poniedziałek, 7 kwietnia 2014

Grand - Rozdział 24.

Przyjął z wielką ulgą i zadowoleniem przygarniające go objęcia. Nie miał zamiaru zwlekać z zapadnięciem w błogi sen, skoro jeszcze chwilę temu o mało nie zrobił tego podczas masażu. Oczy miał ciężkie, a buzia sama mu się darła w potężnych ziewnięciach. Rozchodzące się pod kołdrą ciepło, pochodzące od ciepła jego mistrza, usypiało lepiej niż gorące mleko czy kołysanka babci. Nawet nie zarejestrował, kiedy powieki zamknęły mu się na dobre i przestał nasłuchiwać dźwięków nocy. Spał smacznie, bez snów i bez kręcenia się. Nic mu nie przeszkadzało w oddawaniu się przyjemności snu. Nic też nie zabraniało mu wtulania się w ciało mężczyzny i mruczenia pod nosem zupełnie niezrozumiałych słów. Był w świecie bez trosk, bez myśli, bez obowiązków. Jego ciało było tak zmęczone, że i ono nie miało ochoty na wybudzanie się, więc sen nie odchodził nawet, kiedy słońce zaczęło pojawiać się na niebie i uśmiechać do wszystkiego, co żyło. Nie obudziła go kłótnia dziadków, nie telepała nim rano babcia, więc nie wiedział nawet jak późno jest, kiedy wreszcie otworzył oczy i zamrugał szybko, przywołując wspomnienia z dnia poprzedniego, aby przypomnieć sobie gdzie jest. Odetchnął z ulgą, gdy obok siebie zobaczył anielską twarz swego nauczyciela. Wyglądał tak łagodnie i tak niewinnie podczas snu. Wyglądał, jak rozespane dziecko, tylko trochę wyrośnięte. Nie chcąc zakłócać spokoju marzeń sennych mężczyzny nie wyszedł spod kołdry, a jedynie ułożył się na boku i wpatrzył w zamknięte powieki mistrza, zastanawiając się, o czym śni.
Ferez jeszcze długo nie mógł zasnąć, chociaż bardzo błogie myśli wkradły mu się w umysł. Zastanawiał się, co wymyślić kolejnego dnia swojemu uczniowi, aby ten się nie nudził, ale również zastanawiał się, jak przyjemnie będzie się obok niego rano obudzić. Chłopak mógł mieć wrażenie, że w nocy przytulało się do niego kocisko, bowiem, kiedy mężczyzna już zasnął, zaczął się do niego ledwo zauważalnie łasić. Kiedy zaś Grand się obudził, aby na niego popatrzeć, do głowy wkradły się sny. Zamachał rękami w powietrzu, odwracając się na plecy uprzednio. Zdecydowanie biegał teraz w swoim kocim świecie za jakąś zwierzyną, albo jeszcze bardziej instynktownie – za jakąś kotką. Po chwili owego biegania odwrócił się do chłopaka, pomacał go po ramieniu i przyciągnął do siebie z pomrukiem, oplatając również udem. Zachrapał mu wprost do ucha, czy raczej chrząknął i zaczął po chwili mruczeć bezustannie i głośno, nie przejmując się tym, że jego ciało jest rozpalone i rozanielone przez sny.
Grand zląkł się, kiedy mężczyzna zaczął machać rękami, ale po chwili widok ten wydał mu się przezabawny. Mistrz wyglądał, jakby się przed czymś opędzał, albo jakby usiłował przepłynąć rzekę. Chłopak uśmiechnął się i pokręcił głową z niedowierzaniem. Czyżby on też tak cudacznie zachowywał się podczas snu? A co, jeśli śni mu się, że na przykład rąbie drwa na opał? To musi wyglądać bardzo ciekawie. Chłopak już miał wychodzić z łóżka, udać się w krzaki, a następnie rozprostować kości i ubrać się, kiedy to silne ramie nauczyciela przygarnęło go do mężczyzny i zamknęło w ścisłych objęciach. Nie wyrywał się. Nie czuł takiej potrzeby. Zamiast tego postanowił oddać się jeszcze kilku chwilom przyjemności lenistwa i wtulił się w tors Fereza z westchnieniem i ulgą. Było mu ciepło. Bardzo ciepło. Nawet można pokusić się o określenie, że czuł się jak ciasto na chleb wsunięte w otchłań pieca i lizane łakomymi płomieniami. Ale ciepło to było na tyle przyjemne, że był w stanie znieść je i cieszyć się nim ile tylko zdoła.
Kilka chwil przedłużało się w nieskończoność. Ferez nie miał zamiaru się budzić, czy raczej wybudzać z pół snu, przez który wyraźnie czuł obok siebie przyjemny zapach ziół. Tyrpnął nosem włosy Granda lekko, później to samo zrobił z czołem. Musiał odnaleźć coś, co było ustami chłopaka, ale niechybnie przyssał się do jego nosa na dłużej i zmarszczył czoło. Nie tego poszukiwał, aż burknął z niezadowoleniem i mlasnął, jakby miał zamiar zjeść swojego ucznia, po czym brnął dalej do celu. Palce dłoni, które miał ułożone na plecach, tych cudownych, rozmasowanych plecach, poruszyły się odrobinę, ni to drapiąc, ni to gniotąc, ni to przesuwając w różnych kierunkach. W końcu dotarł i do warg Granda…
Nie! Nie dosięgnął ust, bowiem po pocałunku, jaki chłopak dostał w nos roześmiał się rozbawiony, po czym przewidując, co mężczyzna zamierza, wsunął dłoń pomiędzy ich twarze i nakrył nią usta mistrza.
- Słodziaku... – mruknął, nadal uśmiechając się na widok tak rozkosznie zaspanego mężczyzny. – Kociaku bezwłosy, chyba pora otworzyć oczy i zobaczyć, na jaką zwierzynę polujesz.
Dotyk nauczyciela nie był dla niego czymś odstręczającym ani rażącym go w jakiś specjalny sposób. Było mu wygodnie i miło, pozostając w ramionach silnego faceta, do którego czuł tak wielki szacunek. Może właśnie, dlatego chciał, aby mistrz najpierw się obudził, a dopiero potem, jeśli nadal będzie miał taki zamiar, pocałował go na przywitanie dnia. A może po prostu bał się, że mężczyzna śni o kimś całkiem innym i oczekuje tego, co ten ktoś mu daje, a dostanie zwykłego parobka?
Ferez otworzył leniwie jedno oko, ale zanim to zrobił polizał dłoń, przyklejającą się do jego twarzy mokrym, ciepłym językiem. Miodowe spojrzenie oka spoczęło na ręce chłopaka, a nos zmarszczył się odrobinę. Mimo tego uśmiechnął się z rozleniwieniem i jęknął, czując ciarki na plecach. Dawno tak dobrze nie spał i musiał to przyznać, ale nim miało do tego dojść, ściągnął dłoń ze swoich ust i zrobił dziubek, skoro już koci sen odchodził w zapomnieniem, przez widok Granda, malującego się przed jego spojrzeniem. Powrócił dłonią na jego plecy, a później na udo. Czemu musiało być ubrane? Niemniej przyciągnął je do siebie, głaskając po całej długości, wraz z łydką i z powrotem, zahaczając o pośladki, ale nie nachalnie. Po prostu błądził dłonią, czy raczej dłoń sama błądziła po drugim ciele, które przytulał do siebie i nie miał zamiaru wypuszczać, przynajmniej dopóki nie dostanie porządnego całusa na dzień dobry. Nie wymagał również takich rzeczy od nikogo innego. To był Grand, jego Grand i mógł sobie pozwolić na to, aby nieco wywnętrzyć swoje pieszczotliwe uczucia względem niego.
- Ach, dzień dobry panu – chłopak uśmiechnął się zalotnie i zbliżył usta do dzióbka, jaki prezentowały usta mistrza. Musnął je delikatnie i odsunął się z uśmiechem. Za chwilę zrobił to samo i tym razem również się odsunął, jednakże jego głaskane udo, żyjąc własnym życiem i własnymi chęciami, poruszyło się ocierającym ruchem po udzie mistrza. – Mam nadzieję, że spało się panu dobrze, bo mi jak najbardziej i w zamian za to postanowiłem, że dostanie pan to – mruczał, wodząc spojrzeniem po twarzy, jaka przed nim leżała, oraz smyrając Fereza po plecach.
Tak jakoś bez celu i bez konkretnej zachęty czy czegokolwiek, chciał go pogłaskać, chciał pokazać, że się go nie boi, chciał dać mu poczucie, że jest mu dobrze. Zbliżył też kolejny raz usta do ust mężczyzny i tym razem ucałował je o wiele dłużej i o wiele czulej. Nagroda musiała być adekwatna do tego jak dobrze mu się spało i jak solidnie się wyspał. Pocałunek nie wystarczał. Nie był nawet w części tak dobry jak powinien, ale biorąc pod uwagę to, że chłopak do tej pory nie wykazywał się jakąś szczególną odwagą jeśli szło o erotyczne podteksty ich znajomości, był on nadzwyczajny.
Mistrz zamruczał z zadowoleniem, kiedy wreszcie uciekające usta zdecydowały się zostać przy jego wargach na dłużej. Odwzajemnił pocałunek, z przyzwyczajenia zaczynając kierować drugimi wargami władczo, aby układały się tak, jak on tego chciał, ale i dawały przyjemność chłopakowi. Podświadomość chciała rozpalić Granda, ale była tylko podświadomością, która jedynie mogła wywnętrzać się w pocałunku. Z westchnieniem, nie przerywając smakowania warg swojego ucznia, naparł na niego odrobinę, niemalże topiąc w miękkiej pościeli. Smakował go powoli, jak cenną zdobycz, choć nie traktował go tak w żaden sposób. Dłoń przesunęła się z – ubranego niestety – uda, nieznacznie wyżej, na gołą skórę biodra i dalej na brzuch, który również został obdarowany dawką odpowiedniej czułości, po czym powędrowała na pierś chłopaka i z powrotem w dół, ale już jedynie uraczając skórę dotykiem opuszków palców. Nieco zachłanne usta przestały całować, bowiem podążyły na brodę młodego, to zaraz na szyję, uraczając ją serią powolnych, delikatnych pocałunków. Te muśnięcia również miały sprawić Grandowi przyjemność w jego mniemaniu i chociaż nie rozprzestrzeniały się bardziej, jak na chwilę obecną, to był to jednak nieco wyższy, czy raczej dalszy stopień doznań.
Podobało się Grandowi takie podejście Fereza do porannego witania się z nim. Czując jak ciało mężczyzny wciska go w pościel miał wrażenie jakby jego organizmem zupełnie zawładnęła istota mistrza. Nie chciał kończyć przywitania zbyt szybko, bo miał wrażenie, że do końca dnia nie dostanie już niczego w tym stylu. Ciche westchnienia, obrazowały jak czule i jak wspaniałe są dla niego pocałunki nauczyciela. Poczuł też jak rozbudza się jego wewnętrzne pożądanie. Nie chciał, aby rozogniło się ono za bardzo, bo nie wiedział czy nie skończy się jego panika. Wsunął palce we włosy mężczyzny, przeczesał je wolno i zamruczał, wprost do jego ucha.
- Jest miło. Jest nawet nieziemsko, lecz chyba na tym powinniśmy zaprzestać, bo... Trzeba wstawać, wiesz – mówił dość łagodnie, jakby tłumaczył małemu dziecku, że nie dostanie słodyczy przed obiadem.
- Oczywiście – przyznał mężczyzna.
Oderwał się od szyi chłopaka z cichym westchnieniem i położył na plecach z powrotem. Głupia podświadomość protestowała, ale chłopak miał rację – rozpalanie jakiegokolwiek pożądania było niewskazane. Niemniej nie chciało mu się opuszczać ciepłego łóżka i wychodzić na dużo chłodniejsze powietrze, więc naciągnął na siebie kołdrę jeszcze bardziej, aby się pod nią skryć.
- Możesz iść coś zjeść zanim wstanę, a potem trochę pobiegać na rozgrzewkę – zamruczał spod pościeli, drapiąc się po torsie i ziewając szeroko, jak jeszcze niedawno jego uczeń. – Tylko nie biegaj zbyt daleko, bo się zgubisz – ostrzegł jeszcze, nim zamknął to jedno oko, które wcześniej z bólem otworzył i poddał się zbawiennemu ciepłu pościeli.
- Oj leniu, leniu... – wymruczał Grand pod nosem z niemałym rozbawieniem. Przelazł przez okryte kołdrą ciało mistrza, nie odpuszczając sobie przyjemności przygniecenia go własnym ciężarem choć troszkę. Stanął na kamiennym podłożu i przeciągnął się niespiesznie. – Jak każesz. Myślę, że zanim się wygrzebiesz z pieleszy to ja już spocę się jak wdzięczne prosię i wrócę.
Pomachał jeszcze na pożegnanie do leniucha i porywając ze sobą tobołek z pozostałym jedzeniem, wyszedł przed grotę. Tam zasiadł z uśmiechem na kamieniu, odwracając twarz ku promieniom słońca, które już dość wysoko zagościło na niebie. Odwiązał tobołek i wybrał sobie z niego porcję odpowiednią na śniadanie. Zostawił też coś dla mistrza, bo przecież ten też kiedyś wstanie. Pałaszują posiłek ze smakiem, rozgrzebywał noga, obutą w sandał, ziemie i mruczał jakąś wioskową przyśpiewkę. Był zadowolony, wyspany, spokojny. Lepszego poranka nie mógł sobie wyśnić.
- Mam nadzieję – mruknął leniwie Ferez.
Pomachał nawet chłopakowi dłonią spod kołdry, kiedy ten już wyszedł z jaskini. Po czym odwrócił się na bok, twarzą do ‘ściany’, aby nie dosięgało go żadne niepożądane światło. Sen był jednak już daleko, więc tylko leżał, a po jakimś czasie nawet otworzył oczy i wpatrywał się w jakiś fascynujący kamień, bez konkretnych myśli. Przede wszystkim musiał jednak ochłonąć z porannego rozochocenia i przywrócić rozpalone ciało do stanu używalności i do widoku publicznego. Medytacja wydawała mu się więc odpowiednią do tego metodą, a Grand mógł myśleć, co chciał. Ferez miał w zwyczaju przesypiać pół dnia, tylko nie bardzo mu to wychodziło w ludzkiej postaci, a w kota nie mógł się zmienić. Kiedyś będzie musiał to zmienić – przeszło mu przez głowę, po czym uśmiechnął się do siebie, przygarniając poduszkę pod nos, na której jeszcze tlił się zapach jego ucznia, czyli zapach ziół i kwiatowego olejku. Takie zapachy mógłby wdychać cały dzień i nic więcej nie robić, toteż daleko mu było do wstawania.
Po spałaszowaniu posiłku, chłopak wszedł cicho do jaskini, zgarnął z niej pozostałe części garderoby, ubrał się i ruszył biegiem do lasu. Miał chęć zawitać nad strumień, co też uczynił. Opłukał się w zimnej wodzie, zadumał chwilę nad widokiem stadka kolorowych ryb i ruszył biegiem w knieje. Dobrze mu się biegło. Co prawda, co chwile potykał się o jakąś wystającą gałązkę albo złośliwy kamień, ale nie pokaleczył się zbytnio i, co najważniejsze, niczego sobie nie złamał. Czuł, jak jego ciało budzi się coraz bardziej i jak krew krąży w jego organizmie coraz chętniej i prędzej. Śmigał pomiędzy drzewami to w jedną, to w druga stronę aż w końcu stwierdził, że pora wracać. Robiło się coraz cieplej, słońce wspinało się na nieboskłon, a jego żołądek zaczynał odczuwać skutki biegania. Obrał więc odpowiedni kierunek i ruszył w drogę, widząc już oczyma wyobraźni, jak mistrz wita go uśmiechem.
Może nie z uśmiechem, ale z pewnością z rozespanymi oczyma, które właśnie zaglądały do tobołka z jedzeniem. Ferez rzucił Grandowi przelotne spojrzenie, czując jak jego żołądek domaga się czegoś bardziej pożywnego niż to, co zostało z babcinych przysmaków. Zdążył też rozpalić ognisko, uprzednio zgarniając wyschnięte spodenki Granda, rękawy swojej koszuli i sam kociołek z nad paleniska. Dorzucił też sporo drewna, aby dawało przyjemny zapach i zaniósł pochodnię na swoje miejsce. Łóżka mu się nie chciało ścielić, dlatego poskładał je byle jak, aby nie robiło wrażenie, jakby ktoś uprawiał na nim niedawno dziki seks.
- Chyba będę musiał cię na chwilę zostawić samego… - zamruczał, zamykając tobołek na cztery spusty i dopiero wtedy uśmiechnął się lekko do chłopaka. – Poćwicz chodzenie po belce, a ja wrócę za jakieś pół godziny, dobrze? – spytał, odkładając tobołek pod siebie, na kamień z którego wstał i przy którym przeciągał się kocio, nie zapominając o tym, żeby zmienić się w pumę gdzieś dalej, a nie przy młodym.

1 komentarz:

  1. Witam,
    taka wspaniała pobudka spodobała się im obu, ale co piękne szybko się kończy..., Ferez podczas snu zachowuje się po kociemu, ciekawe czy o tym wie, ciekawe czy o tym wie, czy zazwyczaj zasypia w kociej postaci....
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń