środa, 1 maja 2013

Grand - Rozdział 3.

Kiedy tylko kocisko zniknęło, chłopak zajął się przekonywaniem dziadka do powrotu. Wiedział jak podejść staruszka, jakie słowa powiedzieć, jak poukładać je w zdania, aby dziadek zatęsknił za domem i babcią. Kochali się. Bardzo się kochali, mimo wyskoków dziadka na panienki. Babcia robiła awanturę, dziadek się kajał i po kilku razach wracała codzienność i spokój. Zawsze tak było, więc Grandowi przekonanie dziadka nie zajęło nie wiadomo ile czasu. Staruszek nawet nie dokończył wiewiórki. Po prostu zebrał się i ruszył do domu, pozostawiając wnuka na kamieniu przy ognisku.
Dlaczego chłopak nie poszedł z dziadkiem? Może, dlatego że chciał starszym dać noc na załatwienie spraw miedzy sobą. A może, dlatego że chciał poczekać na kota? Sam tego nie wiedział. Niemniej siedział przy ognisku, grzebiąc patykiem w popiele i patrząc jak dopalają się resztki wiewiórki, którą zjadł ze smakiem.
Zapadała noc. Nie przejmował się tym jednak. Dziadek miał w jaskini niezłe zapasy skór i siana. Czasem spędzał tu noce.
Puma wróciła po jakimś czasie, ociekająca wodą. Ferez specjalnie nie otrzepał futra. Z iście zadziornym wzrokiem, zmrużonych kocich ślepi, znalazł Granda i dopiero przy nim zaczął się 'suszyć'.
- Ty wredny, futrzasty, demonie! – ryknął Grand, zrywając się z kamienia i odskakując pod skałę.
Zatrzymał się na niej plecami, więc nie mógł zupełnie uniknąć prysznica z kociej sierści. Patrzył na pumę z piorunami w oczach. Miał chęć go udusić. Poważnie! Przez jedną chwilę miał ogromną chęć zacisnąć palce na kociej szyi i udusić tego złośliwego futrzaka. Był cały mokry. Normalnie jakby wpadł pod wodospad. No, może lekko przesadzał, ale był mokry.
Mężczyzna miał jednak okazję pooglądać sierść pumy jarzącą się w blasku ognia milionami odcieni brązu. Mógł też dostrzec, że sierść tak naprawdę była nieco ciemniejsza niż poprzednio, aż miało się ochotę zapytać czy to ten sam kot. Obroża nadal jednak tkwiła na karku kociska, więc nie było obaw, że ktoś podmienił zwierzę na inne. Jeszcze kilka razy Ferez otrzepał łeb i przysiadł przy ognisku, mrucząc. Kochał odrobinę więcej ciepła niż pokojowa temperatura.
Zmrużył miodowe oczy i po prostu siedział, mrucząc. Co najważniejsze – był czysty!
- Jesteś najmniej wychowanym kotem na całym świecie. Jesteś paskudnym zwierzem, które szuka okazji, aby mnie drażnić i najwyraźniej cieszy się z tego w tej swojej pokrętnej kociej naturze.
Już po pierwszym zdaniu chłopak ruszył ponownie do ogniska, więc kiedy wypowiadał ostatnie, siedział na kamieniu, tuż obok kota i patrzył na niego zawzięcie. Po wywodzie pyknął pumę w bark, zupełnie jakby miał obok dobrego znajomego i roześmiał się.
- Ale wiesz? I tak cię lubię. Jesteś świetnym kompanem, bo... – Przygarnął koci łeb do siebie i wtulił w wilgotną sierść policzek. – Bo milczysz i mogę sobie przy tobie gadać ile tylko zechcę.
Posądzony o zlizywanie brudów język, musnął ledwie lekko policzek mężczyzny, po czym kocisko przysunęło się łaknąc jeszcze więcej ciepła. Zwierzę przytuliło się do ciała Granda, nie przestając mruczeć, ale doskonale było wiadome, na co czeka. Fereza nie mogły zrazić żadne narzekania, czy obelgi, czy przekleństwa. Był przecież tak naprawdę człowiekiem i podniesiony ton ludzkiego głosu nie robił na nim wrażenia. Zwłaszcza, że wiedział, iż jego towarzysz o cudownych palcach nie mówił tego wszystkiego poważnie. Nie przeszkadzało mu również gadanie młodzieniaszka w najmniejszym stopniu, byleby przy okazji drapał kociaka za uchem. Cóż za bezinteresowny zwierz....
No, ale Grand był nieświadomy wszelkich przemyśleń osobnika podającego się za pumę, która pozostaje na każde jego wezwanie. A przynajmniej tak sobie to tłumaczył chłopak. Podrapał kocisko za uszami i uśmiechnął się do niego.
- Nie wiem jak ty, mój puchaty kolego, ale ja tu zostaje na noc. Niech no się tylko ognisko wypali do końca, bo sikać mi się nie chce, a ty zmarnowałeś cały zapas wody, jaki miałeś na sierści, aby udowodnić mi, że potrafisz chlapać. Dziadek pewnie niedługo dotrze do domu i będą się z babką kokosić przez pół nocy na zgodę, więc jak widzisz wolałem twarde skały i sen na skórach niż słuchanie zdewociałych jęków z sypialni staruszków.
Grand gadał i gadał. Lubił to. Ale, podczas gdy z jego ust wylatywały słowa, jego palce drapały kociaka z czułością i oddaniem. Minęło tak niewiele czasu od chwili ich spotkania, a on już polubił pumę i nie wyobrażał sobie żeby miała nagle zniknąć. Wprawdzie cały czas pamiętał, że jest ona czyjaś, że nosi obroże i że zapewne w którymś momencie zniknie, ale ponieważ jeszcze była przy nim, czerpał z tego ile mógł. Patrzył na kota z uśmiechem. Przyglądał się jego błyszczącej sierści. Zastanawiał się, o czym to zwierzę może myśleć, kiedy jego miodowe ślepia wpatrywały się w noc. Był szczęśliwy. Tak, dokładnie. Był szczęśliwy siedząc na kamieniu i czekając na dogaśnięcie ogniska. Nie potrzebował niczego i nikogo poza sobą, swoimi myślami i poza kotem, którego nie chciał już teraz tracić.
- Wiesz, że cię lubię? – wyszeptał do kota, przechylając głowę na bok i przyglądając mu się po raz setny. – Kurcze, nie potrafię powiedzieć dlaczego, ale lubię cię. Nawet, jeśli rano obudzę się, a ty znikniesz z jedną z moich nóg czy ręką, to i tak będę cię lubił. To dziwne, nie? Ale ja zawsze byłem dziwny.
Miodowe oczy spoczęły na twarzy Granda dość rozumnie, a po chwili kocisko szturchnęło łapą mężczyznę, jak i po chwili tę samą spróbowało przejechać po swoim wielkim karku, wymownie. Ferez chciał przestać się czuć zniewolonym kotem, bowiem całe gdybanie o tym, że zostawi młodzieńca było zapewne, w jego mniemaniu kierowane odnośnie cholernej obroży. Nosił ją wyłącznie dla uciechy i dlatego, by nikt w zamku nie chciał go z miejsca zabijać, jednak Grand nie mógł o tym wiedzieć, niestety. Kiedy łapa nie dała zamierzonego rezultatu otarł się karkiem o swojego towarzysza.
W człowieka nie miał zamiaru się zmieniać. Nie wiedział, jak młodzieniaszek zareaguje, ani też nie był pewien samego siebie i tego, czy potrafiłby siedzieć tak cicho i cierpliwie go słuchać.
Niestety, Grand nie zrozumiał, co kocisko miało na myśli. Uśmiechnął się jednak i zerknął na ognisko. Nie miało zamiaru zgasnąć, a on robił się śpiący. Potargał pieszczotliwie kudełki pumy między jej uszami i podniósł się z kamienia. Skoro nie miał wody, nie chciało mu się sikać, a kocisko w niczym mu nie mogło pomoc przy ognisku, pozostało mu najzwyczajniej w świecie zasypać je ziemią, której miał pod dostatkiem. Nie chciał brudzić sobie rąk, więc wynalazł kawałek kory, leżący nieopodal i przy jego pomocy zaczął zasypywać płomienie.
- Nie ma siedzenia kocie! Idziemy spać. Znaczy... – Wyprostował się na chwilę i popatrzył na pumę z uśmiechem. – Ja idę spać, bo zjadłem kolacje. A jeśli ty jesteś głodny to zmykaj na polowanko. Może trafi ci się jakiś tłuściutki króliczek, albo co tam sobie wyniuchasz. Ja zasypię ogień i idę do jaskini. Byłoby miło gdybyś mnie ogrzał. Obiecuje, że będę grzeczny – Podniósł rękę jak do przysięgi, po czym powrócił do gaszenia ognia, ziewając przy okazji niczym smok.
Kocisko prychnęło na Granda i pokręciło łbem, co mogło wyglądać na zwykłe otrzepanie się, po czym ruszyło ciężki zad i leniwym krokiem skierowało się wprost do jaskini. Ferez nie był głodny, a ogrzanie chłopaka nocą wydawało się być rozsądnym wyjściem. Zwłaszcza, że wiosna dopiero nadchodziła i nocami bywały jeszcze przymrozki. Z zaciekawieniem obejrzał wnętrze jaskini i nim chłopak również się do niej udał, zdążył poprzeciągać wszelakie skóry na jeden wielki stos. Wychodził na tak mądrego kota, że mogło się to wydawać niepojęte, ale nie mógł nic poradzić na to, aby sprawiać, że ludziom w jego otoczeniu było dobrze. Wyłożył się wygodnie na części ‘materaca’ i zaczął mruczeć przymykając ślepia, niczym zadowolony kochanek, czekający na swoją panienkę, skoro już Grand uwielbiał go do takowych porównywać. Ogon poruszał się powoli z równie wielkim zadowoleniem.
W międzyczasie, chłopak stanął u wejścia do jaskini i patrzył, jak kocisko przeciąga ostatnie dwie skóry. Uniósł wysoko brwi, ale nie odezwał się. To, co ten kot robił, było zadziwiające. Zachowywał się jak dobrze wytresowane stworzenie.
- Jesteś zaiste niezwykły – odezwał się wreszcie, wchodząc w głąb jaskini i uśmiechając się do kociska, które najwyraźniej leżało i czekało właśnie na niego. – Hm, sam nie wiem czy mam się zacząć ciebie jednak bać czy przyjąć twoje zdolności, jako wrodzony talent – Przyklęknął na skraju posłania i wygładził je rękoma z widocznym zachwytem dla kunsztu kociska. – Mam nadzieje, że jesteś w nocy równie cieplutki, co za dnia i że nie chrapiesz zbyt głośno – zamruczał, naśladując kocie dźwięki, przeciągnął się i po chwili mościł sobie legowisko niemal w objęciach kocich łap.
Ferez był bardzo ciepłym stworzeniem zarówno, jako człowiek i jeszcze bardziej jako zwierzę. Objął szczelnie chłopaka, po ludzku i przymknął ponownie ślepia. Grand mógł dosłyszeć niespokojne bicie serca zwierzęcia, chociaż oddech pozostawał miarowy i spokojny. Kocisko rozmruczało się na dobre, nie miało w zwyczaju chrapać, pomimo tego, że Ferez jak najbardziej chrapał, jako człowiek. Wielki jęzor musnął jeszcze raz smakowity policzek towarzysza, a wielki, zimny nos dotknął go zaraz po tym i powąchał. Zmiennokształtny chciał przez chwilę być człowiekiem i tak po prostu ucałować policzek na dobranoc, jednak dość szybko odegnał od siebie te niedorzeczne myśli.
- Fuuuj... – jęknął, czując jęzor na swoim policzku, ale nie odsunął się.
Przymykając oczy, uśmiechnął się, czując jak ciepło kota utula go do snu. Tego mu było trzeba: ciepła i poczucia bezpieczeństwa. Wtulił się bardziej w sierściucha i ponownie zamruczał. Był szczęśliwy. Tu, teraz, w tej jednej chwili i pewnie przez tą jedną noc, poczucie szczęścia przepełniało go z ogromną mocą. Sen nadchodził nieubłaganie. Nadchodził tak spokojny i tak relaksujący, że Grand oddawał się w jego objęcia bez protestu i bez zastanowienia.
- Jak dobrze cię mieć... – zamruczał, poprawiając ułożenie swojego ciała, gdy znajdował się na granicy snu i jawy. Rozgrzane ciało rozluźniło się. Nawet przez chwilę nie zastanowił się, dlaczego kot obejmuje go ramionami niczym człowiek. Po co miał to robić? Tak było doskonale i tak pozostać mogło.
Ferez również zasnął, chociaż nie paliło mu się do tego, ani trochę. Trzymając jednakże w objęciach młodego mężczyznę sen nadszedł, jak zaczarowany, ewentualnie, jakby kocisko napiło się ziółek na uspokojenie.
Nie chrapało, ale mruczało całą noc przez sen, który skończył się dość szybko przez donośne burczenie na dworze. Odruchowo po obudzeniu chciał polizać łapę i wytrzeć pysk, ale zamiast tego jęzor natrafił na policzek Granda, a uszy pumy zastrzygły, słysząc, że burczenie na dworze nie ustaje. Z ociąganiem się kocisko opuściło wygrzane posłanie, aby sprawdzić, co robi tyle hałasu. Wszystkie kosteczki zwierzęcia strzeliły, kiedy wyciągało zastane mięśnie. Po chwili kot wystawił nos na świeże powietrze, a później i cały łeb, ale zaraz cofnął się o kilka kroków.

1 komentarz:

  1. Witam,
    ;] chyba Ferez zrobił to specjalnie, że wcześniej się nie otrzepał z tej wody, ale doś niesamowita relacja zaczyna łączyć Granda z Ferezem, ciekawi mnie jak dalej się to rozwinie... bardzo mądre kocisko. Ciekawe cóż takiego tam zobaczył, czyżby dziadek wrócił, chcąc obronić wnuka przed pumą? ;]
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie i gorąco Basia

    OdpowiedzUsuń