wtorek, 3 stycznia 2012

Miłość wymaga wyrzeczeń. 11.

- Max! Max! - usłyszał za plecami głos Izabelli. - Max, poczekaj. Muszę z tobą porozmawiać.
- O czymś ważnym? Bo jeśli nie to, przełóżmy to na jutro. Christian czeka na mnie w kwaterze.
- No właśnie o nim.
Maxymillian westchnął ciężko i spojrzał na koleżankę zaskoczony.
- O nim? A co się stało?
- Dużo, Max. Bardzo dużo. Musimy porozmawiać. Koniecznie - chwyciła go za rękę i pociągnęła do pokoju wspólnego.
Było tu pusto i spokojnie. W kominku trzaskał ogień, a fotele zapraszały, by na nich spocząć.
- Siadaj - zakomenderowała i wskazała mu jeden z nich. - Siadaj, bo to co powiem nie będzie miłe.
Max poczuł jak żołądek mu się ściska ze strachu. Iza nigdy nie była tak poważna jak teraz. Usiadł posłusznie i śledził uważnie wzrokiem każdy gest dziewczyny.
- Max - zaczęła, stając na przeciw niego z zaciętą miną. - Postanowiłam, że powinieneś o czymś wiedzieć. To dotyczy przecież i ciebie. Zdaję sobie sprawę z tego, że to cię zaboli. Wiem, że pewnie za chwilę usłyszę, że bredzę, jednak...
- Mów - wtrącił dość oschle, bo zaczynało go już nosić z niepewności.
- No więc... Pamiętasz jak Logan przyszedł do Amfiteatru?
- Tak. Ale co to ma wspólnego ze mną?
- Dużo. Nawet bardzo dużo, Max - podeszła i ukucnęła przed nim, kładąc mu ręce na kolanach. - Wiesz kim on jest dla Chrisa?
- Wiem kim dla niego był - Max wpatrzył się tępo w dziewczynę. Przeczuwał, że za chwilę usłyszy coś, czego słyszeć nie chciał.
- Nie, Max. Nie był. Oni nadal są razem. Logan wyjechał, ale nigdy nie rozstali się ze sobą. Chris potrzebował zabawki. Potrzebował kogoś, kto wypełni jego samotność pod nieobecność Xelleta. Trafiłeś mu się ty, więc skorzystał. Taka prawda.
Izabella wstała i usiadła na fotelu obok. Chciała dać Maxowi chwilę na zastanowienie się nad tym, co właśnie powiedziała. Chłopak nie reagował. Wpatrzył się w płomienie i milczał. Jego twarz nie wyrażała teraz zupełnie nic. Odpłynął myślami, choć słyszał doskonale kolejne słowa dziewczyny.
- Przepraszam, że dowiadujesz się tego ode mnie ale...
Max podniósł rękę w geście nakazującym jej, by zamilkła.
- Skąd wiesz? - zapytał krótko.
- Max, on jest świnią. Nikim wartym uwagi. Nie dba o uczucia innych i myśli tylko o sobie.
- Skąd... Wiesz? - wycedził ostro, akcentując każde słowo z osobna z ogromnym naciskiem.
- Rozmawiałam z Norą. Nie pałamy co prawda do siebie miłością, a nawet podejrzewam, że gdyby mogła, to wsadziłaby mi nóż pod żebro, jednak opowiedzenie mi tego sprawiło jej nieskrywaną przyjemność. Logan przyszedł do Amfiteatru oglądać zajęcia. Ale tylko pozornie. Naprawdę przyszedł tam tylko po to, by zobaczyć ciebie. Chciał sprawdzić, kim jest osoba, która miała w sobie na tyle odwagi, bądź głupoty, by wkraść się w łaski Chrisa pod jego nieobecność. Przyszedł cię ocenić i sprawdzić na ile groźnym jesteś dla niego przeciwnikiem, Max.
Zamilkła. Przyglądała się chłopakowi uważnie. Maxymillian milczał. Wbił wzrok w płomienie w kominku i zacisnął zęby ze zgrzytem. Nie ruszył się nawet o centymetr. Jego twarz nadal pozostała bez wyrazu. Wzrok był tępy i nie zdradzał żadnych emocji. Nie krzyczał, nie rozpaczał, nie uśmiechał się. Pozostał niewzruszony niczym głaz. Jak zawsze. Nigdy nie pozwalał by emocje brały górę nad jego czynami i myślami. Nigdy, poza chwilami uniesień i pożądania w towarzystwie bliskich mu osób. Rozpacz, lęk, ból i opuszczenie... Te uczucia zawsze starał się wrzucić w najdalsze zakamarki duszy i pilnował, by nigdy nie wypłynęły na wierzch. Nie pozwalał na to, by inni wiedzieli jak bardzo się czuje skrzywdzony.
- Max - Izabella przerwała milczenie. - Wybacz, że ci to powiedziałam. Musiałam. To para wyrafinowanych typów, którzy nie przejmą się tobą nawet, gdy znajdą cię martwego na środku dziedzińca. Nigdy nie powiedzą ci prawdy, dlatego ja to robię.
Oczywiście doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że nie zna szczegółów. Poznała tylko kilka informacji, ale kiedy zobaczyła Logana w Amfiteatrze, w jej głowie zrodził się plan, który teraz skrzętnie realizowała. Co z tego, że dodała sporo od siebie i podkolorowała kilka faktów? Ważne, by Max zrozumiał, że Christian to nie jest jego przyszłość.
Chłopak zerwał się nagle z fotela i popatrzył na nią beznamiętnie.
- Dzięki Iza - powiedział cicho i ruszył do wyjścia. - Do zobaczenia kiedyś - dorzucił w drzwiach i zniknął tak szybko, że nawet nie miała szansy na reakcję.
Dziewczyna uśmiechnęła się do siebie zadowolona.
- Sam się o to prosiłeś, Chris - wyszeptała i rozsiadła się wygodniej w fotelu.
*
Kolejna rzecz wylądowała w, postawionym na środku pokoju, plecaku. Maxymillian pakował chaotycznie swoje rzeczy. Nie składał ich i nie sortował. Nie zależało mu na porządku. Chciał mieć to już za sobą i chciał jak najszybciej stąd wyjść. Po prostu chodził po kwaterze z kąta w kąt i wrzucał kolejno wszystko, co mu się nawinęło pod rękę. Koszulki, spodnie, zabłocone buty czy przybory higieniczne... Nie miało znaczenia co i w jakiej kolejności. Nie myślał nad tym. Nie myślał teraz chyba o niczym. Nie czuł nic i nie słyszał nic, nawet bicia własnego serca i szumu krwi w uszach. Snuł się po pokoju jak bezduszna maszyna i sięgał kolejno po swoje rzeczy.
Kiedy wyszedł z łazienki z brudnymi rzeczami w rękach, do pokoju wsunął się Dien. Przystanął za progiem i przez chwilę przyglądał się Maxowi bez słowa.
- Max? - odezwał się wreszcie, widząc brak jakiejkolwiek reakcji ze strony chłopaka.
Ten jednak spojrzał na Chrisa przelotnie i otworzył kolejną szafkę, by sprawdzić czy czegoś nie pominął. Być może zbyt energicznie, bo zatrzeszczała w zawiasach, ale trudno.
- Mówię do ciebie, Max - Christian zirytował się milczeniem chłopaka, chwycił go za ramiona, odwracając przodem do siebie. - Co robisz? - wskazał brodą na plecak.
- Pakuję się.
- Dlaczego?
- A czy to ważne?
Maxymillian wyswobodził się z uchwytu Chrisa i sięgnął po jakąś książkę, by wrzucić ją do plecaka. Czuł jak ból wzbiera w nim coraz bardziej i chciał jak najszybciej opuścić ten pokój. Wyjść i znaleźć się daleko od przyjaciela. Boże, jak to zabrzmiało. Przyjaciela. Kochanka. Bratniej duszy.Tyle określeń pasowało do Chrisa jeszcze przed godziną. Tyle czułych słów kryło się za każdym wspomnieniem o nim. Tyle miłości potrafił wykrzesać Max ze swojego małego serduszka, kiedy go widział. A teraz? Teraz wszystko zawaliło się jak domek z kart. Jak marna budowla, której wystarczy lekki wiaterek, by ją pokonać. Ale dlaczego?
Christian nie dawał jednak za wygraną. Nie miał nastroju ani na żarty ani na tajemnice. Nie dziś i nie w tej chwili. Coś się stało i musiał się dowiedzieć co. Podszedł więc do chłopaka i ponownie przytrzymał go za ramiona.
- Ważne - powiedział cicho. - Chcę wiedzieć co się dzieje. Powiedz mi o co chodzi. Chyba tyle możesz dla mnie zrobić.
Maxymillian spojrzał w oczy Chrisa z przeświadczeniem, że być może widzi je ostatni raz w życiu. Jego oddech stał się płytki i przerywany, a serce łomotało mu w piersi jak oszalałe. Uwielbiał te oczy. Tak samo, jak i uwielbiał ich posiadacza. To w tych właśnie, czekoladowych szkiełkach, dane mu było zobaczyć odrobinę miłości. To posiadacz tego przenikliwego spojrzenia, pozwolił mu przez chwilę poczuć, że jest komuś potrzebny. Że jeszcze potrafi znaleźć w sobie siłę na uczucia i, że może być dla kogoś ważny. To właśnie Christian sprawił, że poczuł się szczęśliwy. Tylko, że to wszystko było jedynie grą. Był nieważną chwilą zapomnienia dla zabicia czasu i zagłuszenia tęsknoty. Trudno, najwyraźniej nadawał się jedynie do łatania dziur. Do wypełniania innym chwil samotności. A kiedy stawał się zbędny odstawiano go z powrotem na boczny tor. Przywykł już do tego. Akurat! Co za bzdura! Nigdy do tego nie przywyknie, ale, jak zawsze, znajdzie w sobie siłę by zamknąć ból w zakamarkach swej duszy i zachować pozory spokoju. Musi! Zacisnął pięści i zagryzł z całej siły zęby. Musiał się opanować zanim odważył się odezwać.
- Mogę zrobić dla ciebie o wiele więcej, Chris - wyszeptał, a oczy zaszkliły mu się od łez. - Rozmawiałem z Izabellą. Znam prawdę. Wiem o Loganie i nie mam zamiaru stać wam na drodze. Nie będę dla nikogo przeszkodą. Wiem, kiedy nadchodzi czas na usunięcie się.
Ponownie wyswobodził się z uchwytu Chrisa i pochylił się nad plecakiem.
Dien milczał. Nie tego się spodziewał. Jedyna myśl, jaka zaświtała teraz w jego głowie, to chęć zabicia Izabelli.
Max drżącymi palcami zapiął plecak i zarzucił na ramię. Wbijając wzrok w podłogę wyminął Chrisa i wyszedł z pokoju. Po przekroczeniu progu odwrócił się jednak i spojrzał jeszcze ostatni raz na chłopaka.
- Nie szukaj mnie. Nigdy! - rzucił na pożegnanie i wyszedł.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz