środa, 2 listopada 2011

Arczi 1.

    Izabella miała zły dzień. Zdecydowanie zły. Siedziała samotnie w wieży by nie widzieć i nie słyszeć nikogo. Damian gdzieś jej zniknął, Karol i Adrian panoszyli się po okolicy, dziewcząt nie chciała widzieć. No po prostu, koszmarnie wesoła atmosfera jak na Andrzejki. Tylko siedzieć i śmiać się z własnego losu. Miała dość. Albo się zmieni i zacznie żyć normalnie z ludźmi tutaj albo wyjedzie w pizdu i będzie miała święty spokój. Okryła nogi sukienką i skuliła się pod ścianą. Dobrze jej było na podłodze! Naprawdę dobrze! Aha... Dobrze jak cholera. Tyle, że ona w nosie miała czy jej tu wygodnie czy nie.
    Nagle jej uwielbioną ciszę przerwał hałas. Ktoś bezceremonialnie lazł na górę! Arczi. Z zarzuconym na ramiona płaszczem i grubym szalem, powoli wspinał się na schody wieży obserwacyjnej. W ręku jego znajdowały się skrzypce, na których miał zamiar pograć, jak tylko znajdzie się w bezpiecznym i mniej wietrznym miejscu. Jego kroki było słychać z daleka, a płaszcz, wydawał głośny szelest, powiewając za nim jak skrzydła orła. Chłopak wszedł do najwyższej komnaty i rozejrzał się nikogo nie zauważając. Podszedł do okna, wyprostował się i chwycił skrzypce do odpowiedniej pozycji. Iza patrzyła na niego, wstrzymując oddech. Po chwili chłopak wydobył z instrumentu dość wesołą, a nawet skoczną melodię.
    Izabella aż zagotowała się z wściekłości. Przecież tutaj zawsze jest pusto, prawda? Zawsze można sobie posiedzieć w ciszy i spokoju. Ale nie! Nie tym razem. Musiał się ktoś przyplątać. Kiedy chłopak wszedł do środka nawet nie drgnęła. Ale kiedy zaczął grać miała już otworzyć swoją, jakże zawsze uprzejmą buzię i wyprosić go z wieży. Tylko, że zwyczajnie ją zatkało. Nie zdając sobie nawet sprawy z tego co robi, podniosła się i opierając się plecami o ścianę wpatrzyła w chłopaka i wsłuchała w jego muzykę. Podobało jej się jak przymyka oczy przy niektórych taktach i jak płynnie porusza się podczas przesuwania smyczka po strunach. Coraz bardziej zatapiała myśli w muzyce i coraz mniej ją obchodziło czy chłopak ją za chwilę zauważy.
    - Kurde! - chłopak prawie krzyknął.
    Właśnie strzeliła struna w jego skrzypcach co najwyraźniej nie podobało mu się w ogóle. Musiał się schylić by oprzeć skrzypce o ziemię i zacząć zakładać nową, bez której nie był w stanie grać. Cisza jaka zapadła, objęła też oddech i nieznaczne ruchy Izabelli. Niestety, chłopak odwrócił się w jej stronę by sprawdzić pochodzenie szelestów.
    - Kimkolwiek jesteś, nie gryź. Ewentualnie połknij w całości - spojrzał na Izę i uśmiechnął się pod nosem.
    - Jak sobie życzysz - wypaliła do niego, jak zawsze bardzo "uprzejmie". - Całkiem fajnie grasz, wiesz?
    Dziewczyna wyszła z cienie stwierdzając, że krycie się i tak nie ma już większego sensu i stanęła tuż obok chłopaka z szerokim, ale niekoniecznie uprzejmym uśmiechem.
    - Kim Ty właściwie jesteś? - zapytała bez żadnych skrupułów.
    Ot, cała panna Flores. Musi wiedzieć prawie wszystko, znać prawie wszystkich i wcinać się w prawie wszystko. Inaczej nie potrafiłaby chyba żyć.
    - Właściwie jestem człowiekiem - odpowiedział powoli po chwili namysłu i naciągnął strunę mocno, by była zdolna do czegokolwiek. Wyprostował się i przeciągnął kark, aż kości strzeliły mu równo jedna po drugiej. Spojrzał na dziewczynę z uniesionymi brwiami. Palce bezwiednie powędrowały do grzywki, którą zgarnął na bok. - Gram od dzieciństwa, a skoro dla ciebie to tylko fajnie, to myślę, że każdy inny skrzypek też będzie fajny - dodał i ponownie założył skrzypce na bark, by sprawdzić, jak się ma nowa struna.
    Tym razem zagrał coś mniej skocznego, a w zasadzie była to jakaś melodia żałobna. W każdym bądź razie piękna. Izabella wskoczyła na parapet przed chłopakiem i rozsiadła się tam dość wygodnie zanim w ogóle się ponownie odezwała.
    - Wiesz co ci powiem? To, że jesteś człowiekiem to jakoś od razu rzuciło mi się w oczy. Ale to, że grasz od dzieciństwa... - westchnęła i przekrzywiła lekko głowę przyglądając mu się uważniej. - Tego nie odgadłabym nawet gdyby mnie przypalali. Nie znam się po prostu a skrzypka słyszę... - uniosła oczy ku sufitowi i wzruszyła ramionami. - drugi raz w życiu? - Sama dokładnie nie wiedziała więc zabrzmiało to raczej jak pytanie a nie jak odpowiedź.
   - Widzę, że strasznie rozmowna jesteś - powiedział i zakończył delikatnie, ściszając tony. - Arthur, jeśli jeszcze cię to interesuje.
    Skrzypce wylądowały w walizce, w której przyszły. Nie były to jego ulubione, więc kopnął walizkę by podjechała pod ścianę. To, że się o nią  uderzyła, to już raczej nie była jego wina. Poprawił szal, obwiązując go dookoła głowy i podszedł do dziewczyny z założonymi rękami na pierś.
    - Lubisz zwierzęta? - spytał, jakoś inaczej na nią patrząc niż uprzednio. Teraz dokładnie badał wzrokiem każdy kawałek jej ciała, odzianego w sukienkę.
    - Lubię - odparła i uśmiechnęła się dziwnie. - Pod jednym warunkiem - pochyliła się i zmieniła ton na szept, jakby właśnie zdradzała mu największą tajemnicę jaką znała. - Że zwierzę znajduje się na moim talerzu. - Ponownie wyprostowała się i oparła plecami o szybę. Aż się skrzywiła kiedy poczuła jaka jest lodowata ale wyciągnęła do chłopaka dłoń i zaszczyciła go dość uprzejmym uśmiechem. - Izabella, jeśli jesteś zainteresowany.
    - Cóż, to ja ci radzę zejść z tego kamienia, bo dostaniesz gratisowo wilka - zaśmiał się i spojrzał na nią, jak na małą dziewczynkę, która zapewne za chwilę się zezłości. Uścisnął jej dłoń, a swoje miał bardzo ciepłe, jak na ten mróz. Sam się sobie czasami z tego powodu dziwił.
    - Nic mi nie będzie. Nie jestem dzieckiem i ...
    No ok. Tym razem jednak musiała przyznać rację innej osobie niż sobie i zeskoczyła z parapetu dość niechętnie. Stanęła przed oknem z nieco naburmuszoną miną i patrzyła na chłopaka mrużąc oczy.
    - Dawno tu przyjechałeś? Nie widziałam cię wcześniej - tym razem w jej głosie nie było już złości i oburzenia, lecz zwykła ciekawość.
    - Niedawno. Jestem kilka dni, może kilka więcej. Nic specjalnego, przeniosłem się - odpowiedział i ziewnął szeroko, zasłaniając usta dłonią.
    Wziął sobie jakieś krzesło i rozsiadł się przodem do oparcia i przodem do dziewczyny. Skrzyżował dłonie pod brodą i... znów ziewnął. Zdecydowanie przydałoby mu się łóżko, bo ileż można grać na skrzypcach, albo gotować.
    - Nudzę cię? - zapytała przekrzywiając głowę i uśmiechając się do niego dość słodko.
    Musiała powiedzieć sobie jedno: Ten chłopak był całkiem inny niż wszyscy, których poznała. No może za wyjątkiem Damiana, bo ten dekiel całkiem ją zbijał z tropu swoją naiwnością i łatwowiernością. Przyglądała się Arcziemu z zaciekawieniem i zastanawiała się jakim naprawdę jest człowiekiem. Może to jednak tylko maska? A może to kolejny gość, który udaje słodkiego i uprzejmego a potem staje się nieokiełznanym potworem? W każdym razie, jak na dzisiaj, zaczynał jej się dość podobać. Uśmiechnęła się i podeszła do krzesełka, na którym siedział. Przykucnęła przed nim, przytrzymując się oparcia i kiedy znalazła się wzrokiem na poziomie jego oczu wyszeptała:
    - Jeśli bardzo chcesz to sobie pójdę - i nie wiadomo dlaczego i czym się kierując, przejechała palcem delikatnie po policzku chłopaka.
    - Nie, dlaczego? Po prostu jestem zmęczony i zamiast wyspać się to gram ciągle, bo nie mogę zasnąć. Jeszcze będę musiał kilka dni posiedzieć, by naprawdę paść i spać - odpowiedział wesoło, a z palca dziewczyny nic sobie nie zrobił. Nic co byłoby widoczne na jego twarzy. Wewnątrz wzdrygnął się nieco, bo uwielbiał być podrywany przez dziewczyny, taka dewiacja wręcz. - Opowiedz mi coś o sobie - poprosił i odwdzięczył się lekkim muśnięciem jej ust.
    - Nie ma o czym - wzruszyła delikatnie ramionami. - Jestem jedną z tych dziewczyn, które nie są rozumiane przez połowę społeczności i zawsze zostają posądzane o najgorsze. - Wstała i rozejrzała się po pomieszczeniu za krzesełkiem. Kiedy znalazła odpowiednie - znaczy pierwsze z brzegu - przysunęła je sobie tuż obok Artura. Ustawiła tak, by rozsiadając się wygodnie siedzieć odwrotnie niż on. Mogła teraz swobodnie patrzeć na twarz chłopaka i dać ulgę swoim plecom, opierając się. Uśmiechnęła się słodko i dokończyła swoją wypowiedź. - Wiesz jak to jest, kiedy szkoła robi się zbyt mała dla ciebie i innych, którzy chcą się w niej uczyć? Lub nauczyciele zaczynają postrzegać cie jako kogoś, kto jest zbędny na zajęciach? - zapytała  zakładając nogę na nogę.
    - Nie wiem, nie spotkałem się z takim czymś. Dla mnie człowiek to człowiek, a że ma odpały to raczej tylko jego problem, nie innych, czy mój - mruknął zwięźle, ponownie wygodnie opierając głowę na palcach. - Pójdziemy do mnie? - zapytał nagle. - Nie, z reguły nie zapraszam do siebie, ale mam ochotę się wyciągnąć na łóżku, bo kręgosłup zaczyna mi odmawiać posłuszeństwa i nie, nie chce cię wykorzystać i tak, dam ci ciepłą herbatę - dodał słowotokiem i uśmiechnął się szeroko.
    Iza roześmiała się szczerze. Ubawił ją tą wypowiedzią.
    - Wiesz co? - zapytała radośnie. - Sama miałam ochotę cie zaprosić ale skoro tak ślicznie się tłumaczysz, nie jestem w stanie odmówić. - Wstała z krzesełka i chwyciła Artura bez skrępowania za dłoń, czekając aż wstanie. - Prowadź, teleportuj, czaruj, zamawiaj taksówkę, bookuj samolot... Słowem, rób co chcesz.
    Była tak rozbawiona jego zaproszeniem, że właściwie było jej wszystko jedno gdzie za chwilę wyląduje. I tak niedługo zniknie u siebie nie bacząc na to gdzie i w jakich okolicznościach się za moment znajdzie.
*
    - Uważaj, za tymi drzwiami jest pies! - wykrzyknął Artur, kiedy Izabella właśnie otwierała jakieś drzwi w jego mieszkaniu  by sprawdzić co się za nimi kryje.
    Oczywiście nie było tam żadnego psa. Kryła się za nimi maleńka kuchnia, w której panował idealny porządek.
    - Artur! - krzyknęła, stwierdziwszy, że ją nabiera i podeszła do niego by pchnąć go na łóżko, przy którym właśnie stanął. - Jeszcze raz mnie tak przestraszysz a zobaczysz dlaczego ludzie tak szybko zmieniają o mnie zdanie. - Kiedy chłopak pod wpływem jej niespodziewanego ataku oparł się rękoma o łóżko uśmiechnęła się złośliwie i wymierzyła mu solidnego klapsa w uroczo wypięty pośladek.

    - Ała? - zdziwienie chłopaka było ogromne. Pierwszy raz jakaś dziewczyna tak go potraktowała.
    No dobra! Żarty się skończyły, bo ona go denerwowała. Robiła to jednak wybitnie słodko i nie mógł się oprzeć przed tym, by się jej nie odgryźć. Odwrócił się szybko na plecy i pociągnął ją na siebie brutalnie. Trzymał ją za ręce, chociaż nie miał większych szans skoro ona była na górze.
    - Nie bij po pupie, bo będę miał dzieci głupie - mruknął i uśmiechnął się delikatnie, wręcz rozbrajająco.
    No tak... Nikt, kto zna Izabellę, nie powiedziałby, że potrafi być aż tak opanowana w sytuacji gdy ktoś ją próbuje obezwładnić czy powstrzymać  przed czymś.
    - Zdajesz sobie sprawę z tego, że igrasz z ogniem? - uśmiechnęła się i wyszeptała, zbliżając usta tak by przy każdym słowie muskały jego wargi.
    Groźba? Nieeee, skąd. Przecież Izabella to taka spokojna i ułożona istota. Popatrzyła wprost w oczy chłopaka i dość sprawnie i szybko usiadła na jego biodrach opierając się rękoma - nieważne, że w jego uścisku - o łóżko.
    - Wiesz, nie boję się - zmrużył oczy, odpowiadając tak samo zadziornym uśmiechem i puścił ją.
    Chciał sprawdzić, jak zareaguje na wolność, a zaczynało się dość ciekawie. Ułożył dłonie na jej kolanach, podwijając delikatnie jej sukienkę w górę. Nie odrywał wzroku od jej oczu, jakby na złość.
    - I jesteś tego pewien, tak?
    Izabella nie miała zamiaru darować mu takiej "zniewagi". No bo przecież jak można nie bać się panny Flores? Wyprostowała się i ze złośliwym uśmiechem wsunęła lodowate dłonie pod koszulkę chłopaka. Rozłożyła je całą powierzchnią na jego brzuchu i patrząc mu w oczy wspinała się nimi coraz wyżej. Bawiło ją drażnienie się z nim. Co z tego, że znała go chwilę? Przecież tak naprawdę to wystarczy w odpowiedniej chwili zniknąć, by nie posunąć się zbyt daleko. Co prawda na razie nie miała na to ochoty ale kto wie...
    - Nie rusza mnie to, mimo, że jestem ciepłolubny - mruknął wzdrygając się jednak lekko. - A właśnie... Przypominasz mi taką małą, wesołą wiewiórkę.
    - Wiewiórkę? - zabrała gwałtownie dłonie i popatrzyła na niego marszcząc czoło. - Jak możesz porównywać mnie do wiewiórki? Może jeszcze mam wyciągnąć spod sukienki puszystą kitę i cię nią pomiziać? - skrzyżowała ręce na piersiach i nie ruszając się z jego bioder wpatrzyła się w niego groźnie, zastanawiając się nad odpowiednią zemstą.
    Artur chwycił ją za rękę i pociągnął w swoją stronę, by się przysunęła. Zrobił to gwałtownie, bo tylko kilka słów chciał jej powiedzieć, wręcz wyszeptać i oddać ją z powrotem w myśli.
    - Żartowałem, ale ta kita to dobry pomysł - mruknął w jej śliczną twarzyczkę i puścił ją na wszelki wypadek, gdyby się szarpnęła.
    Ale nie, nie... Izabella nie szarpnęła się. Zbyt mocno była pogrążona w myślach i knuciu zemsty. Po jego słowach jej myśli jednak rozpierzchły się na wszystkie strony a ona widziała teraz tylko jego oczy i słyszała... Nie, nic nie słyszała. Nie miała zamiaru nic słyszeć, choć w jej głowie zadźwięczał ostrzegawczy głoś, mówiący jej, że powinna znikać.
    - Obiecuję, że kiedyś zafunduję ci taką kitę, słodziaku.
    Uśmiechnęła się. Nie zważając na to, czy mu się to spodoba czy nie, ujęła jego twarz w dłonie i bez skrępowania złożyła na ustach chłopaka dość brutalny pocałunek. Niedługi, tylko kilka chwil. Po czym z uroczym uśmiechem odsunęła się od niego, wyprostowała i zsunęła z bioder.
    - Dobranoc - wyszeptała, puszczając do niego oko i posyłając mu jeszcze pocałunek z dłoni, zanim  zniknęła z jego pokoju.

1 komentarz:

  1. Kochanie, świetne..
    Jest akcja, jest te słodkie niedopowiedzenie i sprawienie niedosytu. Pisz, pisz i umieść kolejne bo nie mogę się doczekać.
    Aż zaczełam szukać przycisku "lubię to". :)
    Pomimo kilku błędów, które pewnie pozmieniał word, stylistycznie, ortograficznie itp opowiadanie bardzo dobre.
    Podoba mi się postać Izy, bo trochę przypomina mi mnie, więc.. czekam na kolejną część. :)

    OdpowiedzUsuń