wtorek, 9 sierpnia 2011

Ona. 1.3.

Kolejna wyprawa do sklepu i kolejna irytacja.
Pomidory zbyt zielone a jabłka za miękkie...
Kamila chyba powinna się zastanowić nad życiem. A już na pewno, powinna pomyśleć nad sobą. Stała się strasznie drażliwa od kiedy została sama.Wszystko potrafiło doprowadzić ją do wybuchu złości. Każdy hałas, każda zmiana pogody... Często wystarczało jedno słowo aby zaczęła się wściekać. A wszystko przez jedno odejście. Przez jednego głupiego faceta, który nie rozumiał, jak bardzo jest jej potrzebny. Wolał kogoś, komu nie będzie się musiał tłumaczyć, kiedy wracał w nocy i śmierdział alkoholem i damskimi perfumami.
Faceci to idioci! Takie było teraz jej motto życiowe i tego postanowiła się trzymać. Było jej dobrze samej... A przynajmniej tak sobie wmawiała.

- Kamila! Jak dobrze Cię widzieć. - Przywitał ją złośliwy jak diabli ton Antoniego, kiedy tylko przekroczyła próg izby przyjęć.
- Witam. Ja chyba też zacznę żałobę z powodu spotkania. - Odparła kąśliwie i ruszyła w stronę pokoju pielęgniarek, wymijając bez zbędnych ceregieli lekarza.
- Widzę cię u siebie za pięć minut, Kamila! - Krzyknął ordynator.
- A ja nie mam nic innego do roboty, tylko biegać na każde twoje zawołanie...- Warknęła pod nosem znikając w pokoju.
Pojawiła się w gabinecie Antoniego po około dwudziestu minutach. Gdyby ktoś przyglądał się jej z boku, kiedy się przebierała, uznałby zapewne, że robi to w takim tempie tylko dlatego iż chce zrobić na złość ordynatorowi. Ona sama uznała jednak, że skoro i tak wizyta u niego jej nie minie, to przynajmniej odwlecze ją na tak długo, jak to tylko możliwe.
- Chciał pan czegoś? Bo zdaje się, że po przyjściu do pracy powinnam zająć się czymś innym niż herbatką z ordynatorem. Jeszce sobie ktoś pomyśli, że...
- Zamknij się i siadaj! - Przerwał jej bez zawahania. - Ty wczoraj przyjmowałaś pacjentkę w czwórce?
- Ja. I przekazałam ją...
- A wiesz gdzie jest teraz? - Kolejny raz przerwał jej wypowiedź.
- A niby skąd mam to wiedzieć? - Kamila osłupiała zaskoczona. Kipiała wściekłością, kiedy przyjmowała tę dziewczynę ale przekazała ją w ręce lekarza zanim wyszła. - Pilnowanie pacjentów nie należny do moich obowiązków.
- Do twoich obowiązków nie należy także wydzieranie się na nich i robienie awantury z powodu jakiegoś psa.
- Ale do moich obowiązków należy przynoszenie krwi na czas! - Ryknęła na całe gardło podrywając się z krzesła.
- Zamilcz! - Wskazał jej ręką krzesło i spojrzał takim wzrokiem, że nawet gdyby nie chciała, to usiadłaby natychmiast. - Pacjentka zniknęła. Została jej karta i strzępy ubrania oraz to. - Rzucił nad biurkiem skrawek papieru z napisem "Wyrzuciliście mi psa więc i ja znikam"
- Zabiję smarkulę, jak ją znajdę! - Wysyczała po przeczytaniu.
- Jasne. - Antoni wstał zza biurka i podał jej kartę zaginionej pacjentki. - Czytaj.
Przeleciała szybko wzrokiem po szeregu zapisanych tam linijek. Większość była jej dziełem więc skupiła się głównie na pozostałych kilku zdaniach.
- Co proszę? - Jęknęła czytając ostatnie zdanie raz za razem. - Hipoglikemia?
- Dokładnie! - Antoni z impetem uderzył dłonią w blat biurka. - Jesteś pielęgniarką! Jesteś tu po to, żeby nieść pomoc ludziom a nie wyżywać się na nich z powodu własnej nieuwagi. - Ściszył głos i patrzył na Kamilę z chęcią mordu w oczach. - Ona teraz może umierać gdzieś w rynsztoku bo ty masz problem z panowaniem nad sobą.
- Ale....
- Kamila, do jasnej cholery! - Ryknął Antoni uderzając, kolejny raz dłonią w blat biurka. - Jesteś pielęgniarką. Nie powinnaś oceniać pacjentów powierzchownie. Od tego tu jesteś, żeby wystawić wstępną opinię. Żeby zająć się pacjentem a nie na niego wrzeszczeć bo jego pies raczył położyć się na twojej drodze. - Antoni wyrzucał z siebie słowa w takim tempie, że dziewczyna nie miała szans mu przerwać. Był tak wściekły, że aż kipiał.
- Kiedy kończyłam dyżur, dziewczyna była w sali. Nie moja wina, że nikt tutaj nie panuje nad wychodzącymi pacjentami.
- Kamila...- Antoni jęknął zrezygnowany. - Co się z tobą dzieje. Dlaczego aż tak się zmieniłaś. Nie jesteś już tą samą dziewczyną, którą przyjmowałem do pracy. Nie ma w tobie tej pasji z jaką zaczynałaś.
- Może przestałam się do tego nadawać.
- Ja mówię poważnie, Kamila. Od kiedy rozstałaś się z tym motocyklistą, bardzo się zmieniłaś. Przygasłaś. Stałaś się zimna i niedostępna. Nie panujesz nad emocjami.
- Zdaje się panu. Po prostu... - Zabrakło jej słów. Sama nie umiała wyjaśnić swojej zmiany. Sama nie wiedziała chwilami co się z nią dzieje. - Ale zdaje się, że nie o mnie miała być ta rozmowa.
- Jeśli dobrze pamiętam, to ja cię zawołałem na rozmowę i to ja wybieram temat. Po pierwsze, chciałem cię poinformować, że pacjentka zniknęła a po drugie, chciałem dowiedzieć się w końcu co się z tobą dzieje.
- To nie jest pana sprawa a ja nie mam zamiaru się przed panem tłumaczyć! - Zerwała się kolejny raz z krzesła i stanęła w bojowej pozie. Wpatrzyła się natrętnie w oczy ordynatora podpierając się pod boki.
- To jest moja sprawa. To jest sprawa całego oddziału. Jeśli nie zaczniesz panować nad emocjami, zaczniesz zagrażać pacjentom. - Antoni wcale nie wystraszył się wzroku dziewczyny. Nie z takimi dawał sobie radę w swoim długim życiu.- Masz dopiero trzydzieści lat i nie pozwolę abyś tak marniała z powodu jednego niedorozwoja, który nie potrafił cię docenić.
- Panie doktorze. - Kamila poczuła jak policzki zaczynają ją palić ze złości. Jakim prawem on wtrącał się do jej życia? Jakim prawem ktokolwiek miałby oceniać jej zachowanie i to, czy ktoś ją docenia czy nie? - Wydaje mi się, że sprawa zostanie bez wyjaśnienia bo ja nie pozwolę na ingerowanie osób trzecich w moje życie. - Odwróciła się na pięcie i ruszyła do drzwi. - Chyba mogę teraz zająć się pracą? - Zapytała z ręką na klamce.
- Tak.
Antoni nie miał już siły na walkę. Ukrył twarz w dłoniach i zamyślił się. Nie chciał tracić pracownika ale jeśli Kamila nie zacznie nad sobą panować, na tym właśnie się skończy. Trzasnęła drzwiami tak, że o mało nie wyleciały z futryny. Z miną mówiącą wszystkim żeby lepiej się do niej nie zbliżali, przeszła przez korytarz w tempie wyścigowym i wpadła do dyżurki pielęgniarek.

- Czy ktoś może mi powiedzieć, dlaczego ucieczka pacjentki została przypisana do mnie?
Obecne tam pielęgniarki podskoczyły na miejscach. Wszystkie jak na komendę odwróciły się w stronę Kamili.
- Bo pan doktor powiedział, że jedyną przyczyną ucieczki tej dziewczyny była pani ignorancja.
Usłyszała cichy głos stażystki. Dokładnie tej samej, która wczoraj zniknęła z krwią i przez którą Kamila musiała po tę krew biegać.
Kobieta posłała młodej groźne spojrzenie, przygwożdżając ją nim do siedzenia i wyszła. Postanowiła nie przejmować się całą sytuacją i nie dać po sobie poznać, że zdenerwowała się oskarżeniami. "Co za bezczelna, mała gówniara." Syczała pod nosem, sprawdzając karty pacjentów. Była wściekła i najchętniej wyszłaby stąd aby nie musieć znosić wpatrzonych w siebie spojrzeń. Miała wrażenie, że cała izba wie o liście, jaki zostawiła uciekinierka. I zapewne tak właśnie było. Wszystkie tajemnice miały tutaj bardzo krótki żywot. Praktycznie nic nie dało się ukryć przed nikim.
Dzień ciągnął się w nieskończoność. To był najgorszy dyżur w życiu zawodowym Kamili. Unikała rozmów i starała się schodzić z drogi lekarzom. Zwłaszcza Antoniemu. Nie miała nastroju na żarty i nie wypiła kawy z innymi. Kiedy tylko miała wolną chwilę, wychodziła na zewnątrz i napawała się samotnością. Wróciła do domu w grobowym nastroju i spędziła prawie godzinę pod prysznicem, starając się nie myśleć o niczym.
Jutro ma wolne. Jutro nikt nie będzie na nią patrzył jak na winną katastrofy. A jak wróci pojutrze na izbie będzie inny problem i nikt nie będzie pamiętał o śledzeniu każdego jej ruchu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz