wtorek, 9 sierpnia 2011

Sen


Było zimno, a ja nie miałam zamiaru marznąć. Mało tego, nie miałam też ochoty na siedzenie w swoim pustym mieszkaniu. Nieważne, że gdzieś tam,  za jednymi z drzwi, był Marcel i zapewne Angel. Obaj bardzo szybko zaczęli traktować mnie jak młodszą siostrę. To było miłe. Tylko, że ja nie potrzebowałam teraz nadopiekuńczych braci, którzy nie pozwalają mi na popełnianie błędów. Nie, nie! 

Zdecydowanie musiałam wyjść. Jednak nie ciągnęło mnie do żadnego publicznego miejsca. Chciałam ciszy, zapomnienia, spokoju. Wybrałam salon dzienny w szkole. Zawsze pusty. A już od czasu mody na osadę... Wręcz opustoszały. 

Zawinięta w wełniany szal, weszłam do pomieszczenia dość szybkim krokiem. Podeszłam do kominka i... I tak samo szybko się zatrzymałam, kiedy kątem oka dojrzałam ogromnego kota. Kota na kanapie! I z miseczką!? Oszalałam? Oszalałam od nadmiaru zmian w moim życiu. Stałam i bez słowa patrzyłam na zwierzę, czekając aż mój omam zniknie.

Ale nie. Kot nie zniknął. Siedział, a właściwie leżał na kanapie i raczył się czymś z miseczki, która stała między jego łapami. Ogień w kominku trzaskał wesoło a wielki kot leżał na kanapie i machał swoim ogonem na prawo i lewo. 

- Miau? - Rozległo się nagle w salonie.

Aż podskoczyłam. Więc to nie moja wyobraźnia! 

Kocię, tak ogromne w swojej postaci i bardzo czujne, uniosło łeb i spojrzało na mnie swoimi czekoladowymi ślepiami. Jego ogon poruszył się nieco szybciej i wydało mi się, że bardziej wojowniczo. Przypomniałam sobie, że już kiedyś byłam w bardzo podobnej sytuacji. Tylko tamten kot był... Chyba inny. 

Ostrożnie i bardzo wolno zaczęłam cofać się w stronę kominka. Moja ręka zacisnęła się kurczowo na szalu.

- Dobry kotek. Spokojnie - powiedziałam tak słodko, jakbym mówiła do dziecka. - Nie mam ochoty na twoje jedzenie. Nie mam też ochoty stać się dla ciebie deserem. - Zatrzymałam się plecami na jednej ze ścianek kominka. - Może jednak się dogadamy, co?

Kot najwyraźniej zdawał się nie przejmować moimi słowami. Niespiesznie oblizał łapę i przejechał nią po pysku, co wyglądało wręcz groteskowo, lecz strasznie upodobniło go do zwykłego kota domowego. Dodało mu ciepła i łagodności. Jego oczy wyraźnie mówiły "chodź do mnie", a mruczenie było z każdą chwilą głośniejsze. 

Ten jeden, prosty gest wlał w moją duszę tyle ciepła, że poczułam jak robi mi się gorąco. A może to bliskość kominka? Niemniej jednak na mojej twarzy wymalował się delikatny uśmiech a dłoń ściskająca szal opuściła go i wyciągnęła się w stronę zwierzęcia. 

- Ej, nie jesteś chyba aż taki zły - mówiąc cicho i spokojnie, podeszłam do kanapy. - Żaden groźny kot nie dbałby tak o czystość, kiedy w jego zasięgu jest świeże mięsko. 

Kiedy tylko znalazłam się na tyle blisko by móc go dotknąć, przykucnęłam i z powalająco słodkim uśmiechem, wsunęłam palce w jego sierść. 

- I żaden groźny kot nie ma tak pięknych oczu. 

Mruknęłam i przejechałam wolno po łbie zwierzęcia. Uśmiechałam się coraz śmielej a moje spojrzenie nie było w stanie oderwać się od brązu tych niesłychanie lśniących ślepi. 

- Ty musisz być jednym z pupili dyrekcji. Czyżby wypuściła cię z zagrody przed wyjazdem? Śliczny jesteś.

Mówiłam spokojnie a w moim sercu rodziła się coraz silniejsza chęć, by przytulić twarz do tego silnego stworzenia. By poddać się chęci poczucia bliskości.

Kot wyciągnął w moją stronę łeb i otarł się lubieżnie o moją dłoń, po czym oblizał ją swoim szorstkim językiem. Wstrzymałam oddech. Nie miałam pewności o co mu chodzi. Nie czytałam przecież w jego myślach. 

Ten natomiast wywrócił się na bok, jakby chciał zrobić mi miejsce przy sobie i ponownie zamruczał uroczo. Zaśmiałam się cicho. Był słodki. Sprawiał wrażenie, że mój dotyk bardzo mu się podoba. Z ochotą skorzystałam z miejsca jakie dla mnie wygospodarował. Siadłam na skraju kanapy i ponownie wsunęłam palce w jego sierść. Bała taka miła i delikatna. Zupełnie inaczej sobie wyobrażałam sierść pumy. 

- Zdaje się, że pieszczoch z ciebie.

Powiedziałam rozbawiona i, nie mogąc już dłużej panować nad potrzebą utulenia, przylgnęłam do jego grzbietu. 

Czułam się jakbym tuliła ogromnego, pluszowego misia. Jakbym znów miała trzy lata i dostała na urodziny upragnionego pluszaka. Przez chwile czułam się szczęśliwa. Przymknęłam oczy i wsłuchałam się w oddech zwierzęcia oraz w jego, szalejące w piersi, serce. 

Nie trwało to jednak długo. Kociak nagle wywinął się spod moich objęć. Jego ruchy były bardzo szybkie, zwinne i zdecydowane. Miseczka z trzaskiem spadła na ziemie, a ja ległam na kanapie. 

Przeraziłam się. Przecież to był jednak dziki kot. Nawet nie wiem jak i kiedy, moje plecy spoczęły na kanapie, a ja zobaczyłam tuż nad sobą, błyszczące czekoladowym blaskiem, oczy zwierzęcia.

Przez moją głowę przelatywały rożne myśli. Jedne mniej, a drugie o wiele bardziej straszne i makabryczne. Zapomniałam o oddechu. Wpatrzyłam się w kota i błagałam w myślach o litość. 

I wtedy stało się coś, czego spodziewałam się najmniej. Kot położył łeb na moich piersiach i zlizał z mojej twarzy cześć makijażu wraz ze strachem. 

Choć chwile temu wystraszyłam się jego reakcji, choć było mi przez chwile żal, kiedy się ode mnie odsunął, choć przez ułamek sekundy poczułam się opuszczona... Wszystko to minęło. Kiedy jego łeb spoczął na mojej piersi, uśmiechnęłam się czułe i położyłam dłoń na jego pysku. Przez chwile pomyślałam, że jeśli ktoś teraz wejdzie, pomyśli, iż właśnie stałam się kolacją tego uroczego kociaka i rozbawiło mnie to. Zaśmiałam się głośno, przymykając oczy.

- I nie jestem pupilem dyrekcji.

W ułamku sekundy sytuacja zmieniła się diametralnie. Poczułam na swoich wargach już nie koci język, a delikatne usta chłopaka. Tak jak wcześniej leżał na mnie kot, tak teraz ujrzałam czekoladowe oczy, ogromnego w swej posturze, chłopaka. Uśmiechał się chociaż po jego twarzy błąkał się dziwny wyraz dzikości. To był szok. Jego przemiana przebiegła tak szybko, że jedyną moją reakcją było odrętwienie. 

Nie byłam w stanie oddać mu pocałunku. Przez chwile, z przerażeniem oderwałam dłonie od jego ciała. Zniknął mój kociak, dający mi poczucie bezpieczeństwa.

Pocałunek skutecznie zamknął mi usta, ale moje oczy otworzyły się szeroko, a po salonie poniósł się przytłumiony krzyk.

- Przecież cie nie zjem - mruknął chłopak i przytulił się do mnie, wsuwając nos w zagłębienie na mojej szyi.

- Nie możesz tak straszyć ludzi - wyszeptałam.

Był taki ciepły i taki... Smutny? Może się śmiał. Może bawiła go moja reakcja ale jednak w jego głosie była nutka smutku. Objęłam go za szyję i przytuliłam twarz do jego głowy. Był tak blisko. Już nie jako kot ale i tak dawał mi bezgraniczne poczucie bezpieczeństwa. 

- Stało się coś? - Nagle obudziła się we mnie troska. 

- Nie, dlaczego? Ja lubię robić niespodzianki... - westchnął w mą szyję ciepłym oddechem i pocałował to miejsce delikatnie. - Zawsze się tak martwisz o wszystkich? - spytał niemal szeptem i podniósł głowę. 

Znów widziałam te cudne oczy. Nadal się uśmiechał. 

- Przeważnie. Taka już moja natura. 

Uśmiechnęłam się nieco zawstydzona.

Moje oczy biegały po jego twarzy. Co chwilę powstrzymywałam się od oddechu. Dlaczego? Sama nie wiedziałam. By nie mącić tej czarownej chwili? By nie pozwolić dać się zniewolić jego zapachowi?

Miałam ochotę wyszeptać by się nie ruszał. By nie wprawiał pocałunkami mego ciała w drżenie. By nie patrzył na mnie w sposób, w jaki to robił. Dobrze, że nie stałam. Teraz, kiedy te jego czekoladowe ślepka tak na mnie patrzyły... Gdybym stała, nogi ugięłyby się pode mną. Było w nim coś, co sprawiało, że chciałam wtulić się w jego objęcia i pozostać tam na zawsze.

Przymknęłam oczy i zaciągnęłam się zapachem naszych ciał. Moje konwalie i jego... kokos? Mieszanka, która sprawiła iż zakręciło mi się w głowie.

- Lubię być podziwiany - wyszeptał.

Nie ruszył się. Chociaż... Poczułam nagle, jak jego dłoń powędrowała na moje udo i przylgnęła do niego ściśle, sunąc powoli ku górze.

Zacisnęłam powieki z cichym jęknięciem i niemal nie rozcięłam sobie wargi, gdy przygryzłam ją zębami. Moje palce odruchowo zacisnęły się na jego silnych ramionach. Boże, co ten chłopak ze mną robił... Dlaczego nagle  poczułam się tak bardzo kobieca? Dlaczego tylko jedno jego spojrzenie, jeden dotyk wystarczały bym topniała? Byłam jednym wielkim kłębkiem zmysłów.

- Nie kalecz tych pięknych ust - mruknął.

Przysunął swoje usta do moich warg i rozchylił jej swoim językiem badawczo.  Zlizał z nich  odrobinę krwi po czym wdarł się we wnętrze, zaborczo mnie całując. Dłoń chłopaka była niecierpliwa, a palce wsunęły się pod skrawek mojej bielizny.

W pokoju rozległ się dźwięk rwanego materiału, a wraz z nim, poniósł się też mój stłumiony jęk. Ból? Strach? Nie, raczej rozkosz, jaka rozlała się falą po moim ciele. To ona spowodowała mój jęk, a moje, stęsknione bliskości ciało, wygięło się mimowolnie w łuk, by być jeszcze bliżej jego ciepła. Usta kosztowały jego ust, a język, z nieskrywaną namiętnością, poszukiwał jego języka, by tańczyć z nim w rozkosznych muśnięciach.

Chłopak wsunął dłoń pod moje plecy i podniósł omamione ciało razem ze sobą bym usiadła. Posadził mnie na swoich kolanach okrakiem, tak, bym siedziała przodem do niego. Jednocześnie podwinął materiał mojej sukienki i podziwiał moje nagie uda.

- Hej... Spójrz na mnie. - Ujął w dłonie mą twarz i czekał aż na niego popatrzę. 

Posłusznie otworzyłam oczy. Czy ja w ogóle byłam w stanie  patrzeć i widzieć? Położyłam dłonie na jego ramionach i zatonęłam, niezbyt przytomnym, spojrzeniem w jego oczach. 

- Tak? - zapytałam niezupełnie zdając sobie sprawę z tego, że ten zachrypnięty głos należy do mnie.

Mógł teraz wszystko i z każdą chwilą coraz bardziej zdawał sobie z tego sprawę. Patrzył na moje nieprzytomne spojrzenie i uśmiechał się lekko.

Po chwili znów materiał został rozerwany, powoli i tak, że nawet nie poczułam iż zostałam praktycznie naga na jego kolanach. Błądził dłońmi po moim ciele, które przygarnął do siebie i przytulał. 

Jego podniecenie rosło, co mogłam poczuć przez materiał jego spodni. Usta chłopaka wędrowały po mojej szyi i niespiesznie zaczęły muskać moje wyprężone piersi.

- Błagam... – wyszeptałam, z trudem łapiąc powietrze. - Proszę, przestań.

Prosiłam, by przestał, ale moje ciało wręcz krzyczało o więcej. Moje uda odruchowo zacisnęły się na pasie chłopaka, a dłonie zabłąkały się na jego plecy. Niemal nieświadomie, odchyliłam się w tył, by było mu wygodniej sięgać do mojego ciała. Z moich ust, raz za razem, wyrywały się westchnienia pełne rozkoszy.

- Jesteś śliczna - wyszeptał w mój biust i zjechał dłońmi po moich plecach, aż na pośladki, na których zacisnął palce. 

Zacisnął usta na jednym z sutków i przygryzł go lekko. Wyprężyłam się pod wpływem tej pieszczoty jeszcze bardziej. Moje zmysły szalały. Z jego warg wyrwało się ciche westchnienie. 

Poczułam jak lecę. Mdleję? Nie, ale przez chwile wystraszyłam się, że moje serce, nie nawykłe do tak silnych doznań, stanęło. Kiedy jednak poczuła miękkość dywanu pod plecami, zapomniałam o strachu. Chłopak ułożył moje ciało na podłodze, nie odrywając się ode mnie nawet o kawałek. 

Był przy mnie. Był i dawał mi to, czego pragnęłam. Głaskał moje pośladki, brzuch i uda z zewnątrz jak i wewnątrz. Pieścił mnie tak iż czuła się jak skarb. Jeśli nawet za chwile, miałabym otworzyć oczy i, kolejny raz, przekonać się, że to jedynie sen... To niech ktoś wbije mi nóż w serce. Niech ktoś sprawi, bym nie obudziła się już nigdy, skoro tylko we śnie mogę być szczęśliwa. 

Wilgotnym i gorącym językiem mój kochanek znaczył drogę w dół mojego, rozpalonego ciała. To, że sprawiał, iż odpływałam z nadmiaru przyjemności, najwyraźniej go podniecało. Spodnie już dawno napięły mu się niebezpiecznie od nabrzmiałego członka a koszulka przylepiła się do jego ciała.

Sunął w dół, pieszczotliwie przygryzając moją skórę aż zostawały na niej czerwone ślady. Niebezpiecznie zbliżał się do mojej kobiecości, ustami jak i dłońmi, które poprzestały na głaskaniu wewnętrznej strony ud.

Płynęłam. Nie czułam takiego żaru nigdy. Nawet mając tak wysoką temperaturę iż majaczyłam, nie czułam by taki ogień trawił moje ciało od środka. 

Salon nagle stał się niedostatecznie ogrzanym pomieszczeniem. Moja skóra, po każdym dotknięciu jego ust, bądź języka, pokrywała się gęsią skórką. Uniosłam odrobinę głowę by spojrzeć na przyczynę swego stanu lecz szybko opadłam na powrót na dywan. Byłam pozbawiona wszelkich sił i wszelkich oporów. 

Nie byłam w stanie myśleć. Jedyne co potrafiłam, to czuć. Czuć każdy jego dotyk i czuć, irytujący mnie niemiłosiernie, materiał koszuli na ramionach chłopaka. 

Przeniosłam dłonie na jego włosy i raz za razem zaciskałam palce na jego kosmykach. Przy każdej, kolejnej fali gorąca, jakie rozchodziło się po moim ciele z miejsc, na których spoczęły jego usta lub dłonie. 

W końcu dotarł do mego skarbu, którym powoli się delektował raz po raz zatapiając w nim język i mrucząc cicho dla samego siebie. Męczył mnie, jakby doskonale wiedział, że to nie jest dla mnie wystarczające. Ssał moją łechtaczkę z rozkoszą i penetrował językiem wnętrze mojej muszelki, na tyle głęboko, na ile zdołał. 

Gdybym była w stanie, wykrzyczałabym błaganie o więcej. Byłam jednak tak podniecona, że zapominałam chwilami o oddechu. Moje ciało wygięło się a mięśnie napięły niczym struny. Dawno już przestałam sięgać do jego włosów i ramion. Moje ręce spoczęły na dywanie, zaciśnięte w pięści tak mocno iż czułam ból, wbijanych paznokci.

- Chodź... do... mnie... - szepnęłam gardłowo.

Mój głos drżał a brak tlenu uniemożliwiał spokojne mówienie.

Odsunął się by pozbawić się ubrania. Przez chwile mogłam ujrzeć jego członka, tak wielkiego jak on sam i ociekającego przedsmakiem spełnienia. 

Patrzyłam na niego z zachwytem. Nareszcie cały mój. Nareszcie bez wkurzającego materiału. Nareszcie.

Wrócił do mnie. Ułożył łokcie obok mojej głowy a ustami sięgnął do mych ust by złożyć na nich czuły pocałunek. Otarł się o mnie delikatnie i złośliwie.

- Powiedz to – szepnął, zbliżając usta do mojego ucha i zostawiając na nim ślad niespokojnego oddechu.

Jego szept sprawił iż zadrżałam kolejny raz. A jego gorące usta sprawiły iż ponownie rozpalił się we mnie ogień pożądania. 

- Weź mnie... - szepnęłam niemal błagalnie. - Poprowadź mnie tam, gdzie jeszcze nikt nigdy mnie nie poprowadził - jęknęłam i z nieskrywaną pasją i pożądaniem wpiłam się w jego usta. 

Posłuchał. Wsunął się we mnie ostrożnie, łamiąc wszystkie opory jakie stawiałam, aż do samego końca.

- Przepraszam jeśli boli – mruknął, starając się opanować przed brutalnością i pożądaniem, jakie się w nim paliły. 

Dał mi chwile na oddech i przytulił mocno.

Pokręciłam lekko głową w geście zaprzeczenia, a spod moich zaciśniętych powiek popłynęły zły. Objęłam go rękoma za szyje i przylgnęłam do niego ściśle. Wstrzymałam oddech na tak długo, że płuca boleśnie zaczęły domagać się powietrza. Bolało. Ale nie był to ból, jaki mógłby wywołać u mnie chęć ucieczki. 

Kiedy minął, przez moje, poznające nowe granice rozkoszy ciało, przeszedł dreszcz gorąca.

Rozluźniłam się i pocałowałam chłopaka w szyje. Raz, potem kolejny... Ręce zsunęłam na jego plecy i badałam opuszkami aksamit jego skóry. 

Widząc i czując moje rozluźnienie, zaczął delikatnie się we mnie poruszać, tak delikatnie jak tylko mógł. Był rozgrzany do czerwoności i jeśli było mi mało ciepła to on parzył wręcz mą skórę, o którą przy każdym ruchu ocierał się coraz bardziej intensywnie.

Zamknęłam oczy. Każdy jego kolejny ruch powodował nową fale doznań. Każde delikatne pchnięcie sprawiało mi kolejny, coraz bardziej intensywny stan, przeogromnej rozkoszy. Był mój, a ja byłam tylko jego. Zapomniałam o bólu. Zapomniałam o wstydzie. Teraz, przy nim, czułam się piękna, pożądana, może nawet kochana.

Miałam ochotę wyszeptać jego imię, ale nie znałam go przecież. Zasypywałam kolejnymi pocałunkami jego szyje i ramiona. Jęczałam z rozkoszy i w myślach błagała o więcej.

Przeszedł od delikatności do brania przyjemności i jego ruchy stały się zaborcze, wręcz brutalne. Kochał mnie z pasją i namiętnością, którą chował od długiego czasu w sobie.

Zmiana jaka zaszła w tańcu ich ciał wywołała zmianę i w moich odczuciach. Poddałam się narastającej fali podniecenia. Jego rytm spowodował iż  jęknęłam niemal krzycząc. 

Palce moich dłoni zacisnęły się na jego ramionach i doskonale czułam jak bardzo jego mięśnie pozostają napięte. Otworzyłam oczy i swym, iskrzącym się od pożądania spojrzeniem, odszukałam jego spojrzenie. 

Było mi rozkosznie. Oplotłam go udami by nie śmiał mi uciec i przy każdym jego pchnięciu unosiłam odrobinę biodra, by wszedł tak głęboko, jak tylko mógł. By poczuł jak dobrze jest mi przy nim i by czerpał z tego tyle samo rozkoszy co i ja. 

Zdawał się poruszać na granicy zmysłów i wytrzymałości. Patrzył na mnie z błogością na twarzy a spoza zaciśniętych zębów wydobywały się jego ciche jęki. 

Sprawiał, że płonęłam? Tak. Ale było to tak dawno. Teraz po prostu stałam się płomieniem. Wiłam się i wyginałam, by czerpać z tego czym mnie raczył, jak najwięcej. 

Byłam chwilami egoistką. Nie zważałam bowiem na to, czy sprawiam mu ból. Wbijałam palce w jego ciało, a kiedy poczułam, że od eksplozji żaru, jaki we mnie wzbierał, dzielą mnie sekundy, w jego ramieniu zatopiłam też swoje zęby. 

I nie czekałam długo na eksplozję. Nie wiem czy sprawiłam to ja, swym ugryzieniem, czy najzwyczajniej i jemu było w tym momencie tak samo dobrze, jak mi... 

Po salonie poniosły się nasze krzyki, a w moje wnętrze wlała się gorąca fala nasienia z, pulsującego raz za razem, członka. 

Równocześnie zacisnęliśmy na sobie ramiona i stłumiliśmy własne krzyki, przywierając do naszych ramion. 

Byłam w niebie... 

Szkoda tylko, że okazało się to, kolejnym snem.

1 komentarz:

  1. Ale ty masz sny, mogłabyś mi jeden podesłać? Taki kocurek byłby mile widziany. Bardzo dobrze opisana, pełna pasji scena. Trzeba przyznać, że to było bardzo sugestywne:))
    Jest tu parę nieścisłości, ale mnie one niezbyt przeszkadzały w czytaniu.

    OdpowiedzUsuń