czwartek, 15 maja 2014

Krystian.

Oto opowiadanie, zainspirowane innym, które czytam. 
Polecam je i Wam -> Wilczy Gryz


-Witaj, Tomku.
Głos, który usłyszałem tuż za plecami sprawił, że zadrżałem. Ja, wilkołak, który nie lęka się duchów. Wilkołak, który jest w stanie zmierzyć się twarzą w twarz z niebezpieczeństwami tego podłego świata, drżę na dźwięk głosu. Delikatnego, spokojnego, tak dobrze znanego mi głosu. Woda, lecąca z kranu na moje dłonie z zimnej zmieniła się we wrzątek, przeszkadzając mi i raniąc moją skórę. Spojrzałem na przezroczystą ciecz i skrzywiłem się. Nie była gorąca. Nie unosiła się nad nią para a jednak raniła mi dłonie. Zabrałem ręce spod strug i zakręciłem kran, unosząc spojrzenie na zalotne lustro przede mną.
Odbicie, które w nim zobaczyłem zawładnęło moim ciałem jeszcze intensywniej niż słyszany przed chwilą głos. Włosy, które tak dobrze pamiętałem, oczy, pełne ciepła i pewności racji właściciela, nieznacznie zaróżowione policzki i usta, wygięte w delikatny, lekko nieśmiały uśmiech.
Odwróciłem się tyłem do lustra i stanąłem twarzą w twarz z gościem, który odwiedził mnie w tak nietypowym na tego rodzaju czyn miejscu.
- Mój Boże… - jęknąłem, patrząc z niedowierzaniem na osobę, stojącą przede mną. – To naprawdę ty?
Było to chyba najgłupsze a zarazem najodpowiedniejsze pytanie w obecnej sytuacji. Każdego bowiem spodziewałem się spotkać w łazience, ale nie jego. Nie chłopaka, który zawładnął moim światem i zostawił mnie w chwili, gdy zaczynało do mnie docierać jak wiele dla mnie znaczy. Nie jego.
- Jak widać – padło krótkie wyjaśnienie, w którym kryl się smutek z mojego braku entuzjazmu powodowanego spotkaniem.
- Ale... – Nie potrafiłem wydusić z siebie niczego konkretnego. Widok Krystiana odebrał mi zdolność wysławiania się.
- Tak, wiem, nie żyję. Tak było lepiej dla wszystkich.
Krystian, chłopak nie z mojego świata, chłopak mający odmienne spojrzenie na rzeczywistość, chłopak potrafiący wkraść się w moje serce… Krystian.
- Lepiej?! – niemal ryknąłem czując jak wściekłość wzbiera we mnie niczym nadciągająca erupcja wulkanu. – Lepiej?! Jak możesz? Jak śmiesz twierdzić, że twoja śmierć była dla kogokolwiek lepszym wyjściem? Aż takim ignorantem jesteś?
Nie panowałem nad słowami, które wylewały się ze mnie z goryczą i bólem, jaki powrócił z ogromną intensywnością. Zacisnąłem dłonie w pięści. Czułem jak moja twarz płonie od nadmiaru emocji, jak policzki zalewa czerwień wściekłości a krew w moich żyłach gotuje się, wrze.
- Kochałem cię – wyszeptałem resztkami sił, których potrzebowałem do powstrzymywania się od wybuchu.
Krystian, na którego twarzy zaczynało malować się uczucie wstydu za krzywdę jaką wyrządził światu swoim odejściem, spochmurniał. Delikatny błękit jego oczu, który widziałem jeszcze chwilę temu, zniknął, zastąpiony przez przygaszony blask jego spojrzenia. Przez chwilę wstrzymał oddech i miałem wrażenie, że chciał ruszyć z miejsca, gdyż zachwiał się lekko w miejscu, unosząc nieznacznie ręce w moją stronę. Trwało to jednak niespełna sekundę. Jego ręce opadły ponownie wzdłuż ciała a twarz przybrała maskę bólu. Ukochane oczy najważniejszego członka mojej Drużyny zaszły łzami, sprawiając iż moje serce zaczęło rozpadać się na drobne kawałki. Widziałem wyraźnie, jak bardzo zabolały go moje słowa. Widziałem, ile cierpienia podarowałem mu w tych kilku zdaniach. Nie chciałem go ranić. Nie chciałem by płakał przeze mnie a jednak nie potrafiłem powstrzymać złości.
- Kry…. – zacząłem, odpychając się od umywalki i ruszając w jego stronę.
- Kochałeś! – przerwał mi wypowiadając to stwierdzenie z ogromną siłą i wyciągając przed siebie dłoń w geście nakazującym mi pozostanie na miejscu. – Kochałeś. I dlatego teraz sypiesz mi w twarz opiłkami wściekłości? Dlatego teraz ranisz mnie słowem i gestem? Dlatego nie potrafisz wysłuchać mnie i pozwolić bym pokazał ci swój punkt widzenia sytuacji? Kochałeś… Tak, kochałeś… Ale to przeszłość, prawda?
Nie krzyczał. Krystian nigdy nie krzyczał. Mówił dobitnie i spokojnie a każde jego słowo wwiercało się w moją duszę milionem rozżarzonych do białości świdrów. Nie musiał unosić głosu bym został przez niego stłamszony, zrugany i sprowadzony do parteru. Zawsze tak było. Zawsze potrafił zawładnąć mną nie robiąc właściwie niczego specjalnego. Tak było i teraz. Poczułem się słabym, bezbronnym szczenięciem karconym przez swojego pana, a nie silnym, uczącym się władzy nad swoimi mocami, wilkołakiem.
- Nie – powiedziałem cicho, kiedy ujrzałem jak po jego policzkach płyną łzy. – Nie, to nie przeszłość. To…
Nie mając najmniejszego zamiaru słuchać nakazu pozostania na miejscu, uniosłem dłoń do dłoni Krystiana i splotłem palce z jego palcami. Wpatrzony w zapłakane oczy chłopaka ścisnąłem nasze dłonie i przyciągnąłem do siebie sens swojego życia. Moja złość uleciała wraz z pierwszą łzą Krystiana. Moja wściekłość wybuchła feerią radości, którą poczułem, gdy zrozumiałem jak bardzo tęsknota zatruwała moje serce i zamieniała miłość w żal.
Nie opierał się. Pozwolił mi na zamknięcie go w tęsknych objęciach. Pozwolił mi przytulić go do siebie i zaciągnąć się jego zapachem, który powracał do mnie niemal każdej nocy. Pozwolił, bym poczuł pod palcami ciepło jego ciała. Bym wtulił nos w zagłębienie na jego szyi i zmoczył skórę na obojczyku własnymi łzami. Pozwolił, bym poczuł wypełniające mnie szczęście z jego obecności . Zacisnąłem powieki, sunąc spragnionymi dotyku tego ciała dłońmi, po plecach chłopaka, skrytych pod cienkim T-shirtem.
- Jesteś moją teraźniejszością – wyznałem cicho, starając się by łzy nie przeszkadzały mi w wypowiadaniu kolejnych sylab.
Twardy wilkołak właśnie rozklejał się jak niewinne dziecko. Mężczyzna, który walczy ze złem całego świata nie potrafił wytrwać w postanowieniu nierozczulania się nad sobą.
Spięte ciało Krystiana rozluźniło się po chwili. Złość i niepewność jakie w nim buzowały odpłynęły w niepamięć i pozwoliły by wtulił się we mnie. Nasza złość, która była jedynie przykrywką do prawdziwych uczuć jakie do siebie żywiliśmy, wyparowała wraz z pierwszym dotykiem naszych ciał. Świat, z pełnego czerni, szarości, chłodu i niegodziwości, zamienił się w pełen nadziei i pragnień.
Krystian odetchnął głęboko i odsunął się ode mnie o pół kroku. Uniósł twarz ku mojej twarzy i uśmiechnął się do mnie ciepło. Niczego więcej nie potrzebowałem do życia w tym momencie. Niczego nie pragnąłem bardziej. Chociaż…
Kiedy po chwili Krystian wspiął się na palce i zniszczył odległość dzielącą nasze usta, moje kolana ugięły się a ramiona ponownie zacisnęły na ciele ukochanego. Poczułem jak przez moje ciało przepływa fala ciepła, która ma swój początek i źródło przy ustach Krystiana a koniec… końca właściwie nie było. Koniec stanowiłby epicentrum wybuchu, gdyby moje ciało było wulkanem. Koniec byłby jednocześnie końcem świata, gdybym pozwolił by uczucie zawładnęło mną bezgranicznie.
Ale czy ja chciałem się bronić? Nie, nie chciałem! Chciałem czuć szczęście i wolność jaką dawała mi obecność obok mnie Krystiana. Tylko on rozumiał mnie tak dobrze. Tylko on potrafił bez wysiłku nakierować mnie na właściwą ścieżkę życia. Był przy mnie w najgorszych chwilach mojego nowego życia, a teraz dawał mi najpiękniejsze jego chwile.
Uśmiechnąłem się w pocałunku i pozwoliłem by cisnące się do moich oczu łzy popłynęły po policzkach. Byłem szczęśliwy, mając go w swoich ramionach. Byłem tylko jego a on był tylko mój. Mieliśmy siebie i nikt nie miał prawa nam tego odebrać.
Sunąłem drżącymi dłońmi po materiale koszulki Krystiana. Pragnąłem go od tak dawna i nigdy nie otrzymałem więcej niż przelotny pocałunek. A teraz? Teraz wrócił. Był tak blisko i tak bardzo dla mnie. Moje niecierpliwe palce odnalazły skraj materiału, który stanowił drażniącą granicę dla moich dłoni. Irytowała mnie niemożność poczucia dotyku nagiej skóry Krystiana. Drażniła odległość, którą zapewniała odzież i pragnąłem pozbyć się jej, zniszczyć, wyrzucić jak najdalej od nas.
Ostrożnie, wpatrując się w oczy Krystiana i szukając w jego spojrzeniu aprobaty, ująłem skraj koszulki i podciągnąłem w górę. Byłem w samych spodenkach a moje ciało gotowało się z emocji. Było mi gorąco a jednocześnie drżałem od przeszywających mnie dreszczy. Widziałem uśmiech na ustach Krystiana i wiedziałem, że nie będzie się wzbraniał przed tym co się w nas kotłuje.
Jak nigdy wcześniej, byłem pewien tego czego pragnę. Jak nigdy dotąd, miałem chęć pozwolić by pragnienie przejęło kontrolę nad moim ciałem. Wielbiłem tego chłopaka i wiedziałem, że tylko jego będę potrafił darzyć takimi uczuciami. Pragnąłem go a teraz widziałem, że i on pragnie mnie równie mocno.
Pochyliłem się do spierzchniętych ust Krystiana i musnąłem je własnymi. Delikatnie, ostrożnie, jakby na próbę. Cierpiałem z oczekiwania na więcej ale to cierpienie było najcudowniejszym uczuciem, jakie kiedykolwiek dane było mi poznać. Krystian uśmiechnął się. Jego piękne oczy zalśniły cudownym światłem a moje serce stopniało od tego blasku.
Przyciągnąłem go do siebie, czując jak jego ręce obejmują mnie w pasie i przylgnąłem do niego niczym zagubione dziecko, które odnalazło rodzica. Świat zawirował dookoła nas i przestał istnieć. Pozostaliśmy tylko my i tylko dla siebie.
Były nasze oddechy, urywane i spazmatycznie łapiące choć odrobinę tlenu między pocałunkami. Były pocałunki, sprawiające, że nasze ciała rozgrzewały się coraz mocniej. Moje dłonie poznające aksamit ciała Krystiana, pieszczące coraz to nowe jego partie i zachwycające się kolejnymi terenami, jakie dane im było poznać. Nasze usta, wędrujące po naszych ciałach, pozostawiające na nich gorące ścieżki pocałunków i wypalające na skórze niewidzialne znamiona przynależności.
Byłem ja – poznający ciało ukochanego mężczyzny i sprawiający by drżał od dotyku mych palców i muśnięć mego języka. Był Krystian – reagujący na każdy mój gest wybuchem uczuć i feerią dźwięków, które stanowiły najcudowniejszą melodię dla moich uszu i paliwo dla moich emocji. Byliśmy my – pozwalający aby chłodna podłoga łazienki stanowiła dla nas miękkie posłanie, na którym poznajemy się wzajemnie i na którym to, co do tej pory pozostawało dla nas tajemnicą, stało się najpiękniejszym wspomnieniem na resztę życia. Byliśmy my – stający się jednością, uzupełniający się i złączeni tak, jak jeszcze nigdy dotąd. Była eksplozja szczęścia – przystrojona w nasze splecione ciała i wspólny jęk rozkoszy, odbijający się echem od ścian łazienki, podczas gdy wznieśliśmy się do gwiazd, wspólnie poznając szczyt ekstazy, jaką potrafiliśmy dać sobie wzajemnie. I wreszcie była pewność, że nikt i nic nie będzie mógł odebrać nam tego, co nas łączy i co na wieki pozostanie tylko dla nas.
Była nasza noc, nasza chwila. Była…
- Panie Tomaszu?
Przez gęstwinę miłości, która otoczyła mnie w łazience przedarł się cichy głos Jonatana Zdunka. Nie chciałem go teraz słyszeć. Nie chciałem by cokolwiek zakłóciło chwilę, której tak bardzo pragnąłem. A jednak słyszałem. Jednak ten głos rzeczywistości brutalnie wyciągał mnie ze świata, w którym pragnąłem pozostać. Otworzyłem oczy i ujrzałem nad sobą twarz czarodzieja.
- Nie… - jęknąłem wyrwany ze świata snu.

1 komentarz:

  1. Witam,
    to było przecudowne, rewelacja istna rewelacja i to tylko sen Tomasza...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń