niedziela, 29 lipca 2012

Miłość wymaga wyrzeczeń. 21.

- Tylko szybko wracaj. - Aleksandra wspięła się na palce i cmoknęła Maxa w policzek. - Bo ja już tęsknię.
Chłopak skwitował słowa dziewczyny promiennym uśmiechem i wyszedł. Nie chciało mu się jak diabli ale kiedyś musiał to zrobić. Musiał porozmawiać z dyrekcją na temat zajścia w podziemiach. Miał się zgłosić wczoraj ale nie chciał zostawiać Aleksy samej. Tym bardziej, że miała gorszy dzień. W nocy dręczyły ją koszmary. Płakała przez sen i miotała się niespokojnie. Przez pół nocy nie wypuszczał jej z objęć, tuląc czule i mrucząc kołysanki. W ciągu dnia też nie było dobrze. Wydawała się zdenerwowana i zalękniona. Chłopak zrezygnował więc z wyprawy do zagrody stworzeń w lesie, gdzie zawsze można było spotkać panią dyrektor Momente.
Zdecydował się na to dopiero dziś wieczorem a i to robił bardzo niechętnie. Wsunął ręce w kieszenie i garbiąc się nieco wyszedł z zamku, kierując się do lasu.

Zaraz po wyjściu Maxa z pokoju, Aleksandra wyjęła z szuflady list, który napisała dzień wcześniej i przywiązała do nóżki swojego gołębia pocztowego. Ucałowała zwierzę czule w łebek.
- Leć do Nathaniela - wyszeptała czule i wypuściła ptaka z uśmiechem przez okno i patrzyła przez chwilę jak odlatuje.
Wiedziała, że za chwilę przesyłka będzie u celu. Teraz pozostało jej tylko poczekać na przybycie Benjamina.
Nie musiała czekać długo. Dokładnie po tym jak Max opuścił mury szkoły, przez jeszcze nie zamknięte do końca drzwi, wśliznął się bezszelestnie Logan. A dokładniej wampir, który wyglądał dokładnie jak on. Wpłynął lekko po schodach i zapukał do drzwi Aleksandry.
Dziewczyna otworzyła je z szerokim uśmiechem, błędnie przekonana iż to Max o czymś zapomniał.
- Benjamin? - Powitała, lekko zdziwiona, gościa. - Miło cię widzieć, wejdź.
Spodziewała się szybkiej reakcji ale żeby aż tak szybkiej. Otworzyła szarzej drzwi i przeszła na bok by wpuścić przybysza.
- Miło? - Odparł mężczyzna, wchodząc do środka. - To się jeszcze okaże czy będzie miło, prawda?
- Z mojej strony nie spodziewaj się zbytniej uprzejmości. Wiem po co przyszedłeś.
- Tak? No cóż, chęć napicia się herbaty w pięknym towarzystwie zawsze była dla mnie kusząca.
- Nie żartuj sobie. Nie mam na to ani chęci ani nastroju.
Dziewczyna przeszła do salonu i stanęła przy kominku. Nie uśmiechała się już. Jej mina wskazywała na to, że jest skoncentrowana i zdecydowana. Miała ułożony w głowie precyzyjny plan i musiała go zrealizować. Wampir rozejrzał się uważniej po pokoju dziewczyny i zmarszczył nos niezadowolony z zapachu jaki tu królował. Podszedł do gospodyni na wyciągnięcie ręki i zmierzył ją dokładnie od stóp aż po czubek głowy.
- Rzadko kiedy żartuję, Aleksandro. A do ciebie przyszedłem w jednej sprawie. I tylko po załatwieniu jej tak jak tego chcę wyjdę z tego pokoju.
- Wiem po co tu jesteś i ułatwię ci to.
- A czy ja proszę o ułatwianie? Lubię jak stawiacie opór. - Na twarzy wampira wykwitł podły uśmiech.
- Nie licz na to. Jesteś kretynem jeśli myślisz, że będę walczyła. Jesteś dla mnie nikim i nie mam zamiaru dawać ci satysfakcji.
Odchyliła głowę na bok i odgarnęła włosy by odsłonić szyję przed Benjaminem. Jej jasna skóra zalśniła a wraz z nią rozświetlił się też medalion na szyi dziewczyny. Rubinowe oczy lwa rozproszyły po pokoju drobniutkie czerwone iskierki. Wampir ujął naszyjnik w dłoń i spojrzał na twarz przyszłej ofiary.
- Niebrzydkie cacko. Pamiątka po kolejnym podboju? - zaszydził.
- Nie twój interes - warknęła Aleksandra i sprawnie odpięła naszyjnik, zaciskając go w dłoni. - Nie przyszedłeś tu oglądać biżuterii tylko nasycić się moją krwią.
Benjamin wykrzywił twarz w grymasie niezadowolenia. Nie lubił jak ktoś poddawał się bez walki a jeszcze mniej jak ofiara się go nie bała. Uchwycił ze złością zaciśniętą na medalionie dłoń dziewczyny i podniósł do góry. Ucałował ją delikatnie i wpatrzył się w oczy dziewczyny.
- Nie jest stary - wyszeptał. - Dostałaś go niedawno. Nie jest pamiątką a prezentem od jakiejś biednej zakochanej duszyczki.
- Nie twój interes - powtórzyła dziewczyna z naciskiem wyszarpując dłoń z jego uścisku. - Przyszedłeś mnie zabić to zrób to. Niedobrze mi się robi kiedy na ciebie patrzę a jeszcze gorzej kiedy cie słucham. Jesteś na dnie. Na dnie istnienia. Nie jesteś nikomu potrzebny a takich jak ty powinno się dusić zaraz po urodzeniu.
Benjamin spojrzał na nią z wściekłością. Oczy mu zalśniły a ręce zacisnęły się na ramionach dziewczyny. Nie chciał już dłużnej odwlekać tego po co się tu zjawił. Miał dość tej bezczelnej pannicy. Pochylił się nad jej obnażoną szyją i wbił kły w tętnicę.

Maxymillian wszedł pomiędzy drzewa, z ulgą stwierdzając, że wieje tu o wiele mniej niż na błoniach. Z jego twarzy nie znikał delikatny uśmiech a serce wystukiwało radośnie rytm narastającego uczucia. Było mu dobrze przy Aleksandrze. Ta dziewczyna sprawiała, że żegnał się dzielnie z przeszłością i zaczynał coraz śmielej spoglądać w przyszłość. Ich wspólną przyszłość. Była dla niego wybawieniem.

W lesie panował mrok. Nie można było się temu dziwić, skoro był listopad i obecnie dzień się kończył a niebo pokrywały gęste chmury. Maxymillian wytężał wzrok by nie paść ofiarą jakiejś podstępnej gałęzi lub kamienia. Odpędził niechętnie od siebie myśli o Aleksie i skupił całą uwagę na swoim bezpieczeństwie podczas przeprawy przez las. Z oddali dochodziły do niego ciche pomruki leśnych stworzeń i trzaski łamanych przez nie gałęzi. Nic nadzwyczajnego. Przemierzał te ścieżki już tyle razy, że potrafił rozpoznać kiedy w lesie panuje zwykły szum a kiedy zwierzęta się czegoś boją.
Przeszedł jakieś dziesięć metrów i zatrzymał się nagle. Do jego uszu dotarł bowiem dość niezwykły jak na te okolice dźwięk. Ktoś przedzierał się nerwowo przez zarośla i miotał pod nosem przekleństwa. Tylko kto? Max zszedł ze ścieżki i prześliznął się sprawnie między małymi sosenkami. Już po chwili podszedł na tyle blisko do złoszczącego się na okoliczności przyrody człowieka, by móc rozpoznać w nim Xelleta. W momencie kiedy zdecydował się, że postara się wrócić na ścieżkę pozostając niezauważonym, Xellet odwrócił się do niego i ich spojrzenia skrzyżowały. Nastała chwila bezruchu. Ani Max, ani Logan nie poruszyli się przez chwilę nawet trochę. Las nagle ucichł, jakby zareagował na ich spotkanie. Miażdżyli się spojrzeniami przez dobre dwie minuty. Max poczuł się jak zahipnotyzowany i w zwolnionym tempie obserwował jak znika świat, jaki ich otaczał a pozostaje tylko on, Logan i ich wpatrzone w siebie na wzajem oczy. Nagle jedna z rąk Logana zacisnęła się na kurtce Maxa na jego klatce piersiowej. Xellet zrobił to tak szybko, że Max nawet nie zdążył zareagować. Dopiero kiedy przeleciał przez ścieżkę i zatrzymał się plecami na pniu, dotarła do niego brutalna prawda. To nie był Xellet. To był ten sam wampir, który zaatakował go jakiś czas temu. Wujek Xelleta, Benjamin, który wygląda jak klon chłopaka. Maxymillian zrozumiał, że nie ma żartów. Miał ochotę osunąć się na ziemie, tak jak domagały się tego jego uginające się nogi, lecz zebrał się w sobie i uskoczył za kolejne drzewo. Nie miał szans w walce z wampirem. Jedyne wyjście to wiać. Niestety, Benjamin był szybszy. Pojawił się nagle przed Maxem i obiema rękami chwycił go za kurtkę, ciskając nim z impetem o drzewo i przyciskając go do niego z ogromną siłą. Max usłyszał jak chrupnęło jedno z jego żeber. Zaczynało mu brakować powietrza, gdyż wampir miażdżył mu klatkę piersiową, pilnując by ten mu się tym razem nie wywinął.
- Jak miło znów cię poczuć - syknął krwiopijca w ucho Maxa, zaciągając się jego zapachem. - Szkoda tylko, że jedzie od ciebie perfumami tej ruskiej dziwki.
Aleksa! Myśli chłopaka poszybowały w kierunku Aleksandry. Nie! Tylko nie ona! Byleby tylko nic jej się nie stało.
Usta wampira znalazły się tak blisko szyi Maxa iż chłopak czuł na niej łaskotanie przy każdym wypowiadanym przez oprawcę słowie. Jak tylko mógł, starał się odchylić by nie pozwolić krwiopijcy na ukąszenie.
- Krzycz - wyszeptał oprawca. - Krzycz! Chcę nie tylko wiedzieć i czuć jak bardzo się boisz. Chcę to też usłyszeć.
Wampir obnażył w wrednym i pełnym wyższości uśmiechu kły i przejechał swoim ostrym jak brzytwa paznokciem po szyi Maxa. Na rysie pojawiły się maleńkie kropelki krwi. Wampirowi oczy zalśniły w ciemnościach a uśmiech poszerzył mu się jeszcze bardziej.
- Nie udawaj, że boisz się mnie mniej niż ona. Wiem jak słodko potraficie błagać o życie - Paznokieć wampira rysował na skórze chłopaka kolejne szramy. - Ona nie chciała dać mi tej satysfakcji. Nie bądź tak samo głupi, Max. Mogę zabić cię w każdej chwili. Gdybym chciał, już leżałbyś tu martwy. Co to jednak za zabawa, kiedy tylko ja mam z tego profity?
Tnący skórę paznokieć wjechał na policzek chłopaka. Zapiekło. Jednak Max nie kodował teraz ani bólu ani nadciągającej śmierci. Jego umysłem zawładnął strach o Aleksę i z podświadomości zaczynała przedzierać się przerażająca myśl. Aleksandra nie żyje. Zostawił ją samą a ona teraz nie żyje. Jakim idiotą trzeba być, by zostawić kobietę samą i narazić ją na takie niebezpieczeństwo? Jakim człowiekiem trzeba być, by nie zdołać obronić kobiety, która pozwala wrócić do życia? Jakim? Wystarczy być po prostu Maxymillianem Ruthenbergiem. Kiedy śmierć Aleksandry rozgościła się na dobre w umyśle chłopaka, odebrała mu ostatnie chęci do obrony. Zrezygnowany opuścił bezwładnie ręce i odchylił głowę odsłaniając przed wampirem szyję.
- Skończ już z tym - warknął do oprawcy. - Wbij te swoje parszywe kły i skończ z tą zabawą. Nie będę cię błagał o życie. Nie w tym wcieleniu.
Wampir uchwycił Maxa jedną ręką w żelaznym uścisku dłoni za policzki i warknął, krzywiąc się z niezadowolenia.
- Jak chcesz. Mnie to właściwie...
Maxymillian poczuł jak jakaś siła odrzuca wampira w bok. "Nathaniel" - zaświtało w jego umyśle. Ostatnio to właśnie on go uratował, więc teraz... Wzrok chłopaka powędrował w stronę wybawcy a serce na jego widok zastygło. To nie był Nathaniel. Z cienia wyłoniła się rosła sylwetka Christiana. Jego czekoladowe oczy płonęły złością a dłoń pozostawała wycelowana w krwiopijcę. Max osunął się bez sił na ziemię.
- Chcesz się z kimś zmierzyć, to zrób to ze mną - rozległ się głos Christiana.
W kierunku wampira poszybowało kolejne zaklęcie. Pijawka odbiła się od drzewa i osunęła na kolana zamroczona. Nie trwało to jednak zbyt długo. Po chwili wampir podniósł się i wbijając mordercze spojrzenie w Chrisa uniósł dłoń.
- Po co się wtrącasz? - Warknął do Christiana, ruszając błyskawicznie w jego stronę.
Całą swoją uwagę skupił na obserwacji chłopaka i wsłuchiwaniu się w jego oddech i rytm jego serca. Dzięki temu mógł z łatwością odgadnąć jakie ten ma zamiary. Najmniejsza zmiana w rytmie serca chłopaka, lub powstrzymanie się od kolejnego oddechu ostrzegała wampira przed możliwością zaatakowania go. Miał przewagę i cieszyło go to na tyle, by na jego twarzy ukazał się drwiący uśmiech wyższości nad zwykłym ludzkim istnieniem, które było na tyle głupie, by chcieć się z nim zmierzyć. Christian wiedział doskonale jaką siłę posiada jego przeciwnik. Zdawał też sobie sprawę z tego, że marne ma z nim szanse, nie kontrolując swoich emocji. Tylko, że kontrola w chwili zagrożenia nie była praktycznie w ogóle możliwa. Postanowił zadziałać z zaskoczenia. Musiał w jakiś sposób odwrócić uwagę wampira od wczuwania się w jego stan emocjonalny. Musiał zrobić coś, co zdoła na tyle zdekoncentrować przeciwnika, by miał szanse na kolejny atak.
- Nie mam zamiaru stać i przyglądać się bezczynnie jak podnosisz sobie samoocenę w walce z przeciwnikiem, który nie ma najmniejszej szansy na obronę - Christian cedził słowo po słowie, podchodząc do wampira coraz bliżej.
- Jesteś śmieszny. Myślisz, że ty masz jakiekolwiek szanse? Myślisz, że mnie znasz? - Oczy Benjamina płonęły coraz bardziej.
- Myślę, że znam cię o wiele lepiej niż Max.
- Dobre - warknął wampir.
- Masz ochotę się przekonać?
- Ja zawsze mam ochotę na dobrą zabawę. A walcząca ofiara to dla mnie najpiękniejsze co może mnie spotkać. A walcząca i błagająca na koniec o litość...Mmm... To bajka dla mojej udręczonej duszy - Na twarzy wampira wykwitł uśmiech pełen rozkoszy.
Maxymillian skrzywił się na ten widok, bo obnażone zęby krwiopijcy przyprawiły go raczej o mdłości niż o chęć wczucia się w rozkosz, jaką odczuwał ten błąd genetyczny podczas mordowania kolejnych ofiar. Podniósł się wolno z ziemi i przeleciał w pamięci wszystkie zaklęcia jakie poznał. Nie miał zamiaru siedzieć i przyglądać się jak Chris walczy samotnie z napastnikiem. I choć na razie nie wyglądało na to by miała rozgorzeć jakakolwiek walka, wolał być przygotowanym.
- Jesteś chory psychicznie - powiedział dość spokojnie Christian. - Nie wiem czy w przypadku wampirów jest to możliwe, ale ty na sto procent nie jesteś normalny.
Benjamin roześmiał się głośno odrzucając głowę w tył i spoglądając w czarne niebo. Jego śmiech brzmiał tak potwornie, że po ciele Maxa przebiegły ciarki grozy. Poczuł się przez chwile jak bohater jakiegoś taniego horroru, w którym, aby mógł on się zakończyć, muszą zginać wszyscy, którzy są jego uczestnikami. Echo śmiechu wampira odbijało się kolejno od leśnych drzew. Tuż za plecami Maxymilliana w popłochu poderwało się do lotu stado jakiś ptaków a zwierzyna leśna czmychnęła jak najdalej od źródła tego potwornego dźwięku. Max zacisnął pięści i wbił wzrok w Benjamina. Natomiast Christian, zauważywszy iż wampira jest na tyle rozbawiony by stracić na chwilę kontrolę nad sytuacją, wyrzucił z impetem przed siebie dłoń i wykrzyknął zaklęcie odrzucenia. Zdezorientowany wampir przeleciał kawałek w tył, zatrzymując się ponownie na jednym z drzew i osuwając na kolana. Christian przykucnął w wykroku i, chcąc wykorzystać zamroczenie przeciwnika, wystrzelił do niego z zaklęcia magicznego ognia. Wiedział, że tylko płomienie pomogą mu w pokonaniu wampira. Max uniósł dłoń i, wywinąwszy nią zgrabnie, otworzył usta by zawtórować Chrisowi. Dwa identyczne zaklęcia to nie to co jedno. A teraz potrzebna im największa moc jaką dysponowali.
Niestety. Zaklęcie Chrisa trafiło w drzewo, tworząc z niego ogromną pochodnię. Tym razem wampir okazał się szybszy niż przewidywali. Błyskawicznie znalazł się za Maxymillianem. Zasłonił się nim jak tarczą, obejmując go jedną ręką w pasie i trzymając przy jego krtani swoje ostre pazury. Krwiopijca posłał toksyczny uśmiech Christianowi.
- Zastanów się, czy jego śmierć jest warta twojego poświęcenia - warknął przez zęby do chłopaka. Oczy znów zapłonęły mu wściekłością i chęcią mordu.
- Puść go!
- Śmiesz mi grozić? Jesteś nikim. Słabym, nic nie wartym człowieczkiem, który za chwilę straci życie a ja posilę się jego krwią i rozkoszą strachu.
- Powiedziałem, żebyś go puścił - Chris akcentował z naciskiem każde słowo a jego oczy wbijały piorunujące spojrzenie w świecące oczy wampira.
- Christianie - powiedział przesłodzonym głosem Benjamin. Trzymał w żelaznym uścisku Maxa i teraz przymrużył oczy jakby w ekstazie i przejechał swoim lodowatym policzkiem po policzku chłopaka, uśmiechając się wrednie. - Czyżbyś nie potrafił zadecydować co w twoim życiu zasługuje na prawdziwe poświęcenie a co jest jedynie ulotną chwilą zapomnienia.
Maxymillian zadrżał widząc grymas bólu na twarzy Christiana. Był wściekły na siebie za to, że wpakował się w to gówno i za to, że teraz i Chris pakuje się w to przez niego.
- Puść.... Go! - Christian zdawał się kipieć z wściekłości. Ręce mu się trzęsły a usta zbielały od siły z jaką je zaciskał.
Wampir uśmiechnął się z satysfakcją. Podobała mu się ta złość chłopaka. Chłonął jego wściekłość niczym najcenniejszy narkotyk i nie miał zamiaru przestać. Palce, które znajdowały się na krtani Maxa zsunęły się teraz na jego pierś. Dłoń na brzuchu rozpostarła się i przylgnęła ściśle do ciała chłopaka, przyciągając go do Benjamina.
- Oj, Kocie... - Zacmokał z dezaprobatą krwiopijca. - Widzę, że nie do końca ta zabawka przestała cię interesować. Widzę, że wciąż nie jest on dla ciebie zapomnianym kawałkiem historii z twojego życia.
Christian spojrzał na Maxa i na jego twarzy wymalowała się kolejna fala bólu. Zrobił krok w stronę oprawcy ale powstrzymały go słowa chłopaka.
- Nie podchodź. Nie pakuj się w to.
- Tak, Christian, nie podchodź - zaćwierkał Benjamin naśladując z ironią głos Maxymilliana. - Nie przeszkadzaj nam w zabawie. Jest tak miło a ty chcesz nam to odebrać?
Dłoń wampira zsunęła się na sam skraj koszulki chłopaka i po chwili wsunęła się pod nią. Max poczuł lodowate palce na skórze i poruszył się aby spróbować wyswobodzić się z uścisku. Niestety, jego wysiłki tylko podsyciły satysfakcję Benjamina z tego iż ma nad nim taką przewagę.
- Nie chciałeś krzyczeć ze strachu to może będziesz krzyczał z rozkoszy?
Wampir wyszeptał do Maxa dość głośno. Nie patrzył jednak na niego. Jego płonące oczy spoczęły na Christianie, który zdawał się wręcz kipieć z wściekłości. Wampir wystawił język i przejechał nim po obojczyku Maxymilliana, wspiął się na policzek a następnie, przymykając oczy z udawaną rozkoszą, zaciągnął się głośno zapachem chłopaka i ucałował go w skroń. Max jęknął z obrzydzeniem. Christian miał dość. W jednym susie znalazł się na tyle blisko by zamachnąć się i z całej siły jaką w sobie znalazł uderzyć zaciśniętą pięścią Benjamina w twarz. Wampir był tak zajęty dręczeniem Maxa, że nie zdołał się zorientować co się stało, kiedy siła uderzenia Christiana spowodowała iż cofnął się o krok do tyłu. Chris złapał Maxa za ramie i odciągnął za siebie. Równocześnie wykonał kolejny krok w stronę krwiopijcy i wysyczał do niego przez zaciśnięte zęby.
- Nikt nigdy nie będzie krzywdził ludzi, których kocham. Nikt! Rozumiesz?!
- Tyyy... - Benjamin pochylił lekko głowę i spojrzał wojowniczo na ludzi przed sobą. - Koniec zabawy. Mam was dość! - Ryknął. W sekundę znalazł się tuż przed Christianem, trzymając go za ramiona.
- Masz rację - usłyszeli spokojny głos zza pleców wampira. - Koniec zabawy. Pora spojrzeć prawdzie w oczy.
Benjamin wypuścił z rąk ramiona Chrisa i odwrócił się wolno w stronę głosu. Maxa zamurowało. Na tle płonącego drzewa stał Xellet. Ten prawdziwy Xellet. Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji. Skrzyżował ręce na piersi i wpatrzył się w swojego wujka intensywnie. Benjamin podparł się rękoma pod boki i zacmokał kilka razy.
- No, no, no... - zadrwił podchodząc do chłopaka. - Kogo my tu mamy? Rycerz bez lśniącej zbroi.
- Xellet, nie - zaprotestował Chris, podchodząc do przyjaciela i stając pomiędzy nim a wampirem.
- Odejdź, Chris - poprosił Logan. - Odejdź i nie wtrącaj się w to - Słowa Xelleta były nad wyraz spokojne a twarz pozostawała kamienna. - Wracam właśnie od Aleksandry. Widziałem co ten psychopata jej zrobił i nie mam zamiaru stać i przyglądać się bezczynnie jak ludzie giną za mnie. Nie tym razem, Chris.
- Nie bądź głupi, jest nas teraz...
Uniesiona dłoń Xelleta skutecznie powstrzymała Chrisa od dalszych wywodów. Zamilkł ale nie ruszył się z miejsca. Nie długo jednak tam stał. Znudzony czekaniem Benjamin, szybkim i zdecydowanym ruchem, cisnął Christianem z ogromną siłą w Maxa. Obaj zostali z impetem ciśnięci o drzewa i osunęli się na poszycie, tracąc na chwilę przytomność. Wampirowi najwyraźniej zupełnie przeszła ochota na zabawę. Chwycił swoją lodowatą dłonią Xelleta za gardło.
- Zginiesz...- warknął.
- Wiem. Właśnie po to tu jestem - Spokój Logana powalał.
- Nie będę miał dla ciebie litości tylko dlatego, że jesteśmy z jednej rodziny.
- Nie musisz. Nie mam zamiaru walczyć. Przyszedłem tu by oddać swoje życie za życie innych - Xellet odchylił głowę obnażając przed wampirem szyję. - Gryź. Tylko najpierw obiecaj mi, że nic się im nie stanie po mojej śmierci.
Benjamin uśmiechnął się z satysfakcją i pogładził kciukiem napiętą skórę na szyi chłopaka.
- Jasne. Zabicie tej małej i pozbycie się z tego świata ciebie, wystarczy mi w zupełności.
Kłamał. Robił to tak nieudolnie, że nawet odzyskujący właśnie świadomość Max doskonale rozpoznał, że jego słowa są kłamstwem. Niestety, Xellet zdawał się tego nie zauważać lub nie zwracać na to uwagi. Maxymillian potrząsnął energicznie Christianem a kiedy ten otworzył oczy wskazał dłonią na Loganów.
- On ma zamiar poświęcić swoje...
W tym właśnie momencie kły wampira zatopiły się w gładkiej szyi Xelleta. Na twarzy chłopaka wymalował się grymas cierpienia ale nie bronił się. Christian zerwał się błyskawicznie z ziemi i w kilku szybkich krokach, z głośnym "NIE!", znalazł się za plecami wampira. Zaraz za nim pojawił się tam również Max. Niestety, kiedy Chris chwycił Benjamina za ramiona by odciągnąć go od Xelleta, krwiopijca oderwał usta od szyi ofiary i zawył niemiłosiernie, unosząc oczy ku niebu. Zanim jeszcze echo jego krzyku ucichło, została po nim jedynie sterta popiołu. Zszokowany Chris rozpostarł palce wysypując z dłoni resztki popiołu i z niedowierzaniem patrzył jak kolana Xelleta uginają się a on upada na ziemię bezwładnie. Maxymillian opadł na kolana tuż przy głowie Logana i uniósł mu ją, kładąc sobie na nogach.
- Xellet? - wyszeptał do chłopaka. - Xellet, proszę...
Ręce Maxa drżały ze zdenerwowania, kiedy próbował uciskiem powstrzymać krwawienie z szyi chłopaka. Szklistym wzrokiem spojrzał na Christiana, który właśnie opadł na kolana tuż przy nim. Xellet uśmiechnął się niewyraźnie i odszukał dłoń Chrisa, zamykając ją w uścisku własnych dłoni.
- Przepraszam - wyszeptał cicho. - To było jedyne wyjście. - Logan odkaszlnął z wysiłkiem i zamknął oczy. - Kocham cię, wiesz... - Rozległ się kolejny słaby szept. - Wybacz.
Oczy Xelleta nie otworzyły się już. Jego klatka piersiowa uniosła się a kiedy opadła, Logan wydał z siebie ostatnie tchnienie. Christian pochylił się nad chłopakiem i wsparł czoło o jego pierś bez słowa. Trwał tak przez kilka minut podczas, których Maxymillian czuł jak w jego ciele i umyśle tworzy się pustka. Patrzył na zamknięte oczy Logana i powoli docierało do niego, że ten drobny chłopak, którego głowa spoczywa na jego kolanach nie żyje. Że oddał życie za to, by oni byli bezpieczni. Po dłuższej chwili, Chris podniósł się i z lekkością wziął na ręce martwe ciało Logana.
- Wracaj do Aleksy - powiedział beznamiętnie do Maxa i odszedł wgłąb lasu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz