krwiopijca się przez niego nie udusił.
Chwila ciszy i tego, jak intensywnie brat Cypriana wpatrywał się w zaklinacza, była naprawdę długa.
- Kiedyś, może kiedyś zrozumiesz, że to nie my kierujemy naszym przeznaczeniem - przerwał cisze mężczyzna. - Podejmujemy decyzje, które w taki czy inny sposób doprowadzą do tego, co musi się stać. Nieważne ile będziesz się bronić i ile czasu będziesz starać się udawać normalnego chłopca. Przyjdzie moment, że będziesz musiał pogodzić się ze swoim przeznaczeniem, a im wcześniej tego dokonasz tym wcześniej zaznasz odrobinę spokoju o którym teraz możesz tylko marzyć - mówił spokojnie i pewnie. Nie było w jego słowach gniewu jaki był jeszcze kilka minut wcześniej. - Mój brat na początku nie miał bladego pojęcia kim tak naprawdę jesteś. Szukał cię, ale nim prawda wyszła na jaw poznał ciebie, nie medium, które jest kluczowym elementem układanki. Zawierzył w to, że możesz dokonać niemożliwego, a to, że dałeś mu się omamić było tylko i wyłącznie twoją sprawą.
Po słowach, które na wietrze odbijały się echem i które w pewien sposób kolejny raz zostały naznaczone, tym razem głębokim smutkiem nie wykrywalnym dla zwykłego człowieka, wampir podniósł dłoń i ułożył ją na karku Aidena, zaciskając odrobinę długie, jasna i gładkie palce. Potarł kciukiem miękką skórę chłopaka, którą jego kły z przyjemnością przebiłyby bez zastanowienia, jeżeli okoliczności byłyby inne.
- Mógłbym cię zabić tu i teraz - raz jeszcze przemówił łowca, kiedy jego ciało znalazło się o cal od ciała Aidena. - Mógłbym z tobą zrobić wszystko, co zawsze robię ze swoimi ofiarami i co robi każdy wampir mniej lub bardziej perwersyjny, ale do kurwy nędzy Aiden. Ty masz po co żyć! Chociażby dlatego, że nie prosiłeś się, aby ktoś cię pokochał, a jednak jesteś za tę miłość coś dłużny.
- No wybacz - odezwał się chłopak po krótkich chwili, podczas której o mało nie zszedł na zawal, rażony dotykiem mężczyzny. Az mu przeszłość mignęła przed oczami, kiedy uświadomił sobie z jaką łatwością ten mężczyzna mógłby zakończyć jego marne życie. Przełknął ślinę i opuścił ręce zaciskając dłonie w pięści. - Nie wiem o czym mówisz. Nie jestem niczyim kochasiem - wymamrotał, usiłując cofnąć się i uwolnić od dotyku, który mimo chłodu wypalał mu znamiona na karku.
Określenie jakim się nazwał przyszło samo. Być może było spowodowanie nazwaniem go tak przez Katie a być może było najgorszym jakie poznał.
- Oczywiście, że nie jesteś i nie byłeś niczyim kochasiem - mężczyzna przewrócił oczyma i jeszcze przez chwilę głaskał kark chłopaka, nie dając mu najmniejszej możliwości odsunięcia się.
Dopiero po chwili puścił go wolno i sam odszedł kawałek, oddychając głęboko i bez zastanowienia chłodnym powietrzem, którym oddychać nie musiał. Noc już była ciemna i jeszcze bardziej złowroga niż przed pojawieniem się Katheriny. Księżyc pojawiał się i znikał a chłodny wiatr raz za razem gwizdał między nagrobkami.
- A teraz idziemy do domu, bo raz, że mnie zanudzisz swoimi smętami, a dwa że masz być bezpieczny i serio nie chce słyszeć ani pół słowa skargi więcej - mruknął po chwili i rozłożył odrobinę ręce na boki, bo nie wiedział, gdzie ma iść, aby dzieciaka odprowadzić.
- W takim razie idź, nikt cię nie trzyma. Nie przyszedłem tu po to, żeby sobie porozmawiać z posagiem - wypalił chłopak dość ostro, bo poważnie nie miał zamiaru wracać póki nie zrobi tego, co tak bardzo chciał zrobić. - Muszę wrócić do kaplicy, czy ci się to podoba czy nie.
Czując wolność, poprawił na sobie kurtkę i zapiał suwak niemal pod sama szyje, jakby to miało dać mu ochronę przed ewentualnymi kłami. Nie czekając na odpowiedz nieznajomego, odwrócił się na piecie i ruszył w stronę wspomnianej budowli. Sam nie wiedział dlaczego chciał tam iść. Cos go tam przyzywało. Wprawdzie na swoich rysunkach widywał jedynie kamiennego anioła, ale jakaś nieokreślona siła kazała mu odwiedzić miejsce śmierci przywódcy wampirzego klanu.
- Tak, tak, ta twoja misja - burknął łowca, niechętny gdziekolwiek maszerować.
Najpierw jednak nim ruszył za Aidenem, wyciągnął z kieszeni garść cukierków z zamiarem zjedzenia ich, choć jedzenie to było za wiele powiedziane. Rozwijał kolejno słodycze, wrzucał sobie do ust by rozgryźć i poczuć jak rozlatują się w drobiazgi a papierek rzucał na ziemie.
- Nie ma przebacz młody, idę z tobą - mruknął, zrównując z dzieciakiem swoje kroki i z dobroci swego lodowatego serca podsuwając mu garść cukierków, aby ten się poczęstował.
Prawie co dwie sekundy kolejny papierek lądował na terenie cmentarza.
- Możesz przestać? - zapytał Aiden, zatrzymując się w miejscu i patrząc na mężczyznę ze zdziwieniem, graniczącym z szokiem. - Dlaczego rozrzucasz po cmentarzu papierki po cukierkach? Nawet ich nie jesz. Tutaj spoczywają ciała dusz, krążących po świecie a ty... - zapowietrzył się machając wymownie rękami, chcąc w ten sposób podkreślić stopień swojego wzburzenia na zachowanie swojego niezbyt chcianego ochroniarza. - Przyjemnie by ci było jakby ktoś zasypał ci trumnę śmieciami?
Wampir roześmiał się tak głośno, że trupy mogły zostać obudzone i zacząć wstawać z grobów.
- Nie będę mieć trumny, ani grobu. Zginę w walce, a moje ciało zostanie spalone zapewne przez jakieś plugawe bestie, których nie uda mi się pokonać – zamruczał łowca, krztusząc się odrobinę śmiechem i drobinkami ostatniego z cukierków jaki właśnie zmiażdżył zębami. - I weź oddech, bo się udusisz - dodał bardzo spokojnie i z westchnieniem, a nawet prawie szczerym smutkiem.
Schował słodycze do kieszeni, zostawiając sobie jeden, który miał zamiar rozgryźć za jakiś czas. Póki co bawił się nim, aby zająć czymś dłonie.
- Skończ.
Aiden wiedziony jakimś przypływem odwagi lub głupoty, wyrwał mężczyźnie słodycz z dłoni i schował do kieszeni. Spodziewał się, że i ten skończy tak samo jak poprzednie a jego papierek dołączy do rzuconych wcześniej, więc nie miał zamiaru pozwolić by kolejny śmieć poleciał w cmentarz.
- Mój cukierek... - jęknął łowca niewampirzo, ale jego dziwnie smutna i dziecięca agonia pozbawienia słodyczy trwała tylko kilka sekund.
Postanowił, że tak czy inaczej cukierek sobie odbierze, a przy okazji odpłaci Aidenowi za taką pyszałkowatość z nawiązką. Aż żałował, że nie może mu zrobić krzywdy, bo już dawno by mu ją zrobił. Dzieciak wprawiał jego emocje w dziwne stany, gdzie między nimi królowało uczucie irytacji.
Kaplica była dość blisko, więc nie zajęło im dużo czasu dotarcie do niej. Chłopak zatrzymał się na chwile przed drzwiami, spojrzał na mężczyznę i pchnął je. Uderzył w nich zapach stęchlizny i zgnilizny. Aiden odwrócił się z obrzydzeniem na twarzy i zakrył dłonią nos.
- O rany - jęknął starając się nie zwymiotować. Zapach był koszmarny.
- Ten gość chyba długo się nie mył - stwierdził wampir, czekając aż Aiden wejdzie do środka. Zapach nie ruszał go aż tak jak młodego. Czuł już gorsze.
Aiden rzucił mężczyźnie spojrzenie pod tytułem 'wkurzasz mnie coraz bardziej' i wszedł do środka. Zapach po chwili stał się bardziej do wytrzymania, głównie dlatego, że Aiden przyzwyczajał się do niego.
Wnętrze kaplicy było zrujnowane. Ściany nadburzone, podłoga podziurawiona. Chłopak stąpał ostrożnie, co raz zerkając w górę by upewnić się, że sufit nie wali im się na głowy. Pamiętał jak to wyglądało wcześniej. nie było idealnie, ale tez nie było aż tak tragicznie jak teraz.
- Koszmar... - mruknął, wchodząc do głównej komnaty.
Tej samej, w której stało solidne biurko i w której spotkał Katherine i Zachrija. Przez chwilę zatrzymał się zaraz za progiem jakby się bał, że zza jednych z drzwi do bocznych cel, wyłoni się któraś ze wspomnianych istot.
- Tak właściwie to za czym się rozglądasz? - zapytał po chwili łowca, zerkając do wnętrza sali nad ramieniem chłopaka.
Był ciekaw co niby w tej kaplicy przyciąga to młode medium, bo chyba nie był to odór jaki krążył dookoła nich, ani samo miejsce z biurkiem, które można było kupić w sklepie i także postawić sobie w domu. Niemniej wampir rozglądał się równie badawczo co Aiden, nie zostawiając chłopaka w samopas, ale mając na niego oko.
- Nie widzę w tym miejscu nic koszmarnego, prócz śmierci, ale jej chyba nie da się tak naprawdę zobaczyć - skomentował po chwili drażniąco, nie czekając na odpowiedz chłopaka.
Tak naprawdę mało go obchodziło co się wydarzyło, kiedy i gdzie. Mało go obchodziła misja Aidena. On tylko miał mieć na oku chłopaka i pilnować, aby nie stała mu się krzywda, a to że przy okazji był łowcą z krwi i kości, to była inna bajka.
Aiden, nawet jeśli miał jakaś misje, to nie miał świadomości, że ja ma. Działał instynktownie, co często prowadziło go do katastrof. Niepewnie przeszedł na środek komnaty. Z uniesiona go góry głową starał się wychwycić wibracje dusz. Coś przecież musiało go tu przywieść. Coś musiało podziałać na jego wewnętrzną zdolność rozumienia spraw, których zwykły człowiek nawet nie zauważał. Starał się tez nie słuchać łowcy. Jego podejście było demotywujące i irytujące.
Kolejne kroki chłopaka powiodły go za biurko. Miał zamiar obejrzeć jego zawartość. Coś mówiło mu, że powinien to zrobić. Nie wiedział tylko czy to coś co prowadzi go na manowce, czy do rozwiązania sprawy błąkających się niby-duchów wampirzych.
Ledwie jednak dotknął biurka, cala komnatę wypełnił jego przerażający krzyk. Osunął się na kolana, złapał za głowę i po chwili padł na kamienna posadzkę, chowając twarz w wilgoci mchu i błota. To co zobaczył było przerażające. Widok zjawy siedzącej na blacie biurka poraziła każdy jego nerw. Wrzask, jaki zjawa wydała z siebie, pojawiając się, gdy tylko dłoń chłopaka dotknęła gładkiej powierzani biurka, był dla niego tak głośny, że jego zmysł słuchu cierpiał niewypowiedziane męki.
- Na litość... - Wampir rzucił się do chłopaka i przykląkł przy nim, zbierając go na swoje kolana z ziemi. - Aiden, co się stało? Aiden... - mruczał, usiłując dojrzeć jednocześnie coś za biurkiem, co wywołało ten dziwny stan chłopaka.
Wampir nie miał z tym wcześniej do czynienia, nie był też jakimś magiem, aby walczyć z niewidzialnymi przeciwnikami, kiedy nie wiedział czym są, a już na pewno nie z magią czy wizjami.
- Aiden, nie odpływaj, bo cię ugryzę, żeby dowiedzieć się, co siedzi w twojej głowie! - warknął w przepływie złości na sytuacje i swoje niezrozumienie jej.
Cokolwiek chłopak widział, czy poczuł, on mógłby zobaczyć i poczuć to samo, ale musiałby go ugryźć i wyssać z niego krew.

środa, 18 czerwca 2014

Aiden 10.

Kamienne spojrzenie Anioła przerażało. Mimo tego, że był to jedynie posag, stojący po środku starego cmentarza, Aiden miał wrażenie jakby za chwile miał usłyszeć szelest rozpościeranych skrzydeł i powiew poruszanego przez nie powietrza. Nie lubił tego miejsca. A jednak w jakiś dziwny sposób przyciągało go ono do siebie.
- Wróciłem – wyszeptał do kamiennej postaci, wyciągając rękę w stronę jej twarzy. - Nie płacz.
Na marmurowym policzku pojawiła się pojedyncza łza. Światło księżyca odbijało się w niej migotliwie i kusiło swym tajemniczym pięknem. Aiden zawahał się przez chwilę a jego dłoń zatrzymała się tuż przed twarzą Anioła. Coś kazało mu uciekać z tego miejsca najszybciej jak zdoła a jednocześnie, jakieś inne siły, trzymały go tu i obiecywały... No właśnie! Ale co takiego one mu obiecywały?
Chłopak zamknął oczy i zacisnął palce w pięść wstrzymując na chwilę oddech. Słyszał skrzypienie gałęzi strych drzew, poruszających się mimo iż nie czuło się wiatru. Słyszał dalekie odgłosy miasta i ciche pomrukiwanie niewielkiego strumienia, który wił się w pobliskim lesie. Upajał go spokój wieczoru, odczuwany tutaj z niesłychaną intensywnością. Nawet, jeśli wcześniej obawiał się powrotu do przeszłości, teraz czuł, że tego chce. Że jest na właściwym miejscu i o właściwej porze. Z delikatnym uśmiechem na ustach otworzył oczy i rozprostował palce.
- Nie płacz...
Powtórzył o wiele pewniej niż przed chwilą i sięgnął do łzy na policzku Anioła, aby złapać ją na palce i osuszyć ślady tęsknoty z tej pięknej kamiennej twarzy.
- Jakie to romantyczne. - Rozległ się ironiczny głos za plecami Aidena. - Kochanek powrócił.
Chłopak odwrócił się gwałtownie, brutalnie wyrwany ze stanu w jaki wpadł przez wspomnienia i chęć odprężenia. Jego usta otworzyły się w zamiarze wypowiedzenia jakiejś ciętej riposty na określenie go mianem kogoś, kim nigdy nie był, ale głos uwiązł mu w gardle. Tuż przed nim stał ktoś, kogo się nie spodziewał zobaczyć.
Wampirzyca o paskudnych czerwonych ustach stała naprzeciwko Aidena i uśmiechała się wrednie. Była pewna siebie i wyniosła. Sprawiała wrażenie jakby cały świat należał do niej i był jej podległy. Chłopak patrzył na nią oniemiały i nie rozumiał dlaczego widzi właśnie ja.
Dlaczego postać, która powinna zginąć tamtego pamiętnego wieczoru stała przed nim i jawnie igrała z jego równowagą psychiczną? Tego nie widział. Wiedział natomiast, że jego mięśnie napięły się niemal do granic wytrzymałości a serce stanęło w miejscu ze strachu. Wszystkie koszmarne wydarzenia z wieczoru walki Cypriana z tą kobietą powróciły. Każdy coś, jaki zadali sobie wzajemnie. Każda kropla krwi, jaką Aiden widział. Każdy dźwięk łamanych kości… Nie chciał wspominać właśnie tych chwil. Nie chciał raz jeszcze przeżywać śmierci Cypriana.
- Nasz piękny, nieustraszony kochaś wraca do demonów przeszłości? – odezwała się Katie półszeptem. – Wiedziałam, że kiedyś nadejdzie ten dzień. Stęskniłam się.
Wampirzyca z każdym słowem stawiała krok, zbliżający ją do chłopaka. Bez mrugnięcia patrzyła na niego a jej usta wykrzywiał złośliwy uśmiech. Aiden miał chęć uciekać. Czuł, że spotkanie z tą panią nie wróży szczęśliwego powrotu do przeszłości. Czuł jak jego ciałem wstrząsają dreszcze przerażenia. Zaciskając dłonie w pięści cofnął się odruchowo. Niestety, zaraz za plecami miał posąg. Wpadając na chłodny kamień monumentu zadrżał jeszcze bardziej. Przeszyły go fale chłodu. Zdrętwiał z przerażenia, zamykając na chwile powieki i spazmatycznie łapiąc powietrze. Oczyma wyobraźni widział jak lodowata twarz kobiety zbliża się do niego nieubłaganie i jak jej ostre kły zatapiają się w jego szyje, zabierając mu nadzieje na dalsze życie.
- O tak, bój się…
Szept, który usłyszał tuz przy uchy zmroził mu krew w żyłach i sparaliżował jeszcze bardziej. Poczuł lodowaty oddech na swojej szyi i ostre paznokcie, które właśnie drażniły skore na jednym z jego policzków. Otworzył oczy i z sykiem wypuścił powietrze z płuc.
- Zostaw mnie – powiedział powoli lecz dość pewnie jak na stan w jakim się znajdował. – Do niczego nie jestem ci niezbędny.
- To prawda, dam sobie rade bez ciebie i twoich drżących raczek ale… - Wampirzyca uśmiechnęła się o chłopaka, co wyglądało niemal jak groteska. – Czyż, nie jest cudownie słyszeć jak młode serduszko, które pragnie miłości trzepocze się w piersi ze strachu?
Aiden zacisnął usta i jeszcze bardziej przykleił się plecami do kamiennego anioła.
- No tak, ty nie masz bladego pojęcia co to znaczy słyszeć bicie czyjegoś serca.
Katie roześmiała się, zaciskając palce szponiastej dłoni na jednym z ramion chłopaka i odchylając głowę w tył. Jej śmiech poniósł się echem po cmentarzu, odbijając się od starych nagrobków i płosząc nieliczne ptaki, które zabłąkały się tutaj bez konkretnego celu i potrzeby.
- To ty nie masz pojęcia co oznacza słyszeć czyjeś bicie serca – Chłopak zebrał się na odwagę i warknął w stronę wampirzycy ze złością. Miał serdecznie dość jej patrzenia na ludzi z wyższością.- To, że jestem człowiekiem nie oznacza, że nie słyszałem nigdy jak bije ludzkie serce. To ty jesteś tu słabsza. Nie ja!
Te słowa podziałały na kobietę jak zimny prysznic. Przestała się śmiać tak nagle, że wydało się to nienaturalne i dziwne. Przestała się śmiać tak nagle, że wydało się to nienaturalne i dziwne. Jej palce zacisnęły się na ramieniu medium z taką siłą iż chłopakowi ugięły się nogi.
Porażający ból wykrzywił my twarz w grymasie a oczy zaszły niechcianymi w tym momencie łzami. Nie chciał się przed nią ugiąć. Nie chciał pokazać jej, że jej groźby maja wpływ na jego nerwy. Oczywiście nie do końca zdawał sobie sprawę z tego, że Katie i tak doskonale wyczuwała w jakim stopniu jej słowa i czyny oddziaływają na chłopaka.
Nagle, niesiony powiewem wiatru dotarł do uszu Aidena dziwny dźwięk. Dźwięk, którego nie rozpoznał od razu a który, mimo grozy sytuacji, wydal mu się kojący i uspokajał jego rozedrgane nerwy. Chłopak, wiedziony jakąś dziwną potrzebą, zamknął oczy i zanucił zasłyszaną melodię, razem z grajkiem, o którego istnieniu nie miał bladego pojęcia.
Wampirzyca straciła rezon, odwracając twarz w kierunku, z którego zdawała się płynąć melodia i syknęła z wściekłością. Jakiś intruz ośmielił się wejść jej w drogę. Jakiś nieświadom rychlej śmierci ignorant, śmiał przyjść na cmentarz i przeszkodzić jej w zabawie.
Uścisk palców kobiety zelżał i Aiden już niemal zupełnie odzyskał swą kruchą pewność siebie. Oczywiście nie był zupełnie spokojny i pewny tego, że nic mu już nie grozi. Stał przecież oko w oko z wampirzycą, mającą siłę i prędkość o jakiej zwykły człowiek mógł sobie pomarzyć albo poczytać w książkach.
- Zamknij się! – Katie warknęła do medium z wściekłością i pchnęła go w stronę posagu, jakby chciała go jeszcze bardziej w niego wcisnąć. – Zamknij się, albo przestane się bawić posiłkiem. – Jej czerwone ze złości oczy znalazły się ponownie o cal od oczy chłopaka a lodowaty oddech owionął jego twarz.
- Przecież nic nie mówię – odezwał się cicho ale dość pewnie.
- Mruczysz, a to tak samo irytujące jak twój bezczelny głos.
Chłopak zauważył, że Katie znacznie straciła na pewności od chwili, gdy nieznany grajek zakłócił jej spokój swą melodią. Wydawała się poirytowana, zaniepokojona i już nie tak bardzo harda jak chwile wcześniej. Najwyraźniej melodia drażniła ją w jakiś niezrozumiały sposób.
Wampirzyca faktycznie nie potrafiła zachować takiego spokoju jaki okazywała na początku ich spotkania. Wprawdzie nadal trzymała Aidena za ramię, lecz teraz, gdy już wypowiedziała swe groźby, nie pozostawała w stałym kontakcie wzrokowym z niedoszłą ofiarą. Raz za razem zerkała w stronę źródła melodii i za każdym razem zdawała się być coraz bardziej zła.
- Nadal jesteś bezmyślną suką Katherino — padło z oddali, prawie szeptem, ale wampirzyca doskonale słyszała ociekające jadem słowa.
Głos również był znajomy, a nawet zbyt znajomy, aby kobieta mogła przejść obok niego obojętnie. Aiden odwrócił się tak, by patrzeć w tę samą stronę co kobieta i zmarszczył czoło, mrużąc oczy. Nie miał tak dobrego wzroku jak krwiopijcy więc dostrzeżenie postaci siedzącej na jednym z nagrobków wymagało od niego nieco wysiłku.
Postać, którą ledwo dostrzegł, poruszyła się nieznacznie, aby po chwili wyciągnąć ręce w górę i przeciągnąć się, jakby dopiero co zakończyła sen.
Z daleka widać było tylko poruszający się w ten sposób cień, który zgrabnie zeskoczył z pomnika, wyprostował się, prezentując dumną postawę jakiegoś mężczyzny i ruszył w stronę medium i jego oprawczyni.
Po chwili, kiedy nikłe światło księżyca padało między mijanymi przez niego drzewami i oświetlało go, ukazując nieco więcej, już nie tylko w Katie okazywała lęk, ale i Aiden poczuł w gardle ścisk.
Mężczyzna był wysoki, dość dobrze zbudowany, a z każdym krokiem coraz lepiej widzieli jego ubranie, jakim był długi płaszcz oliwkowego koloru z wyciętym w trzy pasy dołem i misternymi zdobieniami. Jego kroki były miękkie i nie robiły zbyt wiele hałasu, bowiem buty wygodne i mało eleganckie, kolorem wpasowujące się w resztę stroju, zdawały się ledwie dotykać podłoża.
To co pozostało na sam koniec, a co było najważniejsze, to twarz.
Jasna, pociągła, niezwykle surowa i przystojna twarz, ze stalowym spojrzeniem chabrowych oczu, które wpatrywały się w twarz wampirzycy. Jasne, prawie białe włosy, opadające na twarz mężczyzny w nieładzie, będąc nieco za długimi. I uśmiech. Szelmowski z nutą ironii, a z niektórych perspektyw uroczy i kuszący.
Zdecydowanie nieznajomy był pociągający dla zwykłych śmiertelników i gdyby nie fakt, że łudząco przypominał Cypriana, Aiden poczułby skurcz w żołądku i zapomniał o całym świecie.
Chłopak nie ruszył się z miejsca, kiedy postać zbliżała się do nich, wyłaniając się pomału z mroku nocy. Cos w postaci nieznajomego nie pozwoliło mu na ucieczkę. Cos go przyciągało i niepokoiło równocześnie. Miał przeczucie, że jego życie znów nabiera krwistych barw i że znów będzie musiał przestawić umysł na wampirze myślenie.
Kiedy mężczyzna zbliżył się na tyle, by chłopak mógł dokładniej się mu przyjrzeć, jego ciało zesztywniało a w umyśle rozszalała się burza. To nie mógł być Cyprian. Nie było możliwości by wrócił. Skoro jednak Katie zdawała się być cala i zdrowa... Aiden zacisnął powieki i pokręcił nerwowo głową. Nie dopuszczał do siebie myśli, że Cyprian może żyć. Pożegnał go wtedy w parku i oswoił się z myślą, że nie zobaczy już nigdy jak wampir czai się za jakimś rogiem by na niego popatrzeć lub pojawia się nagle na jego balkonie z rozbrajającym uśmiechem, twierdząc, że było mu po drodze.
Z zamyślenia i świata wspomnień wyrwał go głos wampirzycy.
- Ja jestem beznadziejna? – odezwała się dość hardo, choć wyczuwało się w jej słowach ukryty lęk przed nieznajomym. – Ty chyba nie wiesz do końca z kim rozmawiasz bezczelny... - kobiecie zabrakło określenia, jakim mogłaby rzucić mężczyźnie w twarz.
- Nie, nie Katherino - w głosie mężczyzny zabrzmiało rozbawienie, które też widać było wyraźnie na jego twarzy. – Jesteś bezmyślna, bezrozumna, pusta. Twoje metody zastraszania są archaiczne i nudzące. Poza tym, chyba zaczepiasz niewłaściwego gościa, moja droga. Nieznajomy zatrzymał się na wyciągnięcie ręki od pozostałej dwójki i wpatrywał się z bezczelna ironia w miotająca się wewnętrznie wampirzyce. Widać i ona nie rozumiała skąd on się tu wziął. – Tak więc – kontynuował mężczyzna bez chwili wahania - to już powinna być ta scena, kiedy zabierasz swoje tłuste dupsko i wiejesz stąd, aby nie połamać sobie paznokci.
Aiden tak bardzo skupił się na twarzy i słowach nieznajomego, że dopiero teraz dostrzegł w jego dłoni czarno srebrny flet, którym kręcił beztrosko niczym mażoretka będąca ozdobą najznamienitszej orkiestry dętej na świecie. Chłopakowi nie spodobało się to. Nie wiedział dlaczego, ale widok instrumentu podziałał na niego paraliżująco. Na domiar złego, w drugiej dłoni mężczyzny błysnęła broń, należąca do Cypriana, wywołując skojarzenia z nim, które wcale nie pomagały.
Nieznajomy na krótką chwilę przeniósł spojrzenie na chłopaka. Kolor jego oczu był identyczny z kolorem oczu nieżyjącego wampira, a jednocześnie inny, chłodniejszy i bezuczuciowy.
Zdecydowanie, mimo podobieństwa do nieżyjącego wampira, człowiek który właśnie stanął tuż przy Katie nie był Cyprianem. Aiden dostrzegał subtelne różnice i podobieństwa. Chwytał się ich niczym tonący tratwy i robił wszystko, by utrzymały go one w świadomości iż tamten wampir nigdy już nie powróci.
Pozostawała kwestia powrotu Katheriny, ale nie było teraz czasu na wyjaśnianie takich aspektów sytuacji.
- Kim... – odezwał się chłopak niepewnie, lecz zaraz zamilkł, widząc przerażającą obojętność w spojrzeniu nieznajomego.
Najwyraźniej była mu dzisiaj pisana śmierć. Jeśli nie z ręki Katheriny to innego wampira. Mężczyzna nie mógł być bowiem nikim innym, skoro tak śmiało kroczył w stronę wampirzycy.
Katie stała w miejscu i świdrowała nieznajomego spojrzeniem. Oczywiście, że jego słowa bolały ją w jakiś sposób, bo mimo wampirzej osobowości, gdzieś tam w środku nadal pozostawała dość próżną kobietą. Zmrużyła oczy i pochyliła nieco głowę przyjmując postawę sugerującą gotowość do ataku. Z jej ust wydobyło się ciche, złowrogie warczenie a oczy błysnęły groźnie.
- Myślisz, że skoro nosisz jego twarz, daje Ci to prawo do obrażania mnie? Kim jesteś, by tak odzywać się do kogoś, komu nie dorastasz nawet do podeszwy, bo o pięcie nawet szkoda wspominać? Podły szubrawco! – zdecydowanie kipiała w niej złość, mimo iż starała się zachować pozorny spokój. – Nie interesuje mnie co tu robisz i lepiej będzie dla ciebie, jeśli przestanie interesować cię co ja tu porabiam. Wynoś się, póki jeszcze możesz!
Aiden nie wiedział czy ma się śmiać czy bać. Para stojąca przed nim rzucała sobie inwektywy i groźby, jakby bawili się w podchody. Widział wściekłość Katheriny i widział broń w dłoni mężczyzny. Czyżby nieznajomy miał zamiar wykończyć wampirzycę a potem odebrać sobie jej zdobycz jaką był on, medium znające podobno jakiś sekret? Dlaczego jego życie nie mogło być czarno - białe tylko za każdym razem wdzierały się w nie odcienie krwawej szarości?

środa, 4 czerwca 2014

Aiden 9.

- Nie, nie jestem uzależniony od nudy. Po prostu nie miałem ochoty wychodzić na miasto przez ostatnich kilka tygodni.
Aiden uśmiechnął się do swojego odbicia w lustrze. Trzymając telefon przy uchu bazgrał coś na kartce, leżącej przed nim na biurku. Kamila, koleżanka z klasy, bardzo chciała wyciągnąć go z domu, lecz jej argumenty słabo do niego trafiały.
Dziewczyna była niezwykle urocza i miała żar w spojrzeniu, lecz Aiden nie potrafił pozbyć się obaw zwianych z przyszłością. Niedawną przeszłością. W każdej osobie widział zagrożenie. W każdym znajomym i nieznajomym doszukiwał się ukrytych chęci. Mijając na ulicy obcych, patrzył na nich tak, jakby chciał zajrzeć im w głąb duszy. Świdrował każdego wzrokiem i starał się wniknąć w ich aurę by przekonać się o tym, kim naprawdę są.
Nie miewał nawet przebłysków tęsknoty za normalnym życiem, bo nie pamiętał już jak ono wyglądało. Jego świat runął brutalnie, kiedy stracił rodziców i nie potrafił go odbudować. Chociaż stwierdzenie: nie potrafił, było o tyle błędnym, że on po prostu nie starał się nawet nic z tym zrobić.
- Aiden? Aiden, żyjesz tam?
Z zamyślenia wyrwał go głos koleżanki.
- Tak, oczywiście. Tylko zastanawiam się, po co wkładasz tak dużo wysiłku w wyciągnięcie mnie na spacer, skoro i tak skończy się na tym, że się zdenerwujesz i rozłączysz?
- Ależ ty jesteś denerwujący.
Dokładnie tak jak przewidział chłopak, Kamila rozłączyła się bez pożegnania. Aiden wzruszywszy ramionami, odłożył telefon na biurko i przyjrzał się swoim bazgrołom, jakie powstały podczas rozmowy. Tu kreska, tam kreska, tu zawijas, tam trójkąt. Właściwie nie znalazł tam nic ciekawego. A przynajmniej nie zauważył tego. Kartka została schowana pod blok rysunkowy a chłopak zabrał się za szkicowanie projektu na kolejne zajęcia z historii. Miał zamiar udowodnić nauczycielowi, że nawet zwykłym ołówkiem można oddać niezwykłość miejscowej katedry. Nie musiał nawet posiłkować się zdjęciami. Doskonale znał ten budynek, pamiętał każdy szczegół.
Ledwie jednak zaczął, do drzwi jego mieszkania rozległo się łomotanie. Tak, łomotanie, bo pukaniem tego się nazwać raczej nie dało.
- Jasna cholera! – warknął, odkładając ołówek i wstając z krzesełka.
- Nie zgadłeś. To tylko ja i kilka pojemników z chińszczyzną.
Kiedy tylko chłopak otworzył drzwi do mieszkania wpadła Kamila z uśmiechem niczym supermodelka z okładki najbardziej poczytnego pisma o sposobach na szczęśliwe życie.
- Kobieto… - niemal jęknął, schodząc jej z drogi by nie zostać przez nią wkomponowanym w ścianę.
Kamila nic sobie nie robiła z marnych protestów Aidena. Zrzuciła buty zaraz za progiem nie zwróciwszy nawet uwagi na to gdzie poleciały i w jakim miejscu teraz się znajdują. Obeszło ją to. Nie miała czasu na takie drobiazgi, kiedy w jej rękach stygło tak dobre jedzenie.
- Nie wzięłam pałeczek, bo wiem, że masz do nich dwie lewe ręce, więc jeśli nie chcesz jeść palcami, radzę ci zajrzeć do kuchni, zanim postanowisz zrobić mi piekielną…
Dokładnie tyle usłyszał Aiden, nim zniknął w kuchni i niczym posłuszny chłopczyk wyciągnął z szuflady dwa widelce.
- Czy ty, chociaż raz, możesz posłuchać mnie dokładnie i ze zrozumieniem i..
- To jest świetne! Nawet wiem gdzie ten pomnik stoi – Kamila chyba nie miała w zwyczaju słuchania do końca wypowiedzi swojego rozmówcy. Stała właśnie przy biurku Aidena i oglądała kartkę, którą chłopak zabazgrał podczas ich rozmowy.
- Skończyłaś? – Skoro jego wypowiedź została przerwana, to nie widział on powodu, dla którego miałby być na tyle grzecznym by nie przerywać dziewczynie.Zabrał z jej ręki kartkę i zamiast niej wcisnął widelec.- To bazgroły. Nie potrafię słuchać cię bez zajęcia dla swoich rąk, bo musiałbym rzucić telefonem wiec bazgram.
Z każdym kolejnym słowem mówił coraz wolniej i coraz ciszej. Patrzył z niedowierzaniem na kartkę. Przecież, kiedy widział ją niedawno była pokryta jedynie bazgrołami. Skąd nagle to? Jakim cudem jego bezwładna bazgranina ułożyła się w posąg Upadłego Anioła?
- Aiden, jesteś blady jak ściana. – Dziewczyna odłożyła widelec na biurko i złapała go za ramiona, potrząsając nim delikatnie.- Aiden? Hej, ziemia do lotnika!
- Boże…
Chłopak wypuścił kartkę z ręki. Poleciała na dywan i spoczęła na nim miękko, rażąc swoją zawartością. Teraz, kiedy patrzyło się na nią z góry, rysunek był jeszcze lepiej widoczny, wyraźniejszy. Upadły Anioł ze starego cmentarzyska zdawał się szykować do powstania. Autor obrazka stał jak skamieniały i wpatrywał się w kartkę. Kamila, nie bardzo wiedząc o co chodzi, zabrała dłonie z ramion chłopaka i pochyliła się by podnieść kartkę.
- Zostaw! – Aiden złapał ją gwałtownie za rękę i wyprostował. – Nie ruszaj. To tylko śmieć.
- Wiesz co? Może przez telefon pozwolę sobie wciskać taki kit, ale na żywo ci nie wychodzi.
Dziewczyna z wyraźnym oburzeniem wyszarpnęła rękę z uchwytu chłopaka i usiadła na kanapie z morderczym spojrzeniem utkwionym w gospodarzu. Zaciśnięte usta aż pobielały jej od siły, z jaką je ściskała. Chłopak jęknął wymownie i przysiadł obok niej, nadal obserwując rysunek.
- Kama, to nie tak – zaczął ostrożnie. – Nie chcę wracać do rzeczy, jakie się wydarzyły. Nie chcę w to nikogo wciągać. Wystarczy, że ja nie potrafię uwolnić się od przeszłości.
- Rozumiem, Aiden. Tylko, że kiedy widzę jak się miotasz, jak twoim życiem kieruje przeszłość, o której milczysz, szlag mnie trafia. Aż mam chęć przerzucić cię przez kolano.
- Dobra, zrozumiałem. Jesteś niewyżyta seksualnie sadystką i najchętniej widziałabyś mnie zakutego w dyby z tyłkiem wystawionym na twoje razy.
- Głupi jesteś! – Dziewczyna uderzyła go w ramię z całej siły, jaką posiadała. – Głupi i wredny. Jak zawsze próbujesz odwrócić moją uwagę rozmową o pierdołach.
- Bo nie ma o czym rozmawiać, Kamila. – Aiden rozmasował ramię, krzywiąc się przy tym dość szpetnie. – Skąd ty masz tyle siły, dziewczyno?
- Z chińskiego żarcia – Z racji tego, że znała ona doskonale przyjaciela, nie ciągnęła tematu, tylko odpuściła. I tak nie dowie się niczego więcej. Była tego pewna. – A teraz odkupisz swoje winy i podasz mi porcje, bo ten cios zużył ponad połowę mojej energii życiowej.
Chłopak uśmiechnął się z ulgą. Nie chciał poruszać tematów związanych z cmentarzem i cieszyło go zrozumienie ze strony Kamili. Jednak temat sam się o siebie upomniał.
Kiedy tylko Aiden podszedł do biurka by zgarnąć z niego jedzenie, zamarł w bezruchu. Na blacie, tuż obok pudełek leżał jego rysunek. W pokoju zrobiło się niemiłosiernie zimno, a jego serce rozszalało się w rytmie, którego nawet wybitny perkusista nie byłby w stanie wystukać. Miał wrażenie, że świat zatrzymał się w miejscu, zlodowaciał. Pomieszczenie wypełniły kłęby pary, wydobywającej się z ust chłopaka i szronem, który osiadał na wszystkim. Była tak niska temperatura, że oddech zamarzał w powietrzu, opadając na dywan srebrzystymi kryształkami. Aiden wiedział, co to oznacza. Znał to uczucie, lecz dawno już nie odczuwał go tak mocno. W pokoju znajdował się duch. Zabłąkana dusza, szukająca z nim kontaktu. Nie była to jednak zwykła dusza. Sprawiając, że pokój zmieniał się w komorę kriogeniczną, dawała znać, że jest potężną, posiadającą ładunek negatywnej energii duszą, nieprzybywającą w czysto neutralnych zamiarach.
Nastolatek wstrzymał oddech i odwrócił się bardzo wolno w stronę koleżanki. Otuliła się ramionami i patrzyła na niego z niezrozumieniem.
- Klimatyzacja ci szwankuje? – zapytała, dygocąc z zimna.- Czy tylko mi jest tak zimno?
- Myślę, że… - Aiden nie patrzył na Kamilę. Nie był w stanie skupić na niej spojrzenia, kiedy tuż za nią pojawiła się postać kobiety o czerwonych włosach i umazanej krwią twarzy. – Myślę, że klima. Tak, zdecydowanie chłodniej się zrobiło.
Wiedział, iż dziewczyna nie jest w stanie zobaczyć tego co on. Zdawał sobie sprawę z tego, że jeśli będzie zachowywał się dziwnie w jej mniemaniu, to nie skończy się to dobrze. Zaczną się pytania, podejrzenia, polemika. Nie chciał tego. Nie tyle dla siebie, co dla niej. Z drugiej strony, widząc determinacje na półprzeźroczystej twarzy zjawy, zdał sobie błyskawicznie sprawę z powagi zagrożenia, jakie niosła jej wizyta.
- Zacznij jeść a ja zobaczę co się stało, dobrze? – Podał dziewczynie pudełko z jedzenie i posłał zjawie ostrzegawcze spojrzenie. – Może przy okazji zrobię herbaty?
Kamila przytaknęła kiwnięciem głowy i zabrała z rąk chłopaka jedzenie. Aiden chciał jak najszybciej wyjść i zabrać ze sobą ducha. Marzył, by znaleźć się z nim z dala od koleżanki. Niestety, zabłąkana dusza miała inne plany. Nastolatek zobaczył jak przeźroczyste, mgliste palce kobiety przesuwają się po włosach Kamili. Bał się poruszyć. Bał się odezwać lub zrobić cokolwiek, by nie prowokować istoty do kolejnych ruchów. Ona jednak nie czekała na zachętę czy prowokację. Wyraźnie bawiła się lękiem Aidena, karmiła się nim, łaknęła go. Wplatała palce we włosy dziewczyny i szczerzyła zęby w krwawym uśmiechu. Jej wyblakłe oczy były pełne nienawiści i okrucieństwa. Nawet będąc duchem, potrafiła rozpościerać wokół aurę zła.
- Nie idziesz? – Kamila, nieświadoma tego, co dzieje się tuż za nią, popatrzyła na wahającego się chłopaka z lekkim uśmiechem. – Propozycja herbaty zabrzmiała jak obietnica raju, więc…
Aiden wymusił uśmiech. Rzucił ostrzegawcze spojrzenie zjawie za plecami dziewczyny i wyszedł. Musiał choć starać się zachowywać naturalnie, jeśli nie chciał przestraszyć Kamili. Drżącymi rękoma przygotował kubki i wrzucił torebki z herbatą. Podczas gdy woda się grzała, on zastanawiał się co zrobić, jak wybrnąć z kłopotliwej sytuacji. Jego umysł pracował jak oszalały.Przeanalizował z trzydzieści możliwych scenariuszy, zanim usłyszał pyknięcie czajnika, lecz nie wymyślił niczego, co dawałoby mu stuprocentową pewność, że pozbędzie się zjawy bez niepokojenia Kamili. Postanowił więc poczekać cierpliwie aż dziewczyna wyjdzie i dopiero wtedy nawiązać kontakt z astralnym gościem.
- Malinowa – oznajmił wchodząc do pokoju i stawiając na biurku kubki z parującym płynem.
- Świetnie, bo zmarzłam jak szlag. Sprawdziłeś może klimatyzacje?
Dziewczyna siedziała na kanapie okryta kocem i rozcierała sobie ramiona. Zjawa kobiety nie zniknęła. Nie oddaliła się nawet o cal od Kamili. Dziewczę marzło, bo duch otulił ją swymi przeźroczystymi ramionami i gładził po twarzy, uśmiechając się złowieszczo. Aiden skrzywił się na ten widok. Jego chłód nie dotykał aż tak bardzo. Eteryczna kobieta potrafiła najwyraźniej władać odczuciami żywych, gdyż Kamila była niemal sina z zimna, podczas gdy chłopak czuł przyjemną temperaturę.
- Tak, sprawdziłem, faktycznie się przyblokowała, ale naprawiłem, więc powinno się za chwilę zrobić znośnie – Aiden postąpił o krok w stronę koleżanki i sięgnął po przewieszoną przez oparcie krzesła koszulę. – Może zarzuć jeszcze to na siebie.
Zamaszystym ruchem zarzucił na ramiona Kamili swoją koszulę. Materiał przeleciał przez siedzącą z tyłu zjawę nie czyniąc jej nic złego. Kobieta roześmiała się bezgłośnie a jej usta poruszyły się w rytm słów, jakie chłopak usłyszał w swym umyśle: „Marna próba. Marna i dziecinna. Narażasz swoją dziewczynę na niebezpieczeństwo głupi chłopaku. Tak bardzo pragniesz by poznała mój świat?”. Widmowe dłonie przesunęły się na szyję Kamili. Szczupłe palce otoczyły krtań w uścisku. Kamila zaniosła się kaszlem, zakrywając usta i łapczywie łapiąc powietrze.
- Dość! – Chłopak wrzasnął przerażony i złapał Kamilę za nadgarstki, podrywając z kanapy i zamykając w ochronnym uścisku. – Dość, powiedziałem – Wycedził przez zęby, kiedy dziewczyna w jego objęciach straciła grunt pod nogami i zwiotczała. – To ode mnie czegoś chcesz. Ona nie ma z tym nic wspólnego.
Słowa Aidena skierowane były do widma, ale jego spojrzenie spoczęło na Kamili, którą podniósł i położył ostrożnie na posłaniu. Zgarnął z jej twarzy kilka kosmyków i okrył ją kocem.
- Nie powinno cie tu być. Nie powinnaś wchodzić w moje życie, jeśli nie mam na to ochoty – wysyczał przez zęby, piorunując spojrzeniem zjawę. – Czego chcesz?
Widmowa dama roześmiała się w głos. Oczywiście poza chłopakiem nikt nie był w stanie usłyszeć tego śmiechu, gdyż dźwięczał on boleśnie w jego umyśle.
- Jestem duchem, prawda? Gdybyś jeszcze tego nie zauważył nadęty dupku, jestem duchem a twoim obowiązkiem jest wysłuchanie mnie – Jej słowa dźwięczące w umyśle medium były ostre i wyprane z pozytywnych emocji. Chłopak miał wrażenie, że każde kolejne wbija się w jego skroń milionem igieł. – Mało obchodzi mnie to, czy masz na to ochotę. To przez ciebie nie mogłam nadal pozostać nieśmiertelna.
Usta kobiety wykrzywiły się w uśmiechu. Nie był miłym i pełnym ciepła gestem. Miał w sobie grozę, ból, chłód. Był przesycony nienawiścią do świata. Kiedy czerwień jej warg zdawała się hipnotyzować Aidena jego spojrzenie padło na kły, które błysnęły bielą pomiędzy nimi.
- Nie jesteś duchem…
Chłopak nie zdawał sobie sprawy z tego, jak dziwnie teraz wygląda. Stał osłupiały i wpatrzony w usta kobiety, marszcząc czoło i przechylając głowę niczym zaciekawione kocię.
Astralna postać nagle przestała się śmiać. Jej nastrój zmienił się tak szybko, że Aiden nie był w stanie na niego zareagować. Uniosła ręce, których palce ułożyła w śmiercionośne szpony i ruszyła z impetem w stronę medium. Zawyła, niczym strzyga prowokowana do ataku. Otworzyła usta a oczy zaszły jej czerwienia. Była wściekła. Spostrzeżenie chłopaka wytrąciło ją z równowagi i sprowokowało do gwałtownej reakcji. Miała mord w oczach i zdawała się być niepowstrzymana. Nie było mowy o litości czy opanowaniu. Kamila miała sporo szczęścia, pozostając teraz nieprzytomną. Jak nic, umarłaby ze strachu gdyby zobaczyła jak widmo pędzi z furią na Aidena. Umarła, lub nabawiła się urazu psychicznego na całe życie. Aiden nie miał szansy na reakcję. Atak był tak gwałtowny, ż, mimo iż zjawa niewiele mogła mu zrobić sama wizja krzywd, jakie chciała mu zafundować, powaliła go na podłogę.
Chłopak zacisnął powieki i skulił się przyklejony do ściany. W jego głowie rozległo się wycie złości i żalu. Zjawa nie była w stanie panować nad sobą na tyle, aby dała rade zrobić mu fizycznie krzywdę.
- Co znaczy, że nie jestem duchem? – odezwała się po chwili, gdy uspokoiła się odrobinę a Aiden zdołał otworzyć oczy i spojrzeć na nią.
- Nie możesz nim być. Nie ty.
Chłopak zaczął podnosić się z podłogi, bacznie obserwując kobietę i raz za razem zerkając w stronę nadal nieprzytomnej przyjaciółki.
- Co znaczy ‘nie ty’? Dlaczego nie ja. Nie mam materialnego ciała, nie panuje nad światem realnym… Czym w takim razie jestem skoro nie duchem?
- Nie wiem – przyznał szczerze i przeszedł przez widmo, zaciskając dłonie w pięści i przymykając na chwilę oczy.
Nie robił wcześniej takich rzeczy, więc nie miał pojęcia, czego się spodziewać. Chłodu? Rażenia prądem? Bo czego można spodziewać się, kiedy człowiek przechodzi przez twór niematerialny?
- Wiem tylko, że duchem być nie możesz. Nie byłaś człowiekiem przed czasem gdy stałaś się tym, czym jesteś teraz. Nie mylę się, prawda?
Przyklęknął przy łóżku, na którym leżała Kamila i ułożył dłoń na jej czole. Nie patrzył na kobietę. Nie chciał jej oglądać. Wolał zająć myśli stanem przyjaciółki i skupić się na niej zamiast na kimś, kto z sobie tylko znanych przyczyn najchętniej pokroiłby go na kawałki i rzucił na pożarcie szczurom.
- Nie byłam.
Kobieta spuściła z tony. Docierało do niej ze faktycznie stan, w jakim się obecnie znajduje nie jest normalny dla istot jej pokroju. Przesunęła się w stronę łóżka i zawisła nad nim uważnie wpatrując się w Aidena.
- Pomożesz mi? – zapytała o wiele łagodniej niż wcześniej.
- A dlaczego miałbym to zrobić? – Chłopak najwyraźniej nie miał zamiaru tak po prostu zapomnieć o jej zachowaniu. – Kamila nadal jest nieprzytomna a moje serce niemal nie wyskoczyło mi z piersi. Dlaczego miałbym ci pomagać?
Zjawa milczała wpatrzona w oczy chłopaka, które właśnie świdrowały jej mglista postać na wskroś. Było jej głupio za wcześniejsze zachowanie. O ile oczywiście można tak określić emocje istoty takiej jak ona.
- Chcę znów żyć, Aiden.
Smutne słowa rozbrzmiały w głowie chłopaka. Kiedy jednak otworzył on usta, żeby odpowiedzieć cokolwiek na stwierdzenie kobiety, ta rozpłynęła się w powietrzu. W pokoju zaczęło robić się cieplej. Kamila nabierała rumieńców a Aiden, czekając na powrót przyjaciółki do przytomności, uświadamiał sobie z ogromna mocą, że przeszłość znów załomotała do drzwi jego spokojnego życia.
Kamila nie miała pojęcia co się stało. Kiedy w pełni odzyskała siły pożegnała się z przyjacielem i mając sprzeczne odczucia co do relacji chłopaka na temat jej omdlenia, wróciła do domu.
Aiden wiedział, że nadeszła chwila powrotu do wspomnień. Wiedział, że nie uchroni się już od świata, do którego wracać nie chciał. Wampirze wojny nagle powróciły. Ciarki biegały mu po plecach, kiedy pomyślał, że znów wrócą obawy. Że ponownie w każdym napotkanym człowieku będzie dopatrywał się bezwzględnego krwiopijcy. Nie chciał takiego życia. Nie chciał raz jeszcze przeżywać śmierci ludzi, których bardzo polubił. Niestety, to właśnie w takim okrutnym świecie żył. Był jednym z głównych bohaterów mrocznego świata i bardzo dobitnie udowodniła mu to wizyta zjawy. Przekaz był jasnym i klarownym znakiem, że rzeczywistość staje się dla niego znów tajemnicza, chłodna, zła. Nie ustrzeże się od powrotu do chwil pełnych grozy i niebezpieczeństwa. Musiał odwiedzić cmentarz. Musiał wrócić do kamiennego anioła i spojrzeć mu wprost w puste, chłodne oczy. Musiał stanąć twarzą w twarz z niebezpieczeństwem, jakie starał się zamknąć w okowach przeszłości. W głębi duszy wiedział przecież, że nie ustrzeże się przed tym i że kiedyś to wszystko do niego wróci, mimo usilnych wysiłków by się od tego odciąć.
Przeszłość nie pozwala tak po prostu o sobie zapomnieć. Słowa, które wypowiedziała widmowa kobieta były dla niego przerażające. Chciała żyć! Ale czy życiem można nazwać wieczne błąkanie się po świecie i szukanie kolejnej ofiary? Nie, dla niego to nie mogła być pełnia życia. Dla niego stan w jakim znajdowały się wampiry był rodzajem wegetacji, kary za błędy i pokuta za niegodziwości. Gardził tymi istotami a mimo wszystko zakochał się w jednym z nich. Mimo wszystko traktował wampira, któremu pomagał jak swego najlepszego przyjaciela, jak kogoś, z kim może porozmawiać o tym co go dręczy. Pogadać o błędach przeszłości i błędach przyszłość, jakie zamierza popełnić. W oczach Cypriana widział to, czego nie widział u żadnego człowieka. Chciał się do niego przywiązać, bardzo chciał. Niestety los postanowił inaczej. Dlatego postanowił zapomnieć.
I co mu z tego przyszło?
Powrót.