piątek, 6 stycznia 2012

Miłość wymaga wyrzeczeń. 13.

Christian biegł jak oszalały. Był nieco zdyszany, spocony jak prosie w peruce, ale wytrzepany z niecnych planów zabicia Izabelli. Nie chciał się już nią zajmować. Miał jej dość i miał nadzieje, że doskonale zrozumiała go wczoraj. Jeśli nie, to zleci zajęcie się nią komuś innemu. Szkoda mu było na nią jego czasu i nerwów. Teraz musiał poukładać sobie wszystko i podjąć decyzję, jak przekonać Logana do powrotu.
W zasadzie nie wiedział, gdzie podążał, a jego przyciasne jeansy wydawały charakterystyczny świst, kiedy noga pocierała nogę. Niestety, jako puma widział w ciemnościach, jako człowiek - nie bardzo. No i oczywiście po chwili, kiedy już miał skręcać, musiał wpaść na coś, co go rozłożyło na łopatki i sprawiło, że po korytarzu poniósł się głuchy łoskot, obijanego o posadzkę ciała, jego ciała. Przejechał kawałek po posadzce i zatrzymał się dość brutalnie na ścianie, wydając z siebie jęk.
Czarny kociak przechadzał się swobodnie pustymi korytarzami starego skrzydła budynku. Oprócz ciszy, przynajmniej chwilowej, która tam panowała, Xellet napawał się też otaczającą go ciemnością i spokojem. Jego oczy, delikatnie rozpraszały mroczną atmosferę swoim szafirowym blaskiem, jednak dzięki temu, nawet gdyby ktoś się tu zabłąkał, Logan miał pewność, iż osoba taka, szybko stąd zniknie. Stawiał leniwe, powolne kroki, kręcąc, niemalże niezauważalnie, ogonem i co chwilę pomrukując smutno. Pragnął spokoju. Nie zwracał więc uwagi na dźwięki, dochodzące z otoczenia. Totalnie zignorował świst jeansów, jednak, gdy do jego nozdrzy doszedł intensywny zapach Chrisa, który rozniósł się bardzo szybko po korytarzu, zwierzak stanął jak wryty.
I popełnił błąd. Dokładnie kilka sekund po przystanięciu, poczuł na swoim boku nogę Christiana i mógł podziwiać jego, niesłychanie efektowny lot nad jego grzbietem i lądowanie na ścianie. Bok, w który dostała puma zabolał, ale nie na tyle, żeby ten się ruszył. Gapił się tępo na chłopaka, leżącego na ziemi, a świecące oczy oddawały wybuch sprzecznych emocji, który nastąpił właśnie w głowie Xelleta.
- Kurwa, kurwa, kurwa! - Chris leżał, nieco zamulony, pod ścianą i ściskał, jakże bolące i spuchnięte, ramię.
Spoglądał w ciemność. Kiedy zobaczył, wpatrzone w niego ślepia, totalnie opuściło go złudzenie, że ma w życiu szczęście. Po kilku głębszych oddechach podniósł się i stanął chwiejnie na nogach.
- Wielkie dzięki - mruknął i znów się zachwiał.
Xellet zmienił się w człowieka i stanął przed chłopakiem z niewyraźną miną.
- Sorka - powiedział spokojnie. Przyjrzał się chłopakowi, niby to obojętnie. - Nic ci nie jest?
Logan postąpił krok w stronę Diena, jednak szybko się cofnął, wsuwając dłonie do kieszeni. Jakieś stare nawyki. Przecież ten chłopak nie powinien go teraz w ogóle obchodzić.
Christian zmierzył wzrokiem Xelleta z góry na dół. Zatrzymał chwilę wzrok na jego oczach i coś go ścisnęło mimowolnie. A może to tylko ta ręka?
- Złamana ręka, nic specjalnego. Do wesela się może zagoi - odparł. - W głowie mi się kręci, jakbyś był tak miły... - zawahał się. - Albo nie, sam się odprowadzę.
Zdecydował, że nie będzie go o nic prosił i, nie myśląc zbytnio co robi, wyminął chłopaka, ruszając w głąb zamku.
- Swoją drogą, jeśli ci jeszcze nikt nie przekazał, to zerwałem znajomość z Maxem - rzucił, nawet się nie odwracając, tylko odchodząc powoli w ciemność.
Logan, obracając się za Chrisem, gdy ten go wyminął, nadal stał na miejscu. Jednak to, że spokojnie nie oznacza, że cicho. Jego oddech stał się nagle ciężki i przerywany. Dlaczego? Co go obchodziło ich rozstanie? Teraz raczej nic. Wziął kolejny głęboki oddech.
- Nie, raczej nie mam szpiegów, którzy mi donoszą co się dzieje. Nie śledzę twojego życia - bardzo się starał mówić bez cienia nerwowości w głosie. - A stało się coś, czy tak po prostu? - spytał nad wyraz spokojnie, jak na siebie.
- Dobra, powiem ci ale mi pomóż, bo chyba żebro też mam wybite.
Jak nie wilki, to go zwykły kot powala, nie ma co. "Dien jesteś genialny". Odwrócił się w stronę Xelleta i skinął nań głową z nieciekawą miną. Bolało go dosłownie wszystko.
Logan westchnął i podszedł do niego wolno. Walczył sam ze sobą, ale chęć pomocy była silniejsza od dumy. Wyciągnął ręce w stronę Chrisa i, nie dotykając go, z zamkniętymi oczami i skupieniem, przesuwał dłonie wzdłuż jego ciała, mrucząc zaklęcia. Prócz mruczenia Xelleta w korytarzu słychać było ciche chrupnięcia i mimowolne jęknięcia Christiana, kiedy jego połamane kości wracały na swoje miejsce.
Loganowi lekko zakręciło się w głowie jednak nie otworzył oczu. Wypowiedział jeszcze zaklęcie ulgi. Przyjemne ciepło rozlało się po wielkim cielsku Diena, kojąc ból w dużym stopniu, jednak nie całkowicie. Przynajmniej nie był on już tak dokuczliwy. Po dłuższej chwili Xellet otworzył oczy i opuścił ręce.
- Lepiej? - zapytał cicho, odwracając pośpiesznie wzrok.
- Miałeś mnie odprowadzić, nie leczyć - warknął, dość szorstko, Chris.
Miał najwyraźniej nadzieję, że sobie będzie zdychać w samotności i może mu złość przejdzie, albo coś. Spojrzał jednak na Logana z góry i ułożył na jego ramieniu swoją wielką dłoń. Logan poczuł się dziwnie. Spojrzał w oczy rannemu, ale po chwili spuścił wzrok na swoje buty i odkaszlnął nerwowo.
- Nie dziękuj. Nie ma za co - powiedział cicho i, odwracając wzrok, położył swoją dłoń na jego ręce.
Uścisnął ją lekko i, choć wcale tego nie chciał i walczył sam ze sobą, zsunął wolno dłoń Chrisa ze swojego ramienia. Dien skrzywił się. Ten mały gest zabolał go bardziej niż niedawny upadek. Położył dłoń na karku chłopaka, z nadzieją, że ten, da mu powiedzieć to, co chciał wyznać.
- Wiesz, dlaczego to zrobiłem? - zapytał. - Wiesz, dlaczego pożegnałem się z Maxem? Bo są w życiu ważne sprawy, ważni ludzie i ważne rzeczy. Poza tym tylko zabawki, dobre towarzystwo i imprezy. Nie chcę rezygnować z czegoś, w co wierzyłem i w co nadal wierzę. Może jestem teraz nie fair wobec niego, może zrobiłem mu nadzieję. Tylko, że jak samotność wbije gwoździa, to żadne zaklęcie nie pomoże - westchnął, spuszczając oczy. Kciuk dłoni, która zacisnęła się nieco na karku Logana, wykonywał delikatny okrężny ruchy.
Logan milczał uparcie, starając się zbytnio nie myśleć o tym, że w sumie sam jest sobie winien takiego stanu rzeczy. Mógł przecież choćby napisać.
- To co, odprowadzić cię? - Xellet chwytał się jakiegokolwiek tematu, by nie czuć się winnym.
- Teraz, to wiesz - Chris chwycił go za ramiona i odwrócił do siebie przodem. - Spójrz na mnie i powiedz, że to koniec - rzekł spokojnie, jednak jego oczy utkwiły w spojrzeniu Logana. - Nie dotarło do ciebie co ci przed chwilą powiedziałem.
Miał przez chwilę ochotę posłuchać Nory i potrząsnąć nim. Jednak nie chciał się znaleźć ponownie na ścianie. Darował więc sobie to potrząsanie, najwyżej go nie posłucha. - Wyglądasz jakby cię z krzyża ściągnęli, a ja nic nie zrobiłem. Może to tak wyglądało. Jestem kretynem, trudno. Tylko, że ten kretyn, jakim jestem, cię kocha. Stoi tu przed tobą i cię kocha. Byłeś daleko, to też cię kochał. Jak znów wyjedziesz to też będzie. Więc nie rób mi tego, co? Nie udawaj, że jesteś gorszy ode mnie, bo tak nie jest - mówił spokojnie, a jego ciepłe dłonie delikatnie jeździły po ramionach Logana, w te i wewte.
Xellet podniósł wzrok na przyjaciela. Już nie wyglądał tak mizernie i słabo. Wręcz przeciwnie, gdy chłopak podniósł głowę znów emanowała od niego ta głupia pewność siebie. Cmoknął wymownie, przyglądając się Dienowi przez chwilę.
- Wiesz, że ja nie potrafię nie mieć problemów? I cały czas je robię i będę robił?
- Chce być największym z nich - odparł Chris, niemal sztyletując go wzrokiem. Przeniósł dłoń na jego policzek i uśmiechnął się. - Teraz, kiedy ty wiesz, że ja sobie zdaję z tego sprawę, to może zakończymy ten cyrk i się określisz? Nie nawykłem do ckliwych bajek, a przez ciebie rozklejam się, jak baba - przewrócił oczyma wymownie, a wszystkie wnętrzności w jego brzuchu dały o sobie znać wielkim burczeniem.
- Musisz coś zjeść - Logan stwierdził spokojnie. Zsunął dłoń chłopaka z policzka i zmrużył oczy. - Wszystko jest okej, ale ... - urwał na chwilę, zastanawiając się nad czymś. - Zjesz za chwilę - dokończył cicho i niespodziewanie ucałował Chrisa czule w usta, po czym przytulił się do niego z westchnieniem.
- Wystarczysz mi za wszystkie steki świata - wyszeptał Dien.
Po chwili wziął chłopaka za rękę, by powolnym krokiem zaprowadzić go do kuchni. Nie czuł się najgorzej, może jedynie się bał. Bał się okazać nieco więcej uczuć. Aż uśmiechnął się do siebie, kiedy przeanalizował cały ten dziwny okres i sytuację obecną.
- Idziemy na lody - rzucił lekko. - Mam ochotę na coś kalorycznego - powiedział z wyrzutem w stronę swojego kaloryfera, który mu chamsko odpowiedział i pociągnął Logana w stronę kuchni.
- I urośnie ci wielka dupa i będziesz brzydalem - skomentował spokojnie Xellet, jak to robią najlepsi narratorzy bajek, a co! Uśmiechnął się, splatając palce ich dłoni i przysuwając się do niego bliżej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz