wtorek, 20 września 2011

Aiden 8.

    - Co się wtedy stało? Proszę, przekaż mi to jakoś mamo.
    Głos Aidena był słaby i cichy.
    Zapadał zmierzch. Park już dawno opustoszał. Siedział samotnie na ławce, w jednej z rzadziej uczęszczanych alejek. Od dnia pogrzebu rodziców przychodził tu bardzo często. Chował się pomiędzy starymi drzewami i czekał. Sam przed sobą nie potrafił się przyznać, ze tęskni. Tęskni za rodzicami, za dawnym spokojnym życiem, za brakiem lęku, kiedy za jego plecami zaskrzypi żwir pod stopami kogoś obcego.
    Niestety, czas, kiedy był beztroskim nastolatkiem minął bezpowrotnie. Wiedział o tym. Wiedział doskonale.
    Skulił się i pochylił, chowając głowę w dłoniach. Ręce wsparł łokciami o kolana i zamknął oczy, powracając myślami do twarzy matki, której duch właśni pojawił się przed nim i patrzył na syna z łzami spływającymi po półprzeźroczystych policzkach. Astralna postać matki wyciągnęła dłoń w stronę chłopaka chcąc pogłaskać go po potarganych włosach. Mimo tego, że nie należała już do świata żywych, nadal kochała syna tak samo i jej niebijące już serce, krwawiło ze smutku, kiedy uświadamiała sobie, że nie jest w stanie porozumieć się z nim i wyjaśnić wszystkie jego wątpliwości.
    Aiden zamarł, kiedy dłoń ducha przeszła przez jego ramię. Zwykły śmiertelnik nie zauważyłby tego nawet. Jednak nie on. Nie chłopak zaklinający dusze. Powoli podniósł głowę i spojrzał na matkę. Tak bardzo chciałby się do niej przytulić, powiedzieć jak ją kocha i usłyszeć jej śmiech. Uśmiechnął się do niej i wyciągnął ręce jak do uścisku.
    - Nadal nie potrafisz z nimi rozmawiać, prawda?
    Zimny głos tuż za jego plecami zmroził go od czubka głowy aż po koniuszki palców u nóg. To był głos, który znał ale wolał o nim zapomnieć i nie wracać do dnia, kiedy usłyszał go po raz pierwszy. Dłonie chłopaka zacisnęły się w pięści, kiedy wstał z ławki i zasłaniając swym ciałem ducha matki odwrócił się w stronę, z której usłyszał pytanie.
    - Czego chcesz? - Nie miał ochoty na uprzejmości.
    - Wiesz czego. Nie będę odpowiadać na oczywiste pytania. - Na twarzy wampirzycy pojawił się ironiczny uśmiech. - Nie próbuj uciekać. Nie masz szans.
    - Nie mam takiego zamiaru.
    Nie zależało mu na ucieczce. Nie miał też ochoty na rozmowę z Katie. Szczerze powiedziawszy, wiedział, że kiedyś znów ją zobaczy. Była zbyt pewna siebie i zbyt zachłanna by uciekać. Zapewne przyczaiła się gdzieś i czekała na odpowiedni moment do powrotu.
    - Cieszy mnie twój rozsądek - roześmiała się ironicznie i podeszła do chłopaka na tyle blisko, by poczuł woń świeżej krwi i zobaczył jej niewielkie kropelki na ustach, pociągniętych wyjątkowo brzydkim odcieniem czerwonej pomadki.
    Aiden schował za plecami dłonie zaciśnięte w pięści i ze wszystkich sił starał się opanować nerwy. Zdawał sobie sprawę z tego, że przy konfrontacji z wampirzyca nie ma najmniejszych szans na przeżycie. Ale jak długo wytrzyma? Katie przyglądała mu się jak wykwintnej kolacji. Aż mu włosy stawały dęba na karku. Skrzywił się z niechęcią i cofnął nieświadomie o krok w tył. Spojrzał przelotnie za siebie. Matki nie było.
    - Nie będę dla ciebie pracować - mruknął cicho, uważnie śledząc każdy gest kobiety. Musiał być czujny. Nawet jeśli zarzekał się, że nie zależy mu na życiu.
    Katie nie odpowiedziała od razu. Odrzuciła głowę w tył i zaśmiała się złowieszczo. Echo tego martwego i przerażająco ostrego śmiechu poniosło się po parku. Gdzieś za zakrętem z drzewa zerwało się małe stado ptaków i uciekło na bezpieczna odległość.
    - Zdaje się, że nie masz ani wyboru ani prawa do głosu w tej sprawie. Jesteś jedyny w tym mieście i doskonale zdajesz sobie z tego sprawę.
    - Tak. Ale tez zdaję sobie sprawę z tego, że jestem cenną zdobyczą i nie będziesz miała na tyle odwagi by mnie zabić!
    Tym razem, to echo podniesionego głosu Aidena odbiło się od pni drzew i poszybowało przez park.
    Katie spiorunowała go spojrzeniem. Tego się nie spodziewała. Ten niepozorny człowiek miał wiele więcej odwagi niż powinien. Jej rozumowanie było wypaczone przez jej wampirzą naturę. Nie rozumiała Aidena, jego rezygnacji z bezpiecznego przeżycia wieczoru. Nie pamiętała już, jak to jest być człowiekiem, kochać rodzinę i pragnąć spotkać się z nimi, nawet po śmierci.
    Chłopak ewidentnie igrał z ogniem. Katie to nie Cyprian, który ma słabość do ludzkich odruchów. A na dodatek, przez niego została osierocona i teraz musiała robić wszystko, by odzyskać pozycje wśród swoich pobratymców. Nie było to łatwe zadanie. Zacharij miał w sobie taką siłę, że inni nie potrafili mu się przeciwstawić. Ona stała zawsze w jego blasku. A teraz musiała o ten blask walczyć.
    Postąpiła krok w stronę Aidena.
    - Jesteś zbyt pewny siebie - syknęła wściekła. - Pamiętaj, że żyliśmy bez tego serca przez wieki, możemy więc żyć kolejne.
    - Skoro już o tym wspominasz - ukrywając prawdziwy lęk gdzieś bardzo głęboko w sobie, odezwał się pewnie i dość butnie. - Może wyjaśnisz mi łaskawie o jakie serce chodzi i po co ja wam do tego.
    - Więc ty nawet... - Urwała w połowie zdania, kolejny raz zanosząc się od śmiechu.
    Nastolatkowi mało podobał się fakt iż nie ma pojęcia o co w tym wszystkim chodzi. A jeszcze mniej, że ta wredna wampirza kobieta naigrawa się z niego. Czekał jednak cierpliwie na wyjaśnienia.
    - Nieważne - rzuciła krótko Katie, kiedy jej drażniący śmiech w końcu ucichł. - Idziemy!
    Zanim chłopak zdołał się zorientować, chwyciła go brutalnie za ramię i pociągnęła za sobą.
    Trwało to jednak chwilę. Po przejściu kilku kroków, Katie nagle stanęła w miejscu. Chłopak, z rozpędu, zatrzymał się niemal wpadając na nią.
    - Zdecyduj się! - Aiden warknął niezadowolony. - Idziemy czy stoimy?
    Wyrwał ramię z jej uchwytu i wyminął ją chcąc mieć cały ten koszmarny wieczór już za sobą. Jednak i tym razem nie szedł daleko. Ledwie zyskał nieco lepszy widok na alejkę a już po chwili wiedział co zatrzymało tak nagle Katie. Tuż przed nimi stał Cyprian. Tak samo nienagannie wyglądający i tak samo idealnie uczesany jak wcześniej. Aiden momentalnie skulił się w sobie i obejmując się rękami wbił sobie boleśnie palce w ramiona. Chyba w obecnej chwili wolałby, żeby stał tu przed nim Zacharij, choć to niemożliwe, niż Cyprian.
    - Dobry wieczór, Aiden.
    Wampir najwyraźniej nie był aż tak zaskoczony jak chłopak. Na jego twarzy pojawił się nawet delikatny uśmiech. Aidena przeszył nieprzyjemny dreszcz. Nie spodziewał się, że widok Cypriana podziała na niego w taki sposób. Poczuł tęsknotę. Poczuł pragnienie bliskości, chęć przytulenia, zaznania spokoju w jego ramionach...
    Potrząsnął głową by wrócić do rzeczywistości. Milczał. Nie chciał się odzywać. Bał się brzmienia własnego głosu.
    Za to Katie odzyskała nagle pewność siebie, chwyciła Aidena za kaptur od bluzy i pociągnęła w tył, ruszając równocześnie w stronę Cypriana.
    - Wynoś się! - Warknęła do blond wampira.
    - Bo?
    - Bo nie masz tu nic do roboty.
    - Wiesz, że nie pasuje ci taka wredna mina.
    - A wiesz, ze guzik mnie to obchodzi? - Zdecydowanie taka forma humoru nie pasowała Katie. Jej oczy lśniły wściekle a w rozchylonych ustach błysnęły wysunięte kły.
    Cyprian zaśmiał się lodowato a Aidena przeszyło tysiące mroźnych sztyletów przerażenia.
Wydarzenia, jakie nastąpiły potem były jak zła bajka nie mająca prawa do istnienia lub nocny koszmar.
    Katie pchnęła chłopaka brutalnie w tył i w mgnieniu oka stanęła przed Cyprianem. jej oczy zaszły krwawą mgłą a twarz zbladła jeszcze bardziej niż do tej pory. Wyglądała jak upiór z taniego horroru. W następnej sekundzie, jej zagięte niczym szpony drapieżnego ptaka palce zatopiły paznokcie w szyję przeciwnika. Cyprian nie pozostał jednak bierny. Chwycił kobietę za nadgarstki i wyrwał paznokcie z szyi, odpychając Katie z niesłychaną siłą. Cofnęła się o krok i zachwiała.
    Aiden miał szczerą nadzieję, że upadnie i w ten sposób Cyprian zyska natychmiastową przewagę. Odruchowo postąpił kilka drobnych kroków w stronę walczących ale piorunujące spojrzenie Cypriana zatrzymało go w miejscu.
    Tymczasem Katie ponownie przystąpiła do ataku. Z jej gardła wyrwał się przerażający ryk, nie podobny do głosu kobiety pod żadnym względem. Czerwone paznokcie znów błysnęły złowrogo w powietrzu lecz, kiedy wampirzyca zaledwie oderwała nogę od ziemi by ruszyć w stronę przeciwnika ten, z zaskakującą prędkością chwycił ją za rękę i okręcił się dookoła, cisnąwszy kobietą o pobliskie drzewo. Pień zaskrzypiał posępnie a na głowę lekko oszołomionej wampirzycy posypały się pojedyncze liście.
    Cyprian ruszył biegiem w jej stronę. Kiedy znalazł się o kilka kroków od celu, odbił się od podłoża i wystrzelił w górę, łamiąc z trzaskiem jedną z gałęzi. Najwyraźniej miał zamiar użyć jej jako broni.
    W tej samej chwili, w dłoni Katie błysnęła stal. To był dwudziestocentymetrowy nóż.
Aiden wstrzymał oddech. Nie miał pojęcia komu tak naprawdę kibicuje. Z jednej strony chciał by to wszystko się skończyło, z drugiej zaś pragnął by Cyprian przeżył.
    -Uważaj! - Krzyknął w stronę walczących.
    Cyprian odwrócił się w jego stronę, tracąc w ten sposób Katie z oczu na ułamek sekundy. Niestety tyle wystarczyło wampirzycy. Jedno, zdecydowane i bardzo silne cięcie pozbawiło Cypriana ręki, w której trzymał gałąź. Polała się pierwsza krew.
    Aiden spodziewał się krzyku ze strony wampira, lecz ten nawet nie mruknął. Za to nastolatek osunął się na kolana i obiecał sobie milczenie do końca starcia.
    Katie zaśmiała się złowrogo. Zyskała przewagę. Cyprian cofnął się o krok, chwycił gałąź z ziemi i z szaleńczą prędkością ruszył w przód, wbijając gałąź w brzuch przeciwniczki. Na jego nieszczęście, kij, który przeszył Katie na wylot, zatrzymał się na pniu za nią i złamał się.
    Katie przez chwilę poczuła przewagę Cypriana. Osunęła się po pniu, niemal do samej ziemi. Cyprian miał chęć zakończyć starcie. Chwycił ją za głowę z zamiarem oderwania jej od reszty ciała, lecz dokładnie w tym momencie rozległy się krzyki i wystrzały.
    Wampira odrzuciło nagle w tył. Szarpnęło nim jakby ktoś złapał go na lasso. To był efekt trafienia z broni łowcy.
    Aiden z przerażeniem patrzył jak spomiędzy drzew wyłaniają się kolejne postacie. Było ich około dziesięciu. Nie zastanawiali się czy działać. Oni po prostu wpadli pomiędzy walczących. W powietrzu zaczął unosić się nieprzyjemny zapach krwi. Stal błyskała przed oczyma Aidena raz za razem. Czarne postacie ruszały się jak w transie lub po solidnym szkoleniu. Każdy ruch był doskonale wymierzony i skoordynowany z innymi. Szczątki ciał wampirów, zaczynały pojawiać się pomiędzy nogami łowców.
    Trwało to zaledwie kilkanaście minut. Łowcy zniknęli tak samo szybko i nagle, jak się pojawili. Pozostały dwie czarne postacie i echo niedawno zakończonej walki.
    Aiden siedział nadal skulony pod drzewem. Nawet teraz, kiedy wszystko ucichło nie wierzył, że w ogóle się wydarzyło. Patrzył nieprzytomnym spojrzeniem na porozrzucanie wampirze szczątki i łowców, którzy je zbierali.
    - Wracaj do domu, synu.
    Łagodny głos matki wyrwał chłopaka z zamyślenia. Jej ciepły uśmiech działał na jego duszę jak balsam na rany.

2 komentarze:

  1. OMG... CHCE KOLEJNY ROZDZIAŁ!!

    OdpowiedzUsuń
  2. No przeczytałam ;) I zainteresowała mnie ta historia! Zastanawiam się o co chodzi z tym sercem, co się stało z Cyprianem i Katie?! Jak to zbierali ich resztki?! Mam nadzieję, że wszystko jakoś się wyjaśni... Nie mam większych zastrzeżeń co do stylu czy ewentualnych błędów. Jedyne co, to zapis dialogów, ale to wujek Google może pomóc. Ale czyta się płynnie i to jest najważniejsze:)
    Pozdrawiam i czekam na kolejny rozdział :*

    OdpowiedzUsuń