wtorek, 8 lipca 2014

Aiden 12.

Chłopak nie słyszał słów mężczyzny i nie czuł jego, bądź co bądź, opiekuńczych dłoni. Nie krzyczał już, ale dla kogoś kto jedynie na niego patrzył, pozostawał nieobecny, zapatrzony w dal, zamyślony. Jego, szeroko otwarte, oczy biegały po ścianach kaplicy jak oszalałe.
- Dobrze – padło ciche stwierdzenie, gdy jego napięte do tej pory ciało nieco zwiotczało. – Przepraszam...
Po kolejnym, pełnym spokoju, ale i rezygnacji słowie, Aiden zamknął oczy i zapadł w sen. Nie był to zwykły sen, raczej omdlenie. Jego narażone na intensywne wrażenia ciało straciło siły na obronne i zrezygnowało z aktywności.
- Cholerny egoista – warknął po raz enty tego dnia wampir i pochwycił chłopaka w ramiona, aby wynieść go z tego śmierdzącego miejsca na świeże powietrze i w jakieś normalne miejsce, które nie kojarzyło się z cmentarzami.
Jego prywatna krypta wydała się być odpowiednią więc nogi poniosły go w stronę stacji metra. Opuszczony trakt też wcale nie zachęcał do odwiedzin, a i zapach to nie były fiołki z różami. Gdzieniegdzie biegały szczury, kapała woda z rur miejskich, odpadał stary tynk a sufit trzeszczał i ostrzegał przed swym rychłym zawaleniem się.. Krypta też kryptą nie była, ani luksusowymi komnatami. Było to zapomniane, spore pomieszczenie, które niegdyś planowano zagospodarować jako hall na kasy biletowe. Teraz miejsce było zupełnie osłonięte od świata i bezpieczne dla wampira, który w dzień na słońcu nie mógł przebywać.
Mężczyzna zatrzasnął za sobą drzwi kopniakiem, a chłopaka rzucił na prowizoryczne łóżko, złożone z metalowych prętów i materaca. Prócz pomieszczenia tylko rzeczy w nim były czyste. Jakaś stara komoda znaleziona przez niego na jednym ze śmietników, wytarty fotel, przyniesiony tu dla koloru i wygody mężczyzny, kilka krzeseł, które bardziej przeszkadzały w pomieszczeniu niż stanowiły elementy wystroju, mniejszy i większy stolik i szafa pancerna. Na jednej ze ścian wisiała też stara, ciężka, aksamitna zasłona. Zapewne następująca drzwi do pomieszczenia obok.
Uwolniwszy ręce od chłopaka, wampir włączył gazową lampę nad jednym ze stolików i zasiadł na fotelu, czekając aż panicz medium się ocknie..
Nie musiał czekać wieki. Aiden ocknął się po kilkunastu minutach rozglądając się z widocznym oszołomieniem dookoła.
- Gdzie ja... Ech, to ty…– jęknął, widząc nieopodal swojego ochroniarza. Jakoś nie potrafił cieszyć się z obecności tego typa obok. Może to było mało wdzięczne i powinien najpierw mu podziękować ale niechęć jaką do niego czuł była silniejsza. – Mówiła coś jeszcze? – zwrócił się do wampira w pełnym przekonaniu, że i on widział te dziewczynę, która pokazała mu się zaraz po tym jak dotknął biurka.
Nie był to wprawdzie piękny widok, bo dziewczyna miała rozszarpane połowę twarzy, ale przecież mężczyzna chciał uchodzić za nieustraszonego, więc chyba taka mała dziewczynka nie zrobiła na nim wrażenia.
- Tak, to ja i nie mam pojęcia o kim mówisz – Wampir machnął dłonią zbywająco.
Przez czas oczekiwania tylko siedział i wpatrywał się w chłopaka, tonąc w swoich myślach. W życiu by się nie przyznał nikomu, że ulżyło mu, kiedy gówniarz się obudził. Z rezygnacją i nienawiścią do wszelkich rzeczy, których nie był w stanie zobaczyć, złapał za batona leżącego na stoliku i wgryzł się w niego z niebywałą mocną, wręcz z groźbą w spojrzeniu. Nadgryziona słodycz wylądowała w koszu, niemalże przepełnionym już tak samo nadgryzionymi batonami.
- I nigdzie teraz nie pójdziesz, a spróbuj mi się postawić, to cię zwiążę. Masz odpocząć – W głosie wampira pojawiła się stanowczość i nakaz. Nie miał zamiaru pozwalać na nieposłuszeństwo chłopaka w tej kwestii.
- Jasne, może jeszcze mnie zakneblujesz i poddasz elektrowstrząsom – warknął młody, siadając gwałtownie, co wywołało na jego twarzy grymas bólu. Dokładnie tak samo czuł się za każdym razem, kiedy dusza taka jak ta z kaplicy, szukała u niego pomocy. – Cholera – jęknął, masując sobie kark i przechylając na chwilę głowę to w jedną to znów w drugą stronę. – Jesteś beznadziejnym ochroniarzem – wyrzucił jeszcze z siebie, po czym wyciągnął z kieszeni skradziony na cmentarzu cukierek, wrzucił go sobie do ust i rozgryzł gwałtownie, podobnie, jak mężczyzna, lecz z zamiarem zjedzenia go a nie wyrzucenia.
- Bo nie umiem cię ochronić przed wizjami? – zdziwił się odrobinę wampir, bo nie rozumiał dlaczego dzieciak uważa go za beznadziejnego ochroniarza. Aiden żył więc jakoś łowca nie miał sobie nic do zarzucenia. – A co do zakneblowania i poddania elektrowstrząsom... Nie kuś mnie lepiej chłopczyku – Uśmiechnął się lekko i pohamował przed sięgnięciem po następnego batona. Miał ich mnóstwo w misie na stole. Aiden tylko nie rozumiał po co mu one, skoro ani jednego nie zjadł a jedynie kosztował i wyrzucał. – Jestem ciekaw co tam masz w tej swojej główce, kiedyś to sprawdzę – wymamrotał jawnie, choć zainteresowany bólem głowy Aidena nie zwrócił uwagi na to, że mówi coś co pomyślał głośno.
- Będzie to gwoździem do twojej trumny, zapewniam cię – wypalił chłopak pełen wściekłości na bezczelność mężczyzny. Właśnie oświadczył mu oficjalnie, że ma zamiar szperać mu w głowie. No co za ignorant! Ze złością, która miała być skierowana do wampira, poderwał się z łóżka i skradł ze stolikowych zapasów jednego z batonów. Potrzebował czegoś w żołądku by nie zemdleć raz jeszcze a że nie miał niczego innego, słodycz wydała mu się bardzo odpowiednia. – Nie masz do tego prawa. Zrób to, a zobaczysz jakim chłopczykiem potrafię być! – ryknął wściekle. Oczywiście nie miał bladego pojęcia jak ma wypełnić swoja groźbę, ale nie przeszkadzało zagrozić.
Kiedy przełknął pierwszy kęs batona, jego młode ciało dość boleśnie spotkało się z materacem. Łowca znalazł się przy nim w ułamku sekundy i zawisł nad nim, jedną dłonią przygniatając go do łóżka.
- Nigdy więcej nie rzucaj w moją stronę gróźb, bo to się może dla ciebie źle skończyć, kiedy jestem głodny – wywarczał, zbliżając swoją twarz do pobladłej twarzy Aidena. Jego chabrowe oczy przepełniała czerwień. Zirytował się niemiłosiernie, kiedy chłopak kolejny raz wspomniał coś tak prozaicznego jak trumna. Trumny go irytowały. Z dziką satysfakcją i ironicznym uśmiechem przesunął usta w stronę pulsującego miejsca na szyi Aidena. – A teraz przeproś.
- Prze... – Już miał przeprosić, rażony strachem przed gwałtowną reakcją mężczyzny. Już miał mu się poddać i okazać skruchę, kiedy przypomniała mu się podobna scena. Cyprian... Ta wizja wlała w jego serce złość i sprawiła, że ponownie stal się krnąbrnym i nieposłusznym podopiecznym wampira. – Zapomnij – wysyczał przez zaciśnięte zęby, spinając wszystkie mięśnie i zaciskając dłonie w pięści. Nie! Nie będzie go przepraszał, choć pewnie przypłaci to życiem.
Ale ten mężczyzna to nie był Cyprian. Może postąpiłby jak brat nawet i bez przeprosin. Wystarczyła odrobina skruchy. Nie otrzymał jej jednak, toteż dalej szedł w zaparte i zmierzał nieuchronnie do swego celu, jakim zagroził chłopakowi. Chłodne usta zetknęły się z gorącą skórą szyi, więc Aiden poczuł jak wampir uśmiecha się, będąc jeszcze cierpliwym. Wykrzesując z siebie resztki cierpliwości.
- Przeproś Aiden. Ze mną nie ma sensu się bawić, a naprawdę nie chcę skrzywdzić takiego niewiniątka – wymruczał, łaskocząc wargami miejsce, w które zamierzał się wgryźć.

*
- Ej, mały – szepnął ktoś, ale na tyle głośno, że Aiden go usłyszał. Głos dochodził gdzieś z mroku panującego w pomieszczeniu. – Obudź się w końcu – powiedział poirytowany mężczyzna, wpatrując się w ciemność przed sobą. – Rusz tyłek i wypuść mnie stąd. Ile mam tutaj siedzieć? – Uderzył otwartą dłonią o ścianę i syknął, kiedy coś ostrego nieznacznie rozcięło mu skórę.
Obaj znajdowali się w miejscu, do którego wampir zabrał Aidena, jednakże chłopak leżał na podłodze, a ktoś, kto do niego mówił, musiał znajdować się w zamknięciu, skoro prosił o uwolnienie.
- Ech... – jęknął Aiden, podnosząc się z posłania, na którym zostawił go Cain i masując kark zdrętwiały od leżenia w jednej pozycji przez dłuższy czas. Nie miał pojęcia, że nadal znajduje się w tej starej komorze. Zamrugał oczami, przyzwyczajając je do mroku i usiadł. – Kto tu jest? – zapytał cicho.
Mając świadomość, że głos, który teraz do niego przemawia, nie dość, że jest jakiś dziwnie stłumiony, to jeszcze nie należy na pewno do wampira, który go tu przyniósł, starał się rozejrzeć dookoła w panujących gęstwinach ciemności.. Odruchowo złapał się za szyję w miejscu, w którym wampirze kły stykały się z jego skórą tuż przed tym jak odpłynął, bo chyba tylko tak mógł wytłumaczyć to nagle przeniesienie w czasie. Szyja była w porządku - wciąż ładna i nieskazitelna, bez żadnych ran. Najwidoczniej Cain stracił apetyt.
- No w końcu! Wołam cię od pół godziny, stary! - rzucił w jego kierunku mężczyzna, który siedział... za kratami wbudowanymi w ścianę.
Pomieszczenie, w którym go zamknięto było małe, a w dodatku zasłonięte czarną zasłoną. Ciężko było się domyślić, że za nią są kraty, a za kratami kolejna komora, która ktoś wykorzystał sprytnie jako więzienie.
- No dobrze... Słyszę cię i jestem, że tak to ujmę, przytomny.
Aiden musiał uświadomić samemu sobie, że faktycznie tak jest. Że jest przytomny i rozmawia z kimś namacalnym a nie z kolejnym duchem. W sumie duch raczej nie prosiłby go o uwolnienie z jakiegoś miejsca.... Chyba... Wszak każda dusza, która go nawiedza o coś go prosi. Podniósł się z lóżka powoli i ruszył o kilka kroków w kierunku głosu. Szedł ostrożnie, gdyż nie pamiętał układu pomieszczenia na tyle, by nie wpaść na jakieś porozstawiane tu przedmioty.
- Ale nadal nie wiem kim jesteś i gdzie jesteś – dodał po chwili, stając w miejscu i skupiając się na słuchaniu głosu, który najwyraźniej dochodził do niego z lewej strony.
- Za kratą. Znaczy, za zasłoną i kratą – mężczyzna chętnie szarpnąłby za zasłonę, ale nie sięgał, bo był uwięziony na krótkim łańcuchu, który biegł od jego nogi, aż do ściany. – Jestem Phil. A teraz weźże w końcu mnie stąd wyciągnij! – Ostatnie zdanie było przepełnione złością. Phil miał już dość siedzenia w zamknięciu.
- Zasłona i krata. Krata i zasłona... – chłopak mruczał niczym mantrę.
Stawiał kolejne kroki z wyciągniętymi przed siebie rękoma i powtarzał sobie czego szuka. Musiał przecież dotrzeć do mężczyzny wołającego o pomoc. Niestety nie był kotem i w ciemnościach nie widział tak dobrze jak one, dlatego raz za razem na coś wpadał i syczał z niezadowolenia i bólu. Mężczyzna czekał w ciszy aż chłopak do niego dotrze.
- Ale nie milknij – odezwał się Aiden nieco głośniej. – Mów do mnie, bo nie mam pojęcia gdzie cię szukać – poprosił mężczyznę i jęknął, nerwowo mrugając oczami po kolejnym siniaku na piszczelu. Jego oczy bardzo wolno zaczynały dostrzegać jakieś kontury i półcienie, ale nadal widoczność miał bliską zera.
- Jezu, trafił mi się przygłup - mruknął mężczyzna, opierając głowę o ścianę. Nie wiedział, że w pomieszczeniu, gdzie jest chłopak, jest równie ciemno, co w jego klatce, więc uważał, że osoba, do której mówi jest zupełnym czubkiem. – Czemu tu jesteś? – zapytał nagle, bo dopiero teraz pomyślał, że młody może być w komitywie z tym drugim.
- Nie z własnej woli – wypalił Aiden, odpowiadając na pytanie mężczyzny, choć szczerze mówiąc miał ochotę go walnąć za inwektywy, jakie słyszał pod swoim adresem. – A co do twoich spostrzeżeń, to że nic nie widzę, potęguje tylko ostrość mojego słuchu – burknął na koniec, zaciskając usta i z zawzięciem szukając czegoś na tyle miękkiego by mogło uchodzić za zasłonkę.
Nie była to prosta sprawa. Pamiętał, że kiedy rozglądał się po pomieszczeniu przy świetle lamp, widział na jednej ze ścian cos takiego. Uznał wtedy, że musi być to przejście do innego pomieszczenia. Starając się odgonić wściekłość na niewdzięcznika, któremu starał się pomóc poruszał się bardzo wolno i ostrożnie, ale dzielnie brnął do celu.
Gdy tylko jego ręce trafiły na miękkość materiału, zacisnął na nim palce. Nie szarpnął nim jednak. Nagle dotarło do niego, że nie ma pojęcia kim jest mężczyzna siedzący prawdopodobnie za tym właśnie materiałem. A co, jeśli wampir miał powody by go zamknąć?
Mężczyzna usłyszał czyjś oddech za zasłoną. Było na tyle cicho i tak ciemno, że jego słuch wytężony był do granic możliwości.
- No już! Wypuść mnie, cholera jasna. Nie mam zamiaru tu zgnić przez tego kretyna – warknął cicho, szarpiąc za łańcuch. Chciał go wyrwać ze ściany, ale był zbyt słaby, aby to zrobić.
Brzęk łańcucha na chwilę zmroził serce chłopaka. Nie kojarzył mu się z niczym przyjemnym. Ten dźwięk był zawsze dla niego taki metaliczny, chłodny, złowrogi. Po kilku sekundach, młode medium otrząsnęło się jednak z odrętwienia. Szarpnął zasłonkę, ale ta nie była aż taka skora do tego, by ustąpić. Widać wampir dołożył starań, by nie dała się aż tak łatwo zerwać.
- Moment, okej – powiedział z namysłem. – Nie jestem jakimś super siłaczem czy kimś w tym rodzaju – odsunął zasłonkę na bok i złapał za kraty, szarpiąc się z nimi, lecz one stanowiły jeszcze trudniejszą przeszkodę. – Słuchaj, a jak ja mam cię niby wydostać zza tych krat? Jest gdzieś jakiś klucz, piłka, cokolwiek. Przecież nie wyrwę ich ze ściany.
Phil zmrużył oczy, aby dostrzec choć kontur ciała Aidena. Nie było to proste zadanie, ale też nie niewykonalne kiedy się siedziało tyle czasu w ciemnościach.
- To nie masz jeszcze klucza? – powiedział ze zdumieniem, bo był przekonany, że chłopak już dawno go znalazł. – I czemu jest tam tak ciemno? Nie zapaliłeś światła? Ręce mu opadały, kiedy widział, jak bardzo ten chłopak jest nieogarnięty.
- Posłuchaj – Aiden wycelował palcem w mężczyznę, choć ledwie go widział. Był zły za takie traktowanie i nie miał najmniejszego zamiaru powstrzymywać tej złości. – Nie jestem właścicielem tego lokum. Nie mam pojęcia czy tu w ogóle są jakieś światła. Nie przyszedłem tu z własnej woli i... – Złapał raz jeszcze za kraty i z wściekłością szarpnął nimi, unosząc nieco głos. – To nie ja potrzebuję pomocy tylko ty, więc ogarnij się i bądź milszy albo zostaniesz tu na pastwę tego tam, pożal się Boże wampira, bo mi do niczego potrzebny nie jesteś.
- Dobra, dobra, nie wściekaj się tak – Phil uniósł ręce w obronnym geście, mimo że chłopak nie mógł tego zobaczyć. – Zawsze zapala tutaj światło, jak odsłania zasłonę. Albo przychodzi ze świecznikiem. Powinien gdzieś leżeć blisko – poinstruował młodego nieco milszym tonem. Naprawdę chciał się wyrwać z tego miejsca.
- Okej...
Chłopak wyciszył się nieco i zostawił kraty w spokoju, odwracając się w bok i szukając wspomnianego świecznika. Miał tez nadzieję, że znajdzie tam zapałki bądź zapalniczkę by nakarmić świece płomieniem. Po chwili trafił rękoma na stolik a na nim faktycznie na świecznik. Po omacku zaczął szukać teraz źródła ognia a kiedy tylko takowe odnalazł zapalił 'światło' i odwrócił się w stronę krat z triumfalnym uśmiechem.
W zakratowanym pomieszczeniu o wymiarach może półtorej metra na półtorej, siedział mężczyzna. Na podłodze, bo poza nim w pomieszczeniu nie było nic. Łańcuch, którym go przykuto do ściany był gruby i zdecydowanie nie chciał dać się rozerwać. Phil nie miał wyglądu amanta filmowego - miał ciemne krótkie włosy, które zdecydowanie wymagały podcięcia. W dodatku były brudne, jak i cały mężczyzna, odziany jedynie w materiałowe, czarne spodnie i bezrękawnik tego samego koloru.
Kiedy zobaczył, że Aiden zbliża się ze światłem, podniósł się na tyle, na ile mógł, w końcu wysokość jego klatki nie przekraczała półtorej metra, a to było dla niego stanowczo za mało, bo jego wzrost wynosił nieco ponad średnią, czyli metr osiemdziesiąt.
- Philomeus Terrence Hall Junior, miło mi – przedstawił się oficjalnym tonem, kłaniając się nisko.
- Philo...co? – Chłopaka aż zatkało jak usłyszał tak długie imię i nazwisko, że nawet po sekundzie nie był w stanie go powtórzyć. Pokręcił głową z niedowierzaniem, rozejrzał się pospiesznie po celi i obejrzał sobie przelotnie mężczyznę. – Czego ode mnie oczekujesz? Jak mam otworzyć tę celę? I... – zawahał się przez chwilę, bo jakoś dziwnie czuł się zadając tak wiele pytań na raz. – Dlaczego tu siedzisz?
- Po prostu Phil... – powiedział więzień cicho po tym całym gradzie pytań, jakim został zasypany. Z ciężkim westchnieniem usiadł z powrotem na posadzce, bo schylanie się strasznie go męczyło. – Bo mnie zamknięto – odparł z rozbawieniem, jakby cała ta sytuacja była dla niego jednym wielkim żartem. – Dostałem w łeb i obudziłem się tutaj. A ojciec mówił: "Synu, jak wybierasz się na polowanie, zawsze miej oczy dookoła głowy!"

1 komentarz:

  1. Witam,
    ciekawe po co m ten Phil, czyżby na nim się żywił.. no i po co mu te batony jak się tylko wgryza i wyrzuca nadgryzione...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń