poniedziałek, 22 lipca 2013

Grand - Rozdział 11.

Mężczyzna odstąpił trzy krok i zaczął się przyglądać chłopakowi uważnie. Chciałby widzieć jego mięśnie, ale to później, kiedy pójdą nad strumyk, żeby młody mógł się ochlapać i odświeżyć przed następnymi ćwiczeniami.
Grand miał zamknięte oczy i właściwie myśli pozostawały jedynie przy jego mięśniach. Starał się. Bardzo się starał, aby podołać wymaganiom mistrza. Przy jego pomocy zdawało się to być banalnie prostym ćwiczeniem, więc po jakimś czasie, zamiast koncentrować się na tym, aby mięśnie należycie pracowały, on skupił się bardziej na tym jak śmiesznie łaskoczą go one pod skórą.
Zaczął rozmyślać o tym jak przyjemnie byłoby położyć się w promieniach słońca i pozwolić, aby ciało się rozgrzało i rozluźniło. Jak cudownie bywało latem, kiedy trawa pachniała wokół jego głowy, a jego twarz nabierała rumieńców od promieni słonecznych. Ach... Gdyby tak mógł poleżeć wśród traw i kwiatów i popatrzeć na chmury, układające się w tak fantastyczne kształty. Wiosna też miała swój urok, a jakże, ale dla niego lato było porą roku, która najbardziej pasowała do życia. A zważywszy na fakt, że był z natury leniem i ulubioną jego rozrywką było wylegiwanie się w trawie i podglądanie dziewcząt, kąpiących się w strumieniu, nie było się czemu dziwić.
Tak, Grand zamiast skupić się całkowicie na ćwiczeniach, zatracił się w marzeniach i ciepłych dniach. Może i dobrze, bo wykonywał skłony nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Niemniej w którymś momencie jego mięśnie zbuntowały się i kiedy chłopak chciał się podnieść ku gałęzi, poczuł jak przeszywa go ból i opadł ponownie głową do ziemi. Otworzył oczy i zobaczył mistrza kawałek dalej.
- Nie dam już rady. A poza tym długo tak stoisz i patrzysz bezczynnie? – Jego nieogarnięcie i niezdecydowanie, co do zwracania się do mężczyzny, zakrawało na zachcianki kobiety w ciąży.
- Jakieś pół godziny - odparł szczerze mężczyzna i podszedł do chłopaka ponownie, aby tak po prostu ściągnąć go z drzewa, jak panienkę potrzebującą pomocy.
Domyślał się, że boli, a miało boleć jeszcze bardziej. Przez chwilę jeszcze przytrzymał Granda przy sobie na równych nogach, namyślając się, co dalej.
Całe szczęście, że mężczyzna przytrzymał go po postawieniu go na ziemi. Chłopak jeszcze nigdy nie ćwiczył swoich mięśni aż tak intensywnie, więc gdyby został tak po prostu postawiony i zostawiony samemu sobie, właśnie leżałby wśród listowia i podziwiał świat z perspektywy mrówki.
- Dasz radę, teraz poćwiczymy ręce – zdecydował nagle mistrz, odsuwając się i kierując do jaskini. Nie minęła nawet cała godzina odkąd Grand zaczął ćwiczenia. Czas jakby zwolnił na złość, chociaż tak mogło się jedynie wydawać chłopakowi. Ferez natomiast bawił się wyśmienicie. Wyciągnął z jaskini jedną większą skórę i rozłożył równo na najtwardszym kawałku ziemi. Przysiadł obok niej po turecku i odprężył się odrobinę.
- Wiesz chyba, jak się robi pompki? – Uniósł brwi pytająco. Mógł chłopakowi pokazać, ale nie chciał mu w żaden sposób umniejszać w niczym, a szczególnie w wiedzy.
- Może wiem, a może i nie. W każdym razie obawiam się, że moje mięśnie brzucha nie pozwolą mi na zrobienie choćby jednej – Wymownie złapał się za brzuch i podszedł do rozłożonej przez mężczyznę skóry. Przyklęknął na niej, posyłając nauczycielowi uśmiech. Wręcz kokieteryjny uśmiech, z czego nie zdawał sobie nawet sprawy. – A nie mogę po prostu poleżeć? Machałem swoim pustym łbem przez pół dnia. Jeśli chcesz mnie zabić to postaraj się znaleźć jakąś inną metodę, co? Taką, która będzie wymagała nieco mniej mojego udziału w tej zbrodni.
- Przez pół dnia? To była zaledwie godzina. Jeżeli chcesz zrezygnować to powiedz, a jeżeli nie to nie marudź i zabieraj się do pracy – Ferez był bezlitosny, kiedy tego bardzo chciał, lub kiedy denerwowało go czyjeś podejście do trenowania. Obejrzał chłopaka od stóp, aż po samą głowę nim ten zasiadł na skórze. Na uśmiech nie zwrócił uwagi, czy raczej jakoś specjalnie nie zareagował. Nie oznaczało to oczywiście, że nie zauważył. – Nie myśl o bólu, bo będzie bolało jeszcze bardziej – mruknął jeszcze sięgając po
tobołek z jedzeniem i wyszperał sobie coś, co było mięsem, albo chociaż leżało obok mięsa.
Czekał, aż Grand zacznie ćwiczyć posłusznie, lub też skapituluje i narazi się na pośmiewisko w całej wiosce, a nawet w Akademii. Mężczyzna przecież nie był takim tyranem, aby zmuszać go do niemożliwego. Był tylko złośliwy, bowiem nie miał najmniejszego zamiaru dzielić się jedzeniem z chłopakiem, aż do końca ćwiczeń.
- Jesteś okropny – jęknął młody z bólem i wyrzutem, ale posłusznie legł na skórze i podparł się rękoma tak jak powinien. – A już zaczynałem cię lubić – Spojrzał tęsknie na jedzenie trzymane przez mistrza. – Masz oczywiście zamiar sam objadać się tymi pysznościami, podczas, gdy ja będę się tu pocił z wysiłku?
Czego, jak czego, ale jedzenia było mu w tej chwili bardziej żal niż jego mięśni czy tego, że uśmiech nie podziałał. Właściwie to, dlaczego nie podziałał? Babka na straganie zawsze się tak śmiesznie rumieniła i chichotała, kiedy Grand się do niej uśmiechał. A ten okrutnik nawet nie mrugnął, no. Z ciężkim westchnieniem uniósł się na rękach w górę i zatrzymał na wyprostowanych. Popatrzył na mistrza.
- To ile mam zrobić? – No tak, nikt mu nie podał liczby powtórzeń. Każde pytanie to była jakaś zwłoka w rozpoczęciu mordęgi, więc każde było potrzebne. Jego lniana koszulina zwisła nad ziemią, więc chłopak poczuł na rozgrzanej skórze brzucha przyjemny powiew wiatru.
- Może najpierw ściągnij koszulę, będzie ci wygodniej. Potem zacznij ćwiczyć, tak po prostu – stwierdził z obojętnością Ferez, wgryzając się w kawałek suszonego mięsa.
Babcia była zdecydowanie dobrą kucharką. Szkoda tylko, że jej talent marnował się na dwóch głodomorów, bowiem w Akademii zrobiłaby furorę takimi przysmakami. Ferez uśmiechnął się delikatnie, oblizując to usta to palce i zerkając na chłopaka nieustannie. Jako mistrz miał prawo bezczelnie mu się przyglądać i ewentualnie poprawiać go w razie pomyłek. Poza tym lubił mu się przyglądać, a zwłaszcza nieporadności młodego i bardzo dziwnym sposobom na odwleczenie treningu. Mężczyzna pozostawał jednak nieugięty, a na słowa o tym, że Grand zaczął go lubić i przestał, uśmiechnął się jedynie
Nieco bardziej. Jakoś mu na tym nie zależało, aby chłopak zapałał do niego nie wiadomo jak wielką sympatią. Lubił wszak pumę, a ona, było nie było, była połową zmiennokształtnego.
- A może mam się w ogóle rozebrać do gatek... – mruknął pod nosem, klękając i zdejmując z siebie koszulę. Właściwie przeszkadzała mu ona teraz. Podczas podciągania się, siedziała jeszcze grzecznie w spodniach, które bądź, co bądź zjechały razem z nią w stronę ziemi, kiedy chłopak zawisł na gałęzi, więc i wiązanie trzymało o niebo lepiej niż teraz. Marudna natura chłopaka dawała się we znaki, kiedy obok niego pachniało jadło, a on był zmuszany do zajęcia się czymś zupełnie innym. – Poczekaj no, niech się tylko moje kocisko dowie jak mnie nękasz.
Nie, nie mówił tego głośno. Burczał pod nosem i zerkał spode łba na mężczyznę. W zasadzie nadal go lubił na swój pokrętny sposób. Szanował go za pochodzenie i doceniał fakt, że ten chciał się zająć jego edukacją bojową. Więc w jakiś tam dziwaczny sposób i lubił. Odrzuciwszy koszulę na bok, opadł ponownie na ręce i zaciskając zęby, aby nie jęknąć z bólu, zaczął robić pompki. Mięśnie brzucha protestowały i przeszywały bólem całe jego ciało za każdym razem, gdy chłopak zmuszał je do napięcia się. Nie było jednak rady. Musiał ćwiczyć. Musiał też znaleźć coś, o czym mógł myśleć, aby nie pamiętać o bolących mięśniach.
- Wiesz, możesz się nawet rozebrać do naga, nie zrobi mi to różnicy – odezwał się po chwili Ferez, spoglądając w niebo, jak tylko skończył konsumpcję.
Słońcu było daleko, aby znaleźć się na szczycie nieboskłonu, ale i tak dawało już dość dużo ciepła, więc i po chwili i on zaczął się rozbierać, ściągając wpierw z pleców włócznię. Po pompkach miał zamiar zabrać Granda nad wcześniej wspomniany strumyczek i opłukać też siebie samego z kurzu, w jakim się wytarzał dzięki nieporadności chłopaka.
- A twoje kocisko... – zaczął, składając równo górną część swojego stroju. – Na pewno dowie się, jak dzielnie ćwiczyłeś i jak nie poddałeś się w walce o silne ciało – Odłożył ciemny materiał obok siebie i wystawił twarz ku słońcu.
Teraz dopiero Grand mógł dostrzec mięśnie, a przede wszystkim mnóstwo jasnych już siniaków na ciele Fereza. Niemniej ciało mężczyzny wyglądało ładnie i zgrabnie. Niejedna kobieta twierdziła, że był niesamowicie pociągający, nie wspominając, że od granicy spodni, odrobinę w górę, aż do pępka, biegła ciemna linia włosów – dokładnie w takim samym kolorze, jak te na głowie.
I weź się tu człowieku koncentruj na ćwiczeniach. Jak? No jak, skoro jakiś nieźle zbudowany facet rozbiera się tuż przed twoim nosem i robi wszystko, aby 'niechcący' pochwalić się, jakie to on ma cudownie ukształtowane mięśnie. I jeszcze się opalać ma zamiar! Jedno spojrzenie w stronę roznegliżowanego mistrza wystarczyło, aby ręce chłopaka straciły cały rezon i by runął na skórę, jak długi, wciskając twarz w sierść zdechłego zwierza.
- Agrhmh.... – zamruczał niezrozumiale i zupełnie bez ładu i składu.
Jego twarz zapłonęła z cholera wie jakiej przyczyny, a w głowie mu się zakręciło tak, że przestał przez chwilę cokolwiek widzieć. A może nie widział nic, dlatego że leżał twarzą w sierści? No, w każdym razie jego myśli poszybowały zdecydowanie w złym i mało odpowiedzialnym kierunku a jego 'włócznia' obudziła się do życia, choć w pobliżu nie było żadnej dziewoi do pooglądania.
Grand nie rozumiał, co się właśnie stało. Nie rozumiał i chyba rozumieć nie miał zamiaru. Zerwał się na równe nogi, zakrył rękami budzące się do życia przyrodzenie i jęknął.
- Siku. Wybacz, ale muszę... – Machnął ręką za siebie i nie czekając nawet na odpowiedź, pognał w zarośla.
- Tak, oczywiście – Ferez otworzył, przymknięte wcześniej oczy i spojrzał na chłopaka, gdy ten gnał już w krzaki.
Nie widział wcześniejszego spojrzenia młodego, więc nie do końca wiedział, co się z nim tak naprawdę stało, a potrzeb fizjologicznych nie miał zamiaru mu zabraniać.
Czekając aż Grand wróci, wziął z ziemi swoją broń i wstał, przeciągając się lekko. Pomachał chwilę włócznią na wszystkie strony bardzo sprawnie i bardzo szybko. Tobołki z jedzeniem zakrył swoją i Granda koszulą, aby nikt niepowołany nie dojrzał, co leży na ziemi. Poprawił jeszcze swoje włosy, tak dla zasady, aby przydługie kosmyki nie opadały i nie łaskotały twarzy.
- Grand, pospiesz się! – rzucił głośno w stronę, w którą udał się jego uczeń. Nie mógł ruszyć bez niego, bowiem młody by jeszcze spanikował, albo po prostu dobrał się do jedzenia, które miało być późniejszą nagrodą.
- Czy ty myślisz, że ja sikam na zawołanie? – wrzasnął chłopak zza drzewa, za którym pozbywał się z organizmu zbędnych płynów.
Nie miał zamiaru przerywać w połowie, ani jakoś specjalnie ponaglać pęcherza, aby kurczył się szybciej. To nie te mięśnie miał ćwiczyć. Uznał też, że myślenie o tym jak bardzo jego nauczyciel gra mu na nerwach zdecydowanie pomaga mu w poprawnym ukierunkowaniu zarówno myśli jak i odczuć.
Wracając do ich małego obozowiska przeciągnął się aż usłyszał trzask kości. Odegnał niepotrzebne myśli i przywołał na twarz uśmiech. Tak, był gotowy do podjęcia kolejnego wyzwania. Wiedział, że takie nastąpi, bo jakżeby to miało być inaczej, skoro mężczyzna postanowił zrobić z niego górę mięśni zamiast góry... No, w każdym razie jakiejś tam góry.
Wyszedłszy z pomiędzy zarośli, dojrzał swojego mistrza jak macha włócznią. Zatrzymał się na chwilę i wbił w niego spojrzenie. Podobała mu się gracja, z jaką ten facet wykonywał ćwiczenia. Podobało mu się to, jak jego ciało współgrało ze sobą przy każdym geście. Każdy mięsień wiedział, co ma robić i każdy reagował na ruch poprzedniego. To nie było jak ćwiczenie. To raczej wyglądało jak taniec. Pełen natchnionych uczuć i siły taniec, zniewalający mocą nawet na taką odległość.
Grand zapatrzył się na mistrza tak bardzo, że nie zauważył nawet, kiedy zaczął poruszać rękami, naśladując taniec tamtego. Chociaż oczywiście 'naśladując' to o wiele za bardzo przesadzone określenie. Jego ruchy były niezgrabne, koślawe, nieskoordynowane. Wyglądał raczej jakby machał rękami, oganiając się od stada os albo komarów, a nie jakby ćwiczył ruch ciała podczas próby władania włócznią.
- Już? To chodź.
Mężczyzna przerwał ćwiczenia, uśmiechnął się i machnął na swojego ucznia, ruszając w stronę znajomego strumyczka. Raczej niewiele osób o nim wiedziało, ponieważ nie prowadziła do niego żadna lepsze ścieżka. Musieli przebyć nieco zarośli i przejść obok starych drzew. Kiedy Ferez biegł tędy, jako puma, radził sobie znacznie lepiej z pokonywaniem przeszkód. Teraz od czasu do czasu zerkał, czy chłopak idzie za nim. Na wszelaki wypadek zabrał ze sobą włócznię, gdyby mieli się nadziać na jakiegoś dzikiego zwierza. Strumyk był szeroki i na wiosnę przepływało w nim mnóstwo ryb. Grand mógł podziwiać teraz tatuaż na plecach zmiennokształtnego – dość duży, symetryczny, ale na pierwszy rzut oka nieznaczący nic konkretnego.
- Wymyjemy się, a później coś zjesz i wrócimy do ćwiczeń - Mężczyzna zamruczał po drodze dosłyszalnie nawet dla osoby znajdującej się dwa metry za nim, lub przed nim.
Zgrabnie przeskoczył kilka pniaczków, obszedł kilka większych kamieni i po jakimś czasie ich oczom ukazał się strumyk. W zasadzie mógł być uznany za niewielką rzeczkę. Po obu stronach rozciągały się zielone pasy trawy, na której rosły kwiatki i inne chwasty, a drzewa tworzyły nad płynącą wodą cienisty dach, więc teren był zaledwie gdzieniegdzie usiany migotliwymi przebłyskami słońca.

1 komentarz:

  1. Hej,
    rozdział bardzo dobry Grand dzielnie ćwiczy, choć nie jest to łatwe... Grandowi spodobał się Farez, przy tym strumyczku będzie mógł mu się dokładnie przyjrzeć....
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń