czwartek, 24 listopada 2011

Miłość wymaga wyrzeczeń. Prolog.

Oddaję w Wasze ręce opowiadanie, które powstało podczas mojej przygody w wirtualnym świecie magii. Jest ono publikowane zarówno tutaj, jak i na stronie dziewczyny, z którą powstawało ono w większości. 
Może nie wszystkim przypadnie ono do gustu. Może część z Was mnie potępi za zabawę w takim wymyślonym świecie, ale jednak ono powstało podczas chwil, jakie spędziłam z ludźmi bawiącymi się tak jak ja i lubiącymi wymyślać postacie, dając im ich własne życie i pozwalając by rozwijały się z dnia na dzień coraz bardziej.
*


- Zdajesz sobie sprawę z tego, że to trzecia klasa i nie mam obowiązku cię tu trzymać? – Dyrektor szkoły wcale nie ukrywał, że obecność Maxymilliana jest dla niego kłopotliwa. – Nie będę tolerować twoich wybryków, a będziesz pod ścisłym nadzorem.
- Mhm… – Chłopak ze znudzoną miną wpatrywał się w blat dyrektorskiego biurka.
- Skoro zrozumiałeś, to możesz iść i pamiętaj, nie mam w zwyczaju użalać się nad nikim. Śmierć twojego ojca to tragedia, ale tylko twoja. Nie licz na taryfy ulgowe z tego tytułu.
Dyrektor machnął zbywająco ręką, aby chłopak się oddalił i zajął się przeglądaniem jakichś dokumentów. Maxymillian bez słowa odwrócił się na pięcie i wyszedł. Nie był zły. Przemowa dyrektora nie zrobiła na nim większego wrażenia, bo spodziewał się czegoś takiego. Postanowił sobie, że w tej szkole będzie się trzymać z dala od innych. Przetrwa ten rok w spokoju, a potem grzecznie zda egzaminy i ruszy wolny w świat. Trzecia klasa była na szczęście tak zorganizowana, że uczniowie nie musieli bywać na wszystkich zajęciach, a po jej ukończeniu sami decydowali czy uczą się dalej, czy rezygnują. Jedynym miejscem obowiązkowych spotkań był Amfiteatr. Odbywały się tam pojedynki, przedmiot, na jaki Max miał ochotę uczęszczać. Trzymanie się na uboczu nie było, więc trudne.
***
Zakwaterowano go z jakimś mikrym chłopaczkiem, którego Maxymillian miał serdecznie dość już po pierwszym dniu. Nie dość, że chłopczyna zadawał masę pytań i trajkotał jak trzyletnie dziecko, chcące wiedzieć wszystko na raz, to jeszcze chrapał w nocy jak smok. Jedynym wyjściem wydawało się wychodzenie z pokoju na całe dnie i błąkanie się po okolicy oraz zakrywanie się w nocy kołdrą włącznie z głową. Maxymillian znikał, więc codziennie zaraz po śniadaniu i pojawiał się wieczorem udając strasznie zmęczonego. Nie siedział na zajęciach. O nie. Jego ulubionym zajęciem stało się obserwowanie społeczności szkolnej z bezpiecznej odległości. Polubił przesiadywanie pod jednym z drzew na szkolnych błoniach i ocenianie uczniów i nauczycieli za ich reakcje i zachowanie. Łapał się na tym, że utożsamia się z myśliwym, który poluje na zwierzynę. Po kilku dniach miał swoich ulubieńców i takich, do których nie miał zamiaru nigdy się odezwać.
Były jednak i takie dni, kiedy pogoda nie sprzyjała wizytom innych na błoniach. Siadał wtedy pod swoim drzewem i zatapiał się we wspomnieniach. Tęsknił tak bardzo, że chwilami kulił się z bólu i tłumił w sobie krzyk rozpaczy. Nie za zmarłym ojcem, jak mógłby pomyśleć ktoś obserwujący go z boku. To nie ta tęsknota zwalała go z nóg i pozbawiała chęci do życia. Owszem, jeśli ktoś zapytałby o przyczynę jego łez, usłyszałby, że powodem jest utrata ojca. Maxymillian nie miał zamiaru zdradzać nikomu prawdziwego powodu rozpaczy. To była jego rozpacz i tylko jego powinna pozostać. Miał dość kąśliwych komentarzy. Nie chciał już słuchać, że powinien się otrząsnąć i żyć dalej. Nie chciał napływu dobrych rad ludzi, którzy nie mieli zielonego pojęcia o tym, co czuł, kiedy Catherina zniknęła z jego życia. Na domiar złego zabierając ze sobą jedyną osobę, której mógł powiedzieć wszystko. Osobę, z którą znajdywał wspólny język w każdej sytuacji. Dlaczego? Dlatego, że oboje nie potrafili wyznać mu prawdy. Dlatego, że przez półtorej roku trzymali go w błogiej nieświadomości i pozwolili żyć w fałszywym poczuciu szczęścia. Żałosne. O ile prościej było powiedzieć „Max, nie kocham cię. Myliłam się i nie chcę cię okłamywać.” A Dorthon? Jedyny przyjaciel, jakiego miał. Jedyny, którego kochał jak brata, bo inaczej nie mógł. Ufał mu. Biegł do niego z każdym problemem i krył się w jego ramionach, kiedy było mu źle. Nigdy w życiu nie spodziewałby się, że to właśnie dla niego Cath go zostawi. Trudno. Stało się. Musiał nauczyć się z tym żyć, ale musiał zrobić to sam. Bez zbędnych pocieszycieli i nadgorliwych umartwiaczy. Tak, potrzebował czasu i spokoju. Potrzebował zająć czymś umysł by zapomnieć.

1 komentarz:

  1. Świetny początek!!!
    Już nie mogę się doczekać, aż przeczytam kolejne części, bo zapowiada się naprawdę dobrze:-)).
    Pozdrawiam;-D

    OdpowiedzUsuń