poniedziałek, 11 lutego 2013

Zapach Ciemności - Rozdział 14

Crispin miał wrócić do Lamberta po tygodniu. Niestety, sprawy poukładały się na tyle nie po jego myśli, iż musiał pozostać tam kolejny tydzień a potem następny. W międzyczasie wysłał do perfumiarza służącego z listem. Przepraszał za zwłokę w powrocie, opisywał krótko, co go zatrzymało i zapewniał, że tęskni i czeka na dzień, gdy znów stanie w progu jego domu. Nie mógł zawrzeć w nim zbyt osobistych wyznań gdyż pisała go Katarzyna pod jego dyktando. Minęły trzy długie, nudne i bardzo zabiegane dla niego, tygodnie. Pozałatwiał jednak wszystkie sprawy i dopełnił wszelkich formalności, przenosząc swój zakład do domu Lamberta. Pożegnał się z matką i stanął w progu domu ukochanego.
Niestety, kiedy Crispin wrócił do Lamentu, do domu Lamberta, przywitany został tylko przez zapłakanego, rozedrganego Cyzia, który starał się trzymać na tyle, by opowiedzieć rzeźbiarzowi, co się działo podczas jego nieobecności i dlaczego się tak działo. List, który Crispin wysłał do Lamberta, by powiadomić go o dłuższej nieobecności, został zgubiony przez posłańca, który miał go dostarczyć. Zrezygnowany perfumiarz wyszedł więc na spacer podczas jednego z deszczowych wieczorów, mimo że Cyiu mu to odradzał i nie wrócił do tej pory. Przeszło tydzień nie było więc już rudowłosego, a czeladnik niemal odchodził od zmysłów. Opłacił nawet ekipę poszukiwawczą, jednak nie miał jeszcze żadnych informacji. Blondyn siedział teraz skulony na krześle w kuchni, gdzie zabrał Crispina, aby zrobić mu ciepłej herbaty i dać coś do jedzenia.
Rzeźbiarz był w szoku. Był wściekły. I był też zrozpaczony. Zamiast radości po powrocie, zastał rozpacz i niewiadomą. Nie miał zamiaru zwlekać. Kazał jedynie zanieść swoje bagaże do pokoju i poprosił Cyzia by ten ubrał się odpowiednio, zawołał kogokolwiek do pilnowania domu i ruszył wraz z nim na poszukiwania do lasu.
- I nie mów mi, że jestem ślepy i powinienem siedzieć i cierpliwie czekać! Nie mam takiego zamiaru. Jeśli się nie ruszysz pójdę sam i nic mnie przed tym nie powstrzyma – warknął chory, wstając gwałtownie z krzesła.
- Nie. Nie ma mowy! – Chłopak posadził go na powrót na krześle. – Bo przywiążę. Nie możemy wyjść. Musimy siedzieć i czekać na jakieś wiadomości. Żadnego chodzenia po lesie. A co, jak wróci? Nie możemy – Służący był na skraju załamania nerwowego. Cały się trząsł, a głos mu drżał, jakby miał alkoholowe delirium. – Poza tym interes. Nie chciałby, żebym zostawił go bez opieki. Musimy zostać.
Crispin nie miał takiego zamiaru. Nie podobało mu się siedzenie i czekanie. Jednak czując, co dzieje się z chłopakiem skapitulował.
- Dobrze. Poczekamy jeszcze dzisiaj. Ale jeśli do rana nie będzie żadnych nowych wiadomości ruszam do lasu. Jeśli nie chcesz iść ze mną, zostaniesz – zrzucił z siebie kaftan, wieszając go na oparciu krzesła. – Podaj mi proszę coś ciepłego do picia, skoro mam czuwać przez noc. Najlepiej mocnej kawy.
Cyziu nie skomentował tej zapowiedzi całonocnego czuwania, tylko posłusznie zrobił mocną kawę. Dla siebie również. Nie pozwoli sobie zasnąć, dopóki nie zobaczy Crispina w łóżku. Jeszcze ten wymknie mu się ukradkiem z domu, a jak wróci Lambert, będą mieli oboje przekichane i to ostro. Postawił przed mężczyzną kubek parującego, pachnącego naparu i westchnął cicho, siadając z powrotem na krzesło.
- Tęsknił. Bardzo tęsknił. I pewnie nadal tęskni – mruknął cicho, jakby do samego siebie.
- Ale przecież wysłałem list. Dlaczego nie dałeś mi jakoś znać, że dzieje się coś złego? Dlaczego nie przysłałeś kogoś z zapytaniem, czemu milczę? Och, Cyziu… - jęknął Cispin, załamany takim obrotem sprawy i opierając łokcie na stole, ukrył twarz w dłoniach. – Przepraszam. To nie twoja wina. Powinienem się domyślić, że skoro nie ma odpowiedzi, dzieje się coś złego. Gdzie on może być, Cyziu? – Podniósł twarz, jakby chciał wbić spojrzenie w chłopaka.
- Zabronił pisać. Powiedział, że pewnie ma pan nas dość i nie chce nas więcej widzieć.
Chłopak objął się ramionami, jakby próbował w ten sposób uchronić własny umysł przed myślami, które zaczęły się w nim pojawiać. Nie miał zielonego pojęcia, co dzieje się z jego panem, ani gdzie ten może być, bo świat przecież jest duży, bardzo duży.
- Czy ja sprawiałem wrażenie, jakbym miał was dość?! – Crispin niemal krzyczał.
Poderwał się z krzesła, zawadzając przy tym boleśnie udem o kant stołu. Nie zwrócił jednak na to najmniejszej uwagi. Zaczął krążyć nerwowo po kuchni i mamrotać coś wściekle pod nosem. Nagle zatrzymał się po środku i odwrócił w stronę Cyzia. – Idę do warsztatu – rzucił krótko i wyszedł pośpiesznie.
- Nie! – Cyzio zerwał się z miejsca i ruszył za chorym, aby chwycić go za ramię i starać się zatrzymać. - Nie! Nie można tam wchodzić. Nawet ja tam nie wchodzę. Robię perfumy na zapleczu sklepu. Nie można. Pan Lambert byłby zły – Pociągnął nosem. Jak mógł pozwolić, żeby Crispin wszedł do zdemolowanej pracowni, której chłopak nawet nie miał siły doprowadzić do stanu używalności?
- Do swojej, Cyziu – powiedział mężczyzna dość spokojnie, zsuwając dłonie chłopaka ze swoich ramion. – I obiecuje, że zaraz wrócę.
Crispin miał nadzieję uspokoić nieco rozdygotanego służącego. Prowadził wojnę z własnymi uczuciami a teraz jeszcze dotarło do niego w jak strasznym stanie jest chłopak. Reakcja na słowo 'pracownia' była nader wymowna. Obiecał sobie, że i tak zajdzie do miejsca pracy perfumiarza. Jednak nie teraz. Nie, kiedy Cyzio nie śpi, bo jeszcze gotowy dostać zawału.
- A kawa? – Chłopak spojrzał na stół. Postanowił, że i tak będzie wyglądał przez okno, czy aby się Crispin nie wymyka do lasu, aby szukać Lamberta, wiedząc iż do perfumiarni i tak się rzeźbiarz nie dostanie, bo jest zamknięta na tysiąc pięćset czterdzieści trzy spusty i tylko taran by pomógł. – Niech pan nie idzie nigdzie.
- Zaraz wrócę. Obiecuję.
Niewidomy uścisnął Cyzia na odchodne i poszedł do siebie. Przypuszczał, że jest pod stałą obserwacją, więc nawet mu do głowy nie przyszło zboczyć ze ścieżki. Otworzył pracownię i zaciągnął się jej zapachem z utęsknieniem. Potrzebował tego poczucia powrotu. Musiał jakoś ukoić skołatane nerwy. Wyciągnął zza szafki nieskończone dzieło dla Lamberta i przejechał po min pieszczotliwie palcami. Każde załamanie przypominało mu tego, który zaginął a za którym tak niemiłosiernie tęsknił. Jutro powinna dotrzeć druga część dzieła. Kamienna i zimna i, oczywiście, niedokończona. Po kilkunastu minutach zatrzasnął ponownie drzwi i wrócił do kuchni.
Cyziu siedział i wpatrywał się w drzwi, jakby oczekiwał, że zaraz wejdzie przez nie Lambert i poprosi o ciepłą kolację, bo bardzo zmarzł po długim spacerze. Na widok Crispina chłopak odetchnął z ulgą. Chociaż on mu nie zginął, nie poszedł w las, by szukać szczęścia w leśnym podszyciu.
- Zje pan coś? Może trochę pomidorowej? Ciepła jest.
- Poproszę – rzeźbiarz usiadł przy stole i jednym duszkiem wypił całą zawartość kubka, który tam zostawił. Jeśli zmorzy go sen to na pewno nie dzisiaj. – I jeszcze kawy. Pomyśl Cyziu, twój pan nie powiedział nic, co naprowadziłoby cię na miejsce jego pobytu? Może ma jakiegoś znajomego? Może bywał wcześniej w jakimś miejscu, które umiłował? Błagam, przypomnij sobie jego słowa. Musiało się w nich kryć coś, co nas naprowadzi na jego trop – Czuł jak rozpacz znowu zalewa jego serce i dusze.
- Mówił tylko, że idzie na spacer. I że niedługo wróci – wymamrotał chłopak pod nosem, nalewając zupy do miski, która zaraz spoczęła przed Crispinem razem z łyżką. – Powiedziałem grupie poszukiwawczej wszystko, co wiedziałem. To zdolni ludzie, tak mówią w mieście, więc pewnie go znajdą – Miał tylko cichą nadzieję, że jego obawy będą płonne i Lambert cały i zdrowy wróci do domu.
- Gdyby byli aż tak zdolni nie szukaliby go tydzień – Głód wziął górę, kiedy chory poczuł aromat zupy. Z apetytem pochłonął całą zawartość miski.] Idź spać. Ja posiedzę i popracuję w pokoju, bo inaczej nie zasnę. Rano, kiedy obaj wypoczniemy, udamy się do lasu. Tylko błagam, nie powtarzaj mi znów, że nie mogę. I tak pójdę, więc idź spokojnie spać i obudź mnie z samego rana.
Skończywszy zupę, Crispin wstał od stołu i wyszedł z kuchni. Zatrzasnął za sobą drzwi do pokoju, ale oczywiście nie zabrał się za rzeźbienie. Legł na łóżku i wbił niewidzący wzrok w sufit nasłuchując odgłosów domu.
Cyziu udał się na spoczynek, ale nie spał. Nie. Nasłuchiwał równie mocno, co Crispin, jednakże z innego powodu. Owszem, chciał usłyszeć powracającego do domu Lamberta, ale teraz był pełen obawy, że rzeźbiarz zrobi największe z możliwych głupstw i wyruszy samotnie na poszukiwania. Tak minęła im noc.
Następnego dnia poszli do lasu, na co Cyziu łaskawie się zgodził, ale nie znaleźli nic. Zupełnie nic, co mogłoby naprowadzić ich na trop perfumiarza.

1 komentarz:

  1. Witam,
    ojoj ale się porobiło, list od Crispina nie dotarł do Lamberta, a ten wyszedł i nie wrócił, ale się odnajdzie cały i zdrowy, prawda? Pewnie to, że nie było żadnej wiadomości od Crispina, sprawiło, że poczuł się zdradzony, wykorzystany, co mnie bardziej przekonuje, że dość podobna sytuacja zdarzyła się już w przeszłości... Czekam z niecierpliwością na następny rozdział...
    Weny, multum weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń