środa, 11 stycznia 2012

Miłość wymaga wyrzeczeń. 14.

- Iza, ale ja... - spojrzał gdzieś przed siebie i zamyślił się na chwilę. Siedział na fotelu, na przeciwko kominka, przy którym stała jego przyjaciółka. - Ja nie rozumiem. Nie wiem czego ty chcesz ode mnie. Przecież to co mówiłaś miało się okazać tylko wymysłem twojej wyobraźni. Nie chciałem ci wierzyć i, szczerze mówiąc, nadal nie chcę. Jedyne czego chcę, to żeby się okazało, że jednak się pomyliłaś. Że to nieprawda. Że to tylko chwila - Max ukrył twarz w dłoniach i, niepatrzący na dziewczynę, kontynuował cicho. - Tylko, że on nie zareagował nawet na moje wyjście. Nie odezwał się. Nie zatrzymał mnie. Po prostu stał i czekał aż wyjdę - jego głos był bezbarwny. Właściwie bez emocji. Po prostu chciał to z siebie wyrzucić.
Izabella stała chwile i patrzyła na chłopaka, przerzucając w milczeniu lizaka z jednej strony buzi na drugą. W końcu jednak nie wytrzymała. Podeszła do niego, chwyciła za ramiona i pchnęła, by się wyprostował. Następnie rozsiadając mu się na kolanach wyjęła z ust lizaka i podniosła mu twarz za brodę, by spojrzeć w jego smutne oczy.
- Wiesz co? - zapytała z uśmiechem, a kiedy Max otworzył usta by zapytać "co?", wsunęła mu do ust lizaka. - Strasznie dużo dziś mówisz - zaszczebiotała. - Zamknij się już, bo i tak połowy z tego już nie pamiętam, a reszta uleci gdzieś za chwilę. Zapomnij o nim. To tylko dupek, któremu potrzebny był miś do przytulania po wyjeździe Logana. Trafiło na ciebie. Przykro mi - uśmiechnęła się i pogłaskała Maxa czule po policzku.

Dni mijały. Maxymillian spędzał każdy kolejny tak samo. Budził się rano i leżał w łóżku tak długo, aż robił się głodny. Wtedy wychodził z chaty, w której mieszkał i szedł do szkolnej kuchni. Co prawda, mógł zabrać ze sobą zapas jedzenia, tylko po co? Cały czas miał w planach wyjazd. Przestał pojawiać się na zajęciach z nadzieją na wyrzucenie go z placówki. Tyle że jakoś dyrektor nie spieszył się z tym zbytnio. No cóż, poczeka. Jedyną osobą, z którą rozmawiał była Iza. Wpadała do niego codziennie i wychodziła z siebie, by poprawić mu humor. Nawet nauczył się już udawać, że jej opowieści poprawiają mu samopoczucie i uśmiechał się, kiedy tego oczekiwała. Dzięki temu nie męczyła go ciągłym powtarzaniem, że musi wziąć się w garść i zapomnieć. Może i tak byłoby lepiej. Tylko, że on nie chciał zapomnieć. Nie chciał wyrzucać Chrisa ze swojego serca i pamięci. Kiedy przychodził wieczór i zostawał sam, wszystko do niego wracało. Czuł każdy dotyk, jakim kiedyś obdarzył go przyjaciel. Słyszał każde jego słowo. Zamykał oczy i czuł na skórze oddech ukochanego, jego usta, jego delikatne i, spragnione jego ciepła, palce. Co noc łzy paliły ścieżki na policzkach Maxa. Co noc wracało do niego uczucie szczęścia, które stracił tak nagle. Był sam i było mu z tym cholernie źle. Świat przestał dla niego istnieć. Zdawał się zatapiać we wspomnieniach, by zasnąć z nadzieją na zmianę kolejnego poranka, a budził się w poczuciu pustki i osamotnienia. Nie potrafił już być dawnym Maxem. Nie potrafił być, ani szczerze wesoły, ani złośliwie wrednym i krytycznym, jak kiedyś. Był nikim. Teraz był tylko powłoką cielesną dla udręczonej duszy. Mimo wizyt Izy, był sam i sam chciał pozostać. Wiedział, że jeśli wróci między ludzi, to tylko stanie się dla nich kimś, kogo należy unikać, by nie zepsuć sobie dnia. Wolał więc pozostać na odludziu.
Lecz nie dziś. Dziś miał ochotę na spacer. Chciał w ciszy i spokoju pomyśleć, tysięczny już raz, nad sobą. Musiał się ogarnąć. Musiał zacząć ponownie żyć. Tylko najpierw musiał pomyśleć jak się zabrać do tego powrotu.
Drzewa szumiały ponuro, a na ich gałęziach pozostały już tylko resztki listowia. Jesień. Wszystko zaczyna umierać lub zasypiać przed zimą. Tak samo jak serce Maxa po rozstaniu z Chrisem. Był wściekły na cały świat i raczej nie chciał słuchać ani widzieć nikogo. To, że chwilami pozwalał Izabelli na wyrwanie go z zadumy, nie oznaczało wcale, że wraca do świata żywych. Miał serdecznie dość i nic tego nie mogło zmienić. Nic, bo i nikomu ani niczemu nie chciał na to pozwolić. Dlatego właśnie podjął decyzję o tym samotnym spacerze.
Zawędrował na urwiska. Stając na skraju skały, zamknął oczy i rozłożył ręce na boki, rozkoszując się powiewami wiatru, targającymi mu włosy. Czuł przez chwile jak odlatuje. Jak jest gdzieś, gdzie nie ma już krzywd i trosk. Jak jest w świecie, w którym nie ma, i nigdy wcześniej nie było, Christiana Diena.
- Zimna woda jest. Nie opłaca się skakać.
Dziewczęcy głos rozległ się, jakby z oddali, a blond włosa Rosjanka, zgrabnie przeskoczyła na płaską stronę urwiska. Zauważyła chłopaka z daleka, oczywiście nie kojarząc go, bo po cóż by się kimkolwiek miała przejmować. Jak zwykle czarna szata, czarne rękawice i czarny szal, a na ciele czarna sukienka i lekkie półbuty. Było jej zarówno ciepło, jak i pod strojem ukryła wszystkie niedoskonałości. Na jej twarzy igrał delikatny uśmiech. Podeszła do chłopaka, stając obok i spojrzała na niego z dołu, swoimi szarymi oczami.
- Ale ja...- otworzył oczy i, lekko zaskoczony nagłym pojawieniem się kogokolwiek tutaj, przyjrzał się uważniej dziewczynie. - Nie mam zamiaru skakać. Skąd taki pomysł?
Cofnął się o krok do tyłu, jakby na potwierdzenie własnych słów i skrzyżował ręce na piersi, mierząc ja spojrzeniem. Dziewczyna. Matko! Dlaczego znów przyplątała się jakaś dziewczyna? Dopiero co uwolnił się na chwilę od Izy. Patrzył na nią z bardzo niewyraźną miną, mówiącą coś w stylu 'Dlaczego nie ma w tej szkole miejsca, gdzie można być samotnym?'
- Ja też tu lubię przychodzić i patrzeć jak woda rozbija się o skały. Czasami chciałabym być tą wodą - szepnęła zamyślona i nachyliła się nieco w stronę samego spadu. Po chwili zamyślenia spojrzała na chłopaka i uśmiechnęła się. - Nie wyleczysz tu swoich problemów.
Westchnęła i poprawiła szalik, który niedawno zatańczył niemal na jej głowie przez porywisty wiatr. Niemiłosiernie wiało. Otrzepała się jeszcze z gracją i oblizała spierzchnięte usta.
- Mam na imię Aleksandra - przedstawiła się prawie radośnie.
- Maxymillian - wypadało się również przedstawić, więc chłopak zrobił to.
Nie mógł powiedzieć, by miał ochotę na rozmowę, ale głos dziewczyny działał na niego dziwnie kojąco. Obejrzał ją sobie ponownie i postarał się, by na jego twarzy wykwitł uśmiech.
- Dlaczego myślisz, że mam problemy do wyleczenia? Aż tak to widać?
Zadziwiła go tym stwierdzeniem. Myślał, że potrafi doskonale się maskować. Miał przynajmniej taką nadzieję. Ale skoro obca osoba mówi coś takiego, to chyba bardzo kiepsko mu szło.
- Nie, dlaczego? Teraz mi to powiedziałeś. A po prawdzie, to zazwyczaj po to się tu przychodzi.
Rosjanka zaśmiała się delikatnie. Nie miała na celu jakiegokolwiek żartowania sobie z niego, czy robienia z siebie nie wiadomo kogo. Lubiła od czasu do czasu wprawić ludzi w zakłopotanie, dla zabawy.
- Chciałbyś się odciąć, prawda?
Mruknęła, a Max zauważył, że na jej twarzy tańczy podobny uśmiech, jak ten, który zawsze malował się na buzi Chrisa. Tyle tylko, że jej miał zupełnie inny przekaz i zdawało się, że cały czas w głowie szaleją jej niezliczone dzikie pomysły i twórcze plany.
- Chciałbym. Nawet bardzo - rozpromienił się odrobinę, bo poczuł, że właśnie ma okazję wygadać się komuś, kto nie zagłuszy jego problemów wesołym szczebiotem, tylko wysłucha go spokojnie. A może jednak się mylił? Jeśli tak, to trudno. - Podejrzewam, że gdyby nie pogoda, to jednak kiedyś skoczyłbym w dół - wskazał brodą na skraj urwiska i uśmiechnął się tajemniczo. - Ciekawe jak to jest? Poczuć pęd powietrza i zanurkować wśród spienionych fal - przeniósł wzrok na oczy dziewczyny i spoważniał nagle. - Jak myślisz? Przeżyłbym?
- Nie w tym miejscu - pokręciła głową przecząco i ujęła go za dłoń, jakby się bała, że jednak skoczy.
Nawet na niego nie spojrzała, tylko poprowadziła go na skalną półkę, która układała się niczym wygodne siedzenie. Zasłonięci od porywistego wiatru, spokojnie poczuli ostatnie delikatne i ciepłe podmuchy wiatru. Aleksandra usiadła na skale. Chociaż zachowanie dziewczyny wydało mu się za bardzo swobodne, to jednak pozwolił się zaprowadzić na półkę i usiadł grzecznie obok niej. Ułożyła się wygodnie z nogą założoną na nogę i spojrzała na Maxa.
- No to mów, chętnie posłucham.
- Wiesz, to nieważne. To zwykłe problemy, zwykłego chłopaka. Fakt, miałem ochotę się wygadać, ale dlaczego mam zamęczać cię problemami, które w ogóle cie nie dotyczą?
Uśmiechnął się nie zdając sobie nawet z tego sprawy i poprawił jej delikatnie, niesforny szal. Nie zauważył tego, ale dziewczyna wzdrygnęła się, kiedy przez jej zdenerwowanie i panikę świat zwolnił a ona patrzyła, jak dłoń chłopaka wędruje do jej szalika. Mruknęła coś niezrozumiale i ponownie zaszczyciła go uśmiechem.
- Dzięki za chęć wysłuchania. Mało jest takich osób jak ty - powiedział zabierając rękę.
- Po prostu nie mam swoich problemów i lubię słuchać. Czasami ludzie tego nie zauważają, a to pomaga. Niedawno wyleczyłam swoje złamane serce, więc śmiało. Chyba już nic mnie nie zaskoczy - odparła lekko, a jej stopa poruszyła się energicznie.
- Ty wyleczyłaś, a ja mam zamiar wyleczyć - jęknął cicho i zwiesił głowę wpatrując się w ziemię. - Nienawidzę się tak czuć. Przyjechałem tu z postanowieniem, że nie dam się pokonać żadnym uczuciom i zapomnę o tym, że w ogóle mam serce, a wpadłem jak śliwka w kompot. Stałem się zabawką na chwile samotności i zostałem wyrzucony na śmietnik wraz z pojawieniem się starej miłości - podniósł zaszklone oczy na twarz dziewczyny i uśmiechnął się żałośnie. - Wiesz jak to jest, kiedy ktoś cię potrzebuje tylko na chwilę?
- Tak się składa, że po moim powrocie mój facet oznajmił mi, że ma chłopaka - mruknęła i aż się jej go żal zrobiło. Podniosła swoją białą dłoń i z rozgoryczeniem na swojej ślicznej buzi, przejechała mu palcem po policzku, muskając go nim pod okiem, jak gdyby spłynęła mu łza, a ona chciała ją zetrzeć. - Skoro ja się pozbierałam, to i ty się pozbierasz, nie widzę problemu - wzruszyła ramionami, powracając do przejrzystego i mamiącego spokojem spojrzenia, oraz do ciepłego uśmiechu.
- Faceci to świnie - szepnął nieśmiało i patrzył wręcz natrętnie w oczy dziewczyny.
Jego myśli szalały. Jego głowa była teraz pełna wyzwisk i rozgoryczenia, ale jego serce... głupie serce, nie chciało pozwolić, by wszystkie krzywdy zostały przez niego wykrzyczane. Tylko dlaczego? Westchnął ciężko i zamknął oczy z udręczoną miną, a kiedy znów otworzył usta jego głos był matowy i bezbarwny.
- Nie wiem dlaczego tracisz czas na mnie. Nie jestem wart niczyjej uwagi.
- Mam bardzo dużo czasu - westchnęła, a uśmiech się jej nieco poszerzył.
W jej głowie pojawiła się myśl, że zaczyna lubić tego chłopaka. Oczywiście nie omieszkała mu tego powiedzieć, skoro już ruszyła się, by w ogóle na niego spojrzeć.
- Dziwię mu się, że cię zostawił. Wydajesz się taki zwykły, a jednocześnie masz coś w sobie, co nie pozwala oderwać od ciebie wzroku - pokręciła głową z niedowierzaniem.
Max otworzył szeroko oczy i popatrzył na dziewczynę zdziwiony. Miał minę jakby widział największą tajemnicę świata, a ona właśnie mu tłumaczyła dlaczego jest taka tajemna.
- Aleksandra, ja mu się nie dziwię. Nie mogę równać się z kimś, kto potrafi zniknąć bez słowa, a po powrocie i tak zawładnąć sercem Christiana.
Nieświadomie wypowiedział imię przyczyny swego smutku i aż się skrzywił z bólu. Zlustrował uważnie wzrokiem twarz dziewczyny w nadziei, że jednak nie będzie miała pojęcia o kim właśnie wspomniał. Bo po co? Nie chciał, by wiedziała. Nie teraz. Może kiedyś... Jeśli spotkają się jeszcze.
- To oznacza tylko, że nie był ciebie wart. Ale nie możesz go spisywać na straty. Pamiętaj, że każdy człowiek robi coś, bo tego chce. Skoro on chciał ciebie, to nie była jego głupia zachcianka, tyko wewnętrzna potrzeba i najwidoczniej dałeś mu to, czego tamten mu nie dał. Sprawiłeś, że on się czuł szczęśliwy. Z pewnością mu źle teraz i sądzę, że się pogodzicie. Tak jak ja pogodziłam się z Loganem.
Jej głos był spokojny i miarowy. Koił nerwy Maxa, a jej dłoń, która przypadkowo znalazła się na kolanie chłopaka wykonywała wąskie, delikatnie i kojące ruchy na uspokojenie. Tylko, że... Czy on dobrze słyszał? Czy ona właśnie wymówiła nazwisko Logana? Boże, ale ten świat jest porąbany! Dlaczego stawia na jego drodze osobę skrzywdzoną przez Logana? Czy los chce mu udowodnić, że tak właśnie miało być? Czy jego życie musi splatać się z życiem Logana?
- Wiesz co? - położył dłoń na jej ręce, by zaprzestała jednak głaskania. Wydało mu się to dziwnie kuszące i poczuł się skrępowany.- Ja nie oceniam Chrisa w ten sposób. Cieszę się, że jest szczęśliwy i wiem, że na zawsze zostanie w moim sercu jako ktoś, kto potrafił rozpalić je aż do tego stopnia, bym nie mógł o nim zapomnieć. Zawsze, w jakimś stopniu będę go kochał - podniósł jej dłoń ze swojego uda i zamknął w objęciach własnych dłoni. Nie mógł się powstrzymać i zadał natrętne pytanie. - Znasz Logana?
- Logan Xellet, czwarta klasa, animag puma. Poznałam go, kiedy zakochałam się nieszczęśliwie w nauczycielu. Kiedyś był dla mnie w stanie zrobić wszystko, ale musiałam wyjechać. Po powrocie już miał chłopaka - spuściła wzrok i westchnęła, o dziwo się uśmiechając. - Nie mam mu tego za złe. Raczej to, że nie dał mi się wytłumaczyć, dlaczego tak było, a nie inaczej. To bardzo uczuciowy chłopak, mimo tego, że wygląda jak skała granitowa - pokiwała głową, lekko się śmiejąc i podniosła wzrok na Maxa.
A on... Roześmiał się. Nie był to jednak szczery śmiech, jakim reaguje się na coś, co nas cieszy, ale bardziej śmiech z bezsilności i rozpaczy. Taki, jakim reaguje człowiek bezsilny i nie mający pomysłu na to, co dalej. Kiedy zdołał się odrobinę uspokoić, by nie wypaść jak szaleniec, odezwał się niepewnie.
- Wiesz, że jesteśmy ofiarami tego samego chłopaka? A raczej jego miłości do kogoś innego? - podniósł dłoń dziewczyny do swoich ust i ucałował nonszalancko. - Miło mi poznać bratnią duszę.
- Spokojnie. Najwidoczniej Logan ma coś w sobie, nie wiem co, bo się wyleczyłam, ale coś ma - stwierdziła i obróciła się tak, by móc po prostu się przytulić do Maxa i na chwilę zamknąć oczy. - Wiesz czego ja zawsze chciałam? Spokoju i ciepła, bo sama jestem niczym huragan. Logan to ta sama strona i może dlatego nie było nam ze sobą tak dobrze.
Przekręciła się znów i tym razem po prostu ułożyła mu głowę na kolanach, mrucząc z zadowoleniem, że udało jej się znaleźć wygodną pozycję.
- Ty i huragan? - uśmiechnął się, widząc jej głowę na swoich kolanach. Nie czuł się już skrępowany. Wręcz przeciwnie, nagle ogarnęło go uczucie radości z jej towarzystwa, a to już było bardzo dziwne jak na jego stan. - Jesteś, a raczej wydajesz mi się być osobą zrównoważoną i spokojną. Huragan to ja już jeden znam i właśnie przyszedłem sobie troszkę od niej odpocząć.
Z nieznikającym uśmiechem przyglądał się jej rysom twarzy. Delikatnie odgarnął kilka niesfornych kosmyków i przejechał palcem po linii jej nosa, jakby sprawdzał, czy aby na pewno jest prawdziwa. Taka dziewczyna z krwi i kości, a nie marmurowa figurka.
- Nie znasz mnie.
Streściła krótko to, co wiedziała, a czego nie chciała mu teraz opowiadać. Uśmiechnęła się ślicznie i podniosła w górę rękę, by dłonią go pomacać po nosie. Na ślepo, więc miała problem, by trafić za pierwszym razem.
- Lubię zapamiętywać twarze. Masz śliczną twarz - z przejęciem wodziła palcami po jego skórze na buzi.
W pierwszym odruchu chłopak chciał cofnąć głowę, bo nie wiedział do czego ona zmierza. Może powiedział coś lub zrobił nie tak i zasłużył na policzek? Kiedy jednak usłyszał komplement i poczuł jej delikatne palce na policzku uśmiechnął się mimowolnie.
- Słyszałem już wiele rożnych rzeczy na swój temat, ale o tym, że mam piękną twarz... Nie, tego jeszcze nie słyszałem.
Nagle stwierdził, że jest to najdziwniejszy wieczór w jego życiu. Dziewczyna, którą widzi pierwszy raz prawi mu komplementy, leżąc u niego na kolanach, a on... On czuje się z tym bardzo dobrze. Jakby znał ją od chwili urodzenia. Dziwne. Przekrzywił lekko głowę i przyglądał się Aleksie z nikłym uśmiechem. Natomiast ona zrobiła kilka delikatnych kółeczek po jego twarzy, po czym ścisnęła go za policzek, niczym dobra ciocia małe dziecko. Uśmiechnęła się jeszcze szerzej i otworzyła oczy, wlepiając je w jego nos.
- No cóż, może jestem inna. Może dostrzegam w ludziach ich ukryte piękno? Nie sądzę jednak, byś dla innych był trollem, a dla mnie księciem z bajki. Zapewne nie trafiłeś na nikogo tak bezpośredniego jak ja - i wypadałoby dodać, że skromnego, ale Aleksa darowała sobie dopowiedzenie tego. - Nie masz ochoty napić się czegoś ciepłego? Mojej współlokatorce porwali rodziców i musiała wyjechać, więc mam wolny pokój. Nie musimy marznąć - powiedziała, lekko przygryzając czerwone usta.
Wiadomość o porwaniu przeszła jej przez gardło tak gładko, że strachliwe dziecko spokojnie by się mogło mocno wystraszyć. Max zawahał się przez chwilę i z poważną miną spojrzał jej w oczy. Czy ona właśnie go zaprasza do siebie? Przecież nawet go nie zna. Zgarnął delikatnie z jej twarzy kosmyk włosów, który, mino jego poprzednich starań powrócił tam, gdzie być go nie powinno, i ułożył dłoń na szyi dziewczyny.
- A nie boisz się, że właśnie zapraszasz do pokoju seryjnego mordercę? I to jeszcze takiego, który jest zraniony i zdesperowany? Co jeśli cię uduszę, by ulżyć sobie w cierpieniu?
- Prędzej ja bym to mogła zrobić, króliczku.
Dziewczyna uśmiechnęła się ironicznie i zsunęła się z niego, by wstać i się przeciągnąć. Zamruczała przy tym rozkosznie i ziewnęła. Po chwili zreflektowała się, czując, że sukienka podjechała zdecydowanie za wysoko niż powinna. Odetchnęła i w kilku krokach znalazła się na przeciwko Maxymilliana. Nachyliła się, zakładając ręce do tyłu, co wyglądało jak oaza niewinności. Zbliżyła twarz do jego twarzy, niemal ścierając się nosem o nos.
- Mówiłam ci, że mnie nie znasz. Wystarczy słowo byś przekonał się, jaka jestem - przekrzywiła ślicznie główkę i spoglądała w jego niebieskie oczy z zaciekawieniem, pytaniem i oczekiwaniem.
Max zaczerwienił się lekko, kiedy przyłapał sam siebie jak bezceremonialnie przygląda się dziewczynie. Mierzył ją wzrokiem z góry na dół i uśmiechał się delikatnie. Ale do czasu. Kiedy tylko dotarło do niego jak właśnie się zachował zazgrzytał zębami i bez słowa wpatrywał się w oczy, które teraz znalazły się tak blisko i zdawały się skrzyć niebezpiecznie i kusząco. Poczuł jak coś ściska go za gardło i przełknął głośno ślinę, by móc w ogóle wydobyć z siebie głos.
- To ja się chyba zastanowię czy wypowiedzieć to magiczne słowo...- wyszeptał, z trudem panując nad głosem. - A na razie może jednak poproszę o tę herbatę? - uśmiechnął się niezdarnie, ale nie podniósł się z miejsca, bo jakoś ciało nie chciało go słuchać.
- Tak chyba będzie szybciej. Uważaj!
Dziewczyna chwyciła Maxa za dłoń i po chwili pyknęli cicho teleportując się wprost przed jej pokój. Drzwi uchyliły się pod dotykiem jej dłoni, a ona otworzyła je szeroko, zapraszając Maxa do środka.
Pierwszą część pokoju stanowił mały, kwadratowy salonik ze skórzaną kanapą i okrągłym kawowym stolikiem. Do tego dwa fotele, również w ciemnobrązowej skórze. Rozsunięte zasłony wpuszczały do ciemnego pomieszczenia światło księżyca, więc nie panował całkowity mrok. Skinięciem dłoni Aleksa zapaliła lampy i teraz można było zauważyć, że pokój zachowany jest w karmelowych i przyjemnych dla oka, wręcz uspokajających, odcieniach. Z saloniku prowadziły wąskie drzwi do łazienki i większe, z podwójnym skrzydłem, do sypialni. Wszędzie unosił się słodki zapach kwiatów wanilii i wszystkiego, co mogło zdawać się słodkie, chociaż było tak skomponowane, że tylko delikatnie uderzało w nos. Max przez chwilę poczuł się oszołomiony. Dla bystrych czarodziejów, zapach kojarzył się z rzeczami, które uwielbiali, a to dlatego, że gdzieś w salonie Aleksa miała schowaną i otwartą buteleczkę z amortencją, właśnie dla tego zapachu. Widać było od razu, że to nie jest męski pokój. Piękno i subtelność dodatków nasuwały na myśl kobiecą rękę, a zapach, choć lekko oszałamiający, koił nerwy i uspokajał.
- Rozgość się, a ja ci zrobię herbaty. Słodzisz, czy może chcesz miodu? Ewentualnie mam świetny rum, gdyby ci jeszcze było zimno - powiedziała dziewczyna, przechodząc w głąb.
Po drodze jej dłoń niemal niezauważalnie zahaczyła o plecy chłopaka, subtelnie się o nie ocierając. Ot zwykły gest, by sobie utorować drogę.
Max przez chwilę przyglądał się pomieszczeniu z nieukrywanym zachwytem i zaskoczeniem. Uśmiechnął się, nie słysząc nawet dokładnie co Aleksa do niego mówi i poszedł za nią, choć jego głowa odwrócona była nadal w stronę pokoju i jego zniewalającej atmosfery.
- Idę z tobą - bąknął dość cicho i wyciągnął przed siebie rękę jak ślepiec, nie chcąc zatrzymać się na jakiejś ścianie, czy meblu. - Ładnie tu masz. Tak...Tak...- oderwał wreszcie wzrok od pokoju i podążył nim za dziewczyną. - Tak bardzo kobieco - dokończył myśl, doganiając gospodynię.
- Gdyby to całkowicie był mój pokój, to nie byłoby tutaj tak ładnie. Możesz zresztą zobaczyć sypialnię, tam, chociaż czysto i pachnąco, to nie jest jak tutaj.
Dziewczyna zatrzymała się przy niewielkim barku i otworzyła go tak, że drzwi szafeczki stanowiły doskonałą podpórkę dla każdego naczynia. Nie miała, jak niektórzy, wiecznie ciepłego dzbanka. Postawiła więc już gotową, niedawno parzoną herbatę na podgrzewaczu i odwróciła się w stronę chłopaka, opadając miękko plecami na ścianę.
- Nie wdychaj tego za wiele, bo potem nie będziesz chciał wyjść. Dziewczyna, z którą mieszkałam, tak właśnie wabiła swoich niedoszłych chłopaków - mruknęła i przewróciła z uśmiechem oczami.
W zasadzie nie wiedziała dlaczego tak dużo mówiła, chociaż sprawiało jej to przyjemność. Nie czuła się skrępowana, kiedy mogła porozmawiać o takich pierdołach, zamiast zakopywać się w jakieś bezsensowne wojny czarodziejów i miłosne zawody. Oczywiście jej zawody, nie czyjeś, bo o cudzych lubiła słuchać.
- A ty jak wabisz swoich chłopaków?
Max uśmiechnął się zadziornie, a pytanie samo się właściwie zadało. Nie poznawał sam siebie. Nie rozumiał chwilami dlaczego ma tyle odwagi, by rozmawiać z nieznajomą dziewczyną w taki właśnie sposób. Może to jej usposobienie tak na niego działało, a może tego właśnie było mu teraz potrzeba - spokojnej rozmowy, spokojnego słuchacza, odrobinę odmiennego podejścia do życia. Westchnął głęboko i spojrzał na grzejącą się herbatę, by oderwać się na chwilę od wpatrywania się w dziewczynę.
- Przepraszam, nie moja sprawa. Nie powinienem - rzucił.
Tak. Maxymillian szybko łapał się na nieodpowiednim zachowaniu i starał się załagodzić sytuację, zanim zupełnie się pogrąży.
- Nie muszę ich wabić. Spójrz na siebie - uśmiechnęła się jeszcze raz, patrząc na jego skruszoną twarz i nalała pachnącej aronią herbaty do filiżanek. - Pytałam się wcześniej, czy słodzisz, czy może miodu chcesz. Ewentualnie, jak już wspomniałam, mam rum.
Mruknęła, ostrożnie niosąc obie filiżanki do stolika. Mimo, że miała je na tacy, to musiała iść uważnie. Jej talent do rozwalania, łamania i ogólnej dewastacji był ogromny, toteż musiała się pilnować. Ustawiła to wszystko na okrągłym stoliku i ściągnęła z siebie szatę, po czym szal, a na końcu rękawiczki. Zapomniała się przez chwilę, czy raczej przez dłuższy moment. Zaprosiła Maxa na fotel obok, z szerokim uśmiechem. Nie zdawała sobie sprawy w tamtym momencie, że odsłoniła wszystko, co od niedawna chciała ukryć, czyli trwałe blizny po pętach na szyi i nadgarstkach. Posiadała je również na kostkach, czego nie było widać, plecy również były zakryte.
- Ja? - zapytał kiedy już zasiadł wygodnie w fotelu. - Ja to inna bajka, wiesz? Ja nie czyham na dziewczęta z nadzieją na szybką i niezobowiązującą przygodę.
Nie mógł się oprzeć pokusie patrzenia na blizny. Zrobiło mu się słabo, kiedy pomyślał jak bardzo musiała cierpieć, że zostały jej tak potworne pamiątki. Taka piękna szyja, a tak poraniona. Poczuł się winny. Poczuł się tak, jakby to przez niego działa się jej taka potworna krzywda i skrzywił się nieco.
Dziewczyna jęknęła cicho i spojrzała na niego przepraszająco, kiedy uświadomiła sobie, że powinna siedzieć ubrana, jak matrioszka.
- Poproszę rum - uchwycił się natychmiast błahego tematu i z ogromnym trudem oderwał wzrok od blizn. Przeleciał spojrzeniem przez pokój setny raz, ale powrócił do dziewczyny szybciej, niż się tego spodziewał. - Aleksandro, skąd pochodzisz? - zapyta,ł by nie dać się ponieść kolejnej fali rozgoryczenia z powodu jej cierpień.
Po chwili na stole pojawił się rum, a ona nalała im obojgu dość sporo. Nie chciała bynajmniej go upić, tylko dłonie jej zadrżały, kiedy usłyszała pytanie.
- Jestem z Rosji, kraju śniegu i wódki - tutaj nie powstrzymała się przed krzywym uśmiechem.
Sięgnęła po rękawiczki by je z powrotem zacząć wkładać. Wyłapała jego spojrzenie i nie chciała mu sprawiać obrzydzenia, czy robić jakiejkolwiek przykrości swoją osobą. Chłopak przechylił się przez stolik i złapał ją za ręce. Delikatnie wyciągnął z nich rękawiczki i położył na stoliku, z przepraszającym uśmiechem.
- Zostaw - powiedział i zamknął jej dłonie w swoich, patrząc jej w oczy i prosząc spojrzeniem o wybaczenie.- Nie chowaj dłoni, proszę. Nie przeszkadza mi to.
Zauważył, że wystraszyła się w chwili, kiedy tak nagle się do niej przechylił i spoglądała na niego ze zdziwieniem. Pogłaskał ją więc delikatnie po bliźnie i cofnął ręce, powracając do pozycji sprzed chwili. Oparł się wygodniej, ujął w dłonie herbatę, zaciągając się jej zapachem.
- Trochę ci się przelało - uśmiechnął się, ale upił łyk ciepłego napoju.
Po chwili mógł rozkoszować się przenikliwym ciepłem, jakie rozeszło się po wnętrzu jego, jak się teraz mógł przekonać, niesamowicie zmarzniętego ciała.
- Wiesz, nie wszystkim się robi miło, dlatego raczej nie rozstaję się z ochraniaczami - powiedziała cicho Aleksandra. Zdawało się, że już nie raz musiała widzieć obrzydzenie w spojrzeniu innych.
Nie ruszyła swojej herbaty, ponieważ było jej dziwnie i nieswojo. Skuliła nogi pod siebie i oparła się wygodnie na podłokietniku. Max zrozumiał, jak bardzo ją zranił, wpatrując się w blizny. Nie zrobił tego jednak specjalnie. Wzrok sam do nich powędrował. Westchnął ciężko i przyglądał się w milczeniu filiżance, obracając ją na spodku.
- Przepraszam - powiedział cicho.
- Nieważne - odparła i uśmiechnęła się odrobinę. - A ciebie skąd przywiało? - spytała, by tylko jakimś sposobem, nie myśleć o bliznach i o sobie.
- Ze środkowych Niemiec - odparł i odstawił filiżankę, przyglądając się uważniej dziewczynie.
Coś się stało. Coś zmieniło się w jej zachowaniu, a czego przyczyną było chyba jego zachowanie. Nie chciał, by czuła się źle przez niego, więc oparł się łokciami o stolik i wsparł na dłoniach brodę, patrząc na nią uparcie.
- Czemu nie pijesz? Jest zatruta? - postanowił spróbować rozładować napiętą atmosferę.
Zdecydowanie bardziej wolał poprzednie wcielenie Aleksandry. To z urwiska. Tę swobodną i wesołą kobietkę, która sprawiła, że na chwilę zapomniał o troskach.
- Nie, nie. Jakże bym śmiała truć swojego księcia z bajki.
Nie powiedziała tego zbyt radośnie. Wstała i przeniosła się na kanapę. Max śledził ją wzrokiem zaniepokojony. Aleksandra ułożyła się wygodnie i wpatrzyła w niego z łagodniejszym niż przed chwilą wyrazem twarzy.
- Jakoś nie mam ochoty pić. Kiedy sobie uświadamiam, dlaczego mam te blizny, to żołądek podchodzi mi do gardła i odechciewa mi się żyć.
Po chwili, ściągnęła również z dłoni coś, co miała przyklejone do skóry. Skoro już być szczerym, to dlaczego nie do końca? Max był w tym momencie drugą osobą, która zobaczyła na jej ręce wypalony znak Zakonu Templariuszy, ale chyba bolał ją ten fakt mniej, niż owe blizny.
- Więc może teraz zamienimy się rolami? - zapytał i nie chcąc pozostawać tak daleko od dziewczyny przeniósł się z fotela na dywan przy kanapie. Usiadł, opierając się plecami o siedzenie i podciągnął kolana pod brodę. - Może teraz ty powiesz mi co cię dręczy? Ja również potrafię słuchać i czasami nawet uda mi się powiedzieć coś mądrego i budującego - odchylił głowę tak, by na nią spojrzeć i uśmiechnął się. - I nie przesadzaj z tym księciem, bo jestem gotów uwierzyć.
Wyprostował się ponownie i zapatrzył przed siebie. Dziewczyna poprawiła się, tak, że teraz nachylała się nad nim w dość dziwnej pozycji. Głowę zwiesiła tuż obok jego ucha, a jej opadające włosy przyjemnie łaskotały go po szyi. Przymknęła oczy i uśmiechnęła się.
- Po co mam ci opowiadać? Czyż nie powiedziałam ci wcześniej, że ja nie mam problemów? Jestem tu bezpieczna i tylko to się liczy. Mogą mnie, co najwyżej, zabić za to, co mam na ręce i nic więcej - mówiła powoli i chicho.
Max odchylił głowę lekko w bok, by móc przyjrzeć się twarzy dziewczyny. Już miał na końcu języka kolejne pytanie z serii 'Ale kto i za co?' ale zrezygnował i chwycił w dłonie ręce dziewczyny, którymi ta oplotła jego ramiona, by móc się przytulić i oprzeć. Miała wyjątkowo ciepłe dłonie. Zupełnie inaczej niż on. To, że herbata ogrzała go od środka, nie pomogło jednak jego dłoniom. Uśmiechnął się do niej i, nie wiedzieć czemu, cmoknął ją w policzek.
- Jesteś niezwykła, wiesz? - powiedział cicho. - Nie znam ludzi bez trosk. Nie wierzę też w to, że ty ich nie masz, ale skoro chcesz bym tak uważał... Niech tak będzie.
- Może i mam, ale nie przytłaczają mnie. Teraz jedynie mogę odczuwać wstyd i nie mam nikogo, kto byłby przy mnie - odparła szczerze i wlepiła w niego oczy.
W zasadzie nie przychodziło jej do głowy nic, co by mu mogła teraz jeszcze powiedzieć. Zamilkła, wpatrując się w każdy szczegół na jego gładkiej buzi i uśmiechała się pod nosem do siebie. Po całusie policzki nieco jej poróżowiały, jakby wypiła herbatę, ale twarz pozostała niezmienna.
Max przyjrzał się dziewczynie z miną znawcy sztuki, oceniającego obraz i uśmiechnął się promiennie.
- Z taką osobowością i z taką urodą... Nie wydaje mi się, by stan samotności był dla szanownej pani bardzo długo dostępnym. A jako znany w świecie wróżbita oznajmiam, iż przyjaźń czai się tuż za zakrętem, a miłość przyjdzie kiedyś sama - roześmiał się i pogłaskał Aleksandrę po dłoniach, składając na każdej z nich delikatny pocałunek.
- Nie szukam miłości - powiedziała szybko i powróciła do normalnej pozycji, pozostawiając Maxa bez jej ciepłych objęć. - A co do przyjaźni, mam od tego Logana.
- Mhm... - mruknął cicho, bo dźwięk tego nazwiska nie podziałał na niego najlepiej.
Poczuł nagle, jak rozpalona żywym ogniem strzała przeszywa go na wylot i aż skulił się przez chwilę, zaciskając zęby, by nie jęknąć. Jak długo jeszcze będzie tak reagował? Cholera. Przecież to nie powinno tak być. Nie może przez resztę życia reagować tak intensywnie na samo wspomnienie Christiana lub Logana.
- Może jednak napijesz się herbaty? - zapytał, podnosząc się z dywanu i podchodząc do stolika.
- Skoro nalegasz... - odparła z westchnięciem i spojrzała za nim.
Zwinęła się w pozycję siedzącą i czekała, aż jej poda filiżankę. Nie wiedziała czemu nagle ją tak bardzo coś dobiło. Miała ściśnięte gardło i zachciało jej się płakać. Może ta herbata coś pomoże. "Ogarnij się dziewczyno!". I jeszcze ten tępy pulsujący ból głowy, który miała w nocy, i który z każdym dniem się nasilał.
- Nie nalegam. Nigdy nie nalegam, pamiętaj. Pomyślałem tylko, że dobrze ci zrobi łyk ciepłej...
Podszedł z filiżankami do kanapy i stanął nad dziewczyną, przyglądając się jej uważnie. Nie wyglądała zbyt dobrze. Mało powiedziane! Wyglądała, jakby coś jej się stało. Coś, co spowodowało, iż ból wymalował się na jej twarzy tak intensywnie, że chyba tylko zapatrzony w siebie idiota nie zauważyłby tego. Zamiast podać dziewczynie herbatę uklęknął przed nią i odstawił filiżanki na podłogą. Jego ręce spoczęły na jej kolanach, a wzrok zatonął w jej oczach, szukając odpowiedzi na nie zadane jeszcze pytanie.
- Co się stało? - wyszeptał cicho.
- Nic mi nie jest, to akurat taka pora. Czasami się czymś zajmę, a czasami po prostu... Jutro będzie lepiej, a ty się nie powinieneś martwić. Mówiłam ci, że mało o mnie wiesz - uśmiechnęła się, kładąc dłonie na jego dłoniach i pogłaskała je jak świąteczną serwetę.
- Taka pora? - zdziwił się, ale postanowił nie zadawać pytań, których ona najwyraźniej sobie nie życzyła. - To jak? Herbatka?
Zapytał z uśmiechem, który przyszedł mu z niemałym trudem, ale jednak przyszedł, i podał Aleksie filiżankę. Sam pozostał jednak na podłodze, na klęczkach, wpatrzony w dziewczynę jak w obrazek i obserwujący każdy jej ruch. Była dla niego taką zagadką. Tylko czemu się dziwić? Przecież widzieli się dzisiaj pierwszy raz w życiu. Uśmiechał się, kiedy wzięła od niego filiżankę i napiła się łyków. Niestety, nie poprawiło jej to humoru. Spojrzała na chłopaka przepraszająco.
- Nie chce cię wyganiać, ale lepiej będzie jak pójdziesz - odezwała się nagle. - Możemy się jutro zobaczyć.
Max zerwał się na równe nogi, jakby nagle ktoś przyłapał go na jakiejś zakazanej rzeczy. Otrzepał kolana i uśmiechnął się do dziewczyny pełen poczucia winy i wstydu. Wszystko zrobił tak szybko, że nawet nie zauważył jej wyciągniętej do niego dłoni.
- Przepraszam - wyszeptał.
Porwał z podłogi filiżankę z niedopitą herbatą i odstawił ją na stolik. Dopiero przy drzwiach odwrócił się w stronę gospodyni i zastanowił przez chwilę nad tym, co ma powiedzieć. Prawie minute stał z ręką na klamce i otwartą buzią, ale w końcu głos powrócił do jego krtani.
- Dziękuję za herbatę. Za towarzystwo. Za czas jaki zmarnowałaś dla mnie - uśmiechnął się smutno i otworzył drzwi. - Jeśli będziesz miała chęć na spotkanie, to ja nie mam nic przeciw.
Nie poczekał jednak na odpowiedź tylko zniknął za zamykającymi się drzwiami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz