wtorek, 9 sierpnia 2011

Ona. 1.4.

"Las. Ciemny, gęsty, mroczny i tajemniczy las. Widać tylko smugi światła księżycowego przedzierające się pomiędzy drzewami. W oddali słychać wycie i krzyki. Kamila biegnie ile sił przez gęstwinę potykając się co chwilę o jakąś gałąź. Serce tłucze jej się w piersi jak oszalałe. Z trudem łapie oddech. Kluje ją w boku. Zatrzymuje się oparta o drzewo i pochyla aby ból zelżał. Tuż za nią rozlega się trzask łamanej gałęzi. Dziewczyna odpycha się od drzewa i biegnie ponownie przed siebie. Odwraca się i potyka o kolejną przeszkodę. Wywraca się tonąc w liściach i wysokiej trawie. Jest mokra, brudna, zmęczona i przerażona. Zrywa się z trawy i biegnie dalej. Zaczyna padać deszcz, którego krople przesłaniają jej widok. Spływa strumieniami po ciele dziewczyny. Nagle odwracając się kolejny raz za siebie, kobieta wpada do jakiegoś dołu. Upada twarzą w piach. Jest podrapana i poobijana. Wszystko ją boli. Słyszy jak na górze skrada się jej prześladowca. Podnosi się niezdarnie i przykleja plecami do ściany mając nadzieję, że w ten sposób pozostanie niezauważona. Nagle na górze robi się niesłychanie cicho. Za cicho jak na las i padający deszcz. Nie słychać nic prócz urywanego oddechu Kamili i bicia jej oszalałego serca. Dziewczyna podnosi się i zadzierając w górę głowę próbuje dojrzeć cokolwiek czego mogłaby się chwycić aby wydostać się z pułapki.Dostrzega korzeń zwisający na skraju i wyciąga do niego swoją obolałą rękę. Musi się stąd wydostać. Po prostu musi. Jeśli teraz tego nie zrobi to pozostanie tu do końca swoich dni. Zdechnie jak zwierze złapane w pułapkę myśliwego i nic jej nie pomoże. Koniuszkami palców dotyka korzenia. Jeszcze troszkę, jeszcze kawałeczek. Staje na palcach i z całych sił wyciąga się w stronę wybawienia. Nareszcie udaje się jej chwycić zbawienny korzeń i zacisnąć na nim palce. Opiera stopę o ścianę więzienia i... Nagle nad krańcem dziury ukazuje się brudna twarz. Oczy jej się świecą na czerwono i uśmiecha się wrednie. Śmieje się coraz głośniej i coraz bardziej opętańczo. Kamila osuwa się po ścianie i siada skulona obejmując rękoma kolana. Nie może oderwać wzroku od tych świecących się oczu. Drży niemiłosiernie. Jest przerażona jak maleńkie dziecko kiedy ojciec krzyczy bez powodu lub kiedy mama nagle gdzieś znika...."
Kamila zerwała się z poduszki zlana potem i z sercem chcącym wyskoczyć jej z piersi. Przez chwilę nie wiedziała gdzie jest.Nie mogła złapać oddechu. Była przerażona i zdezorientowana. Kleiła się od potu i czuła się tak zmęczona jakby przebiegła dziesięć kilometrów.
To było straszne. Dawno już nie miała takiego koszmaru. Woda pod prysznicem dawała jej ukojenie. Zamknęła oczy i skierowała twarz na strumienie. Starała się zmyć z siebie wspomnienie niedawno przeżytego koszmaru. Sama nie wiedziała ile czasu stoi już tak i moknie. Niestety, koszmar powracał jak nieznośny bumerang. Jak wierny pies, który mimo tego, że nikt go już nie che, wraca do właściciela.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz