środa, 30 listopada 2011

Miłość wymaga wyrzeczeń. 4.

Na błoniach rozciągało się coś dziwnego. Jakby wielka scena ułożona z kwadratowych desek. Zewsząd oświetlona była jaskrawoniebieskimi kulami, dzięki czemu doskonale widoczna z zamku. Na niej zaś można było dostrzec kilka manekinów, jednakże nie zwyczajnych. Były to manekiny ćwiczebne. Trzeba było podejść bliżej by zobaczyć, że coś jest z nimi nie tak. Na środku sceny zaraz obok kukieł stał nauczyciel pojedynków, wymachując ze znudzeniem swoim mieczem.
Maxymillian zawitał na błonia z postanowieniem nauczenia się jakiegoś przydatnego zaklęcia. Nie miał jednak ochoty uczestniczyć w zajęciach. O nie, nie. Miał w planie przysiąść sobie gdzieś z boku i poobserwować. Ledwo się usadowił a już zza drzew wyszła wprost na błonia najbardziej irytująca dziewczyna, jaką kiedykolwiek widział. Tragedia! Tak, to właśnie ona. Max wymazał od razu ze swoich planów spokojną obserwacje, gdyż w obecności tej istoty, spokój nie był możliwy. Trampki, rybaczki i czarna koszulka. Nie dość, że zachowywała się tragicznie, to jeszcze i styl ubierania się miała koszmarny. Gdzie się to takie uchowało? Kiedy minęła ostatnie drzewo stanęła jak wryta.
- A to, co za cholerstwo? – warknęła dość głośno i podeszła bliżej. – Przecież jak przechodziłam tędy godzinę temu, jeszcze tego tu nie było.
- Bo to magia? – Z wesołym uśmiechem odpowiedziała dziewczynie inna, pojawiając się nagle tuż przy niej. – Dzień dobry, profesorze! – wykrzyknęła i pomachała dłonią do nauczyciela. – Chodź. – Kiwnęła głową do Izabelli i ruszyła w stronę podestu.
- Dzień dobry moja droga, dzień dobry. Czy raczej powinniśmy powiedzieć, że wieczór za pasem. – Odparł spokojnie profesor, a Maxymillian zaczął się zastanawiać skąd ten facet czerpie takie pokłady cierpliwości dla rozkrzyczanych uczniaków. Zdawał się nie zwracać kompletnie uwagi na ich wiecznie uśmiechnięte i chętne do psot postawy. Miecz profesora poszybował krótko w stronę stojącego z boku manekina i wbił się w niego ze zgrzytem. – Chętne na zajęcia? – spytał spoglądając na dziewczęta i brodą wskazał na kukły. Żadna z nich nie wyglądała zachęcająco. – Pana Roseville’a też zapraszam.
Oczy wszystkich powędrowały w stronę spojrzenia profesora. Na błoniach pojawił się, bowiem kolejny uczeń. Jakiś chłopak, którego Max nie widział wcześniej, a który zdawał się swoją miną oznajmiać wszystkim, żeby w jego obecności mieli się na baczności. I jeszcze jedno rzuciło się teraz w oczy Maxymillianowi. Mina Tragedii. Pierwszy raz widział jak zamiast uśmiechu pojawia się na jej twarzy grymas niechęci. Patrzyła na przybyłego chłopaka z mordem w oczach i o dziwo, taka mina na jej twarzy strasznie spodobała się Maxowi. Dostrzegł właśnie jak ładna jest ta dziewczyna. Nie uśmiechała się, a jednak jej twarz była śliczna. Może niesłusznie przekreślił ją tak od razu za jej hałaśliwość?
- Mamy trenować na kukłach? Ja raczej myślałem, panie… Hm. Ja raczej myślałem, że będą to jakieś pojedynki, czy coś, a nie trening na kukłach… – Chłopak wypowiedział swoje niezadowolenie z okropnie znudzona miną. Sprawiał wrażenie jakby sam fakt, że stoją tu jakieś kukły uwłaczał jego godności.
Dziewczęta zachichotały cicho i wskoczyły na podest, stając na przeciwko profesora. Najwyraźniej im nie przeszkadzał taki sposób prowadzenia zajęć, a nawet wydawały się bardzo chętne do rozpoczęcia nauki.
- Zawsze możesz wyjść. – Izabella odwróciła się w stronę chłopaka i syknęła do niego wrednie. – Jak przypuszczam nikt tu za tobą nie będzie płakał?
- Ma pan jakieś obiekcje? – Nauczyciel wszedł w zdanie dziewczynie i spojrzał na chłopaka, a następnie na manekiny, które miały po jednej ręce uniesionej w górę, co miało imitować gest atakującego czarodzieja. – Zaklęcie tarczy. – Nauczyciel machnął ręką na jednego z manekinów, a ten zaczął z wolna opuszczać kończynę, aż znalazła się ona w pozycji prostopadłej do podłogi.- Zanim ktoś was zmiecie zaklęciem. – Dodał po chwili i uśmiechnął się. – Na atak macie pół minuty, piętnaście sekund lub dziesięć. Wybierajcie.
- Piętnaście sekund. – odezwał się chłopak i wskoczył jednak na podest. Wydawał się zbyt pewny siebie, ale skoro miał tak wysoką samoocenę, może jednak coś potrafił? – Chyba, że Pan radzi inaczej… To może pójdę za pana radą? – Roseville uśmiechnął się kpiąco i zerknął na nauczyciela.
Maxymillian zaśmiał się pod nosem i usadowił na najbliższym pniaczku. Miał ochotę zobaczyć jak ten pewien siebie gość dostaje nauczkę. Potarł dłonią o dłoń by się trochę rozgrzać i schował je po chwili między udami. Wlepił wzrok w uczniów na podeście i skupił się na obserwacji ich ruchów.
Nagle, marchewkowo włosa japonka aportowała się na błoniach, stając kilka kroków za chłopaczkiem. Przekręciła głowę na bok i obserwowała. Wyglądała na bardzo zaciekawioną tym, co ten wymyśli.
- No to zapowiada się ciekawie. – Złośliwy uśmiech zawitał ponownie twarzy Maxymilliana. Miał nadzieję zobaczyć jak lecą drzazgi. Z manekinów, albo z uczniów. Było mu właściwie wszystko jedno. Choć musiał przyznać sam przed sobą, że chętnie zobaczyłby, jak chłopak dostaje nauczkę.
- Jak wolisz. Ostrzegam, że na praktykach życzę sobie pełnego wykonania. – Odpowiedział niezrażony zachowaniem chłopaka nauczyciel i zademonstrował wszystkim ruch dłonią, smagając ją delikatnie na przeciw siebie. – Akcent na „te”, życzę powodzenia. Manekiny zaatakują, kiedy staniecie na przeciwko nich. – Profesor zerknął na dziewczęta i uśmiechnął się odrobinę. – Elena idziesz do drugiego. Panna Flores do trzeciego. Tylko szybko, bo nie lubię czekać.
Wypowiadając ostatnie zdanie, nauczyciel zeskoczył ze sceny i stanął tuż przy niej, obserwując uczniów.
Elena podeszła do manekina nazwanego numerem drugim. Ledwo zatrzymując się przed nim smagnęła dłonią w jego stronę i wyraźnie zainkantowała zaklęcie. Uśmiechnęła się przy tym niepewnie i wbiła wzrok w swojego szkoleniowego przeciwnika. Za to Izabella, zbyt zajęta rzucaniem gromów wzrokiem w kierunku chłopaka zatrzymała się przed swoim manekinem i zamilkła. Na co ona czekała? – Zastanawiał się Max. Na zaproszenie?
Tymczasem Roseville odwrócił się do tyłu i zauważył stojącą za nim japonkę. Uśmiechnął się złośliwie i przekrzywił głowię i zaczął uważnie jej się przyglądać.
- Przyszłaś na pojedynki, prawda? Bo raczej wątpię byś chciała oglądać. – Mrużył oczy i wpatrywał się w dziewczynę z wyższością.
Jaki on był denerwujący! Bił na głowę Tragedię i Maxymillian zanotował go, jako numer jeden w kategorii irytacji szkolnej. Oj, gdyby nie to, że postanowił się na razie nie ujawniać na zajęciach, pokazałby chętnie temu gościowi, gdzie jego miejsce.
- Nie dostałeś przypadkiem polecenia od nauczyciela, Roseville? – Japonka uniosła brwi, a z ust nie schodził jej niemal niezauważalny, kpiący uśmiech.
Max roześmiał się cicho. Jeden zero dla dziewczęcia! Brawo! Taka reakcja podobała się Maxymillianowi nawet bardziej niż taka, o jakiej pomyślał wcześniej.
- I co z tego? – Roseville odszczeknął jej butnie i odwrócił się w stronę swojego manekina.
W tym właśnie momencie, uwaga Maxa została odwrócona od chłopaka. Czym? Ach, czymś, czego nie był chyba w stanie przewidzieć. Izabella z głuchym łoskotem wylądowała na deskach podestu. Tak właśnie kończy się nieuwaga na zajęciach z zaklęć. Max roześmiał się tym razem dość głośno i patrzył na dziewczynę z coraz to większą sympatią. Wyglądała teraz uroczo. Wściekła i zaskoczona. Nie spodziewała się, aż tak szybkiej reakcji manekina i teraz miała się z pyszna. Równocześnie z atakiem manekina Izabelli i pozostałe kukły wystrzeliły zaklęcia w swoich przeciwników. Jedynie Elena miała na tyle rozsądku by w porę wypowiedzieć zaklęcie, więc tylko ona nie doznała uszczerbku na własnej osobie. Chłopak w porę uchylił się przed atakiem, więc pozostał w pozycji stojącej. Max postarał się uspokoić w miarę szybko, lecz jego śmiech nie pozostał niezauważony. Poszybowało w jego kierunku mordercze spojrzenie Tragedii, która właśnie pozbierała się z desek i otrzepała ubranie z kurzu. Zdaje się, że właśnie się jej naraził.
Japonka zeskoczyła szybko ze sceny widząc latające zaklęcia i stanęła obok nauczyciela.
- Macie drugą szansę. – odezwał się nauczyciel spoglądając na uczniów.
Izabella ponownie stanęła na wprost manekina. Jej mina wskazywała na to, że nie pozwoli jakiejś kukle, aby ją powaliła jeszcze raz. Przymrużyła oczy i wpatrzyła się w manekina śledząc każdy jego ruch. Kiedy tylko drgnął, momentalnie wyprostowała rękę tak, by ta stanowiła barierę pomiędzy nią, a mającym nadlecieć zaklęciem i wyraźnie wypowiedziała odpowiednią inkantacje. Max przyglądał się jej z podziwem. Dopiero teraz zdała się znaleźć w pełni na zajęciach. Nie pochłaniało ją otoczenie i to, co inni wyprawiają. Koncentrowała się tylko na manekinie i jak widać było po chwili, kiedy to zaklęcie manekina zatrzymało się na niewidzianej osłonie dziewczyny, szło jej to bardzo sprawnie.
Pozostali również zdołali się zabezpieczyć przed atakami. Co oczywiście tez nie uszło uwadze Maxa. Lecz nie mógł powiedzieć by interesowali go równie mocno, co Tragedia. Odkrywał w niej nowa osobę i fascynował się nią coraz bardziej.
- Dobra, powiedzmy, że wam wychodzi. – powiedział dobitnie nauczyciel i rozejrzał się. Po chwili jednak z rozmysłem usunął manekiny ze sceny, a nad nią pojawiło się więcej świecących kul, które krążyły koło uczniów w odległości kilku metrów. – Na mój znak kule was zaatakują, po jednej na głowie. To samo ćwiczenie, ale jak nie odbijecie, to będziecie miały guzy. – mruknął cicho i machnął ręką, odczekując, aż uczniowie ocenią sytuację.
Dziewczęta zareagowały dość szybko. Stanęły plecami do siebie i uważnie obserwowały kule. Izabella przezornie wyciągnęła przed siebie rękę i śledziła w skupieniu latające wokół zagrożenie. Na tyle, na ile mogła ogarnąć je wzrokiem. Maxymillian był niezmiernie ciekaw, co ona sobie teraz myśli w tej swojej, zapewne niesłychanie zaśmieconej przez pomysły, główce. Jedynym, który nie zwracał uwagi ani na słowa nauczyciela ani na to, co się dzieje był Roseville. Podszedł do skraju podestu i przykucnął na wprost japonki.
- Może za chwilę przekonamy się czy nadal potrafisz mnie pokonać? – cedził słowa przez zęby i wpatrywał się w dziewczynę namolnie.
- Teraz! – Rozległ się donośny głos nauczyciela, niesiony przez wiatr po błoniach.
Trzy kule rozpoczęły atak. Jedna poleciała na Elenę, druga na Izabellę, a trzecia o dziwo i z premedytacją w Amadeusza Roseville’a. Maxymillian zacisnął dłonie w pięści i wpatrzył się w dziewczęta. Dopingował je w myślach i czekał na ich reakcję. Natomiast, co do chłopaka, to miał nadzieję, że zostanie potraktowany przez magiczną kule bardzo odpowiednio i już cieszył się na to. Czy to przypadkiem nie było odrobinę wredne z jego strony? Jasne, że było. Nie miał jednak zamiaru z tym walczyć. Uśmiechnął się, kiedy zaklęcia dziewcząt zostały wypowiedziane prawie równocześnie i kule roztrzaskały się na ich tarczach. Ale wybuchnął wręcz śmiechem, kiedy kula szybująca w stronę chłopaka nie wyhamowała grzecznie przed nim i nie zwolniła, tylko z całym impetem wpadła na niego od tyłu i zrzuciła zaskoczonego ze sceny. Tak to jest, kiedy się nie słucha. Och, Max szalał ze śmiechu. Łzy ciekły mu po policzkach i chwycił się za brzuch, kuląc się na pieńku.
- Gdzie jesteś Chris, kiedy dzieje się coś takiego? – zapytał przestrzeń, bo przecież jego przyjaciel nie mógł teraz tego usłyszeć.
Brakowało mu jego towarzystwa. Bardzo brakowało. Nie widział go cały dzień i chociaż postanowił zająć się czymś by o nim nie myśleć przez cały czas powracały do niego wspomnienia tych cudnych, czekoladowych oczu przyjaciela, wpatrzonych w niego. Odetchnął głośno i ponownie wbił wzrok w scenę i to, co się na niej działo. Nauczyciel również roześmiał się krótko patrząc na chłopaka i szybkim machnięciem dłoni spowodował, iż kule, które pozostawały w powietrzu, zatrzymały się i stanowiły teraz jedynie oświetlenie sceny.
- Widzisz Amadeusz. – Japonka pochyliła się nad nieszczęsnym chłopcem i z nieukrywaną satysfakcją cedziła słowa przez zęby. – Nie zaczynaj ze mną, kiedy jesteś na lekcji. – Wyprostowała się i rzuciła mu przelotne spojrzenie zanim wskoczyła na podest.
- To, na co teraz macie ochotę? – Zapytał nagle profesor, przyglądając się uważnie twarzom uczennic. – Jakieś propozycje?
Elena wzruszyła tylko z rezygnacją ramionami i krzyżowała ręce na piersiach. Widać było, że jest typem uczennicy, która wykonuje polecenia jak należy, ale nie wychyla się nigdy z inicjatywą. Maxymillian widział ją wcześniej tylko raz i już wtedy stwierdził, że wyjątkowo spokojna z niej istota. Za to Izabella przeszła samą siebie.
- Na kieliszek wina. – wyrwało jej się znienacka, zanim jeszcze pomyślała nad wypowiedzią. – A może i nie. – Dość nieudolnie próbowała zatuszować poprzednią wypowiedź i dodała szybko z niewinnym uśmiechem. – Na cokolwiek, byle się coś działo, panie profesorze.
- Pojedynek z…. Nią? – Amadeusz wskazał głowa głową na Izabellę a potem na Elenę. – Lub z nią. W sumie, to jest mi to obojętne, z kim. Może być nawet z panem, lub z nią. – dodał, teraz wskazując głową na japonkę. Był tak pewny siebie, że aż się miało ochotę go trzepnąć.
- Na pewno znowu chcesz przegrać? – Lorien, bo tak miała na imię japonka, co Maxowi przypomniało się dopiero teraz, westchnęła cicho i patrzyła wyczekująco na profesora.
- A może jednak ty teraz przegrasz? – mruknął Amadeusz, spoglądając na nią z zaciekawieniem. – Wiesz, zawsze mogę sobie znaleźć inną partnerkę, bądź partnera do pojedynków.
- Dobrze, wystarczy. – Przerwał te dyskusję nauczyciel, najwyraźniej znudzony przekomarzaniem się uczniów. – Możemy zrobić mały turniej. Kto wygra, to stanie do walki ze mną. – Dodał po chwili namysłu i spojrzał na Roseville’a drwiąco. – Nie widzi mi się to, no, ale niech wam będzie. Zaczyna panienka Izabella z panem Rosevill’em. – Uśmiech satysfakcji wykwitł na twarzy profesora. Maxymillian zastanawiał się, co sprawiało, że jest taki zadowolony z doboru pierwszej pary i miał nadzieję, że za chwilę się o tym przekona. – Stańcie na przeciwko siebie i przygotujcie się. – Padło ostatnie polecenie profesora i po chwili na podeście została już tylko wyznaczona do pojedynku para.
Izabella ustawiła się na przeciwko Amadeusza i uśmiechnęła do niego wrednie. Ukłoniła się mu z nadmierną uprzejmością i przekręciła głową tak, że aż dało się słyszeć ciche chrupniecie kręgosłupa. Maxymillian uśmiechał się pod nosem. Szykowała się do walki jak zawodowy zabójca. Oczywiście nawet przez chwilę nie pomyślał by kibicować temu nadętemu dupkowi, więc wpatrzył się uważnie w dziewczynę i starał się przekazywać jej telepatycznie dobre rady dotyczące walki. Tak, jakby to w ogóle było możliwe w jego przypadku. No, ale cóż, bardzo chciałby, by wygrała i spuściła łomot temu pacanowi. Amadeusz tym czasem odwrócił się do Izabelli i odkłonił się jej z gracją. Wyprostował się, z lekkim uśmiechem na twarzy, skinął jej delikatnie głową, przybierając z lekka postawę obronną i skupił się oczywiście na tym, co zaraz się ma stać.
- No, więc wszystkie zaklęcia dozwolone prócz okrutnych. Cała scena jest wasza, a co z nią zrobicie, to już nie mój problem. Przeciwnik ma nie wstać. – Profesor zakończył dość ostro i uśmiechnął się złośliwie. – Zaczyna panna Izabella! – Dodał jeszcze ciut głośniej i zamilkł wpatrując się w nich uważnie.
Ręka dziewczyny wędrowała w okolice prawego biodra. Oczy jej się zwięzły, a usta zacisnęły w napięciu. Po chwili bezruchu rozległ się świst przecinanego przez dłoń powietrza gdyż została ona błyskawicznie poderwana od lewej do prawej strony i skierowana wprost na chłopaka. Na błoniach rozległa się głośna i wyraźna inkantacja zaklęcia, a w oczach dziewczyny pojawiły się iskry. Maxymillian przypuszczał, że w jej umyśle króluje teraz tylko chęć powalenia przeciwnika na deski. Nic poza tym. Jej przeciwnik uśmiechnął się kącikiem ust, spoglądając na jej zaciętą minę. Obserwował tez każdy jej ruch i gdy tylko ruszyła ręką, w odpowiedzi machnął szybko i wypowiedział zaklęcie obronne. Był zaskakująco spokojny, a na jego obliczu malowała się złośliwość. Wyglądał teraz jakby się tak urodził. Jakby taki wyraz twarzy towarzyszył mu od samego początku. Zaklęcie dziewczyny było wręcz miażdżące i gdyby nie opanowanie Roseville’a zapewne teraz leżałby w jakichś krzakach na obrzeżach błoni. Jego tarcza rozprysła się jednak na milion kawałeczków, ale dzięki temu on stał cały.
Rozpoczęła się runda druga, a Max z rosnącym zainteresowanie obserwował akcję.
Amadeusz uśmiechnął się nieco szerzej i przechylił lekko głowę na bok. Po chwili wyprostował się, wykonał szybki krok w przód i jeszcze szybszy, jak i niezwykle pewny gest dłoni. Rzucił zaklęcie atakujące nad wyraz spokojnie i celując teraz dłonią w Izabellę. No tak, najlepiej zwalczać przeciwnika jego własną bronią, prawda? Maxymillian zacisną pięści ze zdenerwowania i skupił całą uwagę na Izabelli. „Nie daj mu się maleńka! Nie pozwól by cię pokonał!” – Dopingował dziewczynę w myślach. Tymczasem Iza, zaraz po rzuceniu zaklęcia atakującego, odskoczyła przezornie w bok by uniknąć ewentualnego odbicia. Widząc jak przeciwnik wykonuje gest, świadczący o zamiarze ataku, wykrzyknęła głośno zaklęcie tarczy i uniosła przed siebie dłoń w geście obrony. Max widział w wyobraźni jak zaklęcie Amadeusza powala ją na deski i jedyne, co teraz tkwiło w jego umyśle chęć przekazania jej odrobiny ze swojej determinacji pokonania go. Dlaczego w ogóle aż tak przejmował się losem Tragedii? Przecież irytowała go tak bardzo od samego początku. Ciężko mu było to sobie wytłumaczyć to sobie. Może po prostu ten chłopak irytował go jeszcze bardziej?
Zaklęcie chłopaka zostało odbite. Nie pochłonięte, czy zniwelowane, ale po prostu odbite w jego własną stronę. Maxymillian spoglądał z rozbawieniem, jak czerwony promień wraca do ucznia, a Izabella stoi niewzruszenie z uniesioną ręką. Po chwili jej ręka opadła, a ona sama, spodziewając się zapewne kolejnego rykoszetu zaklęcia lub ataku ze strony chłopaka, uskoczyła w prawo i zatrzymała się na lekko ugiętych nogach.
Amadeusz wykonał szybki odskok w bok i zamachnął się. Nie był to jednak gest obronny.
– Uważaj, atakuje! – wyrwało się Maxymillianowi ostrzeżenie.
Dziewczyna skrzywiła się lekko widząc gest chłopaka i słysząc głos Maxa. Nie zastanawiała się jednak długo. Niczym zawodowy komandos, uskoczyła w bok, wykonując przewrót przez ramię, zamachnęła się energicznie i wykonując zgrabny półobrót dłonią, wyrzuciła ją przed siebie z taką siłą, że aż powietrze zajęczało. Zaklęcie odrzucające w tył. Wypowiedziała je z taka mocą i z taką determinacją, że miało się wrażnie, iż cała okolica zadrżała. Jej krzyk zagłuszył inkantację chłopaka, więc Max nie miał pewności, co do tego, jakim zaklęciem ten uraczył teraz Izę. Na szczęście, Amadeusz był chyba przekonany, że dziewczyna skupi się na obronie, więc nawet nie pomyślał o uniknięciu jej ataku. To był jego błąd. Czerwona błyskawica zaklęcia Izabelli pomknęła jak strzała wprost na niego. Po drodze zmiażdżyła i rozproszyła zaklęcie chłopaka i trafiła go prosto w klatkę piersiową. Zrobił bardzo zaskoczona i niesłychanie głupią minę, kiedy zorientował się, że właśnie leci w krzaki za sobą.
Maxymillian, aż wstał z miejsca i klasną w dłonie z szerokim uśmiechem.
- Zuch dziewczyna! – wykrzyknął przyglądając się Amadeuszowi podnoszącemu się mozolnie z ziemi.
Zawtórował mu śmiech japonki i dość oziębłe, ale jednak, klaskanie nauczyciela. Izabella skłoniła się delikatnie Amadeuszowi, a następnie profesorowi i posłała promienny uśmiech do Maxa. Wypowiedziała bezgłośne ‘dziękuję’ i zeskoczyła ze sceny.
- Ja chyba podziękuję na dzisiaj. – powiedziała do nauczyciela i odwróciwszy się na pięcie, ruszyła do zamku, nie czekając nawet na pozwolenie.
- Dobrze. – zawołał za nią profesor. – A pan powędruje do skrzydła szpitalnego, panie Roseville. Niech tam panu poskładają rękę, bo jest złamana.
Dopiero teraz Max zauważył, że faktycznie ręka chłopaka zwisa pod dziwnym katem, a jego twarz wykrzywia grymas świadczący o bólu. No cóż, dziewczyna miała temperament. Tyle musiał jej przyznać. Wstał i wcisnął ręce w kieszenie. Nie miał tu już chyba nic więcej do roboty, a poza tym zrobiło się na tyle późno, że należało się chyba udać do kwater. Ruszył w stronę szkoły z niemrawym uśmiechem na wspomnienie widzianej przed chwilą walki. Podobało mu się tutaj coraz bardziej.
- Kolejnym razem zobaczymy, co pan potrafi, panie Ruthenberg!
Odwrócił się i zdziwiony popatrzył na profesora, bo to jego głos właśnie do niego dotarł. Bez słowa skinął jedynie głową na potwierdzenie i po chwili zniknął za bramą szkoły.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz