wtorek, 3 stycznia 2012

Miłość wymaga wyrzeczeń. 12.

Wieczór był wyjątkowo ciepły, a księżyc wyglądał uśmiechnięty zza nielicznych chmur. Izabella stała w oknie wieży i nuciła wesoło pod nosem. Umówiła się z Maxem dopiero za godzinę, ale nie mogła się już doczekać, więc przyszła do komnaty i, zrzuciwszy z siebie kurtkę, pozostała jedynie w kolorowej sukience i cienkim sweterku. Uśmiech nie schodził z jej ust. Wygrała! Opowiedzenie Maxowi o wszystkim było genialnym posunięciem. Teraz znał prawdę o Christianie i na reszcie rozumiał, dlaczego ona go tak nie znosi. A po dzisiejszym spotkaniu, ten drań Cristian będzie mógł sobie tylko pomarzyć o Maxie. Dziś pokaże mu, jak słodkie może być jego życie bez osaczającego go Kota. W całym pomieszczeniu unosił się zapach jej perfum - kwiat pomarańczy. Oparła się o parapet i przez otwarte okno podziwiała pojawiające się na niebie gwiazdy. Oczyma wyobraźni widziała jak Max ściska ją radośnie i dziękuje za prawdę.

Tymczasem po dziedzińcu i okolicy przechadzał się Christian. Nie uśmiechał się, a jego zdeterminowana mina świadczyła o tym, że nie jest on w dobrym nastroju na wieczorne spotkania. Jego ironiczny uśmiech raził w oczy, a pierś poruszała się dość gwałtownie, kiedy chłopak starał się uspokoić. Nie wiedział, czy jego przypuszczenia są słuszne, ale znając tą szczebiotliwą, wstrętną i w ogóle dziewczynę, mógł się spodziewać wszystkiego. Dlaczego więc nie miał zareagować? Skoro obiecał jej, że ją zabije, to jego zakichanym obowiązkiem było sprawić sobie tą przyjemność i pozbyć się jej. Bezszelestnie pokonał schody, tak że nie zaskrzypiało nawet pół drzazgi. Spojrzał do pomieszczenia, czy już jest, a kiedy jej postać otoczona smugą księżycowego światła rzuciła mu się w oczy, postąpił do przodu. Z gracją, wdziękiem i precyzją kota podszedł do dziewczyny, musnął palcami jej ramiona, potem przejechał dalej przez ręce, aż do dłoni. Musiał mieć pewność, że zdąży ją złapać jeśli będzie chciała uciec.
Nieświadoma jego obecności Izabella uśmiechnęła się do księżyca i mruknęła przeciągle jak kocica.
- Mmm.... Przyszedłeś wcześniej - wyprostowała się, by poczuć na plecach jego pierś i wtuliła się w niego, przymykając oczy. Nie spodziewała się, co prawda, takiego przywitania, ale nie sprawiło ono bynajmniej by poczuła się zawiedziona. Wręcz przeciwnie. Na jej twarzy pojawił się kolejny uśmiech triumfalny. Odchyliła lekko głowę i przytuliła policzek do twarzy chłopaka. - Nie spodziewałam się, że aż tak chcesz tego spotkania ale... Jestem bardzo mile zaskoczona - wyszeptała pocierając policzkiem o skórę chłopaka. - Wydajesz się bardzo zaniedbany i stęskniony bliskości, Max. Czyżby ten ignorant Chris, aż tak cię zaniedbywał? - przylgnęła jeszcze bardziej do torsu chłopaka i delikatnie przygryzła sobie dolną wargę.
Christian poczuł się totalnie rozłożony na łopatki jej wyczuciem rzeczywistości. Ledwo udało mu się opanować emocje, by czasami czegoś nie palnąć. Musiał się dobrze zastanowić, czy ją uświadomić teraz, czy może sobie darować i ją wykorzystać bez przemocy. Dla niego to i tak kolejna idiotka. Przejechał palcem po jej kibici z góry na dół i nachylił się do jej ucha z mściwym uśmiechem. Dłonie przewidująco ułożył na jej przegubach, ot dla pewności.
- Dlaczego jesteś taka pewna, że o niego nie dbałem? - spytał jej w ucho, które zaraz potem musnął wargami i zacisnął palce na jej nadgarstkach. Nie miała z nim szans, więc mogła spokojnie się pozłościć.
Słowa, które rozległy się tuż przy uchu Izabelli sparaliżowały ją. Z siłą pioruna dotarło do niej, kto stoi za jej plecami i jak wielki błąd popełniła przed chwilą. Zdrętwiała ze strachu, ale zaraz górę wzięła wściekłość. Jak on śmiał?! I jak on się w ogóle tu znalazł?! Na tyle, na ile zdołała, odsunęła się od niego wbijając sobie boleśnie parapet w brzuch. Nie chciała, by jej dotykał. Nie chciała też, by był tak blisko. Czy się bała? O nie! Ona była wściekła! Tak bardzo wściekła, że aż w niej kipiało. Poczuła jak policzki płoną jej żywym ogniem i spróbowała uwolnić ręce. Na próżno. Jego uścisk był mocny i pewny. Czuła się jak w kajdanach i to złościło ją jeszcze bardziej.
- Puszczaj - syknęła przez zęby. - Puszczaj, bo pożałujesz! - zakręciła nieudolnie nadgarstkami, ale nie chciały się one w żaden sposób wydostać spod dłoni Chrisa.
Chłopak zaśmiał się złośliwie i przygarną ją do siebie. Nadal nie wypuszczał z uchwyty rąk dziewczyny, więc teraz na brzuchu mogła poczuć swoje własne dłonie w jego zaciśniętych pięściach. Szarpała się, więc nadgarstki zaczynały ją piec. Na Christianie nie robiło to jednak większego wrażenia. Niech się szarpie. Tylko pogorszy walką swoją sytuację, a jemu sprawi to jeszcze większą przyjemność.
- Spokojnie, jak będziesz krzyczeć, to ci faktycznie zrobię krzywdę - wycedził jadowicie przez zęby.
Puścił jej rękę, by uwolnić swoją dłoń i położyć płasko na jej brzuchu. Wsparł głowę na jej ramieniu i nadal się uśmiechał w taki sposób, że nie musiałby stać blisko, by się na niego wściekła. Pławił się w jej strachu, który chowała pod złością. O dziwo był spokojny, a taka pewność siebie powaliła nie jednego śmiałka, jaki się na niego rzucał.
- Nie mam najmniejszego zamiaru być spokojna. Nie w twoim towarzystwie - powiedziała szorstko i wykręciła się tak, by odsunąć ramię od jego głowy. - Puść mnie i pozwól wyjść. Niczego więcej od ciebie nie chcę. Rozumiesz?
Jej strach zaczynał przekradać się podstępnie na wierzch. Wypierał złość, lecz nie do końca. Strach, jaki budziła w niej obecność Christiana stał się teraz bliźniakiem złości. Razem panowały one nad zachowaniem dziewczyny i razem wymuszały na niej kolejne gesty i słowa. Wiła się niespokojnie w objęciach chłopaka, przeszukiwała gorączkowo myśli w poszukiwaniu sposobu na uwolnienie się od niego. Wiedziała, że siłą nic nie wskóra. Dlaczego? Otóż dlatego, że jest od niej silniejszy o sto razy. Co robić? Co robić? Ach, żeby tylko Max przyszedł szybciej. Tak, Max to była teraz jej ostatnia deska ratunku. Musiała wymyślić coś, by wciągnąć Christiana w rozmowę na tyle skutecznie, aby doczekać się przyjaciela. A co, jeśli Dien tu jest tylko dlatego, że Maxymillian powiedział mu o spotkaniu? W takiej sytuacji już przegrała. Poruszyła się kolejny raz niespokojnie, jednak jej siła na walkę słabła, przytłoczona, narastającym w niej lękiem.
Christian najwyraźniej nie miał zamiaru słuchać jej próśb. Izabella zawsze go drażniła, więc nie była dla niego kimś wartym uwagi. A jej bliskość z Maxem doprowadzała go wręcz do szału. Widząc, że dziewczyna się trochę uspokaja, uśmiechnął się. Przecież nie robił jej nic złego... jeszcze, a jeśli będzie współpracować, to może nawet skusi się na odrobinę przyjemności. Zsunął swoją dłoń na jej udo po boku i mruknął. Podciągnął jej sukienkę i przesuną palce w górę, zatrzymując się na linii fig. Poruszyła się znów nerwowo i kolejny raz usiłowała uwolnić rękę pomagając sobie drugą, którą teraz miała wolną.
- Puszczaj! - syknęła przez zęby.
- I po co ci to? - Christian mówił wyjątkowo spokojnie. - Ty naprawdę uwielbiasz mnie denerwować - prychnął i przejechał ustami po szyi dziewczyny, zaciskając rękę na jej nadgarstku z jeszcze większą siłą.
- Ja ciebie? - warknęła wściekle. Skrzywiła się z bólu, ale zacisnęła zęby i odwróciła głowę w stronę jego twarzy. Przynajmniej na tyle, na ile była w stanie to zrobić.- Nie rozśmieszaj mnie. To tobie się coś nie podoba i to ty...- już miała wyrzucić mu kolejny raz, że według niej traktuje bezpodstawnie Maxa jak swoją własność.
Opanowała się jednak w porę, by się zamknąć. Jakieś wewnętrzne przeczucie mówiło jej, że chyba tym razem, złość to nie jest najlepszy doradca. Ale skoro nie złość, to co? Przecież nie stanie się dla niego tak nagle miła, skoro go nie cierpi. Najchętniej odgryzłaby mu teraz ucho i uciekła. Tylko jak?
Christian aż zatrząsł się ze złości. Szybkim i sprawnym ruchem, odwrócił ją przodem do siebie i chwycił za oba nadgarstki. Jego spojrzenie płonęło. Był tak wściekły, że miał ochotę ją najzwyczajniej w świecie rozszarpać. Oddychał ciężko i wpatrywał się w nią natrętnie. Jeśli miała przeżyć to spotkanie, musiał się teraz opanować.
Dziewczyna była przerażona. Drżała ze strachu, a nogi uginały się pod nią. Wiedziała, że palnęła o jedno stwierdzenie za dużo. Tylko, że takie właśnie miała na ten temat zdanie.
- Chcesz się naprawdę pożegnać z życiem? - warknął Christian.
- A nie po to właśnie tu przyszedłeś?
- Prawdę mówiąc, sam nie wiem po co. Kiedy jednak zorientowałem się, że tu jesteś, nie potrafiłem się oprzeć.
- Aż taka jestem kusząca?
Christian zmierzył dziewczynę wzrokiem z pogardą.
- Jesteś dla mnie jak insekt, którego trzeba się pozbyć. Jak natrętny robal, którego celem życiowym jest uprzykrzać życia innym. Nikt za tobą nie zapłacze.
- Znalazłby się taki, zapewniam cię.
Izabella przestała się szarpać.Teraz, kiedy Chris czynił jej wyrzuty, a nie obłapiał ją łapczywie, złość znów wzięła górę nad strachem. Spojrzała na niego z kpiącym uśmiechem.
- Zabolało? - zapytała niespodziewanie.
- Ale co? - chłopak zdawał się nie mieć zielonego pojęcia o czym ona mówi.
- Wyprowadzka Maxa.
- Nie. Nie jestem ckliwą panienką, by się rozklejać z powodu rozstania. Nie mam zamiaru za nim płakać. Mam dla kogo żyć.
- To czego chcesz ode mnie? Powinieneś mi raczej podziękować.
- Żartujesz chyba. Tobie? Pchasz nos w nie swoje sprawy i jeszcze oczekujesz wdzięczności?
- No wiesz, ułatwiłam ci sprawę.
- A prosił cię o to ktoś?
Christian położył dłoń na szyi dziewczyny i zawisnął lekko. Złość wzbierała w nim coraz bardziej i musiał się solidnie kontrolować, by faktycznie nie zrobić jej krzywdy. Pochylił się nad dziewczyną tak bardzo, że kiedy mówił, mogła poczuć jego oddech na wargach.
- Jesteś dla mnie nikim. Jesteś zarazą, której powinienem się pozbyć już dawno temu - cedził słowa jadowicie i przeszywał ją zabójczym spojrzeniem. - Jesteś nikim!.
Odetchnął głęboko i zagryzł ze zgrzytem zęby, zaciskając boleśni palce na jej nadgarstku. Po chwili pocałował ją brutalnie i odepchnął od siebie, wgniatając w parapet. Cofnął się o krok i ponownie wbił w nią zabójcze spojrzenie.
- To co teraz powiem, powiem tylko raz. Postaraj się dobrze to zapamiętać, bo nie będę powtarzał, a kolejne nasze spotkanie nie zakończy się tak miło. Nie jestem z Maxem, ale to nie oznacza, że ty masz do niego jakieś prawa. Nie życzę sobie ciebie w pobliżu Maxa. Nigdy! Rozumiemy się? Trzymaj się od niego z daleka. Chyba, że życie ci zbrzydło.
- A jakie ty masz teraz prawa? Nie wróci do ciebie już nigdy. Już moja w tym głowa.
Christian w mgnieniu oka stanął ponownie tuż przy dziewczynie. Jego ręce znów zacisnęły się na jej nadgarstkach, a twarz poczerwieniała mu ze złości.
- Nie bądź taka pewna - ryknął jej wściekle w twarz. Przyszpilił jej ręce do parapetu i przylgnął do niej całym ciałem, by uniemożliwić jej jakikolwiek ruch. - Wiesz oczywiście, że mogę cię zabić w każdej chwili. Uwierz, że o niczym innym nie marzę bardziej. Żyjesz jeszcze tylko dlatego, że potrzebuję informacji. Jeśli powiesz mi gdzie jest Max, to może daruję ci życie. Twoja decyzja.
Izabella zrozumiała, że to nie są żarty. Całe ciało Chrystiana mówiło jej, że jedno fałszywe słowo lub gest i pożegna się z tym światem. Musiała powiedzieć mu to, czego chciał i modlić się, by faktycznie ulitował się nad nią i darował jej życie. Przełknęła głośno ślinę i nabrała powietrza w płuca z głośnym jęknięciem.
- Mieszka w starej chacie gajowego, na południowym skraju lasu. Tam, gdzie nikt już nie chodzi, bo nawet drzewa przestają się tam rozwijać.
- Masz szczęście.
Chłopak odwrócił się na pięcie i, zamieniając się przy kolejnym kroku w pumę, zniknął, zanim jeszcze Izabella zdołała wypowiedzieć choć jedno słowo.
Pocierając obolałe nadgarstki, złapała kurtkę i z wściekłym "Niech cię szlag, Max!" opuściła wieżę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz