niedziela, 2 czerwca 2013

Grand - Rozdział 6.

Ferez poderwał koci łeb, jak tylko dosłyszał hałas i ruszył cielsko na krótką chwilę, aby umieścić je zaraz z powrotem przed kominkiem. Z tą różnicą jednak, że teraz wygrzewał swoje plecy i spoglądał na drzwi uważnie i z zaciekawieniem. Ogon nie przestał się poruszać, a miodowe ślepia zmrużyły się odrobinę, chociaż jeszcze przed chwilą kocisko wydawało się być zmożone snem. Wkrótce spojrzał i na Granda, prychając cicho. Nie dało się nie zauważyć, że chłopak pękał od tej przesadzonej dumy i przypisywanej sobie zasługi. Nie zdziwiłby się też, jakby niedźwiedzia zdążyły wyczuć inne leśne zwierzęta i przywłaszczyć sobie zdobycz, przynajmniej po części. Sam zjadłby kawałek świeżego mięsa, najlepiej krwistego, ale ktoś musiałby mu go podać, bowiem drapieżność pumy znikała gdzieś daleko w domowym zaciszu.
Rwetes na dworze nie cichł. Wręcz przeciwnie, wzmagał się i przybliżał. Chłopi dźwigali truchło niedźwiedzie i dyskutowali przy tym podniesionymi glosami. Grand zmarszczył czoło, kiedy do jego uszu dobiegło pojedyncze stwierdzenie jakiegoś mężczyzny, że niedźwiedź nosi ślady ugryzień. Musiał przyznać, że o tym nie pomyślał, kiedy wychwalał się, że to jego zdobycz. Otworzył drzwi do domu i stanął na progu.
- Ach, widzę, że ocalał. Mam nadzieje, że żadne bestie leśne nie nadgryzły go. Byłoby szkoda utracić tak dobre mięso. – Zszedł ze schodków i stanął na piaszczystej ścieżce, zakładając ręce na tors i unosząc wysoko głowę. – Mówiłem ci dziadziu, że będziesz dumny, kiedy go zobaczysz.
Z domu sąsiadki wyszła właścicielka i babcia Granda. Zeszło się niemal połowę wsi, aby obejrzeć, jakim to łupem chwali się chłopak, robiąc zamieszanie na całego.
Kocur słyszał wszystko dokładnie, a po chwili ponownie się podniósł. To o zębiskach też nie umknęło jego uwadze, więc skierował się za chłopakiem do drzwi, a gdy tylko wychylił nos na świeże powietrze, przysiadł z bólem żeber na schodkach i przypatrywał się mężczyznom, którzy nieśli brunatnego potwora. Raz czy dwa oblizał się na samą myśl o świeżym mięsie, ale szybko wyrzucił te gdybania z głowy, aby nie zrobić się naprawdę głodnym, a co za tym szło dość nieobliczalnym. Zerkał co rusz to na chłopaka, to na dziadka Granda, to na jego babcie, którą również dostrzegł, a w końcu i na samego niedźwiedzia. Przy okazji ogon, żyjąc własnym życiem, zamiatał schodki powoli, wznosząc niewielkie tumany kurzu obok drzwi. O swojej obecności nie dał znać młodzieniaszkowi, bowiem koci wzrok zakrawał na nieco deprymujący.
- Chcesz nam wmówić młody, że to niedźwiedzisko uległo twojemu urokowi i padło z zachwytu? – ryknął z rozbawieniem jeden z mężczyzn taszczących niedźwiedzia.
Reszta zawtórowała mu śmiechem tak głośnym, że aż z dachu zsunęło się kilka zalegających tam gałązek. Grand fuknął wściekle i postąpił krok w stronę przybyłych.
- Uważasz, że nie stać mnie na zabicie takiego zwierza? Uważasz, że jedynie ty albo tobie podobni powinni opływać w splendor? Otóż wyobraź sobie, że i ja mam w sobie ducha wojownika, kiedy dzieje się krzywda komuś, kogo lubię. I ja potrafię być groźnym dla niebezpiecznych stworzeń, jeśli zajdzie taka potrzeba.
Grand był zły. Co prawda wiedział, że strasznie koloryzuje i dodaje sobie przymiotów, ale miał dość traktowania go jak zero tylko, dlatego że wolał zaplatać koszyki z trzciny niż iść na polowanie. A koszyki to dobra rzecz! Przydają się częściej niż się to wydawało tym nadętym mięśniakom.
Kocur chciał bardzo skarcić Granda za tę opowieść i niesłuszną złość za kłamstwo. Otrzepał łeb, a później postanowił zwrócić na siebie uwagę. Gdyby tylko Grand pozostał przy opowieści, że ma tresowanego kota, wybaczyłby mu to koloryzowanie, do którego zdążył się już przyzwyczaić. Zawarczał głośno po kociemu i machnął ogonem gwałtowniej. Siedział na szczycie schodków, więc każdy mógł dostrzec ogromną pumę. Mądrzejsi mogli też zorientować się, że zapewne coś łączyło kocisko i ślady na ciele niedźwiedzia. Zmierzył uważnym wzrokiem plecy młodego, po czym zawiesił wzrok na panach niosących zwierzę i jeszcze raz zawarczał głośno.
- No i właśnie... – Grand oczywiście zorientował się, że kocisko przyszło pokazać się i posłuchać, jak on opowiada historie unicestwienia bestii. Odwrócił się w jego stronę i wskazał na niego dłonią. – Oto i wasze ślady zębów na ciele niedźwiedzia. Ten oto kot, pozostając pod wpływem mej nieokiełznanej siły umysłu i nie mając na tyle sił własnego, aby uwolnić się spod mojej mocy, rzucił się na potwora, aby bronić mej czci i mego ciała. Jest mi oddany i wierny. Ufa mi i wypełnia moje polecenia nawet wtedy, gdy nie staram się panować nad nim umysłowo. To on pozostawił te ślady. To on rzucił się na miśka, ale gdyby nie to, że niedźwiedź chciał potraktować go jak szmacianą zabawkę i porachować mu wszystkie kości, nigdy nie wyzwoliłoby się we mnie tak samo groźne zwierzę jak w tym zacnym kocie. – Grand przemawiał niczym uczony na uniwersytecie. Miał poważną minę i nie patrzył na swych słuchaczy, których notabene zatkało nieco, kiedy zaczął przemawiać, lecz cały czas obserwował kocisko. Dopiero teraz odwrócił się w stronę mężczyzn. – Nie mogłem pozwolić, aby brunatny skrzywdził mego towarzysza. Wezbrały we mnie siły równe olbrzymom i spiąłem się do granic, aby razem z kociskiem pokonać misia i zapewnić naszej wiosce jadło.
Ferez zakrył koci łeb łapą na chwilę i ruszył przed siebie. Otarł się o nogi chłopaka dość wymownie, prawie zwalając go specjalnie na ziemię. Kroczył powoli w kierunku głównej ścieżki, nie zważając na to, że panowie mogą się wystraszyć. Grand musiał odpokutować za to, że przypisywał sobie jego zasługi, a zmiennokształtny chciał, aby ktoś mu nastawił łapę i dał jakieś lekarstwa, więc jak tylko pozwolono mu znaleźć się na ścieżce, skierował się do zamku, do Akademii. Musiał też przeprosić samego Rektora, że zniknął bez wieści, choć w zasadzie było to dość dobroduszne pragnienie. Nie musiał się wszak tłumaczyć nikomu ze swoich kocich eskapad, bo... Był kotem, a one zawsze chodziły swoimi ścieżkami. Z tego również względu nadal i wciąż odrobinę złościł się na młodzieniaszka i chciał mu udowodnić, że jest posłuszny, kiedy sam tego chce, a nie, kiedy chce tego chłopak.
- Jakoś teraz twoje kocisko ma gdzieś to, że o nim mówisz i idzie w siną dal. Nie zatrzymasz go? – krzyknął ktoś z tłumu.
Rozległy się kolejne śmiechy, gdy już kot zniknął za zakrętem ścieżki. Grand nie przejął się tym. Przynajmniej takie zachował pozory, nie reagując na zaczepki panicznym nawoływaniem kota lub czymś równie bezsensownym. Zdawał sobie doskonale sprawę z tego, że przegiął. Ale jak na razie wiedział o tym on i kot. A kot przecież nie jest w stanie opowiedzieć ludziom jak było.
- Otóż pozwoliłem mu odejść. Jak każdy kot ma prawo do odrobiny swobody i jak każde stworzenie musi jeść. Chcielibyście żeby upolował sobie jednego z was albo przysiadł się do niedźwiedzia? Myślę, że nie. Myślę, że pozwolenie mu na opuszczenie wioski jest z mojej strony aktem miłosierdzia dla niejednego z was. – Chłopak uniósł wysoko głowę, prychnął coś pod nosem i z miną urażonego księcia wrócił do domu, zamykając za sobą drzwi i pozwalając wioskowym na zajęcie się oprawianiem dziczyzny.

Puma dostała się do zamku, chociaż Ferez musiał się zmienić w człowieka, aby przejść przez bramę. Dokonał tego z trudem i bólem, ale dokonał. Kiedy zobaczyła go jego towarzyszka, kręcąca się po zamku nie oszczędziła mu wymówek i narzekań, że zostawił ją samą sobie i nie zabrał na obiecane polowanie. Mężczyzna miał serdecznie dość, więc najpierw poszedł na zwiady do kuchni w poszukiwaniu placka, a później poprosił o pomoc jednego z medyków.
Nastawianie nogi odbiło się głośnym krzykiem po zamkowych murach, ale na szczęście nie była ona złamana, jak wcześniej przypuszczał. Teraz wystarczyło tylko wziąć gorącą kąpiel na obolałe stawy i mięśnie, a później zatopić się w miękkiej pościeli. Miał zamiar na drugi dzień znów odwiedzić Granda, tym razem jako człowiek.

2 komentarze:

  1. Witaj,
    no więc powiem tak rozdział mi się bardzo podobał... Farez niezadowolony, ze jest on pomijany w tym, ze to on w większości miśka pokonał.... Ciekawe jak będzie wyglądało spotkanie Farez-Grand, kiedy Farez będzie w postaci ludzkiej...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  2. Uwielbiam Granda. Jak się to czyta po dłuższym czasie, to naprawdę niektóre jego zachowania potrafią człowieka powalić śmiechem na ziemię. Muszę to jeszcze raz przeczytać...

    OdpowiedzUsuń