niedziela, 29 lipca 2012

Miłość wymaga wyrzeczeń. 24.

Ostatnie słowa kapłana zabrzmiały jak wyrok. Na trumny posypała się ziemia a ogłuszający dźwięk odbijających się od drewna grudek i drobnych kamieni działał na Maximilliana niczym wystrzały z karabinu. Było mu ciężko. Cholernie ciężko. Jeszcze nigdy nie czuł się aż tak rozdarty. Dziękował losowi, że jednak Izabella wyjechała. Może i byłaby przy nim i cierpliwie znosiła jego rozpacz, ale po co? Po co kolejna osoba miała cierpieć. Przecież kiedyś wróci. Wtedy będzie czas na rozmowę i powrót do życia. Dzisiaj wolał zostać sam. Bez pocieszania na siłę. Bez kondolencji. Bez fałszywego żalu osób, które nawet nie znały Aleksy. Dlatego starał się pozostawać w bezpiecznej odległości od wszystkich. Pogoda dobijała obecnych swoim ciągłym płaczem. Przez całą ceremonię deszcz lał się z nieba strumieniami i wszyscy byli przemoczeni do suchej nitki. Widać było, że czekają z niecierpliwością by wszystko dobiegło końca i by udać się pod jakieś zadaszenie. Wśród obecnych była tylko dwójka, której obojętne było czy świeci słońce, czy pada deszcz. Maxymillian i Christian. Stali po przeciwnych stronach grobów. Każdy nad innym i każdy w tak samo grobowym nastroju i z tak samo rozdartą duszą. Pożegnali dwoje ludzi, którzy byli im bliscy. Aleksandra i Xellet. Dlaczego to musiało skończyć się właśnie tak? Dlaczego ten cholerny Benjamin musiał się zjawić w tej szkole? Dlaczego?
Mimo tego, że Max nie pałał miłością do Logana, to jednak żal mu było go jako człowieka. Nikt nie zasługuje na taką śmierć. A Aleksa? Chyba nigdy już nie będzie mu dane poznać wszystkich jej tajemnic. Była dla niego światełkiem prowadzącym go ku nowemu życiu. Światełkiem, które ktoś ośmielił się brutalnie zgasić.
Żałobnicy rozeszli się tak szybko, że nawet nie zauważył kiedy nad świeżo pochowanymi został tylko on i Christian. Objął się rękoma w obronnym geście i spojrzał na chłopaka udręczonym wzrokiem. Nie rozmawiali od chwili tamtego tragicznego wieczoru. Nie wyjaśnili sobie nic a chyba powinni to zrobić. Tylko czy Christian chciał tego równie mocno co Max? Nie dowie się jeśli nie zapyta. Ale... Zacisnął zęby i stał nieruchomo ze wzrokiem utkwionym w Christianie. Dobrze, że lało. Teraz, kiedy z jego oczu popłynęło tyle łez, deszcz był dla niego wybawieniem.
Chris po kilku chwilach namysłu znalazł się obok Maxa. Spoglądał na niego przymrużonymi oczyma. On już się wypłakał, kiedy widział, jak martwe ciało Logana uderza o ziemię. Nie miał siły dalej tego ciągnąć. Nie chciał się zadręczać z powodu tego, co było, a co już nigdy nie wróci. Trzeba było zacząć pisać wszystko od nowa, może z mniej czystym sumieniem, ale zawsze.
- Nie płacz, to im nie zwróci życia - odezwał się spokojnie. - Porozmawiamy w zamku? Nie chce się nabawić zapalenia płuc - dodał, jakby to całe zajście było tylko koniecznością i uśmiechnął się tępo do Maxa.
Spojrzał jeszcze wprost w padający z nieba deszcz i ruszył przed siebie, krętą drogą do zamku.
Max nie odezwał się ani słowem. Było mu źle a bezpośrednie podejście Chrisa spowodowało, że w duszy zaroiło mu się od pytań i wątpliwości. Chciał pogadać? Dobrze. Tyle zawsze mogą. Może choć trochę wyklarują sytuacje? Może Christian wie więcej o tym co się stało? Spuścił wzrok i starając się ze wszystkich sił uspokoić, ruszył za Dienem do zamku. Trząsł się cały. Z zimna? Może i tak ale bardziej prawdopodobne było to, że targające nim od kilku dni sprzeczne emocje wyczerpały go na tyle, że ledwie oddychał. Słaniał się na nogach i zapewne, jeśli tylko by sobie na to pozwolił, zasnąłby i przespał ze trzy doby, zanim jego organizm uznałby, że się zregenerował. Nie patrzył gdzie idzie. Widział tylko plecy swojego wielkiego przyjaciela i lejący się z nieba deszcz. Swojego przyjaciela? Czy on właśnie tak pomyślał o Christianie? Cóż, chyba stare przyzwyczajenia przekradły się nieświadomie do umysłu Maxa.
Chris zaprowadził go do opuszczonego, ale wyremontowanego i wyczyszczonego pokoju. Na stole już stał dzbanek, a w nim parująca herbata. Obok tego dwa kubki. Christian rozebrał się z mokrego garnituru i po chwili już był w swoich ukochanych jeansach i czarnej koszulce.
- Rozbierz się, bo się przeziębisz - wskazał dłonią na ubrania przewieszone przez oparcie kanapy. Były to jego rzeczy, bo nie miał czasu by udać się do klitki Maxa i coś mu przynieść. Czuł na sobie jeszcze wszystkie uderzenia, a niektóre kości zgrzytały mu niebezpiecznie. Kiedy już rozlał herbatę do kubków, opadł na fotel bezwładnie, nie mogąc pohamować syknięcia.
Max zrzucił z siebie przemoczone ubranie i wsunął się w suche rzeczy Chrisa. Wyglądał w nich jeszcze gorzej niż się czuł. Koszulka sięgała mu niemal do kolan a spodnie... W spodnie weszłoby chyba dwóch takich Maxów jak on. Popatrzył na siebie z głupią miną a następnie zerknął na Christiana. Właściwie to nawet nie wiedział jak ma się w tym poruszać by nie potknąć się i nie wywinąć koziołka. Powoli ruszył w stronę wolnego fotela, trzymając w garści nogawki by faktycznie nie połamać się po drodze. Przejście na miejsce zajmie mu chyba miesiąc. Chris roześmiał się na ten widok. Max zawsze go bawił, a może po prostu fakt, że był tak blisko wprawiał go w świetny nastrój. Nie umiał się nie uśmiechać, chociaż z drugiej strony miał ochotę wyć, że sprawy się popierdzieliły tak bardzo.
- Mogłeś mi przynieść sukienkę. Wyglądałbym w niej o wiele mniej głupio - Maxymillian, z trudem powstrzymał się przed wybuchem śmiechu. Usiadł nareszcie w fotelu i idąc ujął w dłonie gorący kubek. - Nadal boli? - Zapytał cicho.
- Boli? Serce mnie boli... Ciało wydobrzeje - odparł lekko i sięgnął po kubek, by ogrzać nim ręce.
Ogień w kominku trzaskał wesoło, a w pokoju było przyjemnie ciepło. W zasadzie Chris nie wiedział, co ma powiedzieć. Wyjść na chuja i powiedzieć prawdę, że cieszy się, że się tak stało? Nie umiałby zostawić Logana, bo był dla niego jak narkotyk, a z drugiej strony... No właśnie, z drugiej strony był Max, czyli istota, która swoim istnieniem burzyła całe jego życie a on całym sobą chciał by tak zostało. Nie umiał się jednak zebrać w sobie, by mu cokolwiek wytłumaczyć, a tym bardziej prosić by wrócił. Zaraz... Wrócił? Przecież oni nigdy nie byli razem, a Chris raz po raz przeklinał, że to się tak skończyło.
Max upił łyk herbaty i spojrzał ponad kubkiem na Christiana. Miał tyle pytań i tyle chciałby usłyszeć odpowiedzi. No ale... Przecież nie miał prawa do pytań, pardwa?
- Współczuję ci - wyszeptał. - Wiem co przezywasz. Uwierz mi, że doskonale wiem - Kolejny raz zatopił usta w herbacie. Nie dlatego, że dręczyło go pragnienie. Bardziej dlatego, by dać sobie chwilę na uspokojenie. - Aleksandra też była mi bliska. Stała się przyjacielem kiedy takiego potrzebowałem. Była promyczkiem nadziei w ciemności zagubienia.
Spuścił wzrok i zapatrzył się w podłogę. Chyba powiedział zbyt wiele. Chyba właśnie pozwolił by Chris usłyszał, że tęsknił.
- Przepraszam cię, że tak wyszło. Nie chciałem. Możesz mi nie wierzyć, ale nie chciałem. Jesteś... - zaciął się.
To wszystko zdawało się brzmieć jak tandetna wymówka, by znów mieć kogoś przy sobie. Próbował się postawić na miejscu Maxa i pierwsze co mu przychodziło do głowy, to to, że po tych słowach stwierdzi, że Chris ma go za naiwnego człowieka, a tak nie było. Przygryzł wargę mocno i wypuścił powietrze. Wzrok od dawna miał wbity w stolik, co dla niego nie było normalne, ponieważ w innej sytuacji, to on by sprawiał, że Max miałby rumieńce, albo by go palił wstyd. Teraz Chris był na straconej pozycji, nie Max. To wszystko utwierdzało go w beznadziejności.
- Dokończ - poprosił Max. - Dokończ niech wreszcie usłyszę jaki jestem. Jaki zawsze dla ciebie byłem. Uwierz mi, słyszałem wiele zdań i opinii na ten temat. Każda bolała bardziej od poprzedniej a najbardziej te, które same rodziły się w mojej głowie. I te, które słyszałem, kiedy siedziałem samotnie w lesie. Rodzące się w moim umyśle stwierdzenia jakim to jestem człowiekiem.
Maxymillian odstawił kubek na stolik i skulił się z przeszywającego go właśnie bólu. Co za chwilę usłyszy? Przecież to jasne. "Jesteś beznadziejnym dzieckiem, które wkradło się w moje łaski kiedy byłem samotny. Ogarnij się i przyznaj nareszcie, że to była tylko przygoda."- Tak, słyszał do w myślach po tysiąc razy tygodniowo i widział wściekłe spojrzenie Christiana kiedy to wypowie.
Nie chciał nigdy usłyszeć tego na żywo. Dopóki działo się to jedynie w jego wyobraźni nie bolało aż tak. Ale teraz... Szlag by to. Świat wali mu się właśnie jeszcze bardziej niż dotychczas.
Christian westchnął ciężko. Nie chciał teraz płakać, chociaż wszystko wskazywało na to, że za chwilę słone strumienie poleją się po jego policzkach. Wstał dość szybko, prawie niezauważalnie i zachwiał się nim zrobił kilka kroków w stronę Maxa. Kiedy zmalał się już na przeciwko niego, opadł na kolana, a zwinięte w pięści dłonie, położył na kolanach chłopaka.
- Nienawidzę... - jęknął cicho. - Nienawidzę siebie za to, że Cię zostawiłem. Nienawidzę za to, że sam siebie potrafiłem okłamywać. Nienawidzę siebie za to, że życzyłem sobie takiego rozwiązania. Bym znów był wolny, by Logan się rozpłynął w powietrzu. Nie chciałem jego śmierci, ani jego ani Aleksy. Mimo wszystko błagałem o to i czuję, że to moja wina, bo równie dobrze mogłem go uratować i poświęcić siebie.
Rozpłakał się. Miał schyloną głowę, więc Max nie mógł tego widzieć. Nie trząsł się, nie szlochał... Po prostu łzy leciały sobie strumieniami, a on zacisnął zęby i starał się uspokoić oddech.
Maxymilliana zatkało. Spodziewał się zupełnie innej reakcji Christiana. Spodziewał się, że właśnie spełnia się jego najczarniejszy koszmar. Ale to... To co usłyszał było jak sztylet wbijany w samo serce. Płonący sztylet. Nie wiedział co odpowiedzieć. Sam czuł się dość podle za to, że tak szybko pozwolił sobie na zaufanie innemu człowiekowi. Ale Chris... Chris zawsze był w jego sercu i pamięci. Ukryty gdzieś w kąciku ale był. A teraz klęczy przed nim i wyznaje, że i on zawsze zajmował miejsce w jego pamięci.
- Christian - pochylił się i wyciągnął rękę by pogłaskać go po włosach. Cofnął ją jednak zaciskając w pięść i po chwili położył na dłoniach chłopaka własne. - Nie mów tak, proszę. To nie jest twoja wina. To nie jest niczyja wina. Tak najwyraźniej miało być.
Nie wytrzymał dłużej walki z samym sobą i ujął twarz Christiana w dłonie podnosząc ją tak, by móc choć przez chwilę spojrzeć w oczy, za którymi tak bardzo tęsknił. Kiedy zobaczył łzy, jego oczy również się zaszkliły. Serce mu się rozdzierało, kiedy widział cierpienie na twarzy Christiana. Nie pozwolił jednak by choć jedna łza spłynęła po jego policzku. Wystarczy. Nie będzie już łez i nie będzie cierpienia. Koniec z tym.
- Christian, nie płacz - otarł kciukami mokre policzki chłopaka. - Proszę. Chyba, że chcesz bym i ja się popłakał a wtedy zalejemy ten pokój i znów trzeba będzie go remontować.
- Bo mi się odkręciły zapasy najwidoczniej... - mruknął Chris dość niezrozumiale i uśmiechnął się.
Nie liczył na to, że teraz będzie dobrze. Zdawał sobie sprawę z tego, że Max odeśle go z kwitkiem, odegra się, albo każde mu czekać. Dlatego też nic więcej nie powiedział. Patrzył się na niego swoimi czekoladowymi oczyma, trwając w bez ruchu. Nawet co kilka minut zapominał, jak się oddycha. Miał wrażenie, że to wszystko, co się wydarzyło okaże się snem. Snem, który skończy się za chwilę i nie zostanie nic. Nie będzie drogi, nie będzie wolności, nie będzie Maxa, tylko Logan. Powinni go zabić za takie myślenie, ale on nie umiał inaczej. Teraz potrafił się tylko cieszyć z tego, że czuje, jak jego serce pracuje w przyspieszonym tempie. Nie chciał od Maxa nic, byle tylko był przy nim, a przede wszystkim by mu wybaczył to chwilowe bezmóżdże.
Maxymillian roześmiał się. Tak szczerze jak nie śmiał się już od bardzo dawna. Czy to nie dziwne? Przed chwilą był w czeluści rozpaczy i nie widział z niej wyjścia a teraz śmieje się jak szaleniec. Ale przecież nie jest sam. W jego dłoniach spoczywa twarz człowieka, którego tak bardzo kiedyś pokochał. Który sprawił, że jego serce szalało a myśli podążały zawsze w jego kierunku. Tylko, że ten sam człowiek wpędził go w rozpacz i spowodował, że stracił chęć do życia. Patrzył z uśmiechem na twarz Christiana i toczył ze sobą bitwę wszech czasów. Z jednej strony nie pragnął niczego bardziej, niż przytulić się do niego i zapomnieć o tym co było a z drugiej bał się, że kiedy znów pozwoli sobie na obdarzenie go zaufaniem zjawi się ktoś, kto kolejny raz mu go zabierze.
- Chris, czy ja... Czy... - No kurcze, nie zapyta o to. Nie da rady.
- Zostaliśmy tylko my i już nie będzie nikogo więcej - odparł Christian.
Wstał, by pociągnąć za sobą Maxa. Chciał by wstał. Zaczynał tracić zmysły. Chciał go wziąć w ramiona i nie wypuszczać, już nigdy, by był tylko on i Chris. Po chwili oczekiwania, aż chłopak się podniesie, rozłożył ręce, jak za dawnych czasów.
Co prawda, Max nie o to chciał zapytać ale odpowiedź jaką dostał wystarczyła mu za wszystkie inne. Widząc zachęcające do wtulenia się w nie ramiona nie potrafił się powstrzymać. Zapominając o tym, jak duże ma na sobie rzeczy, zerwał się z fotela i ... No oczywiście. Spodnie same zjechały mu aż do kolan. Spojrzał na nie z wyrzutem i uśmiechnął się do Chrisa wyciągając do niego spragnione ręce, niczym małe dziecko, które stoi w kałuży i prosi mamę o pomoc bo boi się ruszyć.
- Sukienka poważnie byłaby lepsza - jęknął.
- Tak też mam dobry dostęp - szepnął mu do ucha Chris, śmiejąc się, kiedy tylko jego nos znalazł się w zagłębieniu szyi Maxa. - No więc, o co chciałeś zapytać? Idźmy po kolei - mruknął jeszcze i przycisnął go do siebie szczelnie, wdychając każdą cząstkę jego zapachu.
Błądził ustami po jego szyi. Po prostu tęsknił, tęsknił za jego miłością. Musiał sobie spojrzeć w oczy i powiedzieć prawdę: Max mógł mu dać wszystko, czego chciał, bo to wszystko było Maxem i tylko jego pragnął, tylko na nim mu zależało, tylko jego potrzebował.
- Chciałem się zapytać, czy mogę wrócić do twojego pokoju.
Maxymillian westchnął ciężko i wspiął się odrobinę na palce by móc wtulić się w Chrisa całym sobą. By znów czuć się jak kiedyś. Jak w chwilach, kiedy nic nie stało między nimi. Kiedy nie dzieliło ich nawet pół centymetra zbędnej przestrzeni. Przypomniały mu się słowa Aleksandry "Widocznie nie był ciebie wart..." Nie prawda. To nie Christian nie był wart jego miłości. To Max nigdy nie będzie wart tego by stać się częścią jego życia. Taką jaką pragnąłby się stać. Ale czy to teraz ważne? Nie. Zdecydowanie nieważne. Teraz była tylko jego bliskość i jego zapach, który śnił się Maxowi po nocach. Zaplątał palce we włosy Christiana i odchylił głowę by spojrzeć w swoje ukochane oczy. Oczy, za którymi tak strasznie tęsknił.
Christian uśmiechnął się. Następnie powoli przysunął swoją twarz do twarzy Maxa i kiedy ich usta dzieliły zaledwie minimetry, oblizał je delikatnie. Kiedy już pierwsze wrażenie przeszło delikatnymi ciarkami po plecach Kota, wpił się w jego usta zachłannie, jakby nigdy tego nie robił, jakby to była największa zbrodnia, za którą miał zapłacić. Gdyby zrobił to kilka dni wcześniej, to by zapłacił. Teraz już nic nie było go w stanie powstrzymać przed napawaniem się ciałem Maxa, jego obecnością i miłością. Chłonął każdy centymetr jego ust, całując je pożądliwie. Oddał mu się i to wcale nie było tak, jak kiedyś. To nie on był panem, ale to Max panował nad nim i nad wszystkim, co należało do Chrisa. To on był panem jego serca i tak już miało pozostać, bo nie chciał niczego zmieniać.
- Kocham Cię, od zawsze... - wyszeptał, odrywając się na chwilę od ust Maxa. - Od pierwszego spojrzenia, od pierwszego uśmiechu, od pierwszego wyrazu twarzy, kiedy myślałeś, że chcę cię zjeść. Jesteś dla mnie wszystkim i tak ma zostać. Nie zostawię cię już, nie oddam nikomu... - wymruczał w jego usta, po czym znów zatopił się w nich z pasją i uwielbieniem.
Głaskał jego plecy delikatnie i sprawdzając ich fakturę, by sobie przypomnieć ukochaną skórę, ukochane ciało i ukochanego człowieka.
Max nie odpowiedział. Nie dlatego, że nie chciał ale dlatego, że nie potrafił zrobić tego spokojnie. Chciał wykrzyczeć całemu światu swoje szczęście. Chciał, by każdy człowiek na świecie i każda roślinka i stworzenie wiedzieli, że jest szczęśliwy. Że ma obok kogoś, komu oddał serce i kogo nie chce nigdy stracić. Nie odpowiedział również dlatego, że nie chciał tracić ani chwili z pocałunku. Ani jednej sekundy. Zmarnowali już ich tak dużo szukając szczęścia gdzie indziej. Prawie zniszczyli się wzajemnie przez głupotę. Teraz już będzie dobrze. Teraz już musi być dobrze, bo teraz obydwaj wiedzą czego chcą i czego im do życia potrzeba. Zatonął w pocałunku i zapomniał się w pochłaniającym go uczuciu. Zakręciło mu się w głowie ze zmęczenia i poczuł jak nogi mu się uginają ale nie dbał o to. Nie teraz kiedy znów miał po co i dla kogo żyć.

KONIEC.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz