wtorek, 9 sierpnia 2011

Aiden 1.

    Zapadał zmrok. Czerwone promienie zachodzącego słońca tworzyły niezwykle czarowne iluminacje w ulicznych kałużach, jakie pozostały po całodniowej ulewie. Z rynien kapała woda, obok trotuarów pędziły rwące rzeki deszczówki a świat po deszczu zdawał się być ożywiony, przepełniony kolorami i niesamowicie czysty.     Ludzie wracający z pracy zaglądali do kafejek i sklepów, szukając czegoś ciekawego lub idąc na spotkanie ze znajomymi. Dzieci wsiadały z powrotem na swoje rowery, by brudzić ubrania i uciekać przed zdenerwowanymi rodzicami a rodzice przybierali groźne miny gdy tłumaczyli ile zachodu potrzeba by doprowadzić je do czystości.
    Między nimi był jeszcze ktoś, komu daleko było do radości. Bo czy można być szczęśliwym i cieszyć się życiem, kiedy jest się umarłym? Kiedy woda nie może sprawić najmniejszego dyskomfortu podczas spaceru w deszczu? Kiedy nie przeszkadza ci, że całe ciało jest mokre, a biała, całkiem nowa koszula lepi się do niego niczym zachłanny wąż?
     Milczący, pełen powagi i opanowania, z nienagannie ułożonymi włosami i rewolwerem w dłoni, Cyprian pojawił się na ulicy jak co wieczór. Sunął ulicami miasta, wyszukując tych, którzy łamali ogólnie obowiązujące prawa.
     Tyle, że Aiden nie miał bladego pojęcia o obecności kogoś takiego. Ba, on nawet nie wiedziałem, że Cyprian w ogóle istnieje.
     Chłopak podążał właśnie, całkiem nieświadomie, dokładnie w kierunku nieznajomego. Wyglądając niczym zmora nocna, myśląc o swoich niesamowitych snach, szedł zamyślony i milczący. Jego czarne włosy i strój w bardzo zbliżonym odcieniu, nie były mokre. Burzę przeczekały bowiem wraz ze swoim właścicielem w domu. Jednakże, kiedy tylko spadła ostatnia kropla deszczu i zza chmur wychyliło się nieśmiałe słońce, zebrał on swoje przybory do rysowania i blok i wybiegł z domu na tyle szybko, by nikt nie miał szans go zatrzymać. Siedząc w czterech ścianach nie potrafił tworzyć. Nie tak, jak robił to poza smutnymi murami mieszkania. A na jego ukochanym balkonie, mama przesadzała kwiaty i marudziła, że nikt poza nią nie chce się nimi zajmować.    Kroki chłopaka odbijały się echem od ścian budynków, pomiędzy którymi przemykał teraz w stronę parku. Niestety, nie był przygotowany na to, co miało go za chwilę spotkać. Wyskoczył zza rogu nagle, nie rozglądając się i nie sprawdzając czy przypadkiem nie wpadnie na kogoś.
    I to był błąd. Kartki notatnika posypały się na mokry chodnik, ołówki poturlały do kałuży a węgiel rozsypał się na drobne kawałeczki, kiedy drobne, jak na szesnastolatka ciało, Aidena zderzyło się z marmurową posturą mężczyzny. Mężczyzny, który najwyraźniej nie miał dnia do ratowania niezgrabnych chłopców a to, co błysnęło w jego dłoni nie było paczką cukierków dla napotkanych sierot. Chłopak odbił się od Cypriana oszołomiony i klapnął prosto w kałużę, przez którą właśnie przechodził.
    - Bóg dał ci oczy po to byś patrzył, rozum byś myślał, a ciało byś je pielęgnował, a nie narażał na niebezpieczeństwa.
    Mężczyzna wycedził słowa przez zęby dość cicho i spojrzał na Adiena z góry.
    Oczywiście nie zrobiło na nim większego wrażenia zderzenie ze chłopakiem. Był sporo starszy, zbudowany dość atletycznie i drobna, niewysoka osoba, nie spowodowała nawet jego zachwiania się. Westchnął ciężko i oblizał usta, co nie przypadło Aidenowi do gustu, zwłaszcza, że leżał teraz u jego stóp, niczym łazienkowy dywanik.
    - Nikt mi niczego nie dawał. Jeśli coś mam to sam o to ... - Zamilkł.    Wokoło rozległo się szczęknięcie broni, a nieznajomy facet wyciągnął w jego stronę dłoń, pochylając się nieznacznie. Przez głowę chłopca przemknęła błyskawicznie myśl : "Zginę!". Nie znał się. Nie wiedział, czy broń właśnie odbezpieczono czy zabezpieczono. Wiedział jedynie, że oznacza to niebezpieczeństwo. Nie pomogła mu też dłoń, wyciągnięta w jego stronę. Być może  ruch ten był niezbyt szybki i nie nerwowy, jednak  zmysły chłopaka pracowały zupełnie inaczej niż powinny. Zląkł się tego gestu i odruchowo odchylił w tył, wspierając dłońmi na mokrych kaflach chodnika. Jego czekoladowe oczy otworzyły się szeroko a płuca nie dostały kolejnej porcji tlenu gdyż z wrażenia zapomniał o oddychaniu. Czuł jak wszystkie mięśnie napinają mu się w oczekiwaniu na nieszczęście, które za chwilę nastąpi.
    - Chce ci pomóc wstać, nie musisz na mnie reagować, jak na zło wcielone - burknął mężczyzna, krzywiąc się z niezadowoleniem.
    W jego głos wkradła się pretensja do całej niesprawiedliwości na świecie, która być może uważała go za potwora i mściwego mordercę. Przechylił głowę lekko w bok, a jego spojrzenie wyrażało oczekiwanie. Brew, która podjechała do góry skryła się za warstwą dosychających, niemal białych włosów, a usta wygięły się lekko w zachęcającym uśmiechu.
    Aiden bez słowa chwycił dłoń mężczyzny i wstał z kamieni. Jego umysł powrócił do świadomości. Poczuł chłód ręki nieznajomego i zobaczył, że jego skóra jest niesamowicie blada i nieskazitelnie gładka. Serce chłopaka wskoczyło już na właściwe miejsce więc zaczął dostrzegać niestosowność swojego zachowania.
    Przecież prawda była taka, że to on wypadł zza rogu niespodziewanie i wtargnął w drogę temu mężczyźnie. Więc facet nie zagrażał mu bezpośrednio. Dlaczego więc Aiden czuł przed nim aż taki respekt i lęk? Wymamrotał jakieś niewyraźne i niemal niesłyszalne podziękowania i pochylił się nad swoimi porozrzucanymi rzeczami. Mruczał teraz obelgi w stronę deszczu, który miał na tyle bezczelności by zalać ulice i spowodować takie zniszczenia w jego rysunkach. Kartki ociekały wodą i błotem, szkice rozmazały się i widać było jedynie fragmenty obrazków otoczone rozmytymi kreskami tła.    Większość kartek spływała teraz rynsztokiem w dół uliczki, inne beztrosko pływały w kałużach. Jedna z prac podpłynęła pod nogi nieznajomego a ten nie mógł odmówić sobie dokładniejszego spojrzenia na dzieło. Podniósł ociekający brudną wodą papier i przyjrzał mu się uważnie.
    - Artysta? - zapytał, spoglądając na chłopaka pytająco, kiedy ten stanął przed nim z wyciągnięta ręką.
    - Nie nazwałbym siebie tak. - Czarnowłosy wzruszył ramionami lekceważąco. - Mogę?
    To było jego. Tylko jego i nikomu nigdy nie pokazał ani jednej pracy. A teraz ten nieznajomy, dziwnie spokojny facet, przygląda się szkicowi, nie zapytawszy nawet o pozwolenie. Co z tego, że reszta właśnie się rozpływała lub płynęła w dal? Teraz ważny był właśnie ten szkic, który był rozdziewiczany nieskrępowanym spojrzeniem obcego.
    - Podoba mi się, może kiedyś coś z ciebie będzie. - Cyprian podniósł spojrzenie znad kartki, które w ułamku sekundy zmieniło się w spojrzenie znów pytające. Był zapatrzony w obrazek i przez chwilę zdawał się nie mieć pojęcia o co go proszono. Po chwili jednak zreflektował się i podał  kartkę właścicielowi. Dorzucił do tego niezwykle uroczy, przepraszający uśmiech i wyciągnął broń. - Nie bój się, nie zabijam niewinnych, ale jeśli mogę coś ci doradzić to powiem, że lepiej nie kręcić się w nocy w tych okolicach. Świat nie chciałby stracić kogoś tak utalentowanego, a już z pewnością nie z rąk rozszalałego z głodu wampira. Nie sądzisz...
    Nie dokończył zdania gdyż chłopak wpadł mu w słowa z lekką irytacją.
    - Nie jestem dzieckiem. Mieszkam tu od urodzenia i znam okolicę. Nie widziałem... em... pana tu nigdy wcześniej a chodzę tędy codziennie.    Aiden posłał mężczyźnie spojrzenie pełne pewności siebie. Nic to, że słowa, które usłyszał zbudziły w nim lęk. Nie okaże tego przecież komuś, kogo nie zna.
    - Powiedzmy, że grzeczne dzieciaki nie szwendają się w tej okolicy o takich porach, jak ja. Jestem tutaj wyjątkowo wcześnie, a ty musisz mieć cholerne szczęście, że jeszcze nic cię nie zeżarło.
    Ostatnie słowo Cyprian wypowiedział z nutą obrzydzenia, jakby nie wypadało mu mówić tak brzydko. Z każdą chwilą ten obcy dla nastolatka mężczyzna robił się coraz bardziej swobodny. Zdawało się, że nieznajomość chłopaka nie stanowi dla niego żadnej przeszkody. Rozmawiał z nim, jakby był przyjacielem rodziny i uśmiechał się uroczo. Przez chwilę młody miał wrażenie, że obcy przenika go swoim spojrzeniem.
    - Widocznie jestem nieapetyczny i zbyt chudy jak na posiłek dla jakiejkolwiek bestii - rzucił beztrosko Aiden, wzruszając ramionami i przyciskając do siebie swoje przemoczone kartki.
    Nie pozbierał ołówków bo nie widział w tym najmniejszego sensu. Ba, zapomniał nawet o tym, że stoi na środku ulicy, rozmawia z obcym facetem i jest przemoczony od pasa w dół po spotkaniu z kałużą. Przemoczenie nie było jednak tak bardzo szokujące jak sam fakt, że ten nieśmiały chłopak z kimś rozmawiał. I to z obcym. A może właśnie dlatego, że nie znał tego gościa, potrafił rozmawiać z nim aż tak swobodnie? Swobodnie jak na niego, oczywiście. A może sprawiło to podejście tego mężczyzny. Może to, że Cyprian traktował go niemal jak bardzo dobrego znajomego, spowodowało tę otwartość i ośmielenie.
    - Czy ja wiem... Mnie tam by to nie sprawiało przeszkód.
    Dotarły do chłopaka słowa mężczyzny zaprawione śmiechem. Złowieszczym i nieco szczekliwym. Aiden zwrócił uwagę na to, że obcy rozgląda się przezornie po ulicy. Wyglądał jakby wsłuchiwał się w każdy najmniejszy dźwięk. Nastolatek przyglądał się mu przez chwilę z zaciekawieniem, zatrzymując się na jego niezwykłej barwy oczach. Były fioletowe, a dokładniej fioletowo - niebieskie.
    - Idziemy do parku? I tak nie ma tutaj co robić - spytał nieznajomy, machając chłopakowi przed nosem ręką i przyglądając mu się uważnie.
    Podniósł z ziemi ołówek i wręczył go właścicielowi ze śmiechem. Chłopak wyglądał bardzo zabawnie, stojąc tak przed nim i wlepiając w niego spojrzenie. Kiedy młody w końcu otrząsnął się z zadumy, wetknął podany mu ołówek za ucho i ruszył w stronę parku.
     - Tak, myślę, że wśród drzew będę lepiej smakował - mruknął dość zgryźliwie.
    Oczywiście mężczyzna ruszył razem z nim. Aiden nie miał najmniejszych nawet wątpliwości, że tak będzie. Zerkał co jakiś czas w stronę białowłosego i uśmiechał się sam do siebie idąc w milczeniu. Co on sobie wyobrażał? Że dojdą do jednej z uroczych alejek i nagle facet, który ma za paskiem broń i, jak mu się zdawało, okazał się właśnie wampirem, wyciągnie zza pazuchy bukiet kwiatów i przeprosi? Żenada. Drzewa kusiły nastolatka zawsze swoim cieniem i urokiem a teraz stały się końcowym przystankiem jego marnego życia.
    Ciszę przerwał łagodny głos mężczyzny.
    - Nie myśl za dużo, to wcale nie pomaga kiedy obca osoba zaprasza cię na przechadzkę po parku. Zwłaszcza jeśli jest to dorosły facet, a ty jesteś nastolatkiem - mruczał pod nosem na tyle głośno by chłopak mógł go zrozumieć.
    Aiden nie mógł powiedzieć by te słowa napełniły go spokojem. Wręcz przeciwnie. Jego dotychczasowa pewność siebie, znikała pomału, zastępowana narastającym strachem. Nie chciał jednak uciekać. Nie chciał wyjść na tchórza. Poza tym, jakaś jego cząstka buntowała się przed oddaleniem się od tego gościa. Było w nim coś, co przerażało ale i coś, co przyciągało do niego z niesłychaną siłą.
    Doszli do parku i zajęli bez zastanowienia, jedną z mokrych po deszczy ławek. To, że była mokra nie miało większego znaczenia ani dla chłopaka ani dla nieznajomego. Obaj byli i tak mokrzy. Aiden klapnął ciężko na deskach, siadając tak, by doskonale  widzieć towarzysza. Jego wzrok prześlizgiwał się łagodnie po sylwetce mężczyzny. Z rozkoszą smakował odblaski księżyca i nocnych lamp w jego niesłychanie białych włosach.
    - Wiesz co? - powiedział po chwili. - Gdybym myślał, obawiam się, że już dawno byłbym sto kilometrów stąd a nie siedział obok gościa, którego nie znam, a który sprawia wrażenie jakby znał to miasto na wylot.
    I wtedy chłopak stwierdził, że nie czuje już strachu. Wiedział, że to dziwne ale po prostu cały strach i niepokój nagle zniknęły. Był dziwnie pewny, że nie grozi mu nic złego. Może nawet zbyt pewny?
    - Cóż, zawsze mógłbyś wykalkulować, że nie uciekniesz nawet pięciu metrów, ale to głębsze gdybania, na które raczej nie starczyłoby ci czasu. Poza tym... Ładny widok na fontannę tutaj jest, gdyby nie ci, którzy ostatnio urządzali sobie walki przy niej to może by wyglądała przyzwoicie - mruknął Cyprian i zarzucił w stronę nastolatka szelmowskim uśmiechem.
   U kobiety pewnie wywołałby on rumieńce zażenowania lub wstydu, albo gwałtowną chęć zapadnięcia się pod ziemię, a u Aidena? Cóż, chyba nawet on sam nie zdawał sobie sprawy z tego, że potrafi zareagować tak a nie inaczej. Przez ułamek sekundy zaparło mu dech w piersiach a oczy zaszły mgłą, która przesłoniła cały otaczający świat, poza tym uroczym uśmiechem, na który padł właśnie wzrok chłopaka. Ręce mu zadrżały a serce zdawało się stanąć w miejscu.
     - Czy... Czy ja mógłbym...- zająknął się nie mogąc zdobyć się na sformułowanie pytania, jakie cisnęło mu się na usta. Jego spłoszone spojrzenie uciekło z twarzy mężczyzny i pobiegło w stronę fontanny szukając tam ukojenia i schronienia. - Jakiej walki? - zdawał się chwytać neutralnego tematu, byle tylko ratować się przed tym, co zdarzyło się przed chwilą.
    - Czy mógłbyś, co? - spytał Cyprian trochę może niegrzecznie, uśmiechając się jeszcze szerzej, z satysfakcją. Zerknął na fontannę i cmoknął nieco zniecierpliwiony. - Kilku łowców tłukło się z nowo narodzonym wampirem. Wiesz takie bydlęcia to przez jakiś czas oszalałe z pragnienia, nierozumne istoty. Lubię patrzeć, jak walczą. Lubię im wytykać błędy.
    - Napawasz się widokiem...
    Tym razem to nie nieśmiałość spowodowała iż zdanie wypowiadane przez Aidena nie zostało dokończone. Śledził właśnie spojrzeniem mężczyznę, który przechodził tuż przed nimi. Wyglądał dziwnie. Jego ręka zdawała się być niewładna a lewa noga nie zginała się w kolanie. Kulejąc przechodził w żółwim tempie. Oczy miał utkwione gdzieś w przestrzeń i niewidzące. Był duchem. Duchem jakiegoś nieszczęśnika, który musiał zginąć niedaleko. Aiden wpatrzył się w niego intensywnie, zapominając, że zapewne mężczyzna siedzący obok nie ma zielonego pojęcia co go tak zaaferowało, że odleciał myślami.
    - Zobaczyłeś ducha? - spytał Cyprian ze śmiechem, zupełnie nieświadomy jak bliski jest prawdy. - Powinieneś iść do domu. Robi się późno, a ja mam okolice do obejrzenia. - dodał wzdychając ciężko i wstał z ławki, stając przed chłopakiem z wyciągniętą ręką. - Tak w zasadzie, jestem Cyprian. Gdyby, kiedyś, wiesz, Cię to interesowało.
    Aiden pokręcił przecząco głową. Przywykł do tego, że widzi zabłąkane dusze i przywykł do zaprzeczania temu. Ludzie dziwnie reagowali, kiedy o tym mówił. Dlatego właśnie uciekał w szkice. Tam mógł umieścić to co widział i nikt nie zadawał niepotrzebnych pytań. Tam tez umieszczał często to, co te nieszczęsne dusze chciały mu przekazać.
    Zerwał się nagle z ławki jak poparzony i uścisnął w pośpiechu zimną dłoń mężczyzny.
    - Aiden. Miło mi. Myślę, że może kiedyś, gdzieś... Nieważne zresztą. Dobranoc.
    Odwrócił się na pięcie i puścił biegiem w stronę domu. Byle dalej. Byle szybciej. Byle tylko móc schować się pod kołdrę i uspokoić. Nie po spotkaniu z prawdopodobnym wampirem. Nie, nie. Musiał uspokoić dusze po spotkaniu z tym nieszczęsnym mężczyzną zza światów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz