niedziela, 11 sierpnia 2013

Grand - Rozdział 13.

Mężczyzna najpierw odwrócił powoli głowę w stronę dzbanka. Przez chwilę wpatrywał się w naczynie dość uważnie, po czym przymknął oczy i wciągnął głęboko powietrze. Raz, drugi, trzeci, jakby nie mógł się zdecydować. Zapachy nie były aż tak wyraźne, jakby był kotem, ale po bliższych oględzinach mógł spokojnie ocenić jakość każdego produktu. Poczuł też, że pogoda niedługo się zmieni, ale o tym nie chciał myśleć. Nie przepadał za deszczem, który tak czy inaczej ich zastanie nim przyjdzie czas powrotu do domu. Po chwili medytacji nad trunkiem, który w rzeczy samej nadawał się do spożycia, podniósł się z ziemi powoli i przysiadł na skórze po turecku, chwytając dzbanek z mlekiem, aby go nieco opróżnić.
- Tatuaż jest odzwierciedleniem mojej natury. Przedstawia więzione w moim ciele emocje, pragnienia, niektóre cele. Jest oznaką wolności i swobody, a zarazem cielesnego więzienia. Każdy wojownik w moim plemieniu ma inny tatuaż i każdy tatuaż symbolizuje coś innego tak, jak każdy człowiek jest inny. Nigdy nie było i nie będzie dwóch takich samych tatuaży, chyba, że moja dusza wstąpi w kogoś w przyszłych pokoleniach, co jest mało prawdopodobne, bowiem wierzymy w życie po śmierci i reinkarnację, ale reinkarnacja jest ogromnym zaszczytem.
Mistrz mówił powoli, równie powoli podnosząc miodowe spojrzenie na Granda i uśmiechnął się delikatnie, zlizując z warg resztki mleka. Tylko ludzie z plemienia wiedzieli, czym tak naprawdę jest tatuaż. Był bowiem tak skonstruowany, że postronny obserwator musiałby się w niego wpatrywać godzinami, aby dostrzec ukryte pod wąskimi, czy grubszymi liniami, ciasno i luźniej ze sobą splecionymi, zwierzęcą postać każdego zmiennokształtnego.
- Skoro tak mówisz to zaiste taka musi być prawda. Dla mnie to plątanina kresek jakiegoś dzieciaka. Mało tego, to dziecko chyba wypiło dzikiego mleka, tak jak ty teraz, albo przez nieuwagę starszych, pociągnęło solidnie z kubłaczka z miodem pitnym. No, w każdym razie uznajmy, że to arcydzieło na twoich… Mistrza plecach przedstawia to wszystko, o czym usłyszałem. Chłopak uśmiechnął się radośnie do nauczyciela i przełknął ostatni kęs jedzenia. A dokładniej porcji, którą sobie naszykował. Właściwie, gdyby się przysiadł to zapewne cały zapas, który babcia zapakowała pochłonąłby na jedno posiedzenie. Przyglądał się nauczycielowi uważnie. Muskał spojrzeniem skórę jego torsu i przemykał nim po każdym mięśniu, jaki się uwydatniał. Tak, długo będzie musiał pracować na taką sylwetkę, a pewnie i tak nigdy takiej nie uzyska. Z ciężkim westchnieniem podniósł się ze skóry i wygładził wilgotne spodnie.
- Więc, czym mam się teraz zająć. Pojadłem, sił mi przybyło. A ponieważ mam pracować całe życie na taką krzepę jak mistrz, a zmarnowałem, jakby nie patrzeć, osiemnaście wiosen, to chyba należałoby przyspieszyć.
- Pozbieraj dokładnie wszystko. Jedzenie, picie, swoje ubrania, moje ubrania i zanieś je do jaskini.
Ferez opróżnił mleko do końca, ale już nie tłumaczył chłopakowi, że jest dobre. Jedzenie nie grzało się na słońcu, bowiem przecież je poprzykrywał, a i nie było tak ciepło, jakby się mogło wydawać. Wiosenna burza zbliżała się wielkimi krokami, więc trzeba było wykorzystać resztę wolnego czasu pożytecznie. Mężczyzna wstał z ociąganiem, spoglądając co rusz na Granda, czy aby chłopak nie siedzi i nie patrzy na niego zdziwionymi ślepiami. Sam zajął się zwijaniem skóry, na której leżał. Zdecydowanie jego ruchy miały coś w sobie ze zwierzęcia, z prawdziwego kota, ale Ferez tego nie widział po sobie. Nie chciał również podsuwać chłopakowi domysłów, o które i tak jeszcze długi czas nie będzie w stanie zapytać, bowiem nie pozwoli mu jego nieśmiałość.
- Mmm... – mruknął niechętnie młody.
Zabrał się jednak do sprzątania, skoro takie było polecenie nauczyciela. Posprzątał wszystko co przynieśli, układając każdą rzecz na innym kamieniu lub pniaczku w jaskini. Kiedy wyszedł po raz trzeci i przeleciał spojrzeniem po ich małym obozowisku, stwierdził, że niczego nie zapomniał, a jedyne co pozostało to skóra, z którą bawił się jego mistrz. Fakt, składał, a raczej zwijał ją bardzo dokładnie i bardzo sumiennie. Grandowi chyba byłoby na to szkoda czasu. Po prostu złapałby za jeden z rogów posłania i zaciągnął do jaskini żeby tam rzucić pod ścianę obok pozostałych. Niemniej stanął tuż za wejściem do groty i przyglądał się od tyłu nauczycielowi. Widział jak jego mięśnie tańczą tuż pod skórą przy każdym jego ruchu i uśmiechał się na ten widok.
- Wiesz, że kiedy się ruszasz to wyglądasz tak, jakby ogromne dżdżownice łaziły ci pod skórą? – wypalił, przechylając głowę na bok i unosząc brwi. – Takie obłe robale pełzające i szukające sposobności żeby się wydostać. – Jego porównania zaskakiwały chyba nawet jego samego. Pomijając już fakt, że przeważnie wypowiadał je zanim się nad nimi zastanowił.
- Dżdżownice pod skórą? – Ferez uniósł na chłopaka zdziwione, ale i jednocześnie rozbawione spojrzenie, a na jego ustach zatańczył uśmiech. Pozwijał skórę do końca, już na nią nie patrząc i wyprostował się, znów wciągając powietrze. – Będzie padać – mruknął pod nosem, chociaż na niebie nie było ani pół deszczowej chmurki, czy innego zwiastującego deszcz obłoczka.
Rozejrzał się jeszcze po okolicy, upewniając się, czy aby na pewno nic nie zostało, przywołał włócznię i ruszył w kierunku jaskini. Ledwo dotarł do wejścia i ledwo jego osoba znalazła się pod skalnym zadaszeniem, a skrzywił się wymownie. Kilka sekund później ciszę lasu, ćwierkanie ptaków i inne odgłosy natury przeszył dźwięk grzmotu. Ferez niewiele myśląc popchnął chłopaka do środka. Nie spodziewał się, że burza nadejdzie tak szybko i że będzie tak gwałtowna, a wiatr z każdą chwilą zmagał się coraz bardziej.
- Nienawidzę deszczu, nie cierpię... – wysyczał, spoglądając w stronę wejścia. Żałował, że jaskinia nie miała drzwi.
- Rany!
Młody aż krzyknął, kiedy został tak gwałtownie wepchnięty do jaskini. Nie bał się burzy, nigdy się nie bał. Uwielbiał patrzeć jak błyskawice przeszywały niebo i słuchać trzasków grzmotów. Tym razem jednak wystraszył się pierwszego z nich i to za sprawą swojego nauczyciela. O mało nie poleciał na twarde podłoże po niesłychanie energicznym schowaniu jego zacnej osoby w głębi groty.
- Mistrzu, nie powie mi mistrz, że boi się jakiejś tam wiosennej burzy. Przecież to nic strasznego. No owszem, przytrafia się, że jakiś durny łeb ściągnie na siebie karę niebios i dostanie błyskawicą w sam środek. Nie przeczę. No, ale tutaj, w środku lasu? Przecież błyskawica nie zajączek, nie kica pomiędzy krzakami, by trafić człowieka w piętę. – Grand pokręcił z politowaniem głową i roześmiał się patrząc na nauczyciela, który najwyraźniej miał jakiś uraz do deszczu, co zresztą głośno oznajmił. On z miłą chęcią wyszedłby na zewnątrz i pozwolił, aby deszcz sprawił mu frajdę, mocząc go aż po skraj suchych gatek.
- Nie boję się deszczu i nie boję się piorunów. Nie lubię wody, kiedy nie mogę kontrolować jej ilości na swoim ciele. – Odpowiednio do słów, Ferez spiorunował chłopaka wzrokiem.
W jaskini było chłodno, ale przynajmniej nie wiało. Na dworze zaś rozpętała się ulewa, że poza wejściem do jaskini, na dworze nie było zupełnie nic widać. Pioruny nie ukochały sobie bliskich miejsc wokół ich obozowiska, lecz słychać je było doskonale, a wnętrze groty odbijało je jeszcze dość głośnym echem. Ryceż odłożył swój oręż i zazgrzytał zębami. Zimno, było zimno, a zimna też nie lubił, gdy nie mógł go odpowiednio kontrolować. Przysiadł na zrobionym przez siebie niegdyś materacu i okrył się zwiniętą wcześniej skórą.
- Chodź tu do mnie, bo zamarzam – rzucił do chłopaka bardzo szczerze.
Jego koncentracja gdzieś uciekała pod wpływem deszczu, ale nawet szaman plemienia nie znał zagadki, dlaczego zmiennokształtni posiadający w sobie koty tak bardzo unikali deszczu, a wręcz bali się go czasami. Mężczyzna zmrużył miodowe spojrzenie i odetchnął bardzo delikatnie. Zapach też mu się nie podobał, wilgoć w powietrzu mu się nie podobała.
- Rozpaliłbym ognisko, ale obawiam się, że wtedy się uwędzimy.
Cały rezon uciekł gdzieś z chłopaka, kiedy zobaczył, jak bardzo źle zareagował na zmianę pogody jego mistrz. Zanim do niego podszedł, zgarnął koszule, które odłożył na kamień i podał odpowiednią nauczycielowi. Sam naciągnął na grzbiet własną i nie wiedząc, po co miał właściwie podejść do Fereza, stał jak ciele tuż przed nim i czekał aż tamten odzieje się i zrobi mu się nieco cieplej. On jakoś nie odczuwał chłodu aż tak. Może to wychowanie w spartańskich warunkach taki miało na niego wpływ, a może ćwiczenia jakim poddawane było jego ciało od rana. Mięśnie nadal wydzielały ciepło, więc i organizm nie został zbytnio wychłodzony, nawet przez kąpiel. Uśmiechał się delikatnie, a jego ciemne ślepia przyglądały się z niejakim rozbawieniem mężczyźnie, trzęsącemu się z zimna. Jeszcze chwilę temu był pewnym siebie dostojnym nauczycielem, a teraz zdawał się być tak samo ludzki jak Grand. To nowe oblicze mistrza wywołało w chłopaku fale ciepła.
- Po prostu… – Dość gwałtownie, Ferez pociągnął chłopaka do siebie.
Nie chciał koszuli. Materiał w takich okolicznościach na nic się zdawał, kiedy nie miał przy swoim ciele odpowiedniego katalizatora. Grand wydawał się być do tego bardzo dobrym narzędziem i jak tylko jego zdziwienie minęło, a ciało ułożyło się na materacu ze skór, Ferez zamknął go szczelnie w swoich silnych ramionach. Nie mógł ukryć, że owszem przez jego ciało przewijają się fale ciarek, ale chłopak mógł też poczuć, że jego bliskość sprawia, iż mężczyzna staje się cieplejszy, a wręcz na powrót gorący.
- Ładnie pachniesz. – Zapach młodego był teraz najlepszym, co zmiennokształtny mógł wciągać do swojego nosa, a i nie było już go czuć pieczenią, tylko świeżą wodą, tą lekką ze strumienia.
- Ta-ak, wie-em. – Nie, nie było to dla Granda naturalne, że przytulał się do obcego mężczyzny.
Jego mina nie oznaczała zadowolenia, a jedynie szok z postępowania nauczyciela. Właściwie, to gdyby nie fakt, że chwilę temu zobaczył bardziej ludzkie oblicze mężczyzny niż przypuszczał, że tamten posiada, to właśnie darłby się wniebogłosy i uciekał, gdzie go nogi poniosą. Ale wytłumaczył sobie, że facet zwyczajnie marznie, a od lęku przed burzą nieco zamieszało mu się w głowie. Niech tam ma. Niech się przytuli, skoro dzięki temu będzie spokojniejszy i zrobi mu się cieplej. Wtulił się plecami w tors nauczyciela i przymknął oczy. Był zmęczony po ćwiczeniach i najedzony, więc jeśli zaraz zrobi mu się jeszcze cieplej najzwyczajniej w świecie zaśnie. Wiedział o tym i w sumie uśmiechnął się do takiej możliwości. Ba! Nawet zaczął cieszyć się z faktu, że nadeszła tak gwałtowna burza, iż mistrz zapragnął spokoju i ciszy.
- Nie wiem czy się nadaję, jako szmacianka do przytulania przed snem no, ale... – Chłopak skulił się w sobie i zaśmiał krótko. Nie chciał oberwać po głowie od faceta, który właśnie więził go w ramionach, a jak zwykle zamiast pomyśleć nad słowami najpierw je wypowiedział.
Owszem, Ferez marzł dość mocno. Był ciepłolubnym stworzeniem, więc nie mógł sobie odmówić ciepła ciała Granda, kiedy na dworze powietrze powoli zmieniało się w lodowate sople. Obejmował chłopaka szczelnie i mocno, ale nie tak, aby zrobić mu krzywdę. Głaskał też jego ramiona, a w końcu zaczął… Mruczeć. Tak niekontrolowanie dość. Na słowa młodego uśmiechnął się ledwo zauważalnie.
- Nie jesteś szmacianą przytulanką, jesteś wspaniałym źródłem ciepła. – wyznał szczerze, choć on sam miał świadomość tego, że każde inne ciało wchodzące w reakcję z jego własnym dawałoby taką samą ilość ciepła. Schował nos w szyi Granda i odetchnął jeszcze głębiej, nie przestając mruczeć. Nie skupiłby się teraz na śnie, ani na odpoczynku. Musiał przeczekać burzę i dźwięki piorunów, a nie zapowiadało się na to, aby ulewa skończyła się równie szybko, co się zaczęła.
- Więc może, zamiast nauczać mnie sztuk walki powinieneś raczej zareklamować mnie na zamku jako przenośny piecyk?
Młody przymknął oczy i pozwolił, aby błogie lenistwo ogarniało jego ciało coraz bardziej. Nie miał nic do roboty, a jego nauczyciel właśnie kradł ciepło jego ciała, więc nie pozostało mu nic innego jak tylko pozwolić sobie na sen. Przecież babcia zawsze powtarzała, że sen to zdrowie i że kiedy człowiek dużo śpi to rośnie i mężnieje. Czując na skórze oddech nauczyciela, uśmiechnął się nieznacznie.
- Łaskoczesz – mruknął, poruszając wymownie ramionami i układając się wygodniej w objęciach mężczyzny. Właściwie jakąś chwilę temu jeszcze zastanawiał się, dlaczego nie odczuwa niechęci do bliskości męskiego ciała, ale teraz, kiedy sen zaczynał zabierać go w swoją krainę przyjemności, przestał się zastanawiać i przyjął po prostu ciepłe ramiona, jako kojące objęcia opiekuna.
- Nie, nie oddam cię. – mruknął szczerze, bowiem przynajmniej teraz nie miał chęci dzielić się chłopakiem z nikim innym. Nie, kiedy na dworze szalała wodna pożoga. Westchnął głęboko i zacmokał, co mogło się odbić dziwnym odczuciem na szyi Granda. – Nie zasypiaj, bo ja nie będę mógł zasnąć – wyszeptał tak cicho, jak gdyby jednak dawał chłopakowi chwilę relaksu i pozwolił mu odpłynąć w sobie tylko znany świat.
Palców na ramionach młodego nie zatrzymał podświadomie. Skoro go łaskotały, to z drugiej strony w jakiś sposób nie pozwalały mu zasnąć. Po chwili musiał jednak mocniej naciągnąć skórę na plecy i przykryć nią też swojego ucznia, aby ciepło nigdzie nie uciekało. Na chwilę jego ramiona zniknęły, kiedy tarmosił zdechłego zwierza i układał go na ich ciałach.
- Właśnie to robisz – wyjęczał chłopak z niezadowoleniem, kiedy poczuł jak ramiona mężczyzny gdzieś mu uciekają. A było tak ciepło, no. – Właśnie oddajesz mnie we władanie chłodu i jeśli zaraz mnie nie przykryjesz to nici z piecyka. Mój ogień zgaśnie i będziesz mógł mnie tylko uwiesić pod sklepieniem w upalne dni, bym dawał chłód twojej izbie.
Zawsze niewiele się zastanawiał nad słowami, jakie wypowiadał, ale tym razem chyba nie pomyślał w ogóle. Mało tego, nawet nie zwrócił uwagi na to, że właśnie domaga się objęć, które mężczyzna mu zabrał. Jego buzia otworzyła się, a po jaskini przetoczyło się ziewnięcie godne niedźwiedzia.
- A jak nie chcesz żebym spał, to rozmawiaj ze mną. Opowiadaj cokolwiek albo zadawaj pytania, bo inaczej szum deszczu skutecznie mnie uśpi.
Wyciągnął ręce nad głowę i z kolejnym ziewnięciem przeciągnął się niemal kocio. W sumie, chyba nawet nie wiedział, że robi to prawie jak niesforne kocie, bo do głowy by mu nigdy nie przyszło, że może się nad tym zastanawiać. Ach, gdyby nie fakt, że zrobiło mu się chłodno i że mężczyzna gdera mu za uchem... Ale zaraz? Czy on go przypadkiem nie pocałował w szyję jakąś chwilę wcześniej? Grand zastygł w bezruchu z rękoma wyciągniętymi w górę i zmarszczył brwi. Po chwili pokręcił energicznie głową i postukał się palcem w czoło. Trzeba być takim idiotą jak ja – pomyślał – żeby podejrzewać tak zacnego mężczyznę, o tak przyziemne zachcianki, jak całowanie wieśniaka po szyi.
Ferez go nie pocałował, było to tylko cmoknięcie lekkiego niezadowolenia. Spojrzał na niego dość niemrawo, kiedy Grand się przeciągał.
- Jak mam cię objąć i przykryć, jak się wiercisz, kocie? – spytał, bowiem co do niesfornych kociąt był przyzwyczajony i wiele się ich w życiu naoglądał i nagonił.
Sam również kiedyś był niewinnym kotkiem, nim zarówno, jako człowiek, tak i puma, nie zaczął dojrzewać. Jak tylko chłopak przestał się kręcić, znów zamknął go w swoich objęciach, okrywając jednocześnie skórą, której krańce zacisnął w jednej dłoni, a drugą powrócił do głaskania ramienia młodego. Nadal nie wiedział, po co to robił, ale sprawiało mu to przyjemność. Może też miało sprawiać Grandowi przyjemność i może to było celem tegoż głaskania? Ferez oparł brodę na jego ramieniu lekko, aby nie wbijać w nie podbródka i uśmiechnął się.
- Nie wiem, co bym chciał wiedzieć i o co mógłbym cię zapytać – wyznał szczerze i spokojnie. – Skoro jednak chcesz, to opowiedz mi o sobie. Opowiedz mi, gdzie się podziewała taka sierotka, której nigdy wcześniej nie spotkałem – wymruczał mu do ucha, nie przestając się uśmiechać. Słowa były bardzo łagodne, bez nuty kpiny, czy złośliwości, raczej z czymś na kształt romantycznego westchnienia. Mężczyzna czuł się bezpiecznie, bowiem w tamtej chwili nie on ochraniał chłopaka, a chłopak jego – przed złą, nienawistną burzą.

1 komentarz:

  1. Witam,
    świetny rozdział, Farez w ludzkiej postaci ma dużo przyzwyczajeń z kota... ciekawe czy Grand zacznie coś podejrzewać.... Farez przynajmniej ma teraz cieplutko... burza jest straszna....
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń