niedziela, 29 lipca 2012

Miłość wymaga wyrzeczeń. 23.

Christian siedział po turecku przed kominkiem. Miał zamknięte oczy i oddychał głęboko. Starał się uspokoić i pogodzić z tym co się stało i z tym, co działo się w jego sercu i umyśle. Gdyby ktoś teraz wszedł do jego kwatery, uznałby, że albo wybuchła tu jakaś bomba albo włamali się tu i szukali jakiejś niedużej rzeczy, demolując pomieszczenie przy okazji. Prawda była jednak całkiem inna.
Otóż Chris, nazajutrz po tragedii, wpadł w taki szał, że zdając sobie sprawę z tego jak niebezpieczny jest dla otoczenia, zamknął przed sobą drzwi zaklęciem i postanowił pozostać w pokoju. Rozpacz szalała w nim niczym tornado. Każdy przedmiot na jaki spojrzał przypominał mu Logana. Każdy kąt pokoju krył jakiś jego uśmiech, jakiś szept, jakieś wydarzenie z ich wspólnych chwil. Było w nich tyle wspomnień. Tyle chwil radości i miłości ale też sporo chwil, kiedy walczył sam ze sobą. Kiedy cierpiał bo jego serce było rozdarte pomiędzy chęć bycia z Xelletem a narastającą miłością do Maxa. Te chwile ciążyły mu w duszy najbardziej. Może gdyby znalazł w sobie tyle odwagi by wyznać wszystko Loganowi... Może gdyby potrafił przyznać sam przed sobą, czego pragnie bardziej... Może wtedy potrafiłby myśleć rozsądniej i nie pozwoliłby na to, żeby Xellet zginął. Niby zdawał sobie sprawę z tego, że nie zdołałby powstrzymać Logana przed zrealizowaniem planu jaki wymyślił, ale czy to ważne? Przecież nawet nie zauważył, że tamten coś planuje. Tak, pierwszego dnia po śmierci Logana i Aleksy, Christian szalał z żalu i wściekłości. Był zły. Zły na siebie, swoje niezdecydowanie i swoją niemoc. Roztrzaskał prawie wszystko, co znajdowało się w pokoju. Każda rzecz, która trafiała w jego ręce była zbyt mocno związana wspomnieniami ze zmarłym by pozostać całą. Krzesło? Nie zostanie całe! Przecież siedział na nim Logan i uśmiechał się. Stolik? Nie! Na tym stoliku stał kubek z herbatą dla Logana. Książki, lampka, świece... Nic, po prostu nic nie miało prawa pozostać całe. Przyszedł nawet taki moment, kiedy chciał potraktować wszystko zaklęciem magicznego ognia i patrzeć jak zamienia się w popiół. Nie zrobił jednak tego. Uznał, że sprzątnięcie wszystkiego, będzie dla niego doskonałą, dodatkową udręką.
A teraz w kominku trzaskał ogień, w którym płonęły kolejne szczątki.
Christian otworzył oczy i wbił wzrok w kominek. Czuł, że pogodził się ze stratą Xelleta. Że złość, jaka szalała w nim pierwszego dnia odeszła. Pozostał smutek po stracie i wspomnienia ale złości już nie było. Dużo dała rozmowa z Riną. Kiedy poszedł do niej wczoraj, wykazała się niesłychaną cierpliwością. Spędzili razem prawie cały dzień. Christian miał okazję wyrzuć z siebie wszystko, co go dręczyło. Mógł nareszcie powiedzieć na głos jakie piekło panuje w jego duszy od kilku tygodni. Rina cierpliwie wysłuchała opowieści o tym, jakie uczucia nim targały, kiedy Xellet wyjechał. Jak czuł się porzucony i opuszczony. Jak wściekał się na wszystko i na wszystkich. I jak pewnego dnia wpadł na Maxa i poczuł, że w jego sercu zapłonął zupełnie inny ogień niż przy Loganie. Jak Max wdarł się w jego serce i umysł. Jak dał mu się oczarować dzięki temu, że był taki inny od Xelleta. Christian wyznał, że pokochał Maxymilliana za to, że już przy pierwszym spotkaniu, sprawił iż Dien uśmiechał się jak dawniej. Za to, że potrafił jednym swoim uśmiechem sprawić, że świat stawał się piękniejszy a Christian miał chęć na czerpanie z niego całymi garściami. Max był dla niego jak delikatny kwiat, któremu trzeba pomóc by zdołał rozwinąć się i ukazać swe piękno. Jak najsłodsza czekolada, która wprawdzie nie uzależnia, ale kiedy raz poczujesz jej smak, chcesz czuć go w ustach już zawsze i nie chcesz zamienić na nic innego. Dziewczyna słuchała kuzyna cierpliwie i otarła mu nawet kilka łez, które zdradzały jak mu ciężko. Doskonale rozumiała co przeżywa. Jak zawsze, przyznała mu rację, kiedy stwierdził, że musi porozmawiać z Maxem. Nieważne było dla niej z kim jest Chris. Ważne, żeby był szczęśliwy. Była gotowa odnaleźć Maxymilliana i nakopać mu do tyłka, gdyby nie chciał rozmawiać z Christianem. Mało tego. Ona była gotowa przywiązać tego chłopaka do krzesła, w razie potrzeby, i zmusić go do wysłuchania tego co ma do powiedzenia jej kuzyn. Po tym jak Chris się wyżalił i jego oczy wyschły, Rina wyjaśniła mu cierpliwie, dlaczego po ugryzieniu Logana, Benjamin spłonął. Sama oczywiście na to nie wpadła. Po prostu, kiedy nikt nie był w stanie dostać się do kwatery Diena pierwszego dnia, Nathaniel opowiedział jej wszystko. Wiedział bowiem, że prędzej czy później Chris do niej zajrzy. Okazało się, że Xellet, przewidujących co może się wydarzyć, sprowadził ze Stanów specjalny eliksir. Nie wiedział kiedy będzie mu on najbardziej potrzebny ale wiedział, że by zabić Benjamina, musi mieć tę miksturę we krwi. Oczywiście zdawał sobie doskonale sprawę z tego, że musi się poświęcić. Jedynym wyjściem było pić eliksir codziennie a kiedy nadejdzie odpowiednia chwila, pozwolić się ugryźć. Benjamin był na tyle pewny własnych umiejętności i na tyle zapatrzony w siebie, że nawet nie przypuszczał, że Xellet poznał sposób na zabicie go. Dlatego Logan miał nad nim przewagę. Dlatego nie zawahał się ani chwili przed sprowadzeniem specyfiku i wlewaniem go w siebie co dzień. Tylko on wiedział, jak pokonać wampira i tylko on mógł tego dokonać. Christian wysłuchał wyjaśnień Riny w całkowitej ciszy. Nie odezwał się już ani jednym słowem aż do wyjścia. Teraz znał całą prawdę. Teraz rozumiał o wiele więcej. Tylko, że to i tak nie dało mu poczucia spokoju. Może tylko pomogło mu pogodzić się z obrotem spraw. Uzmysłowił sobie, że nie był w stanie temu zapobiec i żadna jego reakcja nie spowodowałaby ocalenia Logana.
Nathaniel zostawił też u dziewczyny list pożegnalny dla Christiana. Odebrał go od niej w milczeniu i całując kuzynkę w policzek, opuścił jej pokój.
Kiedy wracał do zdemolowanej kwatery, wiedział jedno. Wiedział, że kolejny dzień musi poświęcić na medytację. Na uspokojenie się, wyciszenie, rozmyślania. Wiedział, że musi przeprowadzić ostatnią rozmowę z Xelletem. Przyznać się jemu i sobie, czego naprawdę pragnie. Wyznać w końcu, że Max nigdy nie przestał być dla niego ważny. Że kochał go i nadal kocha, choć próbował wmówić sobie i wszystkim dookoła, że jest inaczej. Teraz, kiedy siedział wpatrzony w płomienie był już spokojny. Powiedział Xelletowi co chciał powiedzieć. Przyznał, że był skończonym idiotą okłamując jego, Maxa, siebie i wiele innych osób. Pożegnał się z przyjacielem i podjął decyzję o spotkaniu z Maxem.
Wyciągnął z kieszeni pożegnalny list od Logana i przeczytał na głos po raz setny.
"Cześć Kocie! Wiem, że pewnie widząc ten list zbiera Cię na mdłości, ale cóż... musiałem. Nie chce żebyś cierpiał przez to, że moja rodzina ma bardziej nasrane niż ja... miałem. Mam nadzieje, że wiesz iż Cię strasznie kocham, ale nie potrafiłem inaczej. Mam również nadzieje, że mi wybaczysz. No i nie masz prawa się załamać bo Ci nakopie do dupy i będziesz miał. A skoro nie ma mnie... masz jeszcze Maxa. Wiem, że coś do niego czujesz i już nie musisz udawać przed samym sobą, że jest inaczej. Droga wolna. Bądź szczęśliwy...
Tylko nie zbyt szczęśliwy bo będę zazdrosny, jasne?!
Kocham Cię obrzydliwie bardzo i to przerażające, ale tak jest. Logan."
Oczy Christiana zaszkliły się od napływających łez. Znał ten list na pamięć ale za każdym razem kiedy go czytał w jego oczach pojawiały się łzy. Zacisnął ręce w pięści i nabrał w płuca sporo powietrza. Czuł, że znów narasta w nim złość. Złość na siebie i na to, co robi z nim zaistniała sytuacja. Był wściekły. Wściekły na to, że on, Christian Dien, wielki, silny facet, który w nosie ma wszelkie zagrożenia i nie wzrusza go nawet fakt, że miałby kogoś zabić, teraz rozkleja się przy lada okazji. Szlag go trafiał, że zachowuje się jak roztrzęsiona panienka, której wystarczy badziewny romans by zalała się potokiem łez. Nie! Koniec z tym! Tak nie może dłużej być. To nie jest on. Nie tak powinien się zachowywać. Nie może siedzieć i użalać się nad swoim losem. Wystarczy. Rozdział pod tytułem "Logan" właśnie został zamknięty. Teraz pora wrócić do życia. Uporządkować wszystko i przeprosić tych, których skrzywdził z powodu własnej głupoty i tchórzostwa. Zmiął list i cisnął nim w płomienie. Spojrzał na zegarek i wstał z dywanu z lekkim uśmiechem.
- Pora się zbierać - powiedział do siebie i sięgnął po garnitur.
Choć ten jeden raz może przecież wyglądać poważniej niż się zachowuje. Choć na pogrzebie pokaże Xelletowi jakim potrafi czasem być sztywniakiem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz