piątek, 12 sierpnia 2011

Młot

Niewielki przerywnik w wampirzej opowieści. Ten tekst napisał znajomy i zadedykował go mnie. Nie mam pojęcia dlaczego właśnie taki i dlaczego dla mnie. Może dlatego, że męczyłam go od kilku dni by znów pisał? Niemniej jest mi bardzo miło iż opowiadanie powstało dla mnie. Zainspirowane przez piosenkę. Jaką? Nie wiem, nie pytałam. Miłego czytania :)

Wokół unosił się jeszcze dym, a z murów domu, murów które były niegdyś symbolem spokoju i bezpieczeństwa, został tylko symbol klęski. Gruzy, poczerniałe od ognia ruiny i wypalona ziemia wciąż parząca jeszcze w stopy. A ona tam była, wszystko widziała i nic nie mogła zrobić. Jej poczerwieniałe od łez oczy wodziły po zgliszczach. Na chwilę zatrzymały się na czymś, co mogło kiedyś być meblem, ale równie dobrze ciałem... Ta druga myśl sprawiła, że natychmiast przycisnęła twarz do chłodu pancerza brodatego starca, który tulił ją w pocieszającym geście. Tak stary a wciąż tak potężny. W jego smutnych, niebieskich oczach kryła się mądrość, ale też iskra gniewu, ledwie widoczna iskra. Jego pomarszczona twarz zaś pełna była współczucia, które wcale jej nie odrzucało, czuła się bezpiecznie póki mogła poczuć ten kojący chłód. Chłód, który powoli zamieniał się w ciepło pod wpływem jej wręcz kurczowego uścisku. Po jej brudnych od sadzy policzkach płynęły łzy, kreśląc na jej jasnej skórze ciemne smugi. Sękata i szorstka dłoń starca gładziła jej zmierzwione i nadpalone włosy. Nie odzywała się, nie odezwała się ani razu od czasu gdy ją znaleźli. Nie musiała jednak nic mówić, niepotrzebne były słowa. Jej ojciec... Kazał jej uciekać, ale ona wróciła, wróciła kiedy było już po wszystkim, kiedy wszędzie był ogień. Tylko po to by mogła zobaczyć to wszystko, to wszystko czego jej oczy nigdy nie powinny były oglądać...
- Twój ojciec zginął, abyś ty mogła żyć... Ta kraina stoi na grobach tych, którzy o nią walczyli. Gdyby nie one, dawno zapadłaby się w pyle i zapomnieniu – mówił spokojnie, dosyć bezbarwnie. Odpowiedział mu tylko szloch. Była już dorosła, ale przy nim wyglądała jak dziecko, taka drobna, bezbronna, krucha... A on czuł to wszystko co powinien czuć każdy wobec takiej bezradności. Chęć obrony, pomocy, powiedzenia, że wszystko będzie dobrze nawet jeśli to nieprawda. A to nigdy nie jest prawda, bo zawsze coś jest źle, coś jest nie tak. Przez dłuższą chwilę tkwiła tak wtulona, znacząc lekko już zaśniedziały pancerz swoimi łzami, potem i krwią z rozciętego policzka. Jemu jednak to nie przeszkadzało, ani trochę. Wytrze zbroję, aby naznaczyć ją krwią tych, którzy dopuścili się tej okrutnej zbrodni lub też własną jeśli taka będzie wola bogów. Dziewczyna w końcu nieśmiało uniosła wzrok i spojrzała na niego. Odpowiedział jej spojrzeniem. Pozostawał niewzruszony choć widok jej niebieskich, zalanych łzami oczu zdawał się rozdzierać mu serce.
- I co teraz? - zapytała niemalże bezgłośnie drżącymi, jakby z zimna, wargami chociaż wciąż czuła gorąco. Gorąco, które już nigdy nie będzie jej przypominać o cieple i bezpieczeństwie domowego zacisza. Za to chłód zbroi, dotyk rękojeści ściskanej w palcach, zasłona tarczy... One będą jej schronieniem.
- Już po wszystkim... - odpowiedział jej swym niskim, ciepłym głosem – Nie martw się, dziecko, nic już się nie bój – uśmiechnął się do niej pocieszająco, jak dobry dziadek. Ten który zawsze powie dobre słowo, słowo, któremu można dać wiarę i w które nie można zwątpić – Zabijemy ich wszystkich, co do jednego – uśmiechnął się nieco szerzej, gładząc jej włosy sękatą dłonią. Skóra jego dłoni naprawdę przypominała korę a stawy jego palców sęki, ale jego dotyk był tak kojący. Dziewczyna uśmiechnęła się na jego słowa, poprzez łzy, które wciąż płynęły, a następnie przytuliła się do niego mocno. Przez stal pancerza słyszała jak biło jego stare już, lecz wciąż mocne serce. Jak młot. 




Ponóry Rzniwiaż.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz