wtorek, 6 grudnia 2011

Miłość wymaga wyrzeczeń. 5.


Z ogromną tacą w dłoniach stanął przed drzwiami kwatery i zastanowił się czy ma je otworzyć nogą, czy delikatniej. Po chwili odwrócił się tyłem i popychając je zgrabnie tyłeczkiem, utorował sobie drogę do środka. Wszedł zadowolony i postawił to, co przyniósł na stoliku. Tuzin ciastek, dzbanek kakao i dwie filiżanki. Odwrócił się z uśmiechem by zamknąć za sobą i aż podskoczył widząc w drzwiach Christiana.
- Czemu nie jesteś na zajęciach? – wszedł do pokoju i zaraz za progiem zatrzymał się, patrząc z wyrzutem na Maxa.
- Bo nie ma teraz?
- Ach… Poważnie?
Chris był najwyraźniej nieco zdezorientowany. Uśmiechnął się do Maxymilliana czarująco i jakby przepraszająco i zatrzasnął za sobą drzwi. Stanął na palcach i zajrzał chłopakowi przez ramie na to, co właśnie stanęło na stoliku.
- Szykujesz przyjęcie na moją cześć? – zapytał opadając na pięty i puszczając oczko do Maxymilliana. – Ja wiem, że jestem genialnym przyjacielem i współlokatorem, ale żeby zaraz przyjęcie?
- Nie. Przyniosłem sobie kolację.
Max starał się ukryć jak wiele radości wlało się właśnie do jego serca. Zdążył już zatęsknić za przyjacielem. Nie widział go od kilku dni. Co prawda starał się zapełnić sobie czas zajęciami szkolnymi, ale wieczorami zaczynało mu brakować kogoś do rozmowy. Uśmiechnął się do niego zawadiacko, choć bardzo nieśmiało i odwrócił się na pięcie by zasiąść na fotelu. Miał zamiar zająć się ciastkami. Nalał sobie kakao i popatrzył pytająco na Christiana.
- Nalej, nalej… – odpowiedział na nieme pytanie chłopaka i z uśmiechem siadł na łóżku. – Ciekawe, czemu przyniosłeś w takim razie dwie filiżanki? – No tak, nie uszło to jego uwadze.
- Jakoś tak… – Max nalewał kakao i zastanawiał się nad odpowiedzią. – Wiesz, pomyślałem sobie, że może zjawisz się nad ranem i będziesz miał chęć.
- Troszczysz się o mnie?
- Tak jakoś wyszło – Max odstawił dzbanek i ujął filiżankę podając ją przyjacielowi.
Christian pokiwał przecząco głową i rozłożył ręce na boki uśmiechając się szelmowsko.
- Chodź tu. Stęskniłem się.
Ręka z filiżanką zadrżała Maxowi tak bardzo, że pojedyncze krople kakao poleciały na dywan. Czy on dobrze słyszał? Czy Chris właśnie powiedział, że się za nim stęsknił? Odstawił filiżankę na stolik i spojrzał na chłopaka z niedowierzaniem.
- No chodź, chodź – ponaglił go tamten.
Max nie zastanawiał się dłużej. Przesiadł się z fotela na kolana chłopaka i wtulił się w niego jak spragnione bliskości małe dziecko. Christian uśmiechnął się ciepło i objął go ramionami, przytulając mocno. Maxymillian teraz dopiero poczuł jak bardzo mu brakowało przyjaciela. Jak niewymownie tęsknił za nim przez tych kilka dni. Jak pragnął ponownie spojrzeć w te czekoladowe oczy i zaciągnąć się jego zapachem. Objął przyjaciela i przejechał dłonią po plecach. Delikatnie, bardzo ostrożnie. Jakby bał się, że kiedy ruszy się gwałtowniej to tamten zniknie. Christian przytulał go przez chwilę w bezruchu.
- Widzę, że ty też tęskniłeś – rozległ się szept przy uchu Maxymilliana.
Christian odchylił się nieco i ujął przyjaciela pod brodę. Wpatrując się nachalnie w oczy Maxa zbliżył twarz do jego twarzy. Maxymillian czuł teraz delikatne łaskotanie powietrza przy każdym oddechu Christiana. Jego dłonie spoczęły na pasie przyjaciela a wzrok błądził łapczywie po twarzy chłopaka. Christian trwał tak w bezruchu przez prawie minutę. Zdawał się toczyć ze sobą jakąś walkę. Zdawał się nie wiedzieć, czy jest na właściwym miejscu o właściwej porze. Po jakimś czasie zacisnął powieki i kiedy jego ręka opadła na udo Maxa, zwiesił bezradnie głowę.
- To, co? – zapytał nie patrząc na Maxymilliana, który również siedział teraz z zamkniętymi oczami i ze wszystkich sił starał się uspokoić oddech. – Spróbujemy, co tam dobrego przyniosłeś? – odezwał się ponownie Christian podnosząc się z łóżka na tyle wolno by Max mógł w porę stanąć na nogi.
- Jasne – Maxymillian postarał się o wesoły ton głosu i zasiadł na powrót w fotelu. – Podobno te są najlepsze – Wygrzebał ze stosu ciastek takie, które było oblane czekoladą i posypane migdałami.
Christian tymczasem zajął przeciwległy fotel i przysunął sobie filiżankę z kakao. Ujął ją w dłoń i zamiast raczyć się ciepłym napojem zaczął obracać ją w miejscu i wpatrywać się w nią jak w czarodziejską kulę. Bez słowa, bez uśmiechu, zupełnie jakby był myślami bardzo daleko. Maxymillian mimowolnie przejął nastrój przyjaciela. Obracał ciastko w palcach i obserwował Christiana.
- Chodź do mnie – odezwał się nagle Chris.
Max aż podskoczył, tak było to nagłe. Dłoń z ciastkiem zacisnęła się i okruchy poleciały na podłogę. Niestety, głos Chrisa na tyle wytrącił Maxa z równowagi, że próbując niezgrabnie złapać sypiące się okruchy potrącił filiżankę z kakao i zalał nim pół stolika. Z głupią miną popatrzył na przyjaciela. W końcu to jego pokój, prawda? A on robi z niego śmietnik.
- No chodź – Christian wyciągnął rękę w stronę Maxa i ponaglił go spojrzeniem.
- Przepraszam – wyszeptał Max, chwytając przyjaciela za wyciągniętą dłoń i podchodząc do niego.
- Nie szkodzi – odparł ze złośliwym uśmieszkiem Chris, sadzając sobie chłopaka na kolanach.
- Posprzątam – Max miał najwyraźniej ochotę zrobić to natychmiast, byle tylko nie narazić się niczym współlokatorowi.
- Mmm… – mruknął gardłowo Christian i przytulił policzek do policzka chłopaka. – Będziesz mi sprzątał pokój na kolanach – wyszeptał, muskając przy tym kusząco płatek ucha Maxa. – Ale nago – dorzucił na zakończenie i ukąsił delikatnie ucho przyjaciela.
Maxymillian zadrżał. Z jednej strony pragnął bliskości Chrisa całym sobą, a z drugiej w jego głowie zapaliła się czerwona lampka ostrzegawcza. Jakiś natrętny głos powtarzał raz za razem : „Panuj nad sobą! Nie pozwól się ponieść emocjom! To nie prowadzi do szczęścia tylko do cierpień! Max, nie pozwól mu na wtargnięcie do twojego serca i pamięci!” Chłopak przymknął oczy i jęknął żałośnie. Bolało. Tak bardzo bolało go to, że targają nim tak sprzeczne emocje.
Christian potarł policzkiem o policzek przyjaciela i zamruczał zupełnie tak jak jego kocie wcielenie. Odchylił się, ujmując pod brodę twarz chłopaka i pocałował go delikatnie w kącik ust. Max objął go za szyję i uśmiechnął się uroczo. Już nie walczył. Już podjął decyzję. Wybrał ścieżkę prowadzącą w stronę odwrotną do rozsądku. Zatonął w spojrzeniu przyjaciela i wplótł palce w jego włosy, pieszcząc przy tym kark Christiana.
- Chcesz tego? – zapytał Chris, łaskocząc usta Maxa swoim oddechem.
- A czego ty chcesz? – wyszeptał w odpowiedzi Max i, nie mogąc oprzeć się pokusie, złożył na ustach przyjaciela przelotnym pocałunek.
- Ja… Ja? – zająknął się Christian i zerwał się z fotela tak gwałtownie, że gdyby przez chwilę nie przytrzymał Maxa, ten zapewne wylądowałby na podłodze. – Sam do cholery nie wiem, czego chcę! – wykrzyknął wściekle.
Patrzył jeszcze przez moment na oniemiałego z zaskoczenia Maxa, a następnie chwycił z tacy ciastko i wrzucając je sobie w całości do ust, odwrócił się na pięcie i ruszył do wyjścia. Przed samymi drzwiami odwrócił się jeszcze i rzucił:
- Pamiętaj, że masz to sprzątnąć!
Maxymillian zrezygnowany opadł ciężko na fotel. Zanim jeszcze zdążył ukryć twarz w dłoniach, mignęła mu w drzwiach kocia postać Christiana i usłyszał trzaśnięcie drzwi. Poczuł jak wzbiera w nim wściekłość. Kipiało w nim coraz mocniej, a krew pulsowała w uszach niczym wrząca lawa.
- Cholera jasna! – wrzasnął rozwścieczony do granic obłędu. – Dlaczego?!
Taca z ciastkami poszybowała z impetem w ścianę nad kominkiem i roztrzaskała się tam na tysiąc kawałków. Oczy zapiekły go żywym ogniem, ręce trzęsły się jak u staruszka. Odwrócił się w stronę okna i wpatrzył w mrok. Znów został sam. Normalna, jak na niego, kolej rzeczy. Tylko, dlaczego samotność jest zawsze taka bolesna?
Nie mógł tak siedzieć w nieskończoność. Za oknem już dawno zapadła noc i zapanowały egipskie ciemności, więc i tak nic tam nie było widać. Max wpatrywał się jednak w te ciemności z uporem maniaka. Nie dlatego, że miał tak sokoli wzrok by cokolwiek tam dojrzeć. Nie. On po prostu miał nadzieje, że gdzieś między drzewami, w nikłym blasku księżyca dostrzeże kocią sylwetkę. Że dane mu będzie nacieszyć się widokiem, choć cienia Christiana.
Był idiotą. Zachowywał się jak kretyn, kiedy zaczynało mu na kimś zależeć i zawsze wszystko niszczył. Tak jak teraz. Pozwolił, by jego serce zapanowało nad jego zachowaniem. Pozwolił, by samotność przesłoniła mu fakty i pozwolił sobie odebrać zdolność do racjonalnego myślenia. Przez krótką chwilę poczuł, że jest dla Chrisa kimś więcej niż kolegą. Przez jeden, cudowny moment wmawiał sobie, że to coś więcej niż przyjaźń.
- Idiota! – krzyknął i odpędził od siebie marzenia. – Dość!
Stwierdził, że wystarczy tego użalania się i wypatrywania w ciemnościach. Przecież Christian nie biega pod oknami i nie zagląda z nadzieją do własnego pokoju, by go zobaczyć. Nie, nie. To nie tak. On ma, z kim spędzać wieczory i noce.
Logan! Tak, tak! Dokładnie to nazwisko usłyszał od kogoś w połączeniu z nazwiskiem Christiana. Kim on jest, że potrafił zdobyć serce Chrisa? Chyba powinien przejść się po szkole i okolicy by go znaleźć. Może wtedy zrozumie, jakim człowiekiem nigdy się nie stanie? Może nareszcie przestanie wyobrażać sobie siebie u boku kogoś, na kogo nie zasługuje? Tak. To powinien być jego nowy cel życiowy.
Wstał z fotela i popatrzył na bałagan, jaki panował w pokoju z jego winy. „Posprzątasz to na kolanach. Nago.” Szlag! Wyciągnął dłoń i jednym sprawnym ruchem zakręcił nią wypowiadając zaklęcie. Po chwili nie było śladu po jego niezdarności i nerwach. Rzucił ostatnie spojrzenie na pokój i poszedł do łazienki. Przechodząc nago obok lustra zerknął na swoją twarz i uśmiechnął się do siebie krzywo.
- Witaj książę idiotów! – Skłonił się sobie i z drwiącym śmiechem wskoczył pod prysznic.
Miał ochotę zmyć z siebie wspomnienia. Zatopił się w strumieniach gorącej wody i zaczął nucić jakąś melodię. Zamknął oczy i odwrócił twarz tak by poczuć na niej strugi wrzątku. I co? I to był chyba największy błąd, jaki popełnił tego wieczoru. Oczyma wyobraźni zobaczył przed sobą twarz Christiana. Ten szelmowski uśmiech, te nieprzeniknione oczy, te kuszące jak cholera usta. Przez jego ciało przebiegł dreszcz. Nagle powróciło do niego uczucie z chwili, kiedy to ich usta spotkały się i podarowały im falę przyjemności. Objął się rękoma i jęknął. Poczuł, jak krew uderza mu do głowy. Jak zaczyna mu szumieć w uszach a gorąca woda staje się zbyt zimna. Zalała go fala wspomnień i namiętności. Zalała go fala pożądania. Czuł na ciele dłonie Christiana. Czuł jego oddech i słyszał przyspieszone bicie serca. Podniecenie zaczynało wypełniać go cal po calu. Krew krążyła mu w żyłach niczym oszalały strumień górski i wodospadem spływała w dół. Jego członek zareagował natychmiast. Naprężył się gotowy do działania. Maxymillian jęknął cicho i zsunął dłonie po torsie w dół. Na pas, potem brzuch i uda. Przygryzł boleśnie wargę i wstrzymał oddech. Jego własne dłonie błądziły po jego ciele niczym zachłanne dłonie kochanka. Czuł pod palcami swoje napięte mięśnie i ich taniec przy każdym swoim ruchu. Kolejna fala podniecenia przeszyła go na wskroś. Zacisnął ręce na udach, wbijając sobie w skórę paznokcie. Poczuł metaliczny smak krwi w ustach, przygryzając sobie wargę z niekontrolowaną siłą. Nie potrafił już powstrzymać reakcji własnego ciała.
- Christian… – wyszeptał boleśnie i skulił się, gdy jego członek eksplodował, pulsując raz za razem.
Po nogach spłynęły mu dowody spełnienia, a przed oczami pojawiły się mroczki. Uklęknął na kafelkach i oparł się na dłoniach dysząc ciężko.
Był wyczerpany. Fizycznie, psychiczne, uczuciowo. Nie myślał, nie analizował. Teraz chciał tylko spać. Spać i śnić. Śnić o bliskości kogoś, kogo zapewne nigdy nie będzie miał blisko. Chciał Christiana, ale musiał pogodzić się z tym, że on nie chce jego. Postarał się uspokoić. Wyrównał oddech i z palącymi policzkami wyszedł z łazienki, owinięty w szlafrok. Z ociąganiem wślizgnął się pod kołdrę i chowając się pod nią razem z głową, zasnął w poczuciu pustki i tęsknoty.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz