środa, 11 września 2013

Grand - Rozdział 16.

Mistrz odwrócił lekko głowę, aby widzieć rozanieloną twarz chłopaka, ale nie przestał się uśmiechać. Poprawił go sobie na biodrach lekko, a Grand zauważył też, że mężczyzna lekko otrzepuje się co kawałek. Z cholernych drzew nadal kapało. Nie było już słońca, które mogłoby osuszyć liście i igliwie. W zasadzie Ferez sobie zdawał sprawę, że ktokolwiek by ich nie zobaczył, to miałby najróżniejsze myśli w głowie. Od takiej, że coś się młodemu stało, aż po te, które jednak nie byłyby takie dosadne. Wiele kobiet i wielu mężczyzn nie wyobrażało sobie, że może istnieć coś poza ich małymi, wpojonymi światami, a już z pewnością nie tak niezrozumiałe uczucia dwóch mężczyzn względem siebie. Nie spieszył się na polanę, choć miał ochotę wybiec spod drzew. Dopóki chłopak się nie odezwał, po prostu się nim cieszył, a w głowie układał sobie plan kolejnego dnia i to, jak ma pogodzić zjawienie się u ucznia pod postacią kota, z diabelskim pomysłem, za który zapewne Rektor Akademii będzie go przeklinać po wsze czasy. Miał bowiem najszczerszy zamiar obudzić go grubo przed świtem, bardzo, bardzo grubo przed.
- Jeżeli po powrocie do Akademii uznasz, że nie chcesz do mnie wracać to nie wracaj. Po prostu zostaw sprawy tak jak są i pozwól, by czas zrobił swoje. Nie obawiaj się o moje niezrozumienie. Jestem w stanie znieść więcej niż ci się wydaje – powiedział poważnie Grand, choć może wcześniej nikt nie podejrzewałby go o takie słowa. – Nie mówię tego, żebyś się wściekał, broń boże. Chcę tylko żebyś miał jasność, co do mojej świadomości. Nie oczekuję, że poświęcisz dla mnie swoje życie, lecz jeśli zechcesz mnie nadal uczyć, obiecuje, że oddam się w twoje ręce całkowicie.
Nie żalił się i nie rozwodził nad swoją beznadziejnością, jaką chwilami odczuwał. Chciał po prostu, aby mężczyzna miał świadomość jego obeznania z życiem i jego okrutnymi zakrętami. Chciał mu pokazać, że niewiedza czasami jest łatwiejsza do przełknięcia niż prawda wypowiedziana prosto w twarz. Jeżeli Ferez miał go teraz zostawić, to Grand nie chciał pożegnań i tłumaczeń. Wolał obudzić się następnego dnia i nie zobaczyć mistrza. Wolał zostać pozostawiony samemu sobie i poradzić sobie z tęsknotą na swój własny, pokrętny sposób.
- Wiesz, że twoje ostatnie słowa brzmią bardzo kusząco? – Może Grand nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo Ferez był teraz wyczulony na takie słowne niuanse.
Nie poczuł rozżalenia, czy niewypowiedzianej prośby. Jeszcze gdzieś w środku kotłowało się w nim podniecenie. Przygryzł lekko wargi z tego powodu, mając przez chwilę ochotę ponownie przygwoździć swojego ucznia do drzewa i dokończyć dzieła zespolenia ich ciał w jedność. Przeniósł ciężar niesionego ciała na jedno ramię, a drugą rękę podniósł i dłonią objął policzek młodego, umykając palcami po chwili na jego kark, który ni to ścisnął ni to chwycił dość mocno, aby zaraz puścić i powtórzyć czynność tego masażu, jednocześnie nie pozwalając odwrócić chłopakowi głowy w inną stronę.
- Cieszę się, że zdajesz sobie z tego sprawę, a powinieneś. Powinieneś, bo nie jestem człowiekiem, który zostaje gdzieś dłużej niż to konieczne. Powiedziałem jednak, że cię nie zostawię, nawet jak będę odchodzić, więc trzymaj się tego. Powiedziałem, że zrobię z ciebie kogoś, kto pokona każdą bestię w swoim życiu i tak też się stanie. Nie myśl więc, że jutro będziesz płakać w samotności. Nie dam ci takiej szansy. Zjawię się o tej samej godzinie, z samego rana i znów... Tu przyjdziemy – mówił powoli i bardzo dobitnie, a kiedy kończył, akurat wnosił chłopaka na polanę. Nim opuścił go na ziemię, przyciągnął sobie na moment jego usta i ucałował je bardzo krótko na pożegnanie. – Pozbieraj rzeczy z jaskini. Moją włócznię również możesz mi przynieść. Obiecałem twoim dziadkom, że cię zwrócę wieczorem, a i mam jeszcze coś do załatwienia. – Uśmiechnął się czule, a chłopaka odstawił niemalże przy progu jaskini. Tak, zdecydowanie pozwolenie na samo dotknięcie oręża było czymś niesamowitym. Ferez mógł przykaz zmienić bezsłownie, ale po co miał chłopakowi odbierać kolejną przyjemność.
Podobało się Grandowi, że mężczyzna tak gładko przyjął jego słowa. Nie miał ochoty znosić tłumaczeń, że coś nie tak zrozumiał albo, że jak zawsze widzi wszystko w czarnych barwach. Chciał jedynie, aby mężczyzna wiedział to, co miał wiedzieć i nie mówił potem, że chłopak mu niczego nie powiedział. Postawiony na ziemi pognał czym prędzej do jaskini. Perspektywa dotknięcia oręża mistrza kusiła i dawała mu radość. Nie spodziewał się, że będzie mógł tak wcześnie dotknąć tej tajemniczej broni, przekonać się jak leży w dłoni i ile waży. Był nią oczarowany, więc kiedy stanął tuż nad nią zastanowił się. Przykucnął i przyglądał się jej przez dobrą chwilę. A co, jeśli mistrz zapomniał cofnąć zakaz? Przecież nie wiedział dokładnie jak broń na niego zareaguje. Wyciągnął powoli rękę w stronę włóczni i zatrzymał palce o minimetr od niej. Był podekscytowany, ale też pełen obaw. Pytając mistrza o to jak broń reaguje na obcego, dostał wszak tylko ogólne wyjaśnienia. Po chwili zastanowienia, ponieważ nic się strasznego nie stało, ujął oręż w dłoń i podniósł się na równe nogi. Włócznia była zarówno naprawdę twarda, jak i takie wrażenie sprawiała w dotyku. Jej powierzchnia była gładka, a ostrze błyszczało nawet w mroku jaskini, gdzie światło nie dochodziło niemalże w ogóle. Dała się podnieść bez oporów i Grand mógł poczuć przyjemne wibracje, rozchodzące się od broni. Błyszczącymi oczyma ślizgał się po broni. Podobała mu się. Trzymając ją czuł się taki ważny, taki niesamowicie wielki i odważny. Duma go rozpierała. Miał wrażenie, że gdyby teraz napatoczył się niedźwiedź, zaszlachtowałby go w mgnieniu oka. Mniejsza, że nadal był tym samym chuderlawym chłoptasiem, który potykał się o własne nogi. W jego wyobraźni stał się właśnie wszechmocnym wojownikiem.
Ferez przystanął przed jaskinią i czekał cierpliwie, aż chłopak pozbiera wszystko i wyłoni się z niej, zapewne z zadowoleniem na swej młodej buzi. Przy okazji mężczyzna zaczął się zastanawiać, co właściwie się wydarzyło kilka chwil temu. Jak się czuł jego uczeń i jak on sam się czuł. Co popchnęło go do tego, aby jednak złamać nieco silnej woli i pozwolić sobie na zatracenie się w miękkich wargach chłopaka. Na samo wspomnienie, choć świeże, oblizał usta i otrzepał się, czego jednak nikt nie mógł dostrzec. Był na polanie sam i słyszał jedynie pełne zachwytu westchnienia Granda z jaskini. Słuch, bowiem też miał dobry, co wcześniej wspomniano. Dał się chłopakowi nacieszyć i zbadać swoją broń, nie wyrzekając ani słowa ponaglenia czy protestu, choć wiedział, że włócznia ma dziwne właściwości mamiące. Może też dlatego tak bardzo ją kochał i to kochał prawdziwie, jak nigdy niczego i nikogo w swoim życiu.
Chłopak wyłonił się wreszcie z groty z rumieńcami na policzkach i roziskrzonymi oczami. Pozbierał wszystkie rzeczy, przewieszając je sobie przez lewe ramię. A teraz, kiedy stanął przed mistrzem, wyciągnął do niego rękę z bronią i uśmiechnął się. Widać było, że gdyby mu tylko pozwolono, zatrzymałby sobie oręż i czcił jak największą świętość świata.
- Twoja koszula, mistrzu – podał mężczyźnie przyodziewek i broń. Nie chciał, aby Ferez marzł niepotrzebnie, a że zrobiło się późno, temperatura spadała dość szybko. – Jesteś pewien, że nie wolisz zostać na noc u nas? Miejsca jest dość, pomieścimy się. A i okrycia się znajdą godne twojego pochodzenia. Babka będzie rada, że ma dodatkową gębę do kolacji. Uwielbia gotować, więc każdy ją cieszy – Na jego młodzieńczej twarzy malowała się radość. Zniknęło poprzednie pożądanie i uczucia, które jeszcze nie do końca do niego docierały. Wrócił dawny Grand – chłopak z sąsiedztwa, który cieszy się prostym życiem.
- Koszulę też zatrzymaj. Ja jednak nie mogę zostać, choćbym chciał. Dziękuję ci za zaproszenie, ale to też mogłoby się różnie zakończyć – Uśmiechnął się wymownie, odganiając od siebie co dziwniejsze i podstępne myśli.
On i chłopak na miękkim materacu. On i chłopak pod ciepłą kołdrą. On i chłopak blisko, w skromnej koszuli do spania. Nie, zdecydowanie nie mógłby sobie odmówić tego, nawet jeżeli położono by go spać z dala od jego ucznia. Przez chwilę jeszcze przyglądał się swojej broni, ale nie mógł jej zabrać, jeżeli chciał się za rogiem zmienić w pumę. Nie miałby co zrobić z włócznią i mieczem, a nie potrafił się zmieniać w pełnym wyposażeniu, co starsi zmiennokształtni po latach praktyki doskonale opanowywali.
– Ją też weź i miecz, ufam ci. To poniekąd dowód na to, że wrócę – wymruczał z uśmiechem i zrobił kilka kroków w stronę młodego, aby cmoknąć go przelotnie w czoło.
Odwrócił się następnie na pięcie i machnął na młodego dłonią, aby ruszył z nim w drogę powrotną do domu, na kolację i do opowieści dziadkom, jak minął mu dzień. Szedł w milczeniu, bowiem wiedział, że chłopak jeszcze będzie się po drodze wgapiać we włócznię i podziwiać ją, a i prośba zapewne odbierze mu mowę. Przyciskał oręż do piersi przez całą drogę. Był w siódmym niebie, gdy pozwolono mu go dotknąć, a teraz jeszcze dostał go na przechowanie. Miecz też, ale miecz to tam... Nieistotny dodatek. Najważniejsza była włócznia i to o nią chciał dbać i troszczyć się nawet za cenę życia. Oczywiście nie było takiej potrzeby, bo co mogłoby się stać w jego spokojnym domostwie. Ale wiedział, że gdyby zaszła, to nie zawahałby się nawet przez chwilę. Założył na siebie koszule mistrza, która wyglądała jak sukienka w połączeniu z jego wątłym ciałem, ale było mu tak zdecydowanie cieplej.
Jak tylko znaleźli się na skraju lasu, gdzie już Grand był bezpieczny, odwrócił się do niego z dość poważną miną.
- Opowiadaj, co tylko zechcesz o treningu, ale nie mów dziadkom, co działo się później. To, że jestem otwarty, to, że łamię zasady niestety nie jest dobrze widziane w społeczeństwie. Rozumiesz, mam nadzieję. A teraz do zobaczenia rano, odpocznij, bo jutro będzie nieco cięższy dzień. Nie odpuszczę ci.
- Nie myślisz chyba, że wpadnę do domu i zacznę opowiadać dziadkowi, jak świetnie całuje mój nauczyciel sztuk walki. Jeszcze na tyle rozsądku to ja mam – Niemal fuknął w odpowiedzi na ostrzenie, aby nie zdradzał ich leśnych tajemnic. Bo czy on wyglądał na samobójcę? No, może czasami i owszem, ale żeby zaraz latać po wsi i opowiadać się o swoich przygodach z mistrzem, które nijak się miały do sztuk walki? – Chociaż... – Podrapał się po głowie z cwaniackim uśmiechem. – To byłoby ciekawe, zobaczyć minę dziadka, kiedy tłumaczyłbym mu, że dzięki zaskoczeniu przeciwnika namiętnym pocałunkiem, można go pokonać bez użycia nadmiaru siły. – Wyszczerzył się w uśmiechu do Fereza, ale na wszelki wypadek odsunął się od niego o krok.
Pożegnał chłopaka z uśmiechem, ale przezornie już go nie dotknął. Skierował się w stronę Akademii, a raczej za najbliższy zakręt, gdzie znikał z oczy Granda na dobre.
Kiedy mężczyzna pożegnał się i odszedł, zrobiło się w świecie Granda tak pusto i tak bezbarwnie, że nawet dodatkowa koszula nie uchroniła go przed chłodem. Bo i nie miałaby jak tego dokonać, kiedy chłód pochodził z jego wnętrza, a nie z otoczenia.

Ferez odetchnął głęboko za rogiem, gdzie był niedostrzegalny dla oczu chłopaka i zmienił się w zwierzę, aby na miękkich łapach pójść z powrotem do Granda. Nie spieszył się. Dał mu czas, aby ten znalazł się w domu i ucieszył swoim widokiem swoich opiekunów. Noc była młoda, a w nocy uwielbiał szaleć. Nie mógł jednak nadwyrężać sił swojego ucznia, toteż i miał zamiar spać dzisiaj z nim grzecznie w nocy, uprzednio zabierając sobie porcję należytej czułości dla swych kocich uszu i karku i innych kocich części ciała. Rozejrzał się swym bystrym wzrokiem dookoła, czy aby nikogo nie ma w pobliżu i jak tylko znalazł się pod drzwiami domostwa młodego, uderzył łapą o drzwi dość głośno, choć oddźwięk był raczej przytłumiony przez poduszeczki na łapach zwierzęcia. Oblizał się jeszcze i oblizał łapę, aby wymyć pysk. Ogon zamachał zadowolony, a Ferez chcąc nie chcąc rozmruczał się z zadowolenia niczym stado domowych, pieszczonych kotów. W zasadzie był nieco głodny, ale i tak chciał się wcześnie rano ewakuować, aby jeszcze podokuczać Rektorowi i wydobyć od niego potrzebne materiały i narzędzia na kolejny dzień treningu ze swoim uczniem.

2 komentarze:

  1. Super. Pisz dalej bo robi się coraz ciekawiej. Masz cudowny styl pisania.
    Amdzia :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej,
    rozdział jest świetny.... och mistrz nie ma zamiaru tak łatwo odejść i zostawić Granda, najpierw go wyszkoli.... Grand na pewno się ucieszy z pojawienia się pumy... no i to wielkie zaufanie, ze mistrz pozwolił mu wziąść włócznię ze sobą...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń