poniedziałek, 26 grudnia 2011

Miłość wymaga wyrzeczeń. 9.

Z kąta, na ciemnym poddaszu, dochodziło ciche pochrapywanie. Chris smacznie odpoczywał z dala od całego zgiełku szkoły i innych hałasów. Był wykończony po wieczornym polowaniu. Nie miał zamiaru wracać do pokoju, bo wiedział, że raczej tam sobie nie odpocznie. No i pod postacią pumy wypoczywał znacznie lepiej. Kocisko mruczało naprzemiennie z wydawaniem odgłosów chrapania. Skrył się w najdalszym zakątku poddasza, więc nie przejąłby się nawet tym, że ktoś pojawił się w tej ciszy. Zresztą, tutaj nikt raczej nie przychodził a nawet jakby, to Chris pozostawał niewidoczny w swoim zakamarku. Poddasze było idealnym miejscem na koci sen. W nocy panowała tu idealna cisza, a ciemności były rozświetlane jedynie przez słabą poświatę księżyca. No i od niepamiętnych czasów, Christian był tu zawsze sam.
Jednak nie dziś. W pewnej chwili, pod sufitem, rozbłysły dwa szafirowe światełka. Coś poruszyło się tam bezszelestnie. Po kilku minutach, z belki pod sufitem zeskoczył miękko Xellet. Wrócił do szkoły po dłuższej nieobecności i to czego dowiedział się od Roxanne skłoniło go do rozmyślań. Znał poddasze równie dobrze co Christian i także lubił przychodzić tu, by zaznać ciszy i spokoju. Jego powrót nie okazał się dla niego tak sympatyczny jak Logan na początku przypuszczał.
Chociaż wątpił w prawdomówność Roxanne od zawsze, to jednak teraz jej uwierzył. Dlaczego? Może dlatego, że gdzieś tam, w głębi duszy czuł się trochę winny? Westchnął cicho i niestety przyznał sobie rację. Wyjechał bez słowa. Nie odezwał się do Christiana ani razu. Nie powinien więc obwiniać go teraz o to, że ten szukał szczęścia u boku innego. Potrząsną głową i skrzywił się. Musiał się uspokoić, a w jego przypadku nie było to łatwe.
Nagle do uszu Xelleta dotarł dźwięk pochrapywania. Co u licha? Chłopak przekręcił głowę w stronę owego pomruku z miną mordercy i przeszedł kilka kroków, zbliżając się do źródła hałasu. Standardowo nie miał problemów z widzeniem w ciemnościach, więc gdy tylko ujrzał pumę stanął jak wryty. Szlag! Zacisnął zęby, patrząc na zwierzę całkowicie obojętnie.
- Czyżbyś nie miał gdzie spać? - zapytał spokojnie, lustrując go wzrokiem. Po chwili zacisnął dłonie w pięści i założył na siebie ręce, unosząc pytająco brwi. Guzik go obchodziło, że właśnie budził Kota.
- Mam gdzie spać - mruknął Christian, zaraz po tym jak błyskawicznie powrócił do swojej ludzkiej postaci. I choć widok Xelleta był dla niego zaskoczeniem, ziewnął przeciągle, jak gdyby nigdy nic. Podniósł się z podłogi i spojrzał na Logana pytająco. - Nie było cię - stwierdził. Przeciągnął się niedospany, a echo nastawianych kości poniosło się po poddaszu. - Nie raczyłeś nawet napisać krótkiego listu. Ale teraz... - westchnął wymownie i uśmiechnął się delikatnie. - Wypadałoby bym dostał buziaka na przeprosiny.
Xellet oparł się obojętnie o jakiś drewniany, zakurzony słup i przyjrzał się uważnie Dienowi. Na jego twarzy pojawił się nikły uśmiech, pełen złośliwej ironii i chęci mordu.
- Wypadałby poczekać trochę z adoptowaniem nowej zabawki - wycedził przez zęby. Jednak już po chwili opanował nerwy i dorzucił ironicznie. - Tęskniłeś?
Jego świecące ślepia były dość irytujące gdy w ciemności przelatywały badawczo po sylwetce Chrisa. Nie czekając na odpowiedź, Logan odepchnął się od słupa i podszedł do jakiegoś starego fotela. Potraktował mebel kopniakiem, przez co wzbił się w powietrze tabun kurzu, po czym siadł spokojnie, odganiając ręką kurz sprzed twarzy.
- Nowa zabawka? - Christian przewrócił oczyma ze znudzeniem. Mógł się domyślać, że tak będzie i teraz zachowanie Logana nie robiło na nim tak wielkiego wrażenia. - Nikogo nie adoptowałem - odparł spokojnie. - A jeśli ci chodzi o Maxa, to tylko naiwny dzieciak - oparł się wygodnie o filar. Kąciki jego ust podjechały lekko w górę. - Jesteś zazdrosny? - spytał cicho, choć odpowiedź malowała się przed nim bardzo wyraźnie w zachowaniu Xelleta.
To było widać, nie mógł mieć złudzeń. Najgorsze było jednak to, że sam Chris nie wiedział czego tak naprawdę chciał i ogarnęło go uczucie delikatnej paniki pomieszanej z sytuacją bez wyjścia.
Logan przez chwilę wpatrywał się bez słowa w Kociaka, zastanawiając się, czy w ogóle ma chęć na tę dyskusję.
- Właściwie to... byłem zazdrosny - odparł ze spokojem, odgarniając grzywkę na bok. Założył nogi na szafkę obok, zrzucając przy okazji jakieś pudełko. - Ale teraz ciesze się twoim szczęściem - uśmiech na twarzy chłopaka tym razem nie wyglądał tylko złośliwie. On po prostu był w tym momencie wredny. - A co tam u ciebie ogólnie słychać? - dorzucił zbędne pytanie, by zamaskować prawdziwe emocje, jakie teraz nim targały.
- Jakim szczęściem? - odparł spokojnie Christian, chociaż miał mu ochotę strzelić w twarz za to, co powiedział. - Nie wiesz, co mówisz - warknął. Tęsknił za nim, a ten oczywiście, jak każdy naiwny człowiek, musiał najpierw posłuchać innych. Odetchnął głęboko kilka razy i przymknął oczy. - Nie musisz być złośliwy. Nic mnie z Maxem nie łączy głębokiego.
Ostatnie zdanie nie zabrzmiało jednak zbyt pewnie. No bo cóż z tego, że Max mu się podobał? Wolałby mieć przy sobie zdeterminowanego i pewnego siebie Logana niż jakiegoś rozemocjonowanego chłopaka. Choć w zasadzie, to już sam nie wiedział, co myśleć.
Logan podniósł się z fotela i uraczył Christiana szerokim uśmiechem.
- To tak, jak ze mną - powiedział spokojnie i ruszył do klapy by opuścić poddasze. - Miłego wieczoru i dobranoc, Kocie - rzucił wymijając go i klepiąc w ramię.
Postanowił wrócić do swojego pokoju i zacząć się znów pakować. Walczył z emocjami z całych sił. "Tylko nie rycz! Nie rycz mówię!" - przekonywał sam siebie, kiedy podnosił klapę.
- Świetnie. Rób co uważasz - warknął w odpowiedzi Christian i zamrugał oczami, bo cisnęły mu się do nich jakże zdradzieckie łzy złości.
Nie będzie za nim leciał, oj nie. To chyba nie ta bajka. Kopnął jakimś kawałkiem drewna w kierunku Xelleta, ale roztrzaskało się ono o ścianę. Złość tak w nim wzbierała, że czuł iż jak tylko Logan wyjdzie, to rozniesie poddasze.
- A i pozdrów Maxia - mruknął cicho Xellet, szykując się do zejścia.
Nie był to już ton pewnego siebie Xelleta. Dało się wyczuć w nim smutek, wręcz rozpacz i zwykły żal. Nie czekając już ani chwili, zeskoczył na dół i puścił biegiem, byle by dalej od Chrisa i od problemu.
*
Drzwi od szkolnej kuchni zaskrzypiały delikatnie, kiedy wielkie kocisko wsuwało się do pomieszczenia. Nie chciało mu się polować. A, że był głodny, postanowił zajrzeć po prostu do lodówki. Musiał zresztą zająć się myśleniem, a nie polowaniem. Powrót Logana wzniecił w jego głowie pożar, a ugasić go mogło tylko stanowcze podjęcie decyzji. Musiał sam przed sobą przyznać, czego pragnie bardziej.
Nie rozejrzał się nawet po pomieszczeniu, tylko spokojnie poszedł do pierwszej lepszej chłodziarki i otworzył ją zgrabnie by wsadzić w nią włochaty nos.
- Nie ładnie tak zakradać się do kuchni zamiast samemu coś zdobyć, Dien - rozległ się ironiczny głos gdzieś z tyłu.
Kociak, z resztkami steku w pysku, odwrócił się i spojrzał na jednego z tutejszych profesorów, a mianowicie Salvatore'a. Zmienił się w człowieka i wytarł dłonią krew z brody zanim się odezwał.
- Obrońca sprawiedliwych - przewrócił wymownie oczyma i ponownie zmierzył wzrokiem rudzielca. - Nie lubię, kiedy ktoś mi mówi co mam robić - westchnął i zamachnął się dłonią, by zatrzasnąć lodówkę.
- Oczywiście, że nie - sarknął profesor. - Bo po co się przejmować innymi?
Salvatore nawet nie spojrzał na Christiana. Grzebał jedynie w resztkach jedzenia na swoim talerzu. Nie chciał się z nim kłócić, ale cały dzień siedział z Loganem i po prostu nie umiał być miły. Od niedawna Xellet zrobił się dla Nate'a ważny, a on nigdy nie dopuszczał do krzywdy bliskich mu osób.
- Nie przesadzajmy. Przecież nikt mi nie wmówi, że to moja wina - Chris prychnął, doskonale zdając sobie sprawę z tego, co jego, kiedyś niemal przyjaciel a teraz tylko znajomy, ma na myśli. - Wszyscy myślą, że ja to o, na pstryknięcie palca. Czy ja do cholery wyglądam jak pszczółka, albo inne cholerstwo, co skacze z kwiatka na kwiatek? Nie! Dlatego zastanawia mnie, czy ludzie naprawdę są tacy głupi - wyrzucił z siebie na jednym oddechu. Nie wyspał się przez Logana i teraz całe sfrustrowanie wychodziło z niego na polowaniu bądź w rozmowie z niewinnymi osobami.
- Nie no gdybym ja się dowiedział od Roxanne, że Rina zamieszkała w jednym pokoju z takim Maxem to też bym nie miał pytań, naprawdę. Zwłaszcza, że jego siostrzyczka, dodała pewnie coś od siebie. A, że mu na tobie... - Nate zamknął się, bo właśnie powiedział o pół zdania za dużo. Logan go zabije. - Przynajmniej nie wyjechał - dorzucił i wstał z krzesła, by wrzucić talerz do zlewu.
- Tylko, że on nie chce tłumaczenia - syknął wściekle Chris. - Nie chce mnie dopuścić do słowa. On zawsze wie lepiej... I nie wspominaj mi o Maxie - jęknął, a fala złości zalała mu twarz. Ręce zacisnęły się w pięść, a płuca wzięły głęboki oddech. - Nie wiem, czy dobrze, że nie wyjechał. Teraz kiedy sądzi, że nic go tu nie trzyma, to by chyba było najlepsze wyjście.
- Myślisz, że nie chciał? Olał moje protesty, ale nie ma gdzie pojechać - Nathan skrzywił się delikatnie, przypominając sobie rozmowę z Xelletem. - A jeżeli chodzi o tłumaczenia... To... Po prostu go to boli, a to i tak dziwne - wrzucił naczynia do zlewozmywaka i ruszył do wyjścia. - Jesteś z Maxem? - zapytał jeszcze, stając w drzwiach.
- Musisz o to pytać? - Christian skulił się niczym rażony ogromnym bólem. - Jak Xellet będzie chciał znać prawdę, to sam zapyta.
- On się ciebie boi - Salvatore rzucił Christianowi ostatnie spojrzenie i zniknął za drzwiami.
Chris usiadł ciężko na najbliższym krześle. Złożył ręce na stole, a głowę położył na nich. Miał dość. Szlag go już trafiał słysząc wszystkie te oskarżenia. Wyjechać i zostawić wszystko jest okej, ale zostać pozostawionym bez wieści i nadziei na ponowne spotkanie już nie. I oczywiście jedynym winnym jest Christian!
- Cześć! - rozległ się nagle tuż przy nim delikatny, damski głosik.
- No cześć - odmruknął, podnosząc głowę i zerkając z niezadowoloną miną na osóbkę, która ośmieliła się w tak bezceremonialny sposób przerwać jego rozmyślania.
- Nudzi ci się, widzę - stwierdziła idealnie uczesana i wymalowana laleczka. Wyciągnęła z szafki metalowe pudełko z ciastkami i, siadając bezstresowo obok chłopaka, otworzyła metalową pokrywkę. Wsunęła tam dłoń i po chwili, zapychając się już ciastkami, powiedziała: - Nora jestem.
- Christian - odpowiedział i gapił się na nią przez chwilę. Zastanawiał się, czy skądś jej nie zna, albo czy jej przypadkiem nie widział, ale niestety nie kojarzył jej. - Nowa jesteś? Nie widziałem cię nigdy - zmierzył ją dość ostentacyjnie z góry, aż po same czubki butów i z powrotem, tak jakby to była najbardziej naturalna rzecz w jego życiu.
Ciastka znikały w jej ustach w niesłychanie szybkim tempie a, że długie włosy zaczęły jej przeszkadzać włażąc do ust, zwinęła je sprawnie w mały koczek i wyciągnęła kolejne ciastko.
- Chcesz? - wyciągnęła dłoń ze słodyczą w stronę Chrisa. Nie wiadomo dlaczego, ale nie odpowiedziała mu na pytanie.
- Jadłem przed chwilą - spojrzał na ciastka i uśmiechnął się lekko na myśl o słodyczach. Zamyślony założył nogę na nogę, przy czym uwaga... nie wyglądało przy jego posturze komicznie. Jak to sam Max stwierdził, wyglądał niczym grecki, czy tam alpejski bóg.
- Nie to nie - skoro nie chciał, to dalej sama pałaszowała ciastka. "Pójdzie w dupę, jak nic!"- skarciła się w myślach, ale i tak nie miała zamiaru przestać się opychać. Za bardzo to lubiła. - Muszę znaleźć Derona. Nie widziałeś go może? - zapytała z pełnymi ustami uśmiechnęła rozbrajająco.
- Derona, a któż to? - zdziwił się, marszcząc czoło. - Twój chłopak? - mruknął, bo nie zdziwiłby się, gdyby tak było. Zresztą, chyba za dużo myślał o facetach. "A gdyby tak iść w pizdu? Nie no, nie bawmy się w Logana" - warknął w myślach, a Norze posłał nieco wymuszony uśmiech.
- Tak. Chyba tak - Nora zrobiła dość dziwną miną i, rzucając za siebie pustą puszkę jak zwykły papierek po batonie, westchnęła teatralnie. - A ty masz dziewczynę? - zapytała tak swobodnie, że Christiana aż wgniotło w krzesło z wrażenia.
- Cóż, mam z nimi problemy... One są jak... - tu przez chwilę zapanowała cisza bo Dien nie mógł się wysłowić normalnie. Nie znajdował dobrego określenia na Maxa i Logana. Byli dla niego niepojęci. - Są jak pogoda, zresztą, co ja ci będę mówił - przewrócił oczyma, komunikując tym samym, że jego problemy są zbędnym tematem rozmowy. W sumie mógłby się wygadać, ale po co?
- Hmm... kobiety. Masz lepiej... Gdybyś miał ogarnąć psychikę facetów miałbyś gorzej - zerknęła na niego spokojnie i podkuliła nogi, opierając je na stole. Ach, gdyby ona wiedziała jak bardzo teraz trafna była jej uwaga.
- Masz rację, dobrze, że to baby. Typowe baby - mruknął złośliwie z hołdem dla Maxa i Logana i uśmiechnął się szeroko. - Powiedz mi, co mam zrobić, by odzyskać tą, która zniknęła i wróciła, a potem jeszcze mnie oskarżyła o zdradę? No może nie jestem święty, ale kurw... - jęknął i spojrzał na nią wymownie, wręcz prosząco.
- Em... i jeszcze żyjesz? - Nora uniosła brwi zdziwiona ale potem roześmiała się spokojnie. - Ja bym cię zabiła, więc wiesz... A zrobiłeś coś nie tak? Czy tylko ona ma schizy? - zapytała, przyglądając się Chrisowi.
- Nie wiem, a ta niewiedza jest zajebiście bolesna. Ciągnie mnie do tej drugiej, ale kocham pierwszą. Zaczynam się zachowywać jak schizofrenik. Niedawno bym niemal zabił, chłopaka który się przystawiał do tej drugiej... Rozszarpałbym go na befsztyki - schował twarz w dłoniach i jęknął długo i żałośnie. - Nie, nie ogarniam, w ogóle.
- Hmmm... a byliście parą z numerem pierwszym? - zapytała z rozbawieniem, widząc jego rezygnację.
- Tak. Nie. Nie wiem - popatrzył na Norę umęczonym wzrokiem. - Kocham go tyle wiem. A Max... - syknął i spojrzał na nią z lekkim przestrachem, po czym przymknął oczy. - Nie mam dziewczyn, nie lubię dziewczyn. - przyznał w końcu, zezłoszczony na siebie. Miał dość wszystkiego i w ogóle miał ochotę sobie po prychać na cały świat jak rozkapryszona panienka lub wściekły kot.
Nora uśmiechnęła się i oparła plecami o wielkie ramie chłopaka, przymykając oczy.
- To już tłumaczy dlaczego to takie skomplikowane - powiedziała z lekką nutką rozbawienia w głosie. - A Max jest uroczy i kochany i nie możesz sobie go odpuścić - stwierdziła ot tak po prostu, rozsiadając się wygodnie na stole oparta o wielkoluda.
Chris zmroził wzrokiem jej plecy i podrapał ją za uchem.
- Max, to plastelina... Lubię kiedy poddaje mi się w dłoniach i kiedy na jego twarzy pojawia się ten grymas, kiedy nie wie czy ma iść dalej, czy powiedzieć dość - westchnął. - Z drugiej strony ten wstrętny kocur Xallet każe mi za sobą gonić i jestem do niego bardziej przywiązany. Czy on nie kuma, że to od niego zależy? Zostawi mnie i co? Mam płakać i czekać? Dobrze, owszem, czuję się źle, jestem zdekoncentrowany, poobijany przez to, że się skupić nie mogę i... Zaczynam się rozgadywać jak baba. Pięknie - jęknął i nabrał powietrza w usta by nic już nie mówić.
Kiedy Nora zorientowała się, że chłopak cały czas mówił o Loganie, wyprostowała się tak gwałtownie iż zjechała ze stołu, a lądowanie na tyłku na ziemi nie było przyjemne. Aż jej się koczek lekko poluźnił, a szpilka podtrzymująca go, wylądowała na ziemi.
- LOGAN XELLET? - miała minę jakby ktoś zafundował jej ślicznej buzi spotkanie z patelnią. - Przecież to najgorszy palant w tej szkole.
Christian pochylił się nad dziewczyną i wyciągnął do niej dłoń z lekkim uśmiechem.
- On wcale nie jest palantem. Jestem większym - przewrócił oczyma bo niemal zakuło go, kiedy powiedziała o Loganie per palant. - Wiesz, nie mam mu nic do zarzucenia prócz tego, że ma zdolność do znikania, a ja nie umiem czekać.
- Ogólnie to Xellet ratował mnie z depresji gdy ... no gdy ją miałam, a potem go wcięło. Nie wiedziałam nawet, że wrócił. Choć przez pięć dni, nie robił nic innego jak poprawianie mi humoru i był wtedy naprawdę kochany i zajebisty, to jak wyjechał mnie wkurzył i do tego wrócił i nic nie powiedział! I... - zamilkła by nabrać powietrza po tym napadzie słowotoku.
- No cóż... - Chris wykorzystał chwilę milczenia Nory i wpadł jej w zdanie. - Nie wiem, jak to jest, ale nie wyobrażam sobie, że go więcej nie zobaczę. Znikanie znikaniem, ale złości mnie to, że nie wierzy. Zresztą, tak jak powiedziałem, nie będę czekać aż łaskawie się zdecyduje komu ufać. Max mi może dać wszystko...- zamilkł bo zrozumiał nagle jak bardzo się właśnie myli. - Nie! Nie może... Zgłupieje z nimi i jeszcze ta wkurzająca dziewczyna. Jak ja zniknę to znaczy, że ją zamordowałem - powiedział sycząco w stronę drzwi, jakby Izabella się miała w nich zjawić.
Nora wskoczyła ponownie na stół i rozsiadła się na nim z szerokim uśmiechem. Nie posiedziała jednak długo, bo kiedy tylko chłopak usiadł obok niej, bezceremonialnie ułożyła się na blacie tak, by jej głowa spoczęła na jego kolanach. Uśmiechnęła się do niego radośnie i, patrząc mu prosto w oczy, zaproponowała z niesłychaną lekkością:
- Jak chcesz, mogę zabić dziewczę. Większość kobiet to głupie suki. Jakbym była facetem byłabym gejem - zakończyła spokojnie i zamknęła oczy, zakładając nogę na nogę i machając nią w powietrzu. - W ogóle, jeżeli chcesz żeby ten palant cię słuchał to go do tego zmuś.
- Że niby mam go brutalnie...? Ale, ale... Ja mu nie chcę zrobić krzywdy, a jeszcze ponoć się mnie boi, co jest dla mnie chore. Niemniej jednak, toż to kruszynka jest. Ja bym go małym paluszkiem złamał - uniósł brew w górę, zdziwiony jej słowami, ale każda szara komórka w jego mózgu zaczęła analizować to wszystko. Wiadomo, jest iskra to będzie i wielkie bum, czyli w przypadku Chrisa, kolejny genialny w jego mniemaniu plan.
- A ja myślę, że powinieneś to przemyśleć.
Zerwała się nagle z jego kolan i kilkoma susami znalazła się przy drzwiach. Zniknęła za nimi jeszcze szybciej niż się pojawiła, a w powietrzu pozostało po niej tylko echo szybkiego 'Pa!'.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz