wtorek, 9 sierpnia 2011

Aiden 5.

    Oczywiście Aiden bez trudu został odnaleziony w kryjówce za ławą. Wyciągnięto go siłą do okrągłej komnaty i postawiono przed oblicze faceta, którego nie widział wcześniej, a który siedział bokiem na biurku, z jedną nogą ugiętą w kolanie i zarzuconą do połowy na jego blat, rękoma złożonymi na kolanie i pioruńsko zniewalającym uśmiechem na ustach. Nastolatka aż zatkało na jego widok. Wysoki, zbudowany niczym zapaśnik, z kruczoczarnymi włosami, których delikatne loki spadały swobodnie na ramiona, z oczami kryjącymi w sobie maleńkie fragmenty oceanu i białą cerą, połyskującą w świetle płomieni niczym najszlachetniejszy klejnot.
    Tuż za nim stała milcząca kobieta. Była równie piękna co on, lecz na swój kobiecy i intrygujący sposób. Miała kasztanowe włosy, spięte spinką tak, że tworzyły finezyjny wachlarz z tyłu jej głowy. Jej oczy miały kolor węgla i wpatrywały się w Aidena złowrogo. Cera kobiety lśniła delikatnie brzoskwiniowym odcieniem a na jej tle odznaczały się, pociągnięte krwistoczerwoną pomadką, pełne usta. Chłopak poczuł, że się jej boi. Mimo jej olśniewającej urody coś w niej, kazało mu zachować ostrożność. Jej wzrok przyprawiał go o dreszcze. Serce stawało w miejscu i zapominał o oddechu.
    - Śliczny z ciebie dzieciak. - Rozległ się spokojny basowy głos mężczyzny, co skłoniło Aidena do oderwania wzroku od kobiety. - Chyba potrafię zrozumieć dlaczego Cyprian wybrał właśnie ciebie.
    - Wybrał? Mnie? - zaskoczenie chłopaka było obecnie równie wielkie co lęk. - Jak to wybrał?
    Wszystkie wydarzenia ostatnich dni przelatywały teraz w świadomości nastolatka, układając się w mniej lub bardziej logiczną całość. Coś sensownego było w tym co powiedział ten facet. Bo niby dlaczego gość pokroju Cypriana miałby się interesować kimś tak nijakim jak Aiden? Teraz zaczynał widzieć wyraźnie, jak mało ważny był dla tego wampira. Jak mało znaczyło dla niego usposobienie Aidena a jak dużo sam fakt, jakie miał zdolności paranormalne.
     - Nie powiedział ci? - mężczyzna roześmiał się w głos, odchylając głowę do tyłu. - No tak, cały Cyprian, tajemniczy do samego końca.    Ponownie jego spojrzenie spoczęło na nastolatku a ten poczuł się okrutnie oszukany. Co prawda, Cyprian niczego mu nie obiecywał i znał go zaledwie kilkanaście godzin, jednak jego serce skurczyło się od uczucia zawodu. Nie czuł się zbyt komfortowo, kiedy ten facet naśmiewał się z niego a inni patrzyli jak na jego twarzy wykwitają rumieńce. Zacisnął powieki i nabrał w płuca ogromny haust powietrza, wydymając policzki.
    - Nie dąsaj się, kochanie, to normalne - dotyk lodowatych palców na policzku Aidena sparaliżował go zupełnie, a kobiecy głos, drażniący jego zmysł słuchu wraz z łaskotaniem jej oddechu na jego szyi był wręcz zniewalający. - Każdy śmiertelnik czuje się tak w naszej obecności. My o tym wiemy od dawna a ty dowiadujesz się właśnie teraz.
    Aiden wzdrygnął się i otworzył oczy by spojrzeć na nią. Był zły i nie chciał by zbyt wiele sobie wyobrażała. Zacisnął dłonie w pięści, wbił odważnie spojrzenie w jej twarz, która znajdowała się teraz tuż obok niego i milczał. Wiedział, że jeśli teraz się odezwie, wyjdzie na jaw jak bardzo jest poruszony tym wszystkim i jak bardzo obawia się o swoje życie.
     - Jesteś słodki, kiedy się tak na nas złościsz. - Dłoń kobiety przylgnęła do policzka chłopaka a na jej twarzy pojawił się kusząco piękny uśmiech. Przysunęła twarz do twarzy Aidena tak blisko, że poczuł zapach jej delikatnie kwiatowych perfum. - Miałoby się ochotę cię zjeść. A twoje maleńkie serduszko bije zaskakująco mocno i zaskakująco szybko jak na tak kruchą istotę. Dlatego właśnie uwielbiam, kiedy moja kolacja boi się o swoje życie. To takie podniecające, słyszeć jak wasze serduszka przyspieszają a na koniec zatrzymują się w miejscu z braku krwi do przetoczenia.
    Jej słowa sprawiły, że nastolatek zadrżał. Z niesłychaną intensywnością dotarło do niego, że jest prawdopodobnie przeznaczony na główne danie dzisiejszego wieczoru przy świecach. Kobieta ujęła jego twarz w dłoń, zgniatając mu policzki w uścisku, pochyliła się i złożyła gorący pocałunek na jego rozedrganych wargach. Nie reagował. Zaskoczony i sparaliżowany strachem nie był nawet w stanie odsunąć się od niej lub odepchnąć ją.
     - Wystarczy Katie! - nieznajomy mężczyzna warknął dość oschle do swojej towarzyszki.
     Kobieta puściła Aidena dość niechętnie, prychając niczym wściekła kotka i powróciła do biurka. Mężczyzna zszedł z blatu, podszedł do chłopaka, położył mu dłonie na ramionach i zmrużył oczy, patrząc na niego z lekkim uśmiechem.
    - Powiedz nam gdzie jest Cyprian a będziesz mógł odejść - wyszeptał spokojnie.
    - Ale ja tego nie wiem. Ja tylko...
    Aidenowi przerwał wystrzał. Skulił się odruchowo, niemal wpadając w objęcia przywódcy, bo właśnie na kogoś takiego wyglądał ten facet. Po pierwszym wystrzale rozległy się kolejne. Wtórowały im krzyki ludzi pozostających na zewnątrz. Chłopak nie miał pojęcia ilu ich tam było, ale na pewno więcej niż w hotelu. Słychać było całe serie z karabinów. Informacje wykrzykiwane w pośpiechu o pozycji intruza, które wypowiadane były z coraz większym zdenerwowaniem i w coraz większym pośpiechu. Nastolatek miał wrażenie, że z odsieczą przybył cały pułk wojska. Jednakże co raz padało imię tego, którego Aiden wyczekiwał z utęsknieniem, a którego przybycia nie spodziewał się.
     - Zamknij go! - krzyknął przywódca do Katie, zaciskając palce na ramieniu chłopaka i odpychając go brutalnie w jej stronę. - Zamknij i wracaj tu bo zdaje się, że mamy gościa!
    Aiden nie został jednak zamknięty. Kiedy tylko wpadł w łapy podejrzanie uśmiechniętej kobiety, drzwi do kaplicy otworzyły się z hukiem i usłyszał kroki wbiegających osób. Było ich całkiem sporo. Biegli w pośpiechu, pokrzykując do siebie półszeptem. Nie minęło nawet pół minuty, gdy wpadli do komnaty. W pośpiechu rozpierzchli się po całym wnętrzu, ukrywając się za ławami, krzesłami i biurkiem z wycelowaną w wejście bronią.
     Przywódca tego całego podejrzanego zgromadzenia był nad wyraz spokojny i opanowany. Wydawało się, że jedyne czego się obawia, to to, czy aby Aiden jest dobrze ukryty. Katie, widząc jego kontrolne spojrzenie, wypchnęła chłopaka pod biurko i nakazała by nie śmiał nawet nosa spod niego wystawić, jeśli chce dożyć następnej godziny. Aiden nie miał zamiaru się sprzeciwiać. Dzisiejszy dzień zaskakiwał go coraz bardziej i szczerze powiedziawszy marzył by wreszcie się skończył.
     Ledwie stracił z pola widzenia mrożące krew w żyłach oblicze Katie, kiedy w pomieszczeniu rozległy się pierwsze strzały.
    - Przestańcie strzelać idioci! - ryknął przywódca, podchodząc do jednego ze swoich ludzi i wyrywając mu karabin z rąk. Aiden miał spod biurka całkiem dobry widok na całą komnatę, więc bez trudu mógł zorientować się w sytuacji. - Ile razy mam wam tłumaczyć, że takie zabawki nic tu nie zdziałają? - Rzucił broń na posadzkę i ruszył w stronę Cypriana, stojącego tuż przy wejściu. - Jak miło znów cię widzieć młodzieńcze - odezwał się do niego, racząc go szerokim uśmiechem.
    - Skończ, Zacharij! Gdzie dzieciak?
    Aidena korciło, żeby wyskoczyć z ukrycia, zamachać rękami i krzyknąć do Cypriana coś w stylu: "Tu jestem! Tu!". Wyglądałby co prawda jak dzieciak z kreskówki ale tak bardzo ucieszył się, mimo wszystko, że go widzi. Tak szybko w jego sercu zagościła pewność, że teraz już wszystko będzie dobrze, przeżyje, będzie wolny. Nieważne stało się to, o czym mówił ten dziwny facet i jego kobieta. Aidena nie interesowało już czy jest jedynie kolacją dla Cypriana czy kimś, kto ma posłużyć mu do jakichś innych celów. Teraz liczył się tylko fakt, że on tu jest i, że przybył by go uratować.
     Nastolatek wysunął się spod biurka, chcąc pokazać się ukradkiem Cyprianowi. Szybko przekonał się, że to był straszny błąd. Ledwie wychwycił spojrzenie swojego wybawcy a już poczuł solidny cios w tył głowy i osunął się na kamienną posadzkę. Nie stracił przytomności, lecz poczuł jak po policzku spływa mu ciepła struga krwi.
    - Łapy przy sobie zdziro! - Cyprian wrzasnął do Katie, która to uraczyła tą kontuzją Aidena. - Rusz go jeszcze raz a...
    - A co? - wciął mu się w zdanie Zacharij. - Twoja władza tu nie sięga piękny Cyprianie. To moje terytorium a ty doskonale zdajesz sobie z tego sprawę.
    Mówiąc to, przywódca bandy z cmentarza, zacisnął palce na rękawie kurtki Cypriana i szarpnął nim tak, że stali teraz tuż przy sobie.
    Aiden podniósł się niezdarnie z podłogi, posłał wściekłe spojrzenie Katie i usiadł przy ścianie, trzymając się za głowę. Czuł jak pomiędzy palcami przecieka mu krew. Wiedział, że powinien to czymś opatrzyć ale nie miał czym i nie miał jak.
     Tymczasem Cyprian i Zacharij prowadzili niemą wymianę spojrzeń. Aiden oddałby bardzo wiele, by móc odczytać ich myśli. Wyglądali jak dwa rozjuszone byki, stojące róg w róg i czekające aż ten drugi wykona pierwszy ruch. W komnacie zapanowała przerażająca cisza. Miało się wrażenie, jakby wszyscy zamarli w bezruchu i bali się nawet odetchnąć by nie wywołać wybuchu.
     I kto się musiał odezwać? Oczywiście Katie.
    - Zacharij, kochanie, skończ z nim wreszcie raz na zawsze bo mam serdecznie dość tego jego wtrącania się - przeszła pospiesznie przez salę i położyła dłoń na ramieniu przywódcy. - Jak dobrze zmotywujesz szczeniaka, sam rozwiążesz zagadkę.
    Jej szept był na tyle donośny, że dotarł do chłopaka bez trudu. Spojrzała na Aidena przez ramię z kpiącym uśmiechem. Aż miał ochotę wstać i trzasnąć ją w twarz. On, spokojny i nie szukający zwady chłopak. To było bardzo dziwne, że potrafiła wywołać u niego takie uczucia.
     Zaczął nawet wyobrażać sobie jakby to było, kiedy nagle zaczęło się ogólne zamieszanie. Nie wiadomo jak i nie wiadomo kto zaczął pierwszy. Aiden widział jak wszyscy ludzie z obstawy Zacharija wyskoczyli nagle z ukryć. Polała się krew a ludzie zaczęli latać po całej komnacie, odbijając się od mebli i ścian. Ponownie rozległy się wystrzały i krzyki. Zacharij podbiegł do biurka i porwał z niego coś błyszczącego. Nóż, całkiem sporych rozmiarów nóż. Tylko dlaczego Aiden nie widział go wcześniej? Zanim chłopak  się zorientował kto gdzie jest, został pociągnięty brutalnie za rękę i wrzucony do celi. Na szczęście Katie nie zdążyła jej zamknąć. Cyprian zjawił się tuż przy niej i wymierzył jej solidny cios w twarz, odrzucając ją w tył.
     - Nie wychodź! - krzyknął do Aidena i zniknął mu z widoku.
    Tylko, że chłopak nie chciał siedzieć w celi i czekać aż ktoś łaskawie przerwie tę jatkę i uwolni go. Wysunął się na czworaka za drzwi i sięgnął po krzesło. Nie miał broni a nie chciał pozostawać bezbronnym skoro postanowił pomóc Cyprianowi. Gwałtownym uderzeniem o posadzkę, roztrzaskał krzesło na kawałki. Chwycił jedną z oderwanych nóg i rozejrzał się za kimś, kogo mógłby tą nogą zdzielić.
     Oczywiście nie musiał długo czekać na okazję sprawdzenia się w boju. Pierwszy cios spadł na głowę jednego z ludzi, którzy byli w hotelu. Tyle tylko, że, mimo całej determinacji i chęci wykazania się w walce, Aiden miał niewiele siły. Nie wyrządził  więc dużej krzywdy swojej ofierze. Jego cios spowodował jedynie, że złoczyńca odwrócił się w jego stronę i  wymierzył mu cios, po którym chłopak poślizgnął się i poczuł jak twarda jest podłoga. Nie wstał. Podniósł się jedynie do pozycji siedzącej i wcisnął za jedną z ław.
    Dookoła trwała krwawa jatka. Posadzka była cała zalana krwią. Nawet tam, gdzie siedział Aiden widać było spore jej kałuże. Na środku komnaty leżało trzech bandziorów w nienaturalnych pozycjach i skąpanych we własnej krwi. Katie gdzieś zniknęła. Dwóch pozostałych członków bandy stało z nożami wycelowanym w stronę Cypriana, wahając się przed atakiem a Zacharij, podnosił się właśnie z połamanego biurka.
     Chłopak patrzył z przerażaniem na śmierć dookoła. Nigdy jeszcze nie był w podobnej sytuacji. Jego odwaga sprzed chwili odeszła w niepamięć. Widok martwych mężczyzn uświadomił mu, że to nie film, nie jest świadkiem zwykłej sprzeczki, mężczyźni nie wstaną za chwilę i nie odejdą tylko pozostaną martwi i prawdopodobnie nikt za nimi nie zapłacze.
     - Zjeżdżajcie stąd! - warknął Cyprian do bandziorów, którzy nadal nie wykonali żadnego znaczącego ruchu. - Jeśli wam życie miłe to won!
    Nie czekali na więcej. Wymknęli się z komnaty pozostawiając swojego przywódcę na pastwę wściekłego wampira. Zachrij miał poszarpane ubranie i włosy w sporym nieładzie. Wykorzystał chwilę, w której Cyprian odprowadził spojrzeniem uciekających mężczyzn i w jednym susie znalazł się tuż obok Aidena. Gwałtownym ruchem podniósł go na nogi i stanąwszy za nim, zasłonił się chłopakiem niczym tarczą. Serce Aidena szalało ze strachu, nogi mu się uginały, całe ciało drżało.
     Cyprian warknął rozzłoszczony i podszedł o krok bliżej nich.
    - Zostaw dzieciaka - powiedział cicho, uważnie cedząc słowa.
    - Dlaczego? - Zachrij najwyraźniej nie miał w planach wykonywania poleceń Cypriana. - Jest delikatny i niewinny. -  Nastolatek poczuł jak po jego policzku przesuwa się ostrze noża przywódcy, tnąc mu skórę. - Taka krew smakuje najbardziej.
    W tym momencie sytuacja zmieniła się dla Aidena diametralnie. Dotarło do niego, że trafił w sam środek wojny dwóch wampirów. Do tej pory miał szczerą nadzieję, że Cyprian, będąc wampirem, bez problemu pokona Zacharija i da mu szansę na wolność, lecz teraz cała nadzieja prysnęła. No bo jeśli jego wybawca polegnie, Aiden stanie się posiłkiem dla bandziora a jeśli to on polegnie to zapach jego krwi zapewne uniemożliwi mu wymknięcie się ze śmiertelnych objęć Cypriana.
     - Zacharij, - Cyprian podchodził do nich krok za krokiem a chłopak czuł jak po policzku ścieka mi gorąca struga krwi. - pomyśl. Przecież on jest dla ciebie równie ważny jak dla mnie. Bez niego nie poznasz miejsca ukrycia tego serca.
    - Nie podchodź!
    Przywódca bandy przycisnął ostrze noża do gardła Aidena, przyciągając go do siebie tak blisko, że niemal schował się pod jego marynarką. Nastolatek wstrzymał oddech, czując na plecach ciepło jego ciała i słysząc jak jego własne serce tłucze się pod żebrami z oszałamiającą prędkością.
     Przerażony chłopak wpatrzył się w Cypriana, a kiedy jego oczy napotkały niebiesko - fioletowe spojrzenie wampira, zrozumiał, że on nie ma zamiaru go stracić. W tym jednym krótkim spojrzeniu wyczytał więcej niż spodziewał. Poczuł jak w jego duszę wlewa się pewność pomyślnego zakończenia tej potyczki. Poruszył się niespokojnie w objęciach Zacharija. Chciał się wyrwać i uciec do Cypriana. Chciał, by to wszystko minęło. Chciał znów usiąść na swoim balkonie i rysować.
    Jednak plany Zacharija nie pokrywały się z jego planami. Wręcz przeciwnie, one z nimi drastycznie kolidowały. Zacharij zacisnął palce na materiale koszulki chłopaka i, wbijając kpiące spojrzenie w Cypriana, podciągnął ją do góry, odsłaniając nagi brzuch nastolatka. Aiden zobaczył jak na twarzy białowłosego pojawił się nieprzyjemny grymas. Zacharij roześmiał się cicho i przyciskając do siebie z ogromną siłą delikatne ciało chłopca, zlizał z jego policzka krew, mrucząc przy tym z zadowoleniem.
    Wydarzenia kolejnych kilku sekund docierały do świadomości Aidena w zwolnionym tempie. Cyprian nagle znalazł się tuż przy nim. Złapał Zachrija za ramię i cisnął nim z przerażającą siłą o ścianę, równocześnie odpychając chłopaka na bok. Ten poślizgnął się w kałuży zastygającej krwi i klapnął twardo na posadzkę. Kiedy popatrzył w stronę wampirów, zobaczył jak Cyprian bierze potężny zamach przed wykonaniem cięcia. A kiedy jego ręka przecięła z impetem powietrze, rozległ się nieprzyjemny chrzęst, wrzask Zacharija i pod nogi Chłopaka potoczyła się głowa przywódcy.
     Ślizgając się, Aiden odskoczył w narastającej panice w tył, zatrzymując się plecami na ścianie i trzęsąc się jak galareta. Wpatrywał się w nieruchomą twarz Zacharija i pomału docierało do niego, że to koniec. Jest wolny a on nie żyje. Pozostając niemal że w transie, chcąc się upewnić, że faktycznie jest już po wszystkim, wyciągnął rękę w stronę głowy. Wstrzymał oddech, kiedy jego palce powoli zbliżały się do czaszki z zamiarem upewnienia się, że jest realna. W komnacie zapanowała grobowa cisza. Lecz kiedy Aiden poczuł pod palcami lodowate zimno policzka Zacharija, oczy martwego wampira otworzyły się nagle i przeszyło go jego lodowate spojrzenie. Nastolatek wrzasnął przerażony i wycofał się w szaleńczej ucieczce. Przylgnął plecami do ściany i zamarł w bezruchu.
     Dokładnie w tej samej chwili, do kaplicy wbiegło kilku uzbrojonych po same zęby mężczyzn. Rozbiegli się po całym pomieszczeniu i sprawdzali w pośpiechu wszystkie znajdujące się tu drzwi i zakamarki. Ciała bandziorów zostały wywleczone na zewnątrz, ktoś podniósł za włosy głowę Zacharija, krzyczeli do siebie wydając polecenia i wykonując je bez zastanowienia i protestu. Wywleczono za drzwi ciało przywódcy, przewracano meble, zatrzaskiwano drzwi.
     Aiden siedział skulony pod ścianą i patrzył na to wszystko bez większego zainteresowania. Nie bardzo wiedział co teraz nastąpi. Nie miał pojęcia co o tym myśleć. Nie miał nawet pewności, że to wszytko wydarzyło się naprawdę. Nagle zobaczył przed sobą czyjeś nogi. Spojrzał w górę i ujrzał wyciągniętą w jego stronę czystą, białą dłoń i zniewalający uśmiech Cypriana.
    - Chodź - odezwał się wampir miękko i spokojnie. - Musisz odpocząć zanim ci to wyjaśnię. Chodź.
    Wyciągając do niego ręce i podnosząc się z kamiennej podłogi, Aiden poczuł jak po twarzy płyną mu gorące łzy przerażenia. Jego nerwy nie wytrzymały napięcia. Dopiero teraz, kiedy dotarło do niego, że jest bezpieczny, zrozumiał wagę minionej sytuacji. Cyprian skrył chłopaka przed światem w swoich uspokajających i dających ogromne poczucie bezpieczeństwa objęciach i odczekał chwile, zanim wyprowadził go z kaplicy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz