wtorek, 9 sierpnia 2011

Deron 3.

   Jeszcze tak niedawno było dobrze.
   Jeszcze kilka dni temu cieszyłem się, że mam kogoś obok. Deron sprawił, że znów się uśmiechałem. Było dobrze. Budziłem się widząc jego uśmiech i zasypiałem słysząc jego spokojny oddech. Wydawał się szczęśliwy. Wracał powoli do świata wesołych nastolatków. Potrafił się śmiać i potrafił tym śmiechem zarazić i mnie.
   Czy byłem szczęśliwy? Tego nie wiem. Nie dlatego, że nie wiem co to szczęście. Nie potrafię powiedzieć czy byłem szczęśliwy, gdyż broniłem się przed tym. Bałem się, że kiedy przyznam przed sobą, że młody daje mi poczucie szczęścia, wszystko pryśnie.
   I w sumie, tak właśnie się stało. W chwili, gdy przyjąłem za normę, że śniadania jem, patrząc na zaspane oczy Derona a kolacją kruszymy wspólnie do łóżka, chłopak zniknął. Nadszedł dzień, kiedy wróciłem z pracy i zastałem szafki opróżnione z jego rzeczy.
   Przez chwile, przez jakiś dzień lub dwa, czekałem. Każdy szmer za drzwiami podrywał mnie z kanapy. Każdy hałas za oknem sprawiał, że serce zaczynało mi bić w zawrotnym tempie.
   Z dnia na dzień mniej. Coraz bardziej docierało do mnie, że Deron zniknął. Coraz wyraźniej rozumiałem, że spodziewałem się tego. Właściwie nigdy nie wierzyłem w to, że zostanie na zawsze. Chciałem tego. Miałem na to nadzieje. Lecz nie wierzyłem w to. I, jak zawsze, stało się tak, jak się spodziewałem.
   W końcu przestałem czekać. W końcu straciłem nadzieje. Tylko dlaczego, zmieniając pościel na świeżą, jego poduszkę zostawiłem?
   *
   Siedziałem z książką na murku przed szkolną bramą. Było chłodno ale mi nigdy to specjalnie nie przeszkadzało. Właściwie sam nie wiedziałem po co wziąłem ze sobą tę książkę. Nie miałem nawet pojęcia co czytam, czy raczej udaję, że czytam. Nie chciało mi się siedzieć w mieszkaniu a na towarzystwo ludzi też jakoś nie miałem specjalnej ochoty.
    Po kilku przelecianych, bez zrozumienia stronach, zatrzasnąłem księgę z impetem i położyłem obok siebie. Wpatrzyłem się w las i zastanawiałem się co dalej zrobić ze swoim życiem. Zostać w tej szkole? A może przenieść się kolejny raz? Przeprowadzka zawsze pomagała.
   - Cześć. - Rozległo się  niewyraźnie tuż przede mną, a kiedy moje oczy spoczęły na sylwetce chłopaka, walizka u jego boku zrobiła wielkie lup na ziemię.
   - Cześć. - Zmierzyłem przybysza od góry do dołu.
   Deron? Skoro tak źle mu było tutaj to po cholerę wracał? Po to tylko by ponownie wkraść się w moje myśli ? A już było tak dobrze. Już miałem spokój. Już, chwilami przestawałem o nim pamiętać. Skrzywiłem się, jakby mnie coś zabolało i wbiłem wzrok w walizkę chłopaka.
   - Zapomniałeś czegoś? Czy może pomyliłeś kierunki podróży i przypadkiem znów się tu zjawiasz? - Tak, to było wredne. Ale jeśli ktoś znika bez słowa, nie może liczyć na powitanie z otwartymi ramionami.
   - Myślałem, że sobie poradzę bez ciebie ale się trochę przeliczyłem. - Powiedział cicho w odpowiedzi na mój oskarżający ton.
   Wbił we mnie spojrzenie. Wyglądał tak, że serce mi się ścisnęło. Nie chciałem jednak pozwolić by mnie pokonał. Tęskniłem. Fakt. Tylko co z tego? A jeśli znów wkradnie się w mój świat a potem zniknie?
   - Poradzisz? - Byłem zły. Zły na niego za wyjazd i zły na siebie za to, że teraz nie potrafiłem stłumić w sobie radości z jego powrotu. Ale nie! Nie pokażę mu, że się cieszę. - Przecież ty zawsze wiesz lepiej. Przecież ja nie jestem ci do niczego potrzebny. Nieprawdaż? Gdyby nie to, że jestem skończonym idiotą bo poczułem wyrzuty sumienia i zabrałem cię do siebie... - Machnąłem ręką zbywająco. - Zresztą nieważne. Potrzebujesz czegoś?
   - Ciebie. - Odparł po prostu. - Wiesz... Jak nie chcesz to nie będę ci zawracać głowy. Pewnie masz lepsze zajęcia.
   Czyżbym usłyszał w głosie chłopaka nutę ironii a jednocześnie żal i odrobinę zazdrości?
   - Mam w cholerę innych zajęć. - Warknąłem. Miałem ochotę wykrzyczeć mu całą złość. Tylko.... Tylko te jego oczy. Szlag by trafił ! Ten dzieciak miał więcej szczęścia niż rozumu. - Ja jestem ciężkostrawny a na mielone nie nadaję się zupełnie. - Na moją twarz zabłąkał się delikatny uśmiech. - Będziesz tak stał? Czy przywitasz się jak należy? Skoro już raczyłeś łaskawie wrócić i zaszczyciłeś mnie takim wyznaniem?
   Twarz Derona rozpromieniła się. Oczy mu błysnęły. Rzucił się wręcz na mnie i przytulił mocno. Z jego ust wyrwało się ciche westchnienie, kiedy jego rozczochrana głowa schowała się w moich ramionach. Po chwili podniósł do góry oczy, w których stały świeczki, jeszcze chwila i był gotów się popłakać.
   - Przepraszam. - Mruknął i uraczył mnie rozbrajającym uśmiechem, który wkradł się na jego drgające wargi.
- Szlag by cię dzieciaku.... - Przytuliłem go do siebie. - Co ja takiego zrobiłem? Dlaczego los wrzucił mi ciebie w życie?
   Wpatrzyłem się w oczy chłopaka z uśmiechem. Nie potrafiłem już kryć radości. Aż wypływała ze mnie. Tęskniłem! A poczułem to najbardziej właśnie teraz, widząc łzy w oczach tego dzieciaka.
   - Przepraszam nie wystarczy. - Wyszeptałem. - Odpracujesz wszystkie chwile kiedy umierałem ze zmartwienia.
   Chciało mi się śmiać. Tak radośnie jakbym właśnie dostał w posiadanie największy skarb.
   - Idziemy do domu? - Zapytał mnie z chytrym uśmiechem. -  Muszę chyba już zacząć to odrabiać bo nie wyrobię się do końca życia. - Sarknął i wyszczerzył się radośnie.
   - Ty nie bądź taki cwany. - Zaśmiałem się wesoło i cmoknąłem Derona w czoło. - Kto powiedział, że skończysz w tym życiu? I... - Wskazałem na bagaż chłopaka i posłałem mu złośliwe spojrzenie. - Sam to niesiesz.
   Ruszyłem  w stronę mieszkania, nie czekając na reakcje Derona. Miałem ochotę skakać z radości. Ale spokojnie. To nie w moim stylu. Okazywanie uczuć jest złe i zgubne. Ważne, że ja wiem co czuję. Inni nie muszą.
   Deron prychnął tylko i wziął posłusznie walizkę, po czym podreptał za mną powoli, bo walizka, na pierwszy rzut oka, do lekkich nie należała. Chociaż po drodze coś cicho pogwizdywał, to jednak widziałem wyraźnie, jak zaczął trząść się z zimna. Ileż można łazić po mrozie?
   No cóż, kara musi być. Szedłem niespiesznie i bez słowa. Zerkałem jedynie co chwilę na Derona. Jeśli miałbym być szczery, to sam wolałbym być już w mieszkaniu, przed kominkiem i z tym małym stworzeniem obok siebie. Trudno. Niech pocierpi jeszcze chwile. W końcu mieszkałem w szkole. Trzeba było tylko obejść ją dookoła.
   Kiedy dotarliśmy na miejsce i walizka stanęła tuż za drzwiami, Derona trzęsło już całkiem mocno. Nasze kurtki zawisły na miejscach a ja zniknąłem w kuchni, z której wyszedłem po chwili z parującymi kubkami. Nie ma to jak gorąca słodycz na przywitanie.
   - Wolałbym się zagrzać w twoich ramionach a nie napojem. - Burknął Deron, wbijając się w kanapę przed kominkiem. Trzęsło go to mało powiedziane bo wyglądał jakby dostał padaczki. - Stęskniłem się za twoim mieszkaniem. - Stwierdził cicho i podciągnął kolana pod brodę po czym oplótł je rekami.
   - Moje ramiona to towar deficytowy. - Ze złośliwym uśmiechem usiadłem obok niego i podałem mu kubek. - Wypij i powiedz mi dlaczego uciekłeś. Aż takim strasznym jestem współlokatorem?
   Sam miałem ochotę porwać chłopaka w objęcia i zapomnieć o tym, że go nie było. Sam chciałem znów czuć jak dobrze jest mieć go blisko. Tylko, że ja się zwyczajnie bałem. Bałem się, że jeśli znów sobie pozwolę na poczucie szczęścia to Derona kolejny raz gdzieś poniesie. A następnego zniknięcia nie wytrzymam w takim spokoju.
   - Musiałem to przemyśleć. - Westchnął ciężko. - No i odreagować bo... Bo tak.
   Zakończył kulawo, pospiesznie upił łyk i ustawił kubek na stoliku by go nie parzył w ręce. Nie patrzył na mnie, tylko rozkoszował się ciepłem płynącym z kominka, mrużąc przy tym oczy.
   - Bo? - Mruknąłem racząc się napojem i lustrując Derona spojrzeniem. - Zaufasz mi kiedyś na tyle, żeby powiedzieć szczerze wszystko co ci na sercu leży?
   Postawiłem kubek na stoliku i przygarnąłem do siebie chłopaka. Byłem uparty i nie chciałem pokazać jak bardzo mi brakowało Derona ale nie do przesady. Nie miałem już w sobie na tyle samozaparcia, by nadal go trzymać na dystans. Rozkosznie było mieć go w ramionach. Nawet jeśli to tyko na chwilę.
   - Obiecasz mi coś? - Zapytałem szeptem, opierając policzek o głowę Derona.
   Przymknąłem oczy, czując zapach, który prześladował mnie nocami. Zapach  radości. Zapach Derona, który jest tu znowu i który być może zostanie na dłużej.
   - Tu nie chodzi o zaufanie. - Szepnął i niczym zwinna małpka znalazł się na moich kolanach, obsiadając je okrakiem. - Zresztą sam wiesz co mi chodziło po głowie ostatnio. - Dodał i zarzucił ręce na moją szyję, przysuwając się najbliżej jak się da. - Co mam ci obiecać?
   - Że kolejnym razem, zanim znikniesz, dolejesz mi czegoś do herbaty żebym zapomniał... 
   Objąłem chłopaka w pasie i uśmiechnąłem się do niego.
   Jego twarz była tak blisko mojej twarzy, że czułem jego oddech. Serce stawało mi w miejscu z radości. Przeskakiwałem wzrokiem z oczu na usta Derona. Te  usta, których było mi tak brak. Te oczy, w których mogłem wyczytać wszystko co kryło się w jego umyśle i duszy. Czułem jego ciepło i ciarki mi po karku biegały z chęci zapomnienia.
   Drżałem, na samo wspomnienie tych kilku, grzecznie przespanych u jego boku nocy, kiedy kusiła mnie jego bliskość lecz powstrzymywał mnie stan psychiczny Derona. Teraz wydawał się wiedzieć czego na prawdę chce.
   - Nie. Nie chce byś mnie zapomniał. Zresztą nie mam zamiaru cie opuszczać. Od tego możne zacznijmy, co? - Wesołe iskry posypały się z czekoladowych oczu chłopaka, a ja, po chwili, poczułem na swoich ustach pocałunek, w którym ukryta była obietnica szczęścia jakie chciał mi dać Deron.
   Słowa, bliskość, wesołe spojrzenie i usta, których tak pragnąłem... Czy było mi trzeba czegoś więcej? Nie! W tej chwili miałem wszystko czego pragnąłem. Wpiłem się z pasją w usta chłopaka i przytuliłem go do siebie. Moje dłonie wsunęły się pod koszule Derona i przylgnęły do zmarzniętych pleców. Mruknąłem z rozkoszy i całowałem go tak łapczywie, jakbym dostał, po stuleciach oczekiwań, ten jeden jedyny pocałunek, mający mi wystarczyć na resztę życia.
   - Ty się tak nie zapędzaj dziadku... - Mruknął mi do ucha Deron, po czym przygryzł jego płatek boleśnie i zjechał ustami na moją szyję. Skrzywiłem się  ale zacisnąłem zęby by nie syknąć i nie dać chłopakowi powodów do satysfakcji. - Kocham cię ty wredoto i po to wróciłem, by ci to powiedzieć. - Ponownie wyszeptał.
   Dlaczego zrobiło mi się tak miło po słowach Derona? Dlaczego jedno zdanie wlało w moją dusze tyle ciepła? Dlaczego?
  Jego głos drżał. Nie wiedziałem czy z przejęcia, czy z narastającego w jego drobnym ciele podniecenia.
   - Dziadku? Nie przypominam sobie żebym miał wnuka... - Warknąłem niezbyt groźnie. - To co? - Mruknąłem odchylając głowę w bok. - Skoro już mi to powiedziałeś to możesz wracać?
   - Przecież mnie już nie puścisz. - Brwi chłopaka podjechały wysoko, niemal wychodząc z czoła a on sam uwiesił się bezsilnie na mnie i schował zagrzany nos w moją szyję. - Będę ci to powtarzać codziennie i możne w końcu też to od ciebie usłyszę.
   - Jesteś strasznie pewny siebie, wiesz... - Uśmiechnąłem się tuląc Derona i błądząc po jego plecach, ciekawskimi rękoma.
   Kiedy dotykałem ich ostatnio były poranione. Teraz było inaczej. Nie musiałem uważać na rany. Nie musiałem bać się, że sprawię mu ból dotykiem. A słowo "kocham"? Czy ja w ogóle potrafiłbym to  powiedzieć? Nie, raczej nie.
   - Najpierw muszę się zastanowić jak odpracujesz moje zmarszczki ze zmartwienia. - Wyszeptałem, całując skroń chłopaka i zjeżdżając ustami na jego szyje.
   Mruczał coś niewyraźnie a ja błądziłem coraz gorętszymi ustami po jego skórze. Byłem niecierpliwy, spragniony, stęskniony... Aż kipiałem z niecierpliwości.
   - Uczę się od mistrza. - Wyszeptał, łaskocząc moją skroń ustami i z trudem łapiąc powietrze. -Nie żałuj sobie...
   Słowa młodego zabrzmiały jak zaproszenie. Czyżby on też tęsknił? Odpowiedz dostałem bardzo szybko. Deron przylgnął do mnie całym sobą i  podrapał mój kark, niczym dzikie kociątko.
   - Mistrz ci za chwile krzywdę zrobi jak nie przestaniesz go naśladować.
   Roześmiałem się i z nieskrywaną chęcią odszukałem ustami drogę do ust Derona.
   Smakowałem je przez chwile z rozkoszą ale zaraz wsunąłem miedzy nie język a moje dłonie zjechały na jego pas, zakradając się ciekawie pod pasek spodni. Ochota z jaką chłopak do mnie lgnął, powodowała, że traciłem nad sobą kontrolę.
   Przestało mnie interesować to, że młody prawie mnie nie zna. Że nic o sobie nie wiemy, poza tym co wyczytałem z jego wspomnień. Pragnąłem go. Miałem go. A on na dodatek zdawał  się chcieć tego samego. Pocałunek stał się bardziej zaborczy niż czuły. Moje palce wsuwały się za spodnie coraz bardziej a moje podniecenie rosło z sekundy na sekundę.
   - Chce to zobaczyć. - Mruknął Deron, coraz bardziej wyginając w moją stronę biodra. Ocierał się o mnie zaborczo, prowokując mnie jeszcze bardziej. - Ty strasznie dużo mówisz a mało robisz! - Zaśmiał się i przygryzł moją wargę. Prosił się!
   -Ty mały, wredny... - Wysapałem i ponownie wpiłem się w jego usta.
   Tym razem całowałem go z pasją, która we mnie buzowała coraz mocniej. Dłońmi odszukałem rozporek spodni Derona. Pozbyłem się jednak najpierw jego koszulki i przerywając na chwile pocałunek zrzuciłem też swoją górną cześć odzienia. Przejechałem dłońmi po nagich ramionach chłopaka i pożerałem go wzrokiem zjeżdżając dotykiem na pierś i brzuch. Był cudowny. Był taki młody a jednocześnie tak strasznie męski. I najważniejsze, był w tej chwili cały mój.
   - Sam jesteś wredny! - Warknął Deron i zmrużył złośliwie oczy. - Tylko, że to właśnie twoja wredota tak mnie do ciebie ciągnie.
   - Ja to ja. - Sarknąłem - a Ty masz być miły, słodki i kochany.
   Jednym szybkim ruchem postawiłem chłopaka na podłodze i zsunąłem z niego spodnie. Sam również się podniosłem. Moje spodnie znalazły się tuż przy odzieniu młodego.
Nasze usta znów się spotkały a ja poprowadziłem nas, w miłosnym uścisku do sypialni.
    Kiedy znaleźliśmy się przy łóżku, pchnąłem na nie Derona i usiadł okrakiem na jego biodrach ze złośliwym uśmiechem.
   - Zboczeniec! - Syknął chłopak, prężąc się pod moim ciałem. Dolna cześć ciała Derona domagała się uwagi wybrzuszając spodenki ale chłopak przekornie z niewinnością zasłonił ją rekami.
   - Znalazł się święty - Wymruczałem i ująłem jego dłonie rozkładając je na boki przy jego głowie. Moje usta zaczęły błądzić po szyi Derona. - Każesz mi na siebie czekać...- Całowałem go miedzy słowami i zjeżdżałem pocałunkami coraz niżej.- Kusisz, a teraz jeszcze marudzisz...
   Nie pozostawiłem wątpliwości co do swoich zamiarów. Uniosłem głowę i spojrzałem Deronowi w oczy. Moje oczy! Moje uwielbione i utęsknione oczy.
   - Ja marudzę? Ja? No coś ty! Naprawdę? - Ironizował młody.
   Kręcił się i wił pod moim ciałem coraz bardziej niecierpliwiej. Łasił się o moją skore i mruczał słodko. Dłonie ułożył na moich ramionach i wbił w nie palce.
   Ok, koniec gadania! Byłem zbyt zajęty obcałowywaniem ciała Derona by odpowiedzieć na jego złośliwości. Znaczyłem pocałunkami ścieżkę na skórze chłopaka a kiedy napotkałem jego sutki ugryzłem delikatnie jeden z nich.
   Było mi dobrze przy tym dzieciaku. Temu zaprzeczyć nie potrafiłem. A teraz chciałem sprawić by młody poczuł się jak w niebie. Moje dłonie jechały tuż za pocałunkami ale kiedy usta zatrzymały się na brzuchu, palce wędrowały ciekawie dalej. Przesunęły się na biodra chłopaka i zjechały na jego uda.
   Położyłem się obok Derona i całując jego brzuch, odnalazłem dłonią jego członek. Otuliłem go uściskiem u przygryzłem skórę na brzuchu młodego by nie jęknąć z podniecenia.
   Usłyszałem zduszony i pełen podniecenia jęk chłopaka. Jego członek wyprężył się w mojej dłoni, wypełniając ją całą a nawet trochę z niej uciekając.
   Ręka mu drżała. Tak bardzo chciałem poczuć jak Derona topnieje w moich objęciach. Tak długo na to czekałem. Poruszyłem dłonią powoli w gore i w dół członka chłopaka. Niespiesznie. Ot delikatna pieszczota. Moje usta zjechały na jego uda. Spojrzałem zadowolony na skarb Derona w gotowości do działania i uśmiechnąłem się. Zerknąłem przez chwilę na twarz chłopaka po czym pocałowałem go w sam czubek członka. Ręka zjechałam w dół a penis Derona znalazł się w  moich gorących ustach, które zaciskały się na nim lekko.
   Nie umiałbym wyrazić słowami tego co targało moim ciałem. Przetaczały się przez nie fale gorąca. Oczy mnie piekły, a pościel paliła moją skórę. Zacisnąłem dłoń na udzie chłopaka i jęknąłem, czując jak mój kochanek napina mięśnie i pręży się niespokojnie.
   - Więcej... - Usłyszałem ciche słowa.
   Ogarnęła mnie wielka chęć by posiąść tego chłopaka. Na mojej twarzy zabłąkał się lekki uśmiech. Sam też chciałem więcej. Dużo więcej. Moje usta wędrowały po członku Derona  coraz szybciej. Zęby drapały go delikatnie a dłoń pieściła jego jądra.
   Płonąłem z podniecenia. Serce szalało w mojej piersi. Byłem na granicy wytrzymałości z podniecenia. Ale teraz nie liczyłem się ja, tylko Deron. To Deron miał krzyczeć z rozkoszy i doprowadzić mnie tym do szaleństwa. To on miał poczuć żar mojej tęsknoty. To on miał się dowiedzieć, jak bardzo mi go brakowało.
   Moje pieszczoty stawały się coraz odważniejsze. Coraz bardziej namiętne i coraz bardziej zaborcze. Z trudem trzymałem żądzę na wodzy. Moje dłonie gładziły ciało kochanka nieco chaotycznie. Chciałem go całego. Pragnąłem zatracić się w chwilach rozkoszy z Deronem.
   Moje usta, moje palce, mój język... Całe moje ciało było tylko jego. Każdy mój ruch ukierunkowany był wyłącznie na dostarczenie Deronowi przyjemności. Czułem jak topnieje. Jak zatraca się w tych chwilach razem ze mną. Jak drgają wszystkie jego mięśnie. Widziałem jak pręży się i powstrzymuje przed spełnieniem.
   Taniec jego ciała sprawiał, że każdy mój nerw, chłonął przyjemność z jego podniecenia. Nasze ciała pokryła rosa rozkoszy. Nasze dłonie splotły się w miłosnym uniesieniu. A kiedy moje usta wypełnił gorący dowód na szczyt rozkoszy mojego kochanka, przez każdy z moich mięśni przemknęła elektryzująca fala orgazmu. Przez chwile byłem jednością z Deronem. Przez chwile, nasze ciała stopiły się w jedną, wrzącą lawinę uniesienia.
   Wróciłem do ust kochanka i pozostałem tam na tyle długo by nasze serca zaczęły wracać do normalnego tempa.

1 komentarz:

  1. W tym tekście, jak dla mnie, akcja za szybko się toczy... Jest też kilka niewyjaśnionych kwestii, które znacznie utrudniają zrozumienie tekstu, np. kim jest Shane, skoro umie czytać w myślach, czy potrafi tak mocno uderzyć, że chłopak przelatuje nad schodami (i do tego nie ma połamanych żeber). To mnie w sumie tak najbardziej zaintrygowało.
    Aha, i nie ma potrzeby aby w takim tekście używać wielkiej litery przy zwrotach typu: tobie, ciebie. To nie jest list;) I tutaj też jest błędny zapis dialogów.
    Ale da się czytać:)
    Weny i czekam na next:)

    OdpowiedzUsuń