wtorek, 22 lipca 2014

Aiden 13.

- Polowanie... – Aiden cofnął się od krat mając przekonanie, że niechybnie kolejny z wampirów właśnie zjawił się w jego życiu i kolejny zechce zapolować właśnie na niego. Patrzył na Phila, będącego całkiem uroczym obiektem po środku celi i zaciskał palce na świeczniku. – Błagam, powiedz, że polujesz na myszy albo szczury alb, nie wiem, nawet muchy byłyby dobre. – Miał cichą nadzieje, że właśnie zwierzęta okażą się celem polowania mężczyzny.
- Czasami też na niedźwiedzie i jelenie, ale preferuję wampiry – odpowiedział Phil z niebywałą lekkością. Zupełnie, jakby polowanie na wampiry było czymś naturalnym. Siedział po turecku, trzymając ręce na kolanach. Wygładził spodnie, mimo że i tak były całe pogniecione. Po prostu chciał wyglądać jak człowiek, kiedy rozmawiał z drugim człowiekiem. – Rodzinna profesja – mruknął cicho, wzruszając ramionami.
- Aach... – Dzięki temu wizerunek Phila zyskał nieco inne barwy, ale za to chłopak miał wiele do przemyślenia. – To chyba już wiem dlaczego tamten cię tu zamknął – mruknął wracając do krat i uważniej oglądając pomieszczenie za nimi. – Pomogę ci. Tylko powiedz mi czego mam szukać. Jak on otwiera te kraty? Ma klucz przy sobie czy gdzieś... – W tym momencie jego spojrzenie padło na klucz, który leżał na tym samym stoliku co świecznik. – Co za idiota... – mruknął chłopak i sięgnął po metalowe zbawienie dla więźnia.
Mężczyzna uśmiechnął się szeroko, widząc, że Aiden zaraz go uwolni. To było jak niespodziewana gwiazdka w środku lata. Musiał teraz tylko pomyśleć, jak uwolnić się od łańcucha, ale wiedział, że zaraz na coś wpadnie.
- Nie ma tam może jakiegoś wytrycha? – zapytał z płonną nadzieją. No bo przecież nie poprosi faceta o wsuwkę!
- Moment...
Zamiast otworzyć celę, Aiden odwrócił się z kandelabrem w ręce i ruszył na poszukiwania wytrycha lub czegoś co mogłoby za takie coś służyć. W zasadzie nie wiedział po co wampirowi miałby być wytrych, więc nie spodziewał się, że będzie on stanowił cześć wystroju pomieszczenia, ale poszukać nie szkodziło.
- Albo klucza do kajdan? Wsuwki do włosów? Cokolwiek?
Mężczyzna za kratami starał się rozglądać jakoś po pokoju, ale prawdę mówiąc... gówno widział. Westchnął ciężko, trochę się niecierpliwiąc. Cały czas miał wrażenie, że Aiden zaraz go zdradzi i pójdzie po tego drugiego. Albo że nagle z niezapowiedzianą wizytą wpadnie do nich właściciel.
- Dobrze, dobrze... – Chłopak nie miał najmniejszego zamiaru zdradzać Phila ani nawoływać w poszukiwaniu wampira, który gdzieś zniknął. Teraz myślał tylko o tym jak wydostać łowcę z celi. W czasie poszukiwań zabłąkał się też w okolice stolika, na którym stały słodycze i zgarnął sporą część do kieszeni. A co! Należało mu się coś od losu! – A może być metalowe krzesło? – krzyknął do mężczyzny oglądając wspomniany mebel z niepewną miną. – Albo... Uhm.... Hej, ja mam scyzoryk! – Olśnienie spłynęło na niego niczym kojący prysznic z dodatkiem pachnącego płynu do kąpieli.
Phil przyglądał się swojej nodze. Mało widział, więc musiał poczekać, aż Aiden podejdzie do niego ze świecznikiem.
- Może coś zdziałam. Trochę to stare i zardzewiałe, więc może puści – Podrapał się po szyi, patrząc za Aidenem. – I nie krzycz tak – pouczył go ostrym tonem. Chciał żyć, a nie ściągnąć na siebie oprawcę.
- Okej, okej, już jestem cicho.
Chłopak wrócił do celi, starając się zachowywać jak najciszej, choć nie było to takie proste, gdyż, na wszelki wypadek przyciągnął do krat metalowe krzesło, o którym wspomniał. Mogło się przydać gdyby jego scyzoryk okazał się mało pomocny. Otworzył więzienie i po chwili stanął pochylony w celi nieopodal Phila. Postawił obok niego krzesło i wyjął z kieszeni scyzoryk, podając mu go z niepewną miną.
- Proszę.
- Dzięki, mały – więzień uśmiechnął się życzliwie do chłopaka, który na dobrą sprawę mu się nie przedstawił. Słyszał co nieco, więc znał jego imię, ale wolał o tym nie wspominać. Poza tym chciał je poznać od właściciela. – Mógłbyś mi poświecić?
Przesunął się tak, by światło mogło paść na jego nogę. Było mu teraz cholernie niewygodnie, ale musiał tak siedzieć, żeby poszperać przy tym mechanizmie. Chłopak pokiwał jedynie głową, ustawiając świecznik pod odpowiednim kątem. Starał się bardzo, żeby jego pomoc była skuteczna i pożyteczna. Obserwował mężczyznę nie kryjąc przed samym sobą podziwu dla jego ciała. On sam był jak delikatna lalka a tak bardzo chciał być męski.
- Wiesz w ogóle gdzie jesteśmy? Myślisz, że daleko stąd na Church Way? Muszę wrócić do domu przed świtem – Zapytał cicho i lękliwie, jakby się bał, że jego słowa przeszkodzą Philowi w uwolnieniu się.
- Zaraz się dowiemy - mruknął pod nosem mężczyzna i stęknął, bo musiał się wysilić, aby odgiąć ten zardzewiały metal. – Cholerstwo - warknął pod nosem, nie przestając majstrować, aż w końcu coś szczęknęło i mężczyzna oswobodził nogę. – Wolność – westchnął z ulgą.
Teraz musieli się tylko wydostać z tego pomieszczenia. Phil wyszedł z celi i przeciągnął się, mrucząc przy tym z zadowolenia. Tak, zdecydowanie lepiej było stać, niż siedzieć jak kołek. Aiden, któremu już pomału cierpł kark od schylania się, również uśmiechnął się z zadowoleniem i bez zbędnego ponaglania także opuścił celę, prostując się z prawdziwą ulgą.
- Tak, dowiemy się, jeśli tylko ten nadęty dupek nie zamknął drzwi – mruknął wskazując brodą na metalowe drzwi, które dzieliły ich od wolności. - A tak nawiasem mówiąc... – Wyciągnął w stronę Phila rękę. – Jestem Aiden.
- Philo... Phil – Mężczyzna uścisnął rękę chłopaka, posyłając mu przyjazny uśmiech. – Trzeba się tu trochę rozejrzeć. Kilka rzeczy może się przydać. – Na przykład buty mogły mu się przydać, bo był boso. Nawet skarpetek nie miał.
- Zdaję się na twoje doświadczenie. Ja niestety najchętniej otworzyłbym te drzwi i ruszył biegiem do domu.
Aiden z głupawym uśmiechem wzruszył ramionami i, kiedy tylko odstawił kandelabr bezpiecznie na stolik, wsunął dłonie w kieszenie. Po chwili wyciągnął z jednej z nich batona i podał Philowi czerwieniąc się, bo poczuł się właśnie jak kompletny kretyn. Groziła im śmierć z wampirzej ręki jeśli nie uciekną. Miał przed sobą łowcę tych plugawców. A on co? Proponował mu skradzionego batona! Tylko on mógł wpaść na tak idiotyczny pomysł w takiej sytuacji.
- Jestem głodny jak wilk, dzięki.
Ku zaskoczeniu chłopaka, mężczyzna przyjął batona z wdzięcznością i jak tylko go rozpakował, to wgryzł się w niego, jakby był to kawał dobrego, grillowanego mięsa. Po chwili poszukiwań znalazł jakieś buty, ale były odrobinę za małe na jego stopę, więc, posługując się scyzorykiem Aidena, zrobił dziurę w miejscu, gdzie są palce, aby nie sprawiać sobie niepotrzebnego dyskomfortu. Następnie sięgnął po płaszcz wiszący na drzwiach szafy i zarzucił go na siebie.
- I jak? - mruknął z ustami pełnymi czekoladowego batona.
Aiden zakrył sobie usta dłonią i zachichotał jak panienka z dobrego domu, patrząc na paluchy Phila wystające z butów. W obecnej, przepełnionej bądź co bądź grozą, sytuacji, taki widok podziałał na niego jak łaskotki. Nie potrafił przestać chichotać przez dobrą chwilę. Na koniec zamachał dłonią przed twarzą jakby mu brakowało powietrza i kiwnął głową.
- Jak dla mnie... Spoko – Unosząc w górę palec na znak, że jest dobrze, ponownie odrobinę zachichotał ale zaraz odetchnął i odkaszlnął, zmuszając się do powagi. – Przepraszam – mruknął wiedząc, że zrobił z siebie błazna a na znak rozejmu wyjął z kieszeni kolejnego batona i wyciągnął w stronę Phila.
- To nie moja wina, że mam takie duże stopy – Skrzywił się mężczyzna, ale przyjął batona, bo musieli zawrzeć pokój. – Przydałaby się jakaś broń, bo tym twoim scyzorykiem to za dużo nie zdziałamy – podrapał się po karku trzonkiem "broni", o której właśnie wspomniał.
- Nie znam się na broni. Jakoś nigdy nie myślałem nad uzbrojeniem bo istoty, z którymi mam do czynienia są albo nie do uśmiercenia albo... – Wzruszył ramionami z miną przepełnioną rezygnacją. – Albo są wampirami, którym i tak nie jestem w stanie niczym zagrozić – Taka była prawda. Nie myślał nawet o tym jak miałby pokonać wampiry, skoro wiedział, że ma na tyle mało siły, że nawet gdyby chciał... – Wiesz, drewniany kolek w moich rękach to raczej zagrożenie dla mnie. Znając moje szczęście, trafiłbym na kość i dostał rykoszetem - przyznał z rozbrajającą szczerością, czując jak jego twarz pokrywa się rumieńcem. Właśnie poczuł się jak kompletnie bezużyteczne dziecko, które nie potrafi nic, poza rozmawianiem z duchami, choć i to szło mu raczej marnie.
- Każdego można zabić – powiedział Phil pewnym tonem, szperając w szufladach i gdzie tylko dało się poszperać.
Miał nadzieję, że może gdzieś znajdzie chociażby młotek albo patelnię. Tak, nauczył się, że patelnia to dobra broń, szczególnie w rękach kobiety, a że Aiden jego zdaniem miał raczej kobiecą naturę, patelnia byłaby dla niego idealna.
- Nie, nie każdego – mruknął chłopak, przekonany co do swojej racji. Duchy już nie żyły więc nie było mowy o zabijaniu ich. – Ale proszę, szukaj broni. Pomogę ci jeśli chcesz.
Zaczął również przeszukiwać każdy zakamarek jaki udało mu się przeszukać. Wyrzucał na łóżko jakieś zardzewiałe nożyczki, połamany kilof, starą miotłę, a nawet stary metalowy nocnik, który wyglądał na dawno nieużywany, bo inaczej nie wziąłby tego do ręki.
- Jest – szepnął pod nosem Phil i wyciągnął z dolnej szuflady srebrny łańcuszek z zawieszką w kształcie splecionych skrzydłami sześciu nietoperzy, tworzącymi niesprecyzowany kształt. Podniósł się z kolan i podszedł do Aiden. – Weź go. Weź i obiecaj, że zawsze go będziesz miał przy sobie – powiedział grobowym tonem, wpatrując się w chłopaka uparcie.
Aiden zabrał łańcuszek z ręki mężczyzny, ale zamiast patrzeć na zawieszkę, jego oczy spoczęły na twarzy Phila. Nie miał pojęcia skąd u nowopoznanego mężczyzny taka troska o jego bezpieczeństwo.
- Co to jest? – zapytał wreszcie, starając się nie wyjść na kompletnego ignoranta. – Czy ja czegoś nie wiem? Czy jest coś... - Nie dokończył, wiedziony przeczuciem, że lepiej będzie jeśli teraz nie będzie męczył Phila natłokiem pytań. Założył łańcuszek na szyje i położył dłoń na zawieszce, przyciskając ja do piersi.
Mężczyzna już miał sięgnąć po coś, co mogłoby służyć za broń, aby mogli iść dalej, ale zdębiał. Stanął w miejscu i zaczął nasłuchiwać. Obszedł Aiden dookoła, zatrzymując się za jego plecami.
- Wraca. Wybacz mi – powiedział cicho i mocno uderzył chłopaka w tył głowy, by ten stracił przytomność.
Młody nie miał szansy zareagować. Nie miał nawet czasu na otworzenie ust, kiedy ziemia osunęła mu się spod nóg a świat spowiła czerń. Odpłynął - to było bardzo odpowiednie określenie stanu, w jaki wpędził go Phil. Jego młode serce zabiło trzy razy szybciej niż normalnie a zaraz potem chłopak osunął się wprost w ramiona mężczyzny.
*
Obudził się w komnacie, na łóżku wampira, który go tam przyniósł. Było ciemno i cicho. Dookoła nie było ani jednej żywej duszy. Martwej zresztą też nie. Aiden był sam a na jego szyi nie było srebrnego łańcuszka, który dał mu Phil.
Otworzył oczy i rozejrzał się dookoła. Przez ostatnią dobę niemal co kilka godzin tracił przytomność i budził się w innym miejscu. To nie było mile. Nie podobało mu się w żadnym wypadku. Czuł się okropnie i bolał go tył głowy. Podnosząc się do siadu rozmasował bolące miejsce i syknął.
- To zakrawa na jakiś kiepski żart – mruknął sam do siebie mając wrażenie, że jego życie zapętla się co jakiś czas i wraca do punktu wyjścia, choć stawia go w innym miejscu i w nieco zmienionej rzeczywistości. Po chwili jego dłoń automatycznie dotknęła piersi. - No pięknie… - jęknął przeciągle zapominając natychmiast o bolącej głowie. Ledwie obiecał nie zdejmować łańcuszka a już go nie miał.
Było ciemno, więc rozglądanie się nic mu nie dało. Nie było nic widać, a także nikt go nie wołał. Phil zupełnie jakby rozpłynął się w powietrzu, a może wampir go gdzieś zabrał lub nie daj Boże zabił.
Chłopak poczuł jak wzbiera w nim złość. Miał dość swojego życia, które kolejny raz zamieniało się w koszmar. Zeskoczył z lóżka i nie patrząc na to, że jest cholernie ciemno i że jeśli tylko zrobi krok lub dwa wpakuje się zapewne na coś, co wyrządzi mu krzywdę, ruszył dziarsko przed siebie. Miał zamiar wydostać się z tego miejsca, albo przynajmniej dowiedzieć się gdzie jest.
- Phil! – krzyknął zaraz po tym, jak jego piszczel zaliczył bolesną randkę z jakąś skrzynią, lub czymś co wysokością właśnie skrzynie przypominało. – Phiiil! Cholera jasna – tym razem warknął wściekle, zły na ból i swoją ślepotę w ciemnościach.
Ale Phila nie było ani widać, ani słychać. Tak samo jak łańcuszka, który mężczyzna wcześniej znalazł. Zresztą ciężko było cokolwiek zobaczyć w tej ciemności. Po stopie Aiden przebiegła mysz, która po chwili zatrzymała się i zapiszczała żałośnie.
- Aaa! – wrzasnął piskliwie i odskoczył przestraszony w tył.
Nienawidził niczego co było małe, niewidzialne i szybko biegało. Nie bał się! Ale nienawidził. Oczywiście jego próba uniknięcia spotkania z piszczącym potworem zakończyła się twardym lądowaniem na tyłku i poobijaną kością ogonową, ale przynajmniej zapomniał o myszy.
- Dlaczego tu jest tak ciemno? No dlaczego? – Gorycz jego słów niemal łamała serca.
Masując obolałe pośladki, podniósł się na nogi i postanowił najpierw poszukać czegoś co będzie oknem, albo jakimś źródłem światła. Ostrożnie pochylił się i wymacał w ciemnościach skrzynie, będącą sprawcą jego upadku. Kiedy położył na niej dłoń, okazało się, że stoi tam stary kandelabr.
- Dzięki ci opatrzności – mruknął, po czym zacisnął na świeczniku palce jakby się bał, że ten dziwnym trafem ożyje i ucieknie.
Teraz pozostała jedynie kwestia odnalezienia źródła ognia. Szybko przypomniał sobie, że zabrał przecież zapałki, które posłużyły mu w poprzednim miejscu, w jakim się obudził. Z westchnieniem wyciągnął je z kieszeni i zapalił świece. Miał światło. Teraz mógł rozejrzeć się po komnacie i zastanowić co dalej.
Już po chwili okazało się, że był dokładnie w tym samym miejscu, w którym poznał Phila i w którym zemdlał. Z tym, że na kamiennych, brudnych ścianach nie było zasłon, więc nie było też nigdzie kraty, za którą mógłby kryć się Phil. Zupełnie, jakby nigdy czegoś podobnego tu nie było.
- Co do…?
Rozglądał się dookoła z miną świadczącą o tym, że pojęcia nie ma co się dzieje. Trzeci raz budził się w tej samej komnacie. Trzeci raz wracał do początku jakiegoś koszmaru, którego zakończenie zdawało się być coraz odleglejsze. Pomieszczenie było to samo ale inne. Brakowało zasłon, brakowało krat, brakowało celi. A może mu się to wszystko przyśniło? Raz jeszcze pomacał pierś by sprawdzić czy ma na sobie łańcuszek otrzymany od Phila i raz jeszcze przekonał się, że go tam nie ma. Coraz bardziej przekonywał sam siebie, że spotkanie z mężczyzną było jedynie snem. W desperacji i z nagłym przypływem odwagi i pewności, że mu się uda, ruszył ku drzwiom. Nie miał zamiaru tu umierać. Miał w planach wrócić do domu i miał zamiar ten plan zrealizować.
W pewnym momencie coś chrupnęło cicho pod jego butem, kiedy stanął przy drzwiach. Na podłodze lśnił srebrny łańcuszek, którego zawieszka miała dokładnie taki sam kształt, jak ta, którą dał mu Phil. Tylko zapięcie zostało zniszczone przez podeszwę Aiden.
Podniósł zgubę i przyjrzał się jej w świetle świec.
- Więc jednak to prawda – mruknął, kiedy zawieszka zakołysała się przed jego oczyma na trzymanym przez niego łańcuszku.
Podrzucił całość w górę i złapał zgrabnie, zamykając skarb w pięści, po czym schował go do kieszeni. Naprawą zajmie się później. To co znalazł wlało w jego serce jeszcze więcej pewności i jeszcze więcej desperacji w czynie. Odnalazłszy klamkę nacisnął na nią z impetem, nastawiając się na to, że drzwi będą zamknięte. Musiał jednak sprawdzić i postanowił zrobić co w jego mocy by się z tego miejsca wydostać.
Ku jego zdziwieniu drzwi ustąpiły i ukazały korytarz, na którego ścianach znajdowały się świece w kinkietach. Chłopak miał teraz do przejścia kawałek w górę. Łańcuszek schowany do kieszeni zrobił się ciepły, jakby coś go rozgrzało, a przecież blisko było tylko udo Aiden. Syknął przestraszony nagłą zmianą temperatury biżuterii i szybko wyciągnął go z kieszeni żeby się mu przyjrzeć raz jeszcze.
Nie stał jednak w miejscu. Skoro drzwi ustąpiły ruszył korytarzem w górę, zerkając to na drogę, to na zawieszkę z łańcuszkiem, które teraz spoczywały w jego dłoni. Coś było nie tak z tym czymś. Coś podziałało na zawieszkę w dziwny sposób. Nie miał pojęcia co, ale postanowił, że się dowie. Najchętniej założyłby go teraz na szyje ale nie miał możliwości z uszkodzonym zamknięciem. Z westchnieniem raz jeszcze schował srebro do kieszeni, gdy dotarł na górę korytarza.
Był wolny. Mógł wrócić do domu.

1 komentarz:

  1. Witam,
    Phil został uwolniony no i okazał się łowcą wampirów, ale zastanawia mnie gdzie polazł ten wampir i w zasadzie sam Phil, no i o co chodzi z tym całym łańcuszkiem, a może Phil był duchem i miał za zadanie przekazać Aidenowi ten wisiorek
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń