piątek, 21 grudnia 2012

Zapach Ciemności - Rozdział 9

Padało. Crispin stał przy oknie i wsłuchiwał się w dzwonienie deszczu na szybach. Miał przyłożone do szyb dłonie i czuł pod nimi lekkie drgania oraz przejmujące zimno, spowodowane ulewą. Cały dzień myślał o Lambercie i o jego ostatnim zdenerwowaniu nocnym. Jakież to było urocze, tak nawiasem mówiąc. Co z tego, że później obaj byli jak śnięte ryby przez cały dzień a Cyzio kilka razy usiłował się dowiedzieć jaka jest przyczyna zmęczenia Crispina. Miał łatwiej bo zrzucił wszystko na chorobę ale Lambert...
Akurat Cyziu wiedział, że Lambertowi zdarzało się nie sypiać po nocach, toteż wytłumaczenie było jasne i klarowne. Sam perfumiarz większość dnia spędził w pracy, zaś wieczorem zapukał do drzwi Crispina. Nie ośmielił się wejść ot tak, sam nie wiedział dlaczego. Po prostu coś go blokowało wewnętrznie.
- Proszę - Nie odwrócił się od okna. Wsłuchiwał się w bębnienie deszczu. Tego jeszcze nie słyszał i nie miał okazji poczuć. Poza tym był przekonany, że to Cyzio z kolacją albo pytaniem o to, czy czegoś mu nie trzeba.
Zapach mięty i cytryny wsunął się do pomieszczenia. To znaczy Lambert wszedł po cichutku. Rozejrzał się po pokoju, a kiedy ujrzał Crispina przy oknie, aż się uśmiechnął na ten widok.
- Dobry wieczór. Pomyślałem, że może chciałbyś wziąć kąpiel - mruknął cicho. No tak, on nie należał do tej "wyższej i lepszej" warstwy tak jak rzeźbiarz, ale jako takie potrzeby lepiej urodzonych znał.
- Z wielką przyjemnością - Uśmiechnął się na dźwięk głosu Lamberta i odwrócił się od okna, wyciągając ręce w stronę wchodzącego. - Ale wiesz co? - Przekrzywił lekko głowę na bok. - Bardzo chciałbym najpierw wyjść na deszcz i zobaczyć jak to jest go czuć a nie widzieć.
- A-a-ale przeziębisz się! - Nie mógł mu tego zabronić, ale swojego zdania nie omieszka wyrazić. Zmarszczył brwi, podchodząc odrobinę do Crispina. - Nie powinieneś wychodzić na dwór w taką pogodę. Tak nie wolno - Zachowywał się w tej chwili niemal jak starszy brat.
- Ale proszę. Zaraz po przyjściu wygrzeję się w wannie i nic mi nie będzie - Szedł wolno w stronę Lamberta uśmiechając się rozbrajająco. - Poza tym zawsze możesz mnie ogrzać i wtedy już na pewno nic mi nie będzie. To jak? - Podszedł na tyle blisko, że mógłby dosięgnąć dłoni Lamberta.
Perfumiarz spłonił się, słysząc komentarz Crispina. Nie, nie wyciągnął dłoni w jego stronę. Splótł je za plecami i tak stał, do czasu aż uznał, że należy poinformować Cyzia o kąpieli.
- T-to... ubierzesz się, a ja pójdę powiedzieć Cyziowi? - Spojrzał na rzeźbiarza pytająco.
- Dobrze.
Ręce, które nie napotkały dłoni Lamberta opadły wzdłuż ciała Crispina a z twarzy zniknął uśmiech. Odwrócił się i ruszył w stroną szafy, w której były pochowane jego rzeczy. Nie miał zamiaru ubierać na siebie zbyt wiele. W sumie koszula i spodnie jakie miał na sobie wystarczyłyby w zupełności ale dla spokoju ducha Lamberta postanowił nałożyć też wełnianą kamizelkę.
Lambert zjawił się ponownie w pokoju Crispina kiedy tylko powiedział Cyziowi co i jak. Musiał mu przecież pomóc wyjść z domu, sprawdzić wcześniej czy się dobrze ubrał i tak dalej. W ogóle musiał go przypilnować! Bo jak to tak...!
A Crispin wcale nie miał zamiaru opuszczać domu bez Lamberta. Może i zszedłby ze schodów w miarę bezpiecznie ale czy na pewno nie potłukłby się o coś co stało na dole? Kiedy tylko usłyszał mężczyznę i poczuł jego zapach, ruszył w stronę wyjścia. Tak bardzo mu się śpieszyło... Chciał już wiedzieć jak to jest czuć deszcz. Ciekawość go nosiła i nie potrafił nic na to poradzić.
Perfumiarz chwycił rzeźbiarza za rękę i zaczął ostrożnie prowadzić w stronę wyjścia, jednakże przedtem narzucił jeszcze na niego swój płaszcz. Sam był tylko w lnianej koszuli i spodniach. Sprowadził chorego po schodkach i ten mógł poczuć swój deszcz, czego tak pragnął.
Rudowłosy został pod daszkiem, podczas gdy Crispin wyszedł na dwór. W pierwszej chwili skulił się od chłodu i z zaskoczenia jaki deszcz jest mokry! Ale już po chwili wyciągnął dłonie w górę i uniósł twarz ku niebu. Było cudnie. Deszcz moczył jego policzki i spływał mu za kołnierz. Po rękach płynęły łaskoczące strumyczki. Jedno co mu przeszkadzało to płaszcz. Zdjął go z ramion i rzucił w stronę Lamberta, jak mu się zdawało. Uśmiechnął się wesoło i ponownie uniósł dłonie w górę.
Kiedy perfumiarz widział, jak mężczyzna się cieszy, serce mu płakało z żalu, że zaraz będzie musiał go zabrać stamtąd. Kiedy tylko Crispin rzucił mu płaszcz, Lambert nie zważając na to, że zapewne się przeziębi, wyszedł po rzeźbiarza i chwycił go za rękę.
- Do domu, już! Natychmiast! Bez dyskusji! - Ton jego głosu nie sprawiał wrażenia, jakby perfumiarz żartował.
- Ale lambert... - Crispin próbował stawiać opór i zapierać się jak nieznośne dziecko. Nawet próbował objąć 'tatusia' i przytrzymać na deszczu by i ten mógł poczuć jak cudownie jest moknąć. - Proszę, jeszcze chwilkę, proszę.
- Nie. Złaź z dworu. Już! - Perfumiarz pociągnął chorego pod daszek, a zaraz potem usilnie próbował do domu. Cały się trząsł z zimna, ale to nie spowodowało, że jego upór stracił na sile. Ba, nawet przybrał. - Natychmiast!
- No dobrze, już dobrze - Rzeźbiarz ruszył posłusznie do domu, spuszczając głowę i odwracając jeszcze na chwilę twarz ku podwórzu, z tęsknym westchnieniem. - Ale jak jutro będzie padać to też pójdziemy? - Miał nadzieję, że jeszcze dane mu będzie poczuć deszcz na skórze. Najchętniej rozebrałby się do bielizny, ale wtedy to już na pewno dostałby niezłą reprymendę od Lamberta.
- Nie.
Mężczyzna zabrał podopiecznego do kuchni, gdzie było ciepło, a kąpiel była gotowa. Dolał tylko do wody olejku lawendowego i odrobinkę aromatu z wanilii, by zaraz zacząć rozbierać Crispina z mokrych ubrań. Burczał coś pod nosem o nieznośnym, dziecinnym zachowaniu, do czasu aż nie kichnął.
- Przepraszam - mruknął, kontynuując rozpinanie haftek.
- Och... - Crispin zatroskał się i zmarszczył czoło, kładąc ręce na ramionach Lamberta. - Coś mi się zdaje, że przeze mnie będziesz chory. - Tak, aż mu się nieprzyjemnie przez chwilę zrobiło, kiedy pomyślał, że z jego winy Lamberta zmorzy choroba. - Muszę cię ... Jest tu Cyzio?
- Nie. Cyziu wszedł.
Koszulę już rudowłosy ściągnął choremu, teraz zajął się haftkami spodni. Kiedy uporał się z nimi, zsunął je nieco z tyłka mężczyzny, a jego samego posadził na krześle. Tym samym po chwili Crispin pozbawiony został butów i spodni. Miał tylko bieliznę, której Lambert bez pozwolenia wolał nie dotykać.
- To dobrze - Rzeźbiarz uśmiechnął się i podniósł się z krzesła by zsunąć z siebie także mokrą bieliznę. Szczerze powiedziawszy przemoczył się dokumentnie przez tę krótka chwilę na deszczu. A, że Cyzia nie było, mógł czuć się o wiele swobodniej. Wyciągnął dłonie w przód i ruszył, jak mu się wydawało, w stronę wanny. Po chwili Lambert chwycił go za rękę i poinstruował, ile kroków do wanny i mniej więcej jak wysoka ona jest. Kiedy mężczyzna już znalazł się w środku, perfumiarz podał mu mydło, a sam poszedł nastawić wodę na herbatę i dołożyć do pieca.
Crispin był wdzięczny za instrukcje i bezpieczne odtransportowanie do wanny. Odebrał z rąk Lamberta mydło ale nie zaczął się myć. Trzymając mydło w dłoni, obniżył się w wannie tak, by skryć pod kołderką ciepłej wody niemal całe ciało. Było mu cudownie a zapach olejku owionął go uspokajającym i rozkosznie kwiatowym aromatem.
Rudowłosy nastawił wodę, spojrzał w stronę Crispina i aż westchnął cicho. Mężczyzna tak uroczo wyglądał, że miał ochotę patrzeć na niego i patrzeć. Cichutko sięgnął po kawałek pergaminu i węgiel, by zaraz rozległo się "szuranie". Zerkał co chwilę na mężczyznę, by jak najwierniej oddać ten widok.
Jak na zawołanie, rzeźbiarz nie poruszał się. Było mu rozkosznie a jego ciało rozgrzewało się coraz bardziej. Nie było mowy o tym by się przeziębił. Słyszał dziwny dźwięk ale przyjął go za jeden z towarzyszących szykowaniu kolacji. Uśmiechnął się jedynie i zapytał cicho i spokojnie.
- Co tam dobrego szykujesz? - zapytał, nadal pozostając we względnym bezruchu.
- Ciebie - mruknął Lambert automatycznie, nie bardzo kontrolując to, co mówi. Za bardzo pochłonęło go szkicowanie, by mógł myśleć na tyle logicznie. A w normalnej sytuacji zapewne by się zarumienił, przeprosił i uciekł gdzie pieprz rośnie.
- Mmm, to ciekawe - Uśmiech chorego poszerzył się i zrobił niesamowicie uroczy. Miło było usłyszeć tak proste, a równocześnie tak miłe zdanie wypowiedziane bez zahamowania i bez zawstydzenia. - A z czym mnie dzisiaj zaserwujesz? - Nadal nie wynurzył się z wody nawet o cal. Nie chciało mu się ruszać. Było tak bardzo ciepło i tak przytulnie tam pod wodą.
- Jeszcze nie wiem - Wykończył obrazek, oddalił go od siebie na odległość ramion, by jeszcze raz go obejrzeć, poprawił kilka kresek, coś dorysował, coś zmazał i w końcu odłożył pergamin na bezpieczne miejsce i zajął się robieniem herbaty. Zwrócił spojrzenie orzechowych oczu na Crispina. - Czemu się nie myjesz?
- Bo jest mi tak dobrze, że boję się ruszyć, by tego nie zepsuć - Szczerość w jego głosie wręcz powalała. Faktycznie miał chęć tak leżeć i leżeć. - Czemu do mnie nie przyjdziesz? - Padło prosto z mostu, bez owijania w bawełnę i bez podchodów. Najprostsze pytanie na świecie i wypowiedziane niesłychanie lekko.
- Em... - robiłem herbatę. - Zacznij się myć, zaraz przyjdę.
Lambert dopiero teraz uświadomił sobie, że przez cały ten czas czekał na podobne pytanie. Uśmiechnął się przelotnie i po chwili stał już obok wanny, z jednym z kubków z herbatą w dłoni.
- Już, już... - Crispin wynurzył się z wody i zaczął mydlić się kawałek po kawałku. Mydło pozostawiało na jego skórze delikatną, miękką pianę a kiedy Crispin przesuwał po niej dłonią przez skórę przechodził mu przyjemny dreszcz. - Pomożesz mi umyć głowę?
- Tak, jasne. Tylko musimy zdjąć opatrunek i uważać na rany.
No tak... Trochę niedobrze będzie się myło głowę, gdy bandaż będzie przeszkadzał. Odstawił herbatę na szafkę stojącą za nim i klęknął przy wannie. Kiedy ściągał opatrunek, musnął ustami ucho mężczyzny. Przypadkowo zupełnie.
- Mhm... - mruknął i poddał się zabiegowi zdejmowania przeszkadzającej szmatki z oczu. W sumie, nawet nie pomyślał, że musi się tego pozbyć przed myciem. Dobrze, że Lambert myślał za nich obu.
Ktoś tu musiał myśleć czym... Nieważne. Zdjął opatrunek i delikatnie, prawie niewyczuwalnie ucałował kącik ust mężczyzny. Rany już prawie się zagoiły, ale skóra pozostanie bardziej czuła już chyba zawsze.
- Ładnie się goi - wyszeptał cicho, obserwując uważnie to, co kryło się przed chwilą pod opatrunkiem.
- Muszę wierzyć ci na słowo - Uśmiechnął się gdyż czułe słowa Lamberta sprawiały mu przyjemność, która jednak była niczym w porównaniu z tym małym gestem, jakim był pocałunek. - Ale nie wygonisz mnie stąd, kiedy już całkiem się zagoi? - Przekrzywił głowę na bok, jak szczeniak patrzący na swojego pana z zainteresowaniem. Tyle tylko, że on nie mógł popatrzeć na Lamberta.
- Nie - Znowu szept, nie wiadomo z jakiego powodu. - Uch. Umyjemy Ci głowę, dopiero jak skończysz, bo będziesz musiał wyjść i odchylić ją do tyłu, żeby rany nie miały styczności z wodą. Dobrze? - mówił nieco głośniej niż przed chwilą. Może nieśmiałość nie była aż tak długotrwała.
Perfumiarz przysunął się bliżej ust Crispina i delikatnie musnął je własnymi. Gdzie tam mycie głowy! Po co to komu! Przynajmniej w tej chwili było to mało istotne. Nie dane mu było się odsunąć po pocałunku. Ręce rzeźbiarza błyskawicznie splotły się na karku Lamberta a następnie uniósł się tak, by złożyć na ustach perfumiarza gorący i namiętny pocałunek. Jednak nie tylko to miał w planach Crispin. Nie przerywając pocałunku, lecz z szelmowskim uśmiechem, pociągnął Lamberta w swoją stronę, by wrzucić go do siebie do wanny.
Nie dało rady. Lambert mimo wszystko nie był chucherkiem, którym można było rzucać na prawo i lewo bez większego wysiłku. Kiedy poczuł się ciągnięty, pisnął niemal jak maltretowany kociak i chwycił się ramion Crispina, jednocześnie starając się przerwać pocałunek, choć z wielką niechęcią.
- Jesteś niepoprawny, wiesz - Z żalem w głosie jęknął rzeźbiarz, zwalniając nieco uchwyt. Jednak nie miał zamiaru pozwolić na ucieczkę tym upragnionym ustom. Musnął je kusząco językiem i ukąsił delikatnie dolną wargę. - Chodź do mnie... - poprosił szeptem.
- Sam się nie rozbiorę.
I rudowłosy szeptał. Być może dlatego, że twarz mu płonęła czerwienią, a swojego głosu nie był do końca pewien. Wiedziony jakąś nieziemską odwagą, chwycił dłoń Crispina i położył na swoim torsie, blisko haftek lnianej koszuli.
Dla Crispina to nie stanowiło problemu. Żadnego! Bez chwili zastanowienia rozpiął haftkę za haftką a następnie zsunął koszulę z ramion Lamberta. Oczywiście zaraz wrócił dłońmi na ramiona perfumiarza i gładził je czule w górę i w dół, by zjechać na tors a później aż do spodni rudowłosego. Z tymi haftkami również poradził sobie nad wyraz sprawnie. Teraz tylko przyszło mu czekać na to piękne ciało w wodzie tuż przy nim.
Lambert przez cały czas był cicho. Był bardzo cicho, gdy Crispin go rozbierał. Musiał być. Nie mógł zdradzić się ze swoją reakcją, choć zapewne podczas ściągania spodni perfumiarzowi, chory wyczuł, że ten nie jest zupełnie obojętny na jego dotyk.
Sam pozbył się bielizny, a już po chwili siedział skulony w wannie, która jak na wanny była nawet dość duża. Widocznie pozostałość po świętej pamięci Mistrzu
Nie po to rzeźbiarz zwabił go do wanny by teraz być od niego tak daleko. Kleknął w wodzie i przysunął się do Lamberta. Jego dłonie odnalazły kolana mężczyzny i kiedy przysuwał się coraz bliżej, sunęły po udach mężczyzny. Crispin pochylił się i ucałował Lamberta w usta a następnie, z delikatnym uśmiechem, odwrócił się do perfumiarza tyłem i usiadł pomiędzy jego nogami, wtulając się plecami w tors rudowłosego.
- A-ahm...- rozległ się niezbyt pewny głos perfumiarza.
Przytulił on mężczyznę z lekkim wahaniem. Siedząc w takiej pozycji zdecydowanie nie potrafił racjonalnie myśleć. Rozejrzał się dookoła, jakby szukając pozwolenia na to, by zsunąć dłonie w dół torsu Crispina. Wiedziony instynktem ucałował go w ramię. Cóż się dzieje z ludźmi w obliczu takich sytuacji!
Crispin reagował bez wahania i zastanawiania się. Odchylił głowę, by ułatwić Lambertowi dostęp do swojego ramienia i szyi. Zamruczał cicho a jego dłonie ponownie odszukały uda rudowłosego i gładziły je czule. Było mu dobrze. Zdecydowanie bardzo dobrze. Uśmiechał się pod nosem i wtulał coraz bardziej w tors towarzysza kąpieli. Lambert dalej muskał ustami jego ramię, a czasami też szyję, zaś rękoma wodził po jego torsie. Chciał się upewnić, jak czuje się rzeźbiarz, gdy go dotyka, więc też zamknął oczy.
No cóż, trudno było nie wyczuć tego, jak dobrze czuje się również Lambert. Dłonie Crispina przesunęły się w tył, na pośladki mężczyzny i, jak to miał w zwyczaju, zacisnęły się na nich nieco mocniej. Jego ciało reagowało bardzo podobnie do ciała perfumiarza. Jego oddech stał się nieco płytszy a serce tłukło mu się w piersi. O czym teraz marzył? Zapomnieć się w pragnieniu i porwać Lamberta ze sobą do krainy spełnienia.
Oddech perfumiarza się rwał, a serce biło jak szalone, chcąc chyba wyrwać się z jego piersi i poszybować w sufit. Zacisnął wargi i lekko wczepił się palcami w tors Crispina, pragnąc tym samym jakoś się uspokoić, ale nie pomagało.
Chory jeszcze bardziej odchylił głowę. Tym razem w tył, by odszukać ustami usta Lamberta. Kiedy mu się to udało, wpił się w nie zachłannie i pożądliwie. Podniecenie w nim narastało i zawładnęło całym jego ciałem i umysłem. Szalał. Nie na zewnątrz ale w środku aż rwał się do Lamberta, który tak chętnie odwzajemnił pocałunek, uważając aby nie urazić gojących się jeszcze ran mężczyzny. Perfumiarz wplótł palce we włosy rzeźbiarza, przypominając sobie mgliście, że przecież miał mu je umyć, ale równie dobrze może zrobić to później. Zmieniając ułożenie ciała, przypadkowo otarł się kolanem o męskość Crispina, ale zdawał się tego nie zauważać. Był zbyt zajęty jego ustami.
Bo usta teraz były bardziej interesujące, prawda? Crispin poddał się czułej pieszczocie Lamberta i nie odrywając ani na chwilę ust od ust perfumiarza, odwrócił się by kleknąć przodem do niego. Przesunął dłońmi po torsie mężczyzny aby na koniec zabłąkać się jedną z dłoni na pas rudowłosego a drugą zjechać na jego biodra skąd już tak niedaleko miał do męskości, która zdawała się na niego czekać.
Lambert przysiadł na piętach, pozwalając Crispinowi na czuły dotyk, którym sam go obdarzał. Gwałtownie wodził dłońmi po jego mokrym ciele, nie przejmując się tym, że przez kropelki wody na skórze, zapewne i rzeźbiarzowi robi się chłodno. Piec grzał, ale to i tak nic nie dawało. Kwestia no... czegoś tam z fizyki.
Lecz kto by się teraz przejmował dreszczem z zimna czy gęsią skórką? Na pewno nie Crispin, który był właśnie zajęty poznawaniem kolejnej części ciała Lamberta. I to jakiej części! Masował delikatnie męskość Lamberta równocześnie racząc jego usta namiętnymi pieszczotami swych ust. Ręce mu drżały. Nie, nie z zawstydzenia czy onieśmielenia. Podniecenie sprawiało, że jego ciało było napięte jak struna a męskość niebezpiecznie nabrzmiała.
Perfumiarz nie miał siły całować. Nie dlatego, że był słaby fizycznie. Po prostu coś mu te siły tak nagle odebrało, że aż jęknął w głos, prosto w usta Crispina, a jego ręce bezwładnie osunęły się w dół i zatrzymały na udach niewidomego mężczyzny.
I weź tu człowieku bądź spokojny. Przez chwilę rzeźbiarz poczuł jakby serce odmówiło mu posłuszeństwa i zbuntowało się, stając w miejscu razem z płucami, które zapomniały o oddechu. Tęsknota i wyczekiwanie zrobiły swoje. Ciało Crispina zareagowało gwałtowniej niż powinno, eksplozją podniecenia, przez co jego dłoń na członku Lamberta zacisnęła się gwałtowniej a z jego ust wyrwał się stłumiony jęk.
Ale jak on może... Przeciągłe, zupełnie niepohamowane, głośne jęknięcie odbiło się od ścian i trafiło prosto do uszu Crispina, w którego Lambert niemal struchlał. Wczepił się palcami jednej ręki w udo mężczyzny, zaś druga ręka, zacisnęła się na jego męskości. Być może dlatego, że perfumiarz po prostu nie był w stanie myśleć, uznał że jeżeli coś jest twarde, to należy na tym zacisnąć dłonie, bo wtedy się człowiek uspokoi.
Powiedzmy...
Uścisk na męskości Crispina tylko wzmógł uczucie podniecenia. Gorąca fala dreszczy przeszyła jego ciało. Wezbrała w nim chęć do odczucia jak Lambert doznaje tak samo silnego spełnienia co on. Przesunął dłonią wzdłuż członka perfumiarza, rozluźniając nieco uścisk i, nie zważając na ból, jaki zadawały mu właśnie wbite w nogę palce rudowłosego, pochylił się by odszukać ustami ciało towarzysza. Jego usta pragnęły bliskości tego pięknego ciała a niewidzący wzrok rozbłysł feerią odblasków i barw. Zapewne było to złudzenie ale jakież wymowne.
Lambert osunąłby się do wody z braku sił, które odebrały mu usta Crispina, ale w wannie nie było na tyle miejsca. Nacisk jego palców rozluźnił się zupełnie, choć dłonie pozostały na swoich poprzednich miejscach. Mężczyźnie wydawało się, że leci gdzieś w przestworzach pośród oszałamiającego zapachu ciała rzeźbiarza, którym się zaciągnął. Z jego ust wydobyło się ciche "och".
To był najpiękniejszy dźwięk jaki dane było słyszeć rzeźbiarzowi od bardzo dawna. Ten cichutki jęk był tak wymowny i tak słodki dla jego nowych, rodzących się do życia zmysłów, że poczuł jakby jego Rudowłosy Anioł chciał zabrać go do nieznanej krainy miłości. Tyle tylko, że on już tam był. Miał chęć zabrać tam Lamberta. Tego, który kazał mu czekać na siebie niesłychanie długo, jak na stan do jakiego doprowadzała Crispina sama obecność perfumiarza. Jego dłoń masowała męskość kochanka z czułością i zawzięciem. Dzięki temu, że zmysł czucia wyostrzał mu się z dnia na dzień, doskonale wyczuwał pod dotykiem każde drgnięcie członka, każdy przepływ krwi i każdy dreszcz, jaki wstrząsał ciałem Lamberta.
Każdy musi sobie czasami znaleźć coś, co go utrzyma w świecie rzeczywistym, aby nie odlecieć daleko. Często jest to cel, a czasami jakaś rzecz. Najwidoczniej Lambert połączył obie te formy, by nie poszybować w świat marzeń i chwycił w dłoń męskość rzeźbiarza. Niewprawnie, nieco nieśmiało i zdecydowanie z przerwami na jęknięcia i ciężkie westchnięcia, sunął ręką po całej jej długości, bowiem nie mógł być egoistą. Chciał, żeby i właściciel oszałamiającego zapachu, teraz nawet mimo kąpieli bardziej intensywnego, też poczuł się dobrze.
Crispinowi nie trzeba było nic, poza odczuwaniem zadowolenia Lamberta. Jednakże dotyk dłoni perfumiarza spowodował ponowną eksplozję przyjemności, która miała swój początek pod delikatnymi acz stanowczymi palcami rudowłosego i, promieniując, obejmowała powoli całe ciało rzeźbiarza. Z jego ust raz za razem wymykał się cichy jęk. Dłoń pieszcząca męskość perfumiarza zaciskała się co jakiś czas mocniej. Natomiast druga ręka objęła rudowłosego w pasie, jakby ten miał ochotę uciekać.
Ale Lambert nie miał zamiaru uciekać. Nie teraz, kiedy zobaczył przed oczami miliony kolorów, a świat mu zawirował. Głośny, niekontrolowany jęk wyrwał mu się z gardła, zaś ręka zacisnęła się, może zbyt mocno, na męskości Crispina. Perfumiarz stężał cały, by zaraz rozluźnić się zupełnie z cichym westchnieniem rozleniwienia.
- Lambert... - wyrwało się przeciągłe jęknięcie z ust Crispina. Uścisk dłoni na jego męskości przyprawił go o zawrót głowy i tak gwałtowne spełnienie, że zapomniał się i wbił paznokcie w skórę na plecach perfumiarza. Po krótkiej, lecz niezmiernie intensywnej chwili orgazmu, objął obiema rękami ciało kochanka i przylgnął do niego, starając się wyrównać oddech i wsłuchując się w nieprzyzwoicie szybko bijące serce rudowłosego.
Herbata stojąca na szafce już dawno wystygła, tak samo jak woda w wannie. Zresztą nic dziwnego, trochę się zasiedzieli. Po chwili Lambert zaczął drżeć z zimna w ramionach rzeźbiarza, ale było mu tak dobrze, że nie chciał wychodzić. Przytulił się więc mocniej.
- Idziemy do łóżka, hm? - mruknął Crispin do ucha Lamberta, kąsając go w nie delikatnie i uśmiechając się. Jemu także było chłodno ale za to nieziemsko przyjemnie. Głaskał perfumiarza po plecach i przeczesywał czule jego włosy. Był teraz tak szczęśliwy, tak bardzo mu było dobrze, że zapomniał o ślepocie i o tym jak ciężko będzie mu żyć. Zycie wydało mu się piękne, zwłaszcza z kimś takim u boku jak Lambert.
- Miałem umyć ci włosy - przypomniało się rudowłosemu tak nagle, że aż sam się zdziwił, jak mógł zapomnieć o tak banalnej sprawie. Było mu teraz tak dziwnie. Rumienił się przez cały czas, a nie chcąc robić tego dłużej, wyszedł z wanny.
Chory pozwolił mężczyźnie na ucieczkę, gdyż myślał, że za chwilę poczuje dłoń Lamberta, która pomaga mu w wyjściu z wody. Wyciągnął rękę i czekał. jakoś nie śpieszyło mu się teraz do mycia głowy.
- Jutro. Umyjesz mi włosy jutro, dobrze?
Perfumiarz wzruszył tylko ramionami, podając mu dłoń, aby ten swobodnie wyszedł z wody. Jeszcze tylko podał wysokość wanny, jakby się zapomniał. Ręka mężczyzny drżała, tak jak i on cały, bo nie ubrał się, ani nawet nie wytarł. Będzie musiał się dobrze w nocy wygrzać, bo już czuł, że coś go łapie.
Ledwo Crispin wyszedł z wody, porwał Lamberta w objęcia i wtulił się w niego.
- Będziesz przeze mnie chory. Cały drżysz. Ubieraj się szybko i uciekamy pod koc.
Nie, to nie była propozycja. To raczej było stwierdzenie tego co ma nastąpić. Dokładnie tak. A kiedy znajdą się już w pokoju, zadzwoni po Cyzia i poprosi o ciepłą kolację. To powinno bardzo pomóc.
- T-t-ak - wydusił z siebie rudowłosy, sięgając po bieliznę. Narzucił na siebie koc, pod którym często siedział Cyziu, gdy rano czekał aż rozpali się w piecu. Przycisnął usta do ramienia Crispina, a zaraz potem podał mu ubranie. - Poradzisz s-s-sobie?
- Jasne.
Dość szybko chory wsunął na siebie odzienie, nie chcąc by Lambert tkwił tutaj choćby jedną chwilę dłużej i, ponieważ znał już drogę z kuchni do pokoju, objął to swoje rozdygotane kochanie i poprowadził do celu. Swoją drogą, wiedział, że Lambert sam go do niego doprowadzi, więc czuł się bezpiecznie idąc do pokoju.
Perfumiarz szedł w objęciach Crispina, a kiedy tylko znaleźli się w pokoju, poskładał koc z kuchni i odłożył na krzesło. Już po chwili leżał pod tymi dwoma, które były na łóżku. Słychać było niemal jak się trzęsie. Wpatrzył się w rzeźbiarza wyczekująco. Chciał go już tu obok, żeby było cieplej.
Niestety Crispin tego nie widział. Podszedł do łóżka i sięgnął na szafkę obok. Po chwili rozległ się dźwięk dzwonka Cyzia a Crispin usiadł na brzegu łóżka, odszukując ręką Lamberta i głaszcząc go po skrytych pod kocem ramionach, które tak niepokojąco drżały.
- Zaraz będzie coś ciepłego - wyszeptał czule, kiedy pochylał się by ucałować twarz perfumiarza.
Cyziu przyszedł niemal natychmiast i po wysłuchaniu poleceń Lamberta, zabrał się do pracy. Wziął koc, który perfumiarz zabrał z kuchni. Rudowłosy ścisnął rękę rzeźbiarza, czekając na "to co zawsze", wszak tak powiedział swojemu podwładnemu.
Rzeźbiarz odwzajemnił uścisk dłoni i uśmiechnął się niepewnie. Było mu tak strasznie głupio, że przez jego zapędy Lambert był teraz na skraju choroby. Położył się na torsie perfumiarza i przytulił do jego piersi policzek. Oczywiście nie odkrył go. Wręcz przeciwnie. Zadbał o to by ani jeden niepotrzebny skrawek ciała Lamberta nie wystawał spod koca.
- Co znaczy 'to co zawsze'? - zapytał zaciekawiony cóż takiego zawsze łyka Lambert przy chorobie.
- Herbata z rumem i czosnek pokrojony w plasterki - Cóż, będzie trochę śmierdział, ale w każdym momencie mógł się wynieść z pokoju do pracowni albo do sypialni gościnnej.
Po chwili Cyziu przyszedł z pełną tacą, którą postawił na krześle.
- Ostrożnie, gorące.
Jedzenie pachniało... Tymiankiem, było jak zawsze bardzo dobre, ale Lambert pierwsze, co zrobił, to łyknął proszki, zagryzł czosnkiem i zapił herbatą.
Proszków Crispin nie widział. Za to czuł zapachy jedzenia, które jak zawsze zniewalały. Poczekał cierpliwie aż usłyszy jak perfumiarz odstawia herbatę i dopiero wtedy sięgnął po kolację. Nieważne co było do jedzenia. Ważne, że było wyśmienite. Jadł, wsłuchując się w odgłosy posilania się Lamberta. Chciał mieć pewność, że ten także zje posiłek.
Perfumiarz dzióbał, jak zawsze. Odstawił talerz na tacę i ponownie wlazł cały pod koc, wpatrując się we wciąż jedzącego Crispina. Dobrze mu było tak z nim. Dopiero po chwili sobie przypomniał, a raczej zauważył, że mężczyzna nie ma opatrunku.
- Jejku! - zaczął wygrzebywać się spod koca. Musiał wziąć maść.
- A ty dokąd? Hm? - Croispin postawił pośpiesznie talerz na szafce i przytrzymał dość niezgrabnie mężczyznę. Nie mogło być szybko i zgrabnie. - Dopiero łyknąłeś herbatę i już się gdzieś wypuszczasz. Leż mi tutaj i nawet nie próbuj się ruszyć. - Szczerze powiedziawszy na śmierć zapomniał o opatrunku. Ba! On nawet nie myślał (bo przecież nie był w stanie rozsądnie myśleć) czy przypadkiem woda nie zachlapie mu ran.
- Nie, nie, puść! Twój opatrunek. Muszę założyć nowy.
Rzeźbiarz wiedział, że z uparciuchem nie wygra. Pozwolił więc by poszedł po maść i świeży bandaż a kiedy wrócił, podniósł w górę koc.
- Dobrze, ale teraz wskakuj pod koc. Siedząc na łóżku też można to zrobić - Czyżby zmiana ról? Teraz to Crispin wymusza na Lambercie wypoczynek i dbanie o zdrowie a nie na odwrót.
Rudowłosy burknął coś jeszcze niewyraźnie i zaczął zakładać opatrunek, uprzednio smarując rany maścią. Nie pachniała za ładnie, ale nie o to chodziło w jej działaniu. Po skończeniu zabiegów pielęgnacyjnych, ucałował pospiesznie usta Crispina i padł na łóżko, odwracając się do niego plecami z cichym i jakby pełnym strachu: "Dobranoc".
Chory uśmiechnął się na chwilę i wsunął zaraz pod koc. Objął Lamberta w pasie i przytulił się do jego pleców, całując czule kark mężczyzny.
- Dobranoc, Książę - wyszeptał łaskocząc skórę perfumiarza ustami, które przesuwały się po niej podczas mówienia.
Lambert aż się wzdrygnął, czując oddech Crispina na swojej szyi. To był chyba jeden z wrażliwszych punktów na jego ciele. Wcisnął się w mężczyznę, chcąc mieć ten piecyk jak najbliżej siebie. Nie powie mu, że to ubranie jest strasznie irytujące. Nie powie i już. Leżał grzecznie.
Crispinowi zrobiło się bardzo miło, kiedy Lambert tak ochoczo się w niego wtulał. Przyciągnął go do siebie i głaskał delikatnie po nagim torsie. Tak, zdecydowanie zasypianie z tym facetem w objęciach było najcudowniejszym zasypianiem na świecie. Tylko dlaczego Lambert jest półnagi a Crispin nadal w koszuli? Tak bardzo przejął się chorobą perfumiarza, że zapomniał się rozebrać! Ale tak szkoda mu było teraz wypuszczać rudego z objęć.
Zasnęli. Lambert spał, trzęsąc się jak osika. Widać było, że trawi go gorączka. Mamrotał coś przez sen, rzucał się na łóżku, przytulał do rzeźbiarza, kiedy ten tylko się poruszył. A zdarzało się to dość często. Crispin wstawał w nocy kilka razy. Raz po to, by się rozebrać. Raz, by podać śpiącemu picie, czego zapewne Lambert nawet nie zapamiętał. Raz, by przejść do pokoju Cyzia, co było wyprawą na granicy życia i śmierci, gdyż ledwie znał te część domu, i poprosić go o kolejną ciepłą herbatę. Bał się o Lamberta. Prawie nie spał, by czuwać przy nim i reagować na każdy gest i jęk. Tulił go do siebie, by było mu cieplej i delikatnie całował jego rozpaloną od gorączki twarz.
Aż nastał ranek i Crispin ponownie wymknął się z łóżka, by zarzucić na siebie koszulę i spodnie i odszukać Cyzia, by zlecić mu sprowadzenie uzdrowiciela. Cyziu uznał, że uzdrowiciel i tak się na nic nie zda, bo Lambert często chorował. Był to wynik rzadkiego wychodzenia w domu, a co za tym idzie - zmniejszonej odporności. Ponadto powiedział też Crispinowi, żeby na chwilę obecną spał w pokoju gościnnym, bo się jeszcze zarazi od perfumiarza i będzie nieszczęście. Ale Crispin nie dał się za żadne skarby wygonić z pokoju, w którym kurował się Lambert. Powiedział nawet, że jeśli będzie trzeba to będzie spał na krześle a z pokoju się wyprowadzić nie pozwoli. Nie miał tak słabej odporności jak Lambert więc przeziębienie nie było dla niego niczym strasznym. Sam czeladnik krzątał się przy rudowłosym, dając mu to herbatę, to leki, to znowu wmuszając w niego jedzenie i przynosząc do łóżka rozgrzany kamień owinięty materiałem.

2 komentarze:

  1. Witaj,
    cudowny rozdział, bardzo mi się spodobała, tak jak zwykle, haha kto kim się teraz opiekuje... Crispin był na deszczu, ale to właśnie Lambert się rozchorował, kąpiel wspaniała i to co się działo podczas niej, och na pewno cudnie wyszedł ten rysunek Lambertowi...
    Wesołych, spokojnych i radosnych świąt
    Weny, weny życzę....
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  2. wspaniały rozdział <3 ja tu czytu czytu z nie zwykle zaciętą miną na twarzy z myślą "nareszcie! to się stanie!" a tu.....tylko początek "zabawy" w wannie...ale ććśśśśś ja tu nie miałam nic na myśli! XDD
    oraz znów się powtórzę....WSPANIAŁY ROZDZIAŁ ^.^
    weny życzę oraz wspaniałych mile spędzonych z wyjątkowymi ludźmi świąt :D

    OdpowiedzUsuń