Było zimno, a ja nie miałam
zamiaru marznąć. Mało tego, nie miałam też ochoty na siedzenie w swoim pustym
mieszkaniu. Nieważne, że gdzieś tam, za jednymi z drzwi, był Marcel i
zapewne Angel. Obaj bardzo szybko zaczęli traktować mnie jak młodszą siostrę.
To było miłe. Tylko, że ja nie potrzebowałam teraz nadopiekuńczych braci,
którzy nie pozwalają mi na popełnianie błędów. Nie, nie!
Zdecydowanie musiałam wyjść.
Jednak nie ciągnęło mnie do żadnego publicznego miejsca. Chciałam ciszy,
zapomnienia, spokoju. Wybrałam salon dzienny w szkole. Zawsze pusty. A już od
czasu mody na osadę... Wręcz opustoszały.
Zawinięta w wełniany szal, weszłam
do pomieszczenia dość szybkim krokiem. Podeszłam do kominka i... I tak samo
szybko się zatrzymałam, kiedy kątem oka dojrzałam ogromnego kota. Kota na
kanapie! I z miseczką!? Oszalałam? Oszalałam od nadmiaru zmian w moim życiu.
Stałam i bez słowa patrzyłam na zwierzę, czekając aż mój omam zniknie.
Ale nie. Kot nie zniknął.
Siedział, a właściwie leżał na kanapie i raczył się czymś z miseczki, która
stała między jego łapami. Ogień w kominku trzaskał wesoło a wielki kot leżał na
kanapie i machał swoim ogonem na prawo i lewo.
- Miau? - Rozległo się nagle w
salonie.
Aż podskoczyłam. Więc to nie moja
wyobraźnia!
Kocię, tak ogromne w swojej postaci
i bardzo czujne, uniosło łeb i spojrzało na mnie swoimi czekoladowymi ślepiami.
Jego ogon poruszył się nieco szybciej i wydało mi się, że bardziej wojowniczo.
Przypomniałam sobie, że już kiedyś byłam w bardzo podobnej sytuacji. Tylko
tamten kot był... Chyba inny.
Ostrożnie i bardzo wolno zaczęłam
cofać się w stronę kominka. Moja ręka zacisnęła się kurczowo na szalu.
- Dobry kotek. Spokojnie - powiedziałam
tak słodko, jakbym mówiła do dziecka. - Nie mam ochoty na twoje jedzenie. Nie
mam też ochoty stać się dla ciebie deserem. - Zatrzymałam się plecami na jednej
ze ścianek kominka. - Może jednak się dogadamy, co?
Kot najwyraźniej zdawał się nie
przejmować moimi słowami. Niespiesznie oblizał łapę i przejechał nią po pysku,
co wyglądało wręcz groteskowo, lecz strasznie upodobniło go do zwykłego kota
domowego. Dodało mu ciepła i łagodności. Jego oczy wyraźnie mówiły "chodź
do mnie", a mruczenie było z każdą chwilą głośniejsze.
Ten jeden, prosty gest wlał w moją
duszę tyle ciepła, że poczułam jak robi mi się gorąco. A może to bliskość
kominka? Niemniej jednak na mojej twarzy wymalował się delikatny uśmiech a dłoń
ściskająca szal opuściła go i wyciągnęła się w stronę zwierzęcia.
- Ej, nie jesteś chyba aż taki zły
- mówiąc cicho i spokojnie, podeszłam do kanapy. - Żaden groźny kot nie dbałby
tak o czystość, kiedy w jego zasięgu jest świeże mięsko.
Kiedy tylko znalazłam się na tyle
blisko by móc go dotknąć, przykucnęłam i z powalająco słodkim uśmiechem,
wsunęłam palce w jego sierść.
- I żaden groźny kot nie ma tak
pięknych oczu.
Mruknęłam i przejechałam wolno po
łbie zwierzęcia. Uśmiechałam się coraz śmielej a moje spojrzenie nie było w
stanie oderwać się od brązu tych niesłychanie lśniących ślepi.
- Ty musisz być jednym z pupili
dyrekcji. Czyżby wypuściła cię z zagrody przed wyjazdem? Śliczny jesteś.
Mówiłam spokojnie a w moim sercu
rodziła się coraz silniejsza chęć, by przytulić twarz do tego silnego
stworzenia. By poddać się chęci poczucia bliskości.
Kot wyciągnął w moją stronę łeb i
otarł się lubieżnie o moją dłoń, po czym oblizał ją swoim szorstkim językiem.
Wstrzymałam oddech. Nie miałam pewności o co mu chodzi. Nie czytałam przecież w
jego myślach.
Ten natomiast wywrócił się na bok,
jakby chciał zrobić mi miejsce przy sobie i ponownie zamruczał uroczo.
Zaśmiałam się cicho. Był słodki. Sprawiał wrażenie, że mój dotyk bardzo mu się
podoba. Z ochotą skorzystałam z miejsca jakie dla mnie wygospodarował. Siadłam
na skraju kanapy i ponownie wsunęłam palce w jego sierść. Bała taka miła i
delikatna. Zupełnie inaczej sobie wyobrażałam sierść pumy.
- Zdaje się, że pieszczoch z ciebie.
Powiedziałam rozbawiona i, nie
mogąc już dłużej panować nad potrzebą utulenia, przylgnęłam do jego grzbietu.
Czułam się jakbym tuliła ogromnego, pluszowego misia. Jakbym znów miała trzy lata i dostała na urodziny upragnionego pluszaka. Przez chwile czułam się szczęśliwa. Przymknęłam oczy i wsłuchałam się w oddech zwierzęcia oraz w jego, szalejące w piersi, serce.
Nie trwało to jednak długo. Kociak
nagle wywinął się spod moich objęć. Jego ruchy były bardzo szybkie, zwinne i
zdecydowane. Miseczka z trzaskiem spadła na ziemie, a ja ległam na kanapie.
Przeraziłam się. Przecież to był
jednak dziki kot. Nawet nie wiem jak i kiedy, moje plecy spoczęły na kanapie, a
ja zobaczyłam tuż nad sobą, błyszczące czekoladowym blaskiem, oczy zwierzęcia.
Przez moją głowę przelatywały
rożne myśli. Jedne mniej, a drugie o wiele bardziej straszne i makabryczne.
Zapomniałam o oddechu. Wpatrzyłam się w kota i błagałam w myślach o litość.
I wtedy stało się coś, czego
spodziewałam się najmniej. Kot położył łeb na moich piersiach i zlizał z mojej
twarzy cześć makijażu wraz ze strachem.
Choć chwile temu wystraszyłam się
jego reakcji, choć było mi przez chwile żal, kiedy się ode mnie odsunął, choć
przez ułamek sekundy poczułam się opuszczona... Wszystko to minęło. Kiedy jego
łeb spoczął na mojej piersi, uśmiechnęłam się czułe i położyłam dłoń na jego
pysku. Przez chwile pomyślałam, że jeśli ktoś teraz wejdzie, pomyśli, iż
właśnie stałam się kolacją tego uroczego kociaka i rozbawiło mnie to. Zaśmiałam
się głośno, przymykając oczy.
- I nie jestem pupilem dyrekcji.
W ułamku sekundy sytuacja zmieniła
się diametralnie. Poczułam na swoich wargach już nie koci język, a delikatne
usta chłopaka. Tak jak wcześniej leżał na mnie kot, tak teraz ujrzałam
czekoladowe oczy, ogromnego w swej posturze, chłopaka. Uśmiechał się chociaż po
jego twarzy błąkał się dziwny wyraz dzikości. To był szok. Jego przemiana
przebiegła tak szybko, że jedyną moją reakcją było odrętwienie.
Nie byłam w stanie oddać mu
pocałunku. Przez chwile, z przerażeniem oderwałam dłonie od jego ciała. Zniknął
mój kociak, dający mi poczucie bezpieczeństwa.
Pocałunek skutecznie zamknął mi
usta, ale moje oczy otworzyły się szeroko, a po salonie poniósł się
przytłumiony krzyk.
- Przecież cie nie zjem - mruknął
chłopak i przytulił się do mnie, wsuwając nos w zagłębienie na mojej szyi.
- Nie możesz tak straszyć ludzi -
wyszeptałam.
Był taki ciepły i taki... Smutny?
Może się śmiał. Może bawiła go moja reakcja ale jednak w jego głosie była nutka
smutku. Objęłam go za szyję i przytuliłam twarz do jego głowy. Był tak blisko.
Już nie jako kot ale i tak dawał mi bezgraniczne poczucie bezpieczeństwa.
- Stało się coś? - Nagle obudziła
się we mnie troska.
- Nie, dlaczego? Ja lubię robić
niespodzianki... - westchnął w mą szyję ciepłym oddechem i pocałował to miejsce
delikatnie. - Zawsze się tak martwisz o wszystkich? - spytał niemal szeptem i
podniósł głowę.
Znów widziałam te cudne oczy.
Nadal się uśmiechał.
- Przeważnie. Taka już moja
natura.
Uśmiechnęłam się nieco
zawstydzona.
Moje oczy biegały po jego twarzy.
Co chwilę powstrzymywałam się od oddechu. Dlaczego? Sama nie wiedziałam. By nie
mącić tej czarownej chwili? By nie pozwolić dać się zniewolić jego zapachowi?
Miałam ochotę wyszeptać by się nie ruszał. By nie wprawiał pocałunkami mego ciała w drżenie. By nie patrzył na mnie w sposób, w jaki to robił. Dobrze, że nie stałam. Teraz, kiedy te jego czekoladowe ślepka tak na mnie patrzyły... Gdybym stała, nogi ugięłyby się pode mną. Było w nim coś, co sprawiało, że chciałam wtulić się w jego objęcia i pozostać tam na zawsze.
Przymknęłam oczy i zaciągnęłam się
zapachem naszych ciał. Moje konwalie i jego... kokos? Mieszanka, która sprawiła
iż zakręciło mi się w głowie.
- Lubię być podziwiany - wyszeptał.
Nie ruszył się. Chociaż...
Poczułam nagle, jak jego dłoń powędrowała na moje udo i przylgnęła do niego
ściśle, sunąc powoli ku górze.
Zacisnęłam powieki z cichym
jęknięciem i niemal nie rozcięłam sobie wargi, gdy przygryzłam ją zębami. Moje
palce odruchowo zacisnęły się na jego silnych ramionach. Boże, co ten chłopak
ze mną robił... Dlaczego nagle poczułam się tak bardzo kobieca? Dlaczego
tylko jedno jego spojrzenie, jeden dotyk wystarczały bym topniała? Byłam jednym
wielkim kłębkiem zmysłów.
- Nie kalecz tych pięknych ust - mruknął.
Przysunął swoje usta do moich warg
i rozchylił jej swoim językiem badawczo. Zlizał z nich odrobinę
krwi po czym wdarł się we wnętrze, zaborczo mnie całując. Dłoń chłopaka była
niecierpliwa, a palce wsunęły się pod skrawek mojej bielizny.
W pokoju rozległ się dźwięk
rwanego materiału, a wraz z nim, poniósł się też mój stłumiony jęk. Ból?
Strach? Nie, raczej rozkosz, jaka rozlała się falą po moim ciele. To ona
spowodowała mój jęk, a moje, stęsknione bliskości ciało, wygięło się mimowolnie
w łuk, by być jeszcze bliżej jego ciepła. Usta kosztowały jego ust, a język, z
nieskrywaną namiętnością, poszukiwał jego języka, by tańczyć z nim w
rozkosznych muśnięciach.
Chłopak wsunął dłoń pod moje plecy
i podniósł omamione ciało razem ze sobą bym usiadła. Posadził mnie na swoich
kolanach okrakiem, tak, bym siedziała przodem do niego. Jednocześnie podwinął
materiał mojej sukienki i podziwiał moje nagie uda.
- Hej... Spójrz na mnie. - Ujął w
dłonie mą twarz i czekał aż na niego popatrzę.
Posłusznie otworzyłam oczy. Czy ja
w ogóle byłam w stanie patrzeć i widzieć? Położyłam dłonie na jego
ramionach i zatonęłam, niezbyt przytomnym, spojrzeniem w jego oczach.
- Tak? - zapytałam niezupełnie
zdając sobie sprawę z tego, że ten zachrypnięty głos należy do mnie.
Mógł teraz wszystko i z każdą chwilą coraz bardziej zdawał sobie z tego sprawę. Patrzył na moje nieprzytomne spojrzenie i uśmiechał się lekko.
Po chwili znów materiał został
rozerwany, powoli i tak, że nawet nie poczułam iż zostałam praktycznie naga na
jego kolanach. Błądził dłońmi po moim ciele, które przygarnął do siebie i
przytulał.
Jego podniecenie rosło, co mogłam
poczuć przez materiał jego spodni. Usta chłopaka wędrowały po mojej szyi i
niespiesznie zaczęły muskać moje wyprężone piersi.
- Błagam... – wyszeptałam, z
trudem łapiąc powietrze. - Proszę, przestań.
Prosiłam, by przestał, ale moje
ciało wręcz krzyczało o więcej. Moje uda odruchowo zacisnęły się na pasie
chłopaka, a dłonie zabłąkały się na jego plecy. Niemal nieświadomie, odchyliłam
się w tył, by było mu wygodniej sięgać do mojego ciała. Z moich ust, raz za
razem, wyrywały się westchnienia pełne rozkoszy.
- Jesteś śliczna - wyszeptał w mój
biust i zjechał dłońmi po moich plecach, aż na pośladki, na których zacisnął
palce.
Zacisnął usta na jednym z sutków i
przygryzł go lekko. Wyprężyłam się pod wpływem tej pieszczoty jeszcze bardziej.
Moje zmysły szalały. Z jego warg wyrwało się ciche westchnienie.
Poczułam jak lecę. Mdleję? Nie,
ale przez chwile wystraszyłam się, że moje serce, nie nawykłe do tak silnych
doznań, stanęło. Kiedy jednak poczuła miękkość dywanu pod plecami, zapomniałam
o strachu. Chłopak ułożył moje ciało na podłodze, nie odrywając się ode mnie
nawet o kawałek.
Był przy mnie. Był i dawał mi to,
czego pragnęłam. Głaskał moje pośladki, brzuch i uda z zewnątrz jak i wewnątrz.
Pieścił mnie tak iż czuła się jak skarb. Jeśli nawet za chwile, miałabym
otworzyć oczy i, kolejny raz, przekonać się, że to jedynie sen... To niech ktoś
wbije mi nóż w serce. Niech ktoś sprawi, bym nie obudziła się już nigdy, skoro
tylko we śnie mogę być szczęśliwa.
Wilgotnym i gorącym językiem mój
kochanek znaczył drogę w dół mojego, rozpalonego ciała. To, że sprawiał, iż
odpływałam z nadmiaru przyjemności, najwyraźniej go podniecało. Spodnie już
dawno napięły mu się niebezpiecznie od nabrzmiałego członka a koszulka
przylepiła się do jego ciała.
Sunął w dół, pieszczotliwie
przygryzając moją skórę aż zostawały na niej czerwone ślady. Niebezpiecznie
zbliżał się do mojej kobiecości, ustami jak i dłońmi, które poprzestały na
głaskaniu wewnętrznej strony ud.
Płynęłam. Nie czułam takiego żaru
nigdy. Nawet mając tak wysoką temperaturę iż majaczyłam, nie czułam by taki
ogień trawił moje ciało od środka.
Salon nagle stał się
niedostatecznie ogrzanym pomieszczeniem. Moja skóra, po każdym dotknięciu jego
ust, bądź języka, pokrywała się gęsią skórką. Uniosłam odrobinę głowę by
spojrzeć na przyczynę swego stanu lecz szybko opadłam na powrót na dywan. Byłam
pozbawiona wszelkich sił i wszelkich oporów.
Nie byłam w stanie myśleć. Jedyne
co potrafiłam, to czuć. Czuć każdy jego dotyk i czuć, irytujący mnie
niemiłosiernie, materiał koszuli na ramionach chłopaka.
Przeniosłam dłonie na jego włosy i
raz za razem zaciskałam palce na jego kosmykach. Przy każdej, kolejnej fali
gorąca, jakie rozchodziło się po moim ciele z miejsc, na których spoczęły jego
usta lub dłonie.
W końcu dotarł do mego skarbu, którym
powoli się delektował raz po raz zatapiając w nim język i mrucząc cicho dla
samego siebie. Męczył mnie, jakby doskonale wiedział, że to nie jest dla mnie
wystarczające. Ssał moją łechtaczkę z rozkoszą i penetrował językiem wnętrze
mojej muszelki, na tyle głęboko, na ile zdołał.
Gdybym była w stanie,
wykrzyczałabym błaganie o więcej. Byłam jednak tak podniecona, że zapominałam
chwilami o oddechu. Moje ciało wygięło się a mięśnie napięły niczym struny.
Dawno już przestałam sięgać do jego włosów i ramion. Moje ręce spoczęły na
dywanie, zaciśnięte w pięści tak mocno iż czułam ból, wbijanych paznokci.
- Chodź... do... mnie... - szepnęłam
gardłowo.
Mój głos drżał a brak tlenu
uniemożliwiał spokojne mówienie.
Odsunął się by pozbawić się
ubrania. Przez chwile mogłam ujrzeć jego członka, tak wielkiego jak on sam i
ociekającego przedsmakiem spełnienia.
Patrzyłam na niego z zachwytem.
Nareszcie cały mój. Nareszcie bez wkurzającego materiału. Nareszcie.
Wrócił do mnie. Ułożył łokcie obok
mojej głowy a ustami sięgnął do mych ust by złożyć na nich czuły pocałunek.
Otarł się o mnie delikatnie i złośliwie.
- Powiedz to – szepnął, zbliżając
usta do mojego ucha i zostawiając na nim ślad niespokojnego oddechu.
Jego szept sprawił iż zadrżałam
kolejny raz. A jego gorące usta sprawiły iż ponownie rozpalił się we mnie ogień
pożądania.
- Weź mnie... - szepnęłam niemal
błagalnie. - Poprowadź mnie tam, gdzie jeszcze nikt nigdy mnie nie poprowadził
- jęknęłam i z nieskrywaną pasją i pożądaniem wpiłam się w jego usta.
Posłuchał. Wsunął się we mnie
ostrożnie, łamiąc wszystkie opory jakie stawiałam, aż do samego końca.
- Przepraszam jeśli boli – mruknął,
starając się opanować przed brutalnością i pożądaniem, jakie się w nim paliły.
Dał mi chwile na oddech i przytulił
mocno.
Pokręciłam lekko głową w geście
zaprzeczenia, a spod moich zaciśniętych powiek popłynęły zły. Objęłam go rękoma
za szyje i przylgnęłam do niego ściśle. Wstrzymałam oddech na tak długo, że
płuca boleśnie zaczęły domagać się powietrza. Bolało. Ale nie był to ból, jaki
mógłby wywołać u mnie chęć ucieczki.
Kiedy minął, przez moje, poznające
nowe granice rozkoszy ciało, przeszedł dreszcz gorąca.
Rozluźniłam się i pocałowałam
chłopaka w szyje. Raz, potem kolejny... Ręce zsunęłam na jego plecy i badałam
opuszkami aksamit jego skóry.
Widząc i czując moje rozluźnienie,
zaczął delikatnie się we mnie poruszać, tak delikatnie jak tylko mógł. Był
rozgrzany do czerwoności i jeśli było mi mało ciepła to on parzył wręcz mą
skórę, o którą przy każdym ruchu ocierał się coraz bardziej intensywnie.
Zamknęłam oczy. Każdy jego kolejny
ruch powodował nową fale doznań. Każde delikatne pchnięcie sprawiało mi
kolejny, coraz bardziej intensywny stan, przeogromnej rozkoszy. Był mój, a ja
byłam tylko jego. Zapomniałam o bólu. Zapomniałam o wstydzie. Teraz, przy nim,
czułam się piękna, pożądana, może nawet kochana.
Miałam ochotę wyszeptać jego imię,
ale nie znałam go przecież. Zasypywałam kolejnymi pocałunkami jego szyje i
ramiona. Jęczałam z rozkoszy i w myślach błagała o więcej.
Przeszedł od delikatności do
brania przyjemności i jego ruchy stały się zaborcze, wręcz brutalne. Kochał
mnie z pasją i namiętnością, którą chował od długiego czasu w sobie.
Zmiana jaka zaszła w tańcu ich
ciał wywołała zmianę i w moich odczuciach. Poddałam się narastającej fali
podniecenia. Jego rytm spowodował iż jęknęłam niemal krzycząc.
Palce moich dłoni zacisnęły się na
jego ramionach i doskonale czułam jak bardzo jego mięśnie pozostają napięte.
Otworzyłam oczy i swym, iskrzącym się od pożądania spojrzeniem, odszukałam jego
spojrzenie.
Było mi rozkosznie. Oplotłam go
udami by nie śmiał mi uciec i przy każdym jego pchnięciu unosiłam odrobinę
biodra, by wszedł tak głęboko, jak tylko mógł. By poczuł jak dobrze jest mi
przy nim i by czerpał z tego tyle samo rozkoszy co i ja.
Zdawał się poruszać na granicy
zmysłów i wytrzymałości. Patrzył na mnie z błogością na twarzy a spoza
zaciśniętych zębów wydobywały się jego ciche jęki.
Sprawiał, że płonęłam? Tak. Ale
było to tak dawno. Teraz po prostu stałam się płomieniem. Wiłam się i wyginałam,
by czerpać z tego czym mnie raczył, jak najwięcej.
Byłam chwilami egoistką. Nie
zważałam bowiem na to, czy sprawiam mu ból. Wbijałam palce w jego ciało, a
kiedy poczułam, że od eksplozji żaru, jaki we mnie wzbierał, dzielą mnie
sekundy, w jego ramieniu zatopiłam też swoje zęby.
I nie czekałam długo na eksplozję.
Nie wiem czy sprawiłam to ja, swym ugryzieniem, czy najzwyczajniej i jemu było
w tym momencie tak samo dobrze, jak mi...
Po salonie poniosły się nasze
krzyki, a w moje wnętrze wlała się gorąca fala nasienia z, pulsującego raz za
razem, członka.
Równocześnie zacisnęliśmy na sobie
ramiona i stłumiliśmy własne krzyki, przywierając do naszych ramion.
Byłam w niebie...
Szkoda tylko, że okazało się to,
kolejnym snem.
Ale ty masz sny, mogłabyś mi jeden podesłać? Taki kocurek byłby mile widziany. Bardzo dobrze opisana, pełna pasji scena. Trzeba przyznać, że to było bardzo sugestywne:))
OdpowiedzUsuńJest tu parę nieścisłości, ale mnie one niezbyt przeszkadzały w czytaniu.