sobota, 3 sierpnia 2013

Grand - Rozdział 12.

Bez szemrania i protestowania chłopak szedł za swoim nauczycielem. Strumyk, kąpiel w nim, nie były taką złą perspektywą po kąpieli w pocie podczas ćwiczeń. Grand lubił zimną wodę takich cieków wodnych. Nigdy jakoś mu specjalnie nie przeszkadzała ich wyjątkowo niska temperatura.
- Jeśli tylko nie będę zmuszony sam sobie tego jedzenia upolować – mruknął, słysząc wzmiankę o posiłku.
Po tym facecie zaczynał spodziewać się wszystkiego. Nawet tego, że za chwilę będzie musiał sobie złapać rybę gołymi rękami, żeby mieć posiłek. Nie wiedział właściwie gdzie idą. Owszem znał las już nieco lepiej niż kiedyś, ale żeby zaraz biegać po ścieżkach, których nawet nie widać? Nie, aż taki odważny i tak bardzo ekstremalnie znudzony to on nie bywał. Rozglądał się, więc uważnie przy każdym kroku i raz za razem obserwował plecy nauczyciela.
- Chyba miałeś niezbyt zdolnego malarza od skóry. To coś, co masz na plecach nie jest podobne do niczego – Chłopak przechylał głowę raz w jedną, a raz w drugą stronę, ale za nic nie mógł rozpoznać w tatuażu niczego konkretnego.
- Tatuaż plemienny – wyjaśnił pokrótce Ferez.
Odrzucił włócznię na trawę i wszedł do rzeczki, brodząc w wodzie po same kolana. Niespiesznie zaczął zmywać ze swojego ciała, zimną wodą, kurz i jakieś resztki ziemi, która dostała mu się pod ubranie, kiedy miał romans z ziemią. Przymknął oczy rozkoszując się zimnem wody, chociaż na dworze nie było upalnie, aby potrzebował tego jakoś bardzo mocno. Zmoczył kark i plecy, kątem oka zerkając na Granda. To, że wyglądał w promieniach słońca, jak rusałka, a woda błyszczała na jego ciele, kiedy spływała w dół na spodnie i dalej, nie było istotne. Nie miał na celu wdzięczyć się przed chłopakiem. Zmoczył też dokładnie włosy i odetchnął głęboko, zadowolony nie wiadomo z czego.
- O, widzę, że nie jesteś jednym z tych, co piszczą, kiedy im zimna woda wleci za pantalony – Grand, nie bacząc na cokolwiek, zsunął z siebie spodnie, pozostając w spodenkach antygwałtkach, jakie się obecnie nosiło i wkroczył do strumienia. Musiał wstrzymać na chwilę oddech i wciągnąć brzuch, bo woda była zaiste lodowata. Po krótkiej chwili przyzwyczaił się do temperatury i na jego twarzy ukazał się uśmiech. Woda. Kochał wodę. Uwielbiał się w niej taplać i chlapać. Zamoczył dłonie i raz za razem oblewał swoje spocone ciało.
Oczywiście musiał sobie przy okazji popatrzeć na swojego mistrza. Mężczyźni zawsze wzbudzali w nim zainteresowanie. Nie takie jak kobiety, bo jeśli takie się pojawiało to Grand skutecznie i zupełnie nieświadomie wyganiał ze swojej głowy najmniejszą nawet myśl, która zmierzała w stronę, jakiej istnienie było dla niego niepojęte. Ale sylwetka wysportowanego i sprawnego mężczyzny zawsze wzbudzała w nim niejaki podziw.
- Długo ćwiczysz, Mistrzu? Długo pracowałeś na taki wygląd? – Nie krępował się zadawać pytań o takiej treści, skoro go to interesowało. I nie krępował się też przyglądać sylwetce mistrza, skoro ten tak ładnie mu się tu prezentował.
- Całe życie w zasadzie. Nie robiłem nic innego, jak przygotowywanie się do podróży po świecie – odparł Ferez szczerze i przeciągnął się mocno, wyciągając ręce w górę.
Już po chwili jednak, zrobił skłon i nabrał garście wody, którą zaraz wyrzucił w stronę chłopaka z szelmowskim uśmiechem. Nie lubił długo przebywać w wodzie, ale miał przemożną ochotę dokuczenia swojemu uczniowi. Nie odsunął się też a zrobił krok na przód. Kto wie, jak mógł wyglądać ze swoją zadziornością na obliczu. Grand zawsze mógł pomyśleć, że Ferez chce go utopić, albo, co gorsza, zmienić przyjemną kąpiel w kolejny etap treningu. Stał i czekał na ruch chłopaka, przyglądając mu się z nie mniejszą uwagą i ciekawością, która pływała w miodowym spojrzeniu niczym fala na wzburzonym morzu, czy też rwącym potoku.
- Osz ty...
Grand nawet nie zwrócił uwagi na spojrzenie nauczyciela. Został ochlapany wodą! I tylko to się teraz liczyło. Musiał się odwdzięczyć, zemścić, pokazać, kto jest górą poza treningiem oczywiście. Nie czekając na kolejny atak i nie patrząc na to, że stoi przed nim jego mistrz, guru, czy jak go tam jeszcze nazwać, nabrał pełne dłonie wody i chlusnął nią w mężczyznę. Nie da się. Oj nie da. To nie był trening, a chwila relaksu, więc nie musiał być ułożonym i grzecznym uczniem. A przynajmniej tak do tego podszedł. Nim jeszcze woda doleciała do celu, Grand już pochylał się po kolejna porcje. Zerknął tęsknie na spodnie. Przydałyby mu się teraz, jako nośnik ładunków wodnych. Oj, wtedy to mistrz nie miałby żadnej szansy na wygraną. Słońce może nie grzało najmocniej, ale wystarczająco, aby chłopak czuł na sobie jego promienie i miał świadomość, że za chwilę będzie mógł się w nich wygrzać. Choć trochę.
Ferez stał w miejscu. Zasłonił się dłońmi owszem, ale nie zrobił nic więcej. Grand mógł dostrzec, że mężczyzna zaczyna się delikatnie śmiać, jakby takie ataki bawiły jego osobę, zamiast jej straszyć. Po chwili mężczyzna odwrócił się do ucznia, jak gdyby nigdy nic plecami. Ta część ciała nie miała okazji skosztować chłodnej wody, ponieważ dłonie zmiennokształtnego dość szybko ją ogrzewały, więc kiedy spływała już po jego plecach była bardzo ciepła.
- Tylko na tyle cię stać? – Odwrócił się do ucznia bokiem i uśmiechnął uroczo, prowokująco wręcz. Zdecydowanie wierzył, że młody bardziej się postara i skuteczniej mu się odwdzięczy za jego własną prowokację. Aby jeszcze bardziej zirytować niepokornego Granda, znów się przeciągnął, prostując zastane i nieco obolałe mięśnie.
No nie! Taka zniewaga? Co to za jakieś nabijanie się z wysiłków chłopaka? Grand skrzywił się i popatrzył na przeciągającego się nauczyciela, marszcząc brwi. Nie, nie pozwoli się pokonać w tak banalny sposób. Nie pozwoli, aby ktokolwiek się z niego tak beztrosko nabijał. Podparł się przez chwile pod boki, ale zaraz oderwał dłonie od własnego ciała i ruszył z impetem na mistrza.
Miał zamiar rzucić się na niego i przewrócić go do wody, skoro przed chlapaniem mężczyzna nie czuł respektu. Nie wiedział tylko czy jego wątłe ciało zdoła wykrzesać w sobie tyle energii, aby obalić mężczyznę w chłodną toń. To pozostawało dla niego zagadką aż do ostatniej chwili.
Niestety, Ferez zaparł się stopą o podłoże już w chwili, kiedy Grand zrobił pierwszy krok w jego stronę. Był więc przygotowany i na taki atak. Jak tylko uczeń do niego dotarł, zaparł się w sobie jeszcze bardziej. Pozwolił mu podejść tak blisko, że objął go silnymi ramionami w pasie i przyglądał się wesoło jego twarzy, na której kwitł upór.
- Zrobię z ciebie wojownika, ale zapaśnikiem pozostaniesz marnym – wyszeptał, wysuwając nogę, którą się zapierał do przodu, po czym zahaczył nią o kostkę młodego i niemalże wywrócił go do rzeczki. Niemalże, ponieważ przytrzymał go nad wodą w dość tanecznym ukłonie, zastanawiając się, co ma zrobić. Chciał pokazać Grandowi, że się zastanawia. Chciał, aby chłopak miał możliwość dokładnego przypatrzenia się temu zastanowieniu, podczas którego mężczyzna zagryzł wargę i uniósł wysoko brwi, ale nie przestał się uśmiechać.
Chłopak nie był w stanie wypowiedzieć nawet jednego słowa protestu. Taka bliskość onieśmielała go z niewiadomych przyczyn i zabierała mu głos. Mało tego, tak blisko pochylona twarz sprawiła, że chłopak widział dokładnie, jak woda odbija się w spojrzeniu nauczyciela i jak sprawia, że jego oczy lśnią tajemniczym blaskiem. Widział też jak słońce, odbijając się od wody, tańczy refleksami na twarzy mistrza. Wszystko to sprawiało, że Grand poczuł się bardzo dziwnie. Poczuł, jak gdzieś tam w jego środku zaczyna wrzeć krew i jak jego ciało rozgrzewa się od nieznanego dotąd uczucia. Nie podobało mu się to. Nie podobało i przerażało jednocześnie. Nie chciał się tak czuć, bo nie wiedział, o co w tym chodzi. Odkaszlnął nerwowo i zacisnął zęby na wardze tak mocno, że poczuł smak krwi.
- Utop albo puść – mruknął do mistrza głosem, który zdradzał niemal każdą sprzeczną emocją, jaka teraz w nim szalała.
- Na to samo wyjdzie, bo co bym nie zrobił, to znając twoje szczęście, jak tylko cię puszczę, to zachłyśniesz się wodą – odparł nauczyciel równie cicho, co wypowiadał poprzednie słowa i powoli postawił Granda na równe nogi, ścierając wodę z jego pleców machinalnie. – Tak więc, chyba czas na jedzenie, hm? – spytał już poważniej, ale z nieprzerwanym uśmiechem na wargach. Czuł, jak ciało chłopaka rozgrzewa się i było to naprawdę przyjemne uczucie, powodujące niechybną euforię u samego Fereza, z tą różnicą jednak, że mężczyzna w najmniejszym stopniu do niczego takiego nie dążył.
Będąc pewnym, że chłopak ustoi na własnych nogach, odstąpił od niego, uwalniając ze swojego uścisku i ruszył na brzeg. Włóczni nie podniósł. Wyciągnął tylko po nią dłoń, a broń sama wpadła mu w palce nim mężczyzna się... Otrzepał. Zupełnie, jakby miał na sobie kocie futro. Nawet otrzepał nogi, aby wylać z butów resztki wody.
- Trzepiesz się zupełnie, jak kot - rzucił młody, zanim pomyślał, jak mogą zabrzmieć te słowa. Jego twarz spłonęła rumieńcem, który Grand chciał zniwelować, oblewając policzki zimną wodą. Po chwili stał już na brzegu obok nauczyciela i uśmiechał się do niego nieśmiało, acz całkiem radośnie. – Mam nadzieje, że teraz dostane coś do jedzenia? Bo czuję już jak moje wnętrzności aż się skręcają z braku posiłku – wciągnął na siebie spodnie i wsunął nogi w sandały. Jakoś nie przejmował się tym, że nadal jest mokry. Świeciło słońce, więc wyschnie niebawem. Posłuszna włócznia wywołała na jego twarzy zastanowienie, ale i uśmiech pełen podziwu. Wskazał na nią dłonią. - Kurcze, gdyby tak każde moje narzędzie chciało do mnie przylecieć, kiedy jest mi potrzebne. Czasami jak coś się uprze i schowa w kąt to nijak nie jestem w stanie tego odnaleźć. Nauczysz mnie takiej sztuczki? – Wyciągnął dłoń przed siebie i zamachał palcami. – No, chodź tu maleńki, chodź.
Najwyraźniej miał zamiar przywołać jakiś patyk lub kamyk, ale chyba tylko on wiedział, który to i czy ma on przylecieć, czy Grand się jedynie nabija.
Mistrz objął chłopaka ramieniem, po czym poczochrał po włosach i ruszył ze śmiechem na ustach w stronę powrotną do obozu.
- Włócznia jest magiczna. Jest posłuszna tylko mnie, a kiedy ktoś próbuje ją ukraść, albo użyć jej to nie może jej podnieść. Co innego, kiedy wyrażę na to zgodę, chociaż czasami ma swoje dąsy i nawet z moim przyzwoleniem nie daje się dotknąć - wyjaśnił, otrzepując się jeszcze raz po drodze, a wcześniejszej uwagi o tym nie skomentował, bowiem chłopak, zupełnie nieświadomie, wypowiedział bardzo celne stwierdzenie.
Ten niby zwykły i niewinny gest ze strony Fereza dodał chłopakowi otuchy i przywrócił nieco wiary w siebie, mimo że żaden kamyczek ani nic nie chciało do niego podlecieć. Szedł wraz z nim do obozu, rozglądając się dookoła. Podobał mu się ten strumień, więc chciał zapamiętać drogę do niego na przyszłość.
Ciało Fereza schło bardzo szybko przez temperaturę skóry, która była niezmienna w każdej jego postaci. Zamruczał coś pod nosem, patrząc w niebo, a kiedy znaleźli się znów przy jaskini, rozejrzał się czujnie i wciągnął w nos powietrze, czy aby nikt niepowołany nie kręcił się obok ich prowiantu.
- Więc, jeśli nawet położysz ją taką poskładaną na ziemi i będę chciał ją podnieść, to będzie ona tak ciężka, że nie zdołam? Czy może wyciągnie swoje magiczne łapeczki i zacznie machać pazurkami bym nie był w stanie jej dotknąć? – Jakoś nie docierało do niego, w jaki sposób miałaby się ta włócznia uchronić przed jego dotykiem. Że nie będzie działała jak trzeba to rozumiał, ale że nie da się dotknąć? Nie, to jakoś do niego nie trafiało.
Kiedy przyszli na miejsce nie zwrócił nawet uwagi na to, że jego nauczyciel bada teren węchem. Dla niego liczyło się tylko to, że byli przy jedzeniu i że wreszcie będzie mógł coś wrzucić do swojego wygłodniałego żołądka.
- Mniej więcej coś w tym kierunku – mruknął Ferez, uspokojony brakiem obcych zapachów.
Podszedł do rozłożonej skóry i opadł na nią, siadając wygodnie. Po chwili jednak po prostu się położył, jakby to on był wykończony. Nie chciał wspominać, że zbliżał się czas południowej drzemki pumy. Nie mógł przecież zasnąć przy chłopaku i dać mu złego przykładu, jako jego nauczyciel.
- Weź sobie coś zjedz, tylko nie za wiele i jak znajdziesz mleko to ja bardzo chętnie skorzystam – powiedział jeszcze nim ziewnął, bezskutecznie hamując ten odruch i zakrył twarz przedramionami. Słońce grzało, ptaszki ćwierkały dość irytująco – w powietrzu unosił się zapach lasu i rozgrzanego ciała chłopaka.
Czego mu więcej było trzeba do tego, aby zasnąć? Mniej silnej woli, która mu na to nie pozwalała. Niemniej nadal i wciąż wyglądał groźnie, nawet jak leżał z włócznią przy swoim boku i nawet jak miał zakrytą twarz i oczy.
Grand popatrzył na mistrza, unosząc brwi i sięgnął do tobołków z jedzeniem.
- Mleko? Chcesz się panie nabawić sraczki? Toż mleko byłoby teraz tak dzikie, że nawet najodporniejszy żołądek wywinąłby koziołka, gdyby go takowym poczęstować.
Oj wiedział co mówi, wiedział. Nie po to mieszkał całe życie na wsi i nie po to babka go ganiała, aby nosił mleko do ziemianki, kiedy było ciepło. Wygrzebał sobie porcję jedzenia i ułożył przed sobą na skórze. Był głodny, oj był. Zerkał na przemian to na włócznię, która nadal, a może i coraz bardziej, była dla niego tajemnicza, to na skrytą pod rękami twarz nauczyciela. Miał ochotę zabrać ręce mężczyzny, aby nie skrywały twarzy, ale do tego brakowało mu odwagi i pewnie jeszcze długo będzie brakowało. Był tylko wiejskim uczniem. Nie mógł sobie pozwalać na takie zuchwalstwo.
- Poszukaj tego mleka, a ja ocenię, czy się nadaje czy nie, dobrze?
No cóż, w sprawach mleka Ferez był ekspertem. W końcu wypijał go tak dużo podczas swego życia, że potrafił wyczuć każdą oznakę nadpsucia. Odsunął ręce z twarzy, aby móc spojrzeć na chłopaka i uśmiechnąć się do niego lekko, po czym znów opadł na posłanie i przymknął powieki. Twarzy ponownie nie zakrył i nie przestał się uśmiechać.
- Smacznego, tak w ogóle – wymruczał jeszcze, pozwalając, aby promienie słońca popieściły już nie ciało, a też i policzki.
Oddech Fereza zwolnił niemal do minimum, jak tylko pozwolił sobie na rozluźnienie. Niczym kot nasłuchiwał jedynie tego, co działo się dookoła. Mógłby tak spędzić cały dzień, ale nie powinien niestety. Wziął na siebie odpowiedzialność i wcale nie było mu z tym tak bardzo źle, prócz tamtych chwil, kiedy ogarniało go błogie rozleniwienie.
Grand wygrzebał jakiś dzban z mlekiem. Nie za duży, ale zawsze. Miał szczere wątpliwości czy mleko nadawało się do picia i sam w życiu nie odważyłby się go napić. Nie w taką pogodę po tym jak leżało tu i grzało się w słońcu.
- Jest trochę – Postawił dzban tuż obok głowy nauczyciela. – Ale ja bym się za nie nie brał. A jeśli już to poczekałbym aż zupełnie się zakwasi.
Nie śmiał pouczać mężczyzny i nie tak brzmiały jego słowa. Była to raczej delikatna sugestia i wypowiedzenie jego przekonań. W żadnym razie nie strofowanie Fereza. Zostawił decyzję wypicia mleka mistrzowi, a sam zajął się jedzeniem. Było dobre. Jak zawsze zresztą, gdy posiłek szykowała jego babcia. Kochał jej kuchnię. Na niej się wychował, więc była dla niego wyjątkowa.
- A powiesz mi kiedyś, co oznaczają te twoje malunki plemienne na plecach?

1 komentarz:

  1. Witam,
    rozdział bardzo mi się spodobał, ta takia mała zabawa w tym strumyku była fajna... no i „majtki antygwałtki” ;] hahahha
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń