niedziela, 29 stycznia 2012

Miłość wymaga wyrzeczeń. 18.

W pokoju Logana, jak zwykle było niezwykle cicho i spokojnie. Tak tu bywało, przynajmniej, gdy był w nim sam. Tak więc, w idealnym porządku, jaki tam panował, dało się z łatwością zauważyć Logana, siedzącego na biurku. Ubrany dziś był, o dziwo, w biały garnitur, z błękitną koszulą - bez muchy, bądź krawatu. Na nogach miał niebieskie trampki. Widocznie na coś, bądź kogoś, czekał z, jak zwykle, nieciekawą miną. Nagle rozległo się stukanie do drzwi.
To Chris postanowił, że może w końcu zobaczy się ze swoim chłopakiem, bo się strasznie stęsknił. Stał teraz przed jego pokojem i czekał, aż panicz Xellet go łaskawie wpuści do środka. Nie był ubrany tak elegancko jak tamten. Miał na sobie niebieską koszulkę, stare i wytarte jeansy oraz glany. Natomiast, jego ręce wsadzone w kieszenie i zmrużone oczy świadczyły o tym, że był niemiłosiernie zmęczony.
Logan spojrzał w stronę drzwi i automatycznie uśmiechnął się promiennie, dzięki czemu wyglądał znacznie przystojniej niż zazwyczaj. Zeskoczył bezszelestnie z biurka i podszedł sprawnie do drzwi, otwierając je szybko, nadal się uśmiechając. Był dziś jakoś dziwnie blady, ale to pewnie przez zmęczenie.
- Dien - mruknął, wyraźnie ucieszony i cofnął się parę kroków, wpuszczając go do środka.
- Dla mnie się tak wystroiłeś? - spytał podejrzliwie Chris, kiedy przekraczał próg pokoju Logana. Na jego ustach igrał wesoły uśmiech. Nie chcąc pognieść tego, jakże pięknego stroju, nachylił się tylko lekko i cmoknął Logana soczyście w usta - Na kogo czekasz? - spytał po chwili już poważniej.
- Na ciebie - odparł dość radośnie Logan, spoglądając na Kota wymownie.
Drzwi same się zamknęły po jego słowach, a on popchnął mocno Chrisa na ścianę, przywierając do niego szczelnie i wpijając się w jego usta z pasją. W oczach Logana tańczyły rozbawione iskierki.
"Jezus Maria..." - przeleciało Chrisowi przez głowę, zanim poczuł, że jego biedny kręgosłup wbija się w ścianę. Przytrzymał mocno Logana przy sobie i poddał mu się w tym, jakże gorącym, pocałunku. Zastanawiał się intensywnie, co strzeliło do głowy Xelletowi, by nagle zalewać go taką falą uczuć i pożądania.
Nagle usłyszeli otwierające się dość energicznie drzwi, a następnie coś poderwało Logana w górę i chłopak przeleciał przez całe pomieszczenie, zatrzymując się na ścianie, z której posypał się tynk.
W drzwiach natomiast stał... Logan! Świecące szafirowe oczy, ciemne rurki, błękitny t-shirt i trampki. Do tego zmierzwiona grzywa, morderczy wyraz twarzy i rozpostarta dłoń wycelowana w klona - nie wyglądał on zbyt miło. Spojrzał jedynie na Chrisa przelotnie, po czym wszedł kilka kroków do pokoju, wpatrując się w chłopaka leżącego pod ścianą, który, nadal z uprzejmym uśmiechem, właśnie podnosił się do pionu.
- Też się ciesze że cię widzę! - rzekł.
Mina Chrisa świadczyła dokładnie: "wtf?!", a wzrok był nieco skołowany. Wyglądał, jakby mu ktoś przerwał jazdę na rollercoasterze, do której się zaczynał przyzwyczajać.
- Powie mi ktoś o co chodzi? Bo za chwilę mnie opuści dobre samopoczucie - warknął, ale w końcu wyszła mu mina naburmuszonego dzieciaka z problemami psychicznymi.
- Twoje żarty nigdy mnie nie bawiły - powiedział, bez większego przejęcia, Logan, patrząc na swojego klona dość ironicznie. - Więc... wynoś się z mojego życia! Już ci to mówiłem - warknął i tracąc resztki cierpliwości, uniósł ponownie dłoń, z której buchnął słup ognia, lecąc wprost w chłopaka.
Gdyby nie brak krzyków to pewnie nikt by nie zauważył, że chłopaka nie ma wewnątrz owego mini ogniska. Dopiero po chwili, coś uderzyło Logana w brzuch, rzucając go bez problemu na ścianę.
- A ja ci powiem, że zabawa dopiero się zaczyna - rzucił obcy, który teraz uśmiechnął się promiennie do Diena i zniknął.
Zostało po nim tylko zwęglone pół pokoju, stojący pod ścianą Logan z krwawiącą głową i Dien, który nawet gdyby chciał, to by nie ogarnął. Nawet Xellet nie do końca rozumiał co się właśnie stało. Jednak odepchnął się od ściany, zły na samego siebie, i sięgnął ku tyłowi swojej głowy. Cofnął rękę gdy poczuł pulsujący ból.
- Nie ogarniam.
Tyle był w stanie powiedzieć Christian i zamiast pomóc Loganowi, który intensywnie krwawił, osunął się po ścianie, aż na podłogę, ponieważ umysł i płuca odmawiały mu posłuszeństwa. Gdyby nie to, że Logan jeszcze stał... Zaraz. Tu Logan, tam Logan. O co tu chodzi? Czując zbliżającą się migrenę, Dien ukrył twarz w dłoniach i jękną.
Xellet zerknął na Chrisa. Podszedł do niego, jakoś automatycznie, zapominając o bólu i przykucnął obok. Odrobinkę zakręciło mu się w głowie, jednak nic nie powiedział. Ba! Nawet się nie skrzywił, tylko odsunął chłopakowi delikatnie dłonie od twarzy i ujął ją we własne.
- To właśnie był powód mojego wyjazdu. Dokładnie mówiąc, to był mój wujek, który podszywa się pode mnie od dobrych kilku miesięcy... - Logan skrzywił się
Jego plecy były coraz bardziej zakrwawione, ponieważ otwarta rana na głowie krwawiła na tyle obficie, że chłopak zaczynał mieć mroczki przed oczyma.
- Jezu, czuję krew - Christian otrząsnął się z szoku, po czym bez problemów wziął chłopaka na ręce i zaniósł na łóżko. Chwiał się nieco i chciało mu się wymiotować, ale na krew był zbyt uczulony.Odwrócił Xelleta na bok i zerknął na ciecz. - Wezmę wodę i coś do zatamowania krwi, nie odpływaj - mruknął i popędził do łazienki, gdzie gorączkowo przeszukiwał szafki.
Logan słyszał jak, kiedyś zgrabny olbrzym obija się niezgrabnie o meble. Kilka chwil i był z powrotem. Zabrał się za opatrywanie rany, najlepiej jak umiał.
- To trzeba zszyć... - powiedział, kiedy skończył.
- Daj mi po prostu chwilkę - Logan syknął cicho przez zęby.
Uśmiechnął się blado, ale przynajmniej szczerze, przepraszająco. Jednak szybko ów uśmiech zastąpił niezbyt przyjemny grymas, a ciepła czerwona ciecz przesiąknęła przez opatrunek Chrisa i zaplamiła spory kawałek łóżka.
- Okej, okej - zdenerwowany Chris zaczął nerwowo krążyć po pokoju.
Logan wyszeptał coś, zamykając oczy i rana zasklepiła się, pozostawiając wielkiego strupa. Przynajmniej nie krwawiło, a to i tak cud, że w takim stanie rzucił poprawnie zaklęcie.
- Eh... no już lepiej - stęknął i podniósł się szybko do pozycji siedzącej.
Zrobił to jedna o dużo za szybko. Zakręciło mu się w głowie i niewiele brakowało, by ponownie opadł na łóżko. Podtrzymał się jednak Diena, który właśnie siadł przy nim.
- Czeka cię trochę odpoczynku - powiedział Chris, uśmiechając się do przyjaciela. - Daj sobie godzinę zanim znów pomkniesz go szukać, hm? Chyba nic tragicznego nie zrobi? - Pogłaskał Logana po policzku i ujął jego dłonie, by móc swobodnie go przytulić. - Możesz teraz na spokojnie mi o nim opowiedzieć.
- Wujek Benjamin - zaczął Xellet, krzywiąc się na samo wspomnienie. - Nigdy nikt go nie lubił, a gdy no... dorosłem okazało się, że wyglądamy identycznie. Pierwszy raz spotkałem go rok temu, i przez niego pokłóciłem się z rodzicami. Ogólnie to ostatnio upatrzył sobie podszywanie się pode mnie i ... no... - zamilkł, bo nie wiedział co ma niby teraz mówić. To dość niecodzienny widok - widzieć samego siebie.
- Musisz coś nosić ze sobą. Inaczej cię nie rozpoznam. Chyba, że on nie jest animagiem - powiedział rzeczowo Dien, głaskając chłopaka po chłodnym policzku. - Napijesz się czegoś? Straciłeś trochę krwi i przydałby się jakiś sok - mruknął, rozglądając się za czymś sensownym do picia, bo jego samego również od tego zamieszania nieziemsko suszyło.
- Nie, nie jest animagiem - potrząsnął przecząco głową Xellet i syknął z bólu. - A picie ... - zerknął w stronę szafki, która aktualnie wyglądała jak kupka popiołu. Może dlatego, że to była kupka popiołu. W każdym razie, chłopak uśmiechnął się, jak zawsze obrzydliwie wrednie, i wzruszył ramionami. - A picia nie ma - dokończył i wstał powoli, żeby sprawdzić czy nie zaliczy spotkania z podłogą. Jednak było w miarę okej. - Dobra... Przepraszam za niego.
- Nie no spoko, nawet fajnie było. Chociaż wiesz, gdybym od razu wiedział, to bym się nie dał.
Chris uśmiechnął się i rozłożył w poprzek na łóżku, bo poczuł się dziwnie zmęczony. Chciało mu się niemiłosiernie spać, ale dzielnie wpatrywał się w prawdziwego Logana.
- Tsa... bardzo groźny ty...
Xellet przewrócił teatralnie oczami, jednak po chwili uśmiechnął się do przyjaciela, po czym położył się obok, kładąc głowę na jego ramieniu i wtulając się w niego mocno. Chris przytulił go do siebie i cmoknął w czoło, czy raczej przyłożył do jego głowy usta, zaciągając się zapachem chłopaka.
- No bardzo groźny, o co ci chodzi? - mruknął mu w ucho. - To, że ty mnie tam wiesz... na widelcu masz, to nie znaczy, że nie dam sobie rady gdzie indziej. Chociaż, drugi ty.... To mi się nie podoba, jeszcze nie obczaiłem podstawowej wersji! - prychnął, a po chwili zaśmiał się delikatnie.
- Aaaa! Nate! - Logan poskoczył jak poparzony i uścisnął z całej siły łańcuszek na swoim nadgarstku. - On właśnie mi pomagał ogarnąć to wszystko... I Benjamin o tym wie... - skrzywił się, podszedł do okna, nie bardzo przejmując się tym, że ubabra sobie wszytko w popiele. - To wszystko moja wina...
- No to Salvatore ma przerąbane, krótko mówiąc, a co za tym idzie moja kuzynka też. Jesteśmy już w czarnej dupie, czy dopiero się do niej zbliżamy? - spytał nieco ironicznie Chris, chociaż prawdziwie się przejął losem rodziny. - Obiecuję ci, że go zabiję każdym możliwym sposobem, jak ci się coś stanie - mruknął twardo, jak na wielkoluda przystało.
- Nawet go nie dotykaj. Sam rozwalę mu ten wampirzy tyłek od środka... - warknął Xellet, po czym podszedł do chłopaka i położył się znów obok. - Ale to jutro... Na razie sobie da spokój, jak go znam. Więc.. - nachylił się nad Chrisem i uśmiechnął do niego, po chwili składając na ustach wielkoluda czuły pocałunek.
- Jesteś zdecydowanie bardziej rozkoszny, jak jesteś zmęczony - mruknął mu wprost w usta Dien i zgarnął do siebie, głaszcząc po plecach. - Spać mi się chce, jak babcię kochałem - powiedział i jeszcze raz ziewnął.
- To śpij, kochanie.
Logan położył się przy przyjacielu wygodnie. Wiedział jednak, że nie uśnie. Czuł się fatalnie, do czego za nic się nie przyzna i do tego martwił się o Chrisa, Nate'a, Rinę... o wszystkich. Nawet o swoja głupią siostrę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz